top of page

The Traveling Economist

Podróże okiem ekonomisty

05627c8f-b097-4592-8be1-e638b8d4b90d_edited_edited.jpg
Home: Witaj
Home: Blog2

Sierra Leone

Zaktualizowano: 10 paź 2021

Sierra Leone - to kraj o niezwykle fascynującej historii! Warto poznać kilka jej ciekawych epizodów. Przed Rewolucją Amerykańską w Wielkiej Brytanii nie było dużo osób pochodzenia afrykańskiego. Większość z nich przybyła z kolonii Ameryki Północnej i z wysp karaibskich kontrolowanych przez Anglików. W 1772 r. niewolnictwo uznane zostało w Anglii za nielegalne, co spowodowało pojawienie się w miastach angielskich sporej liczby wolnych murzynów. Ciekawa jest historia, jak do tego doszło, gdyż fakt ten miał duże znaczenie dla powstania Sierra Leone. W ówczesnej Anglii dosyć dużą popularnością cieszyła się sekta religijna ewangelików, znanych jako Święci (Saints). Przestrzegali oni twardych rygorów moralnych, nie pili napojów alkoholowych, nie używali żadnych używek, nie przejadali się. Sprzeciwiali się też niewolnictwu, kilku czołowych Świętych poświęciło swoje życie walce z jego likwidacją. Najbardziej prominentnym z nich był Granville Sharp, który odegrał, trochę przez przypadek, decydującą rolę w zniesieniu niewolnictwa. Jeden z braci Sharpa był chirurgiem. Kiedy Granville odwiedził go pewnego dnia, przypadkiem natknął się na czarnoskórego niewolnika - Jonathana Stronga, który został pobity przez swojego właściciela tak mocno, że omal nie stracił wzroku. Jego właściciel uznał najwyraźniej, że Strong był bezwartościowy, dlatego wyrzucił go ciężko pobitego na ulicę. Sharp ze swoim bratem zawieźli Stronga do szpitala, a po tym jak ten odzyskał wzrok, dali mu ubranie i zatrudnili jako służącego. Po 2 latach prawny właściciel Stronga, prawnik z Barbadosu, rozpoznał Stronga jako służącego pracującego u Sharpa, zażądał zwrotu swojej własności i kazał aresztować Stronga. Granville Sharp poszukiwał prawnego wsparcia, by odzyskać Stronga, lecz nie znalazł żadnego prawnika, który podjąłby się prowadzenia sprawy. Mimo braku wykształcenia i jakiegokolwiek doświadczenia prawniczego zdesperowany Sharp zaczął studiować prawo, by samemu prowadzić sprawę Stronga. Umiejętnie sformułował tezę, że każdy niewolnik, który przyjechał do Anglii, automatycznie stawał się wolny i co najbardziej zadziwia, był w stanie ją przed sądem obronić. Przygotował swoje wystąpienie na tyle brawurowo i rzetelnie, że wcześniejszy właściciel Stronga wycofał swój pozew o odzyskanie niewolnika. Ten jednostkowy sukces nie zadowolił Sharpa. Spędził kolejne 5 lat i wygrał sprawę przed Sądem Najwyższym Anglii, który zawyrokował, że niewolnictwo stało się nielegalne w Wlk. Brytanii. Sharp nie był majętnym człowiekiem, by się utrzymać pracował jednocześnie jako urzędnik dla rządu, otrzymywał też wsparcie materialne od swoich dwóch braci, dzięki czemu perfekcyjnie przygotował się do rozprawy. Po 1772 r. problem abolicji czarnoskórych, w międzyczasie rozwiązany, został w środowisku Świętych zastąpiony przez walkę z ich ubóstwem i biedą. Święci z Granvillem Sharpem zaczęli myśleć o zorganizowaniu przesiedlenia czarnej biedoty do terytoriów zamorskich. Rozważane były Sierra Leone, Gambia, Bahamy i Nowy Brunszwik (czyli Kanada). Czarnoskórzy zainteresowani przesiedleniem myśleli, że Sierra Leone było najatrakcyjniejszym miejscem z zaproponowanych lokalizacji, mimo że nikt z nich nie miał o tym miejscu żadnej wiedzy i pojęcia. Rząd brytyjski zaaprobował ten plan i zlecił swojej marynarce zorganizowanie transportu. Z zainteresowanych początkowo 500 murzynów, tylko 300 zdecydowało się przystąpić do ekspedycji, dlatego też rząd wyłapał dodatkowo 200 bezdomnych włóczęgów i przymusowo zamusztrował na statek. Ekspedycja opuściła Londyn w grudniu 1786 r., by dotrzeć do Sierra Leone przed porą deszczową, zaczynającą się w maju. Jednak statek był przetrzymywany w Portsmouth aż do kwietnia ze względu na złą pogodę. W międzyczasie 50 pasażerów zmarło na gorączkę, a kilkadziesięciu innych uciekło ze statku. Ostatecznie na pokładzie znalazło się 411 osób, z czego 300 stanowili czarni mężczyźni, 40 czarne kobiety, kilku białych urzędników oraz 70 białych kobiet, które były albo wdowami albo przyjaciółkami czarnoskórych mężczyzn, podobno jednak większość z nich była londyńskimi prostytutkami. W czasie podróży zmarło dodatkowo kilkanaście osób. W maju 1787 r. osadnicy zeszli na ląd w miejscu, w którym znajduje się dzisiejsze Freetown. Szefowie ekspedycji próbowali kupić ziemię od lokalnego wodza plemiennego. Pomimo, że wódz ten otrzymał zapłatę i postawił krzyżyk pod umową sprzedaży, to było jasne, że nie miał pojęcia pod czym się podpisuje, w konsekwencji nikt nie respektował umowy. Początkowo miejsce lądowania osadników nie nazywało się Freetown tylko Granville Town, a region nazwano Prowincją Wolności (The Province of Freedom). Pierwsze miesiące w nowym miejscu były dla osadników traumatyczne. Huraganowe deszcze zaczęły się zaraz po ich przybyciu. Uniemożliwiły one uprawę i produkcję żywności, przez co wkrótce ludzie zaczęli umierać z głodu. Niektórzy osadnicy opuścili swoją osadę, woleli nawet pracować dla niewolników, których w tym regionie nie brakowało. Na początku 1788 r. w osadzie pozostawało zaledwie 130 osób. Sharp jednak nie rezygnował, organizował fundusze na sfinansowanie kolejnej wyprawy, tym razem 39 białych osadników, którzy po przybyciu na miejsce trudnili się głównie handlem niewolnikami. Dodatkowo nowy wódz lokalnych plemion żądał od przyjezdnych nowych podarunków, od których uzależniał swoją zgodę na ich pozostanie. Na odmowę osadników zareagował spaleniem Granville Town. Sharp ze swoimi współpracownikami nie rezygnowali, utworzyli kompanię Sierra Leone Company. Jej celem było zapewnienie finansowania budowy całkowicie nowej osady położonej nieopodal spalonego Granville Town. Kompania dostarczała także osadnikom broń, by mogli się bronić przed atakami lokalnych władców. Angielscy legaliści zadbali oczywiście o odpowiednie zabezpieczenie praw osadników, podpisujac porozumienie z wodzem tubylców, który w hierarchii plemiennej stał wyżej, niż ten który spalił Granville Town. W tym samym czasie w innym miejscu świata do Nowej Szkocji w Kanadzie pod koniec Rewolucji Amerykańskiej udało się 3000 ciemnoskórych, którzy towarzyszyli 25000 białym lojalistom angielskim. Szybko jednak uznali surowy klimat tam panujący i przenikliwe zimno za nieodpowiednie miejsce do życia i pracy. Zwrócili się z petycją do rządu brytyjskiego o zorganizowanie przesiedlenia w inny zakątek świata. Ponad 1000 z nich, mających swojego adwokata w jednym ze Świętych zdecydowało się wyruszyć do Sierra Leone. Przybyli tam w 1791 r. i szybko wybudowali na oryginalnym terenie spalonego Granville Town osadę, którą nazwali Freetown. Trudno im się dziwić tego wyboru, gdyż jest to jedno z piękniejszych i bardziej malowniczych miejsc na ziemi. Wielu z osiedleńców było doświadczonymi fachowcami, przede wszystkim cieślami. To im pozwoliło szybko zbudować miasto. The Sierra Leone Company założyła w tamtym okresie plantacje bawełny, trzciny cukrowej i ryżu, na których za wynagrodzeniem zatrudniana była miejscowa ludność. Wielu z osadników założyło swoje własne farmy. Był to okres szybkiego rozwoju tego terenu. W XIX wieku przyszła nowa fala imigrantów. Przybyli oni pośrednio z Jamajki. Ich historia była dosyć złożona. W 1655 r., kiedy Anglicy byli bliscy przejęcia kontroli nad Jamajką od Hiszpanów, ci drudzy woleli uwolnić swoich niewolników, niż pozwolić im wpaść w ręce Brytyjczyków. Ci uwolnieni niewolnicy, do których w kolejnych latach dołączali zbiegli niewolnicy, zwani byli przez Hiszpanów maronami. Udało im się przetrwać wiele lat w górzystym wnętrzu wyspy i zachować swoją odrębność. Anglicy zawarli układ pokojowy z maronami w 1739 r., na mocy którego ci drudzy mogli zachować swoją niezależność, jeśli tylko pomogą wyłapywać nowych zbiegłych niewolników z plantacji. Anglicy płacili maronom za każdego złapanego zbiega 3£, dzięki tym pieniądzom mogli oni kupować sobie takie produkty jak herbata, cukier czy ryż, ale nie mogli samodzielnie uprawiać tych produktów. Powszechny dochód minimalny miał swój pierwowzór zatem już XVIII-wiecznej Jamajce, służył tylko innym (a może podobnym jak dzisiaj) celom: uzależnić buntowniczy naród od władzy poprzez sprytne usunięcie potencjalnego źródła niepokojów społecznych. Spokój trwał tak długo, dopóki Anglicy postanowili obniżyć nagrodę za każdego pojmanego uciekiniera do 2£. Niezadowoleni maroni ponownie zaczęli walczyć z kolonizatorami. Po stłumieniu rebelii brytyjskie władze kolonialne na Jamajce wyekspediowały maronów do Nowej Szkocji, skąd udali się znanym szlakiem (po pozytywnie rozpatrzonej petycji przez rząd angielski) do Sierra Leone. We Freetown znalazło się w ten sposób 550 maronów, którzy szybko stali się integralną częścią lokalnej społeczności, a dzięki swoim zdolnościom obronnym zapewnili siłę militarną potrzebną do obrony przed napaściami lokalnych plemion. Jednak największym źródłem wzrostu liczby osadników do Sierra Leone w XIX wieku stali się niewolnicy z przejmowanych przez Anglików statków z niewolnikami, po tym jak British Navy w 1808 r. zaczęła aktywnie tępić handel niewolnikami. Pojawił się wówczas problem, co zrobić z uwolnionym w ten sposób niewolnikami. Nie można ich było odstawić do krajów pochodzenia, nie było też dla nich miejsca w krajach bogatej Europy. Rozwiązaniem dla tych „przechwyconych” niewolników stało się ich przesiedlenie do Sierra Leone. Brytyjczycy wynagradzali kapitanów statków w ten sposób, że dostawali oni nagrodę w wysokości wartości przechwyconych niewolników na statkach. Nagrody były wypłacane bezpośrednio przez rząd brytyjski, który jednak jako warunek postawił, by ten proces miał miejsce w Sierra Leone, a uwolnieni niewolnicy mieli się tam właśnie osiedlać. Napływ „przechwyconych” niewolników zwiększył liczbę ludności Sierra Leone z ok. 2000 w 1808 r. do 50 000 w 1850 r. W 1808 r. Sierra Leone stało się kolonią brytyjską. Potomkowie przesiedlonych niewolników stanowią dzisiaj zaledwie 2% populacji kraju, mimo że to właśnie oni zdominowali na długie lata życie polityczne i gospodarcze kraju. Lokalne niewolnictwo praktykowane przez afrykańskie elity zostało zniesione dopiero w 1928 r. W 1935 r. władze udzieliły na 98 lat jedynej koncesji na wydobycie minerałów południowoafrykańskiemu potentatowi - De Beers. Anglicy rządzili Sierra Leone tak jak całą Afryką, dzieląc i siejąc antagonizmy wśród ludności lokalnej. W 1924 r. podzielili sztucznie kraj na kolonię (Freetown i okolice wzdłuż Zatoki Gwinejskiej) i protektorat (w głębi lądu, o znacznie większej liczbie ludności), którym narzucili różne zasady ustrojowe. Doprowadziło to do kłótni i nieporozumień między tymi dwoma tworami w myśl skutecznej zasady „dziel i rządź”. Te antagonizmy jeszcze się zaostrzyły w 1947 r., kiedy to przedstawiciele kolonii i protektoratu podjęli próbę wprowadzenia jednolitego systemu politycznego w kraju. W 1951 r. przedstawiciele elit protektoratu, wśród nich Milton Margai i Siaka Stevens, rozpoczęli negocjacje z Brytyjczykami i przedstawicielami kolonii o uzyskaniu pełnej niepodległości. W 1957 r. miały miejsce pierwsze wybory parlamentarne, które wygrała partia Margaia. W 1961 r. Sierra Leone po długich negocjacjach z Anglikami uzyskało ostatecznie niepodległość. W pierwszych latach wolności kraj ten jeszcze względnie odważnie eksperymentował z demokracją, ale w 1964 r. Milton Margai zmarł, został zastąpiony przez nieudolnego brata. W 1968 r. roku władzę przejął wspomniany Siaki Stevens, który od 1971 roku został po proklamowaniu republiki (1971) pierwszym prezydentem. Szybko przekształcił on Sierra Leone w państwo jednopartyjne i jeszcze szybciej sprowokował katastrofę gospodarczą i niewyobrażalnych rozmiarów korupcję. Stevens kontrolował przede wszystkim kopalnie diamentów - główne bogactwo kraju, które "rozsławił" holywoodzki film "Blood Diamonds" z Leonardo Di Caprio. Prywatne spółki zajmujące się wydobyciem i eksportem diamentów płaciły prezydentowi i jego świcie przez lata ogromne łapówki, od 1980 roku, po załamaniu cen kawy i kakao i spadku wydobycia diamentów kraj obsuwał się po równi pochyłej w kierunku totalnej katastrofy. Spadające dochody państwa, sztucznie zawyżone ceny wielu produktów oraz usług wygenerowały hiperinflację, co spowodowało drastyczny spadek i tak bardzo niskiego poziomu życia. Dlatego też na fali niepokojów społecznych wybuchł w lipcu 1981 r. strajk generalny, a w grudniu 1981 r., podobnie zresztą jak gen. Jaruzelski w Polsce, Stevens ogłosił stan wyjątkowy. Degrengolada sytuacji gospodarczej kraju trwała w najlepsze, podobnie jak w komunistycznej Polsce po stanie wojennym. To wtedy Sierra Leone stało się rajem dla skorumpowanych watażków i handlarzy diamentów, którzy zdążyli doszczętnie ograbić kraj zanim w 1985 r. sędziwy prezydent (miał wtedy 80 lat) oddał władzę. Nie wiedzieć czemu do dzisiaj główna arteria komunikacyjna Freetown nosi nazwisko tego osobnika, który dzielnie stworzył podwaliny pod największy kryzys w historii kraju. Po oddaniu władzy przez Stevensa kolejny władca - gen. Momoh - próbował bezskutecznie ustabilizować gospodarkę i ukrócić potęgę handlarzy diamentów. Dodatkowo natrafił na okres początku rebelianckiej działalności największego watażki regionu - Charlesa Taylora, który zorganizował wówczas osławiony RUF (Zjednoczony Front Rewolucyjny). Był to początek najmroczniejszego okresu w historii Sierra Leone: wieloletnia krwawa wojna domowa totalnie zrujnowała gospodarkę, pochłonęła kilkaset tysięcy ofiar, a kraj stał się piekłem na ziemi. W 1992 r. doszło do zupełnie groteskowego przewrotu pałacowego. Oddział żołnierzy pod dowództwem kapitana Strassera otoczył pałac prezydencki, domagając się jedynie wypłaty zaległego żołdu. Dzielny i odważny prezydent Momoh, przeświadczony o tym, że ma do czynienia z zamachem stanu pośpiesznie opuścił pałac. Wtedy to, nawet jeśli nie taka była jego intencja, władzę przejął 25-letni kapitan. W międzyczasie krwawa wojna domowa z partyzantką Taylora nadal pustoszyła kraj i wyniszczała jego gospodarkę. Przeprowadzone pod naciskiem Zachodu wybory w 1996 r., zbojkotowane przez RUF, wygrał Ahmad Kabbah, który po roku został obalony przez majora Koromaha. Zawiesił on konstytucję, zakazał demonstracji i działalności partii politycznych. Po interwencji wojskowej państw ECOWAS (Wspólnota gospodarcza krajów Afryki Zachodniej) obalony został rząd wojskowy, a Kabbah został przywrócony na urząd prezydenta. Nie powrócił tylko pokój, rebelianci ponownie zaatakowali Freetown, ale ich atak został odparty przez siły rządowe, a następnie ponownie przy wsparciu ECOWAS w Lomé podpisane zostało kolejne porozumienie pokojowe między rządem a RUF, które przewidywało przekształcenie RUF w partię polityczną oraz usunięcie z terytorium kraju wszystkich najemników. Nadzór nad tym porozumieniem przejęła licząca aż 13 tys. żołnierzy misja ONZ. RUF początkowo nie zgodził się na opuszczenie kontrolowanych przezeń kopalni diamentów i torpedował pokojowe wysiłki. W 2000 r. ONZ wprowadziła zakaz importu diamentów z Sierra Leone, pod presją międzynarodową RUF wreszcie zgodził się zawrzeć rozejm. Trwająca 10 lat wojna domowa formalnie skończyła się w 2002 r., kiedy w symbolicznym geście spalono 3 tys. sztuk broni złożonej przez rebeliantów. W sumie broń złożyło ok. 70 tys. osób. Długoletnia wojna domowa zniszczyła system edukacji, w jej wyniku ponad 60% ludności to analfabeci, ponad połowa straciła dach nad głową, 70% to bezrobotni, a 3/4 ludności żyje za 3 dolary dziennie, średni okres życia to zaledwie 40 lat, a służba zdrowia praktycznie nie istnieje. Kraj wykazuje najwyższą na świecie śmiertelność dzieci i kobiet w ciąży. Uchodźcy z Sierra Leone w takich warunkach nadal nie chcą wracać do swojej ojczyzny. Infrastruktura kraju została doszczętnie zniszczona, zaś gospodarka została zrujnowana. Współczesne Sierra Leone ze swoją niezwykle malowniczo położoną stolicą Freetown to nadal jedno z najbiedniejszych miejsc na Ziemi. Do 2014 roku kraj rozwijał się zupełnie przyzwoicie, wtedy jednak wybuchła epidemia wirusa Eboli, co w połączeniu ze spadkiem cen surowców na rynkach światowych spowodowało duży spadek PKB. W latach 2017-2019 gospodarka ponownie wróciła na ścieżkę przyzwoitego wzrostu. Blisko 80% ludności znajduje zatrudnienie w rolnictwie, które stanowi niecałe 60% PKB. Główną uprawę stanowi ryż, w porze deszczowej uprawiany jest przez 85% wszystkich zatrudnionych w rolnictwie. Rozwój gospodarczy Sierra Leone od zawsze był uzależniony od wydobycia surowców. Wszystkie rządy od uzyskania niepodległości głęboko wierzyły, że wydobycie złota i diamentów jest wystarczające dla wygenerowania rezerw walutowych i przyciągnięcia inwestycji zagranicznych. Dlatego też rolnictwo, przemysł przetwórczy czy infrastruktura były chronicznie niedoinwestowane i zaniedbane przez rządzących. Jako pierwszy kraj afrykański Sierra Leone rozpoczął zdecydowaną wojnę z pedofilią poprzez wprowadzenie stanu wyjątkowego na początku 2019. Ma to w zamierzeniu ukrócić gwałty na nieletnich dziewczynkach. Wspólnota międzynarodowa w Sierra Leone to przede wszystkim misjonarze i przedstawiciele NGOs. W kraju pojawiają się pierwsze inwestycje w infrastrukturę. Od granicy z Liberią do Freetown budowana jest bardzo dobra, wygodna i malownicza droga, przecinająca las tropikalny, jeszcze niedawno transport drogowy praktycznie nie istniał. W Sierra Leone nie ma konfliktów na tle religijnym, koegzystencja wielu religii jest niewątpliwie dużym osiągnięciem tego niewielkiego kraju i podstawą jego stabilności. W porównaniu z sąsiednią Liberią Sierra Leone jest krajem bardziej otwartym, malowniczym, kolorowym i przyjaznym. Już na granicy żołnierz na granicy - nasz przyjaciel - powiedział nam, że będzie codziennie modlił się do Wszechmogącego Allaha o nasze bezpieczeństwo w czasie pobytu w kraju. Najwyraźniej pomogło. Państwo dużo inwestuje w bezpieczeństwo, na drogach co chwilę znajdują się posterunki, nie utrudnia to jednak poruszania się po kraju. Policja stara się wyłapywać nielegalnych handlarzy i przemytników diamentów, które już nie raz były przekleństwem tego kraju. Przypadków ordynarnego wymuszenia łapówek nie zauważyliśmy. Sierra Leone ma olbrzymi potencjał turystyczny, jak dotąd kompletnie niewykorzystany. Przewiduję, że to będzie się zmieniać w najbliższych latach. W przeciwieństwie do Liberii realizowanych jest wiele rozwojowych projektów inwestycyjnych, często finansowanych przez UE. KE zdaje sobie sprawę, że pozostawienie samych sobie takich krajów jak Sierra Leone może stać się zarzewiem nowych konfliktów i nowej fali emigracji z Afryki. Polityka wspierania infrastruktury w najbiedniejszych krajach Afryki nie ma sensownej alternatywy! Dodatkowym argumentem jest rywalizacja globalna UE z Chinami. Zauważyłem, że o ile UE dotuje projekty infrastrukturalne w Sierra Leone, Chińczycy bardziej specjalizują się w realizacji komercyjnych projektów. I tak droga łącząca Liberię z Gwineą powstaje dzięki dotacjom unijnym, ale już jej łącznik ze stolicą Freetown jest dwupasmową płatną autostradą zrealizowaną przez Chińczyków w PPP opartym na 25 letniej umowie koncesyjnej. Chiny zatem na czele nowoczesnych rozwiązań rynkowych: to też signum temporis naszych czasów...Poniżej kilka impresji z Sierra Leone.




32 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Namibia

Erytrea

Uganda

O mnie

Ekonomista, finansista, podróżnik.
Pasjonat wina i klusek łyżką kładzionych.

Kontakt
IMG_4987.JPG
Home: Info

Subscribe Form

Home: Subskrybuj

Kontakt

Dziękujemy za przesłanie!

Home: Kontakt
bottom of page