Sierra Leone - to kraj o niezwykle fascynującej historii! Warto poznać kilka jej ciekawych epizodów. Przed Rewolucją Amerykańską w Wlk. Brytanii nie było dużo osób pochodzenia afrykańskiego. Większość z nich przybyła z kolonii Ameryki Północnej i z wysp karaibskich kontrolowanych przez Anglików. W 1772 r. niewolnictwo uznane zostało w Anglii za nielegalne, co spowodowało pojawienie się w miastach angielskich sporej liczby wolnych murzynów. Ciekawa jest historia, jak do tego doszło, gdyż fakt ten miał duże znaczenie dla powstania Sierra Leone.
W ówczesnej Anglii dosyć dużą popularnością cieszyła się sekta religijna ewangelików, znanych jako Święci (Saints). Przestrzegali oni twardych rygorów moralnych, nie pili napojów alkoholowych, nie używali żadnych używek, nie przejadali się. Sprzeciwiali się też niewolnictwu, kilku czołowych Świętych poświęciło swoje życie walce z jego likwidacją. Najbardziej prominentnym z nich był Granville Sharp, który odegrał, trochę przez przypadek, decydującą rolę w zniesieniu niewolnictwa. Jeden z braci Sharpa był chirurgiem. Kiedy Granville odwiedził go pewnego dnia, przypadkiem natknął się na czarnoskórego niewolnika - Jonathana Stronga, który został pobity przez swojego właściciela tak mocno, że omal nie stracił wzroku. Jego właściciel uznał najwyraźniej, że Strong był bezwartościowy, dlatego wyrzucił go ciężko pobitego na ulicę. Sharp ze swoim bratem zawieźli Stronga do szpitala, a po tym jak ten odzyskał wzrok, dali mu ubranie i zatrudnili jako służącego. Po 2 latach prawny właściciel Stronga, prawnik z Barbadosu, rozpoznał Stronga jako służącego pracującego u Sharpa, zażądał zwrotu swojej własności i kazał aresztować Stronga. Granville Sharp poszukiwał prawnego wsparcia, by odzyskać Stronga, lecz nie znalazł żadnego prawnika, który podjąłby się prowadzenia sprawy. Mimo braku wykształcenia i jakiegokolwiek doświadczenia prawniczego zdesperowany Sharp zaczął studiować prawo, by samemu prowadzić sprawę Stronga. Umiejętnie sformułował tezę, że każdy niewolnik, który przyjechał do Anglii, automatycznie stawał się wolny i co najbardziej zadziwia, był w stanie ją przed sądem obronić. Przygotował swoje wystąpienie na tyle brawurowo i rzetelnie, że wcześniejszy właściciel Stronga wycofał swój pozew o odzyskanie niewolnika. Ten jednostkowy sukces nie zadowolił Sharpa. Spędził kolejne 5 lat i wygrał sprawę przed Sądem Najwyższym Anglii, który zawyrokował, że niewolnictwo stało się nielegalne w Wlk. Brytanii. Sharp nie był majętnym człowiekiem, by się utrzymać pracował jednocześnie jako urzędnik dla rządu, otrzymywał też wsparcie materialne od swoich dwóch braci, dzięki czemu perfekcyjnie przygotował się do rozprawy. Po 1772 r. problem abolicji czarnoskórych, w międzyczasie rozwiązany, został w środowisku Świętych zastąpiony przez walkę z ich ubóstwem i biedą. Święci z Granvillem Sharpem zaczęli myśleć o zorganizowaniu przesiedlenia czarnej biedoty do terytoriów zamorskich. Rozważane były Sierra Leone, Gambia, Bahamy i Nowy Brunszwik (czyli Kanada). Czarnoskórzy zainteresowani przesiedleniem myśleli, że Sierra Leone było najatrakcyjniejszym miejscem z zaproponowanych lokalizacji, mimo że nikt z nich nie miał o tym miejscu żadnej wiedzy i pojęcia. Rząd brytyjski zaaprobował ten plan i zlecił swojej marynarce zorganizowanie transportu. Z zainteresowanych początkowo 500 murzynów, tylko 300 zdecydowało się przystąpić do ekspedycji, dlatego też rząd wyłapał dodatkowo 200 bezdomnych włóczęgów i przymusowo zamusztrował na statek. Ekspedycja opuściła Londyn w grudniu 1786 r., by dotrzeć do Sierra Leone przed porą deszczową, zaczynającą się w maju. Jednak statek był przetrzymywany w Portsmouth aż do kwietnia ze względu na złą pogodę. W międzyczasie 50 pasażerów zmarło na gorączkę, a kilkudziesięciu innych uciekło ze statku. Ostatecznie na pokładzie znalazło się 411 osób, z czego 300 stanowili czarni mężczyźni, 40 czarne kobiety, kilku białych urzędników oraz 70 białych kobiet, które były albo wdowami albo przyjaciółkami czarnoskórych mężczyzn, podobno jednak większość z nich była londyńskimi prostytutkami. W czasie podróży zmarło dodatkowo kilkanaście osób.
W maju 1787 r. osadnicy zeszli na ląd w miejscu, w którym znajduje się dzisiejsze Freetown. Szefowie ekspedycji próbowali kupić ziemię od lokalnego wodza plemiennego. Pomimo, że wódz ten otrzymał zapłatę i postawił krzyżyk pod umową sprzedaży, to było jasne, że nie miał pojęcia pod czym się podpisuje, w konsekwencji nikt nie respektował umowy. Początkowo miejsce lądowania osadników nie nazywało się Freetown tylko Granville Town, a region nazwano Prowincją Wolności (The Province of Freedom). Pierwsze miesiące w nowym miejscu były dla osadników traumatyczne. Huraganowe deszcze zaczęły się zaraz po ich przybyciu. Uniemożliwiły one uprawę i produkcję żywności, przez co wkrótce ludzie zaczęli umierać z głodu. Niektórzy osadnicy opuścili swoją osadę, woleli nawet pracować dla niewolników, których w tym regionie nie brakowało. Na początku 1788 r. w osadzie pozostawało zaledwie 130 osób. Sharp jednak nie rezygnował, organizował fundusze na sfinansowanie kolejnej wyprawy, tym razem 39 białych osadników, którzy po przybyciu na miejsce trudnili się głównie handlem niewolnikami. Dodatkowo nowy wódz lokalnych plemion żądał od przyjezdnych nowych podarunków, od których uzależniał swoją zgodę na ich pozostanie. Na odmowę osadników zareagował spaleniem Granville Town.
Sharp ze swoimi współpracownikami nie rezygnowali, utworzyli kompanię Sierra Leone Company. Jej celem było zapewnienie finansowania budowy całkowicie nowej osady położonej nieopodal spalonego Granville Town. Kompania dostarczała także osadnikom broń, by mogli się bronić przed atakami lokalnych władców. Angielscy legaliści zadbali oczywiście o odpowiednie zabezpieczenie praw osadników, podpisujac porozumienie z wodzem tubylców, który w hierarchii plemiennej stał wyżej, niż ten który spalił Granville Town. W tym samym czasie w innym miejscu świata do Nowej Szkocji w Kanadzie pod koniec Rewolucji Amerykańskiej udało się 3000 ciemnoskórych, którzy towarzyszyli 25000 białym lojalistom angielskim. Szybko jednak uznali surowy klimat tam panujący i przenikliwe zimno za nieodpowiednie miejsce do życia i pracy. Zwrócili się z petycją do rządu brytyjskiego o zorganizowanie przesiedlenia w inny zakątek świata. Ponad 1000 z nich, mających swojego adwokata w jednym ze Świętych zdecydowało się wyruszyć do Sierra Leone. Przybyli tam w 1791 r. i szybko wybudowali na oryginalnym terenie spalonego Granville Town osadę, którą nazwali Freetown. Trudno im się dziwić tego wyboru, gdyż jest to jedno z piękniejszych i bardziej malowniczych miejsc na ziemi. Wielu z osiedleńców było doświadczonymi fachowcami, przede wszystkim cieślami. To im pozwoliło szybko zbudować miasto.
The Sierra Leone Company założyła w tamtym okresie plantacje bawełny, trzciny cukrowej i ryżu, na których za wynagrodzeniem zatrudniana była miejscowa ludność. Wielu z osadników założyło swoje własne farmy. Był to okres szybkiego rozwoju tego terenu. W XIX w. przyszła nowa fala imigrantów. Przybyli oni pośrednio z Jamajki. Ich historia była dosyć złożona. W 1655 r., kiedy Anglicy byli bliscy przejęcia kontroli nad Jamajką od Hiszpanów, ci drudzy woleli uwolnić swoich niewolników niż pozwolić im wpaść w ręce Brytyjczyków. Ci uwolnieni niewolnicy, do których w kolejnych latach dołączali zbiegli niewolnicy, zwani byli przez Hiszpanów maronami. Udało im się przetrwać wiele lat w górzystym wnętrzu wyspy i zachować swoją odrębność. Anglicy zawarli układ pokojowy z maronami w 1739 r., na mocy którego ci drudzy mogli zachować swoją niezależność, jeśli tylko pomogą wyłapywać nowych zbiegłych niewolników z plantacji. Anglicy płacili maronom za każdego złapanego zbiega 3£, dzięki tym pieniądzom mogli oni kupować sobie takie produkty jak herbata, cukier czy ryż, ale nie mogli samodzielnie uprawiać tych produktów. Powszechny dochód minimalny miał swój pierwowzór zatem już XVIII-wiecznej Jamajce, służył tylko innym (a może podobnym jak dzisiaj) celom: uzależnić buntowniczy naród od władzy poprzez sprytne usunięcie potencjalnego źródła niepokojów społecznych. Spokój trwał tak długo, dopóki Anglicy postanowili obniżyć nagrodę za każdego pojmanego uciekiniera do 2£. Niezadowoleni maroni ponownie zaczęli walczyć z kolonizatorami. Po stłumieniu rebelii brytyjskie władze kolonialne na Jamajce wyekspediowały maronów do Nowej Szkocji, skąd udali się znanym szlakiem (po pozytywnie rozpatrzonej petycji przez rząd angielski) do Sierra Leone. We Freetown znalazło się w ten sposób 550 maronów, którzy szybko stali się integralną częścią lokalnej społeczności, a dzięki swoim zdolnościom obronnym zapewnili siłę militarną potrzebną do obrony przed napaściami lokalnych plemion.
Jednak największym źródłem wzrostu liczby osadników do Sierra Leone w XIX w. stali się niewolnicy z przejmowanych przez Anglików statków z niewolnikami, po tym jak British Navy w 1808 r. zaczęła aktywnie tępić handel niewolnikami. Pojawił się wówczas problem, co zrobić z uwolnionymi w ten sposób niewolnikami. Nie można ich było odstawić do krajów pochodzenia, nie było też dla nich miejsca w krajach bogatej Europy. Rozwiązaniem dla tych „przechwyconych” niewolników stało się ich przesiedlenie do Sierra Leone. Brytyjczycy wynagradzali kapitanów statków w ten sposób, że dostawali oni nagrodę w wysokości wartości przechwyconych niewolników na statkach. Nagrody były wypłacane bezpośrednio przez rząd brytyjski, który jednak jako warunek postawił, by ten proces miał miejsce w Sierra Leone, a uwolnieni niewolnicy mieli się tam właśnie osiedlać. Napływ „przechwyconych” niewolników zwiększył liczbę ludności Sierra Leone z ok. 2000 w 1808 r. do 50 000 w 1850 r. W 1808 r. Sierra Leone stało się kolonią brytyjską. Potomkowie przesiedlonych niewolników stanowią dzisiaj zaledwie 2% populacji kraju, mimo że to właśnie oni zdominowali na długie lata życie polityczne i gospodarcze kraju. Lokalne niewolnictwo praktykowane przez afrykańskie elity zostało zniesione dopiero w 1928 r. W 1935 r. władze udzieliły na 98 lat jedynej koncesji na wydobycie minerałów południowoafrykańskiemu potentatowi - De Beers. Anglicy rządzili Sierra Leone tak jak całą Afryką, dzieląc i siejąc antagonizmy wśród ludności lokalnej. W 1924 r. podzielili sztucznie kraj na kolonię (Freetown i okolice wzdłuż Zatoki Gwinejskiej) i protektorat (w głębi lądu, o znacznie większej liczbie ludności), którym narzucili różne zasady ustrojowe. Doprowadziło to do kłótni i nieporozumień między tymi dwoma tworami w myśl skutecznej zasady „dziel i rządź”.
Te antagonizmy jeszcze się zaostrzyły w 1947 r., kiedy to przedstawiciele kolonii i protektoratu podjęli próbę wprowadzenia jednolitego systemu politycznego w kraju. W 1951 r. przedstawiciele elit protektoratu, wśród nich Milton Margai i Siaka Stevens, rozpoczęli negocjacje z Brytyjczykami i przedstawicielami kolonii o uzyskaniu pełnej niepodległości. W 1957 r. miały miejsce pierwsze wybory parlamentarne, które wygrała partia Margaia. W 1961 r. Sierra Leone po długich negocjacjach z Anglikami uzyskało ostatecznie niepodległość. W pierwszych latach wolności kraj ten jeszcze względnie odważnie eksperymentował z demokracją, ale w 1964 r. Milton Margai zmarł, został zastąpiony przez nieudolnego brata. W 1968 r. roku władzę przejął wspomniany Siaki Stevens, który w 1971 r. został po proklamowaniu republiki (1971) jej pierwszym prezydentem. Szybko przekształcił on Sierra Leone w państwo jednopartyjne i jeszcze szybciej sprowokował katastrofę gospodarczą i niewyobrażalnych rozmiarów korupcję.
Stevens kontrolował przede wszystkim kopalnie diamentów - główne bogactwo kraju, które "rozsławił" hollywoodzki film "Blood Diamonds" z Leonardo Di Caprio. Prywatne spółki zajmujące się wydobyciem i eksportem diamentów płaciły prezydentowi i jego świcie przez lata ogromne łapówki, od 1980 r., po załamaniu cen kawy i kakao oraz spadku wydobycia diamentów kraj obsuwał się po równi pochyłej w kierunku totalnej katastrofy. Spadające dochody państwa, sztucznie zawyżone ceny wielu produktów oraz usług wygenerowały hiperinflację, co spowodowało drastyczny spadek i tak bardzo niskiego poziomu życia. Dlatego też na fali niepokojów społecznych wybuchł w lipcu 1981 r. strajk generalny, a w grudniu 1981 r., podobnie zresztą jak gen. Jaruzelski w Polsce, Stevens ogłosił stan wyjątkowy. Degrengolada sytuacji gospodarczej kraju trwała w najlepsze, podobnie jak w komunistycznej Polsce po stanie wojennym. To wtedy Sierra Leone stało się rajem dla skorumpowanych watażków i handlarzy diamentów, którzy zdążyli doszczętnie ograbić kraj zanim w 1985 r. sędziwy prezydent (miał wtedy 80 lat) oddał władzę. Nie wiedzieć czemu do dzisiaj główna arteria komunikacyjna Freetown nosi nazwisko tego osobnika, który dzielnie stworzył podwaliny pod największy kryzys w historii kraju. Monopartyjna dyktatura Stevensa była później wspominana jako „17-letnia plaga szarańczy”. Kiedy odchodził na emeryturę, zgromadził fortunę ocenianą na 500 mln. USD. Pozostawił Sierra Leone w stanie całkowitego upadku i bankructwa.
Po oddaniu władzy przez Stevensa kolejny władca - gen. Momoh - próbował bezskutecznie ustabilizować gospodarkę i ukrócić potęgę handlarzy diamentów.
Pola diamentowe znalazły się całkowicie w rękach prywatnych osób, których trudno nazwać przedsiębiorcami. Większość diamentów była przemycana z kraju, a rządowi pozostawał jedynie minimalny dochód z ich sprzedaży. Kiedy rząd przestał płacić nauczycielom, załamał się system edukacyjny. Tysiące bezrobotnych młodych ludzi, zwanych „rarray boys”, włóczyło się po ulicach Freetown i innych miast. Była to wyalienowana podklasa ludzi, gniewna i urażona, prowadząca swój własny styl życia, nie stroniąca od hazardu i narkotyków, zajmująca się kradzieżą i wywoływaniem burd. Niepłaceni urzędnicy państwowi ogałacali swoje biura, kradli meble, maszyny do pisania i urządzenia elektryczne, wszystko to, co można sprzedać, aby wyżywić własne rodziny. Wielu wykwalifikowanych ludzi wyemigrowało do Europy i USA, zostawiając swój kraj pogrążający się w totalny chaos.
Jednak najgorsze miało dopiero nastąpić. W 1991 r. grupa ok. 100 bojowników, uzbrojonych i finansowanych przez największego watażkę regionu – Charlesa Taylora, przekroczyła granicę od strony Liberii i zajęła kilka granicznych wiosek. Był to początek osławionego RUF (Revolutionary United Front). Był to też początek najmroczniejszego okresu w historii Sierra Leone: wieloletnia krwawa wojna domowa totalnie zrujnowała gospodarkę, pochłonęła kilkaset tysięcy ofiar, a kraj stał się piekłem na ziemi. W skład RUF weszli dysydenci z Sierra Leone, jednostki NPFL Taylora z Liberii i pewna grupa najemników z Burkiny Faso. Ich przywódcą został Foday Sankoh, były kapral armii Sierra Leone, którego Taylor poznał w obozie szkoleniowym w Libii. Wcześniej Sankoh spędził 7 lat w więzieniu we Freetown za próbę zamachu stanu na Siako Stevensa w 1981 r. Wydalony z wojska, przed wyjazdem do Libii pracował jako fotograf w dystryktach wydobycia diamentów. Na początku swojego istnienia w komunikacie RUF przedstawił niejasny i populistyczny program działania. Obiecywał, że będzie walczyć we Freetown z urzędnikami państwowymi i ich biznesowymi koleżkami, zaangażowanymi w ograbianie zasobów kraju. Jednakże głównym jego celem było zdobycie kontroli nad diamentowymi polami w Kono, dla siebie i Taylora. Aby pozbyć się aktualnego systemu władzy, RUF schwytał i zbiorowo zgładził wodzów, starszyznę wioskową, kupców, pracowników opracowujących projekty rządów i innych zatrudnionych przez rząd. W ciągu kilku tygodni udało mu się przejąć kontrolę nad szeregiem miast i obszarów wydobycia diamentów na wschodzie kraju. Taylor ogłosił Sankoha „gubernatorem Sierra Leone”.
Rebelia Sankoha uzyskała miejscowe poparcie ze strony „rarray boys” i nielegalnych poszukiwaczy diamentów (san-san boys). Wszyscy oni wierzyli w korzyści, jakie miał zapewnić im nowy rząd. Idąc śladem Taylora, również Sankoh na siłę wcielał do wojska dzieci, uprowadzając je w czasie napadów na wioski. Film „Blood Diamonds” pokazał ten wstrząsający proceder. Dzieci te poddawano najpierw indoktrynacji, zaopatrywano w narkotyki i szkolono w zabijaniu. Zdarzały się przypadki, kiedy kazano im zabić własnych rodziców i krewnych. Dziewczęta często zmuszano do pełnienia roli „małżonek żołnierzy”. Dzieci-żołnierze były charakterystyczną cechą wojny w Sierra Leone. Wykorzystywały je wszystkie strony konfliktu. Ocenia się, że w pewnym okresie połowa bojowników RUF mieściła się w granicach wiekowych od 8 do 14 lat! Dla wielu wcielonych do armii nie było już możliwości wycofania się. Ryzykowali oni zbiorową egzekucją, dokonywaną przez RUF, jeśli byliby potem schwytani. Ze strony wrogów groziła im śmierć w odwecie za popełnione przez nich zbrodnie. Większość jednak była zadowolona z życia bojowników. Wiele dzieci wstępowało bowiem do armii dobrowolnie. Jedni szukali odwetu, inni chcieli po prostu przeżyć. Dostawali zarówno bon na jedzenie, jak i zastępczą edukację. Armia szybko zastąpiła im utraconą rodzinę i przyjaciół. Oficerowie RUF wysoko cenili wkład dzieci-żołnierzy, zarówno chłopców, jak i dziewcząt. W studium z 1998 r. dwóch badaczy Peters i Richards pisali, że nieregularne formacje małoletnich walczyły bez żadnych zahamowań i zabijały bez skrupułów, czasami doraźnie, innym razem jako urozmaicenie zabawy. Dobrze sobie radzili w zasadzkach, a jest to główna taktyka bojowa. Odłączeni od krewnych i rodzin byli ślepo wierni przede wszystkim swojemu oficerowi odpowiedzialnemu za wcielenie ich do armii i szkolenie.
RUF rutynowo wcielał do wojska również cywilów, aby wykonywali niewolniczą pracę w kopalniach lub służyli jako tragarze. Byli oni bici, a każdy oporny narażał się na śmierć. Mianowani przez RUF „komendanci miast” mieli wolną rękę w wymierzaniu wszelkich kar uznanych przez nich za stosowne. Odrąbywanie dłoni i stóp stało się znakiem rozpoznawczym RUF. Powstańcy rabowali od cywilnej ludności wszystko, na co mieli ochotę, traktując to jako swoje wynagrodzenie. RUF nie miał żadnej ideologii i żadnej taktyki, poza stosowaniem brutalnej siły. Setki tysięcy ludzi opuściły swoje domy, uciekając przed okrutnym terrorem.
Zmierzając do zduszenia rebelii RUF, Momoh poprosił Nigerię i Gwineę o użyczenie mu swych wojsk. Trzykrotnie zwiększył również liczebność armii Sierra Leone, do 14 tys. żołnierzy. Do armii on też wcielał „rarray boys”, a nawet pospolitych więźniów. Mommoh sam przyznał się do tej praktyki, mówiąc, że nie było czasu na prześwietlanie nowo przyjętych. Dlatego też w szeregach armii znaleźli się też zwykli bandyci, wykolejeńcy, a nawet osoby obłąkane. Prezydent zachęcał też liberyjskich uchodźców, którzy uciekli z Liberii – byłych żołnierzy Krahn i wywłaszczonych kupców Mandingo – aby stworzyli swoje własne ugrupowanie powstańcze. Tak powstało ULIMO, które miało zwalczać RUF i jednocześnie przenieść z powrotem działania wojenne na obszar NPLF w Liberii. Jednocześnie Momoh nie miał wystarczających środków na opłacanie swojej powiększonej armii, ani też na dostarczenie jej wsparcia i wyposażenia na polu walki, co wywołało niezadowolenie wśród młodszych oficerów. W armii panowała też gigantyczna korupcja. Starsi oficerowie zagarniali wynagrodzenie żołnierzy do własnej kieszeni, a ryż przeznaczony dla armii sprzedawali potem na wolnym rynku.
Na tym tle w 1992 r. doszło do zupełnie groteskowego przewrotu pałacowego. Oddział żołnierzy pod dowództwem kapitana Strassera otoczył pałac prezydencki, domagając się jedynie wypłaty zaległego żołdu. Dzielny i odważny prezydent Momoh, przeświadczony o tym, że ma do czynienia z zamachem stanu pośpiesznie opuścił pałac. Wtedy to, nawet jeśli nie taka była jego intencja, władzę przejął 27-letni kapitan. W swym pierwszym wywiadzie Strasser mówił, jak musiał walczyć z RUF swoją przestarzała bronią, która nie wypalała. Zraniony w nogę, musiał znieść w szpitalu operację bez żadnego znieczulenia, ponieważ zabrakło dostaw leków. Wojskowi nie wyrazili potem zgody na wysłanie Strassera i innych rannych na zagraniczne leczenie, tłumacząc im, że kraj nie może sobie na to pozwolić. W typowy dla podobnych przewrotów sposób, Strasser potępiał „nepotyzm, trybalizm, bardzo złe zarządzanie i całkowity upadek gospodarki, edukacji, systemu opieki zdrowotnej, transportu i komunikacji” i oczywiście obiecywał „przeprowadzenie akcji oczyszczającej”. Jednakże po krótkim okresie głoszenia sloganów, Strasser i jego koledzy zaczęli robić własne szwindle i napełniać swoje dotąd puste kieszenie. Podobnie jak ich poprzednicy, próbowali też dobrać się do handlu diamentami. Pola diamentowe stawały się miejscem coraz bardziej zaciekłych walk między kopalnianymi gangami, zbójeckimi oddziałami wojskowymi, zbuntowanymi watażkami i biznesmenami – kryminalistami.
Odwołanie się do taktyki terroru w końcu zapewniło Sankohowi wywalczenie kontroli nad dużym obszarem pól diamentowych i przyniosło ok. 300 mln. USD z handlu diamentami pochodzącymi ze wschodniego Sierra Leone. Posuwając się naprzód, w 1994 r. RUF opanował kopalnie boksytów i tytanu, odcinając rząd od jego ostatniego pewnego źródła dochodów. Sam handel boksytami przynosił prawie 60% wszystkich dochodów z eksportu. W 1995 r. RUF rozważał możliwość uderzenia na stolicę, Freetown. Jednak Strasser wykazał się dużym sprytem. Desperacko broniąc się przed klęską, dysponując tylko zrujnowaną i zdemoralizowaną, odciętą od finansowania armię, zawarł on transakcję z firmą ochroniarską z RPA Executive Outcomes. Miała ona dostarczyć najemników w zamian za koncesje na wydobywanie diamentów na obszarach, nad którymi firma ta odzyska kontrolę. W istocie rzeczy, Strasser powierzył ochronie swojego rządu zagranicznej spółce, a operacje kopalniane oddał w ręce jednego z jej wspólników. W ciągu zaledwie tygodnia Executive Outcomes oczyściła obszar Freetown z rebeliantów. Firma ta zabrała się następnie za ponowne szkolenie jednostek armii, włączając je do swych własnych operacji. Pomogła też w przekształceniu grup samoobrony w dobrze uzbrojone odziały milicji. Do sierpnia 1995 r. pola diamentowe wróciły pod kontrolę Freetown, chociaż znaczna część kraju nadal była pogrążona w wojnie domowej. Pod naciskiem organizacji obywatelskich i społeczności ofiarodawców Strasser zgodził się w 1995 r. na przeprowadzenie wyborów. Jednocześnie zasygnalizował swój zamiar pozostania przy władzy, oznajmiając, że wystawi swoją kandydaturę do urzędu prezydenckiego. Kiedy następnie zagroził, że pozbawi swych współpracowników stanowisk, jeśli go nie poprą, w styczniu 1996 r. w przewrocie pałacowym został odsunięty od władzy przez swojego zastępcę, gen. Bio i w kajdanach odesłany do sąsiedniej Gwinei. Chociaż Bio sam miał ambicje zostania prezydentem, zezwolił na dalszy bieg kampanii wyborczej.
Próbując zakłócić wybory, RUF atakował wioski na północy i wschodzie Liberii, na oślep odrąbując ręce, ramiona i nogi bezbronnych wieśniaków i ostrzegał cywilną ludność, aby trzymała się z daleka od urn wyborczych. Mimo tych wszystkich okrucieństw dokonywanych przez RUF, w marcu 1996 r. ponad 1 mln. ludzi wzięło udział w głosowaniu zbojkotowanych przez RUF, niewielką przewagą głosów wybierając na prezydenta Ahmeda Kabbaha. Musiał się on zmierzyć z olbrzymimi trudnościami, gdyż jego rząd odziedziczył pustki w kasie państwowej i był pozbawiony wsparcia zagranicy. Ugrzązł w wojnie domowej, gdyż dysponował słabo wyszkoloną i niezdyscyplinowaną armią. Wielu żołnierzy było uwikłanych w bandyckie napady, grabieże i wymuszenia, nie różniąc się w tym względzie od rebeliantów. Chociaż Kabbah podjął próbę nawiązania rokowań z Sankohem, ich rozmowy przebiegały w wolnym tempie. Sankoh domagał się stanowisk w rządzie i usunięcia wszystkich obcych wojsk, w tym przede wszystkim Executive Outcomes oraz oddziałów z Nigerii i Gwinei, na których Kabbah mógł polegać przy ochronie strategicznej infrastruktury.
Na drodze do porozumienia pokojowego bardzo szybko pojawiły się trudności. Zagraniczni ofiarodawcy niechętnie przyznawali nowe fundusze dla pogrążonego w chaosie kraju. W wyniku presji zagranicznej, wywieranej głównie przez MFW, Kabbah musiał zrezygnować z usług Executive Outcomes oraz jej najemników, w zamian za przyznaną pomoc. Mimo ludowego wsparcia, pozycja Kabbaha stawała się coraz bardziej niepewna. Jego rząd przetrwał zaledwie 14 miesięcy. W maju 1997 r. grupa 20 żołnierzy przypuściła szturm na więzienie we Freetown i uwolniła majora Koromaha, dysydenta zatrzymanego w związku z przygotowywanym spiskiem. Następnie żołnierze ci przejęli stację radiową i głosili utworzenie AFRC (Armed Forces Revolutionary Council). Doszło do zażartej walki, w wyniku której zostały zniszczone budynki rządowe w centrum miasta, w tym ministerstwo finansów i bank centralny. Tysiące żołnierzy w czerwonych koszulach i opaskach włóczyło się po ulicach, rabując, gwałcąc i bez umiaru strzelając. Na domiar złego z więzienia wydostało się 600 więźniów w czasie, gdy odbijano Koromaha. Grasujące bandy plądrowały supermarkety, biura, banki, sklepy i prywatne domy. Przestraszony Kabbah tradycyjnie uciekł do Gwinei, ewakuowano cudzoziemców, a tysiące cywilów udało się na wygnanie. Freetown, podobnie jak Monrowia, stało się opustoszałym miastem.
Grupa Koromaha nie miała jasnej strategii i chodziło jej przede wszystkim o przejęcie władzy. Koromah był słabo wykształcony, podobnie jak wielu innych ludzi w armii. Porzucił szkołę szybko bez zdobycia jakichkolwiek kwalifikacji. Wstąpił do armii, gdzie szybko awansował. Uskarżał się głównie na niski status armii i na uprzywilejowaną pozycję plemiennym cywilnym grupom obrony. Tradycyjnie zawiesił on konstytucję, zakazał demonstracji i działalności partii politycznych. Cywilna ludność sprzeciwiła się przewrotowi, podobnie przywódcy afrykańscy i zachodnie rządy. Jednak próby nakłonienia junty Koromaha do ustąpienia i opuszczenia kraju z gwarancją bezpieczeństwa zostały jednak nagle przerwane, gdy AFRC postanowiła ułożyć się z rebeliantami Sankoha. RUF otrzymał propozycję uzyskania 4 miejsc w AFRC. Sam Sankoh, choć przetrzymywany w areszcie w Nigerii, został zaocznie powołany na przewodniczącego AFRC. Po 5 latach dzikiego konfliktu, bojownicy RUF, rozpoznawani po czerwonych opaskach na głowach, wkroczyli do Freetown.
Podobnie jak w przypadku Monrowii, działający w imieniu ECOMOG Nigeryjczycy postanowili interweniować. Zbombardowali kwaterę główną armii, licząc na to, że AFRC wycofa się. Jednakże ich interwencja sprowokowała zmasowany atak RUF na niewielki kontyngent wojsk nigeryjskich, ochraniający teren hotelu, gdzie schroniło się ponad 800 cudzoziemców. Po ciężkich walkach, w czasie których w ogniu stanęła znaczna część hotelu, doszło do zawieszenia broni, pozwalającego cudzoziemcom na ucieczkę. Przez kolejne 7 miesięcy Freetown znajdowało się w rękach AFRC i RUF, z założoną przez Nigeryjczyków blokadą powietrzną i morską. Podczas gdy trwały bezproduktywne negocjacje, obie strony szykowały się do rozstrzygającej bitwy. „Sandline”, brytyjska firma ochroniarsko wojskowa, powiązana ze wspomnianym Executive Outcomes, wsparła siły nigeryjskie i pomogła w przeszkoleniu i wyposażeniu milicyjnych grup ochrony, zaangażowanych w zwalczanie RUF. Tymczasem bojownicy Taylora z Liberii wspomagali RUF. W 1998 r., kiedy siły nigeryjskie zbliżyły się do centrum, doszło do drugiej bitwy o Freetown. Po kilku dniach ciężkich walk, bojownicy AFRC/RUF opuścili stolicę, niszcząc podczas odwrotu domy, zabijając cywilów i grabiąc mienie. W marcu 1998 r. Kabbah powrócił do zrujnowanego miasta z wygnania w Gwinei i został przywrócony na urząd prezydenta. Nie powrócił tylko pokój.
Wspierany pomocą międzynarodową i chroniony przez siły nigeryjskie Kabbah próbował odbudować jakąś namiastkę rządu. Oficerowie, którzy udzielili poparcia AFRC, stanęli przed sądem za zdradę i zostali skazani na karę śmierci. W lipcu 1998 r. Nigeryjczycy odesłali Sankoha do Freetown, aby osądzić go tam za zdradę. Wtedy RUF ostrzegł, że jeśli Sankoh nie zostanie zwolniony, to nasili on akcje terroru skierowane przeciwko cywilom. W październiku Sankoh został uznany winnym zdrady i skazany na śmierć. W czasie, gdy oczekiwał na wynik apelacji, RUF rozpoczął akcję pacyfikacyjną wśród ludności cywilnej, masakrując i okaleczając cywilów oraz masowo uprowadzając dzieci. Siły RUF, powtórnie wyposażone przez Libię i Burkinę Faso, jeszcze raz zbliżyły się do Freetown.
W styczniu 1999 r. rozpoczęła się trzecia bitwa o Freetown. W ciągu kilku dni RUF zajął centrum miasta i większość jego przedmieść. Jego bojownicy z przerażającą zaciętością zmasakrowali ok. 6 tys. cywilów, na ślepo obcinając ręce i stopy. Kiedy byłem tam w 2019 r. na ulicach można nadal było zobaczyć wiele okaleczonych osób, pozbawionych koniczyn. Zniszczonych zostało setki budynków i tysiące domów. Przed swoim odwrotem RUF był bliski doprowadzenia Nigeryjczyków do klęski, ale udało im się uprowadzić ze sobą setki schwytanych dzieci. Po napaści RUF, obie strony w końcu postanowiły rozpocząć negocjacje w sprawie przerwania ognia. Wyczerpany i osłabiony wojną, utrzymujący się przy życiu dzięki Nigeryjczykom, Kabbah zaoferował Sankohowi udział w rządach. Wśród warunków porozumienia znalazła się klauzula zapewniająca Sankohowi i jego ludziom pełną amnestię za popełnione zbrodnie wojenne. W lipcu 1999 r. przy wsparciu ECOWAS w Lomé podpisany został układ pokojowy między rządem a RUF, które przewidywało przekształcenie RUF w partię polityczną oraz usunięcie z terytorium kraju wszystkich najemników. W uroczystości wzięła udział cała gama przywódców afrykańskich, w tym Charles Taylor z Liberii i Blaisse Compaoré z Burkiny Faso. Sankoh został wprost z celi śmierci wiceprezydentem, a pod jego nadzorem znalazł się resort zarządzający wydobyciem diamentów. Trudno o większą kpinę dla tego pseudokompromisu. W zamian za to RUF obiecał siłom pokojowym ONZ przeprowadzenie demobilizacji i rozbrojenie. W ten sposób po 8 latach rzezi RUF w końcu przebił się do władzy.
Jednakże porozumienie pokojowe już wkrótce było zagrożone. Sierra Leone nadal było podzielone na obszary znajdujące się pod kontrolą nigeryjską (ECOMOG) i te zarządzane przez RUF. Rząd Kabbaha niby kontrolował większość terytorium kraju, ale RUF posiadał pola diamentowe w Kono, dostarczające mu obfitych funduszy na kontynuowanie wojny. Rozbrajanie RUF też posuwało się bardzo wolno. Wprowadzone zostały wówczas siły pokojowe ONZ UNAMSIL, które miały zastąpić ECOMOG. Podobnie jak w Rwandzie, zostały one rozmieszczone bez odpowiednich zasobów, wyposażenia, logistyki i możliwości wywiadowczych. Kiedy w maju 2000 r. oddziały UNAMSIL zapowiedziały wkroczenie na pola diamentowe, RUF odwzajemnił się porwaniem ok. 500 żołnierzy z Kenii z Zambii, służących w misji pokojowej. W 2000 r. ONZ wprowadziła nawet zakaz importu diamentów z Sierra Leone.
Aby zapobiec atakowi RUF na Freetown i uchronić UNAMSIL od upokorzenia i niechybnej klęski, w maju 2000 r. doszło do interwencji zbrojnej Wlk. Brytanii. Wysłała ona w pełni uzbrojone siły ekspedycyjne – komandosów, siły specjalne, lotnictwo bojowe, helikoptery szturmowe i okręty wojenne. Po przybyciu pierwszych oddziałów, ugrupowania obywatelskie we Freetown zorganizowały masową demonstrację, domagając się uwolnienia żołnierzy z misji pokojowej ONZ. Gdy tłum liczący 30 tys. ludzi zbliżał się do domu Sankoha, jego straż przyboczna otworzyła na ślepo ogień, zabijając 17 cywilów i raniąc dziesiątki innych. Wśród paniki i zamieszania, Sankoh umknął w kobiecym przebraniu tylnym wyjściem, ale 10 dni później został w pobliżu schwytany. Rozebrano go i nago musiał paradować ulicami miasta, po czym przekazano go rządowi. Podjęte przez Taylora próby przerzucenia go za granicę zostały szybko storpedowane.
Po brytyjskiej interwencji wojskowej społeczność międzynarodowa podjęła olbrzymie wysiłki, aby przywrócić w Sierra Leone porządek i doprowadzić do zakończenia wojny. Personel brytyjski objął kluczowe stanowiska w rządzie, w banku centralnym i w policji oraz rozpoczął przebudowę armii narodowej. Liczebność sił ONZ została zwiększona aż do 18 tys. żołnierzy, co uczyniło operację w Sierra Leone jedną z największych zaangażowań pokojowych na świecie. Po aresztowaniu Sankoha RUF rozpadł się na rywalizujące ze sobą grupy, tracąc swój rozmach. W listopadzie 2000 r. podpisano porozumienie o przerwaniu ognia, co umożliwiło UNAMSIL rozmieszczenie jej wojsk w całym kraju. W styczniu 2002 r. Kabbah oficjalnie ogłosił koniec wojny, kiedy w symbolicznym geście spalono 3 tys. sztuk broni złożonej przez rebeliantów. W sumie broń złożyło ok. 70 tys. osób. W ciągu 11 lat zginęło ok. 50 tys. ludzi. 20 tys. zostało okaleczonych, a ponad 3/4 ludności musiało opuścić swe domy. Sam Sankoh został uznany winnym 17 różnym zbrodni wojennych (w tym używanie dzieci do działań wojennych) oraz zbrodni przeciwko ludzkości (w tym ludobójstwo, niewolnictwo, gwałty). Zmarł na atak serca tuż przed ogłoszeniem wyroku w 2003 r. Prokurator stwierdził wówczas, że jego śmierć podarowała mu spokojny koniec życia, który on sam wielu odmawiał.
Długoletnia wojna domowa zniszczyła system edukacji, w jej wyniku ponad 60% ludności to analfabeci, ponad połowa straciła dach nad głową, 70% to bezrobotni, a 3/4 ludności żyje za 3 dolary dziennie, średni okres życia to zaledwie 40 lat, a służba zdrowia praktycznie nie istnieje. Kraj wykazuje najwyższą na świecie śmiertelność dzieci i kobiet w ciąży. Uchodźcy z Sierra Leone w takich warunkach nadal nie chcą wracać do swojej ojczyzny. Infrastruktura kraju została doszczętnie zniszczona, zaś gospodarka została zrujnowana. Współczesne Sierra Leone ze swoją niezwykle malowniczo położoną stolicą Freetown to nadal jedno z najbiedniejszych miejsc na Ziemi. Do 2014 r. kraj rozwijał się zupełnie przyzwoicie, wtedy jednak wybuchła epidemia wirusa Eboli, co w połączeniu ze spadkiem cen surowców na rynkach światowych spowodowało dramatyczny spadek PKB o 20,5% w 2015 r.! W latach 2017-2019 gospodarka ponownie wróciła na ścieżkę przyzwoitego wzrostu. 2020 r. to z kolei pandemia COVID-19 i spadek PKB o 2%. W 2022 r. wzrost PKB wyniósł 3,5%. Słabo przedstawiała się sytuacja fiskalna Sierra Leone. Deficyt budżetowy w 2023 r. osiągnął aż 8,4% PKB, deficyt finansów publicznych wyniósł w tym roku 87% PKB, ale to i tak lepiej niż rok wcześniej (93%). Tradycyjnie słaba była też sytuacja na rachunku bieżącym (-8% w 2023 r. - wszystkie dane Banku Światowego). PKB Sierra Leone to zaledwie 4,1 mld. USD przy 8,6 mln. mieszkańców (2022), co daje jeden z najniższych na świecie PKB na mieszkańca - zaledwie 475,8 USD (rocznie!!!). Dodatkowo te nędzne dochody są bardzo nierówno dystrybuowane (indeks Gini w 2018 r. wynosił 35,7).
Blisko 80% ludności znajduje zatrudnienie w rolnictwie, które stanowi niecałe 60% PKB. Główną uprawę stanowi ryż, w porze deszczowej uprawiany jest przez 85% wszystkich zatrudnionych w rolnictwie. Rozwój gospodarczy Sierra Leone od zawsze był uzależniony od wydobycia surowców. Wszystkie rządy od uzyskania niepodległości głęboko wierzyły, że wydobycie złota i diamentów jest wystarczające dla wygenerowania rezerw walutowych i przyciągnięcia inwestycji zagranicznych. Dlatego też rolnictwo, przemysł przetwórczy czy infrastruktura były chronicznie niedoinwestowane i zaniedbane przez rządzących.
Ciekawostką jest, że jako pierwszy kraj afrykański Sierra Leone rozpoczął zdecydowaną wojnę z pedofilią poprzez wprowadzenie stanu wyjątkowego na początku 2019 r. Miało to w zamierzeniu ukrócić gwałty na nieletnich dziewczynkach. Wspólnota międzynarodowa w Sierra Leone to przede wszystkim misjonarze i przedstawiciele NGOs. W kraju pojawiają się pierwsze inwestycje w infrastrukturę. Od granicy z Liberią do Freetown budowana była w czasie mojego pobytu (2019) bardzo dobra, wygodna i malownicza droga, przecinająca las tropikalny, jeszcze niedawno transport drogowy praktycznie nie istniał.
W Sierra Leone nie ma konfliktów na tle religijnym, koegzystencja wielu religii jest niewątpliwie dużym osiągnięciem tego niewielkiego kraju i podstawą jego stabilności. W porównaniu z sąsiednią Liberią, Sierra Leone jest krajem bardziej otwartym, malowniczym, kolorowym i przyjaznym. Już na granicy żołnierz - nasz przyjaciel - powiedział nam, że będzie codziennie modlił się do Wszechmogącego Allaha o nasze bezpieczeństwo w czasie pobytu w kraju. Byliśmy jednymi z bardzo nielicznych białych cudzoziemców odwiedzających ten kraj. Najwyraźniej pomogło. Państwo dużo inwestuje w bezpieczeństwo, na drogach co chwilę znajdują się posterunki, nie utrudnia to jednak poruszania się po kraju. Policja stara się wyłapywać nielegalnych handlarzy i przemytników diamentów, które już nie raz były przekleństwem tego kraju. Przypadków ordynarnego wymuszenia łapówek nie zauważyliśmy. Sierra Leone ma olbrzymi potencjał turystyczny, jak dotąd kompletnie niewykorzystany. Przewiduję, że to będzie się zmieniać w najbliższych latach. W przeciwieństwie do Liberii realizowanych jest wiele rozwojowych projektów inwestycyjnych, często finansowanych przez UE. KE zdaje sobie sprawę, że pozostawienie samych sobie takich krajów jak Sierra Leone może stać się zarzewiem nowych konfliktów i nowej fali emigracji z Afryki. Polityka wspierania infrastruktury w najbiedniejszych krajach Afryki nie ma sensownej alternatywy! Dodatkowym argumentem jest rywalizacja globalna UE z Chinami. Zauważyłem, że o ile UE dotuje projekty infrastrukturalne w Sierra Leone, Chińczycy bardziej specjalizują się w realizacji komercyjnych projektów. I tak droga łącząca Liberię z Gwineą powstaje dzięki dotacjom unijnym, ale już jej łącznik ze stolicą Freetown jest dwupasmową płatną autostradą zrealizowaną przez Chińczyków w PPP opartym na 25 letniej umowie koncesyjnej. Chiny zatem na czele nowoczesnych rozwiązań rynkowych: to też signum temporis naszych czasów...Poniżej kilka impresji z Sierra Leone.
Kommentare