Egipt jest kolebką cywilizacji człowieka. Z czasów starożytnych faraonów pozostały do dzisiaj fantastyczne świątynie i pompatyczne piramidy, ale też pismo hieroglificzne. Egipt faraonów był najpotężniejszą cywilizacją świata. W 30 pne stał się częścią Imperium Rzymskiego, a po 400 latach należał do Bizancjum, by po kolejnych 300 latach znaleźć się pod trwałym panowaniem arabskim. W XIX wieku Egipt znalazł się pod panowaniem tureckim, a pod koniec tego wieku kontrolę nad nim przejęli Brytyjczycy, czyniąc z niego swój protektorat. Mimo formalnego ogłoszenia niepodległości w 1922 Egipt znajdował się w sferze wpływów brytyjskich. Relacje egipsko-brytyjskie ponownie zaostrzyły się po zakończeniu II Wojny Światowej, nastroje w kraju pogorszyła przegrana pierwsza wojna izraelsko-arabska w latach 1948-1949, w szczególności winą obarczano niepopularnego króla Egiptu Faruka. Doprowadził on zresztą do powstania niesłychanego zróżnicowania zamożności społeczeństwa egipskiego, w którym do zaledwie 4 tys. rodzin należało 70% ziemi ornej kraju. Na tym tle popularność zdobywały organizacje polityczne o radykalnym programie społecznym, jak np. Stowarzyszenie Braci Muzułmanów, odwołujące się dodatkowo do haseł fundamentalistycznego islamu. Zostało ono zdelegalizowane, a wielu jego członków aresztowanych. Jednocześnie dochodziło do starć z wojskami brytyjskimi stacjonującymi nad Kanałem Sueskim. W 1952 roku rząd zmieniał się aż 4 razy, w końcu wojsko obaliło skorumpowaną monarchię. Armia przeprowadziła wiele fundamentalnych reform państwa, m. in. reformę rolną, likwidującą wielką własność ziemską oraz zaczęła, początkowo jeszcze nieśmiało, wprowadzać państwową kontrolę gospodarki, co oczywiście wieszczyło problemy. W polityce zagranicznej Egipt mając ambicje dominacji w świecie arabskim przyjął orientację prosowiecką akceptując pomoc wojskową Związku Sowieckiego. W rezultacie walki o władzę wśród oficerów armii rywalizację wygrał popularny Gamal Abdel Naser, który wygrał wybory w 1956 roku zdobywając ponad 99% głosów. Został on prawdziwym dyktatorem, skupiając w swoich rękach pełnię absolutnej władzy, tak jak tysiące lat wcześniej faraonowie. Sprawny retorycznie prezydent stworzył ideologię naseryzmu: dziwnego zlepku nacjonalizmu panarabskiego i socjalizmu. Głosił i dążył do jedności wszystkich Arabów, ze względu na wspólnotę językową i historyczną. Nie odniósł w tym temacie większych sukcesów, po 2 latach od powstania w 1958 roku unia Egiptu i Syrii się rozpadła, zerwana przez Syrię, która nie zgadzała się na egipską dominację, ale przede wszystkim odrzucała forsowanie przez Nasera socjalistycznych pomysłów w gospodarce - bardzo niepopularnych w Syrii. Mający olbrzymie ambicje regionalne Naser po tym niepowodzeniu skupił się na gospodarce - z oczywistymi negatywnymi skutkami dla tej ostatniej. Po wcześniejszej awanturze związanej z decyzją o nacjonalizacji Kanału Sueskiego (należącego do Fracuzów i Brytyjczyków, co skończyło się przegraną Egiptu, niemniej jednak wsparcie Rady Bezpieczeństwa ONZ zmusiły Francję i Wlk. Brytanię do wycofania się z regionu) Naser wdrożył szereg "reform", które w jego przekonaniu miały uczynić gospodarkę bardziej nowoczesną i konkurencyjną. Warto się im przyjrzeć z perspektywy Polski pod rządami PiS, gdyż widać w nich podobny zapał rewolucyjny i pogardę do zasad gospodarki rynkowej. Otóż Naser najpierw całkowicie znacjonalizował uprawę bawełny, państwo częściowo przejęło produkcję rolną za niewielkie odszkodowanie, pełne upaństwowienie rolnictwa jednak nie nastąpiło. Ciekawiej było w innych sektorach gospodarki. Znacjonalizowano przedsiębiorstwa brytyjskie i francuskie, znacjonalizowano cały sektor bankowy, przemysł ciężki i żeglugę. Dekretem prezydenckim Naser wpłynął na zarządzanie przedsiębiorstwami państwowymi. Naser zadekretował, że zarządy spółek miały być 7-osobowe, z których 5 osób - uwaga - miało być wyznaczanych bezpośrednio przez prezydenta (!!!), a dwie (w późniejszym okresie ich pulę zwiększono do 4 - zapewne w trosce o koszty) przez załogę. Widać, że polski rząd nacjonalistyczno-populistyczno-socjalistyczny ma przed sobą jeszcze duże pole manewru, a jego próby nieformalnego wpływania na zarządzanie spółkami skarbu państwa (czytaj wyprowadzania z nich pieniędzy) są jeszcze niewinne w porównaniu z pierwowzorem takim jak Naser, który przynajmniej nie ukrywał swoich zamiarów i wszystkie kroki sankcjonował dekretami, bo przecież miał poparcie całego narodu i mógł robić, co chciał. W latach 60-tych kontynuowana była nacjonalizacja przedsiębiorstw przemysłowych. Upaństwawiano tysiące firm, początkowo połowę zachowywali prywatni właściciele, po 1964 r. państwo przejmowało również ich udziały, płacąc niewielkie odszkodowanie (wypłacane jednak w ratach przez 15 lat, a ich wysokość nie mogła przekroczyć zaledwie 15 tys. funtów). Przeciwników nacjonalizacji spotykały brutalne represje. Uznawano ich za wrogów narodu, przez co można ich było wywłaszczyć bez odszkodowania. Awanturę z nacjonalizacją Naser wykorzystał do unicestwienia partii opozycyjnych, kontynuwał też kompletny woluntaryzm w zarządzaniu gospodarką. Dopuścił m. in. pracowników do udziału w zyskach przedsiębiorstw, podniósł o 100% płacę minimalną, ale też wprowadził bezpłatne szkolnictwo na wszystkich poziomach nauczania. Równocześnie zadłużał państwo pozyskując kredyty zagraniczne na rozbudowę przemysłu. Naser odżegnywał się wprawdzie od komunizmu, odrzucał dyktaturę proletariatu, wolał najwyraźniej dyktaturę własną, jako swój cel wskazywał jedynie socjalizm z wiodącą rolą państwa w gospodarce (podobnie mówi PiS w Polsce). System społeczno-gospodarczy, który chciał stworzyć nazywał "spółdzielczym socjalizmem demokratycznym", który nie wykluczał własności prywatnej, ale zakładał współpracę rzekomo wszystkich grup społecznych, wzmocnienie sektora państwowego oraz (skąd my to znamy?) jedność wszystkich Egipcjan. Nie była to zatem demokracja przymiotnikowa, tylko socjalizm wieloprzymiotnikowy, w którym musiało - jak u każdego porządnego autokraty - pojawić się słowo "demokratyczny". Egipt miał w ten sposób odnaleźć swoją trzecią drogę, nie wzorując się ani na systemach politycznach Wschodu, ani Zachodu. W polityce wyznaniowej Naser nie był takim fundamentalistą, jak wschodnioeuropejscy epigoni sowieckiego ateizmu państwowego. Nie był przeciwnikiem islamu i widział dla niego miejsce w społeczeństwie, zwalczał jednak dosłownie i w przenośni fundamentalizm religijny, wykonując wiele wyroków śmierci na Braciach Muzułmańskich. Generalnie obsesją Nasera było zjednoczenie wszystkich obywateli w realizowaniu celów rewolucji egipskiej. Z gospodarką egipską po takich pseudoreformach było coraz gorzej. Jako antidotum na problemy Naser zaaplikował kolejne nacjonalizacje prywatnych firm, ale kompletnie nie radził sobie z biurokratyzacją zarządzania gospodarką, co charakteryzuje Egipt do dzisiaj. Za te kroki Naser był chwalony przez Sowietów, a zwłaszcza przez Chruszczowa, który odwiedził w 1964 r. Egipt. W Polsce Naser otrzymał w 1965 r. Order Odrodzenia Polski I klasy. Prawdziwą domeną Nasera była jednak polityka międzynarodowa. Po początkowych porażkach unifikacji świata arabskiego pod światłym przywództwem potomków faraonów Naser nie zrezygnował ze swoich ambicji międzynarodowych. Za co się jednak wziął tam ponosił kolejne porażki i upokorzenia. Interweniował nieudanie w wojnie domowej w Jemenie, gdzie nie tylko poniósł sromotną porażkę, ale też popsuł relację z Arabią Saudyjską. Jednocześnie próbował montować wspólny front krajów arabskich przeciw Izraelowi, niewiele z tego wynikało konkretów, a jedynym rezultatem było zacieśnienie stosunków ze Związkiem Sowieckim. Podżegany przez Sowietów i targany ambicjami liderowania światu arabskiemu Naser doszedł do przekonania, że musi podjąć próbę wywalczenia niepodległego państwa dla Palestyńczyków. Jednocześnie pojawił się wspólny apel króla Arabii Saudyjskiej i szacha Iranu o wspólną walkę świata muzułmańskiego z syjonizmem, impertializmem, ale też komunizmem, w którym potępili oni także socjalizm. Naser odebrał ten apel jako atak skierowany przeciwko jego polityce, dlatego też odrzucił walkę z Izraelem z pobudek religijnych, natomiast tłumaczył niechybny konflikt jako wspólne przeciwstawienie się postępowych sił arabskich (prócz Egiptu miała to być Syria, Algieria i Irak) wstecznictwu izraelskiemu na okupowanych terenach arabskich. Oczywiście chodziło też o podniesienie własnego prestiżu w świecie arabskim po klęsce militarnej w Jemenie i rozpadzie unii z Syrią, ale też o igrzyska dla własnego społeczeństwa, któremu zaczynały doskwierać pseudoreformy gospodarcze i niebezpieczne eksperymenty interwencjonizmu państwowego w gospodarkę. Naser był przekonany, że rozbudowa armii dzięki kontraktom z krajami Bloku Sowieckiego (w tym niestety Polski) pozwoli mu militarnie zwyciężyć Izrael. Marszałek sowiecki Greczko publicznie obiecał w 1967 roku wsparcie militarne Egiptu w przypadku interwencji militarnej USA po stronie Izraela. Naser zrozumiał to opatrznie, sprowokował konflikt zbrojny z Izraelem, blokując cieśninę Tiran, żądając zwrot portu w Ejlacie nad Morzem Czerwonym oraz zapowiadając zamknięcie Kanału Sueskiego w w razie udzielenia pomocy Izraelowi przez dowolne państwo. Chciał by Izrael wykonał pierwsze uderzenie, a sam przeprowadziłby zwycięską ofensywę. Tak się też stało, z tym, że wojna z Izraelem zakończyła się całkowitą klęską Egiptu i państw arabskich. Wojska arabskie zostały okrążone i rozbite w pył na Synaju. Egipt i Jordania zmuszone były ogłosić kapitulację po zaledwie 6 dniach walk. Zaraz po ogłoszeniu klęski wojsk arabskich (fakt ten był ukrywany przed społeczeństwem, które karmione było nieprawdziwymi komunikatami o rzekomych sukcesach przez propagandę mediów publicznych, zupełnie jak to czyniły media "narodowe" w Polsce po głosowaniu 27:1 w sprawie wyboru Tuska na szefa Rady UE) zdruzgotany Naser podał się do dymisji, jednak wobec masowych, w dużej mierze spontanicznych wieców poparcia dla niego został poproszony przez parlament o powrót do sprawowania obowiązków prezydenta, co rzeczywiście się stało. Za winnych klęski uznano nieudolne dowództwo armii, ale prezydent nie mógł wyjść z tej kompromitacji wzmocniony. Egipt stracił bezpowrotnie swoją pozycję w świecie arabskim, wycofał się z Jemenu i osiągnął porozumienie z Arabią Saudyjską, w zamian za co stał się największym beneficjentem pomocy finansowej ufundowanej przez arabskich producentów ropy naftowej państwom, które przegrały wojnę 6-dniową. W ostatnich latach swojego życia Naser ponownie prowokował starcia z Izraelem (okupującym Synaj od 1967 roku) nad Kanałem Sueskim, ale sukcesu bynajmniej nie odniósł. Dodatkowo zmuszony był prosić Sowietów o zwiększenie wsparcia, co mu się udało, gdyż Breżniew zgodził się na wysłanie sprzętu wojskowego i doradców wojskowych. Ostatecznie jednak za radą Moskwy zakończył konflikt zbrojny z Izraelem oraz uznał granice państwa żydowskiego sprzed wojny 6-dniowej. Naser zmarł na atak serca w 1970 roku, był zwierzęciem politycznym typowym dla świata muzułmańskiego, czy Ameryki Łacińskiej. Świetny orator, gaduła, jak Fidel Castro, Hugo Chavez czy Daniel Ortega, którzy wszyscy byli świetni w zdobyciu i utrzymaniu się przez lata u władzy, ale kompletnie niekompetentni dla zrealizowania czegoś dla ludzi, którymi rządzili w sposób niemalże absolutny (w przeciwieństwie do Luli w Brazylii, który był nie typem intelektualisty, tylko realnym przedstawicielem klasy pracującej). Naser był uwielbiany w Egipcie (jest zresztą uwielbiany do dzisiaj) i całym świecie arabskim, ale bardziej ze względu na swoje zdolności retoryczne i gesty polityczne, ale okazał się zupełnie pozbawiony kompetencji w zakresie realnej poprawy życia swoich obywateli. Był bardziej próżnym showmanem niż realnym liderem. Jego pomysły gospodarcze nie były zresztą kontynuowane przez następców. Stał się jednak symbolem, który zainspirował wiele arabskich rewolucji narodowo-wyzwoleńczych. Z pewnością wywarł duży wpływ na kurs polityczny swojego pokolenia, sprawił, że priorytetem dla przywódców arabskich była budowa dobrych relacji z Kairem po to, by zdobyć popularność wśród własnych obywateli. To przykład Algierii, Syrii, Iraku, Tunezji (Ben Bella - pierwszy prezydent kraju był zagorzałym naserystą), Sudanu, Jemenu czy Libii (Kadafi obalił w 1969 roku monarchię, uważał Nasera za bohatera i dążył do tego, by zostać jego następcą jako nieformalny przywódca świata arabskiego, próbując - nieudolnie zresztą jak jego pierwowzór - zjednoczyć Arabów przez kontynuowanie filozofi panarabizmu). Był też Naser symbolem Arabskiej Wiosny w 2010 i 2011. Jego następcą został wieloletni wiceprezydent Anwar al-Sadat. Niewielu oczekiwało, że Sadat utrzyma się długo przy władzy w walce o schedę po Naserze, ale okazał się on dużo bardziej sprawnym graczem politycznym niż można było się spodziewać. Sadat przez lata przygotowywał Egipt do ataku z zaskoczenia na Izrael. Wybrał czas wakacji i żydowskiego święta Jom Kippur w 1973 roku. Sadat zerwał współpracę wojskową z Sowietami by stworzyć dla siebie większe pole manewru. Mimo przecieków o szykowanej ofensywie arabskiej ówczesna premier Izraela Golda Meir nie zdecydowała się na uderzenie prewencyjne w Egipt i Syrię, bojąc się oskarżeń o sprowokowanie kolejnej wojny. Skoordynowany atak Egiptu (na wschodni brzeg Kanału Sueskiego) i Syrii (na wzgórza Golan) nastąpił w październiku 1973, był tym razem świetnie przygotowany, w szczególności armia egipska uzbrojona została w broń przeciwpancerną, która czyniła spustoszenie w izraelskich dywizjach pancernych (3/4 czołgów zostało zniszczonych, przy stratach egipskich wynoszących zaledwie 5%). Kontratak izraelski wspierany dostawami sprzętu bojowego z USA zarówno na pozycje egipskie jak również na froncie syryjskim nastąpił w 3 dniu wojny. Izraelczycy przedarli się na zachodni brzeg Kanału Sueskiego (dzięki brawurowej akcji późniejszego premiera Szarona) i mieli otwartą drogę na Kair. Wtedy do akcji wkroczyły wielkie mocarstwa (USA, ZSRS) oraz ONZ, zaniepokojone szybko materializującym się ryzykiem, że ten konflikt lokalny przeradza się w konflikt globalny. Mimo początkowo nieprzejednanej postawy Sadata (próbował nakłonić Breżniewa do interwencji zbrojnej w Kanale Sueskim, na co Nixon postawił wojska amerykańskie na całym świecie w stanie podwyższonej gotowości bojowej) Sowieci zdecydowali się zakończyć konflikt i przekonali Sadata do zawieszenia broni. Wojna dobiegła końca, podpisano w Genewie pokój, niedawny jastrząb Sadat potępił oficjalnie nacjonalizm arabski, a nawet w 1977 roku udał się do Izraela, wygłaszając przemówienie w Knesecie w obecności premiera Begina, ale również Goldy Meir. W 1978 podpisany został w Camp David pakt pokojowy powiędzy Izraelem a Egiptem, co było chyba największym sukcesem prezydentury Jimmy Cartera i jego doradcy d/s bezpieczeństwa Brzezińskiego. Sadat i Menachem Begin zostali jak najbardziej słusznie za to uhonorowani Pokojową Nagrodą Nobla. Wojna Jom Kippur do dzisiaj jest analizowana nie tylko w akademiach militarnych, siły Izraela ustępujące połową liczebności sprzymierzonych wojsk arabskich (zarówno w liczbie żołnierzy, jak również i sprzętu) potrafiły podnieść się po ciężkim ciosie i wygrać potyczkę zbrojną. Jak to było możliwe, że tak mały kraj, w dodatku otoczony samymi wrogami potrafił ich wszystkich pokonać? Wsparcie USA nie wyjaśnia wszystkiego (Arabowie byli bowiem wspierani przez będący na szczycie swojej potęgi Związek Sowiecki), dlatego też o sukcesie Izraela przesądziło ogromne zaangażowanie i siła ducha samych jego mieszkańców, którzy nie chcieli dopuścić do ponownej utraty niepodległości. Chrześcijanie i żydzi z kolei otwarcie twierdzą, że siłom obronnym Izraela pomagał sam Bóg, bo przecież zgodnie ze Starym Testamentem postanowił ofiarować te ziemie swojemu Narodowi Wybranemu. W przeciwieństwie do Wojny 6-dniowej porażka w 1973 roku przywróciła honor egipskim siłom zbrojnym w świecie arabskim, jakoś dało się wytłumaczyć przyczyny kolejnej porażki, a sam Sadat zyskał bardzo dużą popularność w społeczeństwie. W końcu odzyskał dla Egiptu półwysep Synaj (można tam bez ograniczeń podróżować również w celach turystycznych, co gorąco polecam), ale przede wszystkim popularność wykorzystał dla demontażu pomysłów politycznych (socjalizmu jednopartyjnego) i gospodarczych (nacjonalizacja gospodarki) Nasera, co nie zawsze było proste. Przede wszystkim usunięta została państwowa kontrola cen żywności, ale po zamieszkach ulicznych ponownie przywrócona. Prywatyzacja wcześniej znacjonalizowanych firm odbywała się w sposób kumoterski (crony capitalism), co nie zawsze przebiegało w duchu transparentności gospodarki rynkowej. W sferze politycznej Sadat zadekretował powstanie 3 partii politycznych: lewicowej, prawicowej i centrowej. Bractwo Muzułmańskie zostało wprawdzie zalegalizowane, ale nie w formie partii politycznej. Sadat został zamordowany w ataku zorganizowanym przez fundamentalistów islamskich w 1981 r., jego następcą został Hosni Mubarak, który sprawował władzę przez kolejne 3 dekady. Mubarak rozprawił się brutalnie z organizacjami fundamentalistów islamskich, zachowując w dużej mierze linię swojego poprzednika w polityce wewnętrznej i zagranicznej. Wprowadził trochę elementów liberalnych (dopuścił m. in. prasę opozycyjną), wychodząc z założenia, że liberalizacja życia politycznego będzie miała pozytywny wpływ na gospodarkę. Realizowane były inwestycje w przemyśle i rolnictwie, stosowano bodźce inwestycyjne dla przedsiębiorców prywatnych, niemniej wielkich efektów to nie przynosiło, spadała dynamika wzrostu PKB, a struktura dochodów budżetu nie zmieniała się istotnie (dominowały nadal opłaty z eksploatacji Kanału Sueskiego i eksportu ropy naftowej). Mubarak dążył do przywrócenia równowagi budżetowej (permanentnie deficytowej od czasów Nasera), ograniczał wydatki socjalne, ale nigdy nie udało mu się osiągnąć celu, zadłużenie ciągle wzrastało. W polityce międzynarodowej Mubarak dosyć skutecznie lawirował między światem arabskim, Izraelem, USA i Moskwą. Nie angażował się też w spory ideologiczne, jak Naser. W latach 90-tych Mubarak zmuszony został do realnych reform gospodarczych. Podpisał porozumienie z MFW i BŚ, uzyskał redukcję połowy długów w zamian za całkowite uwolnienie cen - zmory egipskiej gospodarki, radykalną redukcję wydatków publicznych, prywatyzację ponad 300 przedsiębiorstw i zniesienie restrykcji w obrotach handlowych z zagranicą. Mubarak został zmuszony do rezygnacji ze stanowiska prezydenta w 2011 roku na fali protestów społecznych w czasie Wiosny Arabskiej. Wkrótce został też przez nowe władze oskarżony i skazany. Jego następca - fundamentalista islamski Mursi - sprawował swój urząd niecałe 2 lata, po czym został usunięty przez armię w wyniku puczu wojskowego. Nowym silnym człowiekiem w Egipcie został gen. as-Sisi, który pozamykał zwolenników Bractwa Muzułmańskiego w więzieniach, ku przestrodze wykonał też wiele wyroków śmierci. Wkrótce też został wybrany na nowego prezydenta większością 97% głosów, co nie jest w Egipcie czymś niezwykłym. Bez ogródek zapowiedział na początku swojej kadencji, że "demokracja w Egipcie nie będzie możliwa w ciągu najbliższych 25 lat". Na razie słowa konsekwentnie dotrzymuje. Sisi rządzi Egiptem w sposób absolutnie autorytarny, gdyż armia jest hegemonem i ma niekontrolowaną władzę. Wybory wprawdzie się regularnie odbywają, ale nikt ich nie uważa za wolne, czy uczciwe. Prezydent Sisi postawił na realizację gospodarczych mega projektów. Mają być receptą na modernizację i transformację kraju. Kair wkrótce przestanie być stolicą. Szef państwa, rząd i administracja przeniosą się 35 km dalej na wschód. Do nowo budowanego super nowoczesnego miasta za 58 miliardów USD, przewidzianego na 5 milionów mieszkańców. To pewien symbol wyznaczający kierunek i sygnał dla zagranicznych inwestorów. Mają w czym wybierać, a niektórzy już wybrali. Rosyjski Rosatom buduje w El-Dabaa nad M. Śródziemnym pierwszą elektrownię atomową. Niemiecki Siemens przygotowuje się do budowy kolei wielkich prędkości. Będzie kosztowała 23 miliardy USD. Budowane przez Belgów Wielkie Muzeum Egipskie w Gizie będzie największą tego typu placówką na świecie i zapewne bardzo długo nikt nie odbierze mu palmy pierwszeństwa. Nie może też zabraknąć chińskich graczy, dla których Bliski Wschód od dawna jest oczkiem w głowie. W nowej stolicy cała dzielnica biznesowa będzie ich dziełem. Trudno zresztą by było inaczej, jeśli banki ChRL finansują 85% stołecznego projektu o wartości 3 miliardów USD. Również tam musi być coś ekstra – wieża o wysokości 385 metrów będzie największą w Afryce. Obecnie Chiny jeszcze znacznie ustępują pod względem inwestycji innym konkurentom – W. Brytanii, USA i ZEA. Ale biją ich na głowę dynamiką angażowanych w ostatnich latach środków, które w 2019 roku wyniosły 7 miliardów USD (pierwsze miejsce jeśli chodzi o chińskie FDI w Afryce). I będą dalej rosły, gdyż Egipt jest dla Chin ważnym punktem na mapie gospodarczych i politycznych interesów. Stumilionowy rynek egipski jest łącznikiem trzech kontynentów, członkiem Wspólnego Rynku Wschodniej i Południowej Afryki, Afrykańskiej Strefy Wolnego Handlu i – co może najważniejsze - beneficjentem porozumienia z Unią Europejską o bezcłowym wwozie niektórych artykułów przemysłowych. Z drugiej strony, również prezydent Sisi dba o tworzenie przyjaznego klimatu dla rozszerzania relacji. Od przejęcia władzy w 2014 do 2021 r. odwiedził Pekin 6 razy. Chińska inicjatywa Nowego Jedwabnego Szlaku ma wspólne cele gospodarcze z egipską Wizją 2030, będącą narodowym planem rozwoju. Chińczycy inwestują też na obszarze Kanału Sueskiego. Największym inwestorem jest tu chińska TEDA, która zarządza Parkiem Przemysłowym w Ain Sokhna, gdzie ulokowanych jest 85 przedsiębiorstw zatrudniających 4000 pracowników. Jako przykład obopólnego sukcesu prezentowane jest największe z nich – Jushi, dzięki któremu Egipt jest trzecim światowym producentem włókna szklanego. Produkt ten prawie w całości jest eksportowany bezcłowo do krajów UE, choć w 2020 roku został obłożony unijnymi sankcjami w związku z podejrzeniem o dumping. Podkreślanie wspólnych korzyści jest stałym elementem chińskiej narracji, mimo że Egipt w handlu z Chinami ma deficyt w wysokości 11 miliardów USD (2019).
Chińczycy dążą do koncentrowania inwestycji w Egipcie w rejonach dróg transportowych do Europy. Poza wspomnianym Kanałem Sueskim można wymienić przejęcie zarządzania śródziemnomorskimi portami w Aleksandrii, obok którego będą budować terminal kontenerowy, oraz w El-Dekheila. W Nowym Alamein realizują kontrakt na zespół luksusowych wieżowców. W przeciwieństwie do zachodnich partnerów Egiptu Chińczycy nie łączą współpracy gospodarczej z recenzowaniem sytuacji wewnętrznej, praworządności czy praw człowieka. A partnerzy z zadowoleniem odwzajemniają się tym samym. Za biznesem skutecznie podąża chińska soft-power.
Niestety w tej międzynarodowej konkurencji o egipski rynek nie ma Polski, choć możemy licytować się rodzimymi mega projektami (przekop Mierzeji, CPK, promy, fabryka samochodów elektrycznych, elektrownia Ostrołęka i wiele innych). W 2020 roku nasz eksport do tego kraju wyniósł zaledwie 380 milionów USD, a import 195 milionów (0,1% całości obrotów). Inwestycje trudno dostrzec. Niezależnie od rozlicznych plag nadal występujących nad Nilem, mamy do czynienia z sąsiadem Unii Europejskiej w obszarze śródziemnomorskim, 100 milionowym krajem, którego ludność w perspektywie dekady powiększy się o kolejne 30 milionów. Co roku na rynek pracy wchodzić tam będzie 700 tysięcy młodych ludzi. którzy lepiej żeby znaleźli zajęcie u siebie. Gospodarczo Egipt radził sobie w ostatnich latach zupełnie nieźle, zachowana była stabilność makroekonomiczna, której efektym był wysoki wzrost gospodarczy (stale powyżej 5% rocznie), relatywnie dobra pozycja fiskalna i solidny poziom rezerw walutowych. Ten względny sukces został brutalnie zakończony wybuchem epidemii Covid-19. Rozsypał się budżet państwa, w pierwszych miesiącach 2020 indeks PMI spadł do poziomu 38, najniższego w historii, aktywność gospodarcza skurczyła się dramatycznie, bezrobocie skoczyło do 10%, a liczba zatrudnionych spadła o 2,7 mln. Pakiet antykryzysowy rządu wyniósł 1,7% PKB, ale nie bardzo było widać jego efekty. Deficyt budżetowy przekroczył zapewne 8% PKB. Sukcesy stabilizacji gospodarki zniknęły w ciągu kilku miesięcy. Kair jest praktycznie jedynym miejscem w Egipcie, gdzie jest możliwość znalezienia pracy, ale też nie dla wszystkich. Przyjeżdżający w poszukiwaniu zarobków muszą się gdzieś podziać i mieć dach nad głową. Znajdują takie miejsca na cmentarzach kairskich i ich okolicach, gdzie powstały milionowe slumsy (miasto umarłych). W ten sposób grobowce służą zarówno zmarłym, jak i żyjącym. Wg, szacunków na terenach cmentarnych w Kairze mieszka ponad 2 mln. ludzi (!!!). Powstały tam sklepy, bary, punkty usługowe, a ostatnio nawet szkoły. Społeczność metropolitalnego Kairu traktuje mieszkańców "miasta umarłych" jak 8 plagę egipską, odradzane jest zapuszczanie się w te rejony. Nie jest to z pewnością bezpieczne miejsce, ale nie powinno zrazić prawdziwego podróżnika do jego odwiedzenia, emocje gwarantowane!
Comments