Ukraina ma ponad tysiącletnią historię swojej państwowości. Jej historia sięga jeszcze czasu sprzed panowania dynastii Rurykowiczów i Rusi Kijowskiej. Jest zatem starsza niż sąsiedniej Rosji, która w czasach Putina zaczęła kwestionować pojęcie narodu ukraińskiego i wielowiekową państwowość ukraińską. Początki Ukrainy miały miejsce między VI a IX w., czyli przed ukształtowaniem się Rusi Kijowskiej. Ta ostatnia w XI w. stanowiła już silne, chrześcijańskie i bardzo rozległe, sięgające od Morza Białego i Bałtyckiego do Morza Czarnego, państwo, z którego wywodzi się historycznie dzisiejsza Ukraina. Bardzo ważnym wydarzeniem w dziejach Rusi Kijowskiej było przyjęcie chrztu w obrządku greckim z Bizancjum, przez księcia Włodzimierza Wielkiego (988). To za czasów Włodzimierza rozpoczęła się rywalizacja z młodym państwem Polan o Grody Czerwieńskie, obejmujące tereny między dzisiejszym Hrubieszowem a Przemyślem. Zajęte przez Ruś w 981 r. tereny odzyskał w 1018 r. Bolesław Chrobry, ale już w niecałe 15 lat później trafiły znów do Rusi dzięki wyprawom Jarosława Mądrego. Jego panowanie było też ostatnim akordem świetności Rusi Kijowskiej. Książę podzielił swoje państwo między synów (podobny proces miał miejsce w Polsce za sprawą Bolesława Krzywoustego) zapoczątkowując wielowiekowe rozbicie ziem ruskich (https://www.thetravelingeconomist.com/post/rosja).
Począwszy od 1240 r. przez następne 200 lat trwała tzw. era mongolska w dziejach Ukrainy. W tym czasie Ruś Kijowska znajdowała się w okresie rozbicia dzielnicowego. Był to też okres, w którym odpadło od Rusi Księstwo Włodzimiersko-Suzdalskie, które dało początek Wielkiemu Księstwu Moskiewskiemu i dalej Rosji. Księstwa ruskie nie dostały się pod bezpośrednie panowanie Mongołów, jednak podlegały ich zwierzchnictwu i płaciły uciążliwą daninę. W rezultacie tych perturbacji w XIV w. zachodnia i centralna część Rusi zostały poddane zwierzchnictwu Wielkiego Księstwa Litewskiego. Trwała wtedy rywalizacja Polski, Węgier i Litwy o ziemie Rusi Halickiej. Druga połowa XIV w. przyniosła rozwiązanie tej sytuacji (Jadwiga poślubiła księcia litewskiego Władysława Jagiełłę) przyniosła rozwiązanie tej sytuacji. Po unii personalnej Królestwa Polskiego z Litwą, Księstwo Halicko-Włodzimierskie weszło częściowo we władanie Korony (Ruś Czerwona), a po części w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego (Wołyń i Podole Kamienieckie), a król Polski przybrał tytuł księcia Rusi. Z kolei po Unii Lubelskiej w 1569 r. wszystkie te ziemie ruskie zostały włączone do Korony, z którą były związane aż do rozbiorów Polski. Powstała wówczas Rzeczpospolita Obojga Narodów, w skład której wchodziły też ziemie Ruskie. Nazywano je już wówczas „Ukrainą”, jako tereny leżące „u kraja” państwa.
Czas, w którym Ruś stanowiła część Rzeczpospolitej Obojga Narodów, odcisnął silne piętno w dziejach Ukrainy. W tym okresie na mocy Unii Brzeskiej z 1596 r. powstał Kościół unicki (obecnie Kościół greckokatolicki), który w XIX i XX w. odegrał znaczącą rolę w kształtowaniu się nowoczesnej ukraińskiej świadomości narodowej. Pod koniec XVI w. miało miejsce wydarzenie, które zajmuje niezwykle ważne miejsce w historii Ukrainy. Na terenach tzw. Dzikich Pół nad Dnieprem uformowała się Sicz Zaporoska, składająca się z początkowo wolnych Kozaków, którzy chronili pogranicze przed najazdami tatarskimi. Z czasem polscy możnowładcy usiłowali narzucić im osobiste poddaństwo i obowiązek pańszczyzny, co spotkało się z oporem. Wybuchające co kilkanaście lat powstania kozackie rujnowały spokój na i tak zagrożonych przez Tatarów i Turków terenach. Największe powstanie Chmielnickiego, które wybuchło w 1648 r., miało w dłuższej perspektywie opłakane skutki zarówno dla Rzeczpospolitej, jak i samej Kozaczyzny. Rujnująca i niezwykle krwawa wojna domowa wywołana postaniem osłabiła unię z Litwą, a podpisanie przez Chmielnickiego ugody w Perejesławiu o protektoracie Rosji nad Kozakami było pretekstem do zaangażowania się mocarstwa na wschodnich ziemiach Rzeczpospolitej. Doszło wówczas do podziału Ukrainy na część polską i rosyjską wzdłuż Dniepru. Na terenach Ukrainy utrwaliła się wówczas władza hetmanów, z których największe triumfy polityczne osiągnął Iwan Mazepa. Marzył on o zjednoczeniu obydwu części Kozaczyzny i próbując doprowadzić do jego ziszczenia, zerwał sojusz z Rosją na rzecz Szwecji. Doprowadziło to do interwencji rosyjskiej, rozgromienia Kozaków, a po zakończeniu wojen rosyjsko-tureckich do likwidacji Siczy Zaporoskiej przez Katarzynę II w 1775 r. W wyniku rozbiorów Polski większość ziem dzisiejszej Ukrainy znalazła się pod zaborem rosyjskim. Jedynie tak zwana Galicja Wschodnia ze Lwowem i częścią Podola przypadła Austrii.
Okres zaborów był czasem kształtowania się ukraińskiej świadomości narodowej. Zaczął się wówczas formować współczesny język ukraiński oraz literatura w nim tworzona. Najwybitniejszym pisarzem tego okresu był Taras Szewczenko. Pojawiły się też pierwsze koncepcje narodu i państwa ukraińskiego stojące w opozycji do Cesarstwa Rosyjskiego. Wobec silnej rusyfikacji ziem zaboru rosyjskiego i likwidacji kościoła unickiego ośrodkiem dążeń narodowych stała się należąca do Austrii Galicja. We Lwowie działała katedra języka ukraińskiego, publikował tu Iwan Franko, działały towarzystwa naukowe, literackie i społeczne, a także organizacje paramilitarne.
W XVI i XVII w. możne rody ruskie zostały w dużej części spolonizowane i przyjęte do Rzeczypospolitej. W rezultacie tego szlachta ruska, przechodząc do Kościoła unickiego, a następnie rzymskokatolickiego, uległa polonizacji i latynizacji, przez co przyszły naród ukraiński utracił swoje elity na rzecz kultury polskiej. W XIX i XX w. wyższe warstwy musiały się ukształtować na nowo, co m.in. opóźniło proces narodowotwórczy.
W efekcie rozbiorów Polski w końcu XVIII w. ziemie ruskie weszły w skład monarchii Habsburgów (Galicja i Bukowina) oraz imperium carów (Ukraina Naddnieprzańska). Mimo tego podziału i konieczności utworzenia nowych elit, na przełomie XIX i XX w. ukształtował się nowoczesny naród ukraiński, który pod koniec I Wojny Światowej utworzył dwa państwa ukraińskie: Ukraińską Republikę Ludową oraz Zachodnioukraińską Republikę Ludową. Przyjrzyjmy się, jak do tego doszło.
Emancypacja Ukraińców nie była jakimś wyjątkowym zjawiskiem na tle ówczesnej Europy w XIX i XX stuleciu. Wiek XIX i XX był dla Ukrainy okresem walki o niepodległość i o własną narodową kulturę. Poszukiwano historycznych i ludowych korzeni samodzielnego bytu narodowego. Odwoływano się do kozackich tradycji wojskowych i podstaw ukraińskiej tożsamości narodowej w Galicji. Ukraiński ruch narodowy kształtował się pod wpływem idei przynoszonych przez uchodźców z Ukrainy kijowskiej, między innymi przez wybitnego historyka Mychajłę Hruszewskiego, który zaczął upowszechniać przekonanie o jedności narodowej mieszkańców Galicji Wschodniej i Naddnieprza. Ludność ta znalazła korzystne warunki dla rozwoju własnej kultury. Dzięki temu w przededniu I Wojny Światowej Galicja Wschodnia stanowiła już prawdziwy bastion ukrainizmu.
Wybuch I Wojny Światowej i obalenie caratu w Rosji otworzyły po wielu stuleciach nową perspektywę budowy własnej państwowości przez Ukraińców. Wiele nowopowstałych organizacji przystąpiło do walki o wolność i niepodległość. Ukraiński ruch narodowy osiągnął takie rozmiary, że nazwano go "ukraińskim podbojem" Galicji, a mobilizacja polityczna galicyjskiego chłopstwa była jej wielką zdobyczą. Ruch ukraiński był jednym z najbardziej masowych spośród wszystkich ruchów narodowych i dlatego pretendował do miana przywódcy. Ukraińcy znajdujący się w granicach monarchii austro-węgierskiej liczyli na zwycięstwo państw centralnych wierząc że w następstwie takiego rozwoju sytuacji może dojść do zjednoczenia ziem ukraińskich w ramach cesarstwa Habsburgów, co miało być pierwszym krokiem do niepodległości.
Po rozpoczęciu walk w Rosji represjom zostały poddane ukraińskie organizacje, prasa, a także przywódcy życia społecznego. Część prześladowanych wyemigrowała do Austro-Węgier, gdzie powołano do życia Związek Wyzwolenia Ukrainy (ZWU), na czele, którego stanęli Dmytro Doncow i Wołodymyr Doroszenko. Była to organizacja nacjonalistyczna, orientująca się na państwa centralne i ściśle współpracująca z rządem wiedeńskim. Związek Wyzwolenia Ukrainy głosił konieczność utworzenia samodzielnego państwa ukraińskiego o ustroju konstytucyjno-demokratycznym. Swoje działanie rozpoczął od udzielenia poparcia dla zabiegów utworzenia tzw. Ukraińskich Strzelców Siczowych. Oddziały te miały być zalążkami przyszłych ukraińskich sił zbrojnych.
Naczelna Rada Ukraińska wydała w sierpniu 1916 r. we Lwowie manifest do narodu ukraińskiego Galicji, wzywając go do walki o wyzwolenie Ukrainy po stronie Austro-Węgier. Rolę reprezentanta ziem ukraińskich, należących jeszcze do Rosji, przyjął Związek Wyzwolenia Ukrainy powołany przez emigrantów osiadłych w Galicji oraz galicyjskich Ukraińców. Z połączenia Związku Wyzwolenia Ukrainy i Naczelnej Rady Ukraińskiej powstała w Wiedniu Ogólna Rada Ukraińska, która stała się jedynym i najwyższym organem przedstawicielskim Ukraińców z Austro-Węgier. W Kijowie w marcu 1917 r. powstała Centralna Rada Ukraińska, która reprezentowała interesy polityczne Ukraińców w relacjach z Rządem Tymczasowym. Na jej czele stanął Hruszewskij domagający się autonomii narodowej i terytorialnej Ukrainy w Rosyjskiej Republice Federacyjnej.
Na początku Centralna Rada Ukraińska zachowała lojalność wobec rządu petersburskiego. Wkrótce jednak pod naciskiem mas ukraińskich, zapowiedziała nowy porządek, oświadczając, iż od tej pory sami Ukraińcy będą tworzyć swoje życie. Niedługo potem utworzono pełniący funkcję rządu Sekretariat Generalny z ukraińskim socjaldemokratą Wynnyczenką na czele. Przez 13 miesięcy swojej działalności Rada Centralna była głównym centrum ukraińskiej sceny politycznej, wyrażającej niepodległościowe dążenia społeczeństwa ukraińskiego. Wywarła zasadnicze znaczenie w procesie tworzenia niezależności państwowej Ukrainy. Centralna Rada Ukraińska weszła do historii ukraińskiej jako rząd dobrych zamiarów. Dotyczyło to przede wszystkim narodowej mobilizacji sił oraz proklamowania Ukraińskiej Republiki Ludowej, która stała się samoistnym od nikogo niezależnym, wolnym, suwerennym państwem ukraińskim. Proklamowanie niepodległości wynikało z konieczności zawarcia pokoju oraz potrzeby zdecydowanego odcięcia się od bolszewickiego reżimu na północy. Ukraińscy liderzy tak długo nie mówili o niepodległości jak długo wierzyli w możliwość dojścia do porozumienia z rosyjskimi demokratycznymi i socjalistycznymi politykami w sprawie praw narodowych Ukrainy. Ogłoszenie niepodległości odpowiadało stanowi stosunków ukraińsko-rosyjskich, w których kompromis stał się niemożliwy. Ukraiński ruch narodowy nie potrafił jednak przyciągnąć szerokich warstw społecznych, a szczególnie tych, w których odczuciu akces do kultury ukraińskiej wciąż oznaczał społeczną degradację. Stworzenie narodowego państwa przez społeczeństwo, które nie stało się w pełni narodem, okazało się bardzo trudne, a nawet niemożliwe.
Zamach generała Pawła Skoropadskiego obalił na Ukrainie rządy republiki. Od 29 kwietnia 1918 r. rozpoczął się nowy okres w historii Ukrainy, zwany Hetmanatem. Nazwa Ukraińskiej Republiki Ludowej została zastąpiona nową - Państwo Ukraińskie. Hetmanem został Skoropadskij. Hetman lawirował między różnymi opcjami politycznymi i zmianami kursu polityki wewnętrznej. Oparł się na "białych" Rosjanach. Przywrócił majątki ziemskie dawnym właścicielom. Decyzje te wywołały powstanie ludowe, które miało charakter anarchiczny. W opozycji do rządu Hetmana stanęli ukraińscy socjaldemokraci i socjaliści - rewolucjoniści. Pod przywództwem Wynnyczenki i Symona Petlury utworzyli oni Ukraiński Związek Narodowy. 14.11.1918 r. na tajnym posiedzeniu Związku Narodowego przywrócono Ukraińską Republikę Ludową oraz powołano nowy rząd. Program społeczny nowego rządu nie uległ zmianie natomiast działalność polityczna zwróciła się w kierunku Galicji Wschodniej. Upadek monarchii habsburskiej otworzył furtkę do działania miejscowym nacjonalistom. Traktat brzeski przyznawał Ukraińcom zamieszkującym Austro-Węgry prawo do utworzenia własnego kraju koronnego w ramach monarchii habsburskiej. Mimo starań działaczy ukraińskich uchwały brzeskie nie doczekały się realizacji, natomiast rozpad Austro-Węgier przekreślił nadzieje Ukraińców. Dopiero na początku listopada 1918 roku, gdy na gruzach dawnej monarchii zaczęły powstawać państwa narodowe Ukraińcy przystąpili do organizowania własnej państwowości. Utworzyli Ukraińską Radę Narodową, z Jewhenem Petruszewyczem na czele. W listopadzie 1918 r. Ukraińcy opanowali Lwów i proklamowali Zachodnio-Ukraińską Republikę Ludową (ZURL), obejmującą teren między Sanem i Zbruczem o powierzchni około 40 tys. km2. Nacjonaliści mieli tu znacznie większe wpływy wśród ludności niż nad Dnieprem i dlatego też dążyli do powiększenia terytorium swego państwa przez przyłączenie pozostałych terenów ukraińskich należących poprzednio do Austro-Węgier. Napotkali jednak zdecydowany opór ze strony Rumunii i odrodzonej Polski. Wbrew ukraińskim protestom Rumunia przyłączyła do swego państwa Besarabię zamieszkałą w znacznym stopniu przez ludność ukraińską. Jednocześnie doszło do niepomyślnych walk z Polakami o Lwów zakończonych utratą miasta i ucieczką rządu ZURL do Stanisławowa. W tej sytuacji Rada Narodowa ZURL ogłosiła połączenie kraju z Naddnieprzańską Ukraińską Republiką Ludową. Ponieważ te dwie republiki nie były uznane przez społeczność międzynarodową, ich unia nie doprowadziła do wykształcenia się wspólnych instytucji.
W listopadzie 1918 r. Rada Komisarzy Ludowych Rosji Sowieckiej utworzyła na Ukrainie Tymczasowy Rząd Robotniczo-Chłopski, który zorganizował rewolucyjne wojska do walki z dyrektoriatem republik ukraińskich. Rząd ten ogłosił nacjonalizację środków produkcji i surowców oraz przekazanie chłopom ziemi. Dyrektoriat nie chciał jednak oddać władzy. Jego członkowie utworzyli w grudniu 1918 r. nowy rząd - Radę Ministrów Ukraińskiej Republiki Ludowej z Czechiwskim na czele. Rząd wprowadził język ukraiński jako urzędowy, a także ochronę prywatnej własności ziemskiej. Po wprowadzeniu na Ukrainę francuskiego desantu w celu zdławienia rewolucji bolszewickiej w Rosji, dowództwo francuskie postawiło w grudniu 1918 r. w charakterze ultimatum następujące warunki: wyłączenia z Dyrektoriatu Wynnyczenki, Petlury, podporządkowania ich dowództwu armii ukraińskiej, kolei oraz finansów. Sprawa niezależności Ukrainy miała być odłożona do czasu rozstrzygnięć konferencji w Paryżu, co w efekcie końcowym sprowadzało się do forsowania przez Francję federacji Ukrainy z Rosją. Dyrektoriat miał świadomość katastrofalnej sytuacji na froncie i szukał porozumienia z Francuzami. W tej sytuacji Wynnyczenko ustąpił ze stanowiska przewodniczącego Dyrektoriatu. Funkcję tę objął Symon Petlura, który z czasem stał się symbolem ukraińskiej walki o niepodległość. Dalszy przebieg działań rewolucyjnych od wiosny 1919 r. był trudnym okresem, w którym doszło do częstych zmian rządów, licznych porażek na froncie, rozpaczliwych poszukiwań sojuszników i bezskutecznych starań o uznanie Ukraińskiej Republiki Ludowej przez państwa, które na konferencji pokojowej w Paryżu decydowały o losach powojennej Europy. Niepodległość Ukrainy została przesądzona. Już w ostatnich dniach stycznia 1919 r. Tymczasowy Rząd Robotniczo-Chłopski przekształcony został w Radę Komisarzy Ludowych Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Opowiadała się ona za połączeniem Ukrainy z Rosją Sowiecką na zasadach federacyjnych. Na Zjeździe Komunistycznej Partii Bolszewickiej Ukrainy w Charkowie zatwierdzono projekt konstytucji Ukrainy Sowieckiej. Rząd przyjął nową nazwę Robotniczo-Chłopski Rząd Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej, a już w marcu 1919 r. uchwalono tekst pierwszej konstytucji Ukrainy Sowieckiej. Od 6 stycznia 1919 r. Ukraina na okres 70 lat przyjęła nazwę Ukraińska Socjalistyczna Republika Sowiecka.
Sytuacja, w jakiej znalazła się w połowie 1919 roku URL była dramatyczna. Armia ukraińska toczyła samotnie walki z polskimi oraz „białymi” i „czerwonymi” armiami rosyjskimi. USA, Francja, Wlk. Brytania po wahaniach odmówiły ukraińskiemu państwu pomocy. Ich politycy sugerowali konieczność porozumienia się Ukraińców z przywódcami "białej" Rosji, którzy nie zamierzali uznać ukraińskich struktur państwowych. Również negatywnie odnieśli się do URL rosyjscy i ukraińscy bolszewicy. Słusznie uznali, iż ukraiński ruch niepodległościowy jest najpoważniejszym zagrożeniem dla rozwoju idei rewolucyjnych na terenie Ukrainy Naddnieprzańskiej. Przypuszczali, że ukraińskie państwo może stać się poważną przeszkodą dla realizacji planów przeniesienia działań Armii Czerwonej przez Polskę do Niemiec oraz na Węgry i Bałkany. Główny ataman Petlura nie zamierzał prowadzić wojny z kilkoma przeciwnikami. Za najbardziej niebezpiecznego wroga dla URL uważał Radziecką Rosję. Wiedział, że nie istnieją poważne szanse na zawarcie z jej rządem pokojowego traktatu, gwarantującego istnienie suwerennej ukraińskiej państwowości. Obawiał się również wpływu bolszewickich działań destabilizujących stosunki społeczne i gospodarcze oraz utrudniających pracę cywilnych i wojskowych instytucji. Wygaszanie konfliktu z Polską, poprzez spełnienie przynajmniej jej najważniejszych postulatów terytorialnych, pozwalało na skupienie oddziałów do walki z Armią Czerwoną. Stwarzało to także możliwość zawarcia sojuszniczych więzów z zachodnim sąsiadem, a tym samym uzyskanie od niego pomocy wojskowej i politycznej. Petlura spodziewał się, iż polscy dyplomaci i wojskowi ułatwią URL nawiązanie stosunków z państwami ententy, a w dalszej przyszłości pozwolą na uzyskanie międzynarodowego uznania ukraińskiej niepodległości. W kwietniu 1920 r. Petlura zawarł w Warszawie z rządem Józefa Piłsudskiego sojusz polityczno-wojskowy dotyczący wspólnej walki z bolszewizmem. Strona polska uznała Dyrektoriat za najwyższą władzę Ukrainy oraz zgodziła się z przynależnością Prawobrzeża Dniepru do Ukrainy. Potwierdzono także prawo Ukrainy do niepodległości. Rząd ukraiński uzyskał prawo do tworzenia administracji, która w porozumieniu z rządem polskim miała w przyszłości objąć władzę na wyzwolonych terenach. Petlura zrzekł się na korzyść Polski, Galicji Wschodniej, zachodniego Wołynia, Chełmszczyzny, Podlasia i Polesia. Petlura okazał się pragmatykiem. Według niego podstawą ukraińskiej państwowości miała być Ukraina Wschodnia, a wyzwolenie jej spod władzy bolszewickiej było najważniejszym zadaniem. 25 kwietnia 1920 r. połączone wojska polsko-ukraińskie rozpoczęły walkę z Armią Czerwoną. Już na początku maja zajęły Kijów. Tydzień później Sowieci rozpoczęli kontratak i 11 czerwca zajęły stolicę Ukrainy. Ostatecznie bitwa pod Warszawą przesądziła o druzgocącej porażce wojsk sowieckich. W grudniu 1920 r. Sowiecka Ukraina zawarła z Rosją traktat o wzajemnym uznaniu suwerenności. Stolicą Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej był aż do 1934 r. Charków. W owym czasie nie istniał jeszcze Związek Sowiecki i poszczególne republiki były formalnie niezależnymi państwami. Bolszewicy rosyjscy stali na ogół na stanowisku jedności państwowej Sowietów, dopuszczając co najwyżej ograniczoną autonomię poszczególnych republik.
18 marca 1921 r. doszło w Rydze do podpisania układu pokojowego między Rosją i Ukraińską Socjalistyczną Republiką Sowiecką oraz między Rosją i Polską. Ziemie ukraińskie zostały podzielone między Polskę a Rosję. Galicja Wschodnia i Zachodni Wołyń znalazły się w państwie polskim, natomiast Ukraina Naddnieprzańska w składzie Rosji Sowieckiej, a wkrótce Związku Sowieckiego. Obie strony uznały "niezależność" radzieckiej Ukrainy oraz wyznaczyły wspólną granicę. Linii granicznej nie ustalono na podstawie kryteriów narodowościowych ani historycznych. Wywołało to niezadowolenie wśród Ukraińców. Ostatnim epizodem ukraińskiej walki o niepodległość był tzw. Pochód lodowy, podjęty w październiku 1921 r. przez wojskowych ukraińskich powracających z obozów internowania. Ukraiński Sztab Powstańczy zorganizował 1500 ludzi zdecydowanych na heroiczną walkę o niepodległość. Pod koniec listopada powróciło nad Dniestr zaledwie 70 ludzi. Z wojen 1914-1920 Ukraina wyszła podzielona w nowy sposób. Większość jej ziem, jak poprzednio znajdowała się pod panowaniem Rosji, a ich trzon był zorganizowany w marionetkowe państwo USRS, natomiast Wołyń i część Polesia znajdowały się w granicach Polski, Zakarpacie - Czechosłowacji, a Bukowinę i południowy skraj Kraju Marmaroskiego zagarnęła Rumunia. Okoliczności te miały wielkie znaczenie dla dalszego losu umęczonego narodu, który wywalczył sobie prawo do nauczania w języku ojczystym na wszystkich terytoriach z wyjątkiem Rumunii i ziem przyłączonych bezpośrednio do Rosji Sowieckiej.
Próba wybicia się Ukrainy po raz drugi na niepodległość, po siedemnastowiecznej przerwie, zakończyła się klęską. Liczne porażki Ukraińców w walkach wyzwoleńczych mogły wynikać z faktu, iż nie zdołali oni zdobyć poparcia międzynarodowego. Przywódcy sowieccy musieli włożyć wiele wysiłku, aby neutralizować aspiracje ukraińskich elit do niepodległości. Większość ukraińskich działaczy politycznych opowiadała się nie za niepodległością Ukrainy, ale za federacją z Rosją bądź jej autonomią. Nie wyobrażano sobie możliwości istnienia Ukrainy jako odrębnego państwa. Pełną niepodległość Ukrainy ogłoszono dopiero w ogniu narzuconej przez Rosję wojny w sytuacji przymusowej. Młode państwo zostało ostatecznie pokonane przez bolszewików. Zrozumienie znaczenia istnienia własnego państwa i walki o niepodległość stanowiło istotny czynnik na drodze kształtowania ukraińskiej świadomości narodowej, na fundamentach której rozwijało się przez wszystkie następne lata ukraińskie życie narodowe.
W latach 1929-1933 na terenie Ukrainy sowieckiej w wyniku zaplanowanej stalinowskiej akcji doszło do Wielkiego Głodu (Hołodomoru), który pochłonął wg. różnych szacunków od 5 do 10 mln. ofiar. Obszary Ukrainy to jedne z najżyźniejszych ziem na świecie. Obficie występują tu bogate w składniki mineralne czarnoziemy, a klimat sprzyja wegetacji roślin. Potencjał ukraińskich stepów do tego, by stać się spichlerzem Europy był ogromy. Paradoksalnie to właśnie te nieprzeciętnie urodzajne ziemie stały się miejscem, gdzie rozegrała się największa klęska głodu, jaką Stary Kontynent widział w XX w. Ideologia państwa komunistycznego zakładała, że wszelka własność prywatna i środki produkcji zostaną wtłoczone w system gospodarki centralnie planowanej. Dotyczyło to również gospodarstw wiejskich. Przymusowe dostawy żywności spotkały się już u zarania dziejów Rosji Sowieckiej z oporem włościan – największym antybolszewickim zrywem było krwawo stłumione powstanie tambowskie w latach 1918-1921, wystąpienie chłopów przeciwko rekwizycjom i planom kolektywizacji. Opór chłopów, a przede wszystkim tragiczna sytuacja gospodarcza kraju, skłoniły Lenina do liberalizacji kursu gospodarczego pod hasłem Nowej Polityki Ekonomicznej. W efekcie aż do końca lat 20-tych gospodarstwa rolne pozostawały w ZSRS własnością prywatną. Kurs wobec chłopstwa zaostrzył się wraz z przejęciem władzy przez Józefa Stalina. Rozpoczęto wówczas przymusową kolektywizację rolnictwa. Na potrzeby propagandy wykreowano nowego wroga ludu – kułaka, bogatego chłopa, który wyzyskuje współziomków spekulując cenami płodów rolnych. Pod hasłem rozkułaczania Sowieci przystąpili do systematycznego i siłowego odbierania ziemi i inwentarza, które stały się podstawą tworzonych przez bolszewików kołchozów i sowchozów. W praktyce za kułaka mógł zostać uznany każdy chłop. Akcja kolektywizacyjna doprowadziła rolnictwo Ukrainy do kompletnej ruiny. Chłopi jeszcze przed wcieleniem do kołchozów masowo wyżynali bydło, trzodę i konie. W 1930 i 1931 r. zabrakło siły pociągowej i nawozu do obrobienia pól. Drastycznie spadł obszar zasiewów, a i tak nie było sposobu zebrania plonów. Traktory można było podziwiać wyłącznie na plakatach propagandowych. W 1932 r. zostało na polach Ukrainy 1/3 urodzaju. Mimo to centralne władze ZSRS uznały, że Ukraina jest zobowiązana do dostarczenia do wspólnego spichrza tej samej ilości zboża, co w latach dobrego urodzaju. Wobec sprzeciwu włościan, Sowieci zdecydowali się wymusić kontyngenty siłą. Na przełomie sierpnia i września 1932 r. przyjechała na Ukrainę komisja z Wiaczesławem Mołotowem na czele, której zadaniem była bezwzględna egzekucja planowanych dostaw żywności. Specjalni komisarze stojący na czele oddziałów milicyjnych i wojskowych podjęli systematyczne przeszukania kołchozów, a także indywidualnych gospodarstw. Posiadanie płodów rolnych traktowano jako kradzież mienia kołchozowego – przestępstwo karane bezwzględnie śmiercią. Przez niemal pół roku ukraińskie wsie były doszczętnie grabione ze wszelkich środków żywnościowych, również z ziarna, które było przeznaczone na przyszłoroczny zasiew. W grudniu pojawiły się pierwsze przypadki śmierci głodowej. W styczniu i lutym 1933 r. nabrały one charakteru masowego. W kwietniu notowano już śmierć całych wsi. Codziennie umierało ok. 25 tys. osób. Na przednówku ze wsi zniknęły psy i koty. Zdesperowani chłopi polowali na myszy, szczury i ptaki. W końcu zaczęli zjadać korę drzew i wytworzony ze skóry sprzęt gospodarski. Dochodziło do przypadków kanibalizmu. Los włościan, którym udawało się uciec z wiosek do miasta, mimo sowieckich kordonów, również nie był do pozazdroszczenia. W miastach obowiązywały przydziały żywnościowe dla pracujących. Oficjalna propaganda nie dostrzegała zjawiska. Podkreślano, że wieś ukrywała produkty żywnościowe, które trzeba było jej odebrać i jednoznacznie stwierdzała, że chłopi mają jeszcze ukrytą żywność, więc nic im nie grozi. Propaganda ta okazała się skuteczna w stosunku do mieszkańców miast ukraińskich. Gdy chłopi docierali do Kijowa, Charkowa lub innych ośrodków, mieszkańcy miast ze strachu lub niechęci odmawiali im pomocy. Trupy zmarłych z głodu chłopów na bruku stały się elementem krajobrazu ukraińskich miast. Sowiecka dezinformacja działała nie tylko na użytek Ukraińskiej SRS. Wszelkie wzmianki o głodzie były traktowane w całym Związku Sowieckim jako zbrodnia przeciwko państwu. W oficjalnej prasie publikowano reportaże, tyleż entuzjastyczne, co oparte na kłamstwie, o szczęśliwych kołchoźnikach i sowchoźnikach żyjących w szczęściu i dostatku. O klęsce głodu nie poinformowano świata. Wręcz przeciwnie – nadal prowadzony był eksport zboża za granicę. Kampanii propagandowej przysłużyli się "pożyteczni idioci" z Zachodu. Wśród nich byli wpływowy dziennikarz "New York Timesa" Walter Duranty, francuski premier Eduard Herriot i poczytny pisarz George Bernard Shaw. Wszyscy oni byli obwożeni przez Sowietów po obszarach objętych Wielkim Głodem, przy czym miejsca odwiedzin odpowiednio przygotowywano na ich przyjazd, pozbywając się trupów i ozdabiając domy. Później wszyscy trzej wspomogli oni swoim autorytetem oficjalną propagandę sowiecką. Na antypodach tej postawy znajdowała się postać Garetha Jonesa, walijskiego dziennikarza, który na własną rękę przedostał się na sowiecką Ukrainę i jako jeden z niewielu dał zachodniej opinii publicznej rzetelny obraz Wielkiego Głodu. Jego historię sfilmowała Agnieszka Holland w swoim świetnym filmie „Obywatel Jones”. Od 2006 r. Polska uznaje Wielki Głód na Ukrainie za zbrodnię ludobójstwa.
Okres międzywojenny i czas II Wojny Światowej to okres narastania konfliktu polsko-ukraińskiego, którego główną przyczyną było nakładanie się obszarów aspiracji narodowych i niezrealizowany projekt ukraińskiego państwa narodowego. W efekcie konfliktu dwóch nacjonalizmów, represji ze strony państwa polskiego w okresie międzywojennym oraz wydarzeń II Wojny Światowej, w latach 1943-44 doszło do tragicznej w skutkach antypolskiej akcji OUN-UPA na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. OUN i jego zbrojne ramię UPA podjęły współpracę z Niemcami w celu utworzenia niepodległego państwa ukraińskiego. Z czasem w organizacji doszło do podziału i tylko część trwale związała się z Niemcami, ale jednocześnie coraz mocniej zwracano się przeciwko Polakom. Rzeź Polaków na Wołyniu pochłonęła, jak szacują historycy polscy i ukraińscy, ok. 100 tys. ofiar po stronie polskiej i ok. 10 tys. po stronie ukraińskiej. Do dziś budzi ona silne emocje, zwłaszcza po stronie polskiej, utrudniając proces pojednania między narodem polskim i ukraińskim. Na terytorium Ukrainy w czasie II Wojny Światowej toczyły się ciężkie walki, przechodziły przezeń fronty, doszło do masowych mordów na ludności żydowskiej. Zamieszkały przez Ukraińców obszar II Rzeczpospolitej znalazł się pod okupacją sowiecką (1939-1941) i niemiecką (1941-1944). Następnie zaś w wyniku decyzji konferencji jałtańskiej dawne ziemie II Rzeczpospolitej (Galicja Wschodnia, zachodni Wołyń i Podole) weszły w skład Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. W 1947 r. władze Polski Ludowej, prawdopodobnie ze wsparciem sowieckim, przeprowadziły w ramach akcji Wisła masową deportację, połączoną z represjami, Ukraińców, Bojków, Łemków i Dolinian z terenów południowo-wschodniej Polski na tzw. Ziemie Odzyskane. Tylko części przesiedlonym udało się po 1956 r. powrócić w rodzinne strony, większość z ich potomków mieszka nadal na terenie północnej i północno-zachodniej Polski.
W wyniku II Wojny Światowej terytorium Ukrainy zostało scalone. W latach 1944–1956 na terenie zachodniej Ukrainy trwały jeszcze walki partyzanckie ukraińskiego podziemia niepodległościowego skierowane przeciwko władzy sowieckiej. Był to okres nasilającego się terroru. W tym czasie zdelegalizowana została ukraińska cerkiew prawosławna, która przeszła do podziemia. Lata 60-te i dojście do władzy Breżniewa to okres pewnej odwilży i ożywienia ukraińskiego życia kulturalnego, co związane było z rozwojem działalności opozycyjnej wokół Ukraińskiej Grupy Helsińskiej. Gospodarczo Ukraina stała się spichlerzem całego Związku Sowieckiego, co spowodowało, że w przełomowym 1989 r. PKB na mieszkańca w Ukrainie było nawet wyższe niż w ówczesnej Polsce, co trudno sobie dzisiaj wyobrazić. Jednocześnie po częściowo wolnych wyborach w Polsce (1989), upadku muru berlińskiego i komunistycznych reżimów w Europie Wschodniej, głasnost i pierestrojka Gorbaczowa doprowadziła stopniowo do dekompozycji samego imperium sowieckiego. Wywołało to początkowo zaniepokojenie Zachodu, tylko nieliczni sowietolodzy (jak Richard Pipes) byli w stanie przewidzieć nie tyle kryzys, ile koniec państwa sowieckiego. Strach przed załamaniem się imperium i m.in. utratą przez nie kontroli nad bronią jądrową spowodował, że czołowi politycy, analitycy i opiniotwórczy intelektualiści państw Europy Zach. i Ameryki Płn. szukali środków mających utrzymać je przy życiu. Nie tylko z otwartym sceptycyzmem odnosili się do niepodległościowych aspiracji Ukrainy, Białorusi czy Gruzji, ale też wyrażali poparcie dla ZSRS i Gorbaczowa, widząc w nim wizjonera i demokratę. George W. Bush, goszcząc na początku sierpnia 1991 r. w towarzystwie wiceprezydenta ZSRS Giennadija Janajewa w Kijowie, apelował o utrzymanie federacyjnych więzów między Rosją a Ukrainą. Odmówił rozmowy z przywódcami ruchu niepodległościowego, którzy jedynie otrzymali zaproszenie na obiad wydany przez przewodniczącego rady najwyższej Ukrainy (wcześniej ukraińskiej SRS) Krawczuka na cześć Busha i jego doradców. Wymowne było to, że Krawczuk nie uczestniczył w przygotowaniach do pobytu amerykańskiego prezydenta w Związku Sowieckim. Niewiele wiedział o programie i szczegółach rozmów między Gorbaczowem a Bushem. Aby przywitać gościa w Kijowie, musiał przerwać urlop spędzany na Krymie. Tym razem przemówienia wygłaszano w językach angielskim i ukraińskim. Kijów, ze swoją dziewiętnastowieczną zabudową, alejami ocienionymi drzewami, czystymi ulicami i placami, zrobił na gościach wrażenie pięknego, bardziej europejskiego niż Moskwa miasta. Zbliżone stanowisko wobec kwestii przyszłości Ukrainy zajmowała brytyjska premier Margaret Thatcher, która również zdążyła odwiedzić Kijów. Z czasem co bardziej śmiali zachodni politycy godzili się z perspektywą suwerenności Ukrainy, ale apelowali o uznanie prawa Moskwy do opiniowania zmian w kierunkach polityki zagranicznej postsowieckich republik — w praktyce do pogodzenia się z jej przywództwem w Europie Środkowej i Wschodniej oraz środkowej Azji. Pojawiały się nawet dziwaczne sugestie, aby Ukraina swoje stanowisko określała z mocnym uwzględnieniem interesów Rosji, zarówno rozwiązując wewnętrzne problemy, jak i określając miejsce w międzynarodowej społeczności. Na Zachodzie już nie kwestionowano prawa Litwy, Łotwy i Estonii do pełnej, niczym nieograniczonej niepodległości. Widziano w tym powrót do porządku sprzed 1940 r., a więc sprzed sowieckiej okupacji. Wobec Ukrainy, podobnie jak Białorusi i Gruzji, zachowywano o wiele większy dystans. W Waszyngtonie i stolicach europejskich rozumiano, że bez tych trzech republik przetrwanie państwa sowieckiego, nawet w formie konfederacji i pod zmienioną nazwą, jest wątpliwe. Od połowy 1991 r. sytuację komplikował brak możliwości ustalenia w Waszyngtonie, Londynie czy Berlinie, kto w Moskwie określi przyszłość imperium — prezydent Związku Sowieckiego Gorbaczow czy ambitny i wydawało się mało przewidywalny prezydent Rosji Jelcyn.
W Warszawie wydarzenia zachodzące za wschodnią granicą Polski obserwowano z ostrożną życzliwością. Minister spraw zagranicznych Skubiszewski uprawiał „politykę dwutorowości”, nawiązując kontakty z rządem Ukrainy i innymi gotowymi do tego republikańskimi rządami oraz utrzymując możliwie poprawne stosunki ze Związkiem Sowieckim. W październiku 1990 r. w Kijowie Skubiszewski i jego ukraiński odpowiednik Anatolij Złenko podpisali deklarację o zasadach i podstawowych kierunkach rozwoju stosunków polsko-ukraińskich. Nie oznaczała ona nawiązania stosunków dyplomatycznych, jedynie otwierała konsultacje międzyministerialne i gwarantowała prawa istotne dla mniejszości narodowych, ukraińskiej w Polsce i polskiej na Ukrainie. Dzień później Skubiszewski podpisał podobny dokument w Moskwie — deklarację o przyjaźni i dobrosąsiedzkiej współpracy między Rzeczpospolitą Polską i Rosyjską Federacyjną Republiką Sowiecką. Skubiszewskiemu nie udało się zawrzeć podobnego porozumienia w Mińsku. Polska wizyta w Kijowie rozpoczęła wzajemne odwiedziny w stolicach i dialog na szczeblu ministerstw obu krajów. Polska aktywność mogła być odczytana również jako odpowiedź na działania sowieckiego aparatu władzy na Ukrainie Zachodniej. Moskwa i ukraińscy wysocy partyjni funkcjonariusze zdecydowali się na wsparcie lokalnej polskiej społeczności, licząc na odrodzenie się waśni o etnicznym charakterze. Politycy z otoczenia Gorbaczowa, także i on sam wielokrotnie przekonywali, że republiki, nadmiernie się usamodzielniając, nie będą w stanie zapobiec konfliktom wewnętrznym. Zgodzili się między innymi na otwarcie polskiego konsulatu we Lwowie, jedynej takiej placówki działającej poza stolicą republiki oraz zainicjowanie działalności przez polskie organizacje społeczne, w tym kulturalne. Tolerowali rozpoczęte w 1989 r. przez polskie przedsiębiorstwo pracujące na Ukrainie Energopol porządkowanie i rekonstrukcję zdewastowanego cmentarza Orląt we Lwowie.
Moskiewski pucz wiceprezydenta Janajewa, wspieranego przez szefa KGB Kriuczkowa, ministra spraw wewnętrznych Pugo i ministra obrony narodowej marszałka Jazowa, zburzył kruchą równowagę między Moskwą a republikańskimi ośrodkami władzy. Rozpoczął się w nocy z 18 na 19 sierpnia wprowadzeniem na pół roku stanu wyjątkowego, a zakończył kapitulacją puczystów 21 sierpnia 1991 r. Ukraińcom uświadomił on konieczność jednoznacznego określenia się wobec coraz bardziej nieprzewidywalnego związkowego centrum. 24 sierpnia Rada Najwyższa uchwaliła Akt Ogłoszenia Niezależności Ukrainy. W dokumencie znalazło się stwierdzenie: „Wychodząc ze śmiertelnego niebezpieczeństwa, jakie zawisło nad Ukrainą w związku z państwowym przewrotem w ZSRS 19 sierpnia 1991 r....”. Sugerowało ono, że niestabilny politycznie Związek Sowiecki stał się zagrożeniem dla przyszłości republiki ukraińskiej. Przeciwko Aktowi głosował tylko jeden deputowany. Nieco wcześniej decyzję o podobnych skutkach zdążyła podjąć Federacja Rosyjska. Jednak to ukraiński Akt wywołał w Moskwie i innych stolicach przeświadczenie o konieczności przyjęcia, że federacyjna formuła związkowego państwa stała się nieaktualna. Może co najwyżej zostać zastąpiona przez konfederację będącą sojuszem państw, którego centrum będzie odpowiadać jedynie za politykę zagraniczną i obronność. Takie stanowisko zajął na początku września sojusznik Gorbaczowa, prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew. Jednym z następstw Aktu była uchwała Rady Najwyższej z 25 sierpnia o sformowaniu sił zbrojnych Ukrainy. Nakazywała: „...podporządkować wszystkie formacje dyslokowane na Ukrainie Radzie Najwyższej, utworzyć Ministerstwo Obrony Narodowej, rządowi Ukrainy przystąpić do stworzenia Zbrojnych Sił Ukrainy”. We wrześniu 1991 r. Rada Najwyższa mianowała ministrem obrony narodowej urodzonego w obwodzie ługańskim, świetnie wykształconego i doświadczonego dowódcę lotnictwa gen. Morozowa, który okazał się bardzo wpływową osobą w pierwszym okresie niepodległej Ukrainy. Akt z 24 sierpnia i brak represyjnych wobec niego działań centralnych instytucji sowieckich, podobnie jak delegalizacja 30 sierpnia Komunistycznej Partii Ukrainy za wsparcie udzielone przez jej przywódców moskiewskiemu puczowi, okazały się przełomowe. Uświadamiały nie tylko politykom i działaczom różnych szczebli, ale przede wszystkim przeciętnym Ukraińcom, że sowiecka rzeczywistość staje się przeszłością, a oni sami uzyskali prawo do określenia statusu swojej republiki wśród innych podmiotów środowiska międzynarodowego. 4 września nad budynkiem Rady Najwyższej Ukrainy, stojącym w samym centrum Kijowa, pojawiła się niebiesko-żółta flaga. Rosja prezydenta Jelcyna otwarcie nie krytykowała ukraińskich postulatów samodzielności, a Związek Sowiecki Gorbaczowa nie miał już sprawnych narzędzi wpływania na bieg wydarzeń. Polska była pierwszym państwem, które uznało akt niepodległości Ukrainy. Od tego czasu trwa proces pojednania polsko-ukraińskiego, który mimo okresów trudnych i sporów o historię postępuje, czego dowody mieliśmy po agresji Putina na Ukrainę 24.02.2022 r. W chwilach trudnych dla Ukrainy, w czasie pomarańczowej rewolucji w 2004 r. oraz Rewolucji Godności w 2013/14 r. społeczeństwo polskie i polskie elity polityczne udzielały wsparcia proeuropejskim i demokratycznym dążeniom narodu ukraińskiego.
W momencie ogłoszenia niepodległości Ukrainę cechowały dwie nader istotne słabości natury strukturalnej: brak kadr dyplomatycznych i zwierzchniego dowództwa sił zbrojnych (choć istniały odpowiednie ministerstwa). Pierwszej zaradzono dość łatwo, ściągając do Kijowa licznych dyplomatów ze związkowego MSZ i intensywnie szkoląc młode kadry. Drugiej przezwyciężyć nie zdołano – Ministerstwo Obrony i Sztab Generalny okazały się słabe, zaś myśląca politycznie część generalicji skupiała się w Moskwie. W konsekwencji budowa sił zbrojnych przed 2014 r. postępowała opornie i pozostawały one bierne politycznie – w żadnym z kryzysów ostatniego trzydziestolecia wojskowi nie odegrali najmniejszej roli.
Niepodległość przyniósł Ukrainie przede wszystkim rozwój wydarzeń w Moskwie – rywalizacja sowieckiej nomenklatury rosyjskiej z centrum związkowym (najwyższymi władzami ZSRS), prowadząca do rozpadu federacji. To przede wszystkim rosyjska klasa polityczna – jedyna, która nie miała własnych, republikańskich organów centralnych – chciała „być u siebie”, realizować własne interesy. Kijów niemal przez cały czas postępował krok za Moskwą, ostrożnie, wręcz kunktatorsko. Ile było w tym oportunizmu i lęku, a ile świadomej polityki – nie ma znaczenia. Ważne, że ta ewolucja zarówno nomenklatury, jak i społeczeństwa umożliwiła pokojowe rozwiązanie ZSRS i zniesienie komunistycznego systemu sprawowania władzy.
Na początku 2014 r., po 23 latach, Ukrainie groziło załamanie wewnętrzne. Dalsze walki w Kijowie mogły doprowadzić do rozłamu w formacjach milicyjnych i wojskowych. Szalę przeważyła ucieczka z kraju prezydenta Janukowycza. Zaraz potem źle rozegrana przez Moskwę próba destabilizacji politycznej państwa oraz szok po majowych starciach w Odessie wygasiły spór wewnętrzny. Aneksja Krymu i wywołanie przez Rosję rebelii w Donbasie oznaczało początek wojny, do której Kijów był zupełnie nieprzygotowany. Ukraińskie siły zbrojne, systematycznie rozmontowywane za rządów Janukowycza, wiosną 2014 r. były niezdolne do działania, a sprawniejsze od nich oddziały MSW – zdemoralizowane po rewolucji godności, podczas której nie zdołały pokonać „cywilnego” powstania.
Do walki z rosyjską agresją w Donbasie stanął jednak lud: ochotnicy, podejmujący bezpośrednią konfrontację zbrojną, i wolontariusze, wspierający ich (a później też regularną armię) dostawami wszelkich potrzebnych materiałów, włącznie z butami i hełmami. W pierwszej fazie walk Ukraińcy mieli przed sobą paramilitarne bojówki – formacje ochotnicze – więc wytrzymały i odparły ich nacisk do czasu, gdy wojsko odzyskało zdolność działania i podjęło swe obowiązki. Później, gdy po stronie przeciwnika pojawiły się jednostki regularne z ciężką artylerią, wolontariusze zapłacili bardzo wysoką, krwawą cenę. Wbrew powtarzanemu poglądowi nie byli to „banderowcy”. W pierwszej fazie walk dominowali mieszkańcy miast wschodniej Ukrainy, nie wyłączając samego Donbasu. W wielkiej mierze rosyjskojęzyczni, często – etniczni Rosjanie. Walczyli o swój kraj, ziemię i Ojczyznę. Taki kształt formacji ochotniczych był (oczywiście między innymi) świadectwem sukcesu programu wychowania państwowego, zwłaszcza szkolnego.
Obywatele Ukrainy potwierdzili czynem, że niepodległe państwo jest im potrzebne – niezależnie od tego, w jak niewielkim stopniu realizuje ich aspiracje – a Moskwa stanowi dla nich zagrożenie. Zapał wolontariuszy opadł po wygaśnięciu w lutym 2015 r. aktywnej fazy wojny. Bezsensowna mordęga okopowa i brak perspektyw zakończenia walki przyniosły masowe uchylanie się poborowych i rezerwistów od służby wojskowej i ogólniejszą niechęć do wojny. Ale tamten wysiłek, zarówno wojskowy, jak i cywilny, pozostawił ślad w świadomości narodu: w razie nadejścia kolejnej próby można oczekiwać szybkiego odrodzenia się tych postaw.
„Rosyjską wiosnę” 2014 r., a potem próbę „hybrydowego podboju” całego południowego wschodu Ukrainy powstrzymali nie tylko szeregowi obywatele (w tym aparat urzędniczy średniego szczebla), lecz także niektórzy oligarchowie. Ihor Kołomojski, jeden z liderów ukraińskiej społeczności żydowskiej, wsparł pierwsze ochotnicze bataliony finansowo i organizacyjnie. On i inni miejscowi potentaci dali w ten sposób dowód, że państwo ukraińskie jest im żywotnie potrzebne. Rinat Achmetow, najbogatszy obywatel Ukrainy (z pochodzenia Tatar kazański, patriota nie tyle kraju, ile rodzinnego Doniecka) nie odważył się zaś stanąć po stronie rebelii, ale i nie próbował jej aktywnie przeciwdziałać. Ukraina przegrała starcie wojskowe z Rosją (nie mogła go wygrać), ale nie skapitulowała. Formalnie zaakceptowała zdecydowanie niekorzystne dla niej tzw. porozumienia mińskie, uzgodnione przez Niemcy, Francję i Rosję, gdyż nie mogła ich odrzucić – lecz wykluczyła możliwość jednostronnej realizacji ustaleń zagrażających jej suwerenności. Wybierając kontynuację ograniczonej wojny na wschodzie, Kijów uznał ją za mniejsze zło niż przyzwolenie na powstanie w granicach państwa autonomii pozwalającej wrogiemu mocarstwu na legalną interwencję w politykę wewnętrzną i zagraniczną. Agresja rosyjska w 2014 r. to próba, której Ukraina sprostała (najgorzej wypadło zwierzchnie dowództwo sił zbrojnych) i nie rozpadła się na „Ukrainę” i „Małorosję”, co było celem Moskwy. Państwo ukraińskie nie pogrążyło się w anarchii „państwa upadłego”, a w 2019 r. dokonało demokratycznej wymiany elit politycznych. Co ważne, zmiana ta – wbrew obawom wielu – nie doprowadziła do modyfikacji priorytetów politycznych Kijowa, co stanowi dowód dojrzałości i stabilności państwa jako systemu. Prezydent Zełenski musiał kontynuować główne elementy strategii swojego poprzednika Poroszenki wobec Rosji, bo tego oczekiwały od niego elity polityczne, biurokratyczne i gospodarcze, a także aktywna politycznie część społeczeństwa. Dla nich wszystkich przetrwanie i stabilizacja państwa w jego obecnym kształcie ustrojowym, nawet za cenę „małej wojny” na wschodzie, okazały się celem nadrzędnym – mniej z powodów idealistycznych, ale dlatego, że jest to w ich żywotnym interesie. Oligarchowie (ale i drobniejsi przedsiębiorcy) potrzebują państwa, by chroniło ich interesy przede wszystkim przed rosyjską konkurencją, a biurokraci – by gwarantowało ich władzę regulacyjno-kontrolną, a także monopol języka państwowego, który stanowi dla nich podstawowe narzędzie pracy. Klasa polityczna bez państwa traci zaś rację bytu.
Ukraina była jednak nadal – jak wiele innych krajów – głęboko podzielona politycznie. Takie podziały leżą w naturze społeczeństw demokratycznych, ale obywatele Ukrainy są (niemal) jednomyślni co do tego, że chcą żyć we własnym, niepodległym państwie, że to państwo, przy wszystkich swych wadach, ma trwać.
Państwo ukraińskie, rozumiane jako zespół instytucji i procedur, okazało się trwałe, zdolne do samoobrony i samoregulacji. Zarazem Ukraina nie jest krajem sprawnym i dobrze rządzonym (pod tym względem znajduje się w świecie współczesnym w nader licznym towarzystwie). Nie jest też państwem liberalnym we współczesnym zachodnioeuropejskim rozumieniu liberalizmu. Władze centralne i lokalne kontrolują terytorium kraju (oprócz terenów okupowanych przez Rosję), stanowią i egzekwują prawo, zarządzają życiem społecznym i gospodarczym. Stopniowo, choć powoli znoszone są relikty rozwiązań sowieckich.
Jak wiele innych państw Ukraina miała do 24.02.2022 r. kłopoty ze zorganizowaną przestępczością, także międzynarodową, z trudem dawała sobie radę z różnorodnymi konsekwencjami globalizacji, słabo odpowiadała na rosnące zagrożenia środowiskowe i klimatyczne (na południu kraju skutki ocieplenia klimatu stają się coraz poważniejszym wyzwaniem). Do wybuchu wojny omijały ją problemy generowane przez masowe migracje z Bliskiego i Dalekiego Wschodu mimo dramatycznej sytuacji demograficznej.
Wg. danych Państwowego Komitetu Statystyki Ukrainy na koniec marca 2021 r. kraj (bez Krymu) zamieszkiwało 41,5 mln. osób (spadek o 100 tys. od początku roku). Od chwili ogłoszenia niepodległości ich liczba spadła zatem o ok. 10 mln., czyli aż o 1/5! W rzeczywistości może być jeszcze gorzej: należałoby tu wprawdzie dodać mieszkańców Krymu, ale też odjąć nierejestrowanych przez statystyki państwa emigrantów. Liczbę tych pierwszych władze rosyjskie oceniały w 2021 r. na 2,2 mln., druga pozostaje zagadką, jednak z pewnością idzie w miliony. Szacunki specjalnej komisji rządowej z 2019 r. mówiły o 37,3 mln. obywateli kontrolowanej przez Kijów części Ukrainy.
Emigracja młodego pokolenia, przede wszystkim do krajów Europy Środkowej z Polską na czele, nabrała dramatycznych rozmiarów, a po agresji Putina na Ukrainie 22.02.2022 r. przyjęła wręcz katastrofalne rozmiary, czemu oczywiście trudno się dziwić. Wyjeżdżają głównie ludzie aktywni, nieobciążeni dziedzictwem życia w państwie sowieckim – i coraz większa część z nich pozostaje za granicą na stałe, osłabiając kapitał społeczny „starego kraju”. Większość ich dzieci prawdopodobnie nie będzie obywatelami Ukrainy. Utrata młodego pokolenia już teraz stanowi zagrożenie dla odbudowy kraju po wojnie z Rosją i jego modernizacji, w przyszłości zaś może w nieunikniony sposób spowodować zanik życia społecznego na dotychczasowym poziomie. W perspektywie kilku dziesięcioleci Ukraina będzie musiała zaakceptować imigrację na skalę istotnie zmieniającą strukturę etniczną kraju. Liczba potencjalnych rodziców na najbliższe dekady jest już określona (może jedynie nadal spadać).
Przyjrzyjmy się zatem, jak niepodległa Ukraina radziła sobie z gospodarką. Generalnie słabo: gospodarki Polski i Ukrainy startowały niemal z tego samego poziomu w1990 r. Dziś różnica między nimi jest kosmiczna. Dane Banku Światowego pokazują, że w 1990 r. PKB na mieszkańca Polski wynosił 5967 $, a w Ukrainie 5859. Po 25 latach polski PKB na mieszkańca był już 3 razy wyższy niż w Ukrainie, mimo że startowaliśmy z podobnego poziomu. Po 1990 r. PKB na mieszkańca Polaka spadał zaledwie przez rok i już w 1992 r. wrócił do poziomu sprzed 2 lat. Ukrainie powrót do poziomu wyjściowego zajął znacznie dłużej: dopiero w 2006 r. gospodarka doszła do poziomu, w którym była w 1990 r. Polska transformacja gospodarcza po 1989 r. Jest różnie oceniana (ja ją oceniam zdecydowanie pozytywnie, bez niej Polska nie przeżywałaby najlepszego okresu w swojej 1000-letniej historii), jednak w przypadku transformacji ukraińskiej po odłączeniu od Związku Sowieckiego nie ma takich sporów: po 3 dekadach niepodległości Ukraina jest na skraju zapaści, a państwem od wielu lat rządzą de facto oligarchowie, czyli bardzo wąska grupa miliarderów i polityków, którzy dorobili się kosztem reszty społeczeństwa. Polska tylko raz doświadczyła negatywnego wzrostu PKB per capita w tym czasie (1991), Ukraina zaś od 1991 do 1998 r. miała ten wskaźnik na minusie. Kolejny spadek nastąpił w 2009 r., czyli podczas szczytu światowego kryzysu finansowego.
W przeciągu ostatnich 150 lat Polska nigdy nie dogoniła takich potęg jak Niemcy, Francja czy Wlk. Brytania, ale nie raz wyprzedzaliśmy Hiszpanię, Portugalię czy Grecję. Po 30 latach niepodległości nadal aktualnie brzmią słowa pierwszego prezydenta Ukrainy Krawczuka, który powiedział „mamy to, co mamy” (majemo te, szczo majemo). Zaraz po upadku Związku Sowieckiego Kijów był oazą względnego dobrobytu w porównaniu z ogarniętą chaosem Rosją. W kijowskich sklepach towar był, a przed „najeźdźcami” z innych regionów, którzy chcieliby po ten towar sięgnąć miejscowych broniły wydawane w ramach wypłaty kupony, za które można było kupić deficytowe gdzie indziej produkty. Punkt startowy nowego państwa na mapie Europy nie był zatem najgorszy. Oczekiwania i nadzieje na starcie były ogromne. Leonid Krawczuk zapewniał Ukraińców: „Za dziesięć lat Ukraina stanie się najbogatszym państwem Europy. Drugą Francją”. I nie były to wcale nadzieje pozbawione podstaw. W audycie ukraińskiej gospodarki można przeczytać, że „Ukraina otrzymała jedne z najlepszych warunków startowych i zasobów po rozpadzie ZSRS i zdobyciu niezależności. Na początku lat 90-tych XX w. na Ukrainie był ukształtowany sektor przemysłowy z wielkimi przedsiębiorstwami wydobywczymi i metalurgicznymi, rozwiniętym przemysłem maszynowym i chemicznym, a także z kompleksem gałęzi produkujących szeroki asortyment towarów konsumpcyjnych, tak spożywczych, jak i niespożywczych.” Z każdym krokiem zamiast lepiej było jednak coraz gorzej.
Już na starcie Ukraińców najzwyczajniej w świecie ograbiono – miliony klientów sowieckiego Sbierbanku straciły z dnia na dzień oszczędności trzymane na jego rachunkach. „Skoro nie ma ZSRS nie ma i banku” zdecydowali likwidatorzy ZSRS. Teoretycznie wypłatę wkładów miały przejąć nowe państwa, które powstały po rozpadzie Związku Sowieckiego, a w praktyce do dziś na Ukrainie wypłacono tylko śmiesznie małą część i końca rozwiązania sprawy nie widać.
Żeby zrozumieć skalę tej katastrofy trzeba sobie uświadomić, że rachunki oszczędnościowe w Sbierbanku w momencie rozpadu ZSRS miało otwarte 94% Ukraińców, w sumie ok. 48 mln. osób. Kwota, jaką odłożyli na swoich rachunkach liczona według oficjalnego kursu rubla do dolara to równowartość ponad 200 mld. USD, a jeśli liczyć ją po kursie czarnorynkowym, to zaledwie 16 mld. dolarów. W niepodległość Ukraińcy wkroczyli zatem bez pieniędzy i skutki tego dały się odczuć od razu. Nie było pieniędzy ani na inwestycje, ani na konsumpcję.
Dla szefów firm przyzwyczajonych do zamówień państwowych nowa rzeczywistość okazała się zbyt skomplikowana. Rozregulowanie obiegu pieniądza pociągnęło za sobą rozpowszechnienie wymiany barterowej. Pracownikom, którzy mieli to szczęście, że produkowali towary konsumpcyjne coraz częściej „wypłacano” zarobki wytwarzanymi przez przedsiębiorstwo wyrobami. Ci, którzy szczęścia nie mieli, przychodzili do pracy, licząc na wypłatę zarobków w przyszłości i wyprzedawali za bezcen co się da, żeby utrzymać rodziny. Zamiast gwałtownego rozwoju, Ukrainę opanowała gwałtowna hiperinflacja, która w 1993 r. sięgnęła astronomicznego poziomu 10 155%, a milionom Ukraińców zaczął zaglądać w oczy głód. Zaradniejsi szukali ratunku za granicą, zapełniając m.in. polskie bazary i handlując na nich czym tylko się da – symbolem tego czasu stała się “krawczuczka”, torba ze stelażem na kółkach, w jakiej wozili swój towar.
Państwowa Służba Statystyki Ukrainy szacowała, że ukraiński PKB już w momencie startu był o 9% niższy niż w 1990 r. Potem jednak nastąpiła prawdziwa katastrofa. W 1992 r. PKB stanowił już tylko 82% poziomu sowieckiego, rok później 70%, w 1994 r. 54%, w 1995 r. 49%, a w krytycznym momencie w latach 1996-2000 PKB Ukrainy ustabilizował się na poziomie zaledwie 41-43% wartości osiągniętej w 1990 r. Jedną z pierwszych kluczowych decyzji gospodarczych młodego państwa ukraińskiego była prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych. Sposób, w jaki ją przeprowadzono do dziś boleśnie daje o sobie znać. W ciągu dwóch lat między 1992 r. a 1994 r. państwo sprzedało 9,4 tys. przedsiębiorstw i przekazało w zamian za certyfikaty prywatyzacyjne kolejne 6,7 tys. Przy czym słowo „sprzedało” w kontekście procesu prywatyzacji jest mocno na wyrost – przedsiębiorstwa faktycznie w większości po prostu rozdano za bezcen.
W dodatku majątek państwowy trafił w ręce ludzi kompletnie nie radzących sobie z jego racjonalnym wykorzystaniem. To oczywiście nie mogło dobrze się skończyć, gdyż nie miało nic wspólnego z przejrzystością procesu prywatyzacji. W rezultacie Ukraina należąca dziś do grona państw z najniższym udziałem państwa w gospodarce pokazywała z roku na rok fatalne wyniki makroekonomiczne, które tylko pozornie przeczą tezie o „efektywnym prywatnym właścicielu” jako recepcie na sukces gospodarczy. Słusznie skonstatował to w 1994 r. ukraiński parlament, stwierdzając, że proces był prowadzony bez należytej bazy normatywnej i bez należytej kontroli, zaniżano wartość prywatyzowanych przedsiębiorstw, niedostatecznie analizowano efektywność wykorzystania majątku przeznaczanego do prywatyzacji, nieefektywnie prowadzono kampanię informacyjną wśród obywateli. Ten ostatni element ułatwił proces przejmowania majątku państwowego przez zorganizowane grupy przestępcze wyłudzające za kopiejki od Ukraińców certyfikaty prywatyzacyjne dające prawo do cząstki majątku pozostałego po ZSRS. Słabość ukraińskiego systemu ochrony porządku otworzyła szerokie pole do popisu tym, którzy od opornych wymuszali pozbywanie się certyfikatów siłą czy groźbami.
„Na Ukrainie pod koniec 1991 r. tak jak w całym ZSRR, na całość szła żywiołowa prywatyzacja. W istocie nosiła ona charakter rozkradania ogólnonarodowej własności. Zagarnianie własności odbywało się w interesach najsilniejszych – partyjnej, dyrektorskiej, regionalnej i związkowej elity. Państwo nie otrzymywało niczego, interesy budżetu w trakcie spontanicznej prywatyzacji nie były uwzględniane”, jak twierdził były doradca szefa Funduszu majątku Państwowego Ukrainy.
Przed totalną katastrofą Ukrainę uratowała liberalizacja działalności gospodarczej przeprowadzona w 1998 r. przez ekipę prezydenta Leonida Kuczmy - następcy Krawczuka. Wprowadzono wówczas ukraiński odpowiednik karty podatkowej – „uproszczonkę”. Miliony Ukraińców próbowały swoich sił w biznesie, nie ryzykując zanadto i nie ponosząc kosztów administracyjnych związanych z prowadzeniem firmy, wystarczyło opłacić co miesiąc stosunkowo niewielki ryczałt, który zastępował i składki na ubezpiecznie społeczne, i należności podatkowe. Lekarstwo przyniosło skutek, a okres do kryzysu 2008 r. Ukraińcy do dziś wspominają jako złote lata.
Według danych Banku Światowego w 2005 r. PKB Ukrainy odrobił gigantyczną stratę lat 90-tych, przekroczył poziom startowy z 1992 r. i sięgnął 86 mld. USD, potem wzrost jeszcze bardziej przyspieszył – w 2006 r. było to 107,6 mld. USD, rok później 142,6 mld. a w 2008 r. niemal 180 mld. USD. Ukraińcy bogacili się, ich biznesy rosły, w osiedlowych marketach na kilogramy sprzedawano po kilka rodzajów czerwonego kawioru, w delikatesach w Odessie w 2006 r. można było kupić na wagę nawet czarny kawior z jesiotra.
Aż przyszedł 2010 r. i rządy objęła ekipa prezydenta Wiktora Janukowycza i jego „młodooligarchów” skupionych wokół Janukowycza juniora „Saszy Stomatologa”, rozpoczynając totalny atak na przedsiębiorców – z jednej strony były to faworyzujące oligarchów zmiany podatkowe, które jesienią 2010 r. doprowadziły do masowych protestów a zyskały miano „podatkowego majdanu”, z drugiej strony – widać było coraz brutalniejsze przejmowanie dochodowych biznesów. Choć proces „rejderstwa”, czyli siłowego odbierania biznesów ma swoje korzenie na Ukrainie jeszcze w początkach lat 90-tych i Ukraińcy zdążyli się z nim oswoić, to jednak to, co robili „młodooligarchowie” i skala, na jaką to robili, była na tyle szokująca, że zdaniem wielu sprawiła, że biznes zimą 2013/2014 ochoczo wsparł protesty, które doprowadziły do obalenia Janukowycza.
W 2013 r. na Krymie wśród przedsiębiorców krążyła anegdota. Do właściciela firmy przyszło kilku osiłków, którzy przedstawiając się jako wysłannicy „Saszy Stomatologa” zażądali, żeby przepisał na nich swój biznes. „Masz na to trzy dni. A jak nie to załatwimy sprawę inaczej” – zagrozili. Zrozpaczony biznesmen pojechał do rezydencji Janukowycza prosić o pomoc. „No nie, trzy dni to rzeczywiście przesada. Masz tydzień czasu” – odpowiedział Janukowycz junior. Paradoksalnie jednak czasy reżimu Janukowycza dla gospodarki jako całości nie były złe – skutki kryzysu finansowego lat 2008-2009 choć ogromne, były dość krótkotrwałe i gospodarka Ukrainy szybko zaczęła się odbudowywać – jak podaje Bank Światowy w 2009 r. PKB wyniósł tylko 117,1 mld. USD, ale już cztery lata później, w 2013 r. osiągnął historyczne maksimum 183,3 mld. USD.
To, co nastąpiło później, było jednak prawdziwą katastrofą. Rosyjska agresja, okupacja Krymu i wojna w Donbasie sprawiły, że w latach 2014-2015 r. PKB skurczył się o ponad połowę do zaledwie 81 mld. USD. Okres po 2014 r. to czas reform gospodarczych prowadzonych pod dyktando MFW. Kolejne programy wsparcia makroekonomicznego dla Ukrainy obwarowywane były pokaźnymi listami zadań do wykonania, od których MFW uzależnia wypłaty środków. Swoje dokłada też „Grupa G7” – ambasadorowie państw zachodnich, który od czasu do czasu występowali wspólnie z żądaniami konkretnych działań pod adresem ukraińskiego rządu.
Oceny tych działań były jednak różne. Nawet dane makroekonomiczne różnią się w zależności od tego, kto liczy. Bank Światowy oceniał, że PKB Ukrainy w 2020 r. sięgnął 155,6 mld. USD, rządowy audyt gospodarki mówił natomiast, że ukraiński PKB to w 2020 r. zaledwie 70% PKB z momentu uzyskiwania niepodległości. W dodatku coraz większą część stanowiły przelewy przysyłane nad Dniepr przez coraz liczniejsze grono emigrantów zarobkowych. W 2020 r. napłynęło od nich nad Dniepr 12,1 mld. USD, co stanowiło około 8% PKB. Najbardziej obiektywną ocenę rozwoju ukraińskiej gospodarki i jej perspektyw wystawili sami Ukraińcy, do otwartej agresji Putina w 2022 r. wg. różnych szacunków aż 2,5-3 mln. z nich szukało lepszego życia za granicą w charakterze emigrantów zarobkowych. Zdaniem rządowych analityków Ukraina po 2010 r. zmarnowała potencjał rzędu biliona USD, ile konkretnie z tej kwoty przypada na „lata reform” – nie wiadomo, ale z pewnością niemało. Reformy aplikowane pod naciskiem Zachodu przynosiły skutek odwrotny od zamierzonego, pesymiści wieszczyli co chwila totalny krach, a z rządowych gabinetów płynął zwykle uspokajający urzędowy optymizm.
Wydaje się, że najbliższe realiom jest spojrzenie na sytuację ukraińskiego ekonomisty Czerkaszyna, który zwraca uwagę, że tempo wzrostu gospodarki Ukrainy jest dwukrotnie niższe niż średnia światowa dla ostatnich 30 lat i wynosi 116% w zestawieniu z 254%, zaś wkład Ukrainy w gospodarkę światową zmalał w ciągu 30 lat niepodległości z 0,003 do 0,0018%. Agresja Rosji na Ukrainę tylko pogorszyła jeszcze i tak złą sytuację gospodarczą. MFW oceniał, że w całym 2023 r. Ukraina otrzyma 42 mld. USD pomocy międzynarodowej. W rzeczywistości może to być znacznie więcej. Eksport płodów rolnych i żywności stanowi aż 70% całego eksportu Ukrainy. Po wymuszeniu przez Polskę i inne kraje Europy Wschodniej, graniczące z Ukrainą embarga unijnego na eksport ukraińskich produktów rolnych ta kwota może być znacząco wyższa, gdyż programy pomocowe były skonstruowane w oparciu o możliwości eksportowe gospodarki ukraińskiej w warunkach wojennych. Po wcześniejszych blokadach przez Rosjan portów czarnomorskich okazało się, że zachodnia granica Ukrainy też została zablokowana. Po wybuchu wojny były poważne obawy, że ukraińskie produkty rolne nie trafią na rynek, co będzie wielkim problemem dla Egiptu i innych krajów Afryki, które nie produkują zbóż. Okazało się jednak, że Ukraina dostarczyła zbyt dużo ziarna, co zakłóciło rynki zbożowe w UE. Ze względu na wysoką konkurencyjność swoich produktów opartą na wysoko wydajnych czarnoziemach Ukraina jest w stanie sprzedawać zboże także poza UE. Istnieją też oczywiste synergie między Polską, dysponującą sporym przemysłem spożywczym, a Ukrainą z jej tanimi surowcami rolnymi. Zamiast odgradzać rynki unijne wysokim cłem, można przecież rozważyć przetwarzanie ukraińskich surowców w Polsce i innych krajach granicznych z korzyścią dla obu stron. Podjęta przez Polskę decyzja o wprowadzeniu embarga bez żadnych konsultacji z kimkolwiek wydaje się zatem mało przemyślana i nie służy budowaniu dobrych relacji z sąsiadem toczącym krwawą wojnę z brutalnym agresorem. Sytuacja wydaje się bardzo delikatna, gdyż w interesie władz i biznesu ukraińskiego jest rozwijanie własnego przetwórstwa żywności, by w ten sposób podnosić wartość ukraińskich produktów. To nie dotyczy zresztą tylko żywności czy kwiatów, ale także takich surowców, jak rudy żelaza, czy metali. Trudno oczekiwać, by Ukraina w dłuższym czasie zaakceptowała swoją rolę w UE wyłącznie jako dostawcy ziarna. Oczywistym warunkiem sine qua non jest zakończenie bądź zawieszenie działań wojennych na terenie Ukrainy. Prawdopodobnym scenariuszem rozwoju sytuacji jest założenie, że wojna może się skończyć, ale bez rozstrzygnięcia. Podobnie jak wojna koreańska, kiedy nie było i po 70 latach nadal nie ma zawartego układu pokojowego. Przełomem w działaniach wojennych była niewątpliwie zgoda NATO na zmasowane dostawy broni i uzbrojenia dla Ukrainy, w tym broni ofensywnej. Kontrofensywa w rejonie Charkowa była zaskoczeniem dla Rosjan, którzy długo byli w szoku, gdyż nie potrafili sobie wyobrazić, że siły ukraińskie mogą taką operację rozpocząć. Podobnie w czasie wyzwalania Chersonia Ukraińcy odcięli zaopatrzenie Rosjanom, którzy mogli tylko wycofać się lub bronić i ponieść wielkie straty. Jak wiadomo wybrali odwrót. Długi czas trwania wojny spowodował, że armia ukraińska zyskała czas na przeszkolenie wg. standardów NATO i coraz skuteczniej sprzeciwia się potężnym, ale zdemoralizowanym Rosjanom.
Ukraińcy po 1,5 roku wojny nauczyli się funkcjonować w jej cieniu. Sytuacja Ukrainy może z czasem przypominać Izraela, który od swojego powstania jest w konflikcie ze wszystkimi sąsiadami, próbującymi wystrzeliwać w kierunku jego terytorium rakiety, niemniej mimo, że jest tam czasami niebezpiecznie, jest to dobre miejsce dla inwestycji, a w przypadku startupów technologicznych kraj ten jest wręcz jednym ze światowych liderów. Jeszcze niedawno wydawało się, że nikt na Ukrainie nie zainwestowałby z powodu ryzyka wojennego. Dzisiaj widać, że życie w kraju toczy się dalej, a ludzie są w stanie dostosować się do wszystkiego. Niektóre instytucje, jak koleje ukraińskie (Ukrzeleznicja) funkcjonują wręcz rewelacyjnie, a ich punktualność jest sporo większa niż polskich PKP. Myślę, że w pewnych warunkach inwestycje mogą zacząć płynąc do Ukrainy, nawet gdyby nie było pełnego zwycięstwa nad Rosją. Dla bezpieczeństwa działalności biznesowej potrzebna jest mitygacja ryzyka wojennego i relacji z państwem ukraińskim. Jeśli te sprawy zostaną właściwie rozwiązane, pojawią się pierwsi i kolejni inwestorzy. Bez zagranicznego biznesu (którego brakowało w pierwszych 3 dekadach niepodległej Ukrainy, stąd prywatyzacje przedsiębiorstw miały charakter aberracyjny i bardziej przypomniały zwykłą kradzież) na Ukrainie, na Zachodzie będą pojawiać się w okresie wyborczym pytania, dlaczego mamy bronić tego kraju. Ale jeśli zachodnie biznesy będą stopniowo realokowane do Ukrainy z Rosji czy Chin, to Zachód będzie miał jeszcze więcej powodów do przysyłania tu systemów obronnych, chociażby dlatego, by chronić własne firmy przed niespodziewanym atakiem. Sytuacja w tym zakresie zmieniła się w ciągu okresu po agresji Putina. Początkowo po pierwszych atakach Ukraińcy nie bardzo wiedzieli co robić bez prądu, ogrzewania, wody. Dzisiaj wiedzą już doskonale, jak przetrwać w warunkach wojennych. Zakłady energetyczne udostępniają mieszkańcom generatory, którzy dzięki temu mogą przetrwać nawet kilka tygodni bez mediów: od ogrzewania po wodę.
Z pewnością rząd ukraiński, w tym sam prezydent Zelenski, prócz niewątpliwie świetnej roboty, którą wykonują zdobywając skutecznie międzynarodowe wsparcie dla sprawy ukraińskiej, mogą zrobić dużo więcej dla stworzenia odpowiednich warunków dla prowadzenia działalności gospodarczej. Przede wszystkim na poważnie zacząć wprowadzać rządy prawa, z którymi niepodległa Ukraina zawsze była na bakier. Tu Zachód musi wywierać właściwy nacisk, by Ukraina wypracowała, pokazała i wdrożyła postęp reform. Dotyczy to nie tylko sadownictwa, ale i systemu egzekwowania prawa. To z kolei przekłada się na problematyczną administrację skarbową i tworzy wiele okazji do korupcji. Fal zainteresowania biznesowego Ukrainą było już kilka: po pomarańczowej rewolucji w 2004 r. i rewolucji godnościowej w 2014 r. Wiele firm, w tym masę polskich wycofało się jednak z Ukrainy, dzieląc się z innymi swoimi niezbyt przyjemnymi doświadczeniami. Trudno konkurować przecież z kimś, kto towary po prostu nielegalnie przemyca. Firmy zwracają uwagę władzom, że trzeba to zmienić, ale niestety bez skutku. Przede wszystkim dlatego, że nieprzestrzegane jest prawo, a kary nie są egzekwowane. Władze niby starają się z tym walczyć, poszerzając regulacje i administracyjne utrudnienia, ale one obciążają zwykle uczciwe firmy, szmuglerów nie dotyczą. Może wojna okaże się wstrząsem, który spowoduje przemianę. Póki co obowiązuje pewien model aberracyjnej umowy społecznej: my przymykamy oko na to, co robi góra, a ona niech przymknie oko na to, co czynimy my na dole. Jeśli ludzie na dole mają przestrzegać prawa, powinna być kara dla tych na górze. Dlatego też takie znaczenie mają rządy prawa. Nie mogą się one jednak ograniczyć wyłącznie do copy paste legislacji UE do prawodawstwa ukraińskiego. Potrzebna jest też zmiana porządku społecznego, wraz z partiami politycznymi. Posłowie w parlamencie dostają małe wynagrodzenia, ale w jakiś tajemniczy sposób jeżdżą luksusowymi autami. Nikt nie zadaje pytania, skąd ci ludzie mają pieniądze. CASE Ukraina zgłosił nawet oryginalną propozycję, by np. ewentualne spory na linii władze-inwestorzy zagraniczni poddać zagranicznemu sądownictwu. Myślę, że realnym ryzykiem na Ukrainie jest pewna inercja jej klasy politycznej, będącej w jakimś stopniu emanacją społeczeństwa. Myśli ona najwyraźniej, że powojenna odbudowa kraju odbędzie się bez żadnych warunków, głównie za pieniądze skonfiskowane Rosji. Poniekąd mają oni trochę racji. Gdy na początku wojny Ukraina domagała się precyzyjnej antyreligijne, początkowo odpowiedź brzmiała: nie. Ale wkrótce Ukraina dostała artylerię. Podobnie było z czołgami, po początkowym nie, Zachód szybko zmienił zdanie i zaczął dostarczać czołgi. Podobna sytuacja jest z myśliwcami. Władze ekstrapolują decyzje dostaw broni na kwestie rozwoju po wojnie. I rzeczywiście, USA i UE nie chcą w tym momencie dawać silnych sygnałów, że powojenna pomoc nie może być bezwarunkowa. Nie jest to najlepsza strategia, gdyż plany odbudowy wykuwane są teraz, a złe oczekiwania mogą spowodować wiele problemów. Zachodni liderzy mogą mieć zbyt optymistyczne oczekiwania co do spełnienia warunków przez stronę ukraińską. A ukraińska strona może zbyt optymistycznie oceniać ich gotowość do kompromisu w kwestii finansowania, bez większych zmian po stronie ukraińskiej. Owe oczekiwania muszą zostać odpowiednio skalibrowane. Czasu będzie niewiele, gdy się wojna skończy. Po 2014 r. do maja 2023 r. 8 mln. Ukraińców opuściło kraj. Po wojnie będą rozważać: wrócić czy zostać. Będą obserwować, co się dzieje w Ukrainie i jeśli uznają, że sprawy nie idą w dobrym kierunku, mogą odłożyć decyzję powrotu do ojczyzny ad calendas graecas. Ukraińcy mają wysokie oczekiwania wobec odbudowy po wojnie. Jeśli będziemy myśleli, że ktoś z Zachodu zrobi wszystko za samych Ukraińców, to nie zadziała. W sprawie rządów prawa Ukraina może dokonać postępu już teraz, dotyczy to reformy sądów i egzekwowania prawa. Sukces oczywiście nie jest gwarantowany, tak jak i nie był w Polsce po 1989 r. Po pomarańczowej rewolucji było na Ukrainie przekonanie, że wszystko ułoży się samo, bez zaangażowania społeczeństwa i reform państwa. To jednak tak nie działa nigdy i wydaje się, że w 4 dekadzie swojej niepodległości wszyscy zrozumieli, że kraj musi się wewnętrznie na nowo poukładać, jeśli nie, to fetowanie kolejnej okrągłej jej rocznicy będzie poważnie zagrożone.
Ukraina jest bardzo ciekawym celem turystycznym nie tylko dlatego, że jest to historycznie kraj bardzo bliski Polsce, ale przede wszystkim dlatego, że jest niezwykle bogaty w wiele atrakcyjnych miejsc. Przede wszystkim godnym polecenia jest Lwów z mnóstwem zabytków świeckich i sakralnych, licznymi muzeami, terenami zielonymi, a przede wszystkim bogatą ofertą lokali gastronomicznych z kuchnią z całego świata. Koniecznie trzeba zobaczyć Operę Lwowską, Cmentarz Łyczakowskich, bazylikę archikatedralną i piękna panoramę miasta ze wzgórza Wysoki Zamek. Zachwyca także największe miasto Ukrainy, stolica kraju - Kijów. Trudno nie ulec urokowi zespołowi klasztornej Ławry Peczerskiej, Soborowi Mądrości Bożej, zrekonstruowanej Złotej Bramy czy monasteru św. Michała. Szczególnie w Polsce popularna jest też Odessa - milionowa metropolia nad Morzem Czarnym, historycznie tygiel narodowościowy. Zachowało się w niej dużo zabytków w centrum miasta, jak Hotel „Pasaż” (miałem okazję na początku XX w. w nim „przyjemność” być wraz z delegacją Kwaśniewskiego, ostatni remont widział on huba jeszcze przed II Wojną Światową, dlatego zdecydowałem się zamiast spać, przespacerować całą noc po Odessie), Teatr Opery i Baletu, Pałac Szacha i Woronowców. Nie brakuje w Odessie zabytków sakralnych, z których najciekawsze to Sobór Trójcy Świętej, Sobór Zaśnięcia Matki Bożej czy Sobór Przemienienia Pańskiego. Nie można będąc w Odessie nie zobaczyć słynnych Schodów Potiomkinowskich rozsławionych przez Eisensteina w jego legendarnym filmie „Krążownik Potiomkin”. Z polskiego punktu widzenia koniecznie trzeba się też wybrać do Kamieńca Podolskiego, oddalonego od Czerniowiecka o ok. 100 km. Symbolem miasta i regionu jest potężna twierdzą, która dawniej strzegła granic Rzeczypospolitej. W 1692 r., po krótkim oblężeniu, została ona zdobyta przez Turków, a zamek wrócił do Polski w 1699 r. po zawarciu pokoju w Karłowicach. W wyniku II rozbioru Polski znalazł się w granicach Rosji. Obecnie mieści się w nim muzeum, z miejscem symbolicznej śmierci płk. Wołodyjowskiego. Dla mnie to miejsce zostało trochę zbyt skomercjalizowane. Dla amatorów silnych wrażeń zawsze polecić można wizytę w zamkniętej elektrowni jądrowej w Czarnobylu z wyludnionym miastem Prypeć. Na koniec polecam odwiedziny moich ulubionych Bieszczadów. Po stronie ukraińskiej mamy Bieszczady Wschodnie, jeszcze nie tak zatłoczone, jak nasze, z dosyć słabo rozwiniętą infrastrukturą. Wzdłuż granicy polsko-ukraińskiej na długim odcinku biegnie bardzo popularna linia kolejowa, z pociągu widać terytorium Polski. Kilkugodzinny przejazd pociągiem na trasie pełnej wiaduktów, tuneli i wijących się torów dostarcza wielu wrażeń, pomimo bardzo niskiej prędkości pociągu. Warto na tą wycieczkę poświecić nawet cały dzień.
Commentaires