Namibia to kraj zupełnie niepodobny do wszystkich innych w Afryce. Podróżując po Namibii raczej trudno zorientować się, że znajduje się ona na kontynencie afrykańskim. Stolica kraju - Windhoek jest nowoczesnym miastem z dobrą infrastrukturą drogową, supermarketami i hotelami oraz restauracjami w stylu zachodnim. Tereny współczesnej Namibii były zamieszkane pierwotnie przez Buszmenów, można ich dzisiaj spotkać m.in. na Pustyni Kalahari. Przybyli do Namibii prawdopodobnie w I tysiącleciu p.n.e. Byli potomkami człowieka epoki kamiennej. To ich dziełem są liczące tysiące lat zdumiewające, zachowane do dziś ryciny na skałach, przedstawiające zwierzęta, sceny z życia codziennego i mistyczne ceremonie religijne.
Przez wiele lat Namibia była pomijana przez europejskich podróżników i odkrywców z powodu trudno dostępnego wybrzeża, a także pustynnych i skalistych terenów. W XV w. przybyli tu Portugalczycy, a później Holendrzy. W latach 60- i 70-tych XVIII w. ekspedycje holenderskie, podejmowane na zlecenie słynnej Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej (była ona wtedy jedną z największych firm na świecie), torowały drogę myśliwym, kupcom i poszukiwaczom złota z południowoafrykańskiej Kolonii Przylądkowej. Od drugiej połowy XVII w. miała miejsce masowa fala napływu ludów Bantu, wśród nich Herero, którzy szybko stali się dominującą siłą. Z kolei z południa nadeszli Nama - koczowniczy lud spokrewniony z Buszmenami, przemierzający tereny południa Afryki od ok. 30 tys. lat (Niemcy nazwali ich Hotentotami). W latach 60-tych XIX w. wybuchły wojny plemienne. W XIX w. rozpoczęła się też rywalizacja Niemców i Wlk. Brytanii o panowanie nad wybrzeżem Namibii. Jeszcze w 1880 r. Niemcy nie miały żadnej kolonii w Afryce. Zaczęło się to zmieniać w 1883 r., kiedy nikomu nieznany niemiecki emigrant Heinrich Vogelsang na południu dzisiejszej Namibii wybudował Fort Vogelsang płacąc za teren 10 000 marek i 260 sztuk broni palnej. Reprezentował tam interesy swojego pryncypała Adolfa Luederitza, handlarza towarów kolonialnych z Bremy. Kupcy hanzeatyccy, podobnie zresztą jak ich konkurenci z Wlk. Brytanii, Francji czy USA, spostrzegli duży potencjał handlu z Afryką. Byli jednak w gorszej sytuacji, ponieważ ich biznes był bardziej ryzykowny, gdyż w dużym stopniu uzależniony od dostępu do rynków kontrolowanych przez Londyn (Afryka Południowa) i Paryż (Afryka Zachodnia). Dlatego też Luederitz wpadł na pomysł zawłaszczenia terenów wciąż wolnych od czyjejkolwiek dominacji, a takim była dzisiejsza Namibia. Do tego potrzebował jednak wsparcia kanclerza Rzeszy Bismarcka, który wcześniej zarzekał się, że tak długo, jak będzie kanclerzem, Niemcy nie będą prowadzić polityki kolonizacji. Luederitz nie rezygnował, udało mu się wpłynąć na opinię publiczną w Niemczech, której dość szybko uległ Bismarck. Już w 1884 r. Bismarck ogłosił, że prywatna kolonia Luederitza może liczyć na wsparcie Berlina. Pod koniec 1884 r. pod kontrolą Rzeszy znalazło się już 2,5 mln. km2 w Afryce, a 14 mln. Afrykanów stało się, przynajmniej w teorii, poddanymi Rzeszy Niemieckiej. Z tych terenów jedynie w Afryce Południowo-Zachodniej (Deutsch-Suedafrika) osiedlało się wielu Niemców, co widać i słychać do dzisiaj. Pierwszym gubernatorem (Reichkommisar) nowej kolonii został w 1885 r. Heinrich Ernst Göring, ojciec późniejszego szefa Luftwaffe w czasach III Rzeszy. Był on prowincjonalnym sędzią, który z powodu urodzenia na granicy niemiecko-holenderskiej władał biegle holenderskim, czyli językiem używanym przez ludy Herero i Nama. W 1884 r. Niemcy ustanowili protektorat nad południową częścią kraju, a rok później nad północną. W 1886 r. utworzona została Niemiecka Afryka Południowo-Zachodnia.
Niemieckie rządy w Namibii zaczęły się od oszustw, intryg i notorycznie łamanych układów z tubylcami, potem przyszedł czas konfiskat mienia i gwałcenia kobiet. Kolejne bunty miejscowych Niemcy tłumili mniej lub bardziej krwawo, niemniej wszystko to jeszcze odbywało się w ramach kolonialnych standardów w Afryce. Do chwili, kiedy do rebelii kilku szczepów Nama w 1904 r. dołączyli Herero. Wtedy to Berlin zdecydował się wysłać do Namibii silną ekspedycję wojskową składającą się z 15 tys. żołnierzy. Jej dowódca - gen. Lothar von Trotha - nie ukrywał celu ostatecznego, jakim było unicestwienie każdego Herero znajdującego się w granicach Deutsch-Suedafrika. Von Trotha kazał zabijać wszystkich mężczyzn na miejscu, a kobiety i dzieci zagnać na pustynię, gdzie czekała na nie pewna śmierć z głodu i pragnienia. Ludobójcze działania generała w pełni aprobował Alfred von Schlieffen, szef sztabu generalnego cesarstwa niemieckiego. Tych, którzy jakimś cudem przeżyli wojnę i pustynię, wysyłano do obozów koncentracyjnych - innego wynalazku niemieckiego, który taką "karierę" zrobił w XX wieku. Na Shark Island niedaleko Luedeitz Niemcy wybudowali chyba pierwszy na świecie prawdziwy obóz zagłady. Zmarło w nim ok. 80% wszystkich więźniów. W latach 1904-1907 znalazło w nim śmierć ok. 3500 więźniów, średnia życia w obozie nie przekraczała kilku miesięcy. Zwłoki zamordowanych wrzucano prosto do morza, były pożerane przez rekiny, a ich resztki często dryfowały wzdłuż plaż i nadbrzeży Luederitz, gdzie Niemcy korzystali z uroków miasta. Na więźniach prowadzono eksperymenty medyczne. Niejaki Hugo Bofinger wstrzykiwał Herero arszenik i opium. Inny pseudonaukowiec Schulze zabiegał o części ciał świeżo pomordowanych do swoich eksperymentów, a dr. Fischer lubował się w badaniach ludzkich czaszek. Szacuje się, że 3 tys. takich czaszek wysłano do Niemiec. Używał ich później, utworzony w 1927 r. pod kierunkiem dr. Fischera, berliński Kaiser Wilhelm Institut fuer Anthropologie, menschliche Erblehre und Eugenik, znane w III Rzeszy centrum „naukowych” badań nas rasizmem, eugeniką i innymi teoriami o wyższości ras, gdzie swoje szlify zdobywał słynny później dr. Mengele. W 1933 r. Hitler mianował Fischera rektorem Friedrich-Wilhelm-Universität, czyli dzisiejszego Uniwersytetu Humboldta. W późniejszych latach w pobliżu Shark Island nurkowie odkrywali sterty ludzkich kości i stalowych kajdan. Masowe groby miejscowej ludności odnaleziono też pod stacją kolejową w stolicy Windhoek i na obrzeżach Swakopmund.
Mord Herero i Nama uznawany jest za pierwsze masowe ludobójstwo w tragicznym XX w. Wymordowana zostało połowa narodu Nama i aż 85% całej populacji Herero, w sumie blisko 100 tys. osób. Nieliczni, którzy przeżyli obozy koncentracyjne, formalnie zostali uwolnieni w akcie łaski w rocznicę urodzin cesarza w 1908 r., lecz niektóre obozy jeszcze jakiś czas funkcjonowały, bo potrzebowano rąk do pracy przy budowie kolei Luederitz-Keetmanshoop. Niewiele informacji o barbarzyństwie i masowych mordach w Namibii dochodziło do Europy. Hitler był wtedy nastolatkiem. Niedługo po upadku II Rzeszy w wyniku I Wojny Światowej, w której brał udział, spotkał weterana ludobójstwa Herero i Nama - Franza von Eppa, który wówczas był propagatorem idei większej „Lebensraum” (przestrzeni życiowej) dla Niemców kosztem „niższych ras”, czyli podludzi (Untermenschen) w Afryce bądź w Europie Wschodniej. Kiedy von Epp tworzył ultraprawicowe bojówki w Republice Weimarskiej, złożone głównie z weteranów z Namibii, jednym z jego podwładnych był Ernst Röhm, późniejszy szef SA. Brunatne koszule, jakie nosili bojówkarze, zaprojektowano pierwotnie dla kolonialnych oddziałów Schutztruppe operujących w Afryce, a Röhm z Hitlerem nabyli ich nadwyzki dzięki koneksjom z von Eppem. Niemieckie terminy „Lebensraum” i „Konzentrationslager” nie są zatem autorskim wymysłem Hitlera, niewątpliwie jednak wzorował się on i fascynował skutecznością przeprowadzenia ludobójstwa Herero i Nama przez kajzerowską Rzeszę. Wymordowanie przez nazistów milionów Słowian oraz eksterminacja Żydów, Romów i mniejszości seksualnych w latach 1933-1945 inspirowało się zatem ludobójstwem dokonanym w wyjątkowo brutalny i zimny sposób na początku XX w. w Namibii. Zatem teza o kolonialnych korzeniach nazizmu w Niemczech wydaje się jak najbardziej uprawniona. Tym samym rację mają niektórzy historycy, którzy zwracają uwagę na niestosowność sentencji procesów norymberskich po II Wojnie Światowej. Te procesy opisały nazizm jako aberrację w europejskiej historii, a nazistów jako wcześniej niespotykane potwory, których bestialstwo nie miało precedensu. Sędziowie z Norymbergii za punkt odniesienia do swoich rozważań przyjęli jednak datę wybuchu I Wojny Światowej (1914) jako początek barbarzyństwa, którego kulminacją był nazizm i Holokaust. Proces Hermanna Göringa w Norymberdze trwał 218 dni, lecz tylko 4 zdania jego zeznań dotyczą okresu sprzed 1914 r. Gdyby oskarżyciele w Norymberdze pogrzebali głębiej w historii rodziny Hermanna Göringa, odszukaliby - daleko od Niemiec, na południu Afryki - obozy śmierci i rasistowskie ludobójstwa na długo przed dojściem Hitlera do władzy w Niemczech (1933).
Tymczasem Deutsch-Suedafrika, która została rozwiązana w 1915 r. w wyniku inwazji aliantów, pozostaje w pamięci wielu Niemców jako raj utracony. Namibii wprawdzie zwrócono kilkaset czaszek Herero i Nama, ale przez ponad 100 lat Niemcy odmawiały reparacji. Dopiero w 2015 r. ówczesny przewodniczący Bundestagu Lammert powiedział, że każdy, kto określa turecką masakrę Ormian w 1915 r. jako ludobójstwo, musi przyznać, że zbrodnie popełnione dekadę wcześniej przez armię niemiecką w dzisiejszej Namibii zasługują na taką samą kwalifikację. Następnie 5 lat trwały negocjacje umowy pojednawczej Niemiec z Namibią. Wreszcie w 2021 r. niemiecki rząd uznał morderstwa popełnione na plemionach Herero i Nama za ludobójstwo (przez lata to słowo było w ustach polityków niemieckich tabu ze strachu przed roszczeniami reparacyjnymi) i przekazał ponad 1 mld. € potomkom ofiar. Pieniądze przeznaczone były na 30-letnie wsparcie projektów na terenach zamieszkanych przez Herero i Nama. Na wniosek strony namibijskiej dzięki programowi mają być finansowane: reforma rolna, w tym zakup i zagospodarowanie gruntów, infrastruktura wiejska, zaopatrzenie w wodę, a także szkolenie zawodowe. Jednocześnie prezydent Niemiec wystąpił z oficjalną prośbą o przebaczenie. Jak zwykle w takich sytuacjach Niemcy podkreślili, że uznanie ludobójstwa i utworzenie funduszu pomocy nie może prowadzić do roszczeń odszkodowawczych, a jest tylko zobowiązaniem politycznym i moralnym. Szanse PiS na uzyskanie reparacji odszkodowawczych od Niemiec za okrucieństwa wobec Polski w czasie II Wojny Światowej nie należy zatem oceniać specjalnie wysoko, skoro w tak ewidentnej sprawie, jak ludobójstwo w Namibii strony zgodziły się na rozwiązanie kompromisowe.
Po odkryciu złóż diamentów (1908) nastąpił duży napływ Europejczyków, w szczególności Niemców do Namibii. W trakcie I Wojny Światowej w 1915 r. kraj został zajęty przez Związek Południowej Afryki, faktyczna aneksja zmaterializowała się w 1949 r., kiedy Afryka Południowa wprowadziła w Namibii ustawodawstwo segregacji rasowej - apartheidu. W 1966 r. ONZ odwołało RPA mandat otrzymany jeszcze od Ligii Narodów do administrowania terytorium Namibii. Po odrzuceniu rezolucji ONZ przez rasistowski rząd RPA rozpoczęła się długa i wyniszczająca wojna domowa. Niepodległościowa organizacja SWAPO powstała jeszcze w 1960, mimo represji RPA, dzięki wsparciu Związku Sowieckiego i innych krajów bloku wschodniego (Polska wybrała awanturę w Czechosłowacji, Namibię sobie nasi komuniści odpuścili) była w stanie zorganizować sprawną partyzantkę, która wystąpiła przeciwko okupantom południowoafrykańskim wspieranych przez rebeliantów angolańskich UNITA. Konflikt namibijski nabrał zatem charakteru globalnego, zakończył się dopiero po 22 latach porozumieniami nowojorskimi. Ciekawa jest historia jak do tego doszło i skąd nagle wynikło zainteresowanie mocarstw regionem, który dotąd tylko pasjonaci geografii potrafili zlokalizować na mapie Afryki.
W latach 70- i 80-tych XX w. zimna wojna utrzymująca się od zakończenia II Wojny Światowej wchodziła w ostatnią fazę. W dekadzie lat 70-tych nastąpiło polepszenie stosunków między dwoma mocarstwami. Prezydent Nixon doprowadził do rezygnacji z polityki siły i podpisał z Breżniewem porozumienia SALT I (1972) i SALT II (1976), które ograniczały wyścig zbrojeń strategicznych. Era negocjacji załamała się po objęciu prezydentury przez R. Reagana, który zdecydowanie zaostrzył kurs wobec Sowietów, a w 1982 r. nazwał ich imperium zła. Kontakty Amerykanów z władzami sowieckimi osłabły też ze względu na śmierć kolejnych genseków - Breżniewa (1982), Andropowa (1984) i Czernienki (1985). Dopiero objęcie władzy przez Gorbaczowa (1985) pozwoliło na nawiązanie bezpośrednich kontaktów między przywódcami dwóch największych ówczesnych mocarstw świata. Redukcja zbrojeń była szczególnie istotna dla Gorbaczowa, ponieważ gospodarka sowiecka nie wytrzymywała tempa zbrojeń, jakie narzucił Reagan. Innymi kwestiami w obszarze zainteresowania mocarstw były konflikty w kilku regionach świata. Sowieci byli zaangażowani w Afganistanie, a USA w Ameryce Środkowej (Nikaragua). Jednocześnie obydwa mocarstwa były zainteresowane sytuacją w Afryce Południowej, gdzie krzyżowały się ich interesy. Moskwa wspierała finansowo i technicznie SWAPO w Namibii, z kolei niepodległa od 1975 r. Angola znajdowała się pod władzą marksistów z MPLA, przeciwko którym wystąpiły FNLA i UNITA, wspierane przez trochę egzotyczną koalicję RPA, USA, Chin i Zairu. Blok sowiecki zaangażowany był w Angoli bezpośrednio przez udział wojsk kubańskich w sile 40 tys. armii wspierającej MPLA. W połowie lat 80-tych Raul Castro powiedział, że Kuba była gotowa wysłać do Afryki wszystko, co ma. W tym samym czasie prezydent Angoli - dos Santos zapewnił Fidela Castro, że Angolą nie zgodzi się na żadne ustępstwa, jeżeli nie otrzyma gwarancji o zaprzestaniu wsparcia zewnętrznego dla UNITA oraz informacji o terminie wyborów w Namibii pod auspicjami ONZ. Zgodzono się przyjąć ponadto lżejszą formę „powiązania”, która zakładała, że wprowadzeniu w życie Rezolucji ONZ nr. 435 w Namibii będzie towarzyszyło stopniowe wycofywanie wojsk kubańskich z Angoli. Ostatni żołnierze wyjadą zaś dopiero wówczas, gdy RPA całkowicie odrzuci politykę apartheidu. To złagodzenie nastrojów nastąpiło w wyniku nalegań Moskwy, gdyż przygotowywano się do rozmów na szczycie w Waszyngtonie, a sowieckiej dyplomacji zależało na lepszej atmosferze do negocjacji z Amerykanami.
Przed szczytem w Waszyngtonie (1987) atmosfera wokół Angoli i Namibii była napięta. Na początku 1986 r. Angolczycy po raz kolejny odrzucili rozwiązanie oparte na formule linkage (powiązanie wojny domowej w Angoli i niepodległości Namibii poprzez wycofanie wojsk kubańskich z Angoli i RPA z Namibii) jednak już kilka miesięcy później poprosili Waszyngton o wznowienie rozmów. Do spotkania doszło w styczniu 1987 r., jednak nie było zbyt owocne. Już w kwietniu 1987 r. rząd USA zdecydował o zwiększeniu pomocy dla UNITA z 18 na 40 mln. USD. Do rozmów z Amerykanami sceptycznie podchodzili również Angolczycy, a Raul Castro ostrzegał przed zbyt daleko idącymi ustępstwami. Ze szczególną nieufnością Kuba patrzyła na RPA, podkreślając, że Pretoria zdradziła podpisany w 1984 r. pakt z Mozambikiem, kontynuując wsparcie dla opozycyjnej organizacji i podsycając tym wojnę domową w kraju. Zdaniem Kuby podobna sytuacja nastąpiłaby w przypadku Angoli – nawet wycofanie wojsk południowoafrykańskich z Namibii nie gwarantowałoby, w opinii Hawany, bezpieczeństwa terytorium Angoli. Trwałe uspokojenie sytuacji można byłoby osiągnąć tylko wówczas, gdy Pretoria odrzuci politykę segregacji rasowej i zdecyduje się na daleko idące reformy państwa.
Spotkanie Sowietów z Amerykanami w sprawie Angoli i Namibii miało miejsce w Waszyngtonie w grudniu 1987 r. Stanowiska obydwu stron były umiarkowane, a rozmowy przebiegały w spokojnym tonie. Sowieci zapewnili Reagana, że Kuba nie dąży do militarnego zwycięstwa w Angoli i nie chce eskalacji konfliktu. Zdaniem Moskwy i Hawany potrzebne jest rozwiązanie polityczne i jak najszybsza gwarancja dla niepodległości Namibii. Styl negocjacji nie przełożył się jednak na sytuację na polu bitwy. Już w sierpniu 1987 r. Angola, Kuba i SWAPO z jednej strony, a RPA i UNITA z drugiej zaangażowały wszystkie siły w rozpoczynającą się bitwę pod Cuito Cuanavale – największym od czasów bitwy pod El Alamein z 1942 r. starciu lądowym w Afryce. Bitwa trwała do końca marca 1988 r. – wówczas, gdy w Waszyngtonie rozmawiali Gorbaczow i Reagan. Ze względu na prowadzone negocjacje Moskwa przez kilka tygodni nie odpowiadała na prośby Hawany o kolejne dostawy broni. Fidel Castro czuł się zawiedziony, a jego młodszy brat - krewki i superodważny Raul, w geście protestu, odmówił wyjazdu do Moskwy na obchody 70 rocznicy powstania Armii Czerwonej. Dla Kremla był to niepokojący sygnał. Mimo że Gorbaczow liczył na ograniczenie sowieckiego wsparcia wojny w Afryce, to coraz bardziej dramatyczne depesze z Hawany i Luandy z prośbami o przysłanie obiecanych wcześniej maszyn i amunicji spowodowały zmianę zdania tego ostatniego komunistycznego sekretarza generalnego KPZS. W styczniu 1988 r. Moskwa wysłała do Angoli kolejną transzę ciężkiego sprzętu. Choć niełatwo było przyjąć to do wiadomości władzom Kremla, to ich wpływ na rozwój sytuacji w Angoli bezpowrotnie się zakończył. Kampania w Angoli należała do Hawany i choć Rosjanie byli o wszystkim informowani, przestano konsultować z nimi dalsze decyzje. Mimo to aż do pierwszej połowy 1988 r. Moskwa nie zaprzestała popierania angolskiej MPLA, odrzucając w całości stanowisko Waszyngtonu związane z konstruktywnym porozumieniem i oficjalnie głosząc, że powiązanie sprawy Angoli i Namibii przez Amerykanów zablokowało możliwość dalszych negocjacji. Związek Sowiecki zmienił jednak zdanie w tej sprawie kilka miesięcy później (marzec 1988), nie przeszkadzało to jednak, aby miesiąc później, w czasie wizyty w Angoli sowieckiego wysłannika Adamiszyna Sowieci ponownie wyrazili pełne poparcie dla działań MPLA i skrytykowali amerykańskie wsparcie dla UNITA, określając je jako blokujące jakiekolwiek rozwiązania na południu Afryki. Można uznać ten gest za czysto propagandowy – Moskwa chciała wyjść z twarzą z południowoafrykańskich konfliktów oraz, rzecz jasna, nie demonstrować publicznie dezaprobaty dla działań swoich sojuszników. W dniach 18–19 maja podczas spotkania z amerykańskim wysłannikiem Crockerem w Lizbonie Adamiszyn wyraził bowiem chęć współpracy Moskwy z Waszyngtonem w rozwiązaniu problemów wokół Angoli i Namibii. Porozumienie między mocarstwami zostało potwierdzone podczas szczytu w Moskwie dwa tygodnie później.
W maju 1988 r. w Londynie doszło do spotkania wszystkich stron zaangażowanych w konflikt w Afryce Południowej. Po raz pierwszy delegacje Kuby i RPA spotkały się osobiście, co na świecie uznano za duży postęp w kierunku podpisania porozumień pokojowych. Konferencja nie zakończyła się jednak sukcesem. Pretoria, która kilka dni wcześniej uzgadniała stanowisko z dowódcą UNITA Jonasem Savimbi, liczyła jedynie na zapoznanie się ze stanowiskiem innych stron. RPA nadal nie była gotowa na pełną implementację Rezolucji 435 w sprawie Namibii, co, jak po raz kolejny podkreślali przedstawiciele Angoli, Kuby i SWAPO, było podstawowym warunkiem dalszych rozmów. Pewność siebie Kubańczyków podyktowana była udaną ofensywą na południu Angoli, prowadzoną niemal równolegle do rozmów w Londynie. Nową taktyką było sukcesywne przesuwanie wojsk w kierunku granicy z Namibią na rzece Kunene, co powodowało dezorientację przeciwników i poważne obawy, że Kuba planuje wkroczyć do Namibii. Liczono, że londyńskie negocjacje z pozycji siły zdeprymują Pretorię i zmuszą ją do ustępstw. Tak się jednak nie stało. Choć zbliżające się do rzeki Kunene połączone oddziały Kubańczyków, PLAN (zbrojnego skrzydła namibijskiej organizacji niepodległościowej SWAPO) oraz wojsk rządowych Angoli stwarzały realne zagrożenie dla wojsk południowoafrykańskich w Owambolandzie (północna część Namibii), Pretoria pozostała bierna, nie chcąc reagować zbyt pochopnie. Nawet Moskwa zaczęła obawiać się działań sojuszniczych wojsk w Angoli i radziła Luandzie rezygnację ze wszelkich nazbyt ryzykowanych posunięć, a Hawanie – zatrzymanie wojsk. Fidel Castro zdawał sobie sprawę z tego, że kroczy po bardzo cienkiej linii, a jego działań nie pochwala nawet Kreml. Jego celem nie było jednak przekroczenie granicy z Namibią. Wiedział, że konsekwencje takiego czynu byłyby trudne do przewidzenia – zakładał nawet, że w przypadku wejścia w granice Namibii (którą RPA uznawał niemal za integralną część swego państwa) Pretoria mogłaby użyć pocisków nuklearnych. Niemniej liczył na to, że sama obecność Kubańczyków na południu Angoli będzie niepokoiła Pretorię i Waszyngton, co sprawi, że będą bardziej skłonni do negocjacji.
Przed szczytem w Moskwie doszło do spotkania między negocjatorami USA i Sowietów: Chesterem Crockerem, a Anatolijem Adamiszynem w Lizbonie. Crocker próbował się dowiedzieć, co Moskwa wie na temat kubańskich planów przekroczenia rzeki Kunene. Adamiszyn przekazał, że Fidel osobiście zapewniał go, że najwłaściwszym krokiem RPA będzie jak najszybsze opuszczenie terytorium Namibii, a wówczas wszelkie działania wojsk kubańskich zostaną ograniczone. Crocker wyczuł, że Adamiszyn nie mówi całej prawdy, odpowiadając, że Moskwa, jak widać, nie może lub nie chce wpłynąć na swego sojusznika. Kreml nie zamierzał jednak rozwiewać obaw Białego Domu. Adamiszyn i Fidel ustalili już wcześniej, że zapewnienie o niewejściu wojsk kubańskich do Namibii pojawi się dopiero podczas ostatecznych negocjacji pokojowych. Do tego czasu zaś zarówno USA, jak i władze RPA mieli być trzymani w niepewności.
Przed wyjazdem Reagana do Europy na konferencji prasowej w maju 1988 r. legenda dyplomacji amerykańskiej związana z Republikanami - Rozanne Ridgway, stwierdziła, że podjęte niedawno porozumienie w sprawie wycofania wojsk sowieckich z Afganistanu daje nadzieję do ustalenia kompromisu w sprawie Angoli i Namibii. Podkreśliła, że rozmowy dotyczące południa Afryki w ostatnim czasie się zintensyfikowały, czego dowodem są spotkania władz RPA z przedstawicielami Kuby i Angoli, pierwsze od czterech lat. Dobrej myśli był także sekretarz stanu George Shultz. W memorandum adresowanym do Reagana bezpośrednio przed szczytem, zawierającym ostatnie ustalenia zespołów negocjujących z Rosjanami, pisał, że „Moskwa wykazuje ciche poparcie dla amerykańskich wysiłków na południu Afryki, a to może być kluczowe dla przyjęcia zadowalających rozwiązań”. Jego zdaniem szczyt w Moskwie będzie dobrą okazją, aby to sprawdzić.
Szczyt ten rozpoczął się 29 maja 1988 r. Kwestię Namibii i Angoli poruszono kilkukrotnie. Zarówno Gorbaczow, jak i Reagan zgodzili się, że nie należy ustawać w wysiłkach dążących do osiągnięcia porozumienia na południu Afryki – przynajmniej częściowo – do września 1988 r., czyli dziesiątej rocznicy uchwalenia rezolucji 435 przez Radę Bezpieczeństwa ONZ. Zaznaczono, że problemy te uda się z pewnością rozwiązać, jeśli utrzymana zostanie dotychczasowa ścisła współpraca obydwu mocarstw. W Moskwie Chester Crocker spotkał się z Adamiszynem oraz Szewardnadzem. Podkreślił, że tylko dobra wola ze strony Kuby i Angoli jest w stanie rozwiązać konflikt. Jedynym rozwiązaniem zaś było, w jego opinii, wycofanie wojsk Fidela Castro z Afryki. Szewardnadze, choć niechętnie, zgadzał się z Crockerem. Przyznał, że niepodległość Namibii jest sprawą najwyżej wagi i zgodził się porozmawiać z przywódcami Angoli i Kuby o możliwych ustępstwach. Szewardnadze, podobnie jak wcześniej Reagan, wyraził nadzieję, że pewne porozumienia są możliwe do osiągnięcia do września 1988 r. Po otrzymaniu tej informacji wspomniany George Shultz wyraził sceptycyzm wobec zapowiedzi, aby Kreml faktycznie dążył do tak szybkiego porozumienia. Niemniej wolał, gdy Sowieci wykazywali nadmierny optymizm niż, jak w jego opinii czynili dotąd, przeszkadzali w osiągnięciu porozumienia.
Jednak stanowisko Kremla, szczególnie wobec Angoli, faktycznie się zmieniło. Po początkowym, zdecydowanym odrzucaniu jakiegokolwiek powiązania sytuacji Namibii z wojną w Angoli na początku 1987 r. władze Związku Sowieckiego były gotowe na – przynajmniej częściowe – przyjęcie wykładni prezentowanej przez administrację Reagana. Decyzja ta była następstwem zmiany kursu dotyczącego międzynarodowego zaangażowania ZSRS na różnych frontach. W tym samym okresie bowiem powzięto decyzję o stopniowym wycofywaniu się z Afganistanu i Kambodży. W rezultacie zmiana retoryki zaowocowała akceptacją tezy, że pokojowe rozwiązanie problemu Namibii będzie możliwe tylko wtedy, gdy obce wojska opuszczą terytoria Angoli i Namibii. Przyjęcie tej opinii nie było łatwe i dla Moskwy wiązało się z daleko idącymi ustępstwami, które nie do końca ją zadowalały. Obawiano się, że podpisanie ugody w sprawie Angoli i porozumienie w kwestii Mozambiku (był on pierwszym krajem na południu Afryki, gdzie Sowiety i USA pracowały wspólnie w celu rozwiązania konfliktu wewnętrznego, pomagały stronie rządowej prezydenta Chissano w walce z opozycyjnym ugrupowaniem RENAMO, wspieranym przez RPA) odetnie dostęp do baz i zaopatrzenia oddziałom ANC (Afrykańskiego Kongresu Narodowego), walczącym przeciwko rasistowskim władzom RPA, co tylko przedłuży funkcjonowanie apartheidu. ZSRS wciąż liczył na powodzenie powstania ANC i ostateczne przejęcie przez nich władzy, co znacznie zbliżyłoby RPA do Związku Sowieckiego. Ponadto z pewnością frustrujące było dla Kremla przyznanie, że jego dotychczasowa polityka na południu Afryki poniosła klęskę, gdyż to otwierało drzwi dominacji USA w tej części świata jako najważniejszego mediatora. ZSRS nie był w stanie podyktować militarnego rozwiązania konfliktów w tej (i innych) częściach świata. Koszty takich działań ciągle wzrastały, a Moskwa nie była w stanie dorównać na tej płaszczyźnie hegemonii USA. Według jednego z sowieckich analityków koszty, jakie ponosił ZSRS w ramach pomocy angolskiej MPLA, były nawet 10–20 razy większe niż środki, jakie USA przekazywały opozycyjnej organizacji UNITA. Nie przekładało się to jednak na efektywność działań ich sojuszników. Jednocześnie, godząc się na pewne rozwiązania polityczne, Związek Sowiecki nie chciał być kojarzony z nieustępliwą postawą Angoli i Kuby, które naciskały na dalsze zbrojenia i kontynuowanie walk. Występując w roli swego rodzaju mediatora, Moskwa stała się łącznikiem między swoimi sojusznikami a rządem RPA.
Porozumienie między dwoma mocarstwami stawało się faktem. Szczyt w Moskwie stanowił rzeczywisty przełom, na co bez wątpienia wpływ miała klęska rozwiązań militarnych w tej części świata. Przedłużające się walki między ścierającymi się stronami nie gwarantowały podpisania zawieszenia broni ani tym bardziej faktycznego rozwiązania całości konfliktów na południu Afryki. Postęp był jednak oczywisty dla wszystkich. Zgodnie z obietnicą Szewardnadzego Moskwa rozpoczęła rozmowy z władzami Angoli. Początkowo prezydent dos Santos nie był zbyt chętny do prowadzenia negocjacji, obawiając się, że każde ustępstwo wobec Zachodu wyniesie do władzy przeciwną mu partię UNITA, popieraną przez Waszyngton. Jednak wkrótce, w wyniku rosyjskich nacisków, doszło do pierwszych rozmów pokojowych, w których wzięli udział przedstawiciele Angoli, Kuby, USA oraz Związek Sowiecki w roli obserwatora. Namibijscy przedstawiciele z ramienia SWAPO, choć nie zostali dopuszczeni jako strona, byli obecni podczas negocjacji i prowadzili zakulisowe rozmowy. Porozumienie – zgodnie zresztą z zapowiedzią Szewardnadzego – zostało podpisane niedługo później, w grudniu 1988 r., w Nowym Jorku. Postanowienia gwarantowały, że 50 000 żołnierzy kubańskich opuści Angolę do 1 lipca 1991 r., a wojska RPA wyjdą z terytorium Namibii przed 1 listopada 1989 r., niedługo później zaś kraj ten uzyska niepodległość. Ponadto władze RPA zostały zobowiązane do zaprzestania poparcia militarnego dla partii UNITA i miały umożliwić przeprowadzenie wolnych wyborów pod auspicjami ONZ zarówno w Angoli, jak i w Namibii w celu wyłonienia pierwszych władz wolnego państwa. Wszystkie strony przyjęły z ulgą ową ugodę. Mimo że największy finansowy ciężar wojny spoczywał na USA i ZSRS, wszystkie z wymienionych tu państw ponosiły wciąż dotkliwe straty. Wiceminister spraw zagranicznych ZSRS Adamiszyn za „ducha realizmu” podczas negocjacji chwalił szczególnie władze RPA, co było wyraźnym sygnałem w kierunku polepszenia relacji między Moskwą a Pretorią – relacji, które dotąd właściwie nie istniały. Za całokształt rozmów i ich niewątpliwy sukces odpowiedzialni byli w szczególności Adamiszyn oraz Crocker, którzy przez osiem lat wielokrotnie spotykali się w celu omówienia sytuacji w południowej Afryce. Grudniowe rozmowy w sprawie Namibii i Angoli, pokłosie szczytu w Moskwie, Crocker określił jako „przykład wyjątkowej amerykańsko-sowieckiej kooperacji, dzięki której [...] rozwiązano regionalne problemy”. Z dzisiejszej perspektywy taka wypowiedź wydaje się wręcz nieprawdopodobna, ale wszystko to działo się tuż przed upadkiem Związku Sowieckiego.
W wyniku nowojorskich rozmów pierwsze kubańskie oddziały opuściły Angolę już w styczniu 1989 r. W tym samym czasie RPA rozpoczęła wycofywanie swoich wojsk z terytorium Namibii. Pozytywny wkład dla stabilizacji sytuacji w Namibii wniosła też ONZ, potwierdzając implementację wcześniejszych rezolucji Rady Bezpieczeństwa. Choć początkowo nie bez przeszkód i napięć (jeszcze w kwietniu 1989 r., mimo zawieszenia broni, doszło do kolejnych starć między oddziałami namibijskimi i południowoafrykańskimi) dla Namibii rozpoczął się okres szeregu przemian, które ostatecznie doprowadziły do powstania suwerennego państwa. Reformy te nie byłyby możliwe bez współpracy między USA a Związkiem Sowieckim, dwoma mocarstwami, które jako jedyne miały możliwość wpłynąć na swoich sojuszników, mających interesy w tej części Afryki, i zmusić ich do negocjacji przy wspólnym stole. Przyczyn rozwiązania najbardziej palących kwestii w południowej części Afryki było bez wątpienia więcej. Jedną z nich były słabnące w owym czasie możliwości ZSRS i nieustępliwa postawa administracji Reagana, który w Afryce Południowej osiągnął to, co zakładała koncepcja „konstruktywnego porozumienia” autorstwa Chestera Crockera. „Construction engagement” miał rozwiązać kwestie wojny domowej w Angoli i niepodległości Namibii poprzez doprowadzenie do opuszczenia Angoli przez Kubańczyków. Po początkowym jej odrzuceniu przez SWAPO, dos Santosa i Kubańczyków została w końcu zrealizowana, zapewniając pokój Angoli, niepodległość Namibii i przyczyniając się do upadku apartheidu w RPA. Sytuacja wewnętrzna w RPA, gdzie władze, osamotnione i bojkotowane na arenie międzynarodowej, szukały porozumienia z przywódcami ANC i próbowały, w jak najmniej szkodzący sobie sposób, wydostać się z konfliktu namibijskiego była nie do przecenienia.
Republika Namibii, po ponad siedmiu dekadach południowoafrykańskiej dominacji na swoim terytorium, ogłosiła niepodległość 21 marca 1990 r. Jej pierwszym prezydentem został wybrany Sam Nujoma, założyciel SWAPO, który po 30 latach wygnania wrócił do swojej ojczyzny i poprowadził SWAPO do zwycięstwa wyborczego w nadzorowanych przez ONZ wyborach w listopadzie 1989 r. Mimo oskarżeń o bycie marksistą, Nujoma okazał się pragmatykiem i zwolennikiem skandynawskiej wersji demokratycznego socjalizmu. Na początku swojego urzędowania Nujoma nie miał łatwo, ale w końcu w 1992 r. porozumiał się z RPA co do wspólnej granicy, w wyniku czego RPA przekazała w 1994 r. kontrolę nad swoją dotychczasową enklawą, Walvis Bay. Z kolei w 1994 r. powstała nieliczna Armia Wyzwoleńcza Caprivi - grupa separatystów dążąca do odłączenia od reszty kraju regionu Caprivia. Po atakach separatystów na posterunki policji i wojska w Caprivii Nujoma wprowadził na tych terenach stan wyjątkowy, uzyskał wsparcie Angoli (gdyż separatyści byli wspierani przez antyrządowe jednostki UNITA) i wraz z armią namibijską rozbił separatystów do końca 1999 r. W 1994 r. Nujoma uzyskał reelekcję, a w 1998 r. kontrolowany przez SWAPO parlament zmienił konstytucję, która pozwoliła Nujomie startować w kolejnych wyborach. Wywołało to krytykę zarówno zagranicy, jak również wielu Namibijczyków, jednak Nujoma bez najmniejszych problemów wygrał kolejne wybory (1999). Następnie zapowiedział, że nie będzie ubiegał się o czwartą elekcję i o dziwo dotrzymał słowa, co w Afryce jest czymś niezwykłym. Ustąpił w 2005 r. i pokojowo przekazał władzę swojemu demokratycznie wybranemu następcy - Pohambie, co stało się odtąd dobrą tradycją. Następcą Pohamby w 2015 r. został inny weteran SWAPO - Hage Geingob, wieloletni premier Namibii w czasach Nujomy, ale też Pohamby. Przekazanie władzy odbyło się pokojowo i w sposób demokratyczny.
Od uzyskania niepodległości ten liczący zaledwie 2,4 mln. mieszkańców kraj odnotował ogromne osiągnięcia, zwłaszcza w drugiej dekadzie XX w. Ważnym źródłem sukcesu Namibii było skupienie się rządu na edukacji. W krajach rozwiniętych darmową edukację na poziomie podstawowym i średnim ludzie uważają za coś oczywistego. W wielu jednak państwach rozwijających się za naukę w szkołach średnich – a nawet i podstawowych – płaci się czesne. Często ich rządy wprowadziły czesne jako formę „odzyskiwanie kosztów”. W Namibii edukacja w publicznych szkołach podstawowych jest darmowa, a po 2017 r. darmowe są także publiczne szkoły średnie. Rząd Namibii jest także aktywny w innych istotnych dziedzinach. Wysiłki na rzecz likwidacji malarii doprowadziły w ciągu dekady do zmniejszenia liczby jej przypadków o 97%. Wbrew globalnej tendencji do zwiększania nierówności, w Namibii współczynnik Giniego zmniejszył się od 1993 roku o 15 punktów proc. (prawda, że z poziomu, zaliczanego do jednego z najwyższych w świecie), lecz jest on nadal niezwykle wysoki (64,2 w 2019 r.) - drugi najwyższy na świecie po RPA. Stopa ubóstwa spadła o więcej niż połowę, z 69% w 1993 r. do niespełna 30% w 2018 r. W podobnym stopniu zmalał – z 53 do 23% – wskaźnik ubóstwa skrajnego. Chodzi w nim o liczbę ludzi, którzy muszą utrzymywać się za niepełna 1,90$ dziennie.
Rewelacyjnie wygląda Namibia pod względem wolności prasy. „Reporterzy bez granic” oceniają Namibię w tym względzie nie tylko najwyżej w Afryce, ale w tym rankingu kraj ten znacznie wyprzedza USA i inne bogate kraje. Namibia zyskuje również wysokie oceny - zaliczane do najwyższych w Afryce - w obliczanym przez Transparency International wskaźniku postrzegania korupcji. Mimo spadku cen surowców Namibia zdołała utrzymać silny wzrost PKB – w 2015 r. było to 4,5%, a przeciętne roczne tempo jego zwiększenia w latach 1991-2014 wyniosło prawie 4,2%. Jednocześnie relacja długu publicznego do PKB utrzymuje się w pobliżu 25%, czyli na poziomach dużo niższych niż w Europie czy w USA.
Namibia ma oczywiście swoje problemy. Stopa bezrobocia jest uporczywie wysoka – prawie 28% (przynajmniej według tradycyjnych mierników). Poza tym podobnie jak inne kraje tego regionu zmaga się z wysokim poziomem zarażeń HIV/AIDS, niemal 17% mieszkańców miało w 2016 r. pozytywny wskaźnik HIV. Bank Światowy zalicza Namibię do krajów średnio zamożnych, ale jej władze podkreślają, że jest krajem rozwijającym się. Namibia rzeczywiście przeżywa pewne trudności, charakterystyczne dla gospodarek mniej rozwiniętych. Musi przecież rozwijać kraj bardzo duży, z jałowymi ziemiami i małą populacją. Obejmuje ona odosobnione pustynne wspólnoty myśliwsko-zbierackie nomadów, których trzeba jakoś – bez utraty tożsamości – włączać do nowoczesnego społeczeństwa. Integracja ludzi, którzy jeszcze ćwierć wieku temu znajdowali się na marginesie gospodarki globalnej, dla każdego kraju stanowiłaby zadanie gigantyczne. W przypadku Namibii jest ono jeszcze trudniejsze. Musi się ona – jak chyba żaden kraj na świecie – mierzyć ze skutkami zmian klimatycznych. Tworząca zróżnicowaną gospodarkę i spójne społeczeństwo Namibia do tych problemów podchodzi jednak ze spokojem. Warto odnotować, że rywalizujące ze sobą w okresie walki o wolność ugrupowania podjęły razem pracę dla wspólnego dobra. Namibia zapewnia na przykład tanią opiekę zdrowotną nie tylko własnym obywatelom, ale i sąsiadom. W północnej Namibii ok. 15-20% wizyt w ośrodkach zdrowia przypada na obywateli Angoli. W obszarach przygranicznych Angolańczycy często przejeżdzają na drugą stronę, by w Namibii korzystać z dobrej jakości usług medycznych.
Namibijczycy nie myślą o budowie muru między ich krajem a biedniejszymi i skorumpowanymi sąsiadami. Dobrze rozumieją, że sąsiadów się nie wybiera i że lepiej z nimi współdziałać – w podziale skąpych zasobów wody, we współpracy regionalnej, w opiece zdrowotnej, w przyciąganiu inwestycji i w wymianie studentów. Ponadto rząd Namibii rozumnie uznał, że obfitość bogactw naturalnych może się łatwo stać przekleństwem i prowadzić do tego, że nieliczni wzbogacą się kosztem wielu. Władze wiedzą, że jeśli naturalnych bogactw Namibii nie zainwestuje się w infrastrukturę i w produkcyjne umiejętności mieszkańców, to czerpanie z tych zasobów nie wzbogaci kraju, ale doprowadzi do jego zbiednienia. Wiedzą również, że gdyby nie starały się z zasobów kraju zachować jak najwięcej dla Namibijczyków, byłyby nieodpowiedzialne – i zastanawiają się, jak zmienić przepisy o inwestycjach i jak skorygować umowy o wydobycie, żeby mieć pewność, że tak właśnie jest. Kluczowe znaczenie dla tego procesu ma przejrzystość działania – i właśnie z tego względu tak istotny jest fakt, że rząd wspiera wolność prasy. Prezydent Hage Geingob twierdzi, że to, co pisze prasa, często mu się nie podoba. Dodaje jednak w tym samym zdaniu, że skoro jednak Namibijczycy wywalczyli wolność od południowoafrykańskiego apartheidu, to Namibia musi tej zdobytej wolności bronić. Poza tym Geingob zdaje sobie dobrze sprawę, że przejrzystość chroni go przed żądaniami przywilejów ze strony firm i innych grup interesu. Nie wszystkim głównym bogactwom Namibii grozi wyczerpanie. Niektóre – jak zasoby rybne – są odnawialne, a rząd bardzo się stara, żeby je zachować i rozwijać. Co najważniejsze, Namibii w odróżnieniu od większości uzależnionych od surowców gospodarek krajów udało się zdywersyfikować gospodarkę. Udało się do tego stopnia, że usługi tworzą ponad 60% PKB, w czym główną rolę odgrywa turystyka: do kraju przybywa rocznie ponad milion turystów.
Nie ma się co dziwić. Namibia to jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie, a jej mieszkańcy dbają o środowisko i chronią zwierzęta. Jakieś sto lat temu kolonialiści – ówczesny „1% najbogatszych” – polowali dla rozrywki i zdziesiątkowali populację nosorożców i słoni. Obecnie miejscowi naukowcy ponownie osiedlają te zwierzęta na Skeleton Coast i w innych częściach kraju. Część środków na ten cel pochodzi – jak na ironię – od obecnego „1%”, z przekazywanych przez nich donacji. Przykład Namibii pokazuje, że nawet kraje, startujące w bardzo niekorzystnych okolicznościach – w skrajnych warunkach rasizmu, kolonializmu, nierówności i braku rozwoju – mogą nakreślić drogę do dzielonego przez wszystkich dobrobytu. Jej osiągnięcia zasługują na międzynarodowe uznanie – i na naśladownictwo, nie tylko w Afryce.
Niedawno wzdłuż wybrzeża Namibii odkryte zostały bardzo duże pokłady ropy naftowej szacowane na ponad 11 mld. baryłek. Wg. państwowego koncernu naftowego NAMCOR w 2035 r. Namibia będzie jednym z 15 największych producentów ropy na świecie. Prowadzone przez Shella i TotalEnergies wiercenia były niezwykle obiecujące i potwierdziły komunikat NAMCOR. Do tej pory w Namibii ropa naftowa nie była wydobywana, a całe jej zapotrzebowanie pokrywał import z Angoli, Nigerii i Zatoki Perskiej. W odwiercie Venus-1X wykonanym przez TotalEnergies pod dnem Atlantyku na głębokości ok. 1km potwierdzono złoża ok. 5,1 mld. baryłek ropy. Z kolei 2 odwierty Shella potwierdziły istnienie 5,1 mld. oraz między 1,5 a 2 mld. baryłek. Brakuje jeszcze specjalistycznych badań sejsmicznych, ale można już wyciągnąć wniosek, że na mapie świata wkrótce pojawi się nowy istotny gracz z dużymi złożami ropy. Do końca 2023 r. powinny być przedstawione plany uruchomienia wydobycia ropy. Z dużym prawdopodobieństwem TotalEnergies jako pierwszy podejmie się komercyjnego zagospodarowania złoża. W Namibii praktycznie nie istnieje żadne zaplecze na wybrzeżu przygotowane do przechowywania i przerobu pozyskanej z morza ropy. Brakuje także naftoportu, który byłby wykorzystywany do załadunku tankowców. W początkowej fazie eksploatacji konieczny będzie załadunek bezpośrednio na morzu z pływających magazynów. Działalność poszukiwawczą prowadzą także inne koncerny, w tym Chevron, ExxonMobil czy Galp Energia, zatem obecna jest cała czołówka światowa. To wszystko może sprawić, że już w 2035 r. Namibia rzeczywiście stanie się czołowym producentem ropy na świecie. W każdym z odkrytych złóż NAMCOR ma 10% udziałów, ponieważ takie zapisy umowne narzucił rząd w udzielanych koncesjach na poszukiwanie węglowodorów w Namibii.
Innym realnym planem prezydenta Geingoba są ambitne wodorowe projekty inwestycyjne. Mają one być realizowane w Luederitz, mieście portowym, które niegdyś korzystało z boomu na wydobycie diamentów, obecnie jednak zmaga się z wysokim bezrobociem. Wg. BBC, do oddzielenia cząsteczek wodoru od odsolonej wody będzie wykorzystywana energia odnawialna ze słońca i wiatru. Uzyskane cząsteczki będą następnie stosowane do produkcji wielu produktów, w tym zrównoważonych paliw. Inwestycja ma pozwolić na produkcję ok. 300 tys. ton zielonego wodoru rocznie. Hyphen Hydrogen Energy ma rozpocząć produkcję wodoru w Namibii już w 2026 r. Kontrakt został podpisany na 40 lat. Inwestor twierdzi, że sama budowa zapewni 15 tys. bezpośrednich miejsc pracy i 3 tys. więcej podczas pełnej działalności. 90% z nich ma zostać obsadzonych przez miejscowych. Geingob i jego rząd chcą przekształcić Namibię w supermocarstwo wodorowe. Mają oni nadzieję pozyskać stosowny kapitał i finansowanie międzynarodowe również dla innych inwestycji w rolnictwie, logistyce i energetyce. Planowane jest utworzenie zielonych pociągów wodorowych oraz rurociągów umożliwiających handel z sąsiadami. To też pomysł na poprawę warunków życia Namibijczyków i zmniejszenie bezrobocia. Namibia podpisała umowy inwestycyjne z Niemcami, Belgią i Holandią oraz szuka kolejnych partnerów gotowych zainwestować w wodorowe projekty, które wymagają nakładów rzędu 9,4 mld. USD, przy PKB Namibii na poziomie 10,7 mld. USD (2020). Główną przeszkodą dla Namibii może być zbyt mała liczba potencjalnych inwestorów oraz konkurencja ze strony innych krajów afrykańskich. RPA, Kenia i Nigeria przygotowują podobne projekty wodorowe, jednak projekty Namibii są jak dotąd najbardziej zaawansowane.
Gospodarka Namibii jest niewielka (PKB wynosiło 24 mld. USD w 2022 r.), po załamaniu pandemicznym (spadek PKB w 2021 r. wyniósł aż -8%) PKB wzrósł o 3,5% (2022), a przewidywany wzrost w 2023 r. ma wynieść 4,6%. Kraj nie miał większych problemów z inflacją, w 2021 r. wynosiła ona jeszcze 2,2%, ale w 2023 r. przekroczyła już 6%. Postpandemiczny deficyt był stanowczo zbyt wysoki (-8,2% w 2021 r., który w kolejnych latach nie spadał oscylując wokół 8%), podobnie jak deficyt na rachunku bieżącym (nadwyżka w wysokości 2,8% PKB w 2021 r. przekształciła się w bardzo wysoki deficyt -9,6% w 2022 r. i -10,8% w 2023 r.). Nic zatem dziwnego, że dług publiczny wzrósł z 70% (2021) do 76,5% w 2023 r. Dług jest jak na wielkość kraju stanowczo zbyt wysoki, co czyni gospodarkę w nadmiernym stopniu wyeksponowaną na szoki zewnętrzne czy katastrofy klimatyczne, a rząd nie dysponuje praktycznie żadną poduszką fiskalną. Gospodarka jest w nadmiernym stopniu uzależniona od sektora wydobywczego i RPA. Stanowczo zbyt duże jest też bezrobocie, a epidemia AIDS nadal nie do końca kontrolowana. Kraj jest liczącym się w świecie producentem diamentów, uranu, złota, cyny czy miedzi. Dobrze rozwinięte jest rybołówstwo. Namibia dysponuje dobrą infrastrukturą drogową, co przy afrykańskich standardach i wielkości kraju budzi podziw. Zachodnie standardy demokracji i stabilna sytuacja polityczna (brak zamachów stanu) czynią ten kraj wyjątkowym nie tylko w Afryce.
Wzrost gospodarczy napędzany jest głównie wzrastającą produkcją diamentów, złota i uranu i ich wzrastającymi cenami na rynkach światowych. Popyt na diamenty wzrósł na skutek skutecznych sankcji USA i UE wobec Rosji po agresji Putina na Ukrainę w lutym 2022 r. W szczególności sankcje dotknęły rosyjskiego producenta diamentów - Alrosa, którego udział w światowym rynku diamentów przed wojną na Ukrainie wynosił aż 30%, co otworzyło nowe możliwości ekspansji dla diamentów namibijskich i spowodowało wzrost ich ceny. Ten trend utrzymywał się też w 2023 r. Dodatkowo wzrost gospodarczy napędzany jest przez turystykę, która nie tylko powróciła do przedpandemicznej świetności, ale znacznie wzrosła liczba turystów odwiedzających Namibię. O ile turystyka i wysokie ceny diamentów i złota napędzają wpływy eksportowe, to z drugiej strony utrzymujące się od długiego czasu wysokie ceny żywności oraz energii negatywnie wpływają na wzrost importu i wspomniane pogorszenie sytuacji na rachunku obrotów bieżących oraz sytuacji fiskalnej kraju. Przewidywania analityków Banku Światowego wobec perspektyw rozwojowych Namibii są wprawdzie optymistyczne, ale wskazują na bardzo ograniczone pole manewru rządu w polityce fiskalnej, a to właśnie inwestycje publiczne w przeszłości były jednym z motorów wzrostu gospodarczego. Innym problemem jest niepewność wobec perspektyw produkcji rolnej. Lwia część rolnictwa uzależniona jest od dostępności wody i opadów deszczu oraz bardzo wolatylnych w ostatnich latach warunków pogodowych. Ponadto wskazuje się na wysokie ceny nawozów oraz paszy dla zwierząt przez co koszty produkcji rolnej stałe wzrastają i dodatkowo pogarszają i tak napięty bilans handlowy kraju. W końcu zacieśnienie monetarne (zarówno globalne jak lokalne) powinno przyczynić się do ograniczenia deficytu obrotów bieżących, ale nie jego zlikwidowania (zwiększone wpływy z eksportu są w dużej mierze rekompensowane przez wysokie koszty importu). Część deficytu jest finansowana przez napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych, w szczególności w sektorze wydobycia ropy i gazu, ponadto wojna na Ukrainie spowodowała, że opłaty z royalties zwłaszcza z wydobycia diamentów oraz zmniejszonych wydatków zdrowotnych po ustąpieniu pandemii koronawirusa trochę polepszyły sytuację budżetu. Niemniej w krótkim okresie nie widać woli rządu do ograniczania wydatków budżetowych, w maju 2022 r. wprowadzone zostały np. subsydia do paliw, które w 2023 r. przedłużono na czas nieograniczony. Nie widać też woli poważnego zmierzenia się ze wzrastającą inflacją. W takiej sytuacji deficyt budżetowy będzie finansowany przez emisję długu, co zwiększy deficyt finansów publicznych, na szczęście jego struktura to w ponad 70% dług wobec inwestorów krajowych, co zmniejsza ryzyko kryzysu finansowego. Z kolei ok. 40% długu zagranicznego jest wobec międzynarodowych instytucji finansowych (MFW, Afrykański Bank Rozwoju), a 50% emisji wszystkich euroobligacji miało miejsce w drugiej dekadzie XXI w.
Nic nie wskazuje na to, by po wyborach w 2024 r. SWAPO utraciło pozycję hegemona na namibijskiej scenie politycznej, którą dzierży nieprzerwanie od uzyskania niepodległości w 1990 r. Lider SWAPO Geingob uzyskał bez problemów reelekcję w 2019 r. Mimo utraty popularności na skutek problemów gospodarczych po 2016 r., lockdownu gospodarki spowodowanego koronawirusem oraz utrzymującymi się nierównościami społecznymi SWAPO pozostaje murowanym faworytem wyborów w 2024 r. Na kongresie partii w 2022 r., zgodnie z tradycją został mianowany wiceprezydent (Nandi-Ndaitwah), który z dużym prawdopodobieństwem zastąpi Geingoba po kolejnych wyborach na stanowisku szefa państwa. Kontrowersyjna kwestia redystrybucji ziemi na korzyść czarnej większości populacji (czarni posiadali w 2023 r. zaledwie 16% całego areału ziemi uprawnej w Namibii) wymaga pilnej reakcji rządu, gdyż jest pozostałością historycznych podziałów tego kraju. Dziwne, że przez ponad 3 dekady niepodległości Namibii nie została zaadresowana i rozwiązana. Klimat biznesowy kraju, mimo że odróżniający się zdecydowanie pozytywnie na tle innych narodów afrykańskich, powinien być poprawiony w zakresie szybkich ograniczeń wszechwładnej i powolnej biurokracji. Inaczej Namibia zostanie szybko wyprzedzona przez inne kraje afrykańskie, które podjęły z nią walkę. Panosząca się biurokracja to niewątpliwie duża przeszkoda na drodze do realizacji ambitnych strategii rozwoju kraju.
Od uzyskania niepodległości rząd SWAPO wbrew swej politycznej proweniencji kieruje się zarządzając gospodarką zasadami gospodarki rynkowej. To dlatego bardzo stara się przyciągać inwestycje zagraniczne do kraju. Liberalna ustawa o inwestycjach zagranicznych z 1990 r. wprowadziła gwarancje przeciw przymusowej nacjonalizacji, swobodę transferu kapitału i transferów zysków za granicę, wymienialność lokalnej waluty czy gwarancje uczciwych procesów w przypadku sporów. Namibia pragmatycznie próbuje podchodzić do wrażliwych kwestii reform rolnych i własności ziemi, jednak rząd należy skrytykować za to, że nadal próbuje utrzymać kontrolę nad szeregiem spółek, takich jak TransNamib czy NamPost, duża część z nich wymaga permanentnego dofinansowania, by utrzymać płynność. Prywatyzacja kilkunastu przedsiębiorstw w nadchodzących latach mogłaby stymulować napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych, ale na jej przeszkodzie stawały związki zawodowe i niechętni jej politycy.
Mimo prób industrializacji gospodarki, pozostaje ona uzależniona od eksportu surowców (przede wszystkim diamentów), ryb czy drobiu. Uzależniony od RPA pozostaje też import Namibii, aż 47% importu pochodzi z tego kierunku (2022). Namibia jest członkiem GATT (od 1993), sygnatariuszem Rundy Urugwajskiej (1994) jak również członkiem MFW i Banku Światowego. Dzięki swojemu niewielkiemu rynkowi wewnętrznemu, lecz doskonałemu, strategicznemu położeniu geograficznemu i jeszcze lepszej sieci transportowej i komunikacyjnej, Namibia jest liderem regionalnej integracji gospodarczej. Prócz członkostwa w SADC (Southern African Development Community) Namibia wraz z RPA, Botswaną, Lesotho i Swazilandem należy do Południowoafrykańskiej Unii Celnej (SACU), która powoduje, że nie obowiązują cła na towary produkowane i transportowane między tymi krajami.
We wrześniu 1993 r. Namibia wprowadziła swoją własną walutę - dolara namibijskiego (N$), który został na sztywno powiązany z randem RPA wg. parytetu 1:1. Mimo, że Namibia pozostaje odtąd we wspólnym obszarze monetarnym z RPA, cieszy się trochę większą elastycznością w polityce pieniężnej chociaż stopy procentowe jak dotąd podążały zawsze w trendzie stóp wyznaczanych przez bank centralny RPA.
Namibia próbuje dywersyfikować swoje relacje handlowe ze światem zewnętrznym i zmniejszyć niezwykle silne uzależnienie od RPA w obrocie towarowym i usługowym. W międzyczasie Europa stała się czołowym rynkiem dla eksportu namibijskich ryb i mięsa, jednocześnie namibijskie grupy wydobywcze dokonywały zakupów maszyn i urządzeń w Niemczech, Wlk. Brytanii, USA i Kanadzie. W szczególności rząd Namibii próbuje wykorzystać potencjał wynikający z umowy AGOA (African Growth and Opportunity Act), który rząd USA zawarł z kilkoma demokratycznymi krajami afrykańskimi, ułatwiając na preferencyjnych warunkach dostęp długiej listy ich towarów na rynek USA. Namibia stała się sporym beneficjentem tej umowy.
Jednak prawdziwym magnesem przyciągającym ponad 1 mln. turystów rocznie z całego świata do tego niezwykłego zakątka Afryki jest piękno jego krajobrazów, niezwykła fauna i flora. Szczególnie piękna jest majestatyczna pustynia Namib, która ma prawie 2 tys. km długości i 80-200 km szerokości. To jedyna prawdziwa pustynia w Afryce na południe od równika, bo Kalahari, największa na świecie połać luźnych piasków (3 razy terytorium Polski), nie jest wystarczająco sucha, aby zasłużyć na miano pustyni. Niekończące się i zmieniające kolor - od wszelkich odcieni żółci po czerwień - wydmy Namibu jednych przerażają, a innych (jak mnie) wprawiają w zachwyt albo inspirują. Wydmy Sussousvlei o wschodzie czy zachodzie słońca to jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Inne ciekawe miejsca to wydmy pustynne spadające bezpośrednio do Oceanu Atlantyckiego, Park Narodowy Etosha, ale przede wszystkim fascynujący interior, który rzadko kogo pozostawia obojętnym. Tym krajem można się albo bezgranicznie zachwycać, albo się go bać. Dla mnie zdecydowanie bliższe jest to pierwsze odczucie.
Comments