top of page

The Traveling Economist

Podróże okiem ekonomisty

05627c8f-b097-4592-8be1-e638b8d4b90d_edited_edited.jpg
Home: Witaj
Home: Blog2

Uganda

Uganda w swojej historii niepodległego państwa nie miała szczęścia do swoich przywódców. To przede wszystkim oni odpowiadają za to, że kolonialne zapóźnienia cywilizacyjne nie zostały nadgonione, a wręcz przeciwnie - niepodległa Uganda pogrążała się w chaosie i traciła dystans do szybko rozwijającego się świata. Na początku naszej ery tereny Ugandy były zamieszkane przez ludy Bantu, które prowadziły osiadły tryb życia i zajmowały się rolnictwem. Najstarsza historia Ugandy, podobnie jak innych części Afryki subsaharyjskiej, stanowi jedną wielką sagę przemieszczeń i migracji ludności na przestrzeni wieków. W ten sposób kształtowały się różne mieszanki kulturowe i języki. W połowie XIX wieku, kiedy teren stał się obiektem penetracji kolonizatorów z Europy, głównie Brytyjczyków. Władca tych terenów - Mutesa I przyjął wprawdzie islam, ale popierał też chrześcijaństwo i chętnie nawiązywał kontakty z innymi krajami. Wlk. Brytanii udało się skłonić go do uznania swojego protektoratu, Anglicy w ten sposób ubiegli Francuzów i Niemców, szczególnie zainteresowanych ekspansją w Afryce Wschodniej. Brytyjczycy uznali tereny Ugandy za obszar nie nadający się do stałego osadnictwa, dlatego wprowadzili znany z innych kolonii system rządów pośrednich, pozostawiając większość miejscowych, plemiennych organów władzy i lokalnego władcę - kabakę. Ustanowili też model ustroju z dominacją Bugandy na terytorium całego protektoratu Ugandy. Do wybuchu I Wojny Światowej sytuacja polityczna była w miarę stabilna, chociaż w poszczególnych królestwach dochodziło do sporadycznych buntów przeciwko dominacji Bugandy. Brytyjczycy wprowadzili uprawy najlepszych gatunków bawełny i zbudowali nawet linię kolejową łączącą Jezioro Wiktorii z Mombasą w Kenii. Na początku XX w. na terytorium Ugandy zaczęli jednak napływać początkowo nieliczni osadnicy brytyjscy i kupcy hinduscy (którzy z czasem utworzyli warstwę pośrednią między białymi kolonizatorami a ludnością afrykańską). W 1920 wodzowie plemienni we wschodniej Ugandzie stali się płatnymi urzędnikami kolonialnymi. Powstały rady: wykonawcza i prawodawcza. Afrykanie nie mieli w nich swoich przedstawicieli, a ludność azjatycka tylko jednego, co spowodowało bojkot tych instytucji przez Hindusów. W dwudziestoleciu międzywojennym gospodarka ugandyjska rozwinęła się, gdyż oprócz bawełny (od 1904) zaczęto uprawiać kawę (zaraz po I Wojnie Światowej), trzcinę cukrową i herbatę. Wielki kryzys światowy zmusił niektórych plantatorów do sprzedaży plantacji. W 1922 niedaleko Kampali powstała pierwsza szkoła techniczna dla Afrykanów, wkrótce przekształcona w college, a 1937 — w uniwersytet. W czasie II wojny światowej Afrykanie z Ugandy walczyli w armii brytyjskiej z Japończykami, głównie w Indiach i Birmie. Istnienie uniwersytetu przyczyniło się do rozwoju nowej afrykańskiej elity — inteligencji, z której grona rekrutowali się przeważnie działacze na rzecz niepodległości. Po 1945 r. w radzie prawodawczej kraju po raz pierwszy znaleźli się Afrykanie. Ich pozycja stałe rosła osiągając w 1954 r. połowę jej wszystkich członków. W 1955 r. Anglicy wprowadzili system ministerialny władzy, 5 ze wszystkich 11 resortów objęli Afrykańczycy. Wysokie ceny na rynkach światowych bawełny i kawy, czyli głównych towarów eksportowych Ugandy spowodowały, że władze kolonialne z rządem szybko rozwijały edukację na poziomie średnim, realizowały też budowę dużej elektrowni wodnej na Nilu, która istotnie poprawiła bilans energetyczny kraju oraz wspierały prowadzenie działalności gospodarczej Afrykanerów. Anglicy pod koniec lat 50-tych nie byli już w stanie zapobiec emancypacji Ugandyjczyków. Wyrazem tego było tworzenie się partii politycznych. Do najwiekszych należała partia reprezentująca interesy najbardziej wpływowego królestwa Bugandy oraz UPC Miltona Obote. Konferencja konstytucyjna w Londynie w 1961 r. ustaliła uzyskanie przez Ugandę niepodległości rok później i konstytucję, która ustanawiała państwo federalne, z pełną autonomią w sprawach wewnętrznych Bugandy i pewną autonomią innych grup narodowościowych oraz nadrzędną rolą władz Ugandy. Taka konstrukcja została zaproponowana przez Anglików i zaakceptowana przez główne siły polityczne kraju, mimo istotnych różnic politycznych, geograficznych, a przede wszystko etnicznych. Wybory parlamentarne w 1962 r. wygrała UPC, na czele rządu koalicyjnego stanął Obote. Niepodległość Ugandy proklamowano w ramach brytyjskiej Wspólnoty Narodów, rok później została przekształcona w republikę federalną, która stała się członkiem ONZ. Pierwszym prezydentem Ugandy został kabaka (król) Bugandy, Mutesa II. Rząd Obote od początku dążył do wprowadzenia gospodarki planowej, centralizacji władzy i unifikacji państwa, czemu sprzeciwiali się separatyści Bugandy. Cała struktura pozornie demokratyczna, która została stworzona, szybko się rozpadła. Podziały istniały również wewnątrz rządzącej UPC, ponieważ posłowie do parlamentu wybierani byli przez lokalne grupy etniczne, stąd też byli bardziej lojalni wobec swoich klanów niż wobec rachitycznych partii politycznych. Do kryzysu politycznego doszło już w 1966 r. Obote obalił Mutesę i objął stanowisko prezydenta, a kabaka schronił się w Wielkiej Brytanii. Obote próbował nawet aresztować Mutesę, wysyłając wojsko, któremu szefował najsłynniejszy Ugandyjczyk w historii tego kraju - płk. Idi Amin Dada. Wkrótce został on zresztą mianowany generałem, co było kuriozalne, gdyż skończył on tylko 4 klasy szkoły podstawowej i był półanalfabetą. Nowa konstytucja z 1967 r. zlikwidowała ustrój federalny, przestały istnieć tradycyjne królestwa, poddane władzy centralnej. W 1969 r. Obote zakazał działalności partii opozycyjnych wobec UPC, rozpoczął też nacjonalizację przemysłu i handlu. Jak to zwykle bywa na dworze autokraty czasami przez nieuwagę może pojawić się ktoś, kto mu zagrozi. Obote nie wiedział, że sam ukręca na siebie bicz promując Idi Amina. Tak też się stało w Ugandzie, zaufany Obote, który pomógł mu przejąć pełnię władzy kilka lat wcześniej, dokonał w 1971 r. skutecznego zamachu stanu pod hasłami unifikacji podzielonego kraju. Kilka krajów zachodnich, w tym Wlk. Brytania, powitały zamach Idi Amina z zadowoleniem, gdyż obawiali się rozszerzenia idei komunizmu w Ugandzie. Amin obiecał bowiem powrót do rządów cywilnych po 5 latach. Wkrótce jednak okazało się, że do władzy doszedł prawdziwy tyran i despota, jeden z najkrwawszych i najprymitywniejszych w bogatej w tej konkurencji historii Afryki. Jego zbrodnie budziły na całym świecie grozę, mimo że był żałosnym błaznem. Co dziesiąty mieszkaniec Ugandy został zapewne zamordowany podczas jego rządów. Zważywszy na to, że władał tym sześciomilionowym krajem zaledwie osiem lat (1971-1979), osiągnął wynik ustępujący w owej epoce jedynie wyczynom Pol Pota w Kambodży. Toteż nazywano go Rzeźnikiem z Ugandy lub Hańbą Afryki. Idi Amin urodził się w niewielkim, muzułmańskim plemieniu Kakwa. Jak pisał Ryszard Kapuściński w swojej słynnej książce "Heban" społeczność Kakwa podzielona była między 3 kraje: Ugandę, Kongo (wtedy Zair) i Sudan. "Kakwa nie wiedzą, do jakiego kraju należą, jest to im zresztą obojętne, myślą bowiem o czym innym - jak przeżyć mimo nędzy i głodu, które są stałą cechą tego zapadłego miejsca w Afryce, gdzie nie ma dróg, miast, światła ni ziemi uprawnej. Kto ma trochę inicjatywy, sprytu i szczęścia, ucieka stąd jak najdalej". Brytyjscy biografowie Amina twierdzą, że jego matka była miejscową czarownicą. Sam zresztą, będąc już prezydentem Ugandy, bardzo często oskarżany był o uprawianie magii. Choć pośród wielu zarzutów wobec niego, ten był akurat najbardziej błahy. Ojciec opuścił jego rodzinę, kiedy był jeszcze mały. Początkowo postrzegany był jako niezbyt bystry, bo ledwie mówił w suahili, a większość jego otoczenia twierdziła, że dobrze potrafi hodować tylko kozy. Wyróżniał się jednak czymś jeszcze - posturą. Już jako nastolatek miał 1,93 cm wzrostu i ważył ponad 100 kilogramów. Był olbrzymem, niezwykle silnym i odpornym na ból. Może nie należał do grona najbystrzejszych, ale potrafił słuchać rozkazów i budził strach, co sprawiło, że otwierały się przed nim nowe perspektywy. Jego ogromne rozmiary zwróciły uwagę brytyjskich żołnierzy, którzy szukali rekrutów wśród tubylczych plemion. Amin zaciągnął się do armii, ale początkowo był tylko pomocnikiem kucharza. Z bronią dopiero zaczynał się oswajać. Do brytyjskiej armii kolonialnej - King's African Rifles zaciągnął się w 1946 r. Europejczycy chętnie zatrudniali w tym czasie tubylców, gdyż lepiej znosili oni surowy afrykański klimat. Do tego dochodziły kwestie finansowe – miejscowi byli po prostu tańsi. Poza tym Amin był niezwykle sprawny fizycznie. Szybko biegał, dobrze pływał, odznaczał się też ponadprzeciętną siłą. Jego fizyczne atuty pozwoliły mu jednak zaistnieć w bardzo ważnej dla wszystkich Brytyjczyków dyscyplinie, czyli rugby. Występował w drugiej linii młyna, gdzie jego siła i wytrzymałość sprawiały, że stał się bardzo cennym członkiem drużyny. Sam później, będąc już prezydentem często chwalił się tym, że jest rugbystą, wie jak powalać przeciwników i jest dzięki temu odporny na ból. Choć był cenionym zawodnikiem, występował również w ugandyjskich zespołach i oczywiście w drużynie wojskowej, nie zrobił jednak szczególnej kariery. Być może wytłumaczeniem, dlaczego tak było, są słowa jednego z opiekujących się w tamtym czasie drużyną żołnierzy oficera. Ów oficer tak opisał boiskowe wyczyny późniejszego dyktatora: "Był dobrym rugbystą, ale polecenia trzeba było tłumaczyć mu zwrotami zawierającymi maksymalnie jedno słowo". Chociaż na boisku do rugby Amin miał pewne problemy ze zrozumieniem taktycznych zawiłości, w wojsku bardzo szybko nadrabiał braki zaangażowaniem. Kiedy już opanował posługiwanie się bronią, przestał być kucharzem i trafił do normalnej armii. Tam, oprócz postury, wykazał się też innymi przydatnymi cechami. Nie kwestionował rozkazów, był ślepo posłuszny. I nigdy nie zadawał pytań. Co prawda miał problemy z odpowiednim prowadzeniem się, bo był niemal uzależniony od seksu, ale sporo uchodziło mu płazem, głównie ze względu na niezwykłą lojalność. W jego aktach wojskowych widniało, że choć nie jest zbyt bystry, to nadrabia posłuszeństwem, dlatego to "świetny chłopak". Taka opinia pozwoliła mu awansować do stopnia sierżanta, z którym to został delegowany do Kenii, gdzie miał stłumić powstanie Mau Mau . Dał się tam poznać z przerażającej wręcz brutalności. Powstanie Mau Mau miało miejsce w latach 1952-1955. W tym czasie i przez sześć lat obowiązywania stanu wyjątkowego po jej oficjalnym zakończeniu zginęło około 200 lub 300 tysięcy Afrykanów, głównie Kikujów. Po stronie białych osadników śmierć poniosły zaledwie 32 osoby. Choć minęło już 60 lat od zakończenia działań zbrojnych, powstanie Mau Mau i kenijska walka o niepodległość wciąż pozostają szerzej nieobecne w historycznym i politycznym dyskursie. W Kenii nie ma żadnych pomników poświęconych ofiarom, dzieci nie uczą się o eksterminacji Kikuju w szkołach, a i w domach ten temat jest rzadko poruszany. Ślady prowadzonych przez Idi Amina żołnierzy wiodły przez całe wioski kenijskie wymordowane w bestialski wręcz sposób. Znajdowano okaleczone ciała ludzi, z odciętymi genitaliami. Żołnierze Amina wykorzystywali Kikujów seksualnie, co było jednym z elementów dehumanizacji. Oprócz ziemi, symbolem męskości Kikuju były też kobiety i dzieci oraz własne ciała. Mężczyznom miażdżono jądra przed ich wyrwaniem, zaś kobiety wielokrotnie gwałcono. Czasem próbowały się bronić, smarując ciała ekstrementami, by zniechęcić oprawców, ale ta metoda nie zawsze skutkowała. Kiedy w taki sam sposób wyglądały walki Amina z somalijskimi separatystami w północnej Kenii, przedstawiciele tego kraju chcieli oskarżyć go o ludobójstwo, ale Brytyjczycy, którzy po cichu byli zadowoleni z jego skuteczności, skłonili tamtejsze władze do zatuszowania sprawy. Wielu uważa, że właśnie to była główna przyczyna tego, co stało się w latach 70-tych w Ugandzie. Pobłażliwość Brytyjczyków i tuszowanie kolejnych zbrodni Amina spowodowały, że czuł się coraz pewniej. A co więcej, piął się w górę w strukturach ugandyjskiej armii. O ile w rugby nie mógł pochwalić większymi sukcesami, o tyle w boksie przez lata rzeczywiście był dobry. Przez dziewięć lat był mistrzem Ugandy, łącząc karierę w ringu ze służbą w wojsku. Nie przeszkodziło mu nawet to, że w międzyczasie walczył we wspomnianych rebeliach w Kenii. O ile na boisku do rugby Aminowi brakowało odpowiedniego zmysłu, o tyle na ringu jego siła, ale i zwinność, i szybkość, uczyniły z niego bardzo dobrego pięściarza. Był też niezwykle odporny na cios. W artykule poświęconym jego grze w rugby w "Guardianie" jeden z brytyjskich żołnierzy wspomina nawet, że kiedy grał z nimi w drużynie, bili go młotkiem po głowie, żeby go rozgrzać i pobudzić. Nic więc dziwnego, że ciosy rywali nie robiły na nim wielkiego wrażenia. Bokserska kariera była dla niego nie tylko sposobem, by zdobywać sławę i tytuły, choć walczył nawet w pałacu prezydenckim. Po latach okazało się, że rzutowała również na jego zachowanie na scenie politycznej. W wojsku Amin zaczynał od pomywacza, by już w 1961 r. awansować na podporucznika. Został tym samym jednym z trzech Afrykanów w całym brytyjskim protektoracie, którym przyznano stopień oficerski. Amin rósł wraz ze swoim państwem i cały czas piął się w górę w strukturach armii. Kiedy w 1962 r. proklamowano niepodległość, wyjechał do Wielkiej Brytanii na szkolenie, a po powrocie został głównodowodzącym ugandyjskiej armii. Jeszcze w czasie swojej kariery w wojsku kolonialnym Amin doznał też pewnego rozczarowania. Początkowo komisja selekcyjna postanowiła bowiem nadać stopień oficerski jego największemu rywalowi - Opolotowi, w późniejszym czasie dowódcy ugandyjskiej armii. Amin otrzymał upragniony awans kilka tygodni później. W międzyczasie pojawiła się nad nim groźba stanięcia przed sądem wojskowym za niesubordynację. Ostatecznie jednak przed trybunał nie trafił. W 1966 r. Amin obalił wraz z pierwszym premierem niepodległej Ugandy Miltonem Obote (z plemienia Lango) prezydenta Mutesę II. Po zwycięstwie nad królewskim plemieniem pod Mengo Hill mniejsze ludy okrzyknęły Amina bohaterem narodowym. Bohater - tak jak zresztą inni notable w rządzie i wojsku - kradł pieniądze państwowe oraz handlował nielegalnie złotem i kością słoniową. Nowy prezydent Obote, zresztą również malwersant na wielką skalę, który zaczął obawiać się sojusznika, zebrał dowody w tajnym raporcie i uspokojony, że ma takiego haka w zanadrzu, pojechał na szczyt Commonwealthu w Singapurze. Amin hakiem się nie przejął i dokonał zamachu stanu, dla pewności każąc wiernym sobie żołnierzom wyrżnąć absolutnie wszystkich kolegów z plemion Lango i Acholi chcrześcijańskich plemion wspierającym Obote. A więc połowę armii ugandyjskiej! I tak po trupach rozpoczął w 1971 r. swe ośmioletnie rządy. Choć Brytyjczycy, znając go jako lojalnego i przygłupiego chłopca, początkowo widzieli w nim prezydenta, którego łatwo będą mogli prowadzić na sznurku, bardzo szybko musieli zrewidować swój pogląd. Amin okazał się szalonym tyranem, którego rządy niosły ogromnie cierpienie Ugandyjczykom. Kapuściński pisał o Aminie, że to "jaskrawy przykład relacji między zbrodnią a niską kulturą". Świat zachodni, zadowolony z obalenia prokomunistycznego prezydenta Obote, przeszedł nad rzezią do porządku dziennego. Amin, zachwycony dobrymi komentarzami prasy, z pierwszymi zagranicznymi wizytami udał się do Izraela i Wlk. Brytanii. W 1972 r. dyktator, który szybko trwonił wszelkie pożyczki i darowizny, szukał kolejnych w Związku Sowieckim i Libii, co świadczy, że nie miał on ideologicznych rozterek i dylematów. W tym samym roku upatrzył nowe źródło pieniędzy: majątki Azjatów - szczególnie Hindusów - którzy zajmowali się handlem, ale też byli nielicznymi w Ugandzie ludźmi wykształconymi. Od sierpnia tego roku rozpoczął się exodus 70 tys. ludzi wyganianych z domów i pozbawianych dorobku nieraz kilku pokoleń. Amin miał stwierdzić, że otrzymał takie polecenie od samego Stwórcy, który ukazał mu się w jednym z jego proroczych snów. Wyrzucenie z kraju Azjatów, którzy od wielu pokoleń mieszkali i pracowali w Ugandzie spowodowało gigantyczne problemy gospodarcze, w latach 1972-1975 PKB na mieszkańca spadł aż o 15%! Los mieszkańców Ugandy, podobnie jak innych krajów postkolonialnej Afryki, interesował Zachód i Wschód o tyle, o ile mieściły się w ich strategii geopolitycznej lub stanowiły źródło sensacji dla prasy. Uważniej i ze zgrozą przyjrzano się Ugandzie po dramacie na lotnisku w Entebbe w 1976 r. Wtedy to terroryści palestyńscy i niemieccy porwali samolot, na którego pokładzie znajdowało się około stu pasażerów z Izraela lub pochodzenia żydowskiego. 27 czerwca samolot Air France z 248 pasażerami i 12 członkami załogi na pokładzie wystartował z Aten do Paryża, ale został uprowadzony i zmuszony do lądowania w Libii. Po długim oczekiwaniu zatankował w Bengazi paliwo i nocą dotarł do Entebbe. Tam do czterech porywaczy dołączyło jeszcze trzech, a na domiar złego okazało się, że ugandyjski dyktator jest współpracownikiem terrorystów. De facto wsparł ich żądania uwolnienia 40 palestyńskich bojowników więzionych przez Izrael oraz 13 więźniów we Francji, w Niemczech, Szwajcarii i Kenii. 105 zakładników izraelskich (innych terroryści wcześniej wypuścili) uwolnili po brawurowej akcji izraelscy komandosi. Około setka żołnierzy pokonała tysiąc kilometrów i w ciągu kilku minut zajęła halę, gdzie przetrzymywano zakładników. Zabito sześciu porywaczy oraz kilkudziesięciu bezradnych żołnierzy ugandyjskich, komandosi zniszczyli całe wojskowe lotnictwo ugandyjskie w postaci kilku migów 17 i odlecieli do Nairobi w Kenii. Amin, który podczas akcji wpadł w panikę i zaszył się w swym pałacu w Kampali, zagroził, że weźmie odwet i wyśle do Izraela "pierwszą samobójczą dywizję pancerną". Groźby jednak nie spełnił. Wielkim zbrodniarzem Idi Amin był z pewnością. Zabił wielu ludzi własnoręcznie, a setki tysięcy kazał mordować. Ponieważ liczne zbrodnie miały charakter czystek plemiennych, a były popełniane masowo i ze szczególnym okrucieństwem, można go uznać za ludobójcę. Coraz bardziej lubował się w przedłużaniu męczarni zabijanych. Stosowano podobno wiele wymyślnych tortur, m.in. wycinanie ofiarom kawałków ciała i zmuszanie ich do ich zjedzenia. Szefa sztabu Sulejmana Husajna Amin kazał zatłuc kolbami karabinów, a jego uciętą głowę umieścił w zamrażalniku lodówki. Podczas przyjęcia w stołecznym pałacu w sierpniu 1972 r. (akurat zaczął się exodus Hindusów) Idi Amin odszedł na chwilę od stołu i wrócił, trzymając na srebrnej tacy obłożoną lodem głowę nieszczęsnego generała. Szok przerażonych gości wzrósł jeszcze, kiedy Big Daddy oświadczył, że lubi od czasu do czasu posilić się ludzkim mięsem, a w lodówce trzyma także głowę Jananiego Luwuma, arcybiskupa ugandyjskiego Kościoła anglikańskiego. W marcu 1974 r. kazał pokazać w telewizji ugandyjskiej los żony, którą uznał za nieposłuszną i niewierną. Aminowi nie wystarczyło pozbawienie jej życia. Chciał ją upokorzyć, poprzez zbezczeszczenie jej zwłok. Wedle relacji, na stole operacyjnym leżał jej okaleczony tułów. Głowa i wszystkie kończyny kobiety zostały amputowane. Głowa została odwrócona i przyszyta twarzą do korpusu. Nogi zostały przyszyte do ramion, a ręce przyłączone do zakrwawionych bioder. Amin chciał stanąć na czele szkockich wojsk i pokonać Anglię. Na pogrzebie władcy Arabii Saudyjskiej pojawił się ubrany w kilt. Chciał też być mediatorem w konflikcie północnoirlandzkim. Amin korespondował - na ogół jednostronnie; to znaczy on pisał, a oni nie odpowiadali - z najpoważniejszymi mężami stanu. Do Richarda Nixona podczas afery Watergate: "Jeśli Twój kraj cię nie rozumie, przyjedź do Papy Amina, który cię uwielbia. Całuję w oba policzki". Postscriptum: "Kiedy stabilność państwa jest zagrożona, jedynym wyjściem, niestety, jest aresztowanie przywódców opozycji". Dzisiaj Jarosław Kaczyński niestety nie jest w stanie zrealizować porad Amina, a świat jego następcy próżno upatruje... Do Leonida Breżniewa i Mao Tse-tunga pisał tak: "Ostatnio dużo myślałem o Związku Sowieckim i Chinach. Martwię się o Was. Chciałbym, żebyście byli szczęśliwi. Wasze wzajemne stosunki nie są zbyt przyjacielskie. Jeśli potrzebujecie mediatora, jestem do waszej dyspozycji". Do premiera Izraela w czasie wojny Jom Kippur (1973): "Rozkazuję wam, byście się poddali". Do rządu tureckiego po inwazji Turcji na Cypr: "Zwracam się z prośbą o udostępnienie mi planów wojskowych i filmowego zapisu inwazji, ponieważ mogą mi się przydać, kiedy moja armia zaatakuje Republikę Południowej Afryki". Coca-colę uznawał za najsmaczniejszy i najbardziej wyszukany na świecie napój (alkoholu jako muzułmanin nie pił), który podawał zagranicznym gościom. Trzeba jeszcze dodać, że także Jezioro Edwarda zyskało nową nazwę - Jezioro Idi Amin Dada. Świat ze zdumieniem przyglądał się kolejnym doniesieniom z Ugandy. We wrześniu 1975 r. Amin znów wprawił wszystkich w konsternację, gdy na przyjęciu dyplomatów w Kampali zjawił się niesiony w lektyce rzekomo na krześle przez ambasadorów USA, Wielkiej Brytanii i Francji. Potem okazało się, że byli to zatrudnieni w ambasadach kierowcy. Cała ta maskarada wpisywała się w głoszone przez dyktatora hasła o „brzemieniu białego człowieka”. Amin przekonywał, że skończyły się czasy, gdy Afrykanie usługiwali Europejczykom. „Teraz to nas będą nieść, teraz to my jesteśmy panami”– powtarzał przy każdej możliwej okazji. Amin urządzał podobne inscenizacje jeszcze wiele razy. Agencje światowe opublikowały kiedyś zdjęcie, na którym widać 14 Europejczyków klękających przed przywódcą Ugandy. Podczas specjalnej ceremonii wszyscy zobowiązali się chwycić za broń w obronie afrykańskiego kraju, gdyby tylko jego niepodległość została zagrożona. Ośmiu z nich – siedmiu Brytyjczyków i jeden Holender miało już w tym czasie ugandyjskie obywatelstwo. Amin uwielbiał nadawać sobie samozwańcze tytuły, w ten sposób chciał najprawdopodobniej zrekompensować swoje braki w wykształceniu i faktycznych zasługach. Pełny, oficjalny tytuł Amina mówił sam za siebie: „Jego Ekscelencja Dożywotni Prezydent Ugandy, Marszałek Polny Doktor Al Hadji Idi Amin, kawaler Krzyża Wiktorii, Medalu za Wybitną Służbę i Krzyża Wojennego, Władca Wszystkich Stworzeń na Ziemi i Ryb w Morzu, a także Zdobywca Imperium Brytyjskiego w Afryce w Ogólności, a Ugandy w Szczególności”. Świat pokładał duże nadzieje w nowym prezydencie. Amin szybko pozbawił jednak wszystkich złudzeń co do charakteru, jaki przyjmą jego rządu. Z niedowierzaniem słuchano jego wynurzeń o Hitlerze. Twierdził bowiem, że "III Rzesza to dobry kraj, gdzie Hitler, kiedy był premierem i naczelnym dowódcą, spalił ponad 6 mln. Żydów. Hitler i wszyscy Niemcy wiedzieli, że Izraelici nie są ludźmi, którzy pracują dla dobra narodów świata i dlatego palili ich żywcem w komorach gazowych na niemieckiej ziemi”. Innym razem wysłał następujący telegram do ówczesnego sekretarza generalnego ONZ Kurta Waldheima (w czasie wojny oficera Wehrmachtu, jak się później okazało) „Pragnę wyrazić poparcie dla historycznej postaci Adolfa Hitlera, który wszczął wojnę, żeby zjednoczyć Europę i którego jedynym błędem było to, że przegrał” – pisał z podziwem prezydent Ugandy. Jego fascynacja postacią Hitlera ocierała się o obsesję, która nie dopuszczała do siebie faktu, że naziści pogardzali także ludźmi o kolorze skóry Amina. Doszło do tego, że „Dożywotni Prezydent Ugandy” rozważał nawet postawienie w Kampali pomnika niemieckiego zbrodniarza. Amina cechowała przy tym paranoja typowa dla wielu podobnych mu dyktatorów. Jak pisał Kapuściński: " Amin z nikim się nie przyjaźnił, nie pozwalał też, aby ktoś znał go dłużej i bliżej: bał się, by ta znajomość nie pomogła innym w zorganizowaniu spisku lub zamachu. Zmieniał zwłaszcza szefów dwóch tajnych policji, które stworzył, żeby terroryzowały kraj – było to Public Safety Unit i State Research Bureau”. Masowe zbrodnie przywódcy Ugandy przybierały charakter czystek etnicznych – mordowano członków każdego afrykańskiego plemienia wskazanego przez Amina do eksterminacji. Lubował się też w torturowaniu swoich ofiar. Jego kaci przed zamordowaniem danej ofiary wyrywali kawałki jej ciała i zmuszali okaleczonego w ten sposób nieszczęśnika do ich jedzenia. Amin twierdził zresztą, że zna smak ludzkiego mięsa, które – jak mówił – „jest bardziej słone od mięsa lamparta”. W obawie przed zamachami, afrykański dyktator zawsze miał przy sobie różne rodzaje broni. Kapuściński pisał: „W zależności od ubioru jeździł różnymi samochodami. W garniturze na przyjęcia – ciemnym mercedesem, w dresie, na przejażdżkę – czerwonym maserati, a kiedy miał na sobie mundur polowy – wojskowym range-roverem. Samochód ten wyglądał jak wóz z filmu science fiction: wystawał z niego las anten, jakieś druty, przewody, reflektory. W środku woził granaty, pistolety, noże. Jeździł tak uzbrojony, bo ciągle obawiał się zamachu. Przeżył ich kilka. Ginęli w nich wszyscy - jego adiutanci, jego obstawa. Amin tylko otrzepywał się z kurzu, poprawiał na sobie mundur. Aby zmylić ślady, jeździł też zupełnie przypadkowymi samochodami”. W końcu Amin uznał, że samo prężenie muskułów to za mało. W 1978 r. wypowiedział wojnę Tanzanii, której prezydent Julius Nyerere udzielił azylu obalonemu Obote. Zarzewiem konfliktu było również to, że w Tanzanii znaleźli schronienie wojskowi, którzy wypowiedzieli posłuszeństwo prezydentowi Ugandy. Stamtąd rebelianci przeprowadzali ataki na żołnierzy dyktatora. Ugandyjskie wojska były wspierane przez ochotników wysłanych przez przyjaciela Amina, libijskiego dyktatora Muammara Kadaffiego. Tym razem „Zdobywca Imperium Brytyjskiego” bardzo się przeliczył. Liczebniejsza armia Tanzanii zdołała przeprowadzić kontratak i zdobyła Kampalę. Aminowi pozostała wtedy już tylko ucieczka z kraju. W kwietniu 1979 r. uciekł do Libii, a następnie do Arabii Saudyjskiej, gdzie mieszkał już do końca swych dni. Trzy lata po jego śmierci miała miejsca premiera słynnego filmu „ Ostatni król Szkocji”, Forest Whitaker - odtwórca roli Amina - dostał za tą rolę Oscara. Warto ten film zobaczyć, dobrze opisuje nastroje w Ugandzie w czasie panowania krwawego „rzeźnika z Ugandy”, chociaż postać głównego bohatera - osobistego lekarza dyktatora jest fikcyjna. Słynący z zamiłowania do tytułomanii Amin sam zresztą ogłosił się ostatnim szkockim monarchą. Nie jest znana dokładna liczba ofiar Amina. Szacuje się, że w czasie swoich rządów utopił on w morzu krwi od 100 tys. do nawet 500 tys. własnych obywateli. Zresztą bycie wrogiem Amina nie było wcale dużo bardziej niebezpieczne niż bycie jego przyjacielem. Amin cierpiał bowiem na manię prześladowczą i zabijał ludzi ze swojego otoczenia. Czasem wystarczyło słowo krytyki, czasem po prostu zbyt mało solenne zapewnienie o lojalności. Siepacze Amina często wrzucali do jezior ciała swoich ofiar, żywiły się nimi krokodyle i mięsożerne ryby, co też opisywał Kapuściński. Wszędzie wyczuwalny był smród rozkładających się ciał. Bardzo często Amin osobiście dokonywał egzekucji. Zadawanie bólu i cierpienia stało się jego obsesją. Jedną z ulubionych tortur stosowanych przez Amina było wyrywanie ofierze fragmentów ciała, a następnie zmuszanie jej do ich zjadania. Powszechne były opinie o kanibalizmie Amina. Sam zresztą lubił przechwalać się, że zjadał swoich oponentów. Nie ma na to jednoznacznych dowodów, niemniej poćwiartowane ciała ludzi, znajdowane niedaleko jego rezydencji, mogą dowodzić, że mógł się posunąć do wszystkiego. Wątek sportowy w życiu Amina nie zakończył się bynajmniej wraz z objęciem przezeń rządów w Ugandzie. Wręcz przeciwnie. Cały czas żywo interesował się boksem, mocno wspierał bokserską kadrę. W 1974 roku otworzył nawet krajowe mistrzostwa nieplanowaną walką z trenerem tamtejszej kadry. Wygrał przez nokaut, choć zapewne każdy inny wynik byłby dla nieszczęsnego rywala raczej wyrokiem niż wygraną. Amin nie ograniczał się zresztą do krajowych batalii. Kiedy już jego kontakty z Wlk. Brytanią uległy znacznemu pogorszeniu, wyzwał na bokserski pojedynek królową Elżbietę II. Z oczywistych względów nie doczekał się odpowiedzi, wtedy uznał się za pogromcę Imperium Brytyjskiego i uważał, że to on, a nie królowa brytyjska, powinien stać na czele Wspólnoty Narodów. Do ringu zapraszał również prezydenta skonfliktowanej z jego krajem Tanzanii Juliusa Nyerere. Ten również nie podjął rękawicy, nie miałby zresztą żadnych szans, będąc znacznie mniejszy i słabszy. Był za to długo wyśmiewany przez Amina, który zasugerował nawet, że jest tak zniewieściały, że gdyby tylko był kobietą, mógłby zostać żoną dyktatora Ugandy. Paradoksalnie to właśnie Nyerere doprowadził do jego obalenia. Okrucieństwo Amina powoduje, że nie można traktować jego postaci jako groteskowej, mimo wielu przykładów zupełnego braku powagi. Kiedy Elżbieta II, zażenowana nieco jego zachowaniem, zapytała go o cel wizyty w Wlk. Brytanii, ugandyjski władca stwierdził, że w jego kraju nie jest łatwo kupić czarne buty w tak dużym rozmiarze. Od młodości był też uzależniony od seksu. Liczba jego kochanek jest trudna do policzenia, on sam mówi o tym, że spłodził 32 dzieci, choć to też ciężko zweryfikować. Choć budził w swoim otoczeniu głównie strach i nienawiść, utrzymał się przy władzy przez osiem lat. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy był fakt, że część jego żołnierzy uważała go za nieśmiertelnego. On sam zresztą lubił o sobie mówić, że jest kuloodporny. Przetrzymał dziewięć zamachów na swoje życie. Podczas jednej z prób ostrzelano samochód, którym miał jechać. Amin przesiadł się jednak do innego nieco wcześniej. Innym razem wrzucony do jego limuzyny granat, zanim wybuchł, odbił się od jego głowy i spadł na siedzenie kierowcy, który zginął na miejscu. Do końca życia żadna z kul go już nie dogoniła. W Arabii Saudyjskiej w komfortowych warunkach mieszkał do końca swojego życia, głównie czytał Koran, pływał i grał na akordeonie. Amin był jednym z największych tyranów świata, rzeźnikiem, człowiekiem bez sumienia. Wspomniany wcześniej Kapuściński twierdził, że Amin był nie tylko hańbą Afryki, ale całego świata, w szczególności tego zachodniego, który pozwolił mu przez osiem lat dopuszczać się ludobójstwa i niszczyć kraj nazwany przez Brytyjczyków „Perłą Afryki". Pozostanie na zawsze wyrzutem sumienia Brytyjczyków, bez których tragedia ich byłej kolonii w II połowie XX wieku nie byłaby możliwa. Po ucieczce z kraju Idi Amina powstał najpierw rząd tymczasowy. W 1980 r. do Ugandy wrócił Milton Obote, który reaktywował swoje ugrupowanie UPC, a następnie wygrał wybory prezydenckie. Był zmuszony jednak wprowadzić system wielopartyjny i nie był w stanie kontrolować życia politycznego jak w czasach swojej pierwszej kadencji. Największym jego adwersarzem stał się Museveni, który był znaczącą postacią w ruchu partyzanckim, który wsparł armię tanzańską w walkach z Aminem. Museveni nie podporządkował się Obote i stanął na czele zbrojnego ruchu oporu przeciwko niemu. Miał on też własne zaplecze polityczne (NRM, trochę jak Sinn Fein przy IRA w Irlandii), które sformułowało 10-punktowy program dla przyszłego rządu. W ramach operacji Bonanza Obote wysłał wojska rządowe przeciw rebeliantom. Dokonywały one masakr, co doprowadziło do dużych napięć w i tak już skomplikowanej mozajce etnicznej w Ugandzie. Zginęło znowu kilkaset tysięcy ludzi. Brutalna wojna domowa wywołała opór wobec Obote, nawet w jego własnym ugrupowaniu. W 1985 r. oddziały rebeliantów opanowały większość kraju, wreszcie w lipcu doszło do udanego puczu gen. Okello. Obote ponownie musiał uciekać z Ugandy. Museveni był oczywiście zły, że to nie on stał na czele przewrotu jako zbawca narodu wyzwalający uciskany lud spod buta tyrana. Mimo to zgodził się na na rozmowy pokojowe prowadzone pod patronatem prezydenta Keniii Moia, demokraty rządzącego swoim krajem ponad 30 lat, który dość nieoczekiwanie sam zrezygnował z władzy w 2002 roku. Negocjacjom w Nairobi trwającym w drugiej połowie 1985 r. towarzyszyły walki w Ugandzie, ale w końcu udało się osiągnąć porozumienie. Kampala została zdemilitaryzowana, zaś oddziały Museveniego włączono w struktury armii. Po kilkutygodniowych przepychankach, do których włączyli się żołnierze wierni jeszcze Aminowi, Museveni w końcu został zaprzysiężony na prezydenta 29 stycznia 1986 r. Tak jak każdy afrykański przywódca przejmujący władzę roztoczył wizję kraju powszechnej sprawiedliwości. – To nie jest zwykła zmiana warty, tylko fundamentalna zmiana – mówił podczas ceremonii. – Mieszkańcy Afryki, mieszkańcy Ugandy mają prawo do demokratycznego rządu. Nie jest to przysługa ze strony żadnego reżimu. Suwerenem jest naród a nie rząd – poleciały skrzydlate słowa. Museveni ogłosił 10-punktowy program, który w przypadku realizacji uczyniłby z Ugandy kraj mlekiem i miodem płynący, należący do najbardziej sprawiedliwych demokracji na świecie. Jednym z punktów jego programu było bezpieczeństwo osób i mienia. Każdy Ugandyjczyk miał mieć zapewnione absolutne bezpieczeństwo, prawo do mieszkania tam, gdzie chce. "Każda osoba, każda grupa, która zagraża bezpieczeństwu narodu, musi zostać zniszczona bez litości. Ugandyjczycy powinni umierać tylko z przyczyn naturalnych, na które nie mamy wpływu, a nie z powodu działań innych ludzi, którzy nadal przemierzają nasz kraj wzdłuż i wszerz" – wyjaśniał Prezydent. W praktyce tak różowo to nie wyglądało. Oczywiście Museveni musiał zagwarantować względną liberalizację życia politycznego, żeby móc liczyć na wsparcie Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW). Z czasem jednak reżim Museveniego zaczął pokazywać prawdziwe oblicze bezwzględnej dyktatury z jej wszystkimi atrybutami, a więc prześladowaniem opozycji, ograniczaniem wolności, w tym także wolności mediów i korupcją. Słowa o sprawiedliwości nie przekonały wszystkich Ugandyjczyków. Pojawiały się lokalne rebelie, szczególnie w północnej części kraju. Museveni odpowiedział na nie między innymi pacyfikacjami, jego żołnierze wyrzucili też ze swoich domów ok. 100 tys. mieszkańców miasta Gulu. W jego oddziałach służyły nawet dzieci. Łamanie praw człowieka stało się codzienną praktyką, lotne brygady policji porywały i torturowały nieprawomyślnych obywateli. Pojawiły się zabójstwa pozasądowe i cała gama zabiegów dyktatorskich znanych z innych krajów, nawet nie tak odległych od Polski. Rządy Museveniego to też wszechobecna korupcja i to nie taka, że policjant na drodze wymusza kilka dolarów i nie daje mandatu. Łapownictwo sięga najwyższych kręgów władzy. Brat prezydenta i jego doradca d/s wojskowości potrafił zamówić helikoptery dla wojska, wziąć 800 tys. $ prowizji, a na końcu okazało się, że kupiono bezużytyczne graty. Podobnie jak zakupy masek i słynnych respiratorów od podejrzanych typów na początku pandemii Covid-19 w Polsce. RB ONZ opublikowała też raport, w którym wskazano, że brat Museveniego jest zaangażowany w nielegalne wydobycie minerałów w DR Konga. Funkcję doradcy prezydenta zaradny braciszek stracił po wybuchu skandalu, gdy pod przykrywką malezyjskiej firmy Westmont kupił udziały w największym banku Ugandy. Museveni zwolnił go, ale nie za afery, co jest normalną praktyką w Afryce, tylko za „brak dyscypliny oraz pijaństwo” podczas służby wojskowej. Korupcja stała się tak powszechna, że Museveni ogłosił nawet dzień modlitwy w intencji łaski boskiego przebaczenia i żalu za takie grzechy kraju, jak korupcja. Prezydent zwrócił się do Ugandyjczyków z apelem o zebranie się razem i wspólną modlitwę, niezależnie od wyznania. Na punkt zborny wyznaczono teren byłego lotniska w stolicy kraju - Kampali, a ci, którzy nie mogli dotrzeć, mieli gromadzić się w miejscach zamieszkania. Co ciekawe, korupcja nie była jedynym grzechem, o którego przebaczenie mieszkańcy mieli błagać. Museveni skrzętnie wyliczył także malwersacje, nielegalne bogacenie się oraz sprzeniewierzanie środków publicznych, a więc grzechy władzy. Do tego dochodziły występki obywateli takie jak dewiacje seksualne czy czary. Jeżeli chodzi o to pierwsze, prezydent stoi na stanowisku, że związki homoseksualne są przeciw woli boskiej, zaś „europejscy homoseksualiści” rekrutują w Afryce. W 2014 Museveni zdelegalizował homoseksualizm (sic!). Drakońskie prawo przewiduje karę dożywotniego więzienia za utrzymywanie długoterminowych związków między osobami tej samej płci. Osobie, którą homoseksualnym stosunku przyłapano po raz pierwszy, grozi natomiast kara do 14 lat więzienia. Ponadto ustawa nakłada obowiązek informowania władz, jeśli pojawią się wątpliwości co do orientacji seksualnej innych, co stanowi olbrzymi problem dla przyjaciół i rodzin osób LGBT. Za świadome zatajenie faktu, że zna się geja bądź lesbijkę, w Ugandzie można trafić do więzienia. Przy okazji wprowadzenia ustawy anty-LGBT, prezydent z dużym znawstwem materii był uprzejmy wypowiedzieć się także na temat seksu oralnego: "Można od tego dostać robaków, które wejdą do twojego żołądka, bo włożyłeś buzię pod zły adres" - komentował . Pomimo afirmowanej prawem dyskryminacji, osoby LGBT z Ugandy robią, co mogą, by nie poddać się terrorowi władz. Jednak nie przychodzi im to łatwo. W 2016 r. ugandyjska parada równości została zaatakowana przez policję i chuliganów. 16 osób zostało aresztowanych. W 2017 manifestacja została odwołana ze względu na groźby użycia przemocy wobec jej uczestników, a w 2018 r. policja zrobiła nalot na festiwal filmowy LGBT w Kampali. Powszechnymi praktykami są szykany i stosowanie przemocy wobec osób podejrzewanych o skłonności homoseksualne. Osoby takie często są pozbawiane pracy, wykluczane społecznie. Nierzadko kończy się to bezdomnością i samobójstwami. Jednak na razie nie zanosi się na to, by życie dla wyzwolonych seksualnie osób z Ugandy miało się poprawić. Przywódca Ugandy znany z zamiłowania do dużych kapeluszy i nieskładnych wypowiedzi, wciąż cieszy się dużym poparciem (zabiega o nie, tworząc m.in. teledyski rapowe), a jego nowe propozycje są odzwierciedleniem dominujących nastrojów panujących wśród elektoratu. Według badań z 2019 r., 54% Ugandyjczyków nadal uważa, że homoseksualizm powinien być traktowany jak przestępstwo. Co trzeci obywatel uważa, że gdyby jego sąsiad był homoseksualistą, starałby się go z niego wyleczyć. Mimo licznych afer i braku wyraźnej poprawy życia mieszkańców, Museveni uzyskiwał kolejne reelekcje. Wprawdzie zagwarantował pluralizm w polityce, ale zmienił konstytucję pod siebie, żeby móc się ubiegać o więcej niż dwie kadencje. Stworzył model, w którym za fasadą demokracji kryła się brutalna i opresyjna dyktatura. Oczywiście pojawiały się obietnice, że już więcej nie będzie startował w wyborach, jak w 2006 roku, ale potem się z nich wycofywał, bo jednak – dowodził – ojczyzna go potrzebowała. Mimo łamania praw człowieka i nawet nie zapędów, ale prawdziwie opresyjnych rządów dyktatorskich, nie miał nigdy w czasie 35 lat urzędowania większych problemów ze społecznością międzynarodową, gdyż wystarczyło, że był ważnym sojusznikiem USA w wojnie z terrorem. Museveni był jednak zobligowany do lawirowania w tajemnej kabale ustaw i artykułów konstytucji. Wobec rosnącego niezadowolenia przywrócił limit dwóch kadencji prezydenckich (wydłużonych z pięciu do siedmiu lat, co jest sprawdzonym standardem afrykańskim), choć oczywiście władzy nie zamierzał oddawać. Sprawdzianem siły Museveniego były wybory prezydenckie w styczniu 2021 r.. Prawo startu mieli w nich również inni kandydaci, żeby nikt nie podważał demokracji w Ugandzie. Na głównego rywala prezydenta wyrósł popularny piosenkarz - gwiazda reggae Bobi Wine. Programu szczególnie skomplikowanego nie miał, jego głównym postulatem było wezwanie do ustąpienia Museveniego. Popularność Wine'a była problemem dla prezydenta. Ponad dwa razy młodszy od urzędującego prezydenta Wine miał być kandydatem młodzieży. Uganda jest jednym z najmłodszych narodów świata - średni wiek to 16 lat. I rzeczywiście dzięki niemu wielu młodych Ugandyjczyków po raz pierwszy zwróciło uwagę na politykę. Jednak starcie z Musevenim było trudne i ryzykowne. Wine i inni kandydaci opozycji niezliczoną ilość razy podczas kampanii byli zatrzymywani przez wojsko i policję, aresztowani, ostrzeliwani gazem łzawiącym i gumowymi kulami. Podczas protestów, które wybuchły po aresztowaniu Wine'a w listopadzie 2020 r., zginęło ponad 50 osób. Władze twierdziły, że próbowały rozproszyć tłumy i wyegzekwować nakaz dystansu społecznego w związku z epidemią koronawirusa. W grudniu kula trafiła w przednią szybę samochodu Wine’a, ledwie mijając pasażera. W tym też czasie zginął jego ochroniarz. Według muzyka został celowo przejechany przez pojazd żandarmerii, czemu wojsko zaprzeczyło. Wyłączenie dostępu do sieci skrytykowali też obserwatorzy. Jedyną grupą monitorującą głosowanie była misja Unii Afrykańskiej. USA - główny darczyńca pomocy dla Ugandy – zrezygnowały, gdy Kampala odmówiła akredytacji większości obserwatorów z USA. Wg. obserwatorów zewnętrznych (m.in. amerykańskiego dyplomaty Tibora Nagy) proces wyborczy w Ugandzie był „fundamentalnie wadliwy”, m.in. ze względu na zastraszanie opozycji. Same wyniki niekoniecznie musiały być sfałszowane. Wielu Ugandyjczyków było zmęczonych Musevenim, ale u wielu cieszy się on nadal popularnością. Przez dekady prezydent zdołał zbudować skuteczny system klientelizmu i bezkarnego faulowania przeciwników. Postać Bobiego Wine’a wielu przywodzi skojarzenie z młodym Musevenim - charyzmatycznym, energicznym i inspirującym przywódcą rebelianckim. Miał 41 lat, kiedy przejął władzę, obiecując Ugandyjczykom bezpieczeństwo, sukcesy gospodarcze i lepszą przyszłość. Napisał wtedy słynne zdanie, że „problem Afryki w ogóle, a Ugandy w szczególności, nie dotyczy ludzi, ale przywódców, którzy chcą pozostać przy władzy”. Dziś sam zalicza się do wiecznych przywódców kontynentu. Żeby nie oddać władzy, dwukrotnie zmienił konstytucję: w 2005 r. zniósł limit kadencji, w 2017 r. zakaz kandydowania na prezydenta osobom powyżej 75. roku życia. Sam wygrywając wybory w 2021 r. miał już 76 lat - i zapewne liczy na to, że pójdzie w ślady byłego dyktatora Zimbabwe Roberta Mugabe, który od władzy dał się oderwać dopiero po dziewięćdziesiątce. Zaraz po wyborach służby aresztowały Wine'a, co doprowadziło do zamieszek, w których zginęło co najmniej kilkanaście osób. Przed samymi wyborami Museveni wyłączył zaś media społecznościowe, żeby obywatelom nie mieszały w głowach. Museveni zdobył 58% głosów. W grudniu 2021 r. Wine ponownie został aresztowany, dalej jednak kontynuuje swój protest. Uganda w drugiej dekadzie XXI wieku (za wyjątkiem 2020 r.) notowała około 6% wzrost gospodarczy. Jednakże wzrost ten nie przełożył się na tworzenie miejsc pracy. Sytuacja ta związana jest w główniej mierze z nieudaną transformacją gospodarczą Ugandy i procesami dezindustrializacji. Museveniemu udało się jednak stworzyć inkluzywną sieć patronażu (klientyzm i przekupywanie społeczeństwa poprzez wciąganie przedstawicieli różnych jego warstw - w tym opozycji - w obszar beneficjentów władzy), której podstawą jest kompleks wojsko-polityczno – biznesowy, gwarantujący jego pozostawanie u władzy. Wiele biznesów w Ugandzie funkcjonuje tylko dzięki zamówieniom rządowym, co jest kolejną cechą wymyślonego przez Museveniego patronażu. Elita biznesowa państwa poparła urzędującego prezydenta, gdyż jest on dla niej gwarantem stabilizacji politycznej i umożliwia im działalność. Bez wątpienia Museveni podczas swoich rządów zapewnił Ugandzie pokój i stabilizację wewnętrzną. Uganda jest też głównym gwarantem nierozprzestrzenienia się destabilizacji związanej z działalnością islamistów na południe kontynentu. Uganda posiada drugie najmłodsze społeczeństwo w Afryce. Co roku na rynek pracy wchodzi tam 700 tys. osób. Młodzi ludzie nie pamiętają terroru rządów Idi Amina, nie wiążą w bezpośredni sposób Museveniego z wojną partyzancką o wyzwolenie Ugandy. To ich głosem stał się kandydat opozycji Bobi Wine, który wszedł do paramentu zaledwie 3 lata przed wyborami w 2021 r. i nie dał się wciągnąć do zdominowanej przez NRM sieci patronażu. Bastionem Museveniego są obszary wiejskie, zaś Bobi Wine – co jest widoczne w tekstach jego piosenek – był głosem ludności biednych przedmieść. Museveni niewątpliwie posiadł umiejętność utrzymywania się u władzy, ale dzieje się to kosztem nieefektywności ugandyjskiej administracji państwowej, czego wyrazem jest niska ściągalność podatków. Wpływy podatkowe do budżetu państwa stanowią w Ugandzie zaledwie około 12% PKB – co jest wynikiem niezwykle niskim, nawet biorąc pod uwagę region Afryki Wschodniej. Jednakże nawet przy niskiej ściągalności podatków środki, które rząd ma do swojej dyspozycji stale rosną i są wystarczające dla kupowania poparcia i wprowadzania ograniczonych świadczeń społecznych, szczególnie na terenach, które wcześniej nie otrzymywały nic od władz. Symptomatyczny w tym zakresie jest kontrast pomiędzy opiniami Ugandyjczyków mieszkających na terenach wiejskich oraz w Kampali. Sukces Museveniego nie leży w wykluczaniu opozycji z dostępu do stanowisk państwowych, ale wynika z głęboko inkluzyjnej natury ugandyjskiego patronażu i przenikania do wielu dziedzin życia. Inkluzywność partii władzy jest determinowana rolą, jaką odegrał ten „bezpartyjny ruch” w latach 80- i 90-tych ubiegłego wieku. Nie bez znaczenia jest również świadomość społeczeństwa, że Museveni mógłby używać sił bezpieczeństwa dla pozostania u władzy (budżet wojska i sił bezpieczeństwa to aż 60% budżetu kraju), jednakże świadomie wybrał inną strategię, która przekłada się na nieefektywność administracji państwowej i przydzielanie stanowisk państwowych na podstawie lojalności, a nie kompetencji. Wpływy do kasy państwowej są zaś na tyle wysokie, że umożliwiają funkcjonowanie patronażu, a jednocześnie nie istnieją żadne zachęty, aby zwiększać efektywność działań administracji państwowej. Gospodarka ugandyjska mimo wspomnianego patronażu w latach 1990-2016 rosła w przeciętnym tempie 6,7% rocznie, w tym samym czasie wzrost PKB na mieszkańca wynosił tylko 3,3% rocznie, co nieźle świadczy o jej konkurencyjności. W tym czasie gospodarka przeszła dużą transformację: udział rolnictwa w PKB spadł z 56% (1990) do 24% (2015), w tym samym okresie udział przemysłu wzrósł z 11% do 20%, a usług z 32% do 55%. Nadal jednak 4/5 ludności zatrudnionych jest w rolnictwie, co świadczy o jego dużej nieefektywności. W porównaniu z sąsiednią Rwandą, przypominającą państwo policyjne sui generis, Uganda wydaje się krajem liberalnym. Na drogach nie ma jakichkolwiek restrykcji, policja nie jest bardzo widoczna, ludzie są weseli, otwarci i przyjaźni. Ugandyjczycy uwielbiają alkohol, należą do absolutnej czołówki światowej w jego konsumpcji (ponad 17 litrów czystego alkoholu na mieszkańca - to o całe 5 litrów więcej od niewylewających za kołnierz Polaków i znacznie więcej od Rosjan!). Kraj jest też niezwykle atrakcyjny turystycznie. W dżungli Bwindi na zachodzie kraju, w pobliżu granicy z Rwandą i Kongo trzeba koniecznie zobaczyć zagrożone wymarciem górskie goryle. To jedyne miejsce na świecie, które upodobały sobie te fascynujące i inteligentne zwierzęta. Są w stanie żyć tylko na wolności, dlatego nie można ich zobaczyć w ZOO. Bardzo ciekawa jest multikulturowa i wieloetniczna stolica kraju Kampala, a niecałe 100 km dalej na wschodzie kraju w Jinja nie można nie zobaczyć źródeł Nilu tuż przy największym afrykańskim jeziorze Wiktorii. Kraj jest duży, poruszanie się po nim bezpieczne, widoki niewiarygodnie piękne, liczba parków narodowych olbrzymia, a ludzie wyjątkowo sympatyczni. Nie trzeba chyba więcej argumentów by zachęcić do odwiedzenia tego kraju.































































70 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Namibia

Erytrea

DR Kongo

O mnie

Ekonomista, finansista, podróżnik.
Pasjonat wina i klusek łyżką kładzionych.

Kontakt
IMG_4987.JPG
Home: Info

Subscribe Form

Home: Subskrybuj

Kontakt

Dziękujemy za przesłanie!

Home: Kontakt
bottom of page