top of page

The Traveling Economist

Podróże okiem ekonomisty

05627c8f-b097-4592-8be1-e638b8d4b90d_edited_edited.jpg
Home: Witaj
Home: Blog2

Zimbabwe

Zaktualizowano: 21 paź 2023


Dzieje Zimbabwe to w istocie aż do XIX w. historia ludności mówiącej językiem szona – jednym z języków bantu. Dopiero w pierwszej połowie XIX w. przywędrowali z południa potomkowie Zulusów – ludność Ndebele, mówiąca w swoim języku (ndebele), również jednym z języków bantu. W porównaniu z innymi krajami Afryki znacznie mniej liczne były w tym kraju migracje ludności, dlatego też i w dziedzinie demograficznej dzieje Zimbabwe są stosunkowo mało złożone. Aż do XIX w. ludność mówiąca w języku szona zajmowała niemal wyłącznie całą rozległą wyżynę, pokrywającą się z grubsza z granicami dzisiejszego Zimbabwe. Pomimo dużej jednolitości etnicznej i językowej ludność Szona nigdy w przeszłości nie stworzyła zjednoczonego państwa pod rządami jednego władcy, a nawet nie wykształciła żadnego ogólnego określenia, które obejmowałoby swoim znaczeniem całą jej społeczność. Na przestrzeni lat przyjmowała różne nazwy, w tym Zimbabwe, dla swoich przeważnie nietrwałych organizmów państwowych. Nie zbudowała jednak organizacji i tradycji, wyrażającej ciągłość jej rozwoju historycznego. Chociaż niewątpliwie miała świadomość swojego wspólnego dziedzictwa, nie przekroczyła w przeszłości różnych podziałów plemiennych i partykularnych formacji politycznych. 

Od końca XIX w., kiedy to w 1890 r. wyżynę zimbabwańską zajęli Brytyjczycy, bardzo istotną rolę w dziejach tego kraju odgrywała przez następnych 90 lat ludność biała, przeważnie brytyjskiego pochodzenia. Wzrastając od znikomej liczby kilkuset pierwszych osadników z końca XIX w. do 242 tys. pod sam koniec ery kolonialnej, biali nie tylko stali się absolutnymi władcami kraju, ale również zdobyli kontrolę nad całością jego życia gospodarczego, rozwijając je zresztą bardzo skutecznie, głównie we własnym jednak interesie. Stopień tej ekonomicznej penetracji i eksploatacji zasobów gospodarczych Zimbabwe był tak ogromny, że jeszcze na początku niepodległego okresu jego dziejów w rękach białych nadal znajdowała się duża większość zasobów rolniczych, górniczych i przemysłowych kraju.

Punktem zwrotnym w historii Zimbabwe była historia Cecila Rhodesa, jednego z najbardziej wpływowych Brytyjczyków, a z pewnością jednego z najbogatszych ludzi na świecie. Po odkryciu złota i diamentów w Kimberley niedaleko Bloemfontein w Południowej Afryce Europejczycy ponownie w 1867 r. odkryli ok. 100 km od późniejszej stolicy Rodezji, Salisbury bogate złoża złota na wyżynie zimbabweńskiej. To skłoniło Brytyjczyków do ekspansji na północ od rzeki Limpopo. Rhodes był już od 1881 r. niekoronowanym królem diamentów, to on założył w Kimberley spółkę górniczą De Beers, która stała się prawdziwym imperium diamentowym na świecie i pozostaje nim do dziś. Rhodes stał się czołowym ideologiem brytyjskiego imperializmu, był przekonany o szczególnej roli Wlk. Brytanii w kolonizacji Afryki i dziejowej misji Anglików jako kolonizatorów „dzikiego” kontynentu. Wraz z Dawidem Livingstonem (w parku narodowym Wodospadów Wiktorii można do dzisiaj zobaczyć pomnik Livingstona ze szczególnym napisem - Liberator, zupełnie nie rozumiem, jak niepodległe Zimbabwe może coś takiego tolerować) dzielił wiarę w posłannictwo białej rasy w Afryce dla krzewienia cywilizacji zachodniej i szczególnej w tym dziele roli Wlk. Brytanii. W koncepcji Rhodesa południe Afryki ze względu na swoje bogactwa naturalne miało stanowić punkt wyjścia dla brytyjskiej Penetracji wnętrza całego kontynentu od Przylądka Dobrej Nadziei aż po Kair. 

Rhodes wpłynął najpierw na rząd brytyjski na zawarcie korzystnych układów z królem Ndebele Lobengulą, które umożliwiły rozpoczęcie brytyjskiej ekspansji na wyżynie zimbabweńskiej i powstanie Rodezji oraz opanowanie Beczuany (dzisiejszej Botswany). Za dostarczenie przez Anglików tysiąca karabinów i amunicji Lobengula zgodził się (1888) na przyznanie Rhodesowi i jego kompanii ekskluzywnego prawa do eksploatowania minerałów w Matabelelandzie. Do rywalizacji o wpływy w Zimbabwe włączyli się też Burowie z ich prezydentem Paulem Krugerem na czele, ale Brytyjczycy okazali się sprytniejsi i skuteczniejsi, a czołową rolę w procesie podporządkowania tego kraju Wlk. Brytanii odegrał właśnie Rhodes. W zamian za przyznanie przywilejów górniczych Rhodes złożył kuriozalne gwarancje Lobenguli, że weźmie go pod opiekę przeciw zachłanności europejskich kolonizatorów, co oznaczało koniec niepodległości Matabelelandu. Tego rodzaju sposób działania był stosowany w wielu innych miejscach Imperium Brytyjskiego (Afryka, Borneo). Dla Wlk. Brytanii był on bardzo wygodny, gdyż oficjalnymi twórcami kolonii stawali się angielscy kupcy i brytyjskie kompanię handlowe, tymczasem rząd pozostawał w cieniu. Swoją obecność rząd i korona zaznaczali dopiero na końcu, gdy kupcy i politycy w rodzaju Rhodesa w pełni przygotowali już nowy nabytek kolonialny do włączenia w skład Imperium Brytyjskiego. 

W kolejnych latach Rhodes organizował ekspedycje białych pionierów, które były jądrem pierwszej społeczności kolonialnej Rodezji. Założyli oni m.in. Fort Salisbury, która stała się stolicą Rodezji Południowej (dzisiejsze Harare). Był już wtedy premierem Kolonii Przylądkowej, jego rola polityczna była ogromna. Rhodesowi nie udało się jednak wynegocjować z Portugalczykami dostępu Rodezji do Oceanu Indyjskiego, przez co przyszła Rodezja i dzisiejsze Zimbabwe jest pozbawione dostępu do morza. Ostatecznie Brytyjczycy opanowali całe terytorium wyżyny zimbabweńskiej między rzekami Limpopo i Zambezi, które od 1885 r. nosiło nazwę Rodezji. Późniejsze rozpaczliwe powstania ludów Ndebele i Szona przeciw Brytyjczykom były z góry skazane na porażkę. 

W przeciwieństwie do wielu innych kolonii Wlk. Brytanii, gdzie ze względu na małą liczbę brytyjskich urzędników Londyn wprowadził system rządów pośrednich (indirect rule), w Rodezji Południowej ze względu na istotną liczbę białych osadników brytyjskich powstał system rządów bezpośrednich (direct rule), które sprawowali bezpośrednio biali. W kolejnych dekadach biali koloniści zyskiwali coraz większą autonomię, stając się samorządną kolonią brytyjską. Biali zajęli ok. 12 mln. ha najlepszych gruntów, skazując ludność afrykańską na egzystencję w rezerwatach, na terenach o gorszej ziemi i złej infrastrukturze, oddalonych od ważnych ośrodków gospodarczych i węzłów komunikacyjnych. Wreszcie w 1953 r. po ponownym objęciu urzędu premiera Wlk. Brytanii przez Winstona Churchilla (tematy południa Afryki nie były mu obce, gdyż pół wieku wcześniej brał on aktywny udział w wojnach burskich i współtworzył pierwsze na świecie obozy koncentracyjne - osobliwy wynalazek XX w.) doprowadził on do federacji Rodezji Południowej z Północną, czyli dzisiejszą Zambią oraz Niasy (dzisiejszego Malawi), czyli Federacji Afryki Centralnej. W 1957 r. Federację dotknęła recesja i wzrost bezrobocia, co było też bezpośrednia przyczyną powstawania ruchów narodowowyzwoleńczych ludności afrykańskiej. W Salisbury powstał wtedy pod przywództwem legendy Afryki - Joshua’y Nkomo Afrykański Kongres Narodowy Rodezji Płd. Podobne ugrupowanie stworzył w sąsiedniej Rodezji Płn. Kenneth Kaunda, przyszły prezydent niepodległej Zambii. Obydwa ugrupowania zostały wkrótce przez władze zdelegalizowane. 

W 1961 r. Nkomo założył ZAPU (Zimbabwe African People’s Union), który aż do 1988 r. należał do głównych ugrupowań politycznych Rodezji, a następnie Zimbabwe, kiedy połączył się z ZANU. ZAPU został zdelegalizowany już po roku, wtedy powołał własne oddziały partyzanckie. Spowodowało to radykalizację ideologii rasistowskiej wśród białej mniejszości i powstanie nowej partii białych radykałów - Frontu Rodezyjskiego, która w 1962 r. przejęła władzę w kolonii. W 1964 r. premierem rządu Rodezji Płd. został Ian Smith i sprawował tą funkcję przez kolejne 15 lat.

W przeciwieństwie do swoich poprzedników Front Rodezyjski pod rządami Smitha był organizacją ekstremistyczną, reprezentującą interesy średniej burżuazji i białych farmerów (w dużej części Afrykanerów, czyli potomków Burów). Głosił on konieczność utrzymania bezwzględnej dyskryminacji rasowej i supremacji białych, a także ostrego kursu wobec ruchu narodowowyzwoleńczego J. Nkomo. Ostro krytykował też istnienie Federacji Afryki Centralnej. W wyborach parlamentarnych w 1965 r. partia Smitha odniosła zdecydowanie zwycięstwo, co jeszcze bardziej wzmocniło tendencje separatystyczne wśród białej mniejszości Rodezji Płd. i bardzo pogorszyło relacje z Londynem, gdyż Smith odrzucił propozycje brytyjskiego premiera Wilsona odejścia od polityki apartheidu. Jednocześnie Wilson wykluczył użycie siły przez Wlk. Brytanię siły przeciwko Rodezji Płd., co stało się dla Smitha wyraźną wskazówką, że ogłoszenie przez Smitha jednostronnej deklaracji niepodległości kolonii spotka się ze strony brytyjskiej jedynie z formalnym sprzeciwem. I rzeczywiście 11.11.1965 r. rząd Smitha taką deklarację niepodległości ogłosił (unilateral declaration of independence). Ten akt nie został uznany przez żaden kraj na świecie, Wlk. Brytania wprowadziła sankcje wobec Rodezji, które zyskały poparcie ONZ. Okazały się one mało skuteczne ze względu na dobre kontakty handlowe Rodezji z RPA i salazarowską Portugalią kontrolującą Mozambik. Przez Mozambik Rodezja sprowadzała m.in. ropę naftową, a bank centralny RPA łatwo wymieniał rodezyjską walutę na swojego randa, co ułatwiało Rodezji nie tylko rozliczanie obrotów handlowych ale też pozyskiwanie kredytów. 

Pod koniec lat 60-tych XX w. ożywił się afrykański ruch wyzwoleńczy, który od czasu deklaracji niepodległości Smitha nie wykazywał większej aktywności. Oddziały ZAPU z terytorium Zambii rozpoczęły operacje zbrojne w swoim kraju. W 1967 r. ZAPU wraz z ANC (Afrykański Kongres Narodowy) z RPA podjęły decyzję o utworzeniu wspólnego frontu walki zbrojnej przeciw władzom Rodezji i RPA. Smith uzyskał wtedy wsparcie militarne z RPA, co pozwoliło mu rozbić partyzantkę ZAPU i ANC. Dobra sytuacja gospodarcza (PKB w 1969 r. wzrósł o 12%, produkcja rolna o 20%, eksport aż o 40% w porównaniu z 1968 r.) i konsolidacja władzy skłoniła Smitha w 1970 r. do przekształcenia Rodezji w republikę i zerwania ostatnich więzi z Wlk. Brytanią, co położyło ostateczny kres 80-letniemu okresowi władztwa brytyjskiego w tym kraju. ZANU i ZAPU zdecydowanie potępiły deklarację niepodległości Smitha, podobnie jak wiele innych państw na całym świecie. Po 1970 r. Smith jeszcze bardziej podkręcał śrubę represji wobec ruchu wyzwoleńczego Afrykanów ale też wobec opozycji liberalnej. Świetnie rozgrywał też konflikty między ZANU i ZAPU. Jednak w 1972 r. ostro do tej pory zwalczające się ugrupowania ZANU i ZAPU zaczęły nawiązywać ze sobą współpracę. Powołali zjednoczone dowództwo wojskowe dla operacji przeciwko reżimowi Smitha. Walki zbrojne były kontynuowane w 1973 r. Smith zamknął wówczas granicę z Zambią i ostro kontrolował granicę z Mozambikiem, gdzie stacjonowali dowódcy ruchu oporu i szkoleni byli wojownicy. Wysiedlali też tysiące Afrykanów z obszarów granicznych z Mozambikiem. 

W 1974 r. w Wlk. Brytanii do władzy powróciła Partia Pracy, a Premier Wilson już wcześniej był zwolennikiem bardziej zdecydowanej polityki wobec reżimu Smitha. W Portugalii natomiast upadła dyktatura Salazara, co też wróżyło zmianę kursu wobec Rodezji. Wtedy Smith jeszcze bardziej zbliżył się i coraz bardziej uzależniał od RPA. Rozkład portugalskiego imperium kolonialnego po Rewolucji Goździków stał się dodatkowym bodźcem wzmacniającym afrykański ruch wyzwoleńczy w Rodezji. Na jego czoło zaczął wysuwać się biskup Muzorewa i jego ruch ANC, który reprezentował interesy drobnej burżuazji afrykańskiej. Udało mu się nawet nawiązać pewien dialog z samym Smithem. W tym samym roku w Zambii z inicjatywy i z udziałem przywódców sąsiednich krajów: Kaundy (Zambii), Nyerere (Tanzanii), Khamy (Botswany), a także Machela (mozambikańskiego FRELIMO) doszło do rozmów Smitha z szefami ZANU, ZAPU i biskupa Muzorewy. Rozmowy zakończyły się fiaskiem, ale ich efektem było zjednoczenie rodezyjskiej opozycji afrykańskiej, przywódcą której został wybrany Muzorewa. 

W 1975 r. zaczął się zwiększać opór zbrojny przeciwko reżimowi Smitha. Nie tylko sąsiedzi, ale też Sowieci i ich satelici zaczęli zwiększyć pomoc rodezyjskiemu ruchowi oporu. Opozycja rosła w siłę zaczęła ze sobą współpracować. Joshua Nkomo (ZAPU) ostatecznie porzucił próby osiągnięcia pokojowego porozumienia z rządem Smitha, co go zbliżyło do konkurencyjnego ZANU, które w 1976 r. zmieniło swojego przywódcę na energicznego doświadczonego w walce Afrykanów o wolność Roberta Mugabe. USA i Wlk. Brytania zaniepokojone skałą walki partyzanckiej oraz coraz większą rolą Sowietów w regionie podejmowały się kolejnych misji (m.in. Henry Kissinger) skłonienia Smitha do ustępstw wobec Afrykanów za obietnicę pomocy finansowej. A była ona coraz bardziej potrzebna, gdyż sytuacja gospodarcza kraju w latach 1976-1978 pogarszała się i nasilał się exodus białych osadników (kraj opuściło 7 tys. białych w 1976 r., 12 tys. w 1977 r. oraz 18 tys. w 1978 r.) . PKB kurczył się drastycznie (1976: o 1,5%, 1977: o 3,4%, a w 1978 r.: aż o 8%). Spadała produkcja rolna, przemysłowa i górnicza. Inflacja wzrosła z 10,6% w 1976 r. do 11,8% w 1978 r. Wzrósł też 5-krotnie deficyt bilansu płatniczego. Gwałtownie wzrosły wydatki militarne budżetu na walkę przeciwko afrykańskim partyzantom rujnując budżet kraju (z 12% całego budżetu Rodezji w 1976 r. aż do 42% budżetu!). Rosło bezrobocie, mnożyły się strajki i demonstracje antyrządowe. Nie udało się też władzom utrzymać parytetu dolara rodezyjskiego do randa, co zmusiło władze monetarne do dwukrotnej dewaluacji waluty rodezyjskiej w latach 1977-1978. 

Ian Smith był niezwykle zręcznym politykiem. Próbował lawirować między mocarstwami, podżegał kłótnie między ambitnymi przywódcami różnych odłamów ruchu wyzwoleńczego, a jednocześnie utrzymywał cały czas deklarowaną gotowość do kompromisu, który jakoś dziwnym trafem nigdy się nie materializował, co przedłużało jego rządy. Wobec mocarstw zachodnich i RPA uchodził za człowieka kompromisu, gotowego do ustępstw wobec Afrykanów. Równocześnie jednak po uzyskaniu poparcia Zachodu i RPA, zdecydowanie przeciwstawiał się działalności partyzanckiej Afrykanów i występował przeciwko państwom frontowym, wspomagających walkę czarnych Rodezyjczyków. W ramach takiej logiki w 1976 r. wymyślił plan „rozwiązania wewnętrznego” (internal settlement), który miał być formułą położenia kresu kryzysowi rodezyjskiemu. Po nieudanych rozmowach z Nkomo Smith ogłosił „afrykanizację” swojego rządu, mianując po raz pierwszy w historii Rodezji czterech wodzów plemiennych członkami swojego rządu. Zaakceptował też propozycję Kissingera stworzenia w Rodezji rządów większości z zastrzeżeniem, że może ona być wprowadzona w życie najwcześniej po 2 latach, a nie od razu, czego domagał się afrykański ruch wyzwoleńczy. W 1976 r. miało też miejsce połączenie ZANU z ZAPU w Patriotyczny Front Zimbabwe, który w okresie przejściowym chciał, by rząd tymczasowy składał się w 80% z przedstawicieli ruchu wyzwoleńczego. Smith odrzucił ten pomysł podkreślając, że jedynym sposobem rozwiązania kryzysu może być „internal settlement”. Dla przeciwstawienia się Mugabe i Nkomo i pozyskania wsparcia Muzorewy i innych bardziej ugodowo nastawionych przywódców Smith ogłosił przyznanie 11 Afrykanom stopni oficerskich - wydarzenie bez precedensu w historii armii rodezyjskiej. Przy gwałtownym sprzeciwie Nkomo Smith podpisał w 1978 r. z ugodowymi przywódcami czarnej ludności „porozumienie wewnętrzne” w sprawie przyszłości Rodezji. Na jego mocy miał być powołany parlament, w którym Afrykanie mieli mieć zagwarantowane 78% miejsc, rząd tymczasowy ze Smithem jako premierem i trzema afrykańskimi wicepremierami oraz w proporcji 50:50 białych i czarnych członków rządu. Ponadto przewidywane było stworzenie w parlamencie specjalnych mechanizmów, chroniących interesy białych osadników w ciągu 10 lat oraz ogłoszone wprowadzenie rządów większości i niepodległości na koniec 1978 r. W ten sposób osiągnięto pierwszy jawny kompromis pomiędzy białymi a przywódcami części Afrykanów (prócz Patriotycznego Frontu Zimbabwe), który doprowadził do ustanowienia wspólnego rządu. Plan ten został szybko wprowadzony w życie. 

Nkomo i Mugabe zacięcie zwalczali nowy rząd. Mimo starć zbrojnych udało się rządowi zorganizować w 1979 r. wybory powszechne, które wsparła m.in. Wlk. Brytania i ONZ. Wybory wygrała partia biskupa Muzorewy, który został jako pierwszy w historii Afrykanin premierem Rodezji. Nkomo i Mugabe zostali z wyborów wyeliminowani, oczywiście ich wyników nie uznali i wkrótce przystąpili do kontrataku. W sierpniu i pod koniec 1979 r. miały miejsce 2 konferencje, które de facto ostatecznie zadecydowały o niepodległości kraju i rządach czarnej większości (18.04.1980). Najpierw w Lusace odbyła się konferencja krajów członkowskich Commonwealthu. Na jej inaugurację prezydent Zambii Kaunda podkreślić wagę walki wyzwoleńczej Afrykanów w Rodezji. Uznał, że kwietniowe wybory w 1979 r. były bezprawne, a rząd Muzorewy nielegalny, którego określił jako „białą władzę w czarnym przebraniu”. Premier Thatcher poparła koncepcję rządów czarnej większości w Rodezji i oświadczyła, że Wlk. Brytania jest gotowa przyznać temu krajowi niepodległość. Po konferencji rząd brytyjski w sierpniu 1979 r. ogłosił projekt konstytucji niepodległego Zimbabwe. Jednocześnie zaprosił Muzorewę, Nkomo i Mugabe do udziału w kolejnej konferencji w Londynie (Lancaster House). Konferencja trwała aż 14 tygodni. Ostatecznie Muzorewa zgodził się na zorganizowanie nowych wyborów, wśród jej uczestników był tylko jeden głos sprzeciwu) Iana Smitha. Na krótko do nowych wyborów w lutym 1980 r. do Zimbabwe wrócił brytyjski gubernator, co oznaczało ostateczną porażkę białych rodezyjskiej rebeliantów, którzy narazili kraj na poważne problemy i straty. Opóźnili oni też o wiele lat uzyskanie przez Zimbabwe niepodległości. W walkach z reżimem Smitha zginęło ok. 50 tys. Rodezyjczyków, głównie Afrykanów, 250 tys.  Żadnych Rodezyjczyków udało się na wygnanie, kraj też jak wspominałem opuściło wielu białych. 

Punktem zwrotnym w historii Zimbabwe były wybory powszechne w 1980 r. Frekwencja była wyjątkowo wysoka - 92%. 20% miejsc było zarezerwowanych dla białych, wszystkie miejsca przypadły przedstawicielom Frontu Rodezyjskiego, partii Smitha. W puli dla Afrykanów (80%), zdecydowane zwycięstwo odniósł ZANU Mugabego (aż 57 mandatów z 80), ZAPU Nkomo uzyskało tylko 20 mandatów, a Muzorewa zaledwie 3. Ostatni brytyjski gubernator powierzył zatem Mugabe misję sformułowania rządu. W swoim pierwszym wystąpieniu po zwycięstwie wyborczym Mugabe stwierdził m.in.: „Zdajemy sobie sprawę, że struktura ekonomiczna tego kraju opiera się na kapitalizmie i że niezależnie od wyznawanych przez nas poglądów musimy przyjąć tę oczywistość. Modyfikacje w tym zakresie można można wprowadzać jedynie stopniowo”. W przeciwieństwie do wyraźnie niezadowolonej z wyników wyborów w Zimbabwe Pretorii, reszta świata zareagowała na zwycięstwo Mugabe i ZANU jednoznacznie życzliwie czy wręcz entuzjastycznie. To dotyczyło zarówno Zachodu jak i Wschodu. 

Zmarły w 2019 r. Robert Mugabe rządził Zimbabwe 37 lat, był najstarszym prezydentem świata (95 lat), prawdziwą legendą Afryki, wielkim wojownikiem walki o wyzwolenie czarnej ludności, następnie przeobraził się w tyrana, od którego jego własny naród przez długie lata nie mógł się uwolnić. "O zmarłych można mówić tylko dobrze, z wyjątkiem tych, którzy zamordowali tylu ludzi, co Robert Mugabe. On był prawdziwym potworem": te słowa wypowiedział brytyjski dyplomata, który w 1979 r. negocjował z Mugabe niepodległość Zimbabwe. Mugabe w czasie swojego stanowczo zbyt długiego panowania uczynił swój niegdyś najbogatszy kraj całego kontynentu żebrakiem świata, bijąc absolutne rekordy inflacji, która w okresach szczytu sięgała 230 mln. procent!!! To doprawdy nieprawdopodobne osiągnięcie, z którym raczej już nikt na świecie nie będzie w stanie zrównać się. Za późnego Mugabego kraj nawet bez koronawirusa wszedł w stan hibernacji, zamykano fabryki z powodu braku materiałów, o połowę spadła wydajność rolnictwa. Między 2015 a 2016 r. PKB spadł o 40%, bezrobocie wzrosło do 80%! W szarej strefie pracowało w 2019 r. 93% obywateli. To przede wszystkim drobni handlarze i operatorzy busików. Szara strefa to ok. 60% PKB, wg. MFW to rekord nie tylko w Afryce, ale i w świecie. 

Pozbawiony jakichkolwiek skrupułów samo uwielbiający się Mugabe był typem afrykańskiego Machiavellego. Był jednym z najbardziej znanych i rozpoznawalnych w świecie Afrykanów, czego nie można powiedzieć o wielu innych szefach państw afrykańskich. Niestety należy do tych najczarniejszych charakterów Afryki jak Ch. Taylor, Bokassa, Idi Amin, czy Mobutu. Mugabe był najbardziej jaskrawym symbolem patologicznej żądzy władzy, ukrywającym się za maską bojownika praw Afrykanów. Ten pogromca białych kolonialistów, bezwzględny wróg apartheidu przeobraził się w bezwzględnego autokratę i gnębiciela swojego narodu. Ta przemiana może wydawać się czymś niewyobrażalnym, jednak świadczy też o bardzo głębokich i niezaleczonych ranach, które kolonializm pozostawił po sobie na kontynencie afrykańskim. Był przede wszystkim Mugabe całkowitym przeciwieństwem innego bohatera czarnej Afryki - Nelsona Mandeli. Podczas gdy po pokonaniu apartheidu Mandela skutecznie doprowadził do pojednania białej mniejszości z czarną większością w RPA, Mugabe dokonał coś przeciwnego. W szczególności w ostatnich latach swojego panowania można było odnieść wrażenie, że szczucie na białych i diabolizowanie ich jako agentów neoimperializmu stało się ideologicznym cepem, którym Mugabe wymuszał utrzymanie władzy. Władzy, w której o nic innego nie chodziło tylko o czerpanie garściami z możliwości bezkarnej grabieży własnego narodu. Mandela redukował nieufność i zasypywał rowy dzielące społeczeństwo, by w ten sposób zbudować nową, demokratyczną RPA na szerokim i solidnym fundamencie odbudowy wzajemnego zaufania. Mugabe natomiast poświęcił wszystkie swoje wysiłki, by wykopać i odkurzyć obraz białego - wroga czarnych. Z tego też powodu obydwaj najbardziej wpływowi wojownicy o wolność południa Afryki nigdy za sobą specjalnie nie przepadali. 

Sztukę władzy i jej utrzymania opanował Mugabe dużo lepiej niż inni afrykańscy despoci, do końca swojego panowania trzymał kraj pod twardą kontrolą. Myślał dalekowzrocznie i strategicznie, starając zabezpieczyć się z każdej strony czasami z wyszukaną akrobacją. Jego byli współpracownicy opowiadają dzisiaj, że Mugabe zakładał teczki każdemu ze swoich towarzyszy, z którymi sprawował władzę. Przywiązywał wagę do każdego szczegółu, chciał wiedzieć wszystko o każdym. W ten sposób znał ich słabości, co było szczególnie istotne, kiedy komuś przyszłoby do głowy knuć, albo odwrócić się od szefa. Kontrola przez informację i wiedzę o każdym była dla niego zawsze kluczem do utrzymania władzy. Wszystkie upokorzenia, wściekłość oraz negatywne emocje nagromadzone w duszy afrykańskiej wykorzystywał Mugabe w swoich sprawnych retorycznie wystąpieniach publicznych szczując przeciwko swoim przeciwnikom, niekoniecznie białym. Bez białych osadników, którzy niegdyś władali krajem ten afrykański satrapa, przypominający swoim zachowaniem prezesa Kaczyńskiego (toutes proportions gardées) nie miałby wystarczająco ideologicznej amunicji, by zwalczać innych swoich przeciwników: czarnych oponentów wywodzących się z miejskich kręgów robotniczych i związków zawodowych, którzy zyskiwali na znaczeniu w latach 90-tych ubiegłego wieku. W jego języku byli to agenci imperialistów, a on sam samotnym wojownikiem toczącym wojnę o przetrwanie i zachowanie niepodległości Zimbabwe ze zdradzieckimi siłami neokolonializmu. W ten mało wyszukany, ale skuteczny sposób cementował Mugabe swoje panowanie. 

W swoich retorycznie sprawnych przemówieniach przekaz prezydenta Zimbabwe był prosty: nawet biedni Afrykanie mogą być historycznymi zwycięzcami. Nie można tylko nigdy przestać walczyć! Znakiem firmowym Mugabe była jego zaciśnięta pięść, którą wznosił do góry w czasie wszystkich wystąpień publicznych, z biegiem lat stawała się ona coraz słabsza, dlatego też lekarze faszerowali go przed każdym wystąpieniem środkami pobudzającymi. Pięść służyła jako symbol niezłomności, w ten sposób Mugabe chciał przejść do historii jako ten, który nigdy się nie zgiął. Ktokolwiek mu się sprzeciwiał, był bezwzględnie atakowany, nie zawsze w sposób frontalny. Politykę definiował Mugabe jako walkę bokserską, w której przeciwnik musiał zostać znokautowany. Tak też rozgrywane były ostatnie wybory, w których jego przeciwnik w niedozwolony sposób został powalony na deski. Jednak ostatnia walka została przegrana, a polegała na obsadzeniu na tronie żony sędziwego dyktatora. Właściwie Mugabe nigdy nie chciał abdykować, jednak w końcu musiał nawet on sam zaakceptować swoją skończoność i fakt, że nie uda mu się rządzić wiecznie. 

Plan był taki, by władza pozostała w rodzinie, gdyż władza oznacza pieniądze, które przeznaczyć można na zaspokojenie potrzeb klanu, kupno nowych torebek, luksusowych samochodów sportowych i świty miernot. Nowym prezydentem miała zostać Grace, żona dyktatora, osoba doszczętnie zdemoralizowana, pewna siebie, znienawidzona przez naród, którym pogardzała. Wsławiła się tym, że pobiła przyjaciółkę swojego syna tylko dlatego, że jej się nie spodobała. 40 lat młodsza od swojego męża Grace tłukła także i jego samego, dlatego dysponując takim temperamentem wymogła swoją nominację na wiceprezydenta kraju. Stary Mugabe był już zbyt zniedołężniały, by się temu sprzeciwić, co stanowiło początek jego końca. 

W listopadzie 2017 r. jego druh z lat 70-tych Emmerson Mnangagwa (rocznik 1942) z pomocą wojska przeprowadził udany pucz i mianował się prezydentem, a na ulicach Harare setki tysięcy ludzi wiwatowało i zrywało szyldy z napisem "Robert Mugabe Street". Mugabe obserwował te sceny w ekranie telewizora i nie był świadomy, co się stało. Kilka dni po puczu, wsiadł do samochodu i pojechał dziurawymi ulicami Harare na uroczystość zamknięcia roku akademickiego na tamtejszym uniwersytecie. W czasie przejazdu mógł zobaczyć całą nędzę i totalną ruinę swojego kraju, do której doprowadził. Wystarczyło tylko mieć otwarte oczy. Na Uniwersytecie usnął już po kilku minutach, był już zbyt słaby by dalej walczyć. Słowo walka towarzyszyło Mugabe całe życie, wydawał się być niezniszczalny. Ian Smith nazwał kiedyś Mugabego apostołem diabła - zaiste trudno znaleźć lepsze określenie dla tego tyrana. 

Mugabe urodził się w 1924 r. na przedmieściach Salisbury (dawna nazwa Harare), był bardzo zdolnym uczniem, wychowywany był przez Jezuitów, jego pobożna matka miała nadzieję, że syn zostanie księdzem. Stało się jednak inaczej. Mugabe skończył studia nauczycielskie, otrzymał stypendium w RPA, a następnie przeniósł się do Ghany, która wówczas jako pierwszy afrykański kraj uzyskiwała niepodległość (1957). Mugabe był pod dużym wpływem atmosfery przełomu, rewolty, euforii intelektualnej tamtych czasów. Zaczytywał się wtedy książkami Karola Marxa, był pod niewątpliwym wpływem Kwame Nkrumah (pierwszego prezydenta niepodległej Ghany, opisywałem go w poście poświęconym Ghanie), ale w Ghanie poznał też swoją drugą miłość po polityce: późniejszą żonę Sally. Przyznała ona wiele lat później, że nigdy nie byli w ciągu 20 lat w kinie, gdyż polityka była zdecydowanie w centrum życia Mugabego. Po powrocie do Rodezji poświęcił się on bezwarunkowo walce wyzwoleńczej, za co zapłacił zresztą bardzo wysoką cenę: w więzieniu spędził ponad 10 lat. Najprawdopodobniej wtedy zakorzeniła się u niego nieprawdopodobna wprost nienawiść do białych. Nelson Mandela siedział  w więzieniu znacznie dłużej, ale mimo tego był pozbawiony jakiejkolwiek żądzy nienawiści. Najgłębszą ranę dla Mugabego stanowiła jednak strata jego pierwszego syna, który zmarł w Ghanie, podczas gdy ojciec odsiadywał kolejny wyrok w Rodezji. Na próżno prosił władze więzienia, by mógł się przynajmniej pomodlić na grobie syna. W latach 70-tych po odsiedzeniu wyroku Mugabe wyjechał do Mozambiku, by tam rekrutować partyzantów do walki z reżimem Smitha. Nie potrafił co prawda posługiwać się bronią, natomiast nie miał najmniejszego problemu by neutralizować komendantów tamtejszej partyzantki, którzy wchodzili mu w drogę. Jego ówcześni towarzysze walki zauważyli jedną cechę przyszłego prezydenta wolnego Zimbabwe: nieposkromioną żądzę władzy. W 1980 r., kiedy partyzanci Afrykańskiej Armii Narodowego Wyzwolenia Zimbabwe triumfowali w Harare 56-letni Mugabe został najpierw premierem, a potem prezydentem. 

Po pokonaniu odwiecznego przeciwnika Iana Smitha oraz zniesieniu dyskryminacji i segregacji rasowej Mugabe znalazł sobie następnego wroga - legendarnego wojownika walki o prawa czarnych Joshua Nkomo, którego postrzegał jako konkurenta walki o władzę. Początkowo obydwaj liderzy ZANU (Mugabe) i ZAPU (Nkomo) ze sobą ściśle współpracowali. W 1980 r. po przejęciu władzy utworzony został rząd koalicyjny. Wydawało się, że w tym okresie rządy Mugabego nacechowane były pragmatyzmem, ostrożnością i dbaniem o wizerunek państwa. Choć jego ekipa rządowa miała poglądy w w większości marksistowskie, Mugabe tylko w niewielkim stopniu zwiększył kontrolę państwa nad gospodarką, o nacjonalizacji nie było jeszcze mowy. Koalicja z Nkomo rozpadła się w 1982 r., o którym Mugabe mówił, że kobrze znajdującej się w twoim domu należy uciąć głowę. Nkomo musiał ratować się ucieczką zagranicę, jednak siepacze premiera masakrowali jego zwolenników. Na tym tle doszło do okrutnej rzezi w Matabelelandzie, gdzie wyszkolona w Korei Północnej osławiona 5 Brygada wymordowała tysiące ludzi. Świat tej masakry nie chciał zauważyć, wielu było pod wrażeniem elokwentnego afrykańskiego przywódcy, który w swoich inteligentnych wystąpieniach wydawał się być prawdziwym ojcem narodu uderzając w nuty koncyliacyjne i pojednawcze. Każdy w Zimbabwe miał znaleźć swoje miejsce, nieważne czy są biali czy czarni. Do wszystkich należy wyciągać dłonie, słowem prawdziwy raj na ziemi pod kontrolą kochającego wszystkich przywódcy. 

Z perspektywy tego co nastąpiło później była to tylko gra pozorów, przerwa w walce (chimurenga w języku szona, słowo klucz Mugabe), w czasie której należało odsunąć skutecznie wszystkich potencjalnych rywali mogących zagrozić jedynowładztwu. Sytuacja polityczna wydawała się ustabilizowana, przynajmniej tak postrzegali ją ówcześni komentatorzy i analitycy, gospodarka kwitła, kraj produkował duże nadwyżki zboża, był chwalony przez MFW i Bank Światowy i wydawał się na najlepszej drodze by stał się wzorem rozwojowym dla Afryki ze światłym przywódcą na czele. Nawet Joshua Nkomo powrócił do kraju i został ministrem, ogłoszona została też amnestia dla wszystkich dysydentów.  Mało kto przewidywał, że ten sam Mugabe doprowadzi kraj w ciągu bardzo krótkiego czasu do całkowitej ruiny. 

Lata 90-te ubiegłego wieku to koniec złotej ery w historii Zimbabwe. Zmarła żona dyktatora Sally, która była najsolidniejszą emocjonalną kotwicą w jego życiu i jedyną osobą, która miała na niego realny i pozytywny wpływ i była w stanie temperować jego wybuchowy charakter. Jej miejsce zajęła wspomniana Grace, była sekretarka, która doprowadziła do totalnej alienacji prezydenta. Była ona absolutnym przeciwieństwem pierwszej żony. Zmieniała się także sytuacja w kraju. Pierwszy raz od lat powstała realna opozycja, która zyskiwała na znaczeniu. Po raz trzeci w swoim długim życiu obudził się u Mugabe duch wojownika (chimurenga). Podjął walkę, która zapewniła mu władzę jeszcze przez długie lata. Tym razem ta ostatnia walka Mugabego przyniosła jednak jego narodowi wyłącznie cierpienia, frustrację i zniszczenia. 

Począwszy od 1999 r. prezydent zaczął przepędzać z kraju białych farmerów, siłą odbierając im ziemię i popierając partyzantów - dawnych towarzyszy broni jeszcze z okresu walk z reżimem Smitha. W mniejszym zakresie był to akt rasistowski, bardziej chłodna kalkulacja sprytnego manipulatora. Wielkoobszarowe zagrabione farmy zostały rozdane partyjnym bossom i ich rodzinom, w ten sposób Mugabe zapewnił sobie ich wsparcie. Co istotniejsze Mugabe wzniecił poprzez prześladowania białych farmerów zapomnianą i wygasłą walkę antykolonialną. Opozycja, która się tej polityce sprzeciwiała określana była przez coraz bardziej niepoczytalnego Mugabego jako marionetka Europejczyków czy zdrajcy dumnego narodu. W ten sposób jednak zniszczony został gospodarczy kręgosłup kraju. Zamiast koniecznej i nigdy niezrealizowanej reformy rolnej Mugabe realizując swoje cele polityczne dokonał ostatecznej destrukcji gospodarki. Nędza wygnała wielu obywateli zagranicę, gdzie jako tania siła robocza zarabiając grosze byli w stanie wysyłać niewielkie pieniądze do swoich rodzin, ratując ich w ten sposób przed głodem. Mugabe nie miał wielu przyjaciół w Afryce, niemniej jego ministrowie i generałowie oraz przede wszystkim on sam zapewnili sobie przychody z wydobycia i sprzedaży bogatych złóż diamentów na wschodzie kraju. Ile pieniędzy prezydent i jego rodzina ukradli nie jest znane do dzisiaj, jednak przypuszcza się, że było to wiele miliardów dolarów, co czyni z Mugabego i jego otoczenia jednym z  największych złodziei najnowszej historii Afryki. Mimo to Mugabe do ostatnich swoich dni przedstawiał się jako wielki rycerz Afryki, strażnik kontynentu przeciwko złowieszczym i ciemnym siłom neokolonialnym. I to było jego największym kłamstwem życia. Gdyż tylko ci, którzy składali mu hołdy byli sowicie wynagradzani. Reszta pod jego rządami cierpiała niewyobrażalną biedę i to wszystko przez żądzę i pęd do władzy jednego człowieka. 

Po usunięciu z urzędu Mugabe dawał do zrozumienia, że jego następca Mnangagwa rządzi jeszcze w brutalniejszy sposób, masowo morduje swoich przeciwników, gospodarka jest jeszcze w gorszym stanie niż za jego rządów, a z tak pięknego kraju został kraj kolejek, w których ludzie cały dzień tłoczą się by kupić kilka kropli benzyny, wody i chleba. Tymczasem w pierwszych tygodniach swojego urzędowania nowy prezydent zadeklarował, że biali farmerzy dostaną rekompensatę za znacjonalizowane gospodarstwa oraz uznał kwestię własności gruntów za najważniejszą dla ponownego ożywienia gospodarki. Podjął też próby nakłonienia do powrotu białych farmerów zmuszonych w przeszłości do ucieczki z kraju. Pierwszy z nich powrócił na swoje dawne gospodarstwo pod koniec 2017 r., co spotkało się z aprobatą miejscowej ludności. To nowy początek tego pięknego niegdyś kraju, Robert Mugabe nie żyje, ale Zimbabwe będzie potrzebować jeszcze dużo czasu, by podnieść się z upadku. Byłem w Zimbabwe na początku nowego tysiąclecia zaraz po wypędzeniu białych farmerów, a drugi raz w 2023 r. Mam nadzieję, że piękno tego kraju zostanie przywrócone szybko, bo jest to jedna z perełek Afryki, a zwłaszcza położone na granicy z Zambią słynne wodospady Victoria Falls - prawdziwy cud natury i "must see" dla obieżyświatów.
























148 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Namibia

Erytrea

Uganda

O mnie

Ekonomista, finansista, podróżnik.
Pasjonat wina i klusek łyżką kładzionych.

Kontakt
IMG_4987.JPG
Home: Info

Subscribe Form

Home: Subskrybuj

Kontakt

Dziękujemy za przesłanie!

Home: Kontakt
bottom of page