top of page

The Traveling Economist

Podróże okiem ekonomisty

05627c8f-b097-4592-8be1-e638b8d4b90d_edited_edited.jpg
Home: Witaj
Home: Blog2

Gwinea Równikowa

  • Zdjęcie autora: Maciej Stańczuk
    Maciej Stańczuk
  • 10 sie
  • 54 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 16 lis

Gwinea Równikowa jest jedynym hiszpańskojęzycznym (wymowa jest zupełnie przyzwoita, Gwinejczycy nie mają zwyczaju połykania końcówek, tak jak jest to praktykowane na wielu wyspach Karaibskich) krajem Afryki i byłą kolonią hiszpańską. To jeden z najmniej znanych i trudniej dostępnych krajów Afryki Zachodniej. Mało kto tam zagląda, oczywiście poza nafciarzami ze światowych koncernów wydobywczych i Rosjanami – wagnerowcami, chroniącymi urzędującego prezydenta. Krajem rządzi nie byle kto, bo niejaki Teodoro Obiang, który rządzi najdłużej na świecie – nieprzerwanie od 1979 r.! Na liście najdłużej panujących zastąpił zatem Elżbietę II, jednak on w przeciwieństwie do królowej ma władzę realną, powiedzieć o nim, że jest bezwzględnym dyktatorem to nie powiedzieć nic, pilnuje go 24/dobę 512 wagnerowców, bo nikomu ze swojej licznej rodziny nie ufa. Turystyka praktycznie nie istnieje. Hiszpanie nie byli szczególnie aktywni w kolonialnej Afryce. Posiadali jedynie północne Maroko (ich pozostałościami dzisiaj są Ceuta i Melilla) i niewielki kawałek zachodniego wybrzeża w pobliżu równika. Jak do tego doszło?

Kraj jest położony na wyspie Bioko na Atlantyku, gdzie jest ulokowana stolica Malabo oraz na kontynencie afrykańskim, gdzie poza miastem Bata jest tylko dżungla tropikalna. W tych 2 miastach mieszka ok. 1,2 mln ludzi (na 1,8 mln wszystkich mieszkańców). Druga połowa XV w. stała pod znakiem poszukiwania morskiej drogi do Indii i Chin. Odkrywcy z Hiszpanii i Portugalii dostrzegli wówczas ogromny potencjał drzemiący w niewielkich wyspach u zachodnich wybrzeży Afryki. Doskonale nadający się do uprawy trzciny cukrowej klimat sprawił, że obie potęgi próbowały założyć bazy na jednej z największych wysp regionu – Fernando Po (obecnie Bioko). Pierwsze próby kolonizacji jednak nie powiodły się. Rdzenna ludność Bubi skutecznie odpierała europejskie próby założenia stałych osad.

Gęste lasy równikowe sprawiły, że walka partyzancka była niezwykle efektywna. Wyspa stała się azylem dla zbiegłych niewolników, którzy zakładali osady na jej południowych wybrzeżach. Wielu z nich uciekało z portugalskich plantacji na Wyspach Świętego Tomasza i Książęcej, według relacji hiszpańskich podróżników, tworzyło niezależne republiki. W XVIII w. Fernando Po przeszła pod władzę Hiszpanów trochę przez przypadek (na mocy traktatu z El Pardo w 1778 r. Portugalczycy odstąpili Hiszpanom w tym miejscu kilka wysp i fragment atlantyckiego wybrzeża w zamian za strzępy hiszpańskich kolonii w granicach dzisiejszej Brazylii), którzy próbowali zrobić z niej ważny punkt w transporcie niewolników na Karaiby. Był to jednak zmierzch zarówno ery niewolnictwa, jak i hiszpańskiej dominacji. Wyspa przeszła pod kontrolę Wlk. Brytanii, a choć jej rządy były krótkie, przyniosły ogromne przemiany społeczne. Napływ imigrantów z Jamajki, Sierra Leone i Złotego Wybrzeża (obecnej Ghany) przyczynił się do rozwoju miejscowego rolnictwa poprzez pojawienie się gospodarstw opierających działalność na uprawie roślin eksportowych. Dzięki budowie wielkich fortun na plantacjach tak zwani „Fernandinos” stali się gospodarczą elitą wyspy. Ich status przetrwał zmianę władzy i powrót rządów Hiszpanów. Zainspirowani działaniami Brytyjczyków w Afryce kontynentalnej, Hiszpanie próbowali opierać swoją władzę na tak zwanych „emancipados”, czyli zasymilowanej do europejskich standardów kulturowych czarnoskórej społeczności postrzeganej jako metoda zaszczepiania katolicyzmu i hiszpańskiej kultury w koloniach. Prócz „emancipados” byli też „menores”, czyli wszyscy uznani powszechnie za prymitywnych. Intencją Hiszpanów było ostateczne zasymilowanie wszystkich „menores”. Emancypacja oznaczała dla miejscowych posiadanie wykształcenia, stałej pensji lub stanowiska w administracji. Wyemancypowanymi byli katolicy, bez obowiązku pracy na plantacji, z możliwością występowania w sądach dla Hiszpanów. Hiszpanie próbowali też rozgrywać w tym kontekście wątek etniczny: lud Bubi na wyspie Fernando Po uchodził za wyjątkowo uprzywilejowany prze Hiszpanów, a zamieszkujący kontynentalną część kraju Fang nie mieli praktycznie szans na uzyskanie statusu „emancipados”.

Aktywnie ingerowano w strukturę społeczną poszczególnych kolonii. W latach 1844–1860 do kolonii przybyło łącznie około tysiąca „emancipados” z Kuby. Hiszpanie, obawiając się narastającego niezadowolenia wśród Afrokubańczyków, zdecydowali o przymusowym przesiedleniu części z nich do Afryki. W owym czasie Madryt pod względem gospodarczym znajdował się daleko w tyle za europejskimi potęgami, dlatego kontrolowane przez niego posiadłości zamorskie były niedofinansowane i pozostawały na niskim poziomie rozwoju. W 1885 r. Hiszpanie ustanowili na terenie Gwinei protektorat, a od 1900 r. kolonię, która od 1909 r. nosiła nazwę Hiszpańskie Terytoria Zatoki Gwinejskiej, choć częściej nazywano ją Gwineą Hiszpańską.

Pod koniec XIX w. historia ponownie związała ze sobą dzieje Gwinei Równikowej i Kuby. Gdy na Karaibach wybuchła wojna o niepodległość rozpoczęta przez Kubańczyków w 1868 r., Biokoprzekształcono w „presidio” - hybrydę więzienia i wojskowego posterunku. Z powodu niezwykle ciężkich warunków naturalnych zesłanie do tego rodzaju kolonii było równoznaczne z wyrokiem śmierci. Tropikalne choroby zabijały nawet rdzenną ludność. Szczególnie w części kontynentalnej przyszłej Gwinei Równikowej warunki były niezwykle ciężkie. Przybysze szybko zdawali sobie sprawę, że trafili do prawdziwego piekła na ziemi.

Afryka nie była priorytetem w kolonialnej polityce Hiszpanii, ale wraz z utratą Kuby i Filipin władze w Madrycie zaczęły zwracać coraz większą uwagę na potencjał drzemiący w posiadłościach traktowanych do tej pory po macoszemu. Rio Muni (kontynentalna część Gwinei Równikowej) i Fernando Po doskonale nadawały się do prowadzenia upraw kakao. Kakaowiec jest jednak rośliną kapryśną i wymagającą. Zorganizowanie sprawnie działającej plantacji wymaga ogromnych nakładów pracy, a plantatorzy stale borykali się z niedoborem rąk do pracy. Europejczycy wprowadzili system pracy przymusowej dla czarnoskórych mieszkańców, często wykorzystując gotowe do współpracy lokalne elity. Ludność wielokrotnie sprzeciwiała się, wszczynając bunty. W latach 1904–1910 doszło do kilku zbrojnych wystąpień, które szybko pacyfikowano. Dopiero w 1917 r. oficjalnie zakazano pracy przymusowej na plantacjach. Brak możliwości przymuszania miejscowej ludności do pracy sprawiła, że plantatorzy musieli znaleźć alternatywne źródło siły roboczej. Od 1914 do 1927 r. obowiązywał układ między Hiszpanią i Liberią dotyczący możliwości emigracji liberyjskich robotników do Rio Muni i Fernando Po. Warunki pracy nie poprawiły się, a pracowników traktowano jak niewolników. Wielu już nigdy nie wróciło do ojczyzny i umarło na plantacjach kakao.

W 1926 r. Hiszpanie kolejny raz wysłali swoje wojsko do stłumienia niepokojów w kolonii. Tym razem celem była ludność Fang. Opór wobec polityki Madrytu był zdecydowany, a nastroje antyhiszpańskie – powszechne. Nie były to jednak ostatnie podrygi kolonializmu w Gwinei Równikowej, gdyż przetrwał on jeszcze ponad 40 lat. Rządy Hiszpanów w Gwinei Równikowej były kompletnie marginalne w porównaniu z ich koloniami w Ameryce Płd. Charakteryzowały się wprawdzie korupcją i nepotyzmem, ale nie tępą brutalnością. Najważniejszą instytucją hiszpańskich rządów kolonialnych stała się instytucja o nazwie „Patronato de Indígenas” (organizacja patronażu nad tubylcami). Została ona utworzona w 1904 r. i kierowana przez biskupa Santa Isabel (dzisiaj Malabo), a po 1938 r. stanowiła nieformalny rząd. W jej władzach zasiadali przede wszystkim najważniejsi Hiszpanie w kolonii, ale też przedstawiciele największych grup etnicznych. Utrzymywano ją ze specjalnego podatku od eksportu kakao i kawy oraz dotacji z Madrytu. Organizacja przejmowała żyzne tereny, uruchamiała instytucje finansowe i firmy, prowadziła szkoły i zakładała gazety, oferowała nawet czarnoskórym mieszkańcom kolonii pomoc prawną, tyle tylko, że rdzenni mieszkańcy właściwie byli pozbawieni edukacji ponadpodstawowej, a sądów było niewiele i nie charakteryzowały się one przesadną funkcjonalnością.

Po 1960 – roku emancypacji Afryki - kolejne posiadłości zamorskie europejskich mocarstw uzyskiwały niezależność. W 1960 r. metropolia przyznała Gwinei Równikowej ograniczoną autonomię, a w 1968 r. – pełną niepodległość.

W latach 60-tych XX w., gdy Gwinea poruszała się w kierunku niepodległości, kolonialna władza zdawała tracić wszelkie limity przyzwoitości. Członkowie ustanowionego wówczas „Consejo de Gobierno”, czyli rady ministrów, cieszyli się wyjątkowymi względami. Wyznaczyli sobie astronomiczne pensje, dostali na wyłączność mercedesy, rezydencje z liczną służbą i stworzyli system zalegalizowanej korupcji z łapówkami za wszystko, a przede wszystkim nieograniczonymi możliwościami zatrudniania krewnych na wysokich stanowiskach, z czego równie chętnie korzystali wszyscy członkowie establishmentu, bez względu na kolor skóry. W takiej atmosferze od końca lat 50-tych XX w. zaczęły pojawiać się organizacje polityczne reprezentujące rdzenną ludność kolonii, jak MONALIGE, IPGE, MUNGE, Union Bubi czy Union Democrática. Na ironię zakrawa fakt, że Gwinea dostała konstytucję bliższą demokratycznym standardom niż ta, która obowiązywała wówczas w samej Hiszpanii pod autorytarnymi rządami gen. Franco. Biedna, nastawiona na eksport produktów rolnych kolonia zyskała wolność, ale straciła możliwość preferencyjnych kontraktów handlowych z Hiszpanią. Wówczas nie wiedziano jeszcze o ogromnych złożach ropy naftowej. Eksport całkowicie się załamał, a kraj wszedł w okres poważnego kryzysu. W tych okolicznościach do władzy doszedł Francisco Macías Nguema, który wkrótce został jednym z najkrwawszych dyktatorów, jakich widziała Afryka.

Nic nie zapowiadało nadciągającej tragedii. Do Madrytu przybyła gwinejska delegacja mająca wynegocjować przyszłość kolonii. Metropolia nie sprzeciwiała się samej idei uniezależnienia terytoriów zamorskich. Minister spraw zagranicznych Hiszpanii Fernando María Castiella przekonał generała Francisca Franco, że takie podejście poprawi wizerunek kraju na arenie międzynarodowej, zwłaszcza że były to jedne z ostatnich kolonii afrykańskich uzyskujących niepodległość. Rozważano dwa modele: utworzenie dwóch państw (jednego dla ludności Fang na kontynencie i drugiego dla Bubi na Fernando Po) lub ostatecznie zwycięską opcję, zjednoczonej Gwinei Równikowej. Władze w Madrycie zdecydowały się nie ingerować w wewnętrzne przepychanki delegatów. Hiszpanie uważali, że dwóch regionów nic nie łączy, przez co nawet jeśli uzyskają niepodległość razem, unia szybko się rozpadnie. Liczyli również, że chaos umożliwi utrzymanie ścisłych relacji i wpływów. Delegaci jednak zorientowali się, że ich niesnaski wzmacniają pozycję negocjacyjną Madrytu, dlatego uzgodnili, że do rokowań należy zaprosić specjalistę od prawa. Jego wsparcie miało uchronić rodzący się kraj przed tragedią podobną do tej, która spotkała belgijskie Kongo. Wybór padł na Antonia Garcíę-Trevijano – znanego opozycjonistę, prawnika i zażartego przeciwnika rządu.

Prace nad nową konstytucją zakończono w czerwcu 1968 r. Ustawę zasadniczą, wzorowaną na francuskiej, w sierpniu poddano pod głosowanie. Poparło ją wówczas 64% Gwinejczyków. Po przyjęciu konstytucji niezwłocznie rozpoczęto kampanię prezydencką. W ferworze zmagań pojawił się wtedy Francisco Macías Nguema. Właściwie nie ma sprawdzonych informacji o jego pochodzeniu, poza tym co on sam podawał. Macías twierdził, że pochodzi z niewielkiej wioski w dystrykcie Mongomo, ale wiele wskazuje na to, że mógł się urodzić w sąsiednim Gabonie. Wg. amerykańskiego historyka Fegleya (za Rzeczpospolitą) jako datę urodzin podawano zarówno 1920, jak i 1924. Nie ma natomiast wzmianek o jego narodzinach w żadnym oficjalnym rejestrze ani w Gwinei Równikowej ani w Hiszpanii. Macías miał trudne dzieciństwo. Jego ojciec był prawdopodobnie lokalnym czarownikiem, który przy użyciu swoich mocy miał leczyć chętnych, a zarazem miał odpowiadać za śmierć młodszego brata Macíasa. Przyszły dyktator spędził zatem dzieciństwo w cieniu domowego tyrana i dominujących starszych braci. Był on człowiekiem bardzo słabo wykształconym i tak samo rozgarniętym. Na szczyty władzy dostał się tylko dzięki poparciu hiszpańskich administratorów, którzy wierzyli w to, że będzie można uczynić go oddanym współpracownikiem, bezmyślnie realizującym ich polecenia nawet po formalnym uzyskaniu niepodległości. Nguema trzykrotnie oblał egzamin kwalifikacyjny na stanowisko urzędnika państwowego i podnoszący do statusu „emancipado”. W końcu został służącym w domach Hiszpanów w Santa Isabel (Malabo) i to jego pracodawcy nakłonili go do kolejnego podejścia do egzaminu, który za czwartym razem zdał wyłącznie dzięki ich jawnej protekcji. Kilka lat później Macías uzyskał wreszcie upragniony status „emancipado”.

Ok. 1951 r. Macías został tłumaczem sądowym w dystrykcie Mongomo i wtedy zaczęła się jego zadziwiająca kariera. Z pozoru mało eksponowane stanowisko stało się trampoliną dla budowy jego pozycji. Patent był relatywnie prosty, ponieważ Hiszpanie nie rozumieli lokalnych języków swoich kolonialnych poddanych i nie czuli potrzeby uczenia się ich, co przekładało się też na brak wiedzy o tym, co działo się w kraju. Macías zaś wykorzystywał tę ignorancję na własny użytek: winnych błahych wykroczeń przekonywał, że czeka ich sroga kara, ale za odpowiednią opłatą może przekonać sąd do większej pobłażliwości. Gdy jednak łapówka okazywała się niższa od oczekiwań, Macías tłumaczył tak, że bezwzględnie pakował całe rodziny w duże kłopoty. Z czasem Hiszpanie odnotowali zadziwiający szacunek, jakim cieszył się wśród miejscowych młody tłumacz, aż w 1963 r. mianowali go znienacka burmistrzem Mongomo, co tylko rozzuchwaliło chytrego i sprytnego inaczej urzędnika. Nie jest wykluczone, że na przełomie lat 50- i 60-tych XX w. Macías zaczął pracować jako agent hiszpańskich władz kolonialnych. Z jednej strony zdążył już zaliczyć członkostwo we wszystkich dużych partiach, z drugiej Madryt nadał mu Order Afryki, a w 1964 r., już w okresie autonomii, zaledwie kilka miesięcy po nominacji na burmistrza (z tego stanowiska zrezygnował dopiero w 1968 r.), Hiszpanie włączyli go do Consejo de Gobierno (rady ministrów) w charakterze wiceprezydenta i ministra robót publicznych.

Trudno określić poglądy Macíasa, najprawdopodobniej nie miał żadnych. Jego biografowie twierdzą, że był zarówno gorącym antyimperialistą, jak również oddanym wielbicielem gen. Franco. Wchodząc do Consejo, w pełni zdawał sobie sprawę ze swoich braków w wykształceniu, dlatego kompleksy na tle wykształcenia zakorzeniły się w nim bardzo mocno. Na kompleksy wobec Europejczyków i wykształconych Afrykanów reagował arogancją graniczącą z ich upokarzaniem. Problem z afrykańskimi satrapami polegał na tym, że bezczelność i arogancja okazały się znacznie bardziej skuteczne niż charyzma, koncyliacyjność czy zdolności negocjatorskie. W kontaktach i rozmowach z Hiszpanami Macías stał się nieformalnym rzecznikiem całej skłóconej gwinejskiej polityki, nie zaszkodziła mu nawet wypowiedź, w której sławił Hitlera jako „tego, który uratował Afrykę”. Jako jedyny z gwinejskich polityków rozumiał, że Hiszpanie rozumieją nieuchronność procesu dekolonizacji, a zarazem chcą osiągnąć w negocjacjach dekolonizacyjnych swój własny cel: poparcie Afryki w sprawie odzyskania Gibraltaru od Wlk. Brytanii.

Ostatecznie negocjacje w sprawie niepodległości Gwinei Równikowej ruszyły w listopadzie 1967 r., a Macías Nguema stał się głównym rzecznikiem różnych frakcji niepodległościowych. Gdy zatem w końcu uchwalono wspomniany liberalny projekt konstytucji, Hiszpanie naciskali, by iść wtedy za ciosem i połączyć referendum konstytucyjne z plebiscytem za niepodległością. Ostatecznie 65% opowiedziało się za niepodległością, 35% było przeciwnych, ale głosowało zaledwie 115 885 osób. Madryt wyznaczył szybko datę wyborów prezydenckich (22 września 1968) i ogłoszenie niepodległości (12 października 1968). Historia zatem nagle bardzo przyspieszyła.

W wyborach prezydenckich Macías zmierzył się z trójką kontrkandydatów: Ondo Edu, Ndongo Miyone i Edmundo Dioco. Z Ondo wszedł do drugiej tury, którą ostatecznie wygrał. Ondo i Ndongo zażarcie ze sobą rywalizowali, byli popularniejsi od Macíasa, ale też mocno skłóceni między sobą i nie zdołali stworzyć wyborczego sojuszu. Ale najważniejszym atutem Macíasa było wsparcie Madrytu, wspomnianego Antonio Trevijany oraz wsparcie byłych hiszpańskich polityków, którzy zachowali w Gwinei wpływy, biznesy i posiadłości. Korzystając z finansowego wsparcia Trevijany, Macías zorganizował sprawny sztab polityczny. Za swoją bazę wyborczą uznał społeczności wiejskie, w przeciwieństwie do kontrkandydatów, zdecydowanie opowiedział się za nacjonalizmem i zerwaniem wszelkich więzi z Hiszpanią. Antykolonialny populizm okazał się kluczem do serc wyborców. Była to jednak tylko gra. W kontaktach z Madrytem prezentował samego siebie jako racjonalnego i dojrzałego polityka dążącego do normalizacji stosunków dwustronnych. Dzięki licznym deklaracjom zbudował wizerunek nowoczesnego afrykańskiego męża stanu, uznającego europejskie dziedzictwo, lecz przede wszystkim patrzącego z odwagą w przyszłość. Jako jedyny z pretendentów do prezydentury Macías prowadził swoją kampanię na prowincji, już wtedy pokazywał obrzydzenie do stolicy i jej elit, gdzie bardziej odwoływał się do tradycji niż postępowych idei modnych w Santa Isabel (Malabo).

Przekazanie władzy w ręce przedstawicieli kolonii było ogromnym sukcesem propagandowym Hiszpanów. Największy podziw budziło nie samo pokojowe przyznanie Gwinei Równikowej niepodległości, lecz pełna akceptacja kandydata na prezydenta, który nie był uważany za najkorzystniejszego z perspektywy byłego mocarstwa kolonialnego. Brak interwencji w politykę wewnętrzną uwolnionego terytorium dodała Madrytowi prestiżu. Nie spodziewano się jednak, że do władzy doszedł szaleniec, którego rządy sprawią, iż kraj nazywany będzie „Dachau Afryki”, a jego kontrkandydaci z wyborów prezydenckich mieli przed sobą już niewiele życia. Wraz z niepodległością zaczął się krótki okres zachwytu wolnością. Gwinea Równikowa tylko przez 145 dni cieszyła się statusem niepodległego kraju, zanim dopadł ją koszmar brutalności i zniewolenia, który utrzymuje się praktycznie do dzisiaj. Okres dekolonizacji, oprócz wolności, przyniósł wielu afrykańskim społeczeństwom rządy okrutnych dyktatorów. Zdarzali się wśród nich prawdziwi ekscentrycy: brutalny i bezpośredni Idi Amin, chcący stworzyć imperium na miarę Napoleona Bokassa I czy kreujący się na beduińskiego ojca-założyciela Kaddafi. Mimo niezliczonych zbrodni, które popełnili afrykańscy autokraci, żaden w okrucieństwie i szaleństwie nie mógł się mierzyć z Nguemą z Gwinei Równikowej. Zwalczając i realnych, i wyimaginowanych przeciwników, Macías sprawił, że nieliczni świadomi tego, co się tam dzieje, zaczęli określać Gwineę Równikową jako Dachau Afryki. Dlaczego wiadomości o tragedii tego państwa nigdy się nie przebiły do szerszej świadomości? Jak to się stało, że ta była hiszpańska kolonia pozostaje białą plamą w dyskusjach na temat okrucieństw dyktatorów?

Polityczny miodowy miesiąc po uzyskaniu niepodległości nie trwał długo. Antykolonialna retoryka prezydenta doprowadziła do kryzysu w stosunkach między Afrykańczykami a miejscowymi Hiszpanami. Napięcia doprowadziły do zerwania stosunków między Madrytem a Malabo w 1969 r. Zbiegło się to w czasie z wizytą ministra spraw zagranicznych Gwinei Równikowej Atanasia Ndongow siedzibie Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku. Wracając do kraju, spotkał się w Madrycie z Saturninem Ibongo – przedstawicielem Gwinei Równikowej w ONZ. Wówczas, przy cichym poparciu Hiszpanów, zawiązano spisek mający doprowadzić do obalenia Macíasa i przejęcia władzy przez Ndonga. Hiszpanie uświadomili sobie, że Macías robi się coraz bardziej paranoiczny, nieprzewidywalny, zupełnie niesterowalny, a przede wszystkim otwarcie antyhiszpański.

W lutym 1969 r. miał miejsce incydent, który doprowadził Macíasa do wściekłości. Kiedy składał wizytę w mieście Bata w części kontynentalnej kraju, zauważył flagę hiszpańską, która nadal tam powiewała. Jego płomienne przemówienia skierowane przeciwko Hiszpanom spowodowały, że na ulicę wyszli młodzieżowi aktywiści, polujący ma byłych kolonizatorów. Kiedy szef MONALIGE, Ndongo Miyone, próbował opanować kryzys, Nguema nie chciał go słuchać. Po kilku dniach Atanasio Ndongo został wezwany przez prezydenta na spotkanie w jego pałacu, gdzie został pobity kolbami karabinów, z połamanymi nogami zawleczony do więzienia i tam brutalnie zamordowany, a następnie wyrzucony przez okno. Pewne jest to, że Ndongo nie żył od kilku dni, gdy prezydent referował narodowi, że walczy on o życie i szykuje się do procesu przed trybunałem ludowym. Oficjalnie Madryt nigdy nie przyznał się do zaangażowania w zamach stanu w Gwinei Równikowej. Niefortunnym zrządzeniem losu do pałacu prezydenckiego dostarczono jednak telegram, w którym przedstawiciele hiszpańskiego rządu gratulowali Ndongowi sukcesu i przejęcia władzy. Macíasnatychmiast wykorzystał przechwyconą wiadomość do ogłoszenia, że za zamachem stoją hiszpańscy kapitaliści, którym nie w smak niepodległa i socjalistyczna Gwinea Równikowa. Ci kapitaliści jednak szybko wrócili do Gwinei i zaczęli dostawać lukratywne kontrakty od Macíasa, pewno dlatego hiszpańska prasa aż do śmierci Franco nawet nie zająknęła się na temat dalszych losów dawnej kolonii.

W ślad za Ndongo mordowani byli wszyscy najważniejsi politycy gwinejscy. Saturnino Ibongo, ambasador kraju przy ONZ i szef partii MONALIGE, został zabity następnego dnia po puczu Ndongo, Ondo Edu, lider MUNGE, przeciwnik Macíasa w drugiej turze wyborów prezydenckich, rzekomo popełnił samobójstwo w tym samym czasie, a inny kandydat do prezydentury – Ndongo Miyone z MONALIGE, został stracony po kilku tygodniach. Przeżył jedynie Edmundo Bosio z Union Bubi, najsłabszy z niedawnych rywali Macíasa, który zachował nawet stanowisko rządowe, ale i on padł ofiarą jednej z kolejnych czystek: w 1975 r. miał popełnić samobójstwo w rządowym areszcie. Gwinejska demokracja upadła z hukiem po zaledwie 145 dnia rządów Macíasa. Zamordowani politycy stanowili jedynie początek długiej listy tych, którzy stracili życie za rzeczywiste i wyimaginowane knowania wobec szalonego prezydenta. W relatywnie najlepszej sytuacji było kilkunastu polityków, którzy schronili się w dżungli. Inni popełniali rzekome samobójstwa (były one w Gwinei jak widać bardzo popularne) lub ginęli w „niewyjaśnionych okolicznościach” (jak burmistrz Malabo), umierali z powodu gangreny, która rozwijała się wskutek nieleczonego połamania nóg, albo wyłupienia oczu, jak w przypadku szefa gabinetu ministra spraw zagranicznych. Jeszcze innym nie podawano wody, doprowadzając do śmierci z pragnienia (jak pastor Sikara). Z wszystkich uczestników madryckiej konferencji w latach 1967-1968, podczas której negocjowano niepodległość kraju z reżimem gen. Franco (46 osób), do końca dyktatury dożyło tylko dziesięciu. Pewien były ambasador przez ponad tydzień był zanurzany w beczce wypełnionej wodą, zanim stracił życie. W obawie o swoje życie wszyscy Hiszpanie (7 tys.) uciekli z kraju do końca marca 1969 r. Uczynili to w popłochu, pozostawiając swe firmy, mienie oraz dochodowe plantacje kakao i kawy. Wyjechali cywilni administratorzy, nauczyciele, technicy, fachowcy i sklepikarze. Kraj został pozbawiony kompetentnych kadr, dzięki którym mógł jako tako funkcjonować. Madryt nie mógł pozostać obojętny na oskarżenia ze strony niedawnej kolonii i jeszcze w marcu 1969 r. rozpoczął ewakuowanie swoich obywateli nadal przebywających w Gwinei. Wyjazd 1,5 tysiąca wysoko wykwalifikowanych pracowników miał okazać się tragiczny dla kraju, który nie miał kadr mogących zastąpić Hiszpanów.

Tymczasem Gwinea Równikowa stopniowo grzęzła w seriach morderstw i ogólnym chaosie. Straconych zostało 10 z 12 ministrów w pierwszym rządzie niepodległego kraju. Na ich miejsce Macías zainstalował członków własnej rodziny oraz współplemieńców z małego klanu Esangui, zamieszkującego region Mongomo, gdzie burmistrzem był prezydent. Jego bratanek, płk. Teodoro Obiang, został dowódcą Gwardii Narodowej, wojskowym komendantem Fernando Po (Malabo), sekretarzem generalnym ministerstwa obrony i naczelnikiem więzienia. Inni bratankowie też zostali mianowani na wysokie stanowiska w służbie bezpieczeństwa. Jeden z nich był jednocześnie ministrem finansów, handlu, informacji, bezpieczeństwa i przedsiębiorczości państwowej. Inny krewny był odpowiedzialny za sprawy zagraniczne. Również oficerowie służby bezpieczeństwa byli krewnymi Macíasa. Jego siły bezpieczeństwa miały nieograniczone prawo do dokonywania aresztowań, stosowania tortur, do gwałcenia i mordowania. Mściły się one na wykształconej elicie kraju i stosowały brutalne represje nawet w stosunku do śladowej opozycji, pozbawionej swoich liderów. Tysiące ludzi zostało wtrąconych do więzień i tam mordowanych. 2/3 deputowanych do zgromadzenia narodowego i większość wyższych urzędników zostało zabitych, uwięzionych bądź skazanych na wygnanie. Wielu zostało straconych z czystej chęci zabijania. Kiedy szef urzędu statystycznego opublikował dane demograficzne, które Macías uważał za zaniżone, został poćwiartowany, aby „nauczył się liczyć”. W dwóch udokumentowanych przypadkach prezydent rozkazał stracić wszystkich byłych partnerów swojej aktualnej kochanki. Kazał też zamordować mężów tych kobiet, które uwodził.

Zerwanie relacji politycznych z Madrytem próbowały wykorzystać inne kraje, chcące wciągnąć Gwineę we własne orbity wpływów. Podobnie jak władze wielu młodych państw dopiero wychodzących z okresu kolonialnego, Gwinea nawiązała bliskie relacje ze Związkiem Sowieckim, wówczas aktywnie penetrującym młode afrykańskie kraje, bo przecież nie demokracje. Moskwa zręcznie wykorzystywała ambicje nowych afrykańskich elit politycznych dążących do niezależności i zerwania z dawnymi metropoliami. Po wyjeździe Hiszpanów Gwinea Równikowa stała się podatna na sowieckie wpływy. Władze na Kremlu początkowo przyjęły zaistniałą sytuację z obojętnym optymizmem, skupiając się na zdobywaniu kontroli nad gwinejskim przemysłem spożywczym, a szczególnie rybołówstwem. W zamian młodzi Gwinejczycy otrzymali możliwość kształcenia się w Związku Sowieckim – w założeniach absolwenci mieli wrócić później do kraju i wypełnić lukę po Hiszpanach. To jednak miało zająć lata, a Malabo nie mogło tyle czasu funkcjonować bez wykształconych specjalistów. Dzięki ciepłym relacjom z blokiem wschodnim znaleziono rozwiązanie: sprowadzono niezbędnych specjalistów z Kuby, tak jak ponad 100 lat wcześniej „emancipados”.

Relacje świata komunistycznego z Gwineą Równikową były ciepłe, jednak Moskwa nie traktowała ich priorytetowo. Podczas zimnej wojny przez wiele lat nie był to najważniejszy teatr zmagań z Zachodem. Do zmiany doszło po wybuchu wojny domowej w Angoli. Gwinea Równikowa stała się wówczas kluczowym punktem treningowo-aklimatyzacyjnym dla komunistycznych sił kierowanych do walki. Obecność kubańskich żołnierzy stabilizowała miejscowy reżim, który wykorzystywał Kubańczyków w roli osobistej gwardii prezydenckiej. Rozłam w bloku komunistycznym i zerwanie Pekinu z Moskwą sprawiły, że do walki o wpływy na globalnym południu włączyły się maoistowskie Chiny. Pekin szczodrze wsparł Gwineę Równikową, wysyłając 400 wykwalifikowanych pracowników do Rio Muni. Chińczycy zaangażowali się w liczne projekty cywilne, między innymi rozwijali uprawy ryżu i bawełny oraz rozbudowywali lokalną infrastrukturę. Przysłani lekarze skierowani zostali do pracy w Blabich – jednym z najcięższych więzień na świecie. Placówka zyskała przerażającą reputację miejsca, w którym na osadzonych przeprowadzane są nieludzkie tortury. Okrucieństwo, kult jednostki i fanatyczny antykolonializm szybko stały się głównymi cechami gwinejskiej dyktatury.

Również mocarstwa zachodnie próbowały zdobywać wpływy w kraju. Bogactwa naturalne były łakomym kąskiem, jednak Macías nie był zainteresowany współpracą z Zachodem. Znacznie wyżej cenił sobie bliskie relacje ze światem komunistycznym. Nawet wsparcie ze strony Związku Sowieckiego i Chin nie uchroniło gwinejskiej gospodarki od upadku. Szaleństwo prezydenta walczącego z intelektualistami i dziesiątkami wyimaginowanych wrogów doprowadziło kraj do ruiny. Upadły przemysł spożywczy i rolnictwo, a kraj pogrążył się w nędzy. Wszystko to zostało przez dyktatora doprawione ogromną dawką terroru. Podwaliną pod budowę przyszłego kultu jednostki było powołanie dwóch organizacji. W 1970 r. powstała Zjednoczona Narodowa Partia Robotnicza (Partido Único Nacional de los Trabajadores, PUNT) będąca wyrazicielem politycznej woli prezydenta. W tym samym czasie utworzono zbrojne ramię rządu – Ludową Milicję Rewolucyjną (Milicia Popular Revolucionaria, MPR). Grupa szybko określona została nieoficjalnie jako Młodzi Maszerujący z Macíasem (Juventudes en Marcha con Macías), aby jeszcze bardziej podkreślić całkowitą zależność bojówki od prezydenta. Młodzieżówka odpowiadała za przemoc, zabójstwa, egzekucje, tortury, palenie i plądrowanie wiosek. Donosiła na każdego, używając przemocy jako standardowej metody działania, mającej generalnie terroryzować obywateli.

Służba w MPR oficjalnie nie wiązała się z wynagrodzeniem, sama możliwość pracy dla rządu miała być wystarczającą nagrodą. Oczywiście milicjanci wykorzystywali swoją pozycję i bezkarność do rabowania i łupienia ludności. Grabieże, wymuszenia i kradzieże były na porządku dziennym. Szczególnie często za cel obierano obcokrajowców mieszkających w Gwinei Równikowej – nielicznych Hiszpanów, Portugalczyków i Nigeryjczyków. To rękoma milicjantów przeprowadzono większość zbrodni reżimu Macíasa. Mając bazę polityczną i sprawną bojówkę sprawującą ścisłą kontrolę nad krajem, prezydent postanowił usystematyzować prawnie swoją wszechwładzę. W latach 1971–1973 kilkakrotnie wprowadził zmiany do konstytucji opublikowanej w 1968 r. Ukoronowaniem procesu było ostateczne przyjęcie „konstytucji Macíasa” w lipcu 1973 r. Nowe zasady ustrojowe wprowadziły rządy jednopartyjne pod wodzą nieusuwalnego prezydenta, a wszystkie bogactwa naturalne kraju znacjonalizowano. Macías skonsolidował swoją władzę niezwykle sprawnie. Już w 1971 r. stał się władcą absolutnym, a jakakolwiek próba podniesienia na niego ręki miała być karana śmiercią. W 1972 r. mianował się prezydentem dożywotnim, naczelnym dowódcą armii, „Wielkim Mistrzem Nauki i Kultury” i „Jedynym Cudem Gwinei Równikowej”. Wszystkich takich mało oryginalnych, oficjalnych przydomków było niemal 3 tuziny.

Kolejny cios wymierzono w jedyną organizację mającą stabilne struktury i niezależność – Kościół katolicki. W 1974 r. przyjęto przepisy zmuszające księży i pastorów do rozpoczynania obrzędów od słów: „Nic bez Macíasa, wszystko dla Macíasa, precz z kolonializmem i ambicjami”. Walka z duchowieństwem i intelektualistami była jednym z głównych zajęć reżimu, który nie tolerował niczego poza ślepym posłuszeństwem wobec dyktatora. W 1972 r. zaczęto promować hasło „No hay más Dios que Macías” – nie ma Boga innego niż Macías, czy „Bóg stworzył Gwineę Równikową dzięki Ojcu Macíasowi, bez Macíasa Gwinei Równikowej by nie było”. W swoich dążeniach do objęcia kontrolą obrzędów religijnych, Macías zarządził, aby do kazań kościelnych włączano frazy nawiązujące do jego postaci w rodzaju „Jedyny Cud Świata”. Nakazał też, by wywieszano w kościołach jego portrety. Pod groźbą natychmiastowego aresztu zmuszał kapłanów do ciągłego powtarzania takich sloganów, jak wspomniany „Nie ma Boga nad Macíasem”. Nawet to wszystko nie zaspokoiło jednak ani jego ego ani apetytu. W serii dekretów wydanych w 1974 i 1975 r. zakazał jakichkolwiek zgromadzeń religijnych, organizowania pogrzebów i wygłaszania kazań. Zabronił także używania imion chrześcijańskich. Nabożeństwa chrześcijańskie stały się przestępstwem kryminalnym. W efekcie tych represji, wszystkie kościoły zostały zamknięte lub przekształcone w magazyny. Katedrę w Malabo włączono do kompleksu prezydenckiego i uczyniono z niej skład broni. Wypędzono z kraju zagranicznych kapłanów. Ostatni misjonarz, liczący 85 lat staruszek, był przetrzymywany w charakterze zakładnika. Zwolniono go dopiero po zapłaceniu okupu. Budowany wizerunek zesłanego z niebios świętego został ostatecznie porzucony w 1978 r., gdy z kraju wygnano ostatniego hiszpańskiego księdza, a władze określiły Gwineę Równikową jako państwo ateistyczne.

Przed każdą wizytą zagraniczną Nguemy rutynowo zabijano więźniów politycznych, aby odstraszyć innych od spiskowania przeciwko niemu. Wyroki śmierci były nieodwołalnie i natychmiast wykonywane. Gwinejczycy podlegali karze nawet za to, że nie uczestniczyli w manifestacjach sławiących Macíasa i wyrażających radość z jego panowania, a także za to, że byli niezadowoleni. W 1976 r. ostatnia grupa wyższych urzędników państwowych, dobrana przez Macíasa w celu zastąpienia tych zamordowanych, przesłała mu zbiorową petycję, domagającą się złagodzenia totalnego izolacjonizmu kraju. Liczyli oni na to, że ich masowy protest zapewni im bezpieczeństwo. Wszystkich 114 sygnatariuszy petycji zostało aresztowanych i poddanych torturom. Wielu z nich nikt już więcej nie zobaczył.

Administracja rządowa praktycznie przestała istnieć. Regularnie opłacani byli tylko prezydent, armia, policja i milicja. Większość ministerstw, w tym edukacji, rolnictwa, budownictwa czy zasobów naturalnych, nie miało w ogóle budżetów, a ich siedziby w Malabo zostały zamknięte. Zamknięty został również bank centralny, po tym, jak w 1976 r. publicznie stracono jego szefa. Tym samym zlikwidowano cały system bankowy. Nie istniało wyraźne oddzielenie kompetencji banku centralnego i ministerstwa finansów. Chaos spotęgowała decyzja prezydenta o przeniesieniu wszystkich krajowych rezerw do jego pałacu przy granicy z Gabonem. Dyktator osobiście dysponował funduszami, traktując zasoby państwa jak swoje prywatne. Kiedy zabrakło Nguemie pieniędzy, zaczął ściągnąć okup za cudzoziemców: 57,6 tys. USD za Niemkę, 40 tys. USD za hiszpańskiego profesora, czy 6 tys. USD za ciało obywatela Związku Sowieckiego. 

W swoich długich, bełkotliwych, pokrętnych i niespójnych przemówieniach Macías Nguema rozładowywał swoje kompleksy, rzucając gromy na swoich ulubionych wrogów, czyli edukację, intelektualistów i obcą kulturę. Zamknął wszystkie biblioteki, zakazał wydawania prasy i działalności drukarni. W 1974 r. przestało całkowicie funkcjonować formalne szkolnictwo, kiedy nakazano zamknąć szkoły prowadzone przez misje katolickie. Od tego czasu dzieci uczono jedynie skandowania sloganów i haseł politycznych. W momencie uzyskania niepodległości kraj miał jeden z najwyższych wskaźników szkół per capita w Afryce Subsaharyjskiej. Z powodu kompleksu niższości prezydent od początku nie ufał ludziom związanym z nauką. Wykształceni oskarżani byli o sympatyzowanie z Hiszpanią, a gdy w 1972 r. odkryto ulotki krytykujące prezydenta w Bioko, setki nauczycieli zwolniono i zaczęto masowo zamykać szkoły. Gniew dyktatora doprowadził do jednego z najbardziej groteskowych posunięć – w 1973 r. zakazano używania słowa „intelektualista”. Ekscentryczne zachowania prezydenta próbowano tłumaczyć problemami psychicznymi i uzależnieniem od narkotyków. Macías używał znacznych ilości bhang (wywaru z konopi indyjskich) i silnie halucynogennej ibogi. Używki miały potęgować paranoję i sprawiać, że dyktator stawał się coraz bardziej nieprzewidywalny.

Gospodarka miejska Gwinei Równikowej legła całkowicie w gruzach. Kiedy w 1977 r. odwiedził Malabo zagraniczny naukowiec, Robert af Klinteberg, określił je jako miasto-widmo, jakby było „dotknięte klęską wojny czy jakąś plagą”. Zamknięte były prawie wszystkie sklepy, stragany na targowiskach, nie funkcjonowała poczta, tak samo jak ministerstwa rządowe. Towary konsumpcyjne stały się nieosiągalne, nieregularne były dostawy energii elektrycznej. Wymiana barterowa zastąpiła handel, rynek nie funkcjonował. Towary przywożone do Malabo przez nieliczne statki trafiały w większości do rąk kliki Macíasa, a to co pozostało znikało w jednej chwili, choć ich ceny były niebotycznie wysokie. Na obszarach wiejskich produkcja kakao i kawy całkowicie się załamała. Nigeryjscy robotnicy zatrudnieni na kontraktach byli przez siepaczy prezydenta traktowani jak niewolnicza siła robocza i masowo opuszczali miejsca pracy. Aby wypełnić powstałą lukę, Macías zarządził przymusową rekrutację 2500 mężczyzn z każdego spośród 10 okręgów kraju. Spowodowało to exodus dziesiątków tysięcy ludzi do sąsiednich krajów, Gabonu i Kamerunu.

W swojej książce: „Equatorial Gueinea – Macías country: The forgotten Refugees” z 1978 r., Klinteberg nazwał Gwineę Równikową krajem strachu i spustoszenia, nieustępującym obozowi koncentracyjnemu – „afrykańskim przemysłem chałupniczym Dachau”. Spośród ok. 300 tys. ludności przynajmniej 50 tys. straciło życie, a 125 tys. uciekło z kraju na wygnanie. Zaledwie pojedynczy intelektualiści przetrzymali prześladowania, przetrwało mniej niż tuzin absolwentów szkół technicznych. Stojąc na czele tej rzeźni, Nguema wykazywał liczne oznaki widocznego szaleństwa. Jego wypowiedzi i poglądy stawały się coraz bardziej niespójne. Nagle zmieniał się jego nastrój, kiedy chwili względnego spokoju przechodziły w okresy niekontrolowanej gwałtowności. Niekiedy wygłaszał długie monologi, zwracając się do swoich dawnych kolegów, których przecież wymordował. Wykonywał często nagłe i nieskoordynowane ruchy, stopniowo tracił słuch, zatem głośno krzyczał, by usłyszeć samego siebie, ale nie chciał używać aparatu słuchowego. Połykał stosy tabletek oraz odwoływał się do wspomnianych miejscowych roślin halucynogennych w rodzaju „bhang” i „iboga”, które wyraźnie rozszerzały źrenice jego oczu. W Hiszpanii leczył się na jakąś utrzymywaną w tajemnicy chorobę, której nigdy nie ujawniono.

Macías źle się czuł w Malabo, zatem przeniósł się na część kontynentalną kraju, najpierw do Bata, gdzie wybudowano dla niego nowy pałac prezydencki, a następnie zamieszkał w odległej wiosce rodzinnej Mongomo, gdzie przebywały trzy spośród czterech jego żon. Zabrał ze sobą praktycznie cały skarbiec państwowy. Olbrzymie paczki banknotów, umieszczonych w walizkach i workach, przechowywał w bambusowej chacie stojącej obok jego domu. Część pieniędzy po prostu zgniła. Miał tam także duże zapasy środków farmaceutycznych. Otoczony przez krewnych i starszyznę wioskową, godzinami przesiadywał przy ognisku, prowadząc dyskusje na temat polityki państwa, które praktycznie zlikwidował i wspominając stare czasy przed panowaniem kolonialnym białych. Wielu Gwinejczyków wierzyło, że był on obdarzony nadnaturalnymi mocami. Mówiło się, że jego ojciec, pochodzący z plemienia Fang, był wzbudzającym respekt czarownikiem. Przypuszczano, że Nguema nieustannie odwoływał się do swojej znajomości mocy magicznych, zarówno w celu potwierdzenia swego prawa do władzy, jak też dla utrzymania obywateli w pokornej uległości. W swoim domu w Mongomo Macías zgromadził olbrzymią kolekcję ludzkich czaszek, aby w ten sposób zademonstrować swoją potęgę. Tworzył w swej wyobraźni spiski, a potem je wykrywał, aby udowodnić swoją niezwyciężoność. Posługiwał się przywódcami klanów, starszyzną i pochlebcami, aby szerzyć bajki o swych magicznych zdolnościach. Jeden z informatorów Klinteberga powiedział mu: „Możesz być przeciwnikiem Macíasa tak długo, jak świeci słońce, ale w nocy musisz być do jego dyspozycji”.

Rok 1975 był jednym z najważniejszych w czasach Macíasa. W wyniku pogarszających się warunków pracy na gwinejskich plantacjach i szeregu ksenofobicznych ataków wymierzonych w obcokrajowców Nigeria postanowiła ewakuować swoich obywateli. Wielu z nich pracowało w rolnictwie, co szybko doprowadziło do kryzysu, a brak pracowników zachwiał produkcją kakao, na której, w dużej mierze, opierała się miejscowa gospodarka. W styczniu 1976 r. na wniosek PUNT przyjęto ustawę o pracy przymusowej. Tysiące Gwinejczyków skierowano na plantacje, gdzie zajmowali się uprawą kakaowców. Nie otrzymywali oni pensji, lecz niewielkie przydziały żywności, które z błahych powodów odbierano. Dla rządzących ustawa okazała się niezwykle skuteczną metodą na ograniczenie skutku wyjazdu tysięcy Nigeryjczyków. W marcu 1976 r., tym razem już z inicjatywy prezydenta, przyjęto prawo wprowadzające obowiązek świadczenia pracy przez wszystkich obywateli, którzy ukończyli 15-ty rok życia. Dotyczyło to również urzędników i członków sił zbrojnych, którzy po wypełnieniu normalnych obowiązków kierowani byli na plantacje i do kopalń.

Oczywiście wszystkie te decyzje próbowano okrasić ideologicznym sosem. W przyjętej retoryce wielokrotnie podkreślano, że Gwinea Równikowa jest na najlepszej drodze do socjalizmu i że zerwano z kolonializmem, ale w istocie kraj stał się pod koniec XX w. jednym, wielkim obozem pracy opartym na niewolnictwie. Każda próba podważenia decyzji rządu określana była jako sentyment kolonialny, a powątpiewanie w wizję prezydenta surowo karano. System penitencjarny opierał się na okrucieństwie i torturach. Nikt, kto trafił do więzienia, nie mógł oczekiwać, że zdoła odbyć całość kary. Osadzonych zamęczano na śmierć, a reżim miał kilka szczególnie chętnie stosowanych metod znęcania się, jak: „balanceo” - wieszanie związanej ofiary głową w dół i bicie do nieprzytomności, „tablillas” – ściskanie kostek i łydek drewnianymi belkami, „grilletes” – ściskanie nadgarstków stalowymi kajdanami, czy „rombo” – wiązanie łokci za plecami, a nadgarstków z przodu ciała, po czym związaną ofiarę zostawiano w tej pozycji na wiele godzin.

Społeczność więźniów podzielono według schematu dobrze znanego z innych państw totalitarnych. Pierwsza grupa, określana jako Brygada A, uznawana była za szczególnie niebezpieczną. Były to osoby uważane za osobistych wrogów prezydenta. Nie przysługiwały im racje żywnościowe, a ich dzień składał się niemal wyłącznie z przymusowej pracy i tortur. Mniejszy rygor obowiązywał Brygadę B – krytyków rządu. Ich również obowiązywał przymus pracy w kopalniach i na plantacjach, lecz strażnicy nie znęcali się nad nimi z taką lubością jak nad członkami Brygady A. Więźniowie mogli zostać przesunięci z B do A decyzją władz, przenosin w drugą stronę nie odnotowano. Ostatnią kategorią była Brygada C, składająca się ze zwykłych przestępców. Tych skazańców traktowano znacznie lżej, lecz również wykorzystywano ich do niewolniczej pracy.

Nawet dla teoretycznie wolnych ludzi życie w Gwinei Równikowej przypominało pobyt w ciężkim więzieniu. Obywatele byli pozbawieni niemal wszystkich praw i zdani całkowicie na kaprysy dyktatora. W wyniku decyzji politycznych wymiana handlowa w kraju niemal całkowicie zamarła. Przeżycie umożliwiało Gwinejczykom jedynie to, że w tropikalnym klimacie nie brakuje dziko rosnących drzew owocowych zapewniających stabilny dostęp do żywności. Większość szpitali i obiektów użyteczności publicznej porzucono. Nie tylko nie było pieniędzy na ich utrzymanie, ale także brakowało specjalistów mogących w nich pracować. System opieki zdrowotnej nie istniał. W stolicy działał jeden szpital obsadzony wyłącznie przez kubańskich lekarzy. Pacjenci nie otrzymywali pomocy, ponieważ brakowało leków. Placówka nie zapewniała również posiłków dla chorych, obowiązek wyżywienia spoczywał całkowicie na barkach rodziny chorego.

Podobnie prezentowała się krajowa infrastruktura transportowa i energetyczna. Drogi, mimo wsparcia ze strony Chin, były w tragicznym stanie. Większość kraju nie miała dostępu do elektryczności. Problem ten dotyczył aż 95% mieszkańców stolicy. Jedynie kilka budynków miało stały dostęp do prądu dzięki generatorom, były to ambasady i dwa budynki rządowe. Nie oznacza to jednak, że w epoce Macíasa nie wznoszono nowych obiektów. W 1973 r. w Malabo wokół historycznego centrum wzniesiono mur wysoki na cztery metry, odcinający centrum od reszty miasta. W wewnętrznym okręgu znalazły się między innymi katedra i pałac prezydencki. Mieszkańców, których domy znalazły się w strefie zamkniętej, zmuszono do wyprowadzki. Decyzję o budowie uzasadniono względami bezpieczeństwa i obawami o możliwość zamachu na głowę państwa. Problemem z przyjęciem tego uzasadnienia jest taki, że Macías w ciągu pięciu lat ponoć ani razu nie był w Malabo. Mur został jednym z najbardziej rzucających się w oczy symboli reżimu, dlatego jedną z pierwszych decyzji po obaleniu psychopatycznego dyktatora było zburzenie bariery i ponowne wprowadzenie się Gwinejczyków do centrum stolicy.

Francisco Macías Nguema, podobnie jak każdy totalitarny przywódca, ograniczał obywatelom dostęp do informacji. W kraju działały dwie rozgłośnie radiowe – Radio Bata (dla części kontynentalnej) i Radio Malabo (dla Bioko) – jednak z powodu braku stabilnego dostępu do energii elektrycznej audycje były nieregularne. W kraju przez cztery lata nie wydawano żadnej gazety, ponieważ, jak oświadczyli przedstawiciele rządu, w Gwinei Równikowej skończył się papier. Takie traktowanie mediów nie oznaczało bynajmniej, że obywatele nie byli poddawani indoktrynacji.

Kwestie finansowe były jednym z czynników, które doprowadziły do upadku dyktatora po 11 latach okrutnych rządów, gdy poczuł się na tyle pewny siebie, że podjął decyzję o wstrzymaniu wypłat żołdu dla żołnierzy. Paranoja prezydenta nie była jednak całkowicie bezpodstawna. Latem 1979 r. do uszu dyktatora doszły niepokojące wieści: wśród oficerów zawiązał się spisek. Na siły zbrojne spadły poważne represje, o współudział w planowanym przewrocie oskarżono ponad sto osób, które następnie stracono. Sam cień podejrzeń wystarczał, żeby znaleźć się w katowniach. Nawet bliskie pokrewieństwo z prezydentem nie gwarantowało przeżycia czystek. Wśród zabitych znalazło się kilku członków klanu Macíasa piastujących wysokie funkcje rządowe.

Zakrojona na tak dużą skalę czystka sprawiła, że gwinejskie elity zdecydowały, iż dyktatora należy się pozbyć, nie zważając na koszt. Na czele kolejnego spisku stanął kuzyn prezydenta Teodoro Obiang Nguema Mbasogo. Piastując funkcję dowódcy sił zbrojnych, naczelnika niesławnego więzienia La Playa Negra i ministra obrony, był jednym z najważniejszych filarów rządu. Czarę goryczy przelało nie odcięcie podwładnych Obianga od pensji, lecz zamordowanie jego brata podczas czystek. Skoro nawet członkowie najbliższej rodziny nie mogli czuć się bezpiecznie, należało skończyć z szaleństwem Macíasa. Obiang wiedział, że ma w rękach kilka kluczowych funkcji, toteż prezydent może poczuć się zagrożony przez krewnego posiadającego tak ugruntowaną pozycję w resortach siłowych. W stolicy zaczęły krążyć plotki, że przy kolejnej fali represji może skończyć nie jako naczelnik La Playa Negra, lecz jako osadzony. Jego los był również niepewny w przypadku przewrotu, w który by się nie zaangażował – prawdopodobnie nowe władze urządziłyby pokazowy proces i skazały go na śmierć jako symbol okrucieństwa reżimu Macíasa. W spisek zaangażowało się wielu oficerów, większość była przyjaciółmi Obianga z czasów nauki w hiszpańskiej akademii wojskowej w Saragossie, którzy uważali, że prezydent nie poświęca wojsku należytej uwagi i opiera się wyłącznie na swojej organizacji paramilitarnej. Zapadła decyzja o zamachu. Spiskowcy próbowali zdobyć poparcie z zagranicy. Duże nadzieje wiązano z Hiszpanią, jednak Madryt zdecydowanie odrzucił ofertę wsparcia przewrotu. Zamiast tego uzyskano poparcie sąsiedniego Gabonu. Uderzenie zaplanowano na początek sierpnia 1979 r. Przed przystąpieniem do ataku Obiang ewakuował członków najbliższej rodziny, obawiając się ewentualnego odwetu, jeśli przewrót zakończy się porażką.

Decyzję o przejściu do czynów przyspieszył incydent z lata 1979 r. Sześciu oficerów Gwardii Narodowej udało się do Mongomo, aby poprosić Macíasa o zwolnienie funduszy na wypłatę zaległych od kilku miesięcy wynagrodzeń. Wszyscy oni zostali na rozkaz prezydenta rozstrzelani. W nocy z 2 na 3 sierpnia 1979 r. spiskowcy przystąpili do ataku. Teodoro Obiang wkroczył do więzienia La Playa Negra, skąd uwolnił wszystkich żołnierzy, zachęcając ich do dołączenia do walki. Obiang pozostał na wyspie Bioko, a ciężar przeprowadzenia przewrotu spoczął na barkach reszty dowództwa. Rosnące niezadowolenie wśród oficerów sprawiło, że większość poparła działania mające na celu obalenie prezydenta. Spiskowcy zajęli kluczowe punkty w stolicy. Oficerowie wystosowali do Macíasa telegram, w którym domagali się złożenia urzędu i oddania całego majątku na rzecz państwa. Prezydent zdecydowanie odrzucił ultimatum. Organizował pospiesznie obronę, zbierając pracujących w pałacu malarzy i murarzy, mianując ich podoficerami i wręczając im broń. Cały plan dyktatora zakładał utrzymanie kontroli nad Batą i wyprowadzenie kontrofensywy. Przekonany o swojej ogromnej potędze i wpływach, rozkazał uderzyć i odbić Malabo.

Plan szybko legł w gruzach, gdy część oddziałów początkowo lojalnych wobec prezydenta przeszła na stronę zamachowców. Na antenie Radia Malabo jeszcze tego samego dnia poinformowano Gwinejczyków, że władzę przejął Teodoro Obiang i powołana przez niego Wojskowa Rada Rewolucyjna. Garstka żołnierzy, którzy jeszcze bronili Macíasa, zabarykadowała się w pałacu prezydenckim w Bacie, jednak poddali się po krótkiej wymianie ognia. Dyktator nie zamierzał jednak skapitulować bez walki. Zebrał oddział około 200 osób wspieranych przez chińskich szkoleniowców i ruszył w kierunku Baty. Na przedmieściach doszło do starcia, które zakończyło się zdecydowanym zwycięstwem buntowników. Lepiej wyszkoleni i wyposażeni żołnierze Obianga wspierani byli przez oddziały z Gabonu i Maroka. Pobite oddziały prezydenta wycofały się do Niefangu na wybrzeżu Rio Muni. Do odparcia ewentualnego szturmu planowano użyć artylerii obsługiwanej przez Chińczyków. Zdając sobie sprawę z beznadziejności sytuacji, Macías postanowił uciekać. 7 sierpnia załadował dwie walizki ze zrabowanymi z państwowego skarbca pieniędzmi do samochodu i próbował odjechać w kierunku granicy z Gabonem, natomiast większość trzymanych w gotówce rezerw finansowych państwa Macías spalił. 18 sierpnia patrol wojskowy natknął się w dżungli na byłego prezydenta. Po krótkiej wymianie ognia ranny w lewą rękę Macías został aresztowany.

Puczyści w tym czasie mieli już pełne poparcie Hiszpanii, OJA, a nawet ONZ. Wszyscy mieli już dosyć Macíasa. Zapanowała niepewność, co z nim zrobić. Teodoro Obiang zapewne najchętniej ogłosiłby swojego wujka szaleńcem i wygnał z kraju. Zastanawiano się, czy postawić go przed sądem, czy też wysłać na oddział psychiatryczny. W końcu rodzina postanowiła oddać go w ręce sędziów, najprawdopodobniej pod wpływem nacisków zagranicy, z którą puczyści musieli się, przynajmniej na początku, jakoś ułożyć. We wrześniu 1979 r. odbył się proces sądowy, który miał miejsce w budynku kina Marfil w Malabo. Macías zwykle nosił ciemne garnitury, ale do kina zakładano mu jedynie białą koszulę i proste spodnie. Był głuchy, bezsilny, niemal ślepy i wyglądał na znacznie starszego, niż wynikałoby z jego metryki. Oskarżono go o ludobójstwo, sparaliżowanie gospodarki i defraudację funduszy publicznych. O skali rozkradania państwowych funduszy przez dyktatora świadczy jeszcze jeden fakt. W 1974 r. uchwalono ostatni budżet państwa. Przez następne lata państwo funkcjonowało niczym prywatny folwark prezydenta, w którym wszystko zależało od jednej osoby sprawującej niepodzielną władzę. Podobnie łatwe do udowodnienia było łamanie praw człowieka przez podwładnych Macíasa, nad którymi sprawował on bezpośrednią kontrolę. Najbardziej jaskrawym przykładem było oczywiście traktowanie więźniów zaliczonych do Brygady A. Udowodniono, że okrucieństwa, jakim byli poddawani, nie stanowiło nadużycia ze strony władz penitencjarnych, lecz było elementem narzuconej przez prezydenta linii postępowania wobec zatrzymanych. Przedstawiono wiele przykładów łamania przez Macíasa praw człowieka. Dowiedziono również m.in. przestępstw wobec ludności cywilnej, czego przykładem była eksterminacja wsi Jangze w kwietniu 1976 r. Nie udało się udowodnić byłemu prezydentowi zdrady stanu. Oskarżenie próbowało przekonać sąd, że opór, jaki dyktator stawiał podczas zamachu stanu, można uznać za działanie na szkodę kraju. Była to dość absurdalna próba podniesienia wagi aktu oskarżenia mającego stanowić również próbę historycznego werdyktu nad epoką Macíasa.

Z 80 tys. morderstw początkowo zarzucanych mu w akcie oskarżenia, został uznany winnym 500 zabójstw. Macías odrzucił wszystkie oskarżenia o morderstwa, sugerując, że odpowiedzialność za nie ponosi jego bratanek Teodoro Obiang. Mówił: „Byłem głową państwa, a nie dyrektorem więziennictwa”. Skazany został na karę śmierci przez rozstrzelanie wraz z pięcioma najbardziej brutalnymi jego poplecznikami. Były dyktator, powszechnie uważany za czarownika dysponującego cudownymi zdolnościami, odgrażał się, że jeśli ktoś spróbuje go zabić, jego duch powróci, aby gnębić swoich oprawców. Mimo kiepskiej formy fizycznej przysięgał, że jego duch powróci, by dręczyć tych, którzy skazali go na śmierć. Budowany przez lata wizerunek Macíasa tak głęboko wniknął w świadomość Gwinejczyków, że żaden żołnierz nie odważył się wejść w skład plutonu egzekucyjnego. Znaleziono jednak sposób i na to – do zadania oddelegowano oddział marokańskich najemników, którzy nie ulegli psychozie strachu paraliżującej gwinejskie społeczeństwo i wykonali swoje zadanie. Wierzono, że jeszcze długo po śmierci duch Nguemy pozostał w Gwinei Równikowej i dysponował wciąż potężną siłą.

Śmierć psychopatycznego autokraty, dla którego morderstwa stały się stylem życia (przy zachowaniu proporcji, brutalność jego reżimu odpowiadała skali zbrodni III Rzeszy czy Kambodży pod rządami Pol Pota), nie oznaczała jednak wyzwolenia społecznego, lecz przejście władzy w ręce innego autokraty o żelaznej woli i ogromnym apetycie na władzę. Jego następca, Teodoro Obiang, nie przyniósł krajowi normalności, jednak jego rządy żelaznej ręki przyjęto z ulgą po latach władzy krwawego szaleńca. Gwinea Równikowa pod rządami Teodoro stała się modelową dyktaturą - ani mniej, ani bardziej brutalną od innych, a przynajmniej mało kłującą w oczy, skupioną na kleptokracji bardziej niż represjach. Ogłoszony został prezydentem, przejął szereg tek ministerialnych i objął funkcję przewodniczącego Najwyższej Rady Wojskowej. Od początku okazał się zręcznym politykiem, któremu udało się wznowić stosunki zagraniczne z Hiszpanią, Francją i USA. Społeczność międzynarodowa z entuzjazmem przyjęła obalenie kolejnego afrykańskiego dyktatora, nie dostrzegając, że jego miejsce obejmie człowiek równie ambitny i głodny władzy. Represje wobec przeciwników politycznych nie ustały, jednak nowy prezydent dbał o dobre relacje z innymi państwami i zbudowanie sieci poparcia w kraju.

Metodą kija i marchewki Obiang zbudował system patronatu – nie polega wyłącznie na bezmyślnym okrucieństwie, lecz hojnie wynagradza swoich stronników. Nic jednak nie zapowiadało, że dla gwinejskich elit przyjdą prawdziwe złote żniwa. Gdy w latach 80-tych XX w. w kraju odkryto złoża ropy naftowej, prezydent i jego najbliżsi stronnicy otrzymali dostęp do ogromnych pieniędzy, które umożliwiły im budowę fortun. Całość zysków z wydobycia trafiała bezpośrednio do kieszeni rządzącego klanu. Symbolem korupcji reżimu jest Teodoro Obiang Nguema Mangue, zwany Teodorino – wiceprezydent, a prywatnie syn prezydenta, przygotowywany najpewniej do objęcia władzy po ojcu. Pozujący na multimilionera-playboya na Instagramie, nie przypomina urzędnika państwa, którego mieszkańcy zaliczani są do najbiedniejszych na świecie. Kocha luksus, a przede wszystkim siebie samego. W 2018 r. z okazji 49 urodzin zorganizował imprezę w Grand Hotelu w Malabo. Na zdjęciach z urodzin młody Obiang kroi szablą wysadzaną diamentami czterometrowy tort. Za nim tańczą młode kobiety ze wszystkich stron świata, z głębokimi dekoltami z krótkimi spódniczkami. Nikt nie wiedział, ile to przyjęcie kosztowało, z dużym prawdopodobieństwem wydatek został pokryty z państwowej kasy.

Teodorino jest też zagorzałym fanem Michaela Jacksona. Wydał miliony USD na stworzenie jednej z najbardziej imponujących światowych kolekcji związanych z królem popu. Wśród wielu innych osobliwości znajdowała się słynna biała rękawiczka z kryształkami z trasy koncertowej „Bad Tour”, marynarka z podpisem Jacksona, w której nagrywał słynne wideoklipy do płyty „Thriller” i zbiór naturalnej wielkości posągów. W tym czasie ponad 1/3 ludności Gwinei nie dożywała 30 lat, prawie 20% dzieci było niedożywionych, a więcej niż 3/4 ludności egzystowało poniżej granicy ubóstwa. Specjalny sprawozdawca ONZ był tak poruszony faktem, że gwinejskie zasoby ropy zaślepiły świat, nie pozwalając dostrzec prawdziwej natury reżimu Obianga, że wezwał spółki naftowe i rządy, by zaprzeczyły oskarżeniom i zapewniły o braku współodpowiedzialności za największe represje reżimu. Pewno miał na myśli Condolezzę Rice, która w 2006 r. pozowała w Waszyngtonie do zdjęć z Teodoro i nazwała go przyjacielem USA. 

Tymczasem skandalicznym trybem życia Teodorino jako pierwsi zainteresowali się prokuratorzy z Kalifornii. Podejrzewali, że duża część jego majątku pochodzi z wymuszeń, kradzieży środków publicznych czy ze zwykłej korupcji. Skupili się na willi w Malibu o powierzchni 1400 m2 z widokiem na Pacyfik, 8 łazienkami, olbrzymim basenem i 4 polami golfowymi. Posiadłość została zakupiona w 2006 r. za 20 mln. USD w gotówce. Naliczono też ok. 30 luksusowych samochodów, w tym 7 ferrari, 4 rolls-royce’ów i 2 bugatti. Do Teodorino należał najdroższy w historii model Lamborghini – Veneno Roadster, który w 2019 r. został sprzedany za równowartość 33 mln. PLN. Aukcję przeprowadził dom aukcyjny Bonhams w Szwajcarii, na której znalazły się inne supersamochody Teodoro o łącznej wartości 110 mln. PLN. Lamborghini Veneno Roadster został stworzony w indywidualnej specyfikacji na zamówienie Teodorino. W momencie zakupu kosztował on wiceprezydenta Gwinei Równikowej 4,5 mln. USD. Ekskluzywny model samochodu jednak z czasem znacznie przybrał na wartości, ponieważ wyprodukowano go w limitowanym nakładzie 9 egzemplarzy. Lamborghini wyposażone w monstrualny silnik V12 o pojemności 6,5 litra dysponuje mocą 750 KM. Te parametry w połączeniu z aerodynamiczną konstrukcją pozwalają osiągnąć setkę w 2,5 sekundy i rozpędzają samochód do 350 km/h. Dzięki takim osiągom można przejechać długą trasę w bardzo szybkim tempie, jednak wyglądało na to, że Teodorino nie robił tego zbyt często. Zlicytowane auto miało bowiem zaledwie 325 kilometrów przebiegu. Jego stan był zatem praktycznie fabryczny. Nie wiadomo, kto był nowym właścicielem najdroższego Lamborghini, ponieważ dumny szczęśliwiec chciał pozostać anonimowy.

Kilka lat później szwajcarski i francuski wymiar sprawiedliwości ujawniły 25 innych luksusowych aut, a także rezydencję przy Avenue Foch w Paryżu, szacowaną na 124 mln. USD, z pokojem pana domu o powierzchni ponad 100 m2 i pozłacanymi kranami. Także we Francji Teodorino wydał 18,7 mln. euro podczas aukcji kolekcji YSL, gdyż bardzo dba o swój wygląd. Do swojego kalifornijskiego kierowcy zwykł mawiać: „mam dziś niebieskie buty, przyprowadź mi niebieskiego Rollsa”. Drugą pasją Teodorino są kobiety, młode i najczęściej podsyłane przez agencje. W luksusowych butikach, jednodniowe „przyjaciółki” potrafiły wydać nawet 80 tys. USD. Obiang posiadał w 2020 r. także odrzutowiec oraz trzy jachty, z których największy, 76-metrowy „Ebony Shine”, wart jest ok. 100 mln. USD. Gdy zatrzymano go w Kapsztadzie z powodu sporu handlowego, Gwinea stwierdziła, że to okręt wojenny. W RPA śmiano się przez lata z bojowej jednostki wyposażonej w jacuzzi, basen i 16 skuterów wodnych. Gdyby Obiangowie zrezygnowali z zaledwie jednego bugatti, mogliby zakupić moskitierę dla każdego dziecka w kraju o śmiertelności dzieci poniżej 5 roku wynoszącej aż 20%. Jeśli Teodorino sprzedałby 35-tysięczną kolekcję DVD lub pamiątki po Michaelu Jacksonie, mógłby zapewnić wodę pitną dla kilku wiosek. Tak się jednak nie stało.

W 2021 r. sądy w USA, Szwajcarii i Francji skazały Teodorino na konfiskatę mienia o wartości milionów USD, udowodniono, że pochodzi ono z kradzieży. Obiang junior próbował dowodzić, że wspomnianą willę w Paryżu kupił ze swojej skromnej pensji, 5 tys. USD miesięcznie, ale mu się nie udało. W normalnych warunkach ktoś taki jak Teodoro Obiang nie miałby cienia szans na to, by jakikolwiek amerykański urzędnik najniższej rangi, zobaczył się z nim publicznie. Teodoro jest jednak przyjmowany w Białym Domu. Gwinea Równikowa stanowi osobliwy przypadek kraju, który jest niezwykle biedny, a jednocześnie ma jeden z najwyższych dochodów per capita. Jak to było możliwe?

Trzy lata po przejęciu władzy i obietnicach demokratycznych rządów, w Gwinei Równikowej wprowadzono nową konstytucję (1982), a prezydentem – na pierwszą 7-letnią kadencję – został nie kto inny jak Teodoro Obiang. Od początku rządów nowy władca, przez dworzan określany mianem "El Jefe", stosował metody znane ze wspomnianego więzienia La Playa Negra. Jeszcze jako naczelnik więzienia organizował tzw. "Imprezy Czarnej Plaży". Więźniowie musieli tańczyć i śpiewać pieśni chwalące wuja Obianga, a zazwyczaj pijani strażnicy dopingowali ich rozżarzonymi prętami. Teodoro Obiang był prawą ręką dyktatora i częścią aparatu władzy za rządów Macíasa. Od 1968 r. był Generalnym Dyrektorem Służby Więziennej, znienawidzonym przez więźniów, którym urządzał krwawe „turnieje” bratobójczych walk. Skazani musieli walczyć ze sobą na śmierć i życie, kolejno się zabijając na oczach strażników. Obiang miał również zwyczaj organizowania na dziedzińcu więzienia w Black Beach makabrycznych „tańców Mokom”, w czasie których odbywały się masowe egzekucje więźniów. Nie zabijano ich od razu. Najpierw raniono i bito. To właśnie w czasie takich „zabaw” zginęło wielu niewygodnych dla reżimu opozycjonistów, między innymi ksiądz José Esono Mitogo, Buenaventura Ochaga Gnomo, Jesús Alfonso Oyono Alogo, Pablo Nseng Sono, Manuel Nzi Mba i Job Obiang.

Dzień przed obaleniem Macíasa, nie mniej sadystyczny od swojego wujka Teodoro zamordował 15 skazańców politycznych, którzy w dalszej perspektywie mogli przeszkodzić mu w zamachu stanu. Wiedział już pewnie, że uczyni gest "pod publiczkę" i zwolni więźniów sumienia, stwarzając pozory demokratyzacji państwa. Był równie brutalny, gdy jego ludzie dopadli wujka Macíasa w dżungli. La Playa Negra, której nazwa pochodzi od lokalizacji przy brudnym brzegu, gdzie do Oceanu Atlantyckiego spływają ścieki z całego Malabo (mój przewodnik po Malabo nie chciał mnie tam zawieźć), stała się symbolem Gwinei Równikowej. Przez lata rządów Teodoro w więzieniu nadal ginęli opozycjoniści. - Stosuje się kary głodu, wiesza więźniów za kostki podczas przesłuchań, organizuje między nimi krwawe walki. Jeden ze skazańców, jakimś cudem zwolniony z aresztu opowiadał, że kto wygra, żyje dalej. Pewne jest, że w lasach otaczających Malabo i plażach nieopodal więzienia można było znaleźć wiele trupów i szczątków ludzkich.

Im bardziej brutalny był reżim, tym bardziej rosło poparcie dla Obianga. W jednym z dystryktów podczas wyborów w 2002 r., gdy po raz trzeci wywalczył reelekcję, na jedynego i słusznego kandydata głosowało 103% obywateli. Może dlatego jedna ze stacji radiowych (kontrolowana przez Teodorino - Obianga juniora), nawiązując do przemówienia prezydenta, określiła go mianem Boga. Spiker patetycznie ogłosił, że posiada on władzę nad istotami żywymi i przedmiotami. Może kazać zabić każdego i nie zostanie potępiony, ponieważ pozostaje w ciągłym kontakcie ze Stwórcą świata.Jakby ktoś miał wątpliwości, to satrapa patrzy z portretów w każdym domu i instytucji publicznych w Gwinei Równikowej. Warto mieć koszulkę z jego podobizną, która musiała stać się odzieżowym hitem w kraju. Dlatego podczas meczów Pucharu Narodów Afryki w 2012 r. zawodników reprezentacji motywowały z trybun setki Obiangów (nie tysiące, bo frekwencja nie dopisała). A to lepszy doping niż obietnica miliona dolarów premii.

Wszystko, co Obiang posiadał, zawdzięczał odkryciu złóż ropy naftowej u wybrzeży Gwinei Równikowej (w 1996 r.). Co prawda na początku lat 70-tych XX w. kraj miał najwyższe PKB w Afryce, ale głównie dzięki eksportowi kakao. W XXI w. rolnictwo stało się podupadłą gałęzią gospodarki, bo kraj skupia się wyłącznie na produkcji 350 tys. baryłek ropy dziennie. Teodoro kiedyś stwierdził, że „ropa była dla nas jak manna, którą Żydzi jedli na pustyni”. Nieduże państwo mogłoby być najbogatszym i najlepiej rozwiniętym krajem Afryki. Problem w tym, że większość petrodolarów trafia do kieszeni rodziny rządzącej i bliskich popleczników Obiangów: począwszy od przyjaciół, przez dworzan, na dalekich kuzynach skończywszy. Dziwna siatka uzależnień sprawiła, że krajowa fortuna leży na kontach kilkunastu osób związanych z Teodoro (w spółkach naftowych pracują specjaliści z zagranicy). Nawet obrady rządu Gwinei Równikowej przypominają rodzinne zjazdy. Wspomniany syn jest ministrem rolnictwa i obszarów leśnych, drugi z potomków odpowiada za przemysł wydobywczy, a żona prezydenta zajmuje się resortami zdrowia i edukacji. Armią rządzi kuzyn dyktatora, a bliżsi i dalsi krewni zatrudniani są na tysiącach innych posad. Teodoro jest wprawdzie w związku małżeńskim z 2 kobietami, ale spłodził do 2025 r. aż 47 dzieci (średnio zatem jedno na każdy rok panowania), wszystkie pracują gdzieś w administracji publicznej, na całej wyspie i w Malabo co chwilę można zobaczyć okazałe rezydencje licznych potomków krwawego autokraty, potwornie kontrastujące z typową afrykańską biedą. Prócz Teodorino wybranego na następcę Teodoro, który do wielu krajów na świecie ma zakaz wjazdu w związku z uwikłaniem w przestępczą działalność, okradanie państwa, handel narkotykami, stręczycielstwo i wszystkie najgorsze rzeczy, które można wymyśleć, inni członkowie super licznej rodziny Teodoro dostarczają nie mniej atrakcji (członków familii jest więcej niż rodziny królewskiej w Arabii Saudyjskiej). 

Ale za krajowy budżet odpowiada sam "el Jefe". Teodoro, podobnie jak Dos Santos w Angoli, też uparł się, że zarządzanie dochodami z ropy było tajemnicą państwową (w 2010 r. dochody Gwinei Równikowej ze sprzedaży ropy wzrosły do 9 mld. USD i były prywatną własnością Teodoro i jego rodziny).  „Muszę to robić sam, bo duże sumy pieniędzy mogłyby skusić pracowników” - powiedział kiedyś władca, którego osobista fortuna według magazynu "Forbes" wynosiła w 2006 r. 600 mln. USD, co wydaje się jednak kwotą znacznie zaniżoną. Rzeczywiście, pieniądze z budżetu kuszą. Głównie jego synów, którzy wedle zagranicznych raportów, nie tylko kradną fundusze przeznaczoną na rozwój państwa, ale i pomnażają zarobki poprzez zagraniczne inwestycje i pranie brudnych pieniędzy. 1,72 mln. obywateli tylko może pomarzyć o regularnych wypłatach, a nierówności społeczne są ogromne. 70% Gwinejczyków z trudem wiąże koniec z końcem, w połowie gospodarstw domowych nie ma bieżącej wody. Ludzi nie stać na wysyłanie dzieci do szkoły i wizytę w szpitalach. Nowoczesne placówki w centrum Malabo, należące do żony Obianga, stoją puste.

Międzynarodowe organizacje oskarżają prezydenta o łamanie praw człowieka, tortury opozycjonistów i wszechobecną korupcję. „Korupcję przywieźli do Gwinei ludzie z Zachodu” - odpiera zarzuty Teodoro. Gdy mowa o wysokiej umieralności niemowląt i skracającej się średniej życia, odpowiada zazwyczaj "Gwinea leży w Afryce". Wiadomo, malaria. Na szczęście bieda i choroby, którymi wódz tak się brzydzi, nie przenikają przez ciemne i pancerne szyby jego limuzyn, którymi czasem mknie przez slumsy Malabo. Brutalne zbrodnie, które wśród dyplomatów są tajemnicą poliszynela, nie przeszkadzały politykom z USA i Europy zabiegać o względy władcy roponośnego kraju. Tuż po sfałszowanych wyborach w 2002 r. Teodoro zjadł śniadanie z Georgem W. Bushem. Kilka lat później sfotografował się w Nowym Jorku z Barackiem Obamą. Condoleezza Rice nazwała dyktatora przyjacielem, podczas gdy światowe organizacje walczące o prawa człowieka wysyłały dramatyczne apele o zablokowanie kilkuset zagranicznych kont Gwinejczyka. Sąsiadami Teodorina i współtowarzyszami jego imprez w kalifornijskim Malibu byli znani celebryci, którzy na co dzień dbają o wizerunek, organizując akcje charytatywne dla głodujących dzieci w Afryce. Gdy w Senacie USA wybuchła debata o zbrodniach dyktatora i łamaniu praw człowieka, ten wkrótce potem zatrudnił zespół amerykańskich specjalistów od public relations, na czele z Lannym Davisem (byłym doradcą Billa Clintona). Za dbanie o wizerunek płaci mu milion USD rocznie. Dodatkowo tysiące dolarów co miesiąc spływają do kilku agencji za przemycanie pozytywnych informacji o Gwinei Równikowej.

Gdy dzięki współpracy z zagranicznymi wywiadami złapano najemnika Simona Manna, zatrudnionego do obalenia Obianga, prezydent umieścił go w luksusowej celi w Czarnej Plaży i polecił skazać na kilkadziesiąt lat. Skruszony Mann wyszedł po roku, narzekał, że bardzo przytył w areszcie, bo bliscy współpracownicy pierwszej głowy państwa często wpadali na wino. Wkrótce został doradcą jedynego i słusznego władcy. Kiedyś Teodoro przekazał 3 mln. USD UNESCO, by ustanowiła nagrodę jego imienia za dokonania w "dziedzinie życia i nauki". Wybuchł światowy skandal. Laureaci Nagrody Nobla zaprotestowali, zwracając uwagę na zbrodnie, łamanie praw człowieka i nękanie opozycji przez władze Gwinei Równikowej. W podobnym celu Obiangowie zorganizowali Puchar Narodów Afryki w piłce nożnej w 2012 r. W miastach powstały ogromne stadiony, wyremontowano bazę hotelową i infrastrukturę. Obiang zainwestował nawet w reprezentację - połowę pierwszego składu stanowili gracze z niższych hiszpańskich lig, w których żyłach płynęła krew malutkiego afrykańskiego kraju. Awans do ćwierćfinału PNA to dla wielu z nich życiowy (i finansowy) wyczyn. Prezydent nie szczędził pieniędzy na święto futbolu. Problem w tym, że na bilet na mecz mógł sobie pozwolić co 15. obywatel kraju. Ci, których "statystycznie" było stać, woleli zapewne i tak wybrać się na targ. Dlatego trybuny świeciły pustkami.

Teodoro się jednak tym nie przejmował, gdyż zależało mu na promocji Gwinei za pomocą futbolu wyłącznie na świecie. Prawda jest taka, że musi on dbać o wizerunek, bo jego życie obrosło w wiele mitów i legend, czego nie zmieni żaden specjalista od PR-u. Wielu afrykańskich komentatorów porównuje go do Jeana-Bedela Bokassy, twierdząc, że dyktator Gwinei Równikowej może być kanibalem. Świadczyć miałyby o tym jego korzenie (pochodzi z plemienia Fang, które dawniej zjadało wrogów), ale i wypowiedzi krytyków. Trudno powiedzieć, ile prawdy kryje się za niektórymi opowieściami opozycji. Jeden z nich, Severo Moto, główny opozycjonista w tym kraju, który dostał azyl polityczny w Hiszpanii, powiedział, że nie będzie mógł wrócić do Gwinei, bo prezydent zje mu jądra, tak jak zjadł komisarza policji. Moto podobno był zamieszany w próbę obalenia Obianga wraz z europejskimi najemnikami. Prezydent nigdy nie odniósł się do stawianych mu zarzutów. A jego ludzie mają wciąż polować na opozycjonistę.

Teodoro będzie najpewniej trwał tak długo, dopóki nie znajdzie się jakiś bratanek, siostrzeniec lub kuzyn, który zdecyduje się go obalić. Bo w tym równikowym kraju historia lubi się powtarzać. Jedyne, co się nie zmienia, to tragiczne życie przeciętnych obywateli. Tymczasem po śmierci królowej Elżbiety II w 2023 r. Teodoro stał się najdłużej na świecie urzędującą głową państwa.

Zastanawiający jest stosunek do Gwinei Równikowej krajów Zachodu, w tym przede wszystkim byłych mocarstw kolonialnych. Wygląda na to, że antyzachodni kurs Macíasa miał charakter wyłącznie werbalny. Pomimo dyplomatycznych animozji Hiszpania podpisała od 1968 r. wiele intratnych umów handlowych z Gwineą, a gospodarka kraju w dalszym ciągu utrzymywana była w zależności od dawnej metropolii. Luís Carraro Blanco, pełniący od 1973 r. funkcję premiera we frankistowskim rządzie, sprawował kontrolę nad połową gwinejskiej produkcji drzewnej oraz czerpał zyski z początkującego wtedy monopolu naftowego. Inni wysocy rangą wojskowi, znani ministrowie i dyplomaci hiszpańscy, tacy jak Manuel Fraga, Gregorio López-Bravo i Laureano López Rodó, kontrolowali pozostałą część przemysłu drzewnego, produkcję kakao i kawy.

Od 1969 r. reżim był technicznie i finansowo wspierany także przez ONZ w ramach programu UNDP. Żadnej z tych organizacji nie przeszkadzał fakt, że otrzymywana w ten sposób pomoc finansowa legitymizowała reżim zbrodniarza Macíasa. Trudno na przykładzie Gwinei nie wyciągnąć wniosku, że jej niepodległość, ale też niepodległość szeregu innych krajów afrykańskich po 1960 r. w dużej mierze była fikcyjna. Po oficjalnych proklamacjach niepodległości krajów afrykańskich ich polityka i gospodarki były i nadal są uzależnione od Europy i Ameryki. Dotyczy to także Francuzów, obecnych w Gwinei przez cały okres kolonialny jako misjonarze i przedsiębiorcy, którzy od zawsze interesowali się bogactwami naturalnymi tego kraju. Hiszpańskojęzyczny kraj był i jest dla nich trudną do zaakceptowania „samotną wyspą” pośród frankofońskich sąsiadów. Dlatego postanowili przyłączyć się do krajów prowadzących interesy z Macíasem, z tą tylko różnicą, że robili to zupełnie otwarcie, nie zachowując nawet pozorów przestrzegania podstawowych zasad politycznego fair play. Francja była jedynym zachodnim krajem, który zachował swoją ambasadę w Malabo. Utrzymanie placówki tłumaczono koniecznością przeciwdziałania wpływom chińsko-sowieckim w rejonie. Najwyraźniej argument ten wraz z intratnymi umowami handlowymi podpisywanymi w Malabo był tak przekonujący dla Waszyngtonu, że również Amerykanie nigdy nie potępili na forum światowym zbrodni przeciwko ludzkości popełnianych przez Macíasa. USA zamknęły co prawda swoją ambasadę w Malabo w 1971 r., a w 1976 r. zerwały oficjalne stosunki dyplomatyczne z Gwineą, ale nie przeszkodziło to amerykańskim firmom, takim jak Continental, Chevron i Valmer, w dokonywaniu odwiertów naftowych w kontynentalnej części Rio Muni.

Francuzi zaś wybudowali Macíasowi pałac prezydencki w Bata-Ekuko, siedziby Centralnego Banku Gwinejskiego w Bata i Malabo oraz nowy port w Bata, inwestując w „przyjaźń” z Macíasem ponad 43 mln. USD. W 1976 r. francuskie spółki Alsthom i Chantiers de Bretagne, współfinansowane przez Komisję Europejską, wybudowały w Bata zbiorniki na paliwo. Wymienione inwestycje nie były oczywiście bezinteresowne. Francuska firma Société Florestale de Rio Muni (zarejestrowana w Szwajcarii) dostała koncesje na wyrąb gwinejskich lasów. Francuzi przez całe lata kontrolowali znaczną część gwinejskiej gospodarki, prowadząc najaktywniejszą spośród krajów europejskich politykę neokolonialną w Afryce.

Nie ma dokładnych danych dotyczących liczby zamordowanych Gwinejczyków pod rządami Obianga, ale przypuszcza się, że nie jest to liczba mniejsza niż 10 tys. Celem przejęcia przez niego władzy nie była ani chęć przeprowadzenia demokratyzacji kraju, ani zapewnienie jego mieszkańcom przestrzegania podstawowych praw człowieka. Władza była i jest dla Obianga celem samym w sobie, co udowadnia Gwinejczykom od 1979 r. przy przyzwalającym milczeniu wielkich tego świata. Pod rządami Obianga umierają kolejne już pokolenia torturowanych, zagłodzonych i udręczonych Gwinejczyków. Po 1979 r. Teodoro Obiang nie zaprzestał stosowania swych kryminalnych i sadystycznych praktyk. Do dzisiaj w Gwinei Równikowej mordowani są opozycjoniści. Zdarza się, jak w 2010 r., że opozycjoniści są odnajdowani przez gwinejskich agentów i mordowani w Beninie lub Kamerunie. W więzieniu Black Beach praktykowane są tortury polegające na m.in. obcinaniu uszu, okaleczaniu ciała, porażaniu prądem genitaliów, łamaniu kości. Z powodów politycznych wiele osób wciąż musi uciekać do państw sąsiednich. Opozycjoniści znikają w niewyjaśnionych okolicznościach, ich ciała znajdowane są w przypadkowych miejscach, a oficjalnym powodem śmierci są zazwyczaj wypadki lub morderstwa dokonane przez „nieznanych sprawców”.

Zaraz po przejęciu władzy przez Obianga stowarzyszenie Catholics for Political Action informowało rząd amerykański o tym, że w Gwinei nie zmieniło się nic oprócz nazwiska dyktatora. Politycy amerykańscy zignorowali te informacje. Otworzono ambasadę amerykańską w Gwinei Równikowej, zamkniętą 10 lat wcześniej. Amerykańskie koncerny naftowe rozpoczęły zaś wydobycie gwinejskiej ropy naftowej, a sowieckie okręty wojenne, które stacjonowały w porcie w Malabo i Lubie, zastąpiono okrętami amerykańskimi. W tym miejscu warto zaznaczyć, że władze USA, Francji i Hiszpanii wiedziały o planowanym zamachu z 1979 r., a Hiszpania wspierała zamiary Obianga, widząc w nim nadzieję na utrzymanie wpływów ekonomicznych w swej dawnej kolonii. Aby jednak uniknąć podejrzeń o praktyki neokolonialne i udział w „Zamachu dla Wolności”, rząd hiszpański wycofał się z rozmów o nowej gwinejskiej monecie narodowej. Ułatwiło to Francji przekonanie Obianga do przystąpienia w 1982 r. do strefy franka francuskiego CFA, którego Gwinea Równikowa jest członkiem do dzisiaj. Kolejnym neokolonialnym zwycięstwem Francji było otwarcie Ministerstwa Frankofonii i ogłoszenie Gwinei Równikowej krajem frankofońskim. Francuskie przedsiębiorstwa zdominowały najbardziej dochodowe gałęzie gwinejskiego przemysłu (elektryczność, transport, sektor paliwowy, rybołówstwo), a bank Caisse centrale de dépôt et de consignation znacznie rozszerzył swoje wpływy i umocnił kontrolę nad gwinejską gospodarką.

Hiszpania ze swojej strony dbała o interesy banku hispanogwinejskiego Guinean Bank i rozpoczęła realizację szeroko zakrojonego programu współpracy gospodarczej z Gwineą Równikową w latach 1979-1983, przekazując Obiangowi relatywnie skromne kwoty pieniędzy. Większą hojnością wykazały się w 1991 r. USA, oferując Obiangowi 1 mln. USD w zamian za przyzwolenie na składowanie odpadów toksycznych z Nowego Jorku u wybrzeży Bata. Francja, Hiszpania i USA bogaciły się dzięki Gwinei Równikowej, zdając się w ogóle nie zauważać dramatu tysięcy Gwinejczyków, torturowanych w więzieniach i skrycie mordowanych przez bezwzględny reżim dyktatora. Sytuacja nieco się zmieniła po 1990 r., kiedy Francja nagle zaczęła oficjalnie mówić o łamaniu praw człowieka w Gwinei, Hiszpania w Radio Exterior de España rozpoczęła serię audycji, do których zaprosiła przedstawicieli gwinejskich partii opozycyjnych, a w USA ukazał się cykl artykułów, których autorzy oburzali się okrucieństwem gwinejskiego dyktatora. To spóźnione o co najmniej 20 lat i krótkotrwałe wzburzenie można chyba wytłumaczyć rywalizacją zachodnich mocarstw o sprawowanie wyłącznej kontroli nad bogatymi złożami ropy odkrytymi w tym czasie u wybrzeży Gwinei. Po 1997 r. jej wydobycie znacznie zwiększono.

Zapewne chęcią ustalenia nowej hierarchii i potwierdzenia wpływów ekonomicznych podyktowana była również nieudana próba zamachu stanu na Teodoro w 2004 r. Rząd gwinejski zatrzymał 15 osób oskarżonych o udział w zamachu. O jego przygotowanie oskarżono wspomnianego Simona Manna, a o wsparcie zamachowców brytyjski MI6, amerykańską CIA i służby specjalne Hiszpani. Niewykluczone, że amerykańskie „święte oburzenie” spowodowane było odmową Gwinei dalszego składowania odpadów toksycznych u wybrzeży kraju. Dyrektorem tej ostatniej był nikt inny, jak były ambasador USA w Gwinei Równikowej Chester Edward Morris. Dzisiaj eksploatacją surowców zajmują się wciąż rywalizujące ze sobą wielkie międzynarodowe koncerny naftowe, głównie amerykańskie (Amerada Hess, Chevron Texaco, Exxon Mobil, Marathon Oil), ale także francuski Elf i hiszpański Repsol. Od połowy lat 90-tych XX w. do 2012 r. Gwinea otrzymała 10 mld. USD z inwestycji zagranicznych, a dzienna produkcja ropy naftowej szacowana jest na 400 tys. baryłek, co daje Gwinei Równikowej miano czwartego w Afryce Subsaharyjskiej jej producenta, po Nigerii, Angoli i Libii. Przy takim bogactwie surowca i przy dużym jego wydobyciu roczny dochód Gwinei per capita wynosił w 2023 r. 7066 USD, osiągając szczyt w 2008 r.: 20 tys. USD. To niebywały wzrost, jeśli jeszcze w 1962 r. wynosił on zaledwie 32 USD, a na rok przed rozpoczęciem eksploatacji ropy naftowej: 252 USD (1995). Nominalny PKB na mieszkańca przekładał się na 20,7 tys. USD PPP (2023).

Oznacza to, że Gwinejczycy teoretycznie powinni być dzisiaj najbogatszymi Afrykanami, a ich standard życia porównywalny z mieszkańcami Luksemburga, Hiszpanii i Włoch. Tymczasem ludzie umierają tam z głodu. Nawet mieszkańcy stolicy żyją w skrajnej nędzy, bez elektryczności i stałego dostępu do wody pitnej. Indeks Giniego wykazuje jedne z największych nierówności społecznych na świecie (58,8 w 2019 r. i ok. 50 w 2024 r. – szacunek). Teodoro zarządza finansami publicznymi w sposób konserwatywny, nie akceptuje żadnej nierównowagi makroekonomicznej. W 2023 r. kraj wykazywał nadwyżkę budżetową w wysokości 0,8% PKB (jeszcze rok wcześniej wyniosła ona 11,9%). Budżet sektora rządowego w latach 2002-2023 wykazywał przeciętną nadwyżkę w wysokości aż 4,17% PKB (największa nadwyżka wyniosła 26,2% w 2006 r., a rekordowy deficyt odnotowano w 2016 r. – 8,6% PKB – wg. Bank of Central African States). Dług publiczny do PKB wyniósł w 2023 r. 42,1% PKB i stanowił w większości zadłużenie wewnętrzne (31,9% PKB). Sytuacja fiskalna kraju w pełni uzależniona jest od światowych cen węglowodorów.

W 2023 r. gospodarka wpadła w recesję, a PKB spadł o 5,7% (po wzroście o 3,7% w 2022 r.), głównie z powodu spadku wpływów z wydobycia ropy (o 12,8% PKB w 2023 r. po wzroście o 1,7% w 2022 r.). Export netto zmniejszył się o 35%, wpływy z podatku od wydobycia ropy o 59% (2023), inflacja spadła do 2,5% (2022), głównie dzięki restrykcyjnej polityce pieniężnej Bank of Central African States (krajów CFA). Obsługa długu zagranicznego wzrosła w 2023 r. z 4,3% do 7,8% wartości rocznego eksportu, ale to nadal bardzo niski i bezpieczny poziom. W rezultacie rezerwy dewizowe kraju pokrywały 5,4 miesiące importu w 2023 r., istotnie powyżej celu Bank of African States (BeAC). W 2023 r. skurczyła się także nadwyżka na rachunku bieżącym do 0,9% PKB na skutek wspomnianego spadku eksportu węglowodorów. Skandaliczne wyglądają statystyki skali ubóstwa kraju. W 2006 r. (kraj, zapewne na rozkaz Teodoro, nie publikuje nowszych statystyk) wyniosła ona 76,8%, a oficjalna stopa bezrobocia 8,5% (2023). Jednak bezrobocie wśród młodych ludzi osiąga katastrofalny poziom 70%, jak się dowiedziałem z informacji od lokalnych biznesmenów.

Gwinea Równikowa mimo monokultury węglowodorowej realizuje od lat zmianę struktury swojej gospodarki. Udział rolnictwa w strukturze zatrudnienia spadł z 55% (1991) do 40% (2019), podczas gdy udział przemysłu wzrósł z 10% do 19%, a sektora usług z 35% do 41% w tym samym okresie. Poważnym wyzwaniem transformacji tutejszej gospodarki będzie odwrócenie trendu zmniejszającej się produktywności pracy w sektorze przemysłowym, bardzo niski rozwój łańcucha wartości oraz niski rozwój sektorów nienaftowych. By sfinansować strukturalną transformację Gwinea musi szybko wzmocnić swój sektor finansowy oraz zmniejszyć udział węglowodorów w gospodarce (stanowiły one w 2024 r. 42% PKB, 95% eksportu oraz 90% przychodów budżetowych) w średniej i długiej perspektywie.

W 2011 r. w Malabo odbywał się XVII Szczyt Unii Afrykańskiej. W tym roku organizacji tej przewodził właśnie Teodoro Obiang. W ramach przygotowań do szczytu wydał on ok. 600 mln euro na luksusowy kompleks rezydencyjny z 52 willami, polami golfowymi, lotniskiem dla helikopterów i sztuczną plażą, aby godnie, jak twierdził, przyjąć przywódców państw afrykańskich. Miałem okazję ten imponujący kompleks zwiedzać. Stoi on zupełnie pusty, ale jest solidnie utrzymywany i nie marnieje. Zdarzają się wszakże chlubne wyjątki w świecie, takie jak krytyczne względem Obianga wypowiedzi na forum międzynarodowym argentyńskiej b. prezydent Cristiny Kirchner czy hiszpańskiej polityczki Rosy Diez, ale są to wyjątki potwierdzające regułę ogólnoświatowej obojętności.

26 lipca 2003 r. Obiang wygłosił osobliwy komunikat, transmitowany przez BBC, w którym ogłosił: "Jestem w ciągłym kontakcie z Bogiem. I tak jak On, mogę decydować o tym, kto żyje, a kto nie, i nikt nie ma prawa mnie z tego w żaden sposób rozliczać. Nie mogę też trafić za moje czyny do piekła, bo czy widział ktoś kiedyś samego Boga w piekle?”. Do dzisiaj dyktator pozostaje bezkarny, a za torturowanymi w jego więzieniach i mordowanymi opozycjonistami nikt się nie wstawia. Teodoro nadal jest przyjmowany na światowych salonach przez prezydentów, monarchów, ministrów i wpływowych dyplomatów. „Gwinea i świat zdają się czekać na Godota” - takimi słowami hiszpański naukowiec i pisarz Augustín Velloso komentował sytuację zwykłych Gwinejczyków i przyrównywał ich życie do wielkiego obozu tortur, z którego jedyne wyjście prowadzi na cmentarz. Czy zatem nie ma dla Gwinei żadnej nadziei? Czy sprawdzą się przewidywania wielu, że Gwinea Równikowa, obok takich krajów jak Czad, Rwanda, Somalia, Sudan czy Kongo, ma znikome szanse na demokratyzację?

W czasach dyktatury Maciasa (1968-1979) zakazana była działalność jakichkolwiek partii opozycyjnych, a wszyscy Gwinejczycy przymusowo wcielani byli do rządowej PUNT. Pod rządami Teodoro Obianga, działają w Gwinei dwie legalne partie opozycyjne: Unia Ludowa (Unión Popular, UP) i Porozumienie dla Społecznej Demokracji (Convergencia para la Democracia Social, CPDS). Nie mają one jednak wpływu na realną politykę, prowadzoną przez założoną w 1987 r. Partię Demokratyczną Gwinei Równikowej (Partido Democrático de Guinea Ecuatorial, PDGE) prezydenta Obianga. Prezydent symuluje demokratyczne wybory, które wygrywa co cztery lata, zdobywając zawsze ponad 90% głosów. Podobnie jest z jego partią w wyborach parlamentarnych - PDGE zyskuje największe poparcie. Poza Gwineą istnieje wiele partii opozycyjnych, np. Akcja Ludowa Gwinei Równikowej (Acción Popular de Guinea Ecuatorial, APGE), Partia Ludowa Gwinei Równikowej (Partido Popular de Guinea Ecuatorial, PPGE), Partia Liberalna Gwinei Równikowej (Partido Liberal de Guinea Ecuatorial, PLGE), Narodowa Unia Demokratyczna Gwinei Równikowej (Unión Nacional Democrática de Guinea Ecuatorial, UDNGE), które krytykują politykę gwinejskiego rządu, domagają się demokratyzacji kraju i ustąpienia krwawego dyktatora. Najsilniejszą z tych partii, której głos jest najbardziej słyszalny w Hiszpanii, jest PPGE, a jej lider Severo Moto założył w 2003 r. w Madrycie gwinejski rząd na uchodźstwie. Podejmuje on wiele inicjatyw, mających na celu poinformowanie światowej opinii publicznej o zbrodniach i przestępstwach popełnianych przez reżim Teodoro. Stara się także zjednoczyć opozycyjne środowiska gwinejskie.

Nie jest to zadanie łatwe, gdyż wiele partii opozycyjnych jest wewnętrznie skłóconych, a jedynym celem wielu działających w nich polityków jest wyłącznie przejęcie władzy. Na problem ten uwagę zwracał już w 1978 r. wybitny gwinejski intelektualista i pisarz Juan Balboa Boneke, który krytykował przebywających na uchodźctwie w Hiszpanii gwinejskich opozycjonistów za nieumiejętność prowadzenia dialogu, prywatę i brak jasnej wizji politycznej. Przekonywał, że „problem Gwinei polega nie tylko na tym, kto obecnie sprawuje rządy, ale przede wszystkim na kryzysie państwa. Dlatego rozwiązaniem problemu nie może być jedynie obalenie obecnego prezydenta (...) potrzebna jest rewolucja polityczno-społeczna”. Gwinejski intelektualista przekonywał, że dążenie do zmiany sytuacji politycznej musi uwzględniać trzy czynniki: liczenie się ze zdaniem starszyzny, pogłębioną analizę prawdziwych źródeł nieszczęść Gwinei oraz szczerą wolę przeprowadzenia reform politycznych i ekonomicznych bez zadłużania kraju. Wielu gwinejskich intelektualistów mieszkających na obczyźnie zniechęciło się do działania w ramach konkretnych organizacji politycznych i skupia się na walce piórem o wolną Gwineę. Pomimo trudnych warunków życia zachowują niezależność myślenia. Wierzą, że poprzez literaturę i twórczość dziennikarską można i należy stworzyć przeciwwagę dla zakłamanego dyskursu politycznego rządzących.

Najwybitniejsi bojownicy to pisarze i dziennikarze: Donato Ndongo Bidyogo, Francisco Zamora Loboch, Joaquín Mbomio Bachang i Tomás Avila Laurel. Spośród wyżej wymienionych pisarzy największą sławą cieszy się Donato Ndongo Bidyogo (ur. 1950), który jest także dziennikarzem i byłym działaczem politycznym. Od 1994 r. żyje na uchodźstwie w Hiszpanii. W swoich powieściach i artykułach opisuje historię Gwinei Równikowej oraz dokonuje pogłębionych analiz jej obecnej sytuacji. Napisał trzy powieści: Las tinieblas de tu memoria negra (1987), Los poderes de la tempestad (1997) i El Metro (2007). Stanowią one trylogię, w której autor przedstawia rzeczywistość historyczną i polityczną Gwinei od czasów kolonialnych poprzez okres pierwszej dyktatury Maciasa aż po czasy obecne. W „Los poderes de la tempestad” główny bohater, gwinejski adwokat, po ukończeniu studiów w Hiszpanii na początku lat 70-tych XX w. postanawia wrócić do ojczystego, niepodległego już kraju, aby rozpocząć tam pracę prawnika. Nic nie wie o dyktaturze Macíasa i jego planach eksterminacji inteligencji, gdyż od 1972 r. w hiszpańskiej prasie i telewizji nie pojawiały się żadne informacje dotyczące Gwinei. Pełen zapału pragnie wspólnie ze swoimi rodakami budować nowy, wolny kraj i przyczynić się do jego rozwoju. Nie wiedząc o prześladowaniach białych, bohater namawia swoją żonę Hiszpankę, aby pojechała razem z nim. Chce także zabrać córeczkę. Bohater nie potrafi zrozumieć, dlaczego nie dociera do niego żadna korespondencja od rodziny w Afryce. Kiedy przybywa do ojczystego kraju, jego najbliżsi są zdziwieni i zakłopotani. Bohater powoli uświadamia sobie tragedię rozgrywającą się w Gwinei. Już na lotnisku razem z żoną i córką jest szykanowany. Podejrzewa się ich, że przybyli do Gwinei jako agenci hiszpańskiego wywiadu. Od tej chwili sytuacja nieustannie się pogarsza, a opisy prześladowań rodziny są coraz drastyczniejsze. Bohaterowie przeżywają w Gwinei prawdziwe piekło. Młody adwokat trafia do więzienia, gdzie jest torturowany, gwałcony przez zwyrodniałą policjantkę i łamany psychicznie. Chociaż udaje mu się uniknąć śmierci w męczarniach, a nawet uciec z więzienia, jest człowiekiem fizycznie i psychicznie zniszczonym i skazanym na życie z brzemieniem nieuleczalnej traumy.

Czasy dyktatury Macíasa niezwykle sugestywnie opisał także Joaquín Mbomio Bachang (ur. 1956) w powieściach El párroco de Niefang (1996) i Huellas bajo tierra (1998). Bohaterami tej drugiej są mężczyźni przebywający w więzieniu i prowadzący długie, nieraz filozoficzne rozmowy o historii, tożsamości i o złu, będące osią całej narracji. Jeden jest księdzem, drugi przebywa w więzieniu, ponieważ jest intelektualistą, a trzeci jest właścicielem plantacji kawy. Aresztowano go za to, że nie głosował na Macíasa w pierwszych wyborach prezydenckich w niepodległej Gwinei. Losy uwięzionych i torturowanych mężczyzn są metaforą cierpienia uciśnionej ludności zniewolonego przez tyrana kraju. Donato Ndongo Bidyogo opisał mroczne czasy dyktatury Macíasa także w książce historycznej: Historia y tragedia de Guinea Ecuatorial (1977). Jest współautorem kilku innych pozycji historycznych, a także autorem kilkudziesięciu artykułów. Opisał w nich dyktaturę Macíasa i Obianga oraz politykę Zachodu wobec Gwinei. Jako dziennikarz zadebiutował w hiszpańskim „ABC” serią artykułów opublikowanych w latach 1969-1970 - Guinea vista por un guineano (Gwinea widziana przez Gwinejczyka). Donato przebywał wtedy na stypendium w Madrycie. Artykuły obnażające reżim Macíasa podpisywał pseudonimem José Vicente Mba. Nie była to nadmierna ostrożność z jego strony, gdyż Macías rozkazał swoim agentom w Madrycie odnaleźć i zabić autora krytycznych tekstów. Donato nie mógł wrócić do Gwinei. Podjął studia dziennikarskie w Barcelonie i pisał o problemach Afryki dla hiszpańskich pism i gazet. Współpracował także z hiszpańską agencją prasową EFE. W 1985 r. wrócił do Malabo jako wysłannik hiszpańskiej rozgłośni radiowej. Miał nadzieję, że rządy Obianga będą lżejsze od dyktatury Macíasa. Podjął pracę jako dyrektor Hiszpańsko - Gwinejskiego Centrum Kulturalnego w Malabo. W 1994 r. z powodów politycznych musiał uciekać z Gwinei i do tej pory nie może do niej powrócić. Nie był nawet na pogrzebie własnej matki. Od 1994 r. pracował dla Radia Hiszpańskiego, gdzie prowadził program o Afryce. W Murcji założył Centrum Studiów Afrykanistycznych, był uznanym wykładowcą na amerykańskich uniwersytetach. Donato działał również na rzecz opozycji. Nie uważał siebie jednak za polityka, a opozycję oceniał krytycznie jako zbyt podzieloną wewnętrznie.

Innym opozycyjnym pisarzem, a zarazem muzykiem i dziennikarzem jest Francisco Zamora Loboch (ur. 1948), przebywający na uchodźstwie w Hiszpanii od 1968 r. Jego pierwsza powieść Como ser negro y no morir en Aravaca (1994) jest krytycznym i prześmiewczym spojrzeniem na ideologię kolonialną. Najbardziej znaną powieścią, która przyniosła Zamorze uznanie w kręgach literackich, jest La conspiración en El green. El infrome Abayak (2009), w której pisarz bezlitośnie obnaża wszystkie zbrodnie Macíasa i Obianga. Akcja powieści toczy się na dwóch płaszczyznach. Pierwszą z nich stanowi dochodzenie prywatnego detektywa z Annobón, zatrudnionego przez wywiad hiszpański. Ma ono na celu ustalenie stopnia prawdopodobieństwa zorganizowania przez Gwinejczyków przebywających na uchodźctwie zamachu na Obianga. Drugą płaszczyzną fabuły są spotkania na polu golfowym w Kapsztadzie angielskiego lorda i pracującego dla niego Libańczyka. Anglik przygotowuje międzynarodowy spisek, w wyniku którego chce przejąć kontrolę nad wydobyciem ropy w Gwinei Równikowej. Wielka polityka i jej arkana, chciwość pospolitych dorobkiewiczów, dramat ludzi żyjących w Gwinei oraz przerażająca obojętność świata - to główne problemy, które zajmują Zamorę.

Nieco młodszym, urodzonym w 1966 r. pisarzem jest Tomás Ávila Laurel, autor m.in. powieści: El derecho de pernada (2000), Nadie tiene buena fama en este pais (2002), Cómo convertir este país en el paraíso (2005) i Avión de ricos, ladrón de cerdos (2008). Mieszkając w Malabo, nieustraszenie krytykował w swoich powieściach prezydenta i jego otoczenie. W 2011 r. podjął desperacką decyzję o rozpoczęciu strajku głodowego, protestując przeciw łamaniu praw człowieka w Gwinei. Z tego powodu musiał jednak uciekać z kraju. Od tego czasu przebywa w Barcelonie, gdzie pracuje nad kolejnymi powieściami i redaguje blog, na którym opisuje i analizuje rzeczywistość polityczną Gwinei Równikowej, a także poddaje ostrej krytyce poczynania prezydenta i rządu (http://www.fronterad.com). Niestety wszystkie te pozycje nie zostały przetłumaczone na jęz. polski. Warto jednak podkreślić, że intelektualiści gwinejscy walczą o wolność swoich rodaków. Od lat konsekwentnie przeciwstawiają się gwinejskim dyktatorom, nie kolaborują z reżimem, choć nieraz starano się ich przekupić. Odważnie i bezkompromisowo krytykują zbrodnie popełniane przez rządzących i wlewają w Gwinejczyków nadzieję na lepsze jutro, pokazując własnym życiem i twórczością, jak zachować godność w mrocznych czasach dyktatur. Próbują także przerwać swoistą zmowę milczenia społeczności międzynarodowej wokół tematu zbrodni Macíasa i Teodoro. Wykorzystują w tym celu literaturę, bo, jak pisał nasz Miłosz: „Czym jest poezja, która nie ocala narodów ani ludzi? Wspólnictwem urzędowych kłamstw, piosenką pijaków, którym ktoś za chwilę poderżnie gardło”. Te dramatyczne słowa pozostają niestety wciąż aktualne w spływającej krwią Gwinei. Jak długo jeszcze?

W 2022 r. Teodoro Obiang nie tylko udał się do Waszyngtonu na szczyt USA-Afryka, ale też dostąpił zaszczytu spotkania z prezydentem Bidenem. W normalnych warunkach pokazanie się z autorytarnym i skorumpowanym władcą Gwinei Równikowej byłoby kompromitujące. Jednak chodziło nie tylko o ropę ani o pogratulowanie równolatkowi Bidena zwycięstwa w wyborach na szóstą kadencję (Teodoro zdobył 94,9% głosów, na jego kontrkandydata oddano 152 głosy, pewno tymi osobami szybko zainteresowała się policja i ich namierzyła). Tym razem obawy Amerykanów wzbudziły plany Chin budowy wielkiej bazy wojskowej w porcie Bata, co sprawiłoby, że chińska marynarka wojenna, już dziś licząca więcej jednostek od amerykańskiej, mogłaby zagrozić atlantyckim szlakom żeglugowym, czy nawet wschodniemu wybrzeżu USA. Dlatego też USA postanowiły uwieść afrykańskiego dyktatora i nakłonić go do zablokowania tego projektu. To wprawdzie dość odległa perspektywa, a jedyna istniejąca dotąd zamorska chińska baza, w Dżibuti nad Oceanem Indyjskim, takiego niepokoju nie budzi. Ale tam Chińczyków obstawiają bazy USA i czworga ich sojuszników. Zachodu nie stać, by stosować tę strategię wszędzie, gdzie zainstalują się Chińczycy. Stąd decyzja, by zapomnieć o morderczej kleptokracji Teodoro i zablokować budowę bazy, za cenę zdjęcia z dyktatorem – no i, oczywiście, zapomnienia o wyborczych wątpliwościach.

Taką strategię blokowania światowej ekspansji Sowietów Amerykanie stosowali podczas zimnej wojny i twierdzić mogą, że historia, wziąwszy pod uwagę to, jak zimna wojna się skończyła, przyznała im rację. Tyle tylko, że nigdy nie będziemy wiedzieli, o ile lat ta strategia zimną wojnę przedłużyła, budując w krajach, gdzie USA popierały antysowieckich dyktatorów, wrogość i dla reżimów i dla ich protektorów – i sympatię dla ich przeciwników. Gwinea Równikowa jest rządzona tak krwawo, że nie ma tam żadnej zorganizowanej opozycji. Jednak Chiny nie są Związkiem Sowieckim, jeśli zostaną wypchnięte z Baty i Teodoro nie pozwoli wybudować im swojej bazy wojskowej, mogą wykreować opozycję, a następnie ją finansować. Wówczas Amerykanie będą zmuszeni włączyć się do walki z nią, w ramach globalnej wojny z terroryzmem. Tylko, że rzeczywistość pokazuje, że poparcie USA dla walczących z terroryzmem dyktatur powoduje wzrost, a nie spadek przemocy, gdyż brutalność represji zwiększa bazę społecznego oporu. Jeśli z kolei Chińczykom uda się wybudować w Gwinei swoją bazę, to większym dla niej zagrożeniem może być sabotaż ze strony lokalnej partyzantki antyreżimowej, a nie amerykańskie okręty. Przykładem może być tu morska baza Chin w Pakistanie, która zanim nawet była gotowa, była ciągle atakowana przez beludżyjskich separatystów. Jak zwykle w polityce międzynarodowej mocarstw, trzeba wybierać między przyzwoitością a interesem. Ale często przyzwoitość wyboru niestety przegrywa z interesem wybierającego.

Jeszcze jedna z ciekawostek współczesnej Gwinei Równikowej i jej szalonego prezydenta. Teodoro wpadł na pomysł wybudowania nowej stolicy w części kontynentalnej kraju, w środku wykarczowanej pod ten cel dżungli. Miasto początkowo nazywać się miało Oyala, ale ostatecznie zwie się Ciudad de la Luz. W środku lasu równikowego dyktator buduje od lat kompletnie nowe miasto, które ma stać się przyszłą siedzibą prezydenta, rządu, administracji i większości ministerstw, w tym resortów siłowych. Projekt przewidywał, że w nowej stolicy zamieszkać ma między 160 a 200 tys. mieszkańców na terenie 81,5 km2, czyli ok. 1/4 całej ludności kraju. Już w 2013 r. powstał uniwersytet, luksusowy hotel oraz pole golfowe. Następnie przez środek nieistniejącego miasta wybudowano 6-pasmową autostradę, oraz nowe lotnisko (Mengomeyén). Całe zaopatrzenie w energię dla miasta ma pochodzić wyłącznie ze źródeł odnawialnych. Ponoć w budowie miasta prócz firm chińskich, brazylijskich i północnokoreańskich miały uczestniczyć też polskie, ale niestety nie udało mi się ustalić ich nazwy. Wszystkie dostawy materiałów budowlanych pochodziły z importu, co winduje koszty, ale z tymi akurat Teodoro nigdy się nie liczył. W Gwinei wszystko bowiem, łącznie w wyżywieniem dla budowlańców, trzeba sprowadzać z Europy albo z sąsiedniego Kamerunu. W tej trzeciej naftowej potędze Afryki nie produkuje się praktycznie nic.

Trudno się zorientować, na jakim etapie budowy znajduje się miasto. Kiedy byłem w Gwinei Równikowej w lipcu 2025 r. nie można było do miasta przyjechać. W 2021 r. w filmie sponsorowanym przez chińską spółkę budowlaną, będącą częścią konsorcjum budowlanego, pokazano coś, co najprawdopodobniej jest wiaduktem nad ukończonymi, ale jeszcze nieczynnymi drogami do Bata, Mongomo i lotniska Mengomeyén. W dalszej części filmu można było zobaczyć części nowego miasta, w których prace na 6-piętrową cylindryczną wieżą dla Ministerstwa Infrastruktury wciąż były tylko częściowo ukończone, a większość pozostałych konstrukcji wydawała się znacznie mniej zaawansowana. Z kolei nagrania z 2022 r. pokazywały dwie szklane wieże, bramę wjazdową na kampus uniwersytecki, kilka budynków administracyjnych i wspomniany Grand Hotel Djibloho, które wydawały się być ukończone. Do 2025 r. Teodoro jakoś nie pochwalił się otwarciem nowej stolicy, co wskazuje na to, że ta megabudowa nie posuwa się naprzód tak, jak sobie zaplanował. Już tylko ten fakt każe zastanowić się nad sensem wydawania fortuny na te księżycowe plany. Z pomysłami krwawego tyrana i dyktatora, urzędującego najdłużej na świecie, nikt w kraju nie śmie podejmować dyskusji, dlatego nie jest to temat do rozmowy ze zwykłymi Gwinejczykami. Ci, którzy to zrobili, w najlepszym przypadku mogli przez kilka lat przemyśleć swój brak rozsądku w kazamatach reżimu. Teodoro pytany kiedyś przez angielskich dziennikarzy o zasadność tej wielkiej inwestycji odpowiedział skromnie, że on jedynie realizuje wolę ludu.

Informacje, które bardzo rzadko wychodzą na światło dzienne, a pokazujące rzeczywistość zdegenerowanego reżimu, wywołują czasami zainteresowanie świata. W 2025 r. taką informacją była afera niejakiego Baltasara Engonga, żonatego dyrektora Narodowej Agencji Dochodzeń Finansowych, który jest kuzynem Teodoro. Baltasar zajmował się zatem zbieraniem podatków. Przez lata nikt nie zauważał, że jakoś mało tych podatków zgarnia, ale na początku 2025 r. wybuchła afera: Baltazare miał hobby: uwodził dobrze postawione panie - żony ministrów gwinejskiego rządu i wysokich urzędników, w sumie co najmniej 450 i lubił filmować akty seksualne ze udziałem swoim i licznych kochanek, tyle filmów porno znaleziono u niego w telefonie. Wiele z tych seks-nagrań, których autorem był zresztą sam Baltasar, powstało w jego biurze. Najpierw zaczęły one krążyć w grupach na Whatsappie, a później pojawiły się również w mediach społecznościowych ma Facebooku, Instagramie, TikTok i X. Wg. mediów nie jest to pierwszy przypadek w historii Gwinei Równikowej, gdy seks-nagrania z udziałem ważnego oficjela wypływają na światło dzienne. Ponieważ pojawiały się w nich żony samych ministrów, sam sędziwy dyktator musiał zareagować, nakazując firmom telekomunikacyjnym, by ograniczyły „zalew filmów pornograficznych w serwisach społecznościowych”. Esteta i etyk Teodoro argumentował, że „jako rząd nie możemy spokojnie patrzeć, jak rozbijane są rodziny”. Następnie na platformie X ogłosił, że wszyscy urzędnicy państwowi, którzy prowadzą życie seksualne w biurach, zostaną zawieszeni, ponieważ stanowi to „naruszenie etyki”. Po tej interwencji Teodoro, nieszczęsny Baltasar znalazł się za murami niesławnej „Czarnej Plaży” w Malabo. Dodatkowo został oskarżony o defraudację publicznych środków.

Trudno uznać Gwineę Równikową za jakąś szczególną atrakcję turystyczną. Prawdę mówiąc w całym kraju niewiele jest rzeczy, które przyciągają uwagę turystów. Mnie w szczególności zafascynowała wyjątkowo tragiczna, nawet na afrykańskie standardy, współczesna historia tego kraju, dla którego uzyskanie niepodległości nie stało się żadnym wyzwoleniem spod jarzma hiszpańskich kolonialistów, ale początkiem trudnej do opisania katastrofy, na którą wolny świat praktycznie nie reagował. Ten potencjalnie jeden z najbogatszych krajów Afryki nie ma swoim obywatelom do zaoferowania absolutnie nic prócz biedy. Teodoro ze swoją familią sprywatyzował praktycznie cały kraj, nic nie dzieje się bez jego wiedzy, jakikolwiek biznes bez udziału jego familii jest niemożliwy. Ponieważ nie ma najmniejszej kontroli działań prezydenta, on robi co chce. Odwiedziłem kilka ośrodków hotelowych i wiosek turystycznych wybudowanych przez jego żonę Konstancję, też wpływową osobę w jego otoczeniu. Wszystkie z nich są puste, nikt tam nie przyjeżdża, ale działają i są utrzymywane. Takich miejsc w Malabo widziałem wiele. Luksusowe hotele, z cenami europejskimi, czasami nawet całe ośrodki turystyczne stoją puste, bo Gwinejczyków nie stać nawet na piwo, a co dopiero by z nich korzystać, kiedy weekend w porządnym bungalowie kosztuje 350-500 EUR. Jest to kaprys pierwszej damy, przynajmniej wiadomo, gdzie trafiają pieniądze budżetowe, jeśli akurat familia nie rozkrada ich bezpośrednio do swoich kieszeni. Hotele zatrudniają ludzi, którzy cały dzień nic nie robią. Wyspę Bioko można zwiedzić w jeden-dwa dni. Interior jest puszczą tropikalną z wysokimi górami, gdzie ciągle pada deszcz. Wyspa jest bardzo ładna, poza dobrymi drogami, które wyróżniają ten kraj od innych afrykańskich, narzuca się przede wszystkim duża bieda, z którą w każdym dystrykcie kontrastują pałace prezydenta. Otóż przed każdymi wyborami (kadencja 7-letnia) Teodoro odwiedza każdy dystrykt w kraju, gdzie spędza jedną noc. Kazał wybudować luksusowe rezydencje, które są zatem wykorzystywane raz na 7 lat. Nie jest to jednak największy bezsens, który można „podziwiać” w tym kraju. Tradycyjnie byłem jednym z nielicznych białych w czasie swojego pobytu w Gwinei Równikowej. Widziałem kilka luksusowych hoteli, w których nie było ani jednego gościa. Malabo i cała wyspa Bioko porażają pustymi ulicami, brakiem samochodów, z czym kontrastują szerokie i równe autostrady wiodące z niedawno wybudowanego przez Chińczyków luksusowego i nowoczesnego lotniska do centrum miasta. Pierwsze wrażenie po przybyciu jest bardzo pozytywne, zwłaszcza, kiedy przyjeżdża się z tak zaniedbanej i chaotycznej metropolii, jaką jest kameruńska Douala. Na drogach panuje porządek, są one czyste, wrażenie robią też pompatyczne i zupełnie przeskalowane budynki urzędów publicznych i ministerstw w samym Malabo. Pozytywne wrażenie szybko jednak opada, kiedy przyjeżdża się na gwinejską prowincję. Groźny wizerunek ojca narodu – Teodoro Obianga, widoczny w wielu miejscach tego niewielkiego kraju na licznych plakatach i monumentach przypomina ludności, że ich wolność jest bardzo rachityczna i uzależniona wyłącznie od jego woli.  


ree
ree

Malabo, Centrum Kongresowe


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Hotel Sofitel, Malabo


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Jeden z pałaców Teodoro Obianga na Bioko


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Luba


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Caldera de Luba, Playa de Sobe


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Luba


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Kolejny pałac Teodoro Obianga


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Finca Sampaka, plantacja kakao


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Malabo


ree
ree
ree
ree

Pałac jednego z synów Teodoro Obianga, Malabo


ree

Pico Basile


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Park Narodowy Malabo


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Malabo


ree
ree
ree
ree
ree

Katedra, Malabo


ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree
ree

Luba


ree
ree
ree
ree
ree
ree

Malabo


ree
ree
ree
ree
ree

Finca Sampaka


ree
ree
ree
ree
ree
ree

Malabo


ree

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Komentarze


O mnie

Ekonomista, finansista, podróżnik.
Pasjonat wina i klusek łyżką kładzionych.

Kontakt
IMG_4987.JPG
Home: Info

Subscribe Form

Home: Subskrybuj

Kontakt

Dziękujemy za przesłanie!

Home: Kontakt

©2019 by Traveling Economist. Proudly created with Wix.com

bottom of page