Kongo/Brazzaville
- Maciej Stańczuk

- 29 lip
- 19 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 5 wrz
Nazwa Kongo pochodzi od rzeki Kongo, która oddziela ten kraj od potężnego sąsiada – DR Kongo. Pierwotnymi mieszkańcami Konga byli Pigmeje, ale od I tysiąclecia p.n.e. na tereny obecnego Konga napływały rolnicze plemiona Bantu, którzy wyparli Pigmejów. Drobne ośrodki polityczne pojawiały się w średniowieczu, a pod jego koniec na północ od obecnego Brazzaville powstało państwo Tio ludu Teke, a nad Oceanem Atlantyckim państwo Loango ludu Vili. Część południowa kraju należała do państwa Kongo z centrum w obecnej Angoli. Najprawdopodobniej w 1484 r. do ujścia rzeki Kongo dotarł portugalski żeglarz Diogo Cão, który zapoczątkował stosunki między Kongiem i Portugalią. Europejscy kupcy handlowali z królestwami Bantu wszystkimi możliwymi towarami, ale przede wszystkim niewolnikami. Byli oni kupowani w Tion przez portugalskich czarnych wyzwoleńców (pombeiros) i dostarczani do portów Kabinda, Loango i Mayumba handlarzom portugalskim, a później też holenderskim, francuskim i angielskim. Zniesienie niewolnictwa w XIX w. bardzo osłabiło ekonomicznie państwa Tion i Loango. Wtedy też rozpoczęła się europejska kolonizacja delty rzeki Kongo, która doprowadziła do erozji wpływów ludów Bantu w regionie.
Od 1880 r. nasiliła się na terenie dzisiejszego Kongo penetracja francuska, w szczególności przyczyniły się do tego ekspedycje Pierre’a de Brazza. W konsekwencji Francja opanowała ziemie w dolnym, prawym biegu rzeki Kongo. Terytorium kolonii Kongo, powstałej w 1882 r., przyznano oficjalnie Francji na konferencji berlińskiej (1884-1885). Od 1891 r. istniała kolonia Kongo Francuskie, które od 1903 r. zostało przemianowane na Kongo Środkowe, z kolei w latach 1910-1958 wchodziło w skład Francuskiej Afryki Równikowej (wraz z Gabonem, Czadem i Oubangui-Chari, czyli późniejszą Afryką Środkowo-Afrykańską), mając od 1946 r. status terytorium zamorskiego Francji. Francuzi wybudowali stolicę kraju w Brazzaville nad rzeką Kongo, po przeciwnej stronie znajdowało się Léopoldville, stolica Konga Belgijskiego. Prócz Afryki Równikowej Francja po wojnie miała w Afryce kolonie w Maghrebie (Algierię, Maroko i Tunezję) oraz Francuską Afrykę Zachodnią (z Kamerunem, Nigrem, Mali, Burkiną Faso, Mauretanią, Senegalem, Wybrzeżem Kości Słoniowej, Gwineą i Beninem).
Gospodarka Konga w czasie pierwszych 50 lat kolonizacji francuskiej koncentrowała się wyłącznie wokół wydobycia surowców naturalnych, a budowa kolei w Kongo, która umożliwiała transport surowców z Brazzaville do portu w Pointe-Noire nad Oceanem Atlantyckim, po zakończeniu I Wojny Światowej kosztowała życie co najmniej 17 tys. osób. Było to możliwe dzięki temu, że francuski wykonawca projektu (Société de Construction de Batignolles) wykorzystywał pracę przymusową, ponieważ Francja (podobnie jak Hiszpania i Portugalia) nie ratyfikowała konwencji z 1930 r. zakazującej takich praktyk. Na tym tle doszło zresztą do rebelii Kongo-Wara (1928-1931), jednej z mniej znanych wojen w okresie międzywojnia w Afryce, która w końcu doprowadziła do ratyfikacji przez Francję w 1946 r. konwencji zakazującej pracy przymusowej. Afrykanerzy umierali z powodu licznych wypadków przy budowie oraz na malarię. Warunki pracy w dżungli tropikalnej urągały wszelkim zasadom bezpieczeństwa, stąd tak olbrzymia liczba ofiar.
W czasie II Wojny Światowej Kongo było bastionem Wolnej Francji, a Brazzaville w latach 1940-1943 funkcjonowało jako jej symboliczna stolica. Zaraz po podziale Francji na część okupowaną przez Hitlera i część kontrolowaną przez kolaborantów reżimu w Vichy, to właśnie Vichy kontrolowało francuskie kolonie. Stopniowo jednak Wolna Francja odzyskiwała nad nimi kontrolę. W momencie kapitulacji Francji gen. Charles de Gaulle przebywał już w Londynie i przez BBC wzywał Francuzów z umiarkowanym sukcesem do stawiania oporu okupantom. Dla wielu był to akt bezradności, bo de Gaulle nie dysponował żadnymi środkami. Jego londyńskich apeli posłuchała tylko znikoma mniejszość rodaków. Nadzieja dla de Gaulle’a nadeszła z Afryki. W sierpniu 1940 r. gubernator Francuskiej Afryki Równikowej Félix Éboué ogłosił, że popiera buntownika de Gaulle’a. Éboué był pierwszym czarnym gubernatorem w dziejach Francji. Do 1943 r. wszystkie francuskie kolonie z wyjątkiem Indochin zerwały z reżimem Vichy marszałka Pétaina. To sprawiło, że Francuski Komitet Wyzwolenia Narodowego zaczął kwestionować przyszłość kolonii. Wojna stworzyła wiele trudności dla lokalnej ludności i doprowadziła do wzrostu nacjonalistycznych aspiracji i napięć między społecznościami we francuskiej Afryce Północnej, szczególnie w Algierii i Tunezji. Ponadto Francuzi otrzymywali pomoc od USA, które sprzeciwiały się kolonializmowi. Na Madagaskarze miesiąc okupacji przez Wlk. Brytanię po inwazji na wyspę znacznie osłabił francuską władzę kolonialną. René Pléven, komisarz ds. kolonii we Francuskim Komitecie Wyzwolenia Narodowego, chciał uniknąć międzynarodowego arbitrażu w sprawie przyszłości francuskiego imperium kolonialnego i w tym celu zorganizował konferencję w Brazzaville we francuskiej Afryce Równikowej.
Na początku 1944 r., jeszcze przed wyzwoleniem Paryża, de Gaulle pojechał zatem do Afryki. W Brazzaville miała miejsce konferencja prominentnych liderów Wolnej Francji oraz 20 gubernatorów kolonii francuskich, którzy omawiali przyszłość imperium kolonialnego. Owocem tych narad była słynna „Deklaracja z Brazzaville”, która doskonale pokazywała zakłamanie francuskiej polityki dekolonizacji. Już w przemówieniu wygłoszonym na otwarcie konferencji de Gaulle nazwał terytoria zamorskie „ziemiami, z których nadejdzie wyzwolenie”. Oczywiście miał na myśli Francję z okupacji niemieckiej. Co do przyszłości afrykańskich kolonii de Gaulle powiedział, że Francja „swoimi afrykańskimi terytoriami” chce rządzić także w przyszłości, do czasu, aż tamtejsze ludy „będą zdolne brać udział w kierowaniu i zarządzaniu własnymi sprawami”. O terminach nie było żadnej mowy. Deklaracja wprawdzie obiecywała koloniom więcej samodzielności i częściową autonomię, całkowita suwerenność była jednak wykluczona.
De Gaulle uważał, że przetrwanie Francji zależy w dużej mierze od wsparcia kolonii i poszedł na ustępstwa, które z dzisiejszej perspektywy wydają się być oczywistością. Obejmowały one koniec pracy przymusowej, koniec specjalnych ograniczeń prawnych mających zastosowanie do ludności tubylczej, ale nie do rasy białej, utworzenie wybieralnych zgromadzeń terytorialnych, reprezentację Afrykanów w nowej Federacji Francuskiej oraz w Zgromadzeniu Narodowym w Paryżu. W szczególności deklaracja z Brazzaville ustalała, że francuskie imperium kolonialne pozostanie integralną całością, w każdej kolonii zostaną utworzone półautonomiczne zgromadzenia, obywatele kolonii Francji będą mieli równe prawa z obywatelami Francji oraz prawo głosu w Zgromadzeniu Narodowym Francji, ludność tubylcza będzie zatrudniana w służbie publicznej w koloniach, zostaną przeprowadzone reformy gospodarcze w celu zmniejszenia wyzyskującego charakteru relacji między Francją a jej koloniami. De Gaulle stwierdził, że cele misji cywilizacyjnej Francji wykluczają jakąkolwiek myśl o autonomii lub jakąkolwiek możliwość rozwoju poza imperium francuskim, odrzucał samorządność - nawet w bardziej odległej przyszłości, co zostało stwierdzone w samej preambule projektu dokumentu Konferencji („cele pracy cywilizacyjnej dokonanej przez Francję w koloniach wykluczają jakąkolwiek ideę autonomii, wszelką możliwość ewolucji poza francuskim imperium kolonialnym; ostateczna Konstytucja, nawet w przyszłości samorządu w koloniach, jest odrzucona”). Mimo tych wszystkich ograniczeń konferencja w Brazzaville jest nadal uważana za punkt zwrotny dla Francji i jej imperium kolonialnego. Wielu historyków uważa ją za pierwszy krok w kierunku dekolonizacji, choć jest to zdanie bardzo na wyrost.
Samo Kongo w pewnym stopniu skorzystało na powojennym rozwoju infrastruktury i administracji Francuskiej Afryki Równikowej (AEF) ze względu na jego centralne położenie i stolicy federalnej w Brazzaville. Kongo francuskie miało lokalną władzę ustawodawczą po przyjęciu konstytucji z 1946 r., która ustanowiła IV Republikę we Francji. Po zmianie francuskiej konstytucji ustanawiającej V Republikę w 1958 r. (oznaczała ona powrót de Gaulle’a do władzy) AEF rozpadła się na wiele części, z których każda stała się autonomiczną kolonią w ramach Wspólnoty Francuskiej. Podczas tych wydarzeń Środkowe Kongo stało się znane jako Republika Konga w 1958 r. (w wyniku referendum), a swoją pierwszą konstytucję przyjęło w 1959 r. Wtedy też doszło w Brazzaville do zamieszek na tle etnicznym. Wybuchły antagonizmy między Mbochi (faworyzowali oni Jacques’a Opangaulta) a Larisami i Kongo (ci z kolei faworyzowali wielebnego Fulberta Youlou, pierwszego czarnego burmistrza wybranego we francuskiej Afryce Równikowej), które zostały stłumione dopiero przez armię francuską.
Pierwsze wybory odbyły się w 1959 r. Zanim Kongo uzyskało niepodległość w sierpniu 1960 r., Opangault, były przeciwnik Youlou, zgodził się na jego supremację. Youlou, zagorzały antykomunista, został pierwszym prezydentem niepodległej Republiki Konga, która początkowo nazywała się Kongo Brazzaville. Ponieważ napięcie polityczne w Pointe-Noire było wysokie, Youlou przeniósł stolicę kraju do Brazzaville.
Youlou rządził jako pierwszy prezydent kraju do czasu wybuchu 3-dniowego powstania zorganizowanego przez związki zawodowe i konkurencyjne ugrupowania polityczne, które go obaliło w 1963 r. (do historii ten zamach przeszedł jako „trois glorieuses”) po tym, jak wielebny ogłosił swój plan wprowadzenia systemu jednopartyjnego. Wówczas związki zawodowe i młodzież wyległy na ulice w rządowych demonstracjach, trwających trzy dni (wydarzenia te upamiętnia pomnik w Brazzaville naprzeciwko dworca kolejowego). Youlou, były ksiądz katolicki, stał na czele rządu, który szczególnie zasłynął z praktyk korupcyjnych. Większość ministrów w jego gabinecie była bardziej zainteresowana prowadzeniem własnych interesów, niż rządzeniem, otwierali bary i kluby nocne w Brazzaville, zajmowali się też przemytem diamentów. Otworzona została stacja telewizyjna dla posiadaczy telewizorów, których było 300. Zdecydowanie rozprawiano się z krytykami reżimu.
Kiedy opozycja złożyła w Zgromadzeniu Narodowym wniosek krytykujący rząd, Youlou wyciągnął spod sutanny rewolwer i wycelował w kierunku śmiałków. Kiedy nasiliły się demonstracje przeciwko planom wprowadzenia systemu jednopartyjnego, Youlou zatelefonował do de Gaulle'a i prosił go, aby nakazał stacjonującym w Kongu Brazzaville wojskom podjęcie interwencji, ale de Gaulle odmówił. Wtedy oficerowie armii kongijskiej udali się do Youlou i zażądali jego rezygnacji. Podpisał przedstawiony mu dokument, po czym stracił przytomność, a kiedy ją odzyskał, zatelefonował do de Galle'a i płaczliwym głosem oświadczył: "J'ai signé, mon général" (podpisałem, Panie Generale). Potem szukał schronienia we Francji, ale został stamtąd zawrócony i w końcu znalazł schronienie w Madrycie.
Armia kongijska przejęła wówczas kontrolę nad państwem i powołała cywilny rząd tymczasowy, na czele którego stał Alphonse Massamba-Débat. Następnie został on zgodnie z konstytucją wybrany na prezydenta na 5-letnią kadencję. Massamba-Débat odszedł od antykomunizmu i przyjął „naukowy socjalizm” jako ideologię konstytucyjną kraju, co samo w sobie zwiastowało spore problemy. W 1965 r. Kongo nawiązało stosunki ze Związkiem Sowieckim i blokiem wschodnim, ponadto z ChRL, Koreą Płn. i Wietnamem Płn. Co gorsze Massamba-Débat znacjonalizował handel, transport i sektor wydobywczy, przejął też kontrolę nad ruchem związkowym. Za jego prezydentury państwo zaczęło budować fabryki, jak fabrykę tekstyliów w Kinsoundi, plantacje gajów palmowych w Etoumbi, fabrykę zapałek w Bétou, stocznie w Yoro etc. Budowano przychodnie zdrowia i szpitale, a także szkoły. Wskaźnik skolaryzacji stał się szybko najwyższy w Czarnej Afryce. W 1964 r. Kongo po raz pierwszy w swojej historii wysłało na Olimpiadę w Tokio oficjalną ekipę składającą się z 1 sportowca.
Jednocześnie reżim Massamby-Débata stawał się w polityce wewnętrznej coraz bardziej brutalny. W lutym 1965 r. porwanych zostało trzech wysokich urzędników publicznych Konga: prokuratora generalnego, prezesa Sądu Najwyższego i szefa kongijskiej agencji informacyjnej. Ich zmasakrowane ciała zostały później znalezione nad rzeką Kongo. W tym samym roku prezydent zaprosił do Konga kilkuset żołnierzy armii kubańskiej, którzy mieli szkolić oddziały paramilitarne partii władzy. Kubańczycy nie tylko zajmowali się szkoleniem, ale stanowili także jego ochronę osobistą, w 1966 r. pomogli ocalić prezydenta w czasie nieudanego zamachu stanu, którym dowodziły paraoddziały lojalne przyszłemu prezydentowi Marien Ngouabi. Reżim Massamby-Débata dotrwał do 1968 r. i został usunięty w czasie kolejnego bezkrwawego puczu, tym razem udanego.
Stojący na czele zamachu stanu Ngouabi objął prezydenturę 31 grudnia 1968 r. Rok później proklamował pierwszą w Afryce „republikę ludową” w Kongu, Ludową Republikę Konga. Nazwa tego kraju zmieniała się zatem historycznie dosyć często. Ngouabi przeżył kilka zamachów na swoje życie. Jeden z pierwszych organizował porucznik Kikanga, jeden z bliskich współpracowników pierwszego prezydenta Youlou. Urzędujący w Kinszasie Kikanga, korzystał z troskliwej opieki ambasady USA. W 1970 r. stanął na czele puczu, potrafił wprawdzie przejąć kontrole nad radiostacją w Brazzaville, ale zginął w walkach w stolicy wraz ze swoimi sojusznikami.
Ngouabi zanim został prezydentem był dowódcą oddziału spadochroniarzy. Jak na dygnitarzy i satrapów afrykańskich miał bardzo skromną rezydencję, która wg. le Monde odbiegała swoim wyglądem od warownych pałaców, w których pławiły się afrykańskie elity. Nowy prezydent uczynił czerwony sztandar sztandarem narodowym, a zasady marksizmu-leninizmu stały się filozofią jego rządów. Obok hymnu narodowego niektórym oficjalnym ceremoniom towarzyszyła Międzynarodówka. W wywiadach mówił: „Kongo wybrało już swoją drogę. Jest to droga marksizmu-leninizmu, a planowanie jest najlepszą rękojmią postępu dla ludu zacofanego. Nie, nie życzymy sobie całkowitego egalitaryzmu, ale zniesienia wyzysku człowieka przez człowieka. To nie powinno nikogo dziwić”.
Ngouabi kształcił się w Strasbourgu w szkole wojskowej i nic nie wskazywało na to, że uformowany w tym środowisku może stać się ideowym komunistą. Jednak po otwarciu ambasady sowieckiej i chińskiej w Brazzaville w 1964 r. stał się ich częstym gościem i zaczytywał się w sowieckiej prasie i książkach, w szczególności o marksizmie-leninizmie. Po tym jak został prezydentem zaczął wygłaszać bzdurne ale bardzo płomienne przemówienia pod portretami Lenina i Mao. W tych czasach nie było to jednak w Afryce nic szczególnie wyjątkowym. W przeciwieństwie do innych nacjonalistów afrykańskich dryfujących w kierunku komunizmu, Ngouabi był jednak ostrożny we wprowadzaniu „reform” utrwalających socjalizm w swoim kraju. Francja nadal starała się utrzymywać swoje wpływy w byłej kolonii, ale głównym partnerem zachodnim w relacjach handlowych stała się RFN, kupująca kongijskie drewno (eksport drewna stanowił wówczas ok. 80% ogólnego eksportu Kongo-Brazzaville). Ngouabi starał się utrzymywać jak najlepsze stosunki jednocześnie ze Związkiem Sowieckim i Chinami. Sowieci pomogli Kongu dokonać melioracji na równinie Kuykuya, dzięki czemu zbudowano pierwszy w kraju hotel turystyczny Cosmos oraz szpital położniczy. Sowieci zaczęli kształcić kilkudziesięciu kongijskich stypendystów. Z kolei pożyczki chińskie przeznaczone były na wprowadzenie nowych plantacji eksperymentalnych bawełny oraz wielkiego kompleksu tekstylnego w Brazzaville. Prezydent próbował uspokajać też opinię publiczną w kraju i zagranicą zaniepokojoną rosnącymi wpływami chińskimi w Kongu. Czynił to jednak zupełnie nieudolnie, wygadując bzdurne slogany w stylu: „Chińczycy nic nigdy nie żądają od władz kongijskich. Nie dają rad politycznych, jak mamy postępować w stosunku do innych potęg. Zawsze ich wzywać będziemy, gdy zajdzie ku temu potrzeba. Nie trzeba sobie jednak wyobrażać, że Kongo-Brazzaville staje się bazą dla chińskiej infiltracji”. Wpływy marksistowskie nie wydawały się w społeczeństwie przesadnie duże. Jedyny tygodnik marksistowski „Etumba” rozchodził się tylko w kilkuset egzemplarzach i był czytany głównie w ambasadach.
Ngouabi nie był jednak w stanie poradzić sobie z trudnościami gospodarczymi i eskalacją zatargów z pobliskim Zairem, co było powodem stałego niepokoju w sytuacji wewnętrznej. Na tym tle doszło do nieudanego zamachu stanu w 1972 r. Kilka lat później w 1977 r. kolejny zamach na życie prezydenta był już udany, Ngouabi został zamordowany, a na szefa rządy tymczasowego wyznaczony został Yhombi-Opango, stojący na czele 11-osobowego komitetu wojskowego (CMP). Ten ostatni został zmuszony do rezygnacji z urzędu 2 lata później, a nowym prezydentem został pułkownik Denis Sassou Nguesso, najbardziej znana postać niepodległego Konga. Sassou Nguesso nie wziął się znikąd, był ministrem obrony narodowej w rządzie Ngouabiego, któremu pomógł zorganizować udany pucz w 1968 r. Wcześniej jako młody spadochroniarz służył jeszcze we francuskiej armii kolonialnej. W 1979 r., kiedy urzędujący prezydent został odsunięty od władzy z powodu oskarżeń o korupcję, Sassou Nguesso miał 34 lata, kiedy przejął władzę w kraju. Jako prezydent nie wyrzekł się wprawdzie komunizmu, ale utrzymywał też dobre i wręcz przyjacielskie relacje z Francją, a nawet z USA, które miały decydujący głos o pożyczkach i ich warunkach przyznawanych przez Bank Światowy i MFW. Ale przede wszystkim sprzymierzył swój kraj z blokiem państw sowieckich podpisując 20-letni pakt przyjaźni ze Związkiem Sowieckim (1981). Sassou Nguesso przeforsował nową konstytucję, która usankcjonowała system jednopartyjny z rządami marksistowskiej PCT (Kongijskiej Partii Pracy), której jednym z założycieli w 1969 r. był on sam i pozostał wieloletnim szefem.
Sassou umacniał swoją pozycję na arenie międzynarodowej, był nawet szefem OJA (Organizacji Jedności Afrykańskiej) w latach 1986-1987. Jednak od połowy lat 80-tych XX w., wobec pogłębiających się kłopotów gospodarczych, prezydent był zmuszony liberalizować politykę wewnętrzną Kongo. Pod koniec 1987 r. na północy kraju wybuchł poważny bunt wojskowy, który prezydent był w stanie stłumić wyłącznie dzięki interwencji sił francuskich. W 1991 r., kiedy upadł komunizm i rozpadł się Związek Sowiecki tonący w długach Sassou pod presją Francuzów i Amerykanów zmuszony został nawrócić się na demokrację i wprowadzić reformy wolnorynkowe. Upadek Związku Sowieckiego (1991) spowodował zakończenie sowieckiej pomocy wspierającej reżim i przyczynił się walnie do abdykacji władzy. Prezydent próbując utrzymać się na powierzchni zobowiązał się nawet do walki z korupcją, której sam był uosobieniem. Wprowadził też pluralizm polityczny, od 1990 r. mogły tworzyć się i działać legalnie opozycyjne partie polityczne, ogłoszono amnestię dla więźniów politycznych. W zamian za reformy demokratyczne Sassou Nguesso odbył w 1992 r. symboliczną wizytę w USA, uzyskując kolejną pożyczkę od MFW. Ogłoszone zostały wybory powszechne, a także powołany został premier rządu tymczasowego - Milongo, na rzecz którego Sassou utracił uprawnienia wykonawcze. Prezydent otrzymał też zakaz opuszczania kraju bez zgody rządu tymczasowego.
Pierwsze demokratyczne wybory powszechne w 1992 r., czyli prezydenckie i parlamentarne zakończyły się klęską PCT i samego Sassou Nguesso. Kongijska Partia Pracy uzyskała jedynie 19 miejsc w 125-mandatowym Zgromadzeniu Narodowym. Wybory wygrała opozycyjna UPADS Pascala Lissouby. Sassou Nguesso wystartował też w wyborach prezydenckich, ale nie wszedł nawet do II tury, zajmując trzecie miejsce z wynikiem 17%. Prezydentem został Lissouba, który w drugiej turze pokonał Bernarda Kolelasę (szefa innej opozycyjnej partii MCDDI). Sprytny Sassou dogadał się wówczas z Kolelasem i wspólnie utworzyli opozycyjny sojusz URD, który ogłosił, że Lissouba sfałszował wybory. Od końca 1993 r. w Kongu dochodziło do zamieszek między zwolennikami Lissouby i Kolelasa, które od stycznia 1994 r. przerodziły się w zbrojną konfrontację, znaną jako pierwszą kongijską wojną domową. Zginęło ok. 1500 osób. Kiedy w czerwcu 1994 r. doszło do politycznego pojednania między Lissoubą i Kolelasem, Sassou Nguesso stanął na czele opozycji. Krótko potem wyjechał do Paryża.
Lissouba, który został pierwszym demokratycznie wybranym prezydentem Konga (1992-1997) w okresie demokracji wielopartyjnej, przy wsparciu MFW próbował przeprowadzić reformy gospodarcze liberalizujące gospodarkę. Lissoubie nie udało się jednak uporządkować bałaganu, który odziedziczył po dyktatorskich rządach Sassou, ani przestawić gospodarki z socjalistycznych na wolnorynkowe tory, a ośmieleni wolnością Kongijczycy przestali się bać rządzących i regularnie wzniecali fale protestów, kiedy tylko rząd próbował wprowadzać niepopularne reformy. Kongo podzieliło się wtedy na dwie części: północ wspierała swojego ziomka, Sassou Nguesso, a południe – Lissoubę. W 1996 r. MFW zatwierdził pożyczkę o wartości 100 mln. USD i rozważał kolejne, kiedy w 1997 r. w Kongo wybuchła kolejna wojna domowa. Lissouba i Sassou Nguesso zamierzali zmierzyć się w wyborach prezydenckich w 1997 r. Miesiąc przed planowanymi wyborami siły rządowe Lissouby otoczyły posiadłość Sassou Nguesso w Brazzaville, który w styczniu 1997 r. powrócił do Kongo po kilkuletniej banicji. Od tej pory dochodziło do starć bojówek, na czele których stał Sassou Nguesso, zwanych „Cobra” z siłami rządowymi ochrzczonymi jako „Ninja”. 4-miesięczny konflikt był wyjątkowo brutalny, wojna domowa zniszczyła wiele dzielnic Brazzaville i pochłonęła dziesiątki tysięcy cywilów. W październiku 1997 r. rządzący w Angoli komuniści z MPLA udzielili wsparcia Sassou i rozpoczęli inwazję wojskową na Kongo. Siły rządowe Lissouby były natomiast wspierane przez oddziały UNITy Savimbiego, które korzystały z baz w Kongo. W wyniku interwencji Lissouba ze swoim premierem zostali zmuszeni do ucieczki z kraju, a rząd upadł. Tymczasem w październiku 1997 r. Sassou Nguesso ogłosił się prezydentem, zawiesił konstytucję i wprowadził okres przejściowy obowiązujący do wyborów prezydenckich.
W końcu 1999 r. strony konfliktu podpisały układ pokojowy, przewidujący m.in. wcielenie milicji do wojska, otwarcie korytarza humanitarnego dla uchodźców i amnestię, a w 2000 r. władze ogłosiły koniec wojny domowej. Wybory odbyły się dopiero w 2002 r., przynosząc wielkie zwycięstwo Sassou Nguesso i jego partii PCT. Generał zdobył 90% głosów, jego dwóch głównych rywali: Lissouba i Kolelas, nie wzięli w wyborach udziału, a b. premier Milongo wycofał się, przytomnie stwierdzając, iż te i tak będą sfałszowane. Wojna została wprawdzie rozstrzygnięta dzięki interwencji komunistów z Angoli, ale o dziwo również Francja wspierała Sassou Nguesso. Czyniła to nawet wtedy, kiedy pozostawał on wyznawcą komunizmu i przyjaźnił się z Sowietami. Nie wynikało to li tylko z sentymentalnego przywiązania Francuzów do swojej kolonialnej świetności. Głównym powodem nie były też hurtowe zakupy nieruchomości w Paryżu przez Sassou Nguesso, ale bogate złoża ropy naftowej, jakie odkryto w Kongo. Czyniły one z tego kraju największego obok Nigerii i Angoli producenta ropy naftowej w subsaharyjskiej Afryce. Ponieważ Sassou oddał te złoża francuskim koncernom naftowym (Elf, Total), Francuzi szybko wybaczyli mu fascynację komunizmem, podobnie jak przywódcom zawsze wiernych Zachodowi bogatych w złoża ropy Gabonu i Gwinei Równikowej. Wszystkie te kraje były skrajnie skorumpowane, gardziły prawami człowieka i demokracją, ale te „uchybienia” reguł demokratycznego państwa prawa jakoś nie były w Pałacu Elizejskim dostrzegane. Każdy francuski rząd po fali emancypacji afrykańskiej w 1960 r. starał się dbać o dobre relacje ze swoimi byłymi koloniami, także z tymi najbardziej nieprzyjaznymi, które dodatkowo szukały wsparcia w Moskwie. Francuzi zresztą cicho wsparli Sassou, gdyż Lissouba naruszał ich interesy, zapowiadając duży wzrost cen ropy w kontraktach eksportowych z Francją, konkretnie z Elfem. Sassou załatwił sprawę jak trzeba i nie powtórzył już „błędów” ze swojej pierwszej kadencji, kiedy był zmuszony dopuścić opozycję do wyborów. Następca Hollande’a – Emmanuel Macron z kolei szybko przywrócił dobre relacje ze sprawdzonym w licznych bojach, pewnym i wiernym przyjacielem Francji i taka sytuacja trwa do dzisiaj. Sassou ani myśli sprzeciwiać się interesom byłych kolonizatorów i to oraz wrodzony spryt i inteligencja pozwalały mu spokojnie patrzeć w przyszłość.
Po powrocie do władzy Sassou Nguesso zwyciężał we wszystkich wyborach, jakie urządzał. Pod koniec drugiej i ostatniej, wyznaczonej przez konstytucję kadencji, prezydent kazał ją poprawić, by liczyć kadencje od nowa. Poprawił też długość kadencji z 5 na 7 lat. Kiedy wykorzystał obie, polecił, by prezydencką kadencję skrócić do 5 lat, a przy okazji wykreślono z niej zapis, że prezydentem nie może być ktoś liczący więcej niż 70 lat. W kraju wprawdzie wybuchły rozruchy, ale tym razem zginęły setki, a nie tysiące ludzi. Dzięki tym konstytucyjnym zagrywkom Sassou Nguesso (rocznik 1943) mógł kandydować w wyborach w 2021 r., a po wygranej zapewnił sobie prawo do reelekcji w 2026 r. i niezagrożone panowanie aż do 2031 r. Jeśli dotrwa do tego czasu, miałby 46-letni prezydencki staż! Lata lecą, nawet prezydent Kongo kiedyś może umrzeć, dlatego ponoć przygotowuje do sukcesji swojego pierworodnego syna Denisa Christela, który na początek został szefem państwowego koncernu naftowego. Uchodzi za jednego z najbardziej zdeprawowanych delfinów. Francuska prokuratura od lat podejrzewa go, czy kupowane przez niego hurtowo drogich nieruchomości we Francji nie pochodzą przypadkiem z kradzieży państwowych petrodolarów. Miał przelewać państwowe petrodolary na prywatne konta rodziny Sassou Nguesso w zagranicznych bankach. Wg. jednego z francuskich raportów tych rachunków bankowych miało być 110!
Znawcy Afryki, analitycy i ekonomiści uważają Kongo za jedno z najbardziej skorumpowanych państw świata. Sam prezydent nazwał zarzuty rasistowskimi i kolonialnymi. Pandemia Covid-19 i spadek cen ropy naftowej na rynkach światowych w połączeniu z korupcją i rozrzutnością rodziny prezydenta i jej urzędników sprawiły, że Kongo pogrążyło się ponownie w długach. Sam prezydent nie przejmuje się tym jednak i nie zamierza komukolwiek przekazywać władzy. W kampanii w 2021 r. zapewniał, że wszystko będzie dobrze. Ponadto twierdził, że „w tych niepewnych czasach ludzie potrzebują przywódców z doświadczeniem. Ja je mam i będę nim służył, zwłaszcza młodzieży”. Nie jest to najlepsza perspektywa dla tego pięknego kraju.
W wyborach w 2021 r. Sassou Nguesso uzyskał znowu prawie 90% głosów przy frekwencji przekraczającej 2/3 ogółu uprawnionych do głosowania, jak za swoich najlepszych lat. Wszyscy spodziewali się jego wygranej, dzień po wyborach, jego najpoważniejszy konkurent Kolelas zmarł z powodu niewydolności oddechowej na Covid-19 w samolocie, którym miał dotrzeć do paryskiego szpitala. Gdyby zmarł dzień wcześniej, w dniu wyborów, musiałyby być one powtórzone. Nikt w Kongo nie wierzy w podawane przez władze statystyki dotyczące wyniki głosowania, jak i frekwencji. Po powrocie do władzy w 1997 r. Sassou Nguesso umocnił swoją pozycję jako szef państwa, a wybory są tylko formalnością. Największa partia opozycyjna w ogóle zrezygnowała z wystawiania własnego kandydata w wyborach prezydenckich w 2021 r. Pięć lat wcześniej pokonani przez prezydenta opozycyjni kandydaci zaskarżyli wyniki wyborów do sądu, za co dostali 20-letnie wyroki za działalność wywrotową. Trzeci kandydat dostał natomiast wyrok za podburzanie do buntu. I tak oto wygląda rzeczywistość polityczna w tym trochę większym od Polski kraju, który zamieszkuje 6,1 mln. ludzi (2023).
Gospodarka Konga jest mieszanką rolnictwa, przemysłu opartego głównie na przetwórstwie ropy naftowej, usług i sektora państwowego, borykającego się stale z problemami budżetowymi i nadmiernym zatrudnieniem. Ropa naftowa zdecydowanie zajęła miejsce przemysłu drzewnego jako podstawy gospodarki. Gwałtowny wzrost przychodów z wydobycia ropy na początku lat 80-tych XX w. umożliwił rządowi Konga sfinansowanie programu rozwoju, w wyniku którego kraj ten notował przez lata wysoki wskaźnik wzrostu PKB średnio o 5% rocznie. Spłata kredytów pochłonęła jednak znaczną część dochodów z ropy naftowej, co doprowadziło do rosnącego obciążenia spłatą zadłużenia i chronicznego deficytu budżetowego. Podjęto reformy gospodarcze przy pomocy finansowej organizacji międzynarodowych, w tym przede wszystkim Banku Światowego i MFW. Program reform zahamował wybuch wojny domowej w 1997 r. Powracający wtedy do władzy Sassou-Nguesso publicznie zadeklarował chęć kontynuowania reform gospodarczych i prywatyzacji oraz odnowienia współpracy z międzynarodowymi instytucjami finansowymi. Jednak rozwój gospodarczy stanął wskutek spadku cen ropy oraz odnowienia zbrojnego konfliktu w grudniu 1998 r., które doprowadziły do dalszego wzrostu deficytu budżetowego. Obecna administracja utrzymuje niełatwy pokój i stoi przed trudnymi zadaniami pobudzenia wzrostu gospodarczego i walki z ubóstwem. Rosnące znów ceny ropy pobudziły wzrost gospodarczy i poprawiły krótkoterminowe perspektywy. W marcu 2006 r. Bank Światowy i MFW zakwalifikowały Kongo do programu pomocy najbardziej zadłużonym krajom świata.
PKB Konga wyniósł w 2023 r. 15,3 mld. USD, co dawało PKB na mieszkańca w wysokości 2508 USD. Dług publiczny do PKB wynosił w latach 2000-2023 przeciętnie 58,18%, osiągając rekordowy deficyt w 2001 r. na poziomie 181,6% oraz najniższy poziom w 2023 r.: 13,3% PKB (dane MFW). Sassou-Nguesso zdecydował się bowiem prowadzić bardzo konserwatywną politykę budżetową, nawet w covidowym 2020 r. deficyt budżetowy wyniósł zaledwie -1,7% PKB, a w 2021 r. kraj wypracował nadwyżkę w wysokości 1,4% PKB. Oddłużając Kongo Sassou-Nguesso uniezależnił się tym samym od kredytodawców zagranicznych, w tym przede wszystkim Chin. To ciekawa koncepcja, żywcem wzięta z czasów Ceausescu – Rumunii kraju równie biednym w czasach komunizmu, jak dzisiejsze Kongo. Czy zatem Sassou skończy też jak Ceausescu? Myślę, że nie. Podobnie jak wielu innych autorytarnych dyktatorów doskonale rozumie, że finanse publiczne powinny być pod kontrolą, bo to zapewnia spokój rządzenia.
Kongo jest przepięknym krajem, ale praktycznie pozbawionym infrastruktury turystycznej. W latach 2006-2007 naukowcy z Wildlife Conservation Society badali populację goryli nizinnych (w przeciwieństwie do goryli górskich zamieszkujących park Virunga na granicy DRC, Ugandy i Rwandy) w dystrykcie Ouesso i regionie Sangha. Doliczyli się wówczas, że ich populacja liczyła ok. 125 tys. Żyją one jednak w kompletnej izolacji od ludzi na terenach niedostępnych bagien. Z kolei lasy równikowe w Odzala-Kokoua ze swoim ekosystemem sawann i zalesionymi terenami w okresie polodowcowym zostały uznane w 2023 r. za UNESCO World Heritage Site.
Ja w Kongo odwiedziłem położony nad Atlantykiem – Pointe-Noire, stolicę biznesową tego kraju. Samo miasto – raczej obskurne i średnio ciekawe - to typowy afrykański chaos, ale przynajmniej mają benzynę, czego nie można powiedzieć o stolicy Brazzaville. Sam Prezydent od miesięcy milczy o niedoborach dostaw paliw do stacji benzynowych, a taki stan utrzymywał się od początku 2025 r. W samym Pointe-Noire trudno się zachwycać jego pięknem czy architekturą, ale przynajmniej można dobrze zjeść: na obiad rozkoszowałem się imponującą solą z pobliskiego Atlantyku, we Francji możecie o takim przygotowaniu i smaku, nie mówiąc o cenie, jedynie pomarzyć. Poza tym gorąco polecam muzeum sztuki nowoczesnej Cercle Africain nieopodal głównego placu Lumumby w samym centrum miasta. Trochę zazdroszczę Kongijczykom ciekawej ekspozycji w nadziei, że coś podobnego będziemy mogli podziwiać w naszym niedawno otwartym muzeum w Warszawie, które jakoś mnie jak dotąd nie przekonało, ale wszystko przed nami. Poza tym wrażenie robią przepiękne plaże atlantyckie.
W okolicach Pointe-Noire, które zresztą w dawnych czasach było jednym z głównych centrów handlu niewolników w Afryce („specjalizowali” się w tym zakresie zwłaszcza Portugalczycy) można zobaczyć kilka ciekawych miejsc, jak muzeum kultury Loango – potężnego królestwa, jednego z trzech zajmujących terytorium dzisiejszego Konga. Ja miałem szczęście do świetnego przewodnika – Rogera, który z pasją opowiedział o kulturze i historii swojego kraju. Ponadto warto niedaleko siedziby króla Loango zobaczyć imponujące Gorges de Diosso – naturalny wąwóz czerwonych klifów o wysokości 50 m.
Z kolei Brazzaville, stolica Konga, jest zupełnie różnym miastem od Pointe-Noire – eleganckim, z równymi drogami i bardzo zielonym. W mieście jest masa ciekawych budynków o architekturze kolonialnej z odnowionymi fasadami, ponadto wiele muzeów. Odwiedziłem dwa z nich, z pięknymi wernisażami młodych artystów kongijskich (École de peinture) I drugie pokazujące przekrój współczesnej muzyki krajów basenu rzeki Kongo. Szczególnie ciekawa - rumba kongijska, która potem odnalazła się w Brazylii, przynieśli ją tam niewolnicy przed wiekami, którzy w nieludzkich warunkach przechodzili pieszo drogę z Brazzaville do Pointe-Noire (bagatela 510 km w dżungli tropikalnej), a dalej statkiem do Ameryk przez Atlantyk. Śmiertelność ponoć dochodziła do 80%, ale i tak ten okrutny biznes przez dziesiątki lat bardzo się opłacał, przez Kongo przewinęło się ok. 500 tys. Niewolników. Ponadto Brazzaville to imponująca bazylika św. Anny Kongijskiej i inne kościoły katolickie (w jednym z nich Jan Paweł II odprawił mszę w czasie swojego pobytu w Brazzaville w 1980 r.), wszystko to tonie w bujnej zieloności!
Ciekawostką jest też to, że w mieście można podziwiać mauzoleum założyciela miasta - Pierre’a de Brazzy, które przed 20 laty otworzyli razem Sassou, Chirac i Omar Bongo - długoletni autorytarny prezydent sąsiedniego Gabonu. A przecież to właśnie de Brazza zapewnił Francji długoletnią zdobycz kolonialną, którą formalnie zarządzali od słynnego układu berlińskiego (1885). Obiekty wybudowane w czasach panowania kolonialnego Francji do dzisiaj zresztą robią wrażenie. Odnalazłem też blisko zamkniętego i popadającego w ruinę dworca kolejowego w Brazzaville aleję sław kongijskiej polityki, kultury i Kościoła, a wśród nich popiersia Lumumby i Kwame Nkrumah, z których mój guru Ryszard Kapuściński uczynił niemalże bogów emancypacji Afryki na początku lat 60-tych ubiegłego wieku. Jednak największe wrażenie robi „corniche” nad olbrzymią rzeką Kongo (tym razem kłania się Józef Korzeniowski ze swoim Jądrem Ciemności). Z brzegów rzeki po stronie Brazzaville dobrze widać olbrzymią Kinszasę, stolicę sąsiedniego DRK. To jedyny taki przypadek na świecie, gdzie na przeciwnych brzegach tej samej rzeki naprzeciwko siebie powstały stolice dwóch państw Konga i DRK. Doprawdy trudno się nie zachwycić. A na koniec/deser wizyta w barze Chez Deguy, gdzie lubią przesiadywać Les Sapeurs (czyli Société des Ambianceurs et Personnes Élegantes). Ubrani w markowe i kolorowe stroje bawią się, tańczą, imprezują, nie nadużywając nawet zbytnio alkoholu, bo jest to przecież jedna z ciekawszych atrakcji Brazzaville (Kinszasy zresztą też). Polecam bardzo Kongo, to bezpieczny, urokliwy kraj przyjaznych i gościnnych ludzi.




























































































































Kinszasa, widok z Brazzaville














































Bar Chez Deguy, Brazzaville, Les Sapeurs (Société des ambianceurs et personnes élégantes)

















Komentarze