top of page

The Traveling Economist

Podróże okiem ekonomisty

05627c8f-b097-4592-8be1-e638b8d4b90d_edited_edited.jpg
Home: Witaj
Home: Blog2

Gabon

  • Zdjęcie autora: Maciej Stańczuk
    Maciej Stańczuk
  • 10 sie
  • 27 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 19 wrz

Gabon zyskał popularność w Polsce głównie dzięki Jarosławowi Kaczyńskiemu, który odwołał się do tego kraju, by wykazać słabość argumentacji Tuska. Stwierdził: „Równie dobrze można wymyślić, że Gabon zaatakuje Polskę". „Niezbyt wielkie państwo, gdzie poważną rolę odgrywają orzeszki ziemne”, mówił później o Gabonie. Pytany, co PiS sądzi o całej sprawie Jacek Kurski odpowiedział, że „Kwestia Gabonu jest skądinąd interesująca. Nie śledzę jednak na tyle dokładnie losów tego państwa”. Zainspirowany wypowiedziami tak wielkich znawców Afryki, postanowiłem nie tylko zgłębić swoją wiedzę o tym kraju, ale też odwiedzić go. 

Gabon w pierwszym tysiącleciu p.n.e. zasiedlany był przez ludy z grupy Bantu. W średniowieczu część kraju znajdowała się pod zwierzchnictwem Kongo. Pierwszymi Europejczykami, którzy dotarli do Gabonu byli portugalscy handlarze niewolników. Założyli oni w tym czasie stałe kolonie na leżących naprzeciw wybrzeża współczesnego Gabonu wyspach (Świętego Tomasza i Książęcej) zasiedlając je afrykańskimi niewolnikami. W XVIII w. na terenie Gabonu zaczęli osiedlać się Francuzi, którzy w 1839 r. założyli w części dzisiejszego państwa swoją kolonię. W 1849 r. powstało Libreville, czyli osada uwolnionych niewolników, która jest do dzisiaj stolicą kraju. Do 1890 r., w wyniku wypraw Pierre’a de Brazzy Francuzi opanowali cały kraj. W 1889 r. Gabon został włączony do Konga Francuskiego, a w 1910 r. stał się częścią Francuskiej Afryki Równikowej. Składała się ona z 4 terytoriów: Gabonu, Konga Środkowego (Brazzaville), Czadu oraz Ubangi-Szari (czyli dzisiejszej Republiki Środkowoafrykańskiej). Gubernator generalny, rezydujący w Brazzaville, reprezentowany był przez swoich przedstawicieli w każdym z tych terytoriów. Za czasów francuskiej IV Republiki (1946-1958) federacja ta reprezentowana była we francuskim parlamencie. W referendum z września 1958 r. przegłosowano przyjęcie autonomii w ramach Wspólnoty Francuskiej (powstała ona na podstawie konstytucji V Republiki z 1958 r.), tym samym rozwiązana została sama federacja. W 1959 r. nowe republiki powołały, aż do uzyskania pełnej niepodległości w kwietniu 1960 r., tymczasową organizację zwaną Unią Republik Środkowoafrykańskich.

Gabon uzyskał niepodległość w sierpniu 1960 r. wraz z 14 francuskimi koloniami afrykańskimi. Jednak szybko okazało się, że świeżo zdobyta suwerenność stała się tylko kontynuacją kolonializmu sprawowanego innymi metodami. Ogólnie między styczniem a listopadem 1960 r. powstało w Afryce 17 nowych państw. Istotnym był fakt, że we francuskiej Afryce Zachodniej i Środkowej dekolonizacja przebiegała bez walk i praktycznie bez rozlewu krwi, w przeciwieństwie do francuskich kolonii na Madagaskarze, w Indochinach czy Algierii. Początkiem emancypacji Afryki była inwazja Niemiec na Francję latem 1940 r. W momencie kapitulacji gen. Charles de Gaulle przebywał już na emigracji w Londynie i przez BBC wzywał Francuzów do stawiania oporu okupantom. Dla wielu był to akt bezradności, gdyż de Gaulle nie dysponował żadnymi funduszami ani zasobami. Jego płynących z Londynu apeli słuchała tylko znikoma mniejszość rodaków.

Nadzieja dla de Gaulle’a nadeszła z Afryki. W sierpniu 1940 r. pierwszy czarnoskóry gubernator Francuskiej Afryki Równikowej Félix Éboué ogłosił, że popiera de Gaulle’a. Do roku 1943 wszystkie francuskie kolonie z wyjątkiem Indochin zerwały z reżimem Vichy marszałka Pétaina, który po klęsce Francji rządził nieokupowaną częścią kraju i kolaborował z Hitlerem. W styczniu 1944 r., jeszcze przed wyzwoleniem Paryża, de Gaulle pojechał do Afryki. W czasie słynnej konferencji w Brazzaville w Kongu Francuskim omawiał z 20 gubernatorami przyszłość imperium kolonialnego, owocem konferencji była „Deklaracja z Brazzaville (https://www.thetravelingeconomist.com/post/kongo-brazzaville). Deklaracja dobrze pokazywała całe zakłamanie francuskiej polityki dekolonizacji. Już w wygłoszonym 30 stycznia 1944 r. na otwarcie konferencji przemówieniu, w którym terytoria zamorskie de Gaulle nazwał „ziemiami, z których nadejdzie wyzwolenie”, oznajmił jednocześnie, że Francja „swoimi afrykańskimi terytoriami chce rządzić także w przyszłości, do czasu, aż tamtejsze ludy będą zdolne brać udział w kierowaniu i zarządzaniu własnymi sprawami”. Deklaracja wprawdzie obiecywała koloniom więcej samodzielności i częściową autonomię, całkowita suwerenność była jednak wykluczona.

Rozwój wypadków szybko jednak przekreślił te plany. W dniu zakończenia II Wojny Światowej 8 maja 1945 r., w Sétif we francuskiej Algierii, miała miejsce masowa demonstracja przeciwko aresztowaniu jednego z opozycjonistów. Doszło do ataków na Europejczyków, ok. 100 z nich zostało zabitych. Francuska armia kolonialna odpowiedziała z całą brutalnością, 28 przywódców zamieszek stracono i w ciągu 2 tygodni zabito od 35 tys. do 45 tys. Algierczyków, dokładna liczba ofiar do dzisiaj nie jest znana. Ta masakra była początkiem wojny algierskiej, która trwała aż do 1962 r. Tak jak ustalono w 1944 r. w Brazzaville, nowa francuska konstytucja, przyjęta w październiku 1946 r., przyznawała 24 przedstawicielom kolonii miejsce we francuskim Zgromadzeniu Narodowym, a także stanowiska ministrów bądź sekretarzy stanu. Dwoje deputowanych pochodziło z Madagaskaru. Domagali się oni powstania autonomicznej Republiki Malgaskiej i przeprowadzenia referendum. Francja te żądania zdecydowanie odrzuciła, a po wybuchu w 1947 r. powstania na Madagaskarze, wysłała na wyspę 15 tys. spadochroniarzy dla stłumienia rebelii. Oficjalnie było 11 tys. zabitych, ale prawdziwa liczba była najprawdopodobniej 8-krotnie wyższa.

Przewidziana w nowej konstytucji „Union Française” (czyli unia Francji i kolonii), formalnie oparta na „równości praw i obowiązków, bez względu na rasę czy religię”, była zatem tylko fasadą. Kiedy algierski deputowany odważył się we francuskim Zgromadzeniu Narodowym cytować konstytucję i mówić o „prawach” i „niezależności”, został zagłuszony i wygwizdany. Co najmniej od momentu wybuchu otwartej wojny w Algierii stało się jasne, że pokojowa „dekolonizacja” i obietnice reform złożone w Brazzaville były iluzją. Podczas gdy na niektórych terytoriach tworzyła się opozycja wobec władzy kolonialnej, część czarnoskórych polityków dogadywała się z rządem francuskim (jak Senghor w Senegalu czy Houphouët-Boigny w Wybrzeżu Kości Słoniowej), co stało się ważnym elementem francuskiej polityki dekolonizacji. Jednocześnie politycy wszystkich francuskich partii, oprócz komunistów z FPK, zdecydowanie odrzucali autonomię czy niepodległość kolonii. Ówczesny minister spraw wewnętrznych i późniejszy socjalistyczny prezydent Mitterrand powiedział w listopadzie 1954 r. kilka dni po rozpoczęciu wojny algierskiej: „Algieria to Francja; od Flandrii po Kongo jest tylko jedno prawo, tylko jeden naród. (…) Negocjować można jedynie poprzez wojnę”. Także de Gaulle nie był lepszy. Kiedy w 1958 r. powrócił do polityki i stworzył przykrojoną do swoich prezydenckich ambicji konstytucję V Republiki, twierdził, że „macierz i terytoria zamorskie powinny razem tworzyć wspólnotę”. Tak to zostało też zapisane w art. 86 konstytucji francuskiej z września 1958 r., który mówi o „Communauté Française”. Przynajmniej jednak kolonie mogły liczyć na status samodzielnych podmiotów prawa międzynarodowego pod zwierzchnictwem metropolii. O realizmie generała dobrze jednak świadczy fakt, że pod wrażeniem wojny w Algierii trzymał się tej fikcji tylko przez rok. Już w 1959 r. konstytucja została zmieniona, zastępując „Communauté Française” przez zwykłą „Communauté”, w ramach której kolonie mogły uzyskać niepodległość państwową, przy czym między nimi a Francją dalej miały trwać uprzywilejowane relacje we wszystkich sferach jak gospodarka, prawo, bezpieczeństwo, waluta czy kultura. W referendum przeprowadzonym pod koniec 1958 r. wszystkie francuskie kolonie zachodnio- i środkowoafrykańskie, z jednym wyjątkiem Gwinei (jej przyszły prezydent Sékou Touré powiedział: „Wolimy biedną wolność, niż bogactwo w niewoli”), opowiedziały się za pozostaniem w „Communauté” i tym samym za „szczególnymi relacjami” z Francją, regulowanymi rozmaitymi umowami o pomocy i współpracy. Rzeczywiście zasady przeprowadzonej w 1960 r. dekolonizacji przedłużyły zależność niepodległych państw od Francji. Jak to ujął gaulleistowski minister Michel Debré: „przyznaje się niepodległość pod warunkiem, że uzyskujące je państwo postara się wypełnić zobowiązania umów o współpracy z Francją”.

Wzorcowym przykładem przejścia od kolonializmu do wymyślonego przez de Gaulle’a systemu sterowanej z Paryża polityki współpracy, jest liczący sobie 2,4 mln. ludności (2023) Gabon. Ten położony na atlantyckim wybrzeżu kraj uzyskał niepodległość 17 sierpnia 1960 r., jednocześnie jednak został zobowiązany licznymi umowami do współpracy z Francją. Od momentu uzyskania niepodległości istniały w Gabonie 2 partie: konserwatywny BDG (Bloc Démocratique Gabonais), rządzony przez Léona M’Ba i centrolewicowy UDSG (Union Démocratique et Sociale Gabonaise), na czele którego stał Jean-Hilaire Aubame. BDG uzyskało poparcie od 3 do 4 niezależnych ustawodawczych zastępców i M’Ba został zaprzysiężony premierem. Wkrótce obaj szefowie partii dogadali się, że niewielki Gabon miał niewystarczającą liczbę osób dla systemu dwupartyjnego i zgodzili się co do jednej listy kandydatów. W lutym 1961 r. odbyły się wybory, utrzymane pod nowym systemem prezydenckim, w których M’Ba został prezydentem, a Aubame ministrem spraw zagranicznych. Jedna lista zdobyła aż 99,75% głosów, wynik nieosiągalny nawet dla komunistycznych reżimów w bloku sowieckim! Pierwszym prezydentem kraju został zatem Léon M’Ba. Urodzony w 1902 r., wychowanek szkoły misyjnej, pierwsze doświadczenia w pracy administracyjnej zbierał jako burmistrz stolicy Gabonu Libreville. Od lutego 1959 r. urzędował jako premier, pod zwierzchnictwem francuskiego gubernatora. Był bardzo sprawnym i zręcznym politykiem, czym zdobył sobie zaufanie i nieograniczone wsparcie Francji.

W przyjętej niedługo później konstytucji art. 8 dawał mu rozległe uprawnienia: „Prezydent republiki jest zwierzchnikiem państwa, czuwa nad przestrzeganiem konstytucji, gwarantuje swoim arbitrażem funkcjonowanie organów państwowych i trwałość państwa”. M’Ba wykorzystał swoje uprawnienia do okiełznania parlamentu, resztek opozycji i demonstrujących studentów. Czasem osobiście brał udział w publicznym biczowaniu tych, u których podejrzewał ducha oporu. W 1964 r. rozwiązał parlament i nałożył na partie, które chciały wziąć udział w wyborach, opłatę w wysokości 7,5 tys. USD, mając pewność, że poza jego własną partią nikogo na ten wydatek nie będzie stać. Koalicja centrolewicy i centroprawicy istniała do lutego 1963 r., gdy większe BDG zmusiło członków UDSG do wybrania między przyłączeniem do swojej partii albo rezygnacji. Ministrowie UDSG ustąpili, a M’Ba rozpisał wybory na luty 1964 r., zmniejszył też liczbę miejsc w parlamencie z 67 do 47. UDSG nie zebrał listy kandydatów zdolnych spełniać wymagania z wyborczych dekretów. Doszło wówczas do kryzysu. W lutym 1964 r. wojsko przeprowadziło bezkrwawy pucz obalając M’Ba po tym jak BDG miało wygrać wybory na skutek eliminacji opozycji. Utworzony przez armię Komitet Rewolucyjny nowym prezydentem mianował Aubame’a. Francja, twardo popierająca M’Ba, w ciągu 24 godzin po jego obaleniu posłała do Gabonu swoje wojska, choć przewidziana w umowie o współpracy „prośba o pomoc” nie została przesłana i trzeba ją było później sfałszować. Francuzi szybko rozprawili się z rebelią i powsadzali buntowników i ich politycznych sprzymierzeńców do więzień albo zmusili do wyjazdu z kraju. M’Ba wygrał wybory w 1964 r. ze skromnym, jak na afrykańskie dyktatury wynikiem 54% głosów. Wybory odbywały się z wieloma opozycyjnymi kandydatami. Kandydaci BDG odnieśli zwycięstwo wyborcze, otrzymując 31 miejsc, a opozycja 16.

M’Ba był typowym nacjonalistycznym, afrykańskim satrapą, który po zdobyciu władzy zaczął okradać swój kraj, ale najpierw musiał scementować swoją władzę. Przede wszystkim obsypywał pieniędzmi budżetowymi tych, którzy mieli szczęście zaistnieć w życiu politycznym i dostać się do parlamentu. W 1962 r. francuski agronom, Réné Dumont, pisał, że deputowany Gabonu otrzymywał większe wynagrodzenie niż członek brytyjskiej Izby Gmin. W ciągu 6 miesięcy zarobił tyle, co przeciętny chłop w Gabonie zarobił w ciągu 36 lat. Jeśli chodzi o wydatki prezydenta, członków parlamentu i ministrów, biorąc pod uwagę PKB kraju, okazało się, że same poniesione przez nich koszty podróży były wyższe niż od kosztów utrzymania dworu Ludwika XVI we Francji w 1788 r.

Gabon stał się dla Francji „zastrzeżonym rewirem łowieckim”, jak to określił francuski dziennikarz Pierre Péan w swojej książce „Affaires Africaines” (1983). Kiedy M’Ba w 1965 r. zachorował na raka, na którego zmarł 2 lata później, Francuzi zatroszczyli się o jego następcę, nie chcąc pozostawiać kwestii sukcesji przypadkowi, czyli wyborom. Wybór padł na Alberta-Bernarda Bongo, który kiedyś służył w lotnictwie francuskim, a w 1965 r. zrobił błyskawiczną karierę w rządzie M’Ba, którego czcił jak ojca. De Gaulle osobiście „sprawdził” 30-letniego wówczas kandydata i uznał go za stosownego. M’Ba szybko przeprowadził zmianę konstytucji, dzięki której Bongo został wiceprezydentem, a po śmierci M’Ba w 1967 r. – jego następcą. Bongo swoją prezydenturę rozpoczął od stosunkowo liberalnych i prodemokratycznych działań. Wypuścił z więzień przeciwników politycznych zmarłego M’Ba i pozwolił im powrócić na stanowiska w administracji lub do życia prywatnego.

Ten model rządów zakończył się w 1968 r., gdy w Gabonie wprowadzony został oficjalnie system jednopartyjny. Swoją decyzję prezydent uzasadniał tym, że system wielopartyjny „dla młodych afrykańskich narodów oznacza tylko chaos i stagnację”. Bongo wykazał się dużą inwencją zmieniając nazwę partii rządzącej z BDG na PDG (Parti Démocratique Gabonais). Wprowadzenie rządów jednopartyjnych zapewniło Bongo absolutną dominację, jakikolwiek bunt mógł zostać stłumiony, gdyż francuskie wojska w ramach umowy o współpracy obronnej, zapewniały spokój wewnątrz kraju. Czasami ten spokój prezydent zaburzał sam swoimi średnio rozgarniętymi decyzjami. W 1969 r. Bongo rozpoczął ograniczanie wolności związków zawodowych. Do 1973 r. wszystkie związki zostały zmuszone do przyłączenia się do jednej z federacji kontrolowanej przez rząd. Krytyka studentów i profesorów dotycząca niedemokratycznej formy rządów i powszechnej korupcji w 1972 r. doprowadziła do masowych aresztowań wśród antyrządowej opozycji.

Oprócz funkcji prezydenta, Bongo pełnił również wiele innych funkcji rządowych. W latach 1967-1975 był premierem Gabonu, a także ministrem obrony (1967-1981), ministrem informacji (1967-1981), ministrem planowania (1967-1977) oraz ministrem spraw wewnętrznych (1967-1970).

Bongo w 1973 r, przeszedł na islam i kazał nazywać się El Hadj Omar Bongo, a od 2003 występował już jako Omar Bongo Ondimba. Swoje nawrócenie z chrześcijaństwa na islam tłumaczył tym, że w ten sposób pozbył się pośredników między nim a Bogiem: „Nie muszę stawać przed wielebnym czy biskupem, aby zdać relację z tego, co czyniłem”, oświadczył. W wyborach prezydenckich w 1973 r. był jedynym kandydatem na to stanowisko, zdobywając 99,56% głosów poparcia. Ale to jeszcze nic w porównaniu z wynikiem 99,96% w kolejnych wyborach w 1979 r., by w 1986 r. wrócić na tylko nieco skromniejsze 99,7%.

Stosunki z Francją stały się najważniejszą osią polityki zagranicznej Gabonu. Gabon stanowił bowiem jeden z najważniejszych filarów tzw. Françafrique, systemu relacji i wspólnych interesów Francji z jej dawnymi koloniami w Afryce. Z Bongo świetnie dogadywali się wszyscy prezydenci Francji, od de Gaulle’a, poprzez Pompidou, Giscarda d’Estaing, Mitteranda i Chiraca, aż po Sarkozy’ego. Chirac w 1995 r. wychwalał Bongo za jego „wierność naszym wspólnym ideałom i naszemu wspólnemu oddaniu idei franko-afrykańskiej”, a sam Bongo ujął to tak: „Gabon bez Francji jest jak auto bez kierowcy. Francja bez Gabonu jest jak auto bez benzyny”. Zobaczmy, jak te wspólne ideały wyglądały w praktyce?

Gabon prowadził z Francją szeroką wymianę handlową, udzielił koncesji na wydobycie ropy francuskim koncernom, a z uwagi na własne bezpieczeństwo pozwolił wojskom francuskim na stacjonowanie w kraju. Francuskie bazy wojskowe w Gabonie były od czasów prezydenta M’Ba. Jedna z nich - Camp de Gaulle w Libreville - liczyła ponad 500 żołnierzy. Dodatkowo dostarczała coroczną pomoc wojskową dla gabońskiego sztabu w wysokości 1 mln. USD, prowadziła bezpłatne szkolenia dla gabońskich żołnierzy i organizowała wspólne manewry. Francuska obecność wojskowa w kraju zapewniała stabilność rządów Omara Bongo. W 1990 r. po wcześniejszej interwencji w 1964 r. wojska francuskie jeszcze raz interweniowały, chroniąc prezydenta przed skutkami zamieszek w kraju.

Gabon, z bogatymi zasobami ropy naftowej, piątymi pod względem wielkości na świecie złożami uranu (dostarczał uran nie tylko dla tworzącej się energetyki jądrowej, ale przede wszystkim do francuskich bomb atomowych, które gen. de Gaulle testował na algierskiej pustyni w 1960 r.), bogatymi złożami żelazu i manganu oraz zasobami drewna, od początku przyciągał szczególną uwagę Pałacu Elizejskiego. De Gaulle pragnął przełamać hegemonię anglosaską w handlu ropą i w tym celu powołał koncern Elf Aquitaine (późniejszy Total). Jej spółka córka Elf Gabon rozpoczęła działalność w Gabonie i dzięki korzystnym kontraktom przyniosła Francji wymierne korzyści. Koncern stał się silnym ramieniem Francji w Afryce i narzędziem prowadzenia polityki w regionie. Głównym architektem polityki Francji był Jacques Foccart, wpływowy doradca ds. stosunków z Afryką. Dzięki niemu podpisane umowy o współpracy zapewniały Francji uprzywilejowane warunki dostaw. W 1983 r. 77% eksportu Gabonu trafiało do Francji, w drugim kierunku Francja zapewniała 70% wszystkich inwestycji zagranicznych. Ok. 1 mld EUR, które Francja w 1983 r. wpompowała do Gabonu, służyło nie tyle rozwojowi, co konsumpcji – przede wszystkim towarów francuskich. Za każdego franka, który wówczas trafiał do Gabonu, płynęło 2,8 franka z powrotem do Francji. Przez lata miejscowe rolnictwo kompletnie podupadło: pod koniec lat 80-tych XX w. rolniczo użytkowano tylko 1% gruntów. 80% żywności było importowanych. Gabon dwa razy znalazł się w światowej czołówce: w 1984 r. w spożyciu szampana na głowę mieszkańca i w 2009 r. w śmiertelności dzieci.

Konsumpcja szampana nie dziwi, gdyż za prezydentury Bongo prawie 4-krotnie wzrosła liczba Francuzów mieszkających w Gabonie, z 5 tys. (1960) do 18 tys. (pod koniec lat 80-tych). W latach 80-tych połowa gabońskiego importu pochodziła z Francji, a rząd francuski dostarczał Gabonowi pomoc finansową stanowiącą 1/3 wielkości jego budżetu. Boom naftowy w latach 70-tych XX w. uczynił z Gabonu kraj – jak na warunki afrykańskie – bogaty. Z tym, że bogata była głównie rodzina Bongo, wąska oligarchia skupiona wokół dyktatora oraz koncern Elf. Historyk M’Bokolo w swojej książce „Méditations africaines” wyliczył, że w 1999 r. na 1% ludności przypadało 80% PKB, z kolei wg. le Monde 80% dochodów osób fizycznych w Gabonie trafiało do 2% ludności, głównie elity i jej wielkich rodzin. To w tamtym okresie francuski koncern naftowy Elf zbudował swoje porównywalne z państwowymi tajne służby, oczywiście płacił też Bongo. W zamian za znaczne zwolnienia podatkowe prezydent wymyślił sobie, że Elf, zarządzający zasobami ropy naftowej Gabonu, ma przekazywać 10% dochodów ze sprzedaży ropy na „Provision pour Investissements Diversifiés”: był to utajniony, nielegalny fundusz wyłącznie do własnej dyspozycji prezydenta. Le Monde w 1989 r. wyjawił, że w latach 70-tych i 80-tych XX w. 1/4 dochodów publicznych została przetransferowana w prywatne ręce elity. Była to kwota prawie dwukrotnie wyższa od długu publicznego, który Gabon z trudem starał się spłacać.

Omar Bongo, bardzo przywiązany do zewnętrznych atrybutów swojej osobistej wielkości, zarządził budowę w Libreville kilku skierowanych ku plażom hoteli, specjalnie z myślą o zorganizowaniu konferencji na szczycie OJA oraz wzniesienie swojego nowego pałacu – z przesuwanymi ścianami i drzwiami, obrotowymi pokojami i prywatnym klubem nocnym. Łączny koszt przedsięwzięcia znacznie przekraczał 500 mln. USD. Takich przykładów rozrzutności za pieniądze publiczne, które Bongo traktował jako swoje prywatne było znacznie więcej.

Prezydent wspierany przez „clan gabonais”, czyli mieszkających w Gabonie Francuzów, swoim majątkiem ochoczo i bezpośrednio angażował się we francuską politykę. Dawał pieniądze wielu czołowym paryskim politykom, wspierał też ich partie. Jest cała masa publikacji na temat najróżniejszych skandali łapówkowych, w które uwikłany był przez dziesięciolecia gaboński prezydent. Ponadto Gabon stał się swoistą bazą operacyjną francuskiej polityki w Afryce. To z Gabonu interweniowały elitarne francuskie oddziały w Czadzie, Beninie, Nigrze, Zairze, Kongo, Mauretanii czy Republice Środkowoafrykańskiej. W wielu miejscach tajne służby działały nieoficjalnie, dostarczając broni i najemników, np. w Biafrze w Nigerii, Kongo czy Angoli. Czasem kończyło się to fatalnie, jak np. w 1983 r., kiedy interweniujący w Czadzie francuscy żołnierze zostali ostrzelani rakietami, które Mitterrand wcześniej kazał dostarczyć Libii.

Omar Bongo zarządzał krajem i czerpał zyski z wydobycia ropy naftowej przez 41 lat przy władzy, stając się jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Był ekstrawagancką i autokratyczną postacią, przyzwyczajoną do stylowego życia i wymagającą bezwzględnego posłuszeństwa. Jego pałac prezydencki w Libreville kosztował 0,5 mld. USD. Przedsięwzięcia biznesowe prezydenta obejmowały sektory od zarządzania nieruchomościami po eksport manganu i ropy naftowej. Bongo przez 41 lat sprawowania władzy w Gabonie stał się miliarderem. Dwa lata przed jego śmiercią śledztwo przeprowadzone przez Francuzów ujawniło, że w samej Francji miał 66 kont bankowych, 183 samochody, 39 luksusowych nieruchomości. Po obu stronach głównego bulwaru Libreville, ciągnącego się wzdłuż wybrzeża i noszącego imię prezydenta, stały wspaniałe rządowe pałace.

Trudno, by w takich okolicznościach kraj mógł spokojnie funkcjonować. Za tą fasadą rozciągał się aż po horyzont labirynt nędznych lepianek i slumsów, gdzie masy ludzi żyły w skrajnej nędzy. Pierwsze ruchy opozycyjne wobec władzy Bongo zaczęły powstawać pod koniec lat 70-tych XX w., kiedy pojawiające się kłopoty gospodarcze stawały się coraz bardziej dotkliwe dla mieszkańców. Pierwszą zorganizowaną, aczkolwiek nielegalną partią opozycyjną był Ruch Odbudowy Narodowej. Jako ugrupowanie umiarkowanie opozycyjne zorganizował demonstrację studentów i pracowników naukowych na Uniwersytecie Omara Bongo w Libreville w grudniu 1981 r., w wyniku którego uczelnia została tymczasowo zamknięta. Opozycja oskarżała prezydenta o korupcję i faworyzowanie własnego plemienia Bateke.

Do następnej fali aresztowań doszło w lutym 1982 r., kiedy opozycja rozprowadziła ulotki krytykujące reżim Bongo w czasie pielgrzymki Jana Pawła II w Gabonie. W drugiej połowie lat 80-tych XX w. Gabon dotknęło długotrwałe załamanie gospodarcze. O połowę zmniejszyły się wpływy do budżetu, rząd zamroził płace, wzrosło bezrobocie i niezadowolenie społeczne. W wyborach parlamentarnych w 1985 r. wszystkie mandaty zdobyli kandydaci rządzącej monopartii, a w wyborach prezydenckich rok później Bongo jako jedyny kandydat zdobył tradycyjnie 99,97% głosów poparcia. Pod koniec dekady lat 80-tych sytuacja gospodarcza uległa dalszemu pogorszeniu, a w kraju wybuchły strajki. Rząd pomimo oporów społecznych zmuszony został do polityki oszczędności, by uniknąć bankructwa.

We wrześniu 1989 r. władze poinformowały o spisku przeciwko prezydentowi. W spisek mieli rzekomo być zaangażowani członkowie służb bezpieczeństwa oraz prominentni funkcjonariusze publiczni. Mieli działać w porozumieniu z Pierrem Mamboundou, liderem szerzej nieznanej grupy opozycyjnej z siedzibą w Paryżu. Dwie osoby oskarżone w kraju o udział w zamachu, zmarły w niewyjaśnionych okolicznościach, a Mamboundou został wydalony z Francji. W styczniu 1990 r. w Libreville na nowo wybuchły strajki. Znowu protestowali studenci, początkując falę strajków i demonstracji, które trwały kilka tygodni i mocno zachwiały podstawą reżimu Bongo, który winą za falę strajków obarczył MFW i jego obostrzenia narzucone na Gabon. Ogłosił podjęcie natychmiastowych reform i zwołanie w tym celu narodowej konferencji ds. demokratyzacji. Działała ona w ramach rządzącej Parti Démocratique Gabonais (PDG).

Nie uspokoiło to nastrojów, a w kraju doszło do rozbojów i kolejnych strajków. Pod koniec marca 1990 r. prezydent otworzył posiedzenie konferencji narodowej. Wprowadził godzinę policyjną i zakazał strajków. W konferencji wzięło udział 2 tys. delegatów. Zalecała ona 5-letni okres przejściowy w trakcie transformacji do systemu wielopartyjnego. To i tak dobrze, gdyż mogła ona wyznaczyć np. 20-letni okres transformacji. Mimo to niepokoje nie ustawały. Bongo zgodził się zatem na zwołanie kongresu narodowego, prawnie uznając 24 ugrupowania polityczne, które zaproszono do wzięcia udziału w obradach. Zręcznie pokierowany przez Bongo kongres zakończył się wezwaniem do utworzenia systemu wielopartyjnego, ale poprosił prezydenta, by pozostał na urzędzie do końca kadencji, czyli do końca 1993 r. Posługując się mieszaniną oszustw, siły i tradycyjnej pomocy ze strony rządu francuskiego, Bongo zdołał utrzymać ster władzy. W maju 1990 r., w podejrzanych okolicznościach, zmarł w hotelu rządowym w Libreville przywódca opozycji, Joseph Renjambé. Ponadto zamordowany został inny opozycjonista – Germain M’Ba, były ambasador Gabonu w Bonn, a także Robert Luongo, kochanek żony Bongo – Marie Joséphine. Bongo bez żenady zdefiniował swoją filozofię państwa, oznajmiając: ”Znaczenie pojęcia państwo jest często niejasne, podczas gdy pojęcie przywódcy jest oczywiste. Przywódca ma swoją rolę i swoje przywileje. Jeśli nie ma pieniędzy do dawania swojemu krajowi i swoim współobywatelom, to nie jest ceniony ani szanowany. Trzeba płacić, ja płacę”. Czyli państwo jest własnością władcy, który w swojej dobroci, ale przede wszystkim kierując się pragmatyzmem utrzymania się przy władzy, czasami dzieli się z podwładnymi pieniędzmi publicznymi.

W tej filozofii nie mieścił się system wielopartyjny, jednak Bongo został przymuszony do jego przywrócenia, gdyż uczestnicy wspomnianego kongresu się tego domagali. Prezydent zaakceptował postulaty i mianował bankowca Oyé-Mba nowym szefem rządu. Bongo zagwarantował status prawny wszystkim ugrupowaniom opozycyjnym uczestniczącym w konferencji, a 13 z nich utworzyło Zjednoczony Front Opozycyjny. Demokratyzacja okazała się pozorna, co pokazały wspomniane morderstwa opozycjonistów. Zabójstwa wywołały tym razem falę aktów przemocy głównie w miastach. Protestujący oskarżali Bongo o to, że on sam był zleceniodawcą zabójstwa. Zwolennicy opozycji podpalili kancelarię prezydenta i wzięli za zakładników francuskiego konsula generalnego i pracowników kompanii naftowej. Kryzys uspokoiła dopiero interwencja zbrojna Francji, która uratowała istnienie reżimu Bongo.

We wrześniu 1990 r. odbyły się pierwsze wielopartyjne wybory parlamentarne. Do udziału w nich mogło przystąpić 13 partii Frontu Opozycyjnego. Pierwsza tura głosowania przebiegła w atmosferze przemocy. Największy punkt wyborczy w Libreville musiał zostać zamknięty po tym, jak wyborcy odkryli w nim urny wyborcze wypełnione kartami do głosowania, chwilę po rozpoczęciu głosowania. Pod naciskiem opozycji, rząd został zmuszony do unieważnienia sfałszowanych wyborów.

Nowe wybory odbyły się w październiku i listopadzie 1990 r. Bongo ogłosił skład rządu jedności narodowej, w którym znaleźli się przedstawiciele opozycji. Premierem pozostał Oyé-M’Ba. Wybory z niewielką przewagą wygrała PDG (znowu pełno było zarzutów naruszenia prawa), zdobywając 63 spośród 120 miejsc w parlamencie. Wielu obywateli Gabonu poczuło się oszukanymi takim wynikiem wyborczym. Wierny swojej filozofii „ja płacę” Bongo kupił sobie najważniejszych opozycjonistów i wygrał wybory prezydenckie zdobywając 51,2% głosów. Jeden z opozycjonistów nazwał to „towarzyską demokracją”. Kandydat opozycji, katolicki ksiądz Paul M’ba-Abessole uzyskał w tych wyborach 26,5% głosów poparcia. Opozycja tradycyjnie zarzuciła prezydentowi sfałszowanie wyników głosowania, kupowanie głosów wyborców i ogłosiła zwycięstwo. Zagroziła również stworzeniem własnego rządu. Obserwatorzy zagraniczni potwierdzili, że wybory były chaotyczne i łatwe do sfałszowania. W 1994 r. z powodu fałszerstw wybuchły zamieszki i demonstracje, które sparaliżowały kraj i doprowadziły go na krawędź wojny domowej. I znowu Francja musiała interweniować, tym razem niezbrojnie. Wcześniej zapewniła sobie zgodę Gabonu na utrzymanie swoich baz. Teraz wystąpiła jako gwarant stabilizacji kraju, pośrednicząc w rozmowach prezydenta z opozycją i wypracowaniu politycznego kompromisu, tzw. Porozumienia Paryskiego. Bongo za namową Francuzów oczywiście zgodził się na udział w rozmowach. Ostatecznie zawarto kompromis (Porozumienie Paryskie), na mocy którego w Gabonie powstał rząd koalicyjny, działający do wyborów parlamentarnych w 1996 r.

Wybory parlamentarne w 1996 r. wygrała partia Bongo PDG, jednak rok później opozycja zwyciężyła w kilku dużych miastach, w tym w Libreville, w czasie wyborów lokalnych. W tym czasie nasiliły się informacje w mediach światowych o niewiarygodnie wielkim majątku Bongo i jego ekstrawaganckich aktywach we Francji. W 1998 r. Bongo ogłosił swój udział w kolejnych wyborach prezydenckich. Podziały na opozycji oraz „towarzyskość” opozycji ułatwiły mu zwycięstwo i zdobycie większości 2/3 głosów. Ponownie oskarżony został o fałszerstwa wyborcze. W 2001 r. PDG ponownie wygrała wybory parlamentarne po tym, jak główna partia opozycyjna, z obawy przed oszustwami, zbojkotowała głosowanie. Po wyborach sprytny prezydent zaprosił największą partię opozycyjną księdza M’Ba Abessole’a do koalicji rządowej.

W 2005 r. Bongo zdecydował się na start w kolejnych wyborach. Jego taktyka wyborcza też tradycyjnie polegała na szerokim rozdawnictwie pieniędzy i obietnicach socjalnych. Transferował fundusze publiczne partiom, grupom społecznym i pojedynczym osobom, które wspierały lub zobowiązywały się wspierać urzędującego prezydenta. Przed wyborami Bongo ogłosił zwolnienie wszystkich obywateli z opłaty rachunków za wodę i elektryczność za miesiąc poprzedzający wybory. Rząd z obawy przed zamieszkami zamknął uniwersytet i wprowadził całkowity zakaz manifestacji. Taktyka rozdawnictwa przyniosła nie tylko dewastację budżetu państwa, ale przede wszystkim oszałamiający sukces wyborczy, wg. oficjalnych wyników Bongo zdobył 79,2% głosów, kolejnych wyborów już nie dożył. Po wyborach doszło do kolejnych w historii kraju starć służb bezpieczeństwa i opozycji. Nic jednak nie było w stanie zakłócić świętowania przez Bongo w 2007 r. 40-lecia swoich rządów, co w tamtym czasie czyniło go najdłużej pełniącym urząd w Afryce szefem państwa. 

Bongo spędzał w Paryżu i ukochanej Francji tak wiele czasu, ile tylko mógł, napawając się przyjacielskimi stosunkami z francuskimi prezydentami, a szczególnie z Giscardem d’Estaing i Chirakiem. Giscard, kiedy skończył być prezydentem i tym samym był Gabończykowi do niczego niepotrzebny, oskarżył go o wspieranie kampanii prezydenckiej Chiraka w 1981 r. Ton (ale nie treść) stosunków francusko-gabońskich zmienił się po objęciu prezydentury przez Sarkozy’ego we Francji, który zobowiązał się do utrzymywania bardziej przejrzystych relacji z afrykańskimi liderami. Zapowiedział prowadzenie „zdrowszych stosunków z Afryką” i przecięcie starych korupcyjnych powiązań z afrykańskimi przywódcami.

W lipcu 2007 r., w czasie swojej pierwszej podróży do Afryki, Sarkozy odwiedził Gabon i spotkał się z Bongo. Choć francuski prezydent dalej uważał Gabon za „specjalnego i strategicznego partnera”, do zaognienia wzajemnych relacji przyczyniły się zarzuty francuskich organizacji pozarządowych, oskarżających Bongo i innych afrykańskich prezydentów o „nadużycia funduszy państwowych”. W 2008 r. między Francją i Gabonem doszło do napięcia po tym, jak Francja deportowała dwóch Gabończyków, niemających odpowiednich dokumentów, w odpowiedzi Bongo zagroził wydalaniem francuskich obywateli. Bez Francji Gabon nie znaczył w relacjach międzynarodowych nic.

Jednym z państw, z którym Gabon utrzymywał napięte stosunki była Gwinea Równikowa. Osią sporu była przynależność terytorialna wyspy Mbagne. Oba państwa rościły do niej pretensje, gdyż leżała w rejonie obfitującym w zasoby gazu ziemnego i ropy naftowej. W 1970 r. Bongo wysłał wojsko w celu okupacji wyspy, ale 2 lata później oba kraje na życzenie Francji zobowiązały się rozwiązać spór polubownie. Porozumienia jednak nie wypracowano. Konflikt ożywał co jakiś czas, jak w 2003 r., kiedy Bongo wysłał na wyspę gabońskie oddziały paramilitarne. Gaboński prezydent wykonywał sumiennie każde polecenie Francji, o jakiejkolwiek podmiotowej roli w Afryce nie mogło być mowy. Gabon był przez lata skrajnym, graniczącym z karykaturą, przykładem neokolonializmu. Taki kraj pozostawił po sobie długoletni szef państwa.

Omar Bongo zmarł w 2009 r. w Barcelonie. Okoliczności jego śmierci były tak samo tajemnicze, jak osoba dyktatora. Najpierw informację o jego śmierci podała agencja AFP, powołując się na źródła w rządzie francuskim. Minister obrony Francji Hervé Morin nazwał Bongo wielką postacią Afryki i wpływowym człowiekiem. Wkrótce potem francuskie MSZ zaprzeczyło, że informacja o zgonie Bongo pochodzi od rządu, ale wiadomość zdążyła już dotrzeć do Libreville. W stolicy Gabonu opustoszały ulice, zamknięte zostały wszystkie sklepy i bary, taksówkarze odmawiali kursów do centrum, wszyscy spodziewali się godziny policyjnej. Zaskoczony premier Gabonu zapewniał w telewizji, że nic nie wie o zgonie Bongo. Poleciał do Barcelony i po 12 godzinach od pojawienia się informacji o śmierci prezydenta, meldował z barcelońskiej kliniki, że Bongo żyje. Beształ przy tym francuskie media za kłamliwe wiadomości. Jednak po kilku godzinach sam poinformował media, że prezydent zmarł i ogłosił 30-dniową żałobę. Do prywatnej kliniki w Barcelonie Bongo trafił dwa miesiące wcześniej. Długo próbował ukryć, że jest chory. Najpierw twierdził, że pogrążył się w żałobie po śmierci żony, potem, że odpoczywa. Gdy media wytropiły, że ma raka i leczy się za granicą, w Libreville mówiono, że to zwykłe badania kontrolne. W taki sposób odszedł jeden z ostatnich afrykańskich satrapów, którego historia była charakterystyczna dla pierwszego etapu emancypujących się krajów afrykańskich. Ten etap trwał jednak stanowczo zbyt długo.

Dzień po śmierci prezydenta, jego syn, Ali Bongo, zaapelował do rodaków o zachowanie spokoju i poinformował o rozlokowaniu sił bezpieczeństwa na terenie całego kraju. Gabon zamknął wszystkie granice zewnętrzne: lądowe, morskie i powietrzne. Odcięty został dostęp do internetu, a państwowa telewizja rozpoczęła emisję nabożeństw religijnych. Tymczasowym szefem państwa została przewodnicząca Senatu, która zarządziła przeprowadzenie wyborów prezydenckich w sierpniu 2009 r. Szybko partia władzy PDG ogłosiła Alego Bongo swoim kandydatem w wyborach prezydenckich. Wkrótce na nadzwyczajnym kongresie partii, otrzymał on oficjalną nominację PDG. Przy tej okazji podziękował on delegatom za wybór oraz zobowiązał się do walki z korupcją, czyli ze spuścizną swojego ojca, oraz „redystrybucją dochodów ze wzrostu gospodarczego” po wyborze na urząd prezydenta.

Po zmianie premiera Ali Bongo zachował stanowisko ministra obrony w nowym gabinecie Paula M’Ba, który został zatwierdzony pod koniec lipca 2009 r. Wywołało to protesty opozycji, która argumentowała, że jako kandydat w wyborach, młody Bongo powinien zrezygnować ze stanowiska w rządzie. I tak się też stało, gdyż p.o. prezydenta ogłosiła dymisję Alego Bongo z funkcji ministra obrony w celu „zapewnienia wszystkim kandydatom równych szans” w wyścigu wyborczym.

W czasie kampanii wyborczej Bongo podkreślał znaczenie zachowania pokoju w kraju, a także zapewnienia rozwoju i równości wszystkich obywateli. Zobowiązał się, że „będzie strzegł pokoju, który pozostawił po sobie Omar Bongo” oraz działał na rzecz „trwałego rozwoju i równej dystrybucji dochodów wszystkich obywateli”. Ogłosił również zreformowanie systemu edukacji oraz podniesienie poziomu kształcenia zawodowego. Dodał, że jego obowiązkiem będzie tworzenie miejsc pracy. Tylko postulat walki z korupcją jakoś dziwnie wyparował z jego wyborczej retoryki. Bongo zadeklarował też, że jeśli zostanie wybrany, nie będzie dążył do zachowania władzy na zawsze. Łaskawie zapewnił, że „jeśli obywatele Gabonu mu zaufają i wybiorą szefem państwa, z pewnością nie pozostanie nim przez 40 lat”. Tuż po zakończeniu głosowania i jeszcze przed ogłoszeniem wyników wyborów, podobnie jak dwaj pozostali kandydaci opozycji, Bongo ogłosił swoje zwycięstwo w wyborach. Stwierdził, że „osiągnął bardzo dobry wynik”. Wg. oficjalnych wyników zdobył 41,7% głosów poparcia, co mogło nawet wyglądać na wynik wyborów przeprowadzonych „na poważnie”. Nicolas Sarkozy jako jeden z pierwszych pośpieszył z gratulacjami. W wygłoszonym z tej okazji oświadczeniu nie wyszedł poza stałe slogany: zobowiązał się do zjednoczenia narodu. Powiedział, że „jest i zawsze będzie prezydentem całego narodu gabońskiego” oraz „służy i będzie zawsze służył wszystkim bez wyjątku”. We wrześniu w Port Gentil wybuchły kilkudniowe zamieszki i protesty społeczne przeciw domniemanym fałszerstwom wyborczym. Do Sądu Konstytucyjnego wpłynęło wiele skarg wyborczych, wobec czego nakazał on przeprowadzenie powtórnego liczenia głosów. Ostatecznie jednak Sąd Konstytucyjny potwierdził zwycięstwo Bongo, który mógł zostać zaprzysiężony na urząd prezydenta w słynnym z przepychu pałacu prezydenckim w Libreville. W swoim pierwszym oficjalnym wystąpieniu przypomniał sobie o korupcji, stwierdzając, że „pragnie Gabonu wolnego od korupcji i niekompetencji”.

Jednak walka z korupcją i niekompetencją wychodziła mu nie najlepiej, gdyż skupiał się przede wszystkim na zarządzaniu rodzinnym imperium. Rozluźnił nieco związki z Francją, m.in. wprowadzając Gabon do Commonwealthu, co musiało być policzkiem wobec Francuzów. Z uznaniem w świecie spotkała się jego polityka ochrony wód i zasobów leśnych. W Gabonie, gdzie znajduje się ok. 22 mln. ha lasów deszczowych, odbyła się w 2023 r. szósta edycja Szczytu Jednej Planety, której współgospodarzem był Emmanuel Macron. Jednak autorytarny, quasi-dynastyczny system polityczny w Gabonie stawał się nawet w skali Afryki anachronizmem. Choć odbywały się tam wybory, jak w 2016 r., nie było możliwości niezależnej weryfikacji ich wyniku, a konkurentów Bongo spotykały ostre represje. Wydawało się, że już w 2018 r. dojdzie do końca władzy Ali Bongo w związku z jego przebytym udarem i problemami neurologicznymi, skutkującymi potrzebą dłuższej hospitalizacji oraz wyłączenia z życia politycznego. Jednak prezydent utrzymał swoją pozycję i co więcej, rok później przetrwał inny wojskowy zamach stanu, aresztując ówczesnych spiskowców, którzy spróbowali przejąć władzę w Gabonie.

W 2023 r., roku kolejnych wyborów prezydenckich, przeciwnikiem Alego Bongo był wspólny kandydat głównych ruchów opozycyjnych, ekonomista Albert Ondo Ossa. Reżim Bongo nie dopuścił do kraju obserwatorów i korespondentów, wyłączył dostęp do internetu oraz zablokował możliwość odbierania francuskich stacji radiowych i telewizyjnych, krytycznie relacjonujących kampanię i proces wyborczy. Przeliczanie głosów odbywało się w nieprzejrzysty sposób. Bezpośrednio po ogłoszeniu wyniku – zwycięstwa Alego Bono (miał zdobyć 64,3% głosów) – Gwardia Republikańska kierowana przez gen. Oligui Nguemę, krewnego i bliskiego wpółpracownika prezydenta, aresztowała prezydenta elekta i ogłosiła koniec jego rządów. Ruch ten wyglądał na precyzyjnie i dobrze zaplanowany. Decyzją nowych władz granice Gabonu zostały zamknięte do odwołania, instytucje państwowe (rząd, senat, zgromadzenie narodowe, trybunał konstytucyjny, czy komitet wyborczy) rozwiązane, a wyniki wyborów unieważnione. Ali Bongo znalazł się w areszcie domowym, a jeden z jego synów trafił do regularnego więzienia po oskarżeniu go o zdradę. Już jednak po tygodniu Ali Bongo został uwolniony i mógł wyjechać z kraju i udać się na leczenie za granicą. 

Dzięki wykorzystaniu towarzyszącego wyborom wzrostu nadziei na zmianę, Oligui zyskał od razu nimb wyzwoliciela Gabonu spod wieloletniej dyktatury. Wzmocniły go telewizyjne relacje z zatrzymań przedstawicieli reżimu z walizkami gotówki i późniejsze zwolnienia więźniów politycznych. Ali Bongo, nagrywając z aresztu domowego apel o „zrobienie hałasu” w swojej sprawie, sprawiał z kolei wrażenie oderwanego od rzeczywistości. Wbrew oczekiwaniom opozycji Oligui nie ogłosił jednak prawowitym zwycięzcą wyborów Ossy ani nie zarządził powtórki wyborów lub liczenia głosów, ale zaledwie 4 dni po przewrocie zorganizował ceremonię zaprzysiężenia siebie samego na tymczasowego prezydenta. Przysięgę złożył na napisany w pośpiechu przez siebie samego akt przekazania władzy, którego treść nie była wówczas znana. Po jego publikacji okazało się, że nie określa on terminu zakończenia okresu przejściowego ani nie zakazuje Oligui kandydować po jego upływie. Według opozycji, np. Ossy, dowodzi to, że Oligui działał na rzecz zachowania systemu pod nieformalnym patronatem bliskiej mu wpływowej siostry Alego, Pascaline, a nie jego otwarcia i reformy. Jednak koalicja wspierająca kandydaturę Ossy pogrążyła się w rozłamach, a jej część przyjęła zaproszenie do tymczasowego rządu Ndong Simy, dotychczasowego dysydenta, którego Oligui powołał na premiera w gabinecie zdominowanym przez wojskowych.

Gen. Oligui wystosował uspokajające deklaracje do zagranicznych partnerów gospodarczych, którymi są głównie państwa zachodnie, Chiny i Maroko. Zachowały one wstrzemięźliwość w potępianiu przewrotu. Josep Borell z KE wskazał, że doszło do niego w konsekwencji nieuczciwych wyborów, a sytuacja jest nieporównywalna z wcześniejszym przewrotem wojskowym w Nigrze. Jednocześnie Oligui przeprowadził przegląd polityk, którym sprzyjał Bongo, np. planów budowy bazy chińskiej marynarki wojennej. Przeprowadził też audyt zobowiązań płatniczych koncernów naftowych na rzecz państwa. Choć pucz w Gabonie był kolejnym w państwie frankofońskim po Mali, Gwinei, Burkinie Faso i Nigrze, to nie miał on charakteru antyfrancuskiego. Po jego dokonaniu przywrócono dostępność francuskich mediów, a w ciągu doby od przewrotu Oligui miał zapewnić ambasadora Francji o woli zacieśnienia relacji. Dlatego też wpływowi we francuskojęzycznej części Afryki radykalni antyzachodni liderzy opinii, czy częsty komentator nadającej z Kamerunu prorosyjskiej AfriqueMedia TV, zapowiedzieli mobilizację w regionie na rzecz antyfrancuskiej agendy w Gabonie. Pewno właśnie dlatego, by zapobiec konfliktowi z tym środowiskiem, junta powołała na ministra ds. komunikacji osobę, która w przeszłości współpracowała z powiązaną z szefem grupy Wagnera Prigożinem grupą AFRIC. Najsilniej pucz rezonował w podobnych co do struktury władzy afrykańskich państwach rządzonych przez praktycznie nieodwoływalnych autorytarnych dyktatorów. Prezydenci Kamerunu Paul Biya (rządzący od 1982 r.) i Rwandy Paul Kagamé (formalnie od 2000 r., de facto od 1994 r.) szybko wymienili kierownictwo swoich sił zbrojnych, obawiając się, że oficerowie mogliby pójść w ślady Oligui. Unia Afrykańska (UA) zawiesiła Gabon w prawach człowieka, co jest rutynową reakcją na pucz, natomiast Wspólnota Gospodarcza Państw Afryki Środkowej (CEEAC-ECCAS) zażądała, by okres przejściowy trwał maksymalnie 1 rok. Organizacje te nie wprowadziły jednak sankcji gospodarczych wobec Gabonu. Ich celem było doprowadzenie do rozpisania nowych wyborów, które tym razem powinny być monitorowane przez niezależnych obserwatorów.

Pucz Oligui bardziej przypominał przewrót pałacowy niż interwencje wojskowe, które faktycznie prowadziły do przywracania demokracji (jak w Mali w 1991 r., czy w Mauretanii w 2005 r.). Jednocześnie jednak skala aresztowań wśród współpracowników Bongo zapowiadała, że zmiany kadrowe zajdą daleko. Niemniej w pierwszym roku po puczu nie wydarzyło się nic, co wskazywałoby, by Gabon miał dołączyć do antyzachodniego sojuszu nowych junt wojskowych w Mali, Burkinie Faso i Nigru. Dla Francji zamach stanu w Gabonie krótkoterminowo wydawał się korzystny, gdyż pozwalał jej zachować wpływy i odciąć się od związków ze skompromitowanym klanem Bongo, które obciążały jej wizerunek. Nie wykreował też żadnych zagrożeń dla francuskiej społeczności w Gabonie. Nurt antyfrancuski (antyzachodni) mógłby jednak zyskać na sile, jeśli zmiany okażą się zbyt płytkie i po stronie opinii publicznej narosną żądania ustąpienia Oligui.

Przykład Gabonu dowodzi fałszywości tezy, że wieloletnie autorytarne rządy zapewniają stabilność. Może natomiast zachęcić wojskowych w takich państwach jak Kamerun, Togo, Kongo czy Gwinea Równikowa, do podejmowania prób usuwania z urzędu faktycznie dożywotnich przywódców. Sprzyjają temu nastroje społeczne – według Afrobarometru, choć większość Afrykanów (67%) nie chce rządów junt, 53% poprze wojskowe interwencje przeciw rządzącym nadużywającym władzy. Dla UA i CEEAC-ECCAS przypadek Gabonu, w którym junta nie kontestuje regionalnych instytucji, stwarza okazję do skuteczniejszej presji na przywrócenie rządów cywilnych, nawet z Oligui zachowującym faktyczną władzę po wyborach, niż ta, którą ECOWAS bez najmniejszego skutku wywiera na państwa Sahelu. Stanowić to będzie dowód, że Afryka jest w stanie sobie radzić z przewrotami. Przykład Gabonu ożywił też dyskusje nad uznaniem wydłużania rządów w wyniku manipulacji konstytucyjnych za równie niedopuszczalną formę bezprawnego obejmowania władzy, co pucz. Będzie to jednak bardzo trudne, gdyż skala zjawiska jest powszechna – dotyczy m.in. wszystkich sąsiadów Gabonu.

Reakcja UE na przewrót w Gabonie, choć zrozumiała politycznie, utrudni utrzymanie spójności europejskich argumentacji w temacie przewrotów w Afryce. O ile w Nigrze zarówno UE i Francja ostro domagały się przywrócenia obalonego prezydenta, nie zrobiły tego w Gabonie. Stosowanie różnych standardów z pewnością wykorzysta Rosja czy antyzachodni afrykańscy nacjonaliści jako dowód hipokryzji Zachodu w podejściu do deklarowanych wartości. UE powinna stanowczo podkreślać swoją niezgodę zarówno na przewroty wojskowe, jak i konstytucyjne.

Ostatecznie Oligui udało się opanować sytuację w kraju i skonsolidować swoją władzę do tego stopnia, że w kwietniu 2025 r. poczuł się na tyle silny, że zorganizował wybory prezydenckie, które zdecydowanie wygrał, uzyskując ponad 92% głosów. To pierwsza z dwóch 7-letnich kadencji, które ma gwarantowane. Przewiduję, że w 12 roku sprawowania władzy zacznie zmieniać konstytucję, by móc dalej kandydować i wygrywać zgodnie ze sprawdzonym zwyczajem afrykańskich dyktatur.

PKB Gabonu wyniósł 13,4 mld USD w 2023 r., a jego wzrost 2,4%, co dało PKB per capita 7803 USD, bardzo solidna wielkość jak na warunki afrykańskie, przy w miarę zrównoważonych makroproporcjach (deficyt budżetowy: 0,89%, ale stanowczo zbyt wysoki dług publiczny do PKB: 73,40% - dane MFW). W latach 1990-2023 przeciętna relacja długu publicznego do PKB wyniosła 59,16% (największa była w 1993 r. – 90,1%, a najniższa w 2008 r. – 20,1%). 

Co do atrakcji turystycznych Gabonu to przede wszystkim trzeba stwierdzić, że kraj jest bardzo drogi. Gabon jest na innym poziomie cywilizacyjnym w porównaniu z innymi krajami Afryki Zachodniej, jest najbogatszy, dysponuje najlepszą infrastrukturą (ale bez przesady zwłaszcza w interiorze), ma też ładną stolicę Libreville (ale też z licznymi dzielnicami biedy) i masę ciekawych turystycznie miejsc eksponujących piękno przyrody i miejscowych krajobrazów. Podróżując po kraju wszędzie widać wizerunek gen. Oligui, który pięknie prezentuje się w kolorowych mundurach, a jego wizerunek jako nowego silnego człowieka kraju zdecydowanie wyparł poprzedników. Po tym jak wsadził za kratki kilku członków rodziny Bongo i ich najbliższych zauszników dzielnie i szybko zbudował swój image ojca narodu. Jak widać skutecznie.

Nowy prezydent rozpoczął kilka ciekawych projektów deweloperskich przy librevillskim korniszu w myśl zasady, że każdy dyktator musi po sobie zostawić jakiś pomnik dla potomnych. Jest też świadomy oczekiwań branży turystycznej co do złagodzenia ostrych dotąd przepisów wizowych, już widać pierwsze jaskółki ułatwień. Kraj jest piękny, Gabończycy są niezwykle przyjaźni, wyjątkowo spirytualni, w większości pozostają duchowymi animistami, lubiącymi cieszyć się życiem. Miałem okazję uczestniczyć w jednej z ciekawszych ceremonii inicjacji, zwanej bwiti w Lambaréné (jakieś 250 km od Libreville w centrum kraju) i nawet się nie nudziłem. Ponoć Amerykanie tysiącami przyjeżdżają właśnie na tę uroczystość, ale myślę, że głównie po to by raczyć się ibogą, czyli halucynogenną rośliną, krzewem narodowym Gabonu. Rośnie on rzeczywiście wszędzie, jest niestety legalny, chociaż to zwykły narkotyk, ale ponoć o właściwościach leczniczych. 

Generalnie Gabon jest ciekawym, wartym odwiedzenia niewielkim krajem (połowa mieszkańców to nielegalni imigranci z sąsiednich dużo biedniejszych krajów), „a must see” dla prawdziwych fanów Afryki. Lambaréné w gabońskiej dżungli tropikalnej to miasto, które przede wszystkim rozsławił Albert Scweitzer, alzacki Niemiec, człowiek wielu talentów, który w 1954 r. został laureatem pokojowej Nagrody Nobla. Otóż ten wybitny filozof i humanista został w wieku ponad 30 lat doktorem nauk medycznych, a następnie zdecydował się wyjechać do Afryki, gdzie właśnie w Lambaréné w Gabonie jeszcze przed wybuchem  I Wojny Światowej osiedlił się z rodziną i wybudował pierwszy szpital dla miejscowych. Po wybuchu wojny został przez Francuzów aresztowany i wyrzucony z Gabonu (w końcu był Niemcem), zaraz po układzie wersalskim, po tym jak Alzacja wróciła do Francji, Schweitzer wrócił do Gabonu i pozostał tam do końca życia. Był osobą absolutnie nietuzinkową, w latach 20-tych XX w. wybudował trzeci kolejny szpital w Lambaréné, na terenie którego dzisiaj jest jedyne w swoim rodzaju muzeum jego pamięci, które można zwiedzać. Szpital zaskakuje przede wszystkim rozmachem, nowoczesnością, zważywszy, że powstał ponad 100 lat temu. Schweitzer włożył w ten projekt całe serce, mnóstwo pasji i słusznie dzisiaj jest uważany za jeden z nielicznych pozytywnych przykładów białych kolonialistów, którzy zrobili masę dobrych rzeczy dla miejscowych autochtonów w czasach, kiedy rasizm i segregacja rasowa były na porządku dziennym. Niektórzy mają do niego pretensje, że nie odciął się definitywnie od Hitlera w czasie rządów NSDAP. Niemniej jednak wtedy przebywał w Afryce, gdzie w swoim szpitalu zatrudniał wielu Żydów niemieckich.

W późnym wieku Schweitzer bardzo ostro sprzeciwiał się natomiast broni jądrowej i krytykował francuskie testy nuklearne, zwłaszcza na Saharze. Wreszcie po realnym zagrożeniu wojną jądrową w wyniku kryzysu kubańskiego mocarstwa nuklearne zgodziły się w 1963 r. zakazać prób z bronią jądrową. Albert Schweitzer odegrał w tym procesie bardzo ważną rolę. Testy jądrowe zostały ponownie wznowione przez Francję w 1995 r. na atolu Mururoa w Polinezji Francuskiej, decyzją Jacquesa Chiraca, w międzyczasie są ponownie wstrzymane. Warto przyjechać do Lambaréné i zobaczyć z bliska dzieło życia tego wybitnego myśliciela. Jakieś 100km stamtąd w interiorze gabońskim polecam jeszcze oddalone od świata wodospady Tsamba Magoutsi, gdzie teraz powstaje ciekawa wioska turystyczna w samym sercu dżungli, jeśli ktoś lubi klimat absolutnej samotności i kontaktu wyłącznie z przyrodą.

ree

Leon M'Ba airport


ree

Libreville


ree
ree

Plaża Libreville


ree
ree

Lambaréné, l'hôpital Albert Schweitzer


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Lambaréné, ceremonia bwiti


ree
ree


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Lambaréné


ree

Lambaréné, ceremonia bwiti


ree

Rzeka Ogowe, Lambaréné


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Libreville


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Muzeum etnograficzne, Libreville


ree
ree
ree
ree
ree

Katedra, Libreville


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Dom Leona M'Ba, pierwszego prezydenta Gabonu


ree
ree
ree
ree
ree
ree

Corniche, Libreville


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Stadion narodowy, Libreville


ree

Bois des Géants, Libreville


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Ogowe river, Lambaréné


ree

Grób Alberta Schweitzera, Lambaréné


ree

Ogowe river


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Muzeum Alberta Schweitzera


ree

Wodospady Tsamba Magoutsi


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Komentarze


O mnie

Ekonomista, finansista, podróżnik.
Pasjonat wina i klusek łyżką kładzionych.

Kontakt
IMG_4987.JPG
Home: Info

Subscribe Form

Home: Subskrybuj

Kontakt

Dziękujemy za przesłanie!

Home: Kontakt

©2019 by Traveling Economist. Proudly created with Wix.com

bottom of page