top of page

The Traveling Economist

Podróże okiem ekonomisty

05627c8f-b097-4592-8be1-e638b8d4b90d_edited_edited.jpg
Home: Witaj
Home: Blog2

Zimbabwe

Zmarły w 2019 r. Robert Mugabe rządził Zimbabwe 37 lat, był najstarszym prezydentem świata (95 lat), prawdziwą legendą Afryki, wielkim wojownikiem walki o wyzwolenie czarnej ludności, następnie przeobraził się w tyrana, od którego jego własny naród przez długie lata nie mógł się uwolnić. "O zmarłych można mówić tylko dobrze, z wyjątkiem tych, którzy zamordowali tylu ludzi, co Robert Mugabe. On był prawdziwym potworem": te słowa wypowiedział brytyjski dyplomata, który w 1979 r. negocjował z Mugabe niepodległość Zimbabwe. Mugabe w czasie swojego stanowczo zbyt długiego panowania uczynił swój niegdyś najbogatszy kraj całego kontynentu żebrakiem świata, bijąc absolutne rekordy inflacji, która w okresach szczytu sięgała 230 mln. procent!!! To doprawdy nieprawdopodobne osiągnięcie, z którym raczej już nikt na świecie nie będzie w stanie zrównać się. Za późnego Mugabego kraj nawet bez koronawirusa wszedł w stan hibernacji, zamykano fabryki z powodu braku materiałów, o połowę spadła wydajność rolnictwa. Między 2015 a 2016 r. PKB spadł o 40%, bezrobocie wzrosło do 80%! W szarej strefie pracuje dzisiaj 93% obywateli. To przede wszystkim drobni handlarze i operatorzy busików. Szara strefa to ok. 60% PKB, wg. MFW to rekord nie tylko w Afryce, ale i w świecie. Pozbawiony jakichkolwiek skrupułów samo uwielbiający się Mugabe był typem afrykańskiego Machiavellego. Był jednym z najbardziej znanych i rozpoznawalnych w świecie Afrykanów, czego nie można powiedzieć o wielu innych szefach państw afrykańskich. Niestety należy do tych najczarniejszych charakterów Afryki jak Ch. Taylor, Bokassa, Idi Amin, czy Mobutu. Mugabe był najbardziej jaskrawym symbolem patologicznej żądzy władzy, ukrywającym się za maską bojownika praw Afrykanów. Ten pogromca białych kolonialistów, bezwzględny wróg apartheidu przeobraził się w bezwzględnego autokratę i gnębiciela swojego narodu. Ta przemiana może wydawać się czymś niewyobrażalnym, jednak świadczy też o bardzo głębokich i niezaleczonych ranach, które kolonializm pozostawił po sobie na kontynencie afrykańskim. Był przede wszystkim Mugabe całkowitym przeciwieństwem innego bohatera czarnej Afryki - Nelsona Mandeli. Podczas gdy po pokonaniu apartheidu Mandela skutecznie doprowadził do pojednania białej mniejszości z czarną większością w RPA, Mugabe dokonał coś przeciwnego. W szczególności w ostatnich latach swojego panowania można było odnieść wrażenie, że szczucie na białych i diabolizowanie ich jako agentów neoimperializmu stało się ideologicznym cepem, którym Mugabe wymuszał utrzymanie władzy. Władzy, w której o nic innego nie chodziło tylko o czerpanie garściami z możliwości bezkarnej grabieży własnego narodu. Mandela redukował nieufność i zasypywał rowy dzielące społeczeństwo, by w ten sposób zbudować nową, demokratyczną RPA na szerokim i solidnym fundamencie odbudowy wzajemnego zaufania. Mugabe natomiast poświęcił wszystkie swoje wysiłki, by wykopać i odkurzyć obraz białego - wroga czarnych. Z tego też powodu obydwaj najbardziej wpływowi wojownicy o wolność południa Afryki nigdy za sobą specjalnie nie przepadali. Sztukę władzy i jej utrzymania opanował Mugabe dużo lepiej niż inni afrykańscy despoci, do końca swojego panowania trzymał kraj pod twardą kontrolą. Myślał dalekowzrocznie i strategicznie, starając zabezpieczyć się z każdej strony czasami z wyszukaną akrobacją. Jego byli współpracownicy opowiadają dzisiaj, że Mugabe zakładał teczki każdemu ze swoich towarzyszy, z którymi sprawował władzę. Przywiązywał wagę do każdego szczegółu, chciał wiedzieć wszystko o każdym. W ten sposób znał ich słabości, co było szczególnie istotne, kiedy komuś przyszłoby do głowy knuć, albo odwrócić się od szefa. Kontrola przez informację i wiedzę o każdym była dla niego zawsze kluczem do utrzymania władzy. Wszystkie upokorzenia, wściekłość oraz negatywne emocje nagromadzone w duszy afrykańskiej wykorzystywał Mugabe w swoich sprawnych retorycznie wystąpieniach publicznych szczując przeciwko swoim przeciwnikom, niekoniecznie białym. Bez białych osadników, którzy niegdyś władali krajem ten afrykański satrapa, przypominający swoim zachowaniem prezesa Kaczyńskiego (toutes proportions gardees) nie miałby wystarczająco ideologicznej amunicji, by zwalczać innych swoich przeciwników: czarnych oponentów wywodzących się z miejskich kręgów robotniczych i związków zawodowych, którzy zyskiwali na znaczeniu w latach 90-tych ubiegłego wieku. W jego języku byli to agenci imperialistów, a on sam samotnym wojownikiem toczącym wojnę o przetrwanie i zachowanie niepodległości Zimbabwe ze zdradzieckimi siłami neokolonializmu. W ten mało wyszukany, ale skuteczny sposób cementował Mugabe swoje panowanie. W swoich retorycznie sprawnych przemówieniach przekaz prezydenta Zimbabwe był prosty: nawet biedni Afrykanie mogą być historycznymi zwycięzcami. Nie można tylko nigdy przestać walczyć! Znakiem firmowym Mugabe była jego zaciśnięta pięść, którą wznosił do góry w czasie wszystkich wystąpień publicznych, z biegiem lat stawała się ona coraz słabsza, dlatego też lekarze faszerowali go przed każdym wystąpieniem środkami pobudzającymi. Pięść służyła jako symbol niezłomności, w ten sposób Mugabe chciał przejść do historii jako ten, który nigdy się nie zgiął. Ktokolwiek mu się sprzeciwiał, był bezwzględnie atakowany, nie zawsze w sposób frontalny. Politykę definiował Mugabe jako walkę bokserską, w której przeciwnik musiał zostać znokautowany. Tak też rozgrywane były ostatnie wybory, w których jego przeciwnik w niedozwolony sposób został powalony na deski. Jednak ostatnia walka została przegrana, a polegała na obsadzeniu na tronie żony sędziwego dyktatora. Właściwie Mugabe nigdy nie chciał abdykować, jednak w końcu musiał nawet on sam zaakceptować swoją skończoność i fakt, że nie uda mu się rządzić wiecznie. Plan był taki, by władza pozostała w rodzinie, gdyż władza oznacza pieniądze, które przeznaczyć można na zaspokojenie potrzeb klanu, kupno nowych torebek, luksusowych samochodów sportowych i świty miernot. Nowym prezydentem miała zostać Grace, żona dyktatora, osoba doszczętnie zdemoralizowana, pewna siebie, znienawidzona przez naród, którym pogardzała. Wsławiła się tym, że pobiła przyjaciółkę swojego syna tylko dlatego, że jej się nie spodobała. 40 lat młodsza od swojego męża Grace tłukła także i jego samego, dlatego dysponując takim temperamentem wymogła swoją nominację na wiceprezydenta kraju. Stary Mugabe był już zbyt zniedołężniały, by się temu sprzeciwić, co stanowiło początek jego końca. W listopadzie 2017 jego druh z lat 70-tych Emmerson Mnangagwa (rocznik 1942) z pomocą wojska przeprowadził udany pucz i mianował się prezydentem, a na ulicach Harare setki tysięcy ludzi wiwatowało i zrywało szyldy z napisem "Robert Mugabe Street". Mugabe obserwował te sceny w ekranie telewizora i nie był świadomy, co się stało. Kilka dni po puczu, wsiadł do samochodu i pojechał dziurawymi ulicami Harare na uroczystość zamknięcia roku akademickiego na tamtejszym uniwersytecie. W czasie przejazdu mógł zobaczyć całą nędzę i totalną ruinę swojego kraju, do której doprowadził. Wystarczyło tylko mieć otwarte oczy. Na Uniwersytecie usnął już po kilku minutach, był już zbyt słaby by dalej walczyć. Słowo walka towarzyszyło Mugabe całe życie, wydawał się być niezniszczalny. Ian Smith, premier rodezyjskiego reżimu nazwał kiedyś Mugabego apostołem diabła - zaiste trudno znaleźć lepsze określenie dla tego tyrana. Mugabe urodził się w 1924 roku na przedmieściach Salisbury (dawna nazwa Harare), był bardzo zdolnym uczniem, wychowywany był przez Jezuitów, jego pobożna matka miała nadzieję, że syn zostanie księdzem. Stało się jednak inaczej. Mugabe skończył studia nauczycielskie, otrzymał stypendium w RPA, a następnie przeniósł się do Ghany, która wówczas jako pierwszy afrykański kraj uzyskiwała niepodległość (1957). Mugabe był pod dużym wpływem atmosfery przełomu, rewolty, euforii intelektualnej tamtych czasów. Zaczytywał się wtedy książkami Karola Marxa, był pod niewątpliwym wpływem Kwame Nkrumah (pierwszego prezydenta niepodległej Ghany, opisywałem go w poście poświęconym Ghanie), ale w Ghanie poznał też swoją drugą miłość po polityce: późniejszą żonę Sally. Przyznała ona wiele lat później, że nigdy nie byli w ciągu 20 lat w kinie, gdyż polityka była zdecydowanie w centrum życia Mugabego. Po powrocie do Rodezji poświęcił się on bezwarunkowo walce wyzwoleńczej, za co zapłacił zresztą bardzo wysoką cenę: w więzieniu spędził ponad 10 lat. Najprawdopodobniej wtedy zakorzeniła się u niego nieprawdopodobna wprost nienawiść do białych. Nelson Mandela siedział  w więzieniu znacznie dłużej, ale mimo tego był pozbawiony jakiejkolwiek żądzy nienawiści. Najgłębszą ranę dla Mugabego stanowiła jednak strata jego pierwszego syna, który zmarł w Ghanie, podczas gdy ojciec odsiadywał kolejny wyrok w Rodezji. Na próżno prosił władze więzienia, by mógł się przynajmniej pomodlić na grobie syna. W latach 70-tych po odsiedzeniu wyroku Mugabe wyjechał do Mozambiku, by tam rekrutować partyzantów do walki z reżimem Smitha. Nie potrafił co prawda posługiwać się bronią, natomiast nie miał najmniejszego problemu by neutralizować komendantów tamtejszej partyzantki, którzy wchodzili mu w drogę. Jego ówcześni towarzysze walki zauważyli jedną cechę przyszłego prezydenta wolnego Zimbabwe: nieposkromioną żądzę władzy. W 1980, kiedy partyzanci Afrykańskiej Armii Narodowego Wyzwolenia Zimbabwe triumfowali w Harare 56-letni Mugabe został najpierw premierem, a potem prezydentem. Po pokonaniu odwiecznego przeciwnika Iana Smitha oraz zniesieniu dyskryminacji i segregacji rasowej Mugabe znalazł sobie następnego wroga - legendarnego wojownika walki o prawa czarnych Joshua Nkomo, którego postrzegał jako konkurenta walki o władzę. Początkowo obydwaj liderzy ZANU (Mugabe) i ZAPU (Nkomo) ze sobą ściśle współpracowali. W 1976 roku ich grupowania nawet się zjednoczyły. W 1980 roku po przejęciu władzy utworzony został rząd koalicyjny. Wydawało się, że w tym okresie rządy Mugabego nacechowane były pragmatyzmem, ostrożnością i dbaniem o wizerunek państwa. Choć jego ekipa rządowa miała poglądy w w większości marksistowskie, Mugabe tylko w niewielkim stopniu zwiększył kontrolę państwa nad gospodarką, o nacjonalizacji nie było jeszcze mowy. Koalicja z Nkomo rozpadła się w 1982 roku, o którym Mugabe mówił, że kobrze znajdującej się w twoim domu należy uciąć głowę. Nkomo musiał ratować się ucieczką zagranicę, jednak siepacze premiera masakrowali jego zwolenników. Na tym tle doszło do okrutnej rzezi w Matabelelandzie, gdzie wyszkolona w Korei Północnej osławiona 5 Brygada wymordowała tysiące ludzi. Świat tej masakry nie chciał zauważyć, wielu było pod wrażeniem elokwentnego afrykańskiego przywódcy, który w swoich inteligentnych wystąpieniach wydawał się być prawdziwym ojcem narodu uderzając w nuty koncyliacyjne i pojednawcze. Każdy w Zimbabwe miał znaleźć swoje miejsce, nieważne czy są biali czy czarni. Do wszystkich należy wyciągać dłonie, słowem prawdziwy raj na ziemi pod kontrolą kochającego wszystkich przywódcy. Z perspektywy tego co nastąpiło później była to tylko gra pozorów, przerwa w walce (chimurenga w języku shona, słowo klucz Mugabe), w czasie której należało odsunąć skutecznie wszystkich potencjalnych rywali mogących zagrozić jedynowładztwu. Sytuacja polityczna wydawała się ustabilizowana, przynajmniej tak postrzegali ją ówcześni komentatorzy i analitycy, gospodarka kwitła, kraj produkował duże nadwyżki zboża, był chwalony przez MFW i Bank Światowy i wydawał się na najlepszej drodze by stał się wzorem rozwojowym dla Afryki ze światłym przywódcą na czele. Nawet Joshua Nkomo powrócił do kraju i został ministrem, ogłoszona została też amnestia dla wszystkich dysydentów.  Mało kto przewidywał, że ten sam Mugabe doprowadzi kraj w ciągu bardzo krótkiego czasu do całkowitej ruiny. Lata 90-te ubiegłego wieku to koniec złotej ery w historii Zimbabwe. Zmarła żona dyktatora Sally, która była najsolidniejszą emocjonalną kotwicą w jego życiu i jedyną osobą, która miała na niego realny i pozytywny wpływ i była w stanie temperować jego wybuchowy charakter. Jej miejsce zajęła wspomniana Grace, była sekretarka, która doprowadziła do totalnej alienacji prezydenta. Była ona absolutnym przeciwieństwem pierwszej żony. Zmieniała się także sytuacja w kraju. Pierwszy raz od lat powstała realna opozycja, która zyskiwała na znaczeniu. Po raz trzeci w swoim długim życiu obudził się u Mugabe duch wojownika (chimurenga). Podjął walkę, która zapewniła mu władzę jeszcze przez długie lata. Tym razem ta ostatnia walka Mugabego przyniosła jednak jego narodowi wyłącznie cierpienia, frustrację i zniszczenia. Począwszy od 1999 roku prezydent zaczął przepędzać z kraju białych farmerów, siłą odbierając im ziemię i popierając partyzantów - dawnych towarzyszy broni jeszcze z okresu walk z reżimem Smitha. W mniejszym zakresie był to akt rasistowski, bardziej chłodna kalkulacja sprytnego manipulatora. Wielkoobszarowe zagrabione farmy zostały rozdane partyjnym bossom i ich rodzinom, w ten sposób Mugabe zapewnił sobie ich wsparcie. Co istotniejsze Mugabe wzniecił poprzez prześladowania białych farmerów zapomnianą i wygasłą walkę antykolonialną. Opozycja, która się tej polityce sprzeciwiała określana była przez coraz bardziej niepoczytalnego Mugabego jako marionetka Europejczyków czy zdrajcy dumnego narodu. W ten sposób jednak zniszczony został gospodarczy kręgosłup kraju. Zamiast koniecznej i nigdy niezrealizowanej reformy rolnej Mugabe realizując swoje cele polityczne dokonał ostatecznej destrukcji gospodarki. Nędza wygnała wielu obywateli zagranicę, gdzie jako tania siła robocza zarabiając grosze byli w stanie wysyłać niewielkie pieniądze do swoich rodzin, ratując ich w ten sposób przed głodem. Mugabe nie miał wielu przyjaciół w Afryce, niemniej jego ministrowie i generałowie oraz przede wszystkim on sam zapewnili sobie przychody z wydobycia i sprzedaży bogatych złóż diamentów na wschodzie kraju. Ile pieniędzy prezydent i jego rodzina ukradli nie jest znane do dzisiaj, jednak przypuszcza się, że było to wiele miliardów dolarów, co czyni z Mugabego i jego otoczenia największych złodziei najnowszej historii Afryki. Mimo to Mugabe do ostatnich swoich dni przedstawiał się jako wielki rycerz Afryki, strażnik kontynentu przeciwko złowieszczym i ciemnym siłom neokolonialnym. I to było jego największym kłamstwem życia. Gdyż tylko ci, którzy składali mu hołdy byli sowicie wynagradzani. Reszta pod jego rządami cierpiała niewyobrażalną biedę i to wszystko przez żądzę i pęd do władzy jednego człowieka. Po usunięciu z urzędu Mugabe dawał do zrozumienia, że jego następca Mnangagwa rządzi jeszcze w brutalniejszy sposób, masowo morduje swoich przeciwników, gospodarka jest jeszcze w gorszym stanie niż za jego rządów, a z tak pięknego kraju został kraj kolejek, w których ludzie cały dzień tłoczą się by kupić kilka kropli benzyny, wody i chleba. Tymczasem w pierwszych tygodniach swojego urzędowania nowy prezydent zadeklarował, że biali farmerzy dostaną rekompensatę za znacjonalizowane gospodarstwa oraz uznał kwestię własności gruntów za najważniejszą dla ponownego ożywienia gospodarki. Podjął też próby nakłonienia do powrotu białych farmerów zmuszonych w przeszłości do ucieczki z kraju. Pierwszy z nich powrócił na swoje dawne gospodarstwo pod koniec 2017, co spotkało się z aprobatą miejscowej ludności. To nowy początek tego pięknego niegdyś kraju, Robert Mugabe nie żyje, ale Zimbabwe będzie potrzebować jeszcze dużo czasu, by podnieść się z upadku. Byłem w Zimbabwe na początku nowego tysiąclecia zaraz po wypędzeniu białych farmerów. Mam nadzieję, że piękno tego kraju zostanie przywrócone szybko, bo jest to jedna z perełek Afryki, a zwłaszcza położone na granicy z Zambią słynne wodospady Victoria Falls - prawdziwy cud natury i "must see" dla obieżyświatów.


116 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Erytrea

Uganda

DR Kongo

O mnie

Ekonomista, finansista, podróżnik.
Pasjonat wina i klusek łyżką kładzionych.

Kontakt
IMG_4987.JPG
Home: Info

Subscribe Form

Home: Subskrybuj

Kontakt

Dziękujemy za przesłanie!

Home: Kontakt
bottom of page