Turkmenistan to jeden z najbardziej tajemniczych krajów na świecie. Dostać się tam jest niezmiernie trudno, wiza stanowi prawdziwe wyzwanie. Niemniej, jeśli komuś się to uda, tak jak mnie, to będzie bardzo zaskoczony tym co tu zobaczył. Znaczenie tego kraju, którego obszar rozciąga się między Morzem Kaspijskim a rzeką Amu-darią w światowej geopolityce wzrosło po upadku Związku Sowieckiego, kiedy to po raz pierwszy w swojej długiej historii stał się niepodległy.
Turkmeni to najprawdopodobniej potomkowie tureckich plemion, które przywędrowały na ten w większości pustynny teren na początku VIII w. ze Wschodniej Azji. W średniowieczu obszar ten był terenem walk między koczowniczymi plemionami Azji Środkowej, na bazie których w kolejnych stuleciach ostatecznie ukształtował się naród turkmeński. Plemiona mieszkające na terenie dzisiejszego Turkmenistanu były też zmuszone do odpierania ataków Seldżuków, Mongołów a później chanów uzbeckich. Nie udało się ówczesnym przodkom Turkmenów ocalić niezależności. W XVII w. tereny południowego Turkmenistanu zostały podpite przez Persów, a północna część kraju przez Uzbeków. W XVIII w. ich wpływy zaczęły słabnąć, ale zanim Turkmeni zaczęli myśleć o suwerenności, w XIX w. zaczęła się ekspansja rosyjska.
Jednym z czynników, które przyspieszył wysiłki kolonizacyjne Rosji w Azji Centralnej, była przegrana wojna krymska z Imperium Osmańskim i jego sprzymierzeńcami, co opóźniło rosyjską ekspansję na Bałkanach i Zakaukaziu. Wojna ta była elementem rywalizacji między Rosją a Anglią na kontynencie azjatyckim. Rosjanie chcieli zapobiec przejęciu przez Anglików Azji Centralnej (m.in. Afganistanu), dlatego postanowili przyspieszyć swoje działania. Również Brytyjczycy obawiali się rosyjskiej ekspansji w kierunku Indii - perły w koronie Imperium Brytyjskiego. W 1877 r. wojska carskie napadły na turkmeńskie plemię Tekke, które uniemożliwiało Rosji rozbudowę linii kolejowej wzdłuż wybrzeży Morza Kaspijskiego. Najbardziej dramatycznym momentem tej operacji był odwrót wojsk rosyjskich spod twierdzy Geok Tepe, gdzie broniło się plemię Tekke. Podczas odwrotu Rosjanie ponieśli największą porażkę w swoim podboju Azji Centralnej, tracąc kilkuset zabitych i rannych. Po 3 latach Rosjanie ponownie zaatakowali turkmeńską twierdzę, tym razem skutecznie. Zniszczyli twierdzę i wymordowali prawie w całości plemię Tekke.
Wydarzenie to spowodowało załamanie się oporu wśród innych turkmeńskich plemion. W 1884 r. wojska carskie zajęły oazę Merw - praktycznie ostatni ośrodek oporu Turkmenów przed rosyjską ekspansją. Do 1885 r. praktycznie cały kraj znalazł się pod kontrolą rosyjską. Pod koniec XIX w. carska hegemonia nad Turkmenistanem stała się niekwestionowanym faktem. Turkmenistan stał się częścią imperium Romanowów. Zajęcie Turkmenistanu wraz z próbami zajęcia pobliskiego Pamiru w latach 90-tych XIX w. omal nie doprowadziły do wybuchu wojny rosyjsko-brytyjskiej ze względu na szybkie zbliżanie się Rosjan do granicy z Indiami. Do wojny jednak nie doszło po tym, jak Brytyjczycy uznali rosyjskie podboje.
Do wybuchu I Wojny Światowej Rosjanie wybudowali linię kolejową, która ostatecznie połączyła Aszchabad z Moskwą. Rozpoczęli też budowę tam na rzece Murab, co pozwoliło nawodnić i zamienić w ziemię uprawną 30 tys. ha gleby i w konsekwencji zasiedlić słabo do tej pory zaludnione tereny. Rosjanie starali się również ingerować w życie religijne Turkmenów. Wspierali oni w ten sposób jednoznacznie radykalne nurty islamu, by w ten sposób wykorzenić sufizm, czyli islamski mistycyzm ludowy, charakteryzujący się wiarą w cudotwórczą łaskę (barakę), dzięki której ów zwykły człowiek może spełniać ludzkie prośby. Sufizm był przez Rosjan uznawany za bezpośrednią przyczynę nieposłuszeństwa okazywanego przez mieszkańców Turkmenistanu wobec imperium carskiego. Do wybuchu wojny car kontrolował silną ręką Turkmenistan stosując masowe represje. Turkmeni stali się w wyniku rusyfikacji obywatelami drugiej kategorii. Wśród rosyjskich elit kwitła korupcja i nepotyzm. Rosjanie łupili miejscową ludność domagając się kolejnych danin na rzecz Moskwy.
Po rewolucji bolszewickiej w 1917 r. ukonstytuował się Kongres Turkmeński, zrzeszający organizacje polityczne o charakterze nacjonalistycznym, był on wspierany przez stacjonujących w Turkmenistanie po I Wojnie Światowej Brytyjczyków, w szczególności w walce przeciwko miejscowym bolszewikom. Po wycofaniu się Brytyjczyków z Turkmenistanu stało się jasne, że niepodległość kraju jest nie do utrzymania, bojownicy Kongresu Turkmeńskiego przeszli wtedy do działań partyzanckich.
W 1924 r. bolszewicy ogłosili powstanie Turkmeńskiej Republiki Sowieckiej w ramach Rosji Sowieckiej. W czasach stalinowskich republika nie uniknęła represji, które przetoczyły się zresztą przez cały obszar ZSRS. Szczególnie wzmogły się one po 1928 r., kiedy to bolszewicy zaczęli kolektywizować rolnictwo. W szeregi partyzantów zaczęli wstępować przymusowo kolektywizowani rolnicy. Partyzantka przetrwała do początku lat 30-tych XX w., kiedy została zlikwidowana przez sowiecką bezpiekę wspieraną przez Armię Czerwoną. W efekcie sowieckich represji kraj opuściło ponad 100 tys. mieszkańców, uciekając głównie do sąsiedniego Afganistanu. Stalin próbował też wprowadzić świeckie rządy poprzez zwalczanie islamu. Industrializacja kraju w stylu stalinowskim przełożyła się na pewien postęp gospodarczy w tym bardzo zacofanym kraju. Walkę z lokalnym nacjonalizmem ułatwiło też Stalinowi tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi w 1948 r., które zrównało z ziemią Aszchabad. W wyniku tej katastrofy zginęło ok. 110 tys. osób, w tym praktycznie cała niewielka elita intelektualna kraju. W trzęsieniu ziemi zginęła też rodzina Saparmurata Nijazowa, który całe swoje dzieciństwo spędził w sowieckich sierocińcach. Stalin wykorzystał katastrofę, wysyłając do pozbawionej elit politycznych i kadr administracyjno-technicznej republiki wielu swoich zaufanych narodowości rosyjskiej.
Po śmierci Stalina i po dojściu do władzy Chruszczowa, Turkmenistan cieszył się nawet pewną autonomią. Przez moment ówczesny szef komunistycznej partii Turkmenistanu - Gaupurow, zaczął nawet do administracji wprowadzać więcej osób narodowości turkmeńskiej, którzy zaczęli zastępować Rosjan. Taka sytuacja trwała jednak krótko. Po 1958 r. działania te zostały wstrzymane i rozpoczął się proces ponownej rusyfikacji urzędów administracyjnych. Represje dotknęły też samych Turkmenów, członków partii komunistycznej, w tym samego Gaupurowa, który ostatecznie został usunięty ze stanowiska. Nowa władza odeszła od wdrażanych w życie przez poprzedników projektów społecznych i skupiła się na realizacji scentralizowanej, sowieckiej wizji państwa, zajmując się m.in. likwidacją analfabetyzmu i dalszą industrializacją Turkmenistanu. Pewno dlatego realizacja tych zamierzeń, jak też brak wyrazistej i silnej opozycji spowodowały, że gdy na początku lat 90-tych XX w. odżyły nadzieje na odzyskanie suwerenności, to właśnie komuniści stali się motorem przemian, natychmiast pozbywając się partyjnych szyldów.
Turkmenistan stał się niepodległym państwem w październiku 1991 r. w efekcie upadku Związku Sowieckiego. Na czele suwerennego już kraju stanął wspomniany Nijazow, wyjątkowa postać w historii nie tylko Turkmenistanu. Nijazow był dożywotnim prezydentem Turkmenistanu a jednocześnie zapewne najbardziej obłąkanym dyktatorem współczesnego świata. Nawet dynastia Kimów w Korei Płn. nie mogła się z nim równać. Saparmurat Nijazow był od 1985 r. szefem komunistycznej partii Turkmenistanu. Po uzyskaniu niepodległości bez trudu utrzymał rządy, którym szybko nadał charakter absolutny, niemalże boski. Nijazow był jednocześnie prezydentem, premierem, dowódcą armii, przewodniczącym Rady Ludowej, czyli turkmeńskiego parlamentu, Konwentu Seniorów, Rady Obrony i Bezpieczeństwa Narodowego, a także wodzem jedynej partii politycznej, rzecz jasna Demokratycznej. Jego reżim cechował paranoiczny lęk przed wpływami z zewnątrz i utratą władzy, jak również dążenie do stłumienia wszelkiej indywidualności. Działalność partii politycznych została zabroniona, rząd całkowicie kontrolował media, wszelkie zgromadzenia, nawet akademickie, są nielegalne, zaś zwierzchnicy Kościołów chrześcijańskich, wspólnot hinduistycznych oraz przywódcy opozycji zostali wygnani z kraju. Sądy masowo orzekały kary śmierci, zaś osoby podejrzane o choćby cień niechęci wobec Turkmenbaszy (ojca Turkmenów), jak siebie zaczął nazywać Nijazow, znikały bez śladu. Kara śmierci została wprawdzie oficjalnie zniesiona, jednak zdaniem obserwatorów OBWE, szanse przeżycia więźniów politycznych i osób deportowanych były i są w Turkmenistanie niewielkie. W przepełnionych więzieniach tortury są na porządku dziennym, dlatego też często wybuchają bunty.
Obdarzony bezgranicznym nimbem i bezwarunkową miłością swoich poddanych Nijazow był krępym brunetem o uśmiechu dyrektora kasyna. Z pewnością nie był postacią tuzinkową, przypominał magnata o spojrzeniu świra z naznaczoną chorobą umysłową, coś między narcyzmem, samouwielbieniem i paranoją. Nijazow nie był może aż tak groźny jak Stalin, Idi Amin z Ugandy czy Bokassa z Afryki Środkowej, jednak zasługuje z pewnością na większą uwagę, również pod względem medycznym. W końcu była to postać ze stepów Azji Środkowej, a tam autorytarni władcy zawsze potrafili zadziwić swoimi dekretami. Wśród całej i długiej listy dziwactw Nijazow zakazał publicznego noszenia brody i złotych zębów, a balet nie pojąwszy o co w nim zapewne chodzi, uznał za pornografię. Zmienił nazwy 12 miesięcy roku. Styczeń nazwany został nazwany jego imieniem, a reszcie miesięcy przydzielił imiona krewnych. Podobnie zrobił z dniami tygodnia, ulicami i innymi budynkami. Pod koniec jego panowania prawie wszystko w Turkmenistanie nazywało się Nijazow, Turkmenbasza bądź Saparmurat. Podczas jego prezydentury straszyły w kraju niezliczone pomniki wodza. Nijazow prezentował się na nich zawsze wyjątkowo. W zależności od okoliczności przedstawiany był jako pan biznesmen z długopisem przy biurku, dziwak dokręcający kurek z gazem, bądź wystraszony wieśniak doglądający pola bawełny. Turkmenbasza był wszędzie. Uśmiechał się do ludu z opakowań jogurtów, masła, a nawet keczupu. Jego niezliczone książki i zdjęcia można odnaleźć nawet dziś w księgarniach. W czasie jego rządów, obraz z telewizora był jak zdjęcie na ścianie – zawsze była tam jego ogorzała twarz daleka od amanta filmowego lub cała sylwetka ubrana w smoking bądź garnitur. Czasem pokazano widok wodospadu, przy którym kozy żują trawę, chociaż należało to raczej do rzadkości i na dłuższą metę mogło być uznane za zdradę stanu.
Turkmenbasza w telewizji miał o czym mówić, bo w końcu był autorem ekscentrycznego i wielce opasłego dzieła nazwanego Ruhnama. Oznacza to Złotą Księgę (po turkmeńsku: księga duszy) – połączenie autobiografii, fikcji historycznej, książki kucharskiej, przewodnika duchowego i porad żywieniowych dla Turkmenów. Absolutny groch z kapustą, zawierający także wiele poematów i nawiązań do Koranu, pełny napuszonych, banalnych i pustych sloganów, mających podtrzymać „wysokie wartości duchowe narodu turkmeńskiego, jego moralnej tradycji i historii”. Nijazowi zależało na tym, by w życiu każdy Turkmen przeczytał tylko to dzieło, a dzięki niemu przejść przez nie z sukcesem, nie tracąc czasu na czytanie konkurencyjnych książek. W trzygodzinnym przemówieniu porównał swój traktat do Koranu i Biblii. Ruhnama to dzieło absolutne, ogarniające wszystkie potrzeby i pytania, które mogą sobie stawiać Turkmeni. Dlatego każdy musiał je mieć u siebie na półce. Uczyły i z tego co mi opowiadano nadal się uczą na pamięć turkmeńskie dzieci, wykładają je wykładowcy, cytują urzędnicy państwowi. Znajdują się tam np.: takie wiekopomne frazy jak: „ten pierwszy je pszenicę, kto ma największe zęby”. Jak oświadczył sam Nijazow: „każdy, kto przeczyta Ruhnamę trzykrotnie, będzie miał zagwarantowane miejsce w raju”. Wygłosił tę mądrość w telewizji, prosząc przy okazji Allaha, aby przyjął on do siebie najgorliwszych czytelników Ruhnamy. Kiedy jednak zadano mu pytanie, w jaki sposób dogadał się w kwestii miejsc w raju z Allahem, tylko spojrzał na pytającego z frustracją kogoś, kto nie rozumie pytania. Ja niestety nie mam szans na zbawienie Allaha, Ruhnama nie została niestety przetłumaczona na polski, ale dostałem w prezencie od syna tłumaczenie tego „dzieła” na angielski. Mimo najszczerszych chęci nie udało się przez nie przebrnąć. Wierni wchodzący do każdego miejsca kultu musieli najpierw nabożnie całować egzemplarz Ruhnamy. Kiedy sprzeciwił się temu najwyższy mułła kraju, Nasurrah Ibadullah, został skazany na 23 lata więzienia. Turkmenbasza dał się również poznać jako genialny poeta. W tomiku jego wierszy zadziwiają tak budujące utwory jak „Niech pomyślność sprzyja memu narodowi”, „Los Turkmenów to mój los” czy „Jesteś Turkmenem”.
Absurdów głoszonych przez Nijazowa nigdy nie brakowało. Jednym z ciekawszych był ten, że pierwszą na świecie furmankę zbudowali Turkmeni. Tymczasem turkmeńskie koło miało nie tylko wpłynąć na rozwój handlu, ówczesnego wojska i państwa, lecz także na bieg historii i przyśpieszyć w ten sposób rozwój światowej nauki. Pojawiły się też dowody miejscowych „naukowców”, iż to właśnie Turkmeni odkryli Amerykę. Nijazow planował też pokryć kraj siecią sztucznych jezior i wybudować pałac z lodu. Ku uciesze ludu twierdził, że jego kraj z wyczyszczonymi przez wiatr równinami, zasługuje też na las, w dodatku iglasty. Kiedy na ten pomysł wpadł, zaraz mianował się pierwszym leśnikiem kraju, w dowód czego sam posadził pierwsze wystraszone zapewne upałem drzewka na gorącej pustyni Kara-kum. Przejeżdżając przez nią od południa na północ i dalej na wschód do granicy z Afganistanem nie znalazłem jednak żadnego, które utrzymałoby się. Turkmeni byli też dumni ze swojego wodza z wybudowania w centrum Aszchabadu gigantycznej betonowej rakiety zwieńczonej samym złotym Nijazowem. Tym razem występował on w roli zdobywcy kosmosu lubiącego adrenalinę i kąpiele słoneczne. W tym absolutnym dziele sztuki Turkmenbasza kręcił się wokół swej osi, automatycznie obracając twarz – zawsze do słońca. Niestety na rozkaz na rozkaz Berdymuchammedowa – następcy Nijazowa - po jego zdecydowanie przedwczesnej śmierci na zawał serca w wieku zaledwie 66 lat – złoty Nijazow już się nie obraca, miałem okazję osobiście zobaczyć to wielkie dzieło.
W pewnym momencie Nijazowowi odbiło na punkcie religii. Jego życiowym marzeniem stało się uznanie go przez świat islamski, obok Jezusa i Mahometa, za kolejnego proroka. To pragnienie często udowadniał w manifestach kierowanych do nie wiadomo kogo i po co, bo on sam w zasadzie mógł nic nie robić i nie mówić, gdyż w kraju był święty i niezatapialny. Z biegiem lat jego szaleństwo przekroczyło wysokość Mount Everestu. Pewnego dnia zainteresował się stanem opieki zdrowotnej u swoich poddanych i wyrzucił z pracy 15 tys. pielęgniarzy i pielęgniarek, których zastąpił żołnierzami z poboru. Swoich ministrów zmusił zaś do odbycia 36-kilometrowego „marszu dla zdrowia”. Nijazow był bardzo rodzinny. Wprawdzie miesiąc styczeń nazwał skromnie swoim imieniem, ale już kwiecień przemianował już na cześć swojej matki. Jej monumentalny posąg stanął przed gmachem Ministerstwa Sprawiedliwości. Wymyślił również nowe nazwy dni tygodnia: dzień główny, dzień młody, dzień dobry, dzień błogosławiony, anna (po turkmeńsku piątek), dzień duchowy oraz dzień odpoczynku. Turkmeński despotyczny satrapa zapewne nieświadomie poszedł w ślady fikcyjnego bohatera filmu Woody Allena „Bananas”. Podobnie jak on, Nijazow na nowo zdefiniował wiek obywateli. Zgodnie z jego decyzją dorastanie trwa do 25 roku życia, 37-latek przestaje być młody, zaś wiek dojrzały trwa długo, gdyż dopiero w 85 roku życia zaczyna się starość. Turkmenbasza zakazał noszenia bród, długich włosów, a także przedstawień cyrkowych, baletu i opery jako „rzeczy w oczywisty sposób niepotrzebnych”. Prawo zabrania też obywatelom Turkmenistanu słuchania radia w samochodzie.
W Aszchabadzie dyktator wzniósł kosztem prawie 100 mln. USD „centrum duchowe”. Tu naród miał studiować życie i myśli swego wielkiego prezydenta. Kompleks obejmuje bibliotekę, muzeum oraz pałac z przeznaczeniem na składanie czci Turkmenbaszy. Ponadto Nijazow rozkazał zbudować wielki ośrodek z amfiteatrem, basenem pływackim i hipodromem – nie dla obywateli jednak, lecz dla koni ze znakomitej rasy archałtekińskiej. Stajnie, z pięknymi czerwonymi dachami, są klimatyzowane, ponieważ konie nie mogą przecież znosić pustynnego skwaru. Inwestycja kosztowała symboliczne 15 mln. USD i zrealizowano ją w kraju, w którym 35% prawie wówczas 6-milionowego społeczeństwa żyło poniżej granicy ubóstwa, zaś przeciętne miesięczne zarobki stanowiły w 2004 r. równowartość 70 USD miesięcznie, przy czym i tak wypłacane były z dużym opóźnieniem. Nikt nie śmiał jednak zaprotestować przeciw rozrzutności Turkmenbaszy, gdyż krytykowanie jego polityki stanowiło zgodnie z prawem zdradę ojczyzny. Wprawdzie we wszystkich postsowieckich republikach Azji Środkowej władzę sprawują autokratyczne reżimy, ale kult własnej osoby, który ustanowił Nijazow, jest najbardziej zdumiewającym fenomenem nie tylko tego regionu, ale całego świata, przerastając jak wspomniałem nawet kult dynastii Kimów w Korei Płn. Nijazow mógł pozwolić sobie na wznoszenie monumentalnych budynków publicznych jak z najgorszego koszmaru architekta dzięki dochodom ze sprzedaży gazu ziemnego. Turkmenistan dysponuje czwartymi co do wielkości na świecie złożami tego strategicznego surowca.
W 2000 r. władze ogłosiły, że wszyscy przebywający w kraju cudzoziemcy zostaną poddani ścisłej kontroli, podobnie jak rozmowy telefoniczne i poczta przychodząca z innych krajów. Wszystkie firmy świadczące usługi internetowe straciły licencje. Nijazow osobiście zabronił nauczania w jęz. angielskim, a studenci utracili prawo do korzystania z zagranicznych stypendiów. Ostrego ataku szaleństwa Ojciec Turkmenów doznał w 2001 r., kiedy zmienił nazwy ulic w Aszchabadzie i nakazał wszystkim mieszkańcom wywiesić przed domami flagi państwowe. Szczęśliwy mieszkaniec państwa Nijazowa nie mógł wprawdzie pójść do opery, ale miał prawo, a nawet obowiązek uroczystego obchodzenia Dnia Melona. To jedno z najważniejszych świąt państwowych Turkmenistanu przypada 10 lipca. Melon należy bowiem prócz gazu ziemnego do głównych produktów eksportowych kraju. Telewizja państwowa (innych w tym raju nie ma) nadała wtedy oficjalny komunikat: „Kiedy uzyskaliśmy niepodległość, nasz wielki przywódca, który gorąco kocha swój kraj i lud, wyniósł imię smakowitego melona do rangi święta narodowego. Melon, ten dar boży, ma za sobą wiele stuleci wspaniałej historii. Jest produktem jasnego turkmeńskiego słońca, łagodnego klimatu, urodzajnej ziemi, krystalicznej wody, jak również umiejętności rolników”.
Innym ważnym świętem republiki jest Dzień Konia, który obchodzony jest 27 kwietnia. Nijazow, mający obsesję na punkcie koni, zaproponował zagranicznym dyplomatom, że przekaże 50 najszlachetniejszych rumaków, aby mogły wziąć udział w wyścigu dookoła świata. Inicjatywa ta miała promować pokój między narodami, bo przecież Nijazowowi nigdy nie zależało bardziej niż na pokoju nawet wtedy, gdy konsolidował swoją autorytarną władzę i skutecznie wyeliminował całą opozycję i swoich oponentów. Turkmenbasza lubił też uszczęśliwiać przywódców innych państw, ofiarując im swe szybkie wierzchowce. Wprawiał w ten sposób obdarowanych w zakłopotanie, którzy nie wiedzieli za bardzo co z takim podarkiem zrobić.
Nijazow troszczył się dniem i nocą o pomyślność swego ludu. W 2004 r. pewna hoża studentka wygłaszała przemówienie na cześć prezydenta. Działo się to na uniwersytecie, przed kamerami państwowej telewizji. W pewnym momencie dziewczyna radośnie na zbliżeniu kamery błysnęła garniturem złotych zębów. Wówczas tą wiernopoddańczą orację przerwał Nijazow mówiąc: „nie gniewaj się, wyglądasz wspaniale ze złotymi zębami, ale z białymi będziesz o wiele piękniejsza. Tu stoi minister zdrowia, który jest dentystą, on da Ci białe zęby”. Po tych słowach ojciec Turkmenów wygłosił wykład na tematy stomatologiczne. Otóż mogliśmy się dowiedzieć, że złote zęby były modne, gdy Turkmeni żyli w ubóstwie. Teraz jednak nadszedł czas modernizacji kraju. Obywatele powinni przestać popijać tradycyjną słodką herbatę, od której wypadają zęby. Trzeba, aby narodowym zwyczajem stało się obgryzanie kości. „Kiedy byłem młody, obserwowałem wasze psy. Dawano im kości do obgryzania. Tym z was, którzy nie obgryzali kości, wypadły zęby. Taka jest moja rada”, wywodził. Oczywiście, rada prezydenta była rozkazem i obywatele gremialnie pospieszyli do gabinetów dentystycznych, aby zamieniać uzębienie złote na porcelanowe. Był to szok dla Turkmenów, gdyż złote zęby w imperium sowieckim były powodem do dumy i oznaką sukcesu. Teraz jednak sytuacja się diametralnie zmieniła, gdyż za złote zęby można było wylecieć z pracy.
Podobne historie budzą w świecie najwyżej śmiech i wzruszenie ramion. Turkmenistan trafiał przez lata do środków masowego przekazu najczęściej z powodu ekscentrycznych pomysłów Nijazowa. Należy jednak pamiętać, że człowiek ten zbudował jeden z najbardziej opresyjnych reżimów świata. Komisja Praw Człowieka ONZ wielokrotnie potępiała władze w Aszchabadzie za bezwzględne zwalczanie wszelkiej opozycji, tłumienie wolności mediów oraz dyskryminowanie mniejszości narodowych i etnicznych. Zachód jednak otwarcie nie protestował, głównie ze względu na swoje interesy gospodarcze związane z gazem ziemnym. Nie czynił tego nawet w 2002 r., kiedy w Turkmenistanie miała miejsce domniemana próba puczu (25 listopada), co wywołało wielką falę represji. Kuloodporna limuzyna Nijazowa została wtedy ostrzelana z broni maszynowej. Nikt nie odniósł obrażeń, lecz władze ogłosiły, że był to zainspirowany przez Moskwę zamach, mający na celu obalenie rządu. 46 rzekomych spiskowców, w tym byłych dyplomatów i ministrów, skazano na wysokie kary więzienia, uwięziono ogółem ok. 700 osób. Od tej pory nastąpiła całkowita izolacja reżimu od świata. Jeszcze w tym samym roku Nijazow unieważnił wszystkie dyplomy zagranicznych uczelni uzyskane po 1993 r. (nie wiadomo, dlaczego akurat ten rok został wybrany). Wtedy też absolwenci zagranicznych uczelni stracili pracę. Szacowano, że władze w ten sposób zwolniły tysiące wykwalifikowanych urzędników, nauczycieli, inżynierów czy lekarzy. W Turkmenistanie pod koniec rządów Nijazowa na wyższe uczelnie przyjmowano 10 razy mniej osób niż w czasach sowieckich.
Turkmenbasza zmarł w 2006 r., mój przewodnik po Turkmenistanie powiedział, że z przepracowania, gdyż troszczył się o swój naród dzień i noc i wreszcie nie wytrzymało jego serce. Zastąpił go jego wizualny sobowtór, może trochę mniej zwalisty, bo młodszy o 17 lat, o bardzo dźwięcznym nazwisku – Gurbanguły Berdymahammedow. Choć po objęciu przez niego rządów spodziewano się odwilży, okazało się, że oznaczała ona jedynie zastąpienie kultu Turkmenbaszy kultem Berdymuchammedowa, byłego ministra zdrowia i osobistego dentysty Nijazowa. Następca Turkmenbaszy wygrywał 3-krotnie tzw. wybory, uzyskując za każdym razem ponad 97% głosów. W 2017 r. miał nawet ośmiu rywali, których po raz pierwszy w historii niepodległego Turkmenistanu zgłosiły nominalnie niezależne partie. Co z tego, skoro praktycznie nikt ich nie znał. Rok wcześniej Gurbanguły wykreślił z konstytucji zapisy ograniczające liczbę kadencji oraz limit wieku przywódcy, co w praktyce miało mu umożliwić panowanie do końca jego dni. Ponadto wydłużona została kadencja – z 5 do 7 lat. Berdymuchammedow nie różnił się wiele od swojego poprzednika, może tylko był mniej szalony, jest klasycznym satrapą postsowieckim, lubi występować na scenie, śpiewać i grać na gitarze również własne kompozycje. Trzeba jednak przyznać, że potrafił przez lata skutecznie lawirować między mocarstwami w polityce międzynarodowej, a nie tylko skupiać uwagę opinii publicznej na własnych wygłupach. Oczywiście nic nie zmienił w systemie władzy w Turkmenistanie, który nadal w czasie jego panowania pozostał najbardziej tajemniczym i zamkniętym, skrajnie autorytarnym krajem regionu.
Po 2010 r. ze względu na pogarszanie się relacji z Rosją, rosnące uzależnienie od Chin oraz obawy o destabilizację, Gurbanguły podejmował próby korekty polityki zagranicznej i starał się zwiększyć współpracę z Zachodem w sprawach energetycznych i bezpieczeństwa. Wznowił współpracę energetyczną z UE i zabiegał o większą pomoc w dziedzinie bezpieczeństwa od USA. Turkmenistan jest zmuszony dywersyfikować swoją politykę, gdyż współpraca z Chinami nie może stanowić efektywnej przeciwwagi w obliczu ekspansywnej polityki Rosji. Znaczenie geopolityczne Turkmenistanu wynika z jego zasobów energetycznych – kraj posiada 17,5 bln. m3, czyli 9,4% potwierdzonych światowych zasobów gazu ziemnego, co daje mu 4 miejsce na świecie po Rosji, Iranie i Katarze (wg. BP Statistical World Review). W ostatnich latach odkryto w Turkmenistanie 149 złóż gazu i kondensatu gazowego o rezerwach blisko 5 bln. m3, w tym 139 na lądzie i 10 na szelfie kaspijskim, jak głosi rządowy program rozwoju do 2030 r. sektora ropy i gazu. Wg. stanu na połowę 2022 r. „54 złoża z rezerwą ponad 2,6 bln. m3 są w trakcie zagospodarowania, 11 złóż jest przygotowywanych do zagospodarowania, 73 złoża są w trakcie eksploracji, a 11 w trakcie konserwacji”. Na złożach pracował sprzęt z USA, Niemiec, Chin i Rosji, a ponad 80% całkowitego wydobycia gazu kontroluje państwowy koncern Turkmengaz.
Po 2009 r. odwróceniu uległy kierunki eksportu gazu z Turkmenistanu (w tym roku Kreml jednostronnie obniżył poziom importu z ok. 40 mld. m3 do 11 mld. m3 gazu rocznie) i Chiny zaczęły zastępować Rosję w roli głównego odbiorcy gazu. Przyczyniły się do tego chińskie inwestycje w infrastrukturę przesyłową (Chińczycy zbudowali gazociąg z Turkmenistanu do Chin), udzielane kredyty (ok. 10 mld. USD do 2015 r.) oraz uzyskanie dostępu do turkmeńskich złóż przez chiński koncern CNPC. W 2014 r. Turkmenistan wyeksportował ok. 30 mld. m3 gazu do Chin, 11 mld. m3 do Rosji oraz ok. 7 mld. m3 gazu do Iranu. Gurbanguły od tego czasu obawiał się zarówno Rosji, ale też zwiększania zależności od głównego partnera handlowego – Chin. Te obawy stały się od połowy drugiej dekady XXI w. głównym motorem zmian w polityce zagranicznej Turkmenistanu.
Wtedy pojawiło się zbliżenie do UE, która na fali głębokiego kryzysu w stosunkach z Rosją na tle wojny w Ukrainie (agresja Putina na Krym w 2014 r.) dokonała rewizji strategii energetycznej, ponownie przywracając strategiczne znaczenie Południowemu Korytarzowi Gazowemu (koncepcji zakładającej dostawy gazu z regionu kaspijskiego). UE zaczęła upatrywać w Turkmenistanie główne źródło gazu do tego Korytarza i wyraziła gotowość do rozmów politycznych, mających na celu zachęcenie Aszchabadu do współpracy. Podobne rozmowy Turkmeni zaczęli też prowadzić z Turcją. Te zabiegi UE spotkały się z przychylnym przyjęciem ze strony Berdymuchammedowa, zwłaszcza po tym, jak Gazprom jednostronnie ogłosił 3-krotne zmniejszenie importu gazu z Turkmenistanu w 2015 r. (do zaledwie 4 mld. m3). Aszchabad uznał to za złamanie dotychczasowych porozumień i zadeklarował chęć dostaw od 10 do 30 mld. m3 gazu rocznie do UE. Sprytny Gurbanguły poprzez współpracę z Zachodem chciał zdywersyfikować trasy i odbiorców gazu oraz zmaksymalizować zyski. Gaz eksportowany przez Turkmenistan do Chin zaliczany był bowiem na poczet długów Aszchabadu wobec Pekinu i nie dawał rządzącej turkmeńskiej elicie oczekiwanych korzyści finansowych. Z kolei nieprzewidywalność Rosji podważyła jej wiarygodność jako odbiorcy gazu. W 2016 r. Rosja wstrzymała import gazu z Turkmenistanu, również Iran zawiesił import, oskarżając Turkmenów o cięcie dostaw. W tej sytuacji jedynym importerem turkmeńskiego gazu pozostały Chiny, kupujące ok. 35-40 mld. m3 rocznie.
Wznowieniu rozmów z UE towarzyszyły zmiany legislacyjne, już na początku 2015 r. zalegalizowano możliwość organizacji demonstracji, a wcześniej utworzona została kolejna, trzecia partia polityczna. W warunkach turkmeńskich zmiany te miały charakter wyłącznie fasadowy, gdyż w parlamencie zasiadają wprawdzie przedstawiciele partii i kilku organizacji społecznych, jednak wszystkie aktywnie wspierają prezydenta i są mu podległe. W tym kontekście zabiegi Berdymuchammedowa miały na celu przede wszystkim ułatwienie współpracy z Zachodem, dla którego kwestia łamania praw człowieka w Turkmenistanie jest poważnym utrudnieniem przy zawieraniu prawnie wiążących porozumień. Przykładem tego może być Umowa o Partnerstwie i Współpracy (PCA), jaką Turkmenistan podpisał z UE w 1998 r., która jednak nie została ratyfikowana ze względu na łamanie praw człowieka w Turkmenii. Do zbliżenia z Zachodem doszło także w sferze bezpieczeństwa, co jest efektem obaw Turkmenistanu o przenikanie destabilizacji z sąsiedniego Afganistanu oraz strachu przed agresywną polityką Rosji na obszarze postsowieckim. Zainteresowanie Berdymuchammedowa współpracą wojskową z USA spowodowane było napiętą sytuacją w sąsiadujących z Turkmenistanem afgańskich prowincjach (zwłaszcza Badghis), gdzie w 2015 r. doszło do kilku incydentów z udziałem talibów na turkmeńsko-afgańskiej granicy i zginęło 3 turkmeńskich żołnierzy. Wojskowa współpraca z USA wskazuje również na niechęć Turkmenistanu do współpracy z Rosją w sprawach bezpieczeństwa, co wywoływało irytację Moskwy. Z pewnością Moskwa będzie próbowała zmusić Aszchabad, co zresztą wielokrotnie po 2014 r. czyniła, do przyłączenia się do jej strefy wpływów w dziedzinie bezpieczeństwa (wariant maksimum) lub do odstąpienia od prób zacieśnienia współpracy militarnej z Zachodem (wariant minimum). Mimo to dotychczasowe działania Turkmenistanu są dopiero zapowiedzią zmian i nie przesądzają o nawiązaniu, czy tym bardziej trwałym zacieśnieniu, współpracy z Zachodem. Realizacja planów importu gazu z Turkmenistanu uzależniona jest nie tyle od działań Turkmenów, ile od skuteczności samej UE i zaistnienia szeregu innych przesłanek, takich jak atrakcyjności tego pomysłu dla firm europejskich, zgody Azerbejdżanu na tranzyt gazu budowanym gazociągiem transanatolijskim (TANAP). Ponadto działania Aszchabadu i UE z dużym prawdopodobieństwem spotkają się z oporem Rosji i Chin zainteresowanych utrzymaniem swoich wpływów w regionie.
Gurbanguły kategorycznie odmówił przyłączenia rosyjskich magistrali gazowych do turkmeńskiego gazociągu tłoczącego gaz do Chin. Nie chciał przyłączyć się do tzw. unii gazowej z Rosją i Kazachstanem, co próbował wymusić Kreml. Moskwa desperacko potrzebuje nowego rynku gazowego, by powetować ogromne straty Gazpromu na najbardziej dochodowym unijnym rynku, utraconym w wyniku brutalnej agresji Putina na Ukrainę. Dlatego też cały czas forsuje pomysł unii gazowej z Kazachstanem i Turkmenistanem – największym dostawcą gazu do Chin. Zdaniem turkmeńskiego MSZ wypowiedzi Rosjan o rozszerzeniu unii gazowej budzą „wątpliwości i bezpośrednio wpływają na interesy Turkmenistanu”. Jego władze podkreślały, że Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan i Chiny od dawna współpracują w zakresie gazu ziemnego w Azji Centralnej, przy precyzyjnie uzgodnionych wielkościach, terminach, parametrach ekonomicznych i technicznych. W Turkmenistanie istnieją 3 nitki gazociągu do Chin, którymi dostarczany jest gaz z licznych złóż turkmeńskich na wschodzie i południowym wschodzie kraju, w tym z trzeciego pod względem wielkości złoża na świecie – Gałkynysz, w którym udziały mają też Chińczycy (przejeżdżając przez te tereny z Mary do granicy z Afganistanem drogi tam też są w fatalnym stanie). Wszystkie 3 linie oraz zakłady produkcyjne, które zapewniają ich działanie, zostały zbudowane wspólnie przez Chiny i Turkmenistan – odpowiednio przez koncern Turkmengas i chińską firmę naftowo-gazową CNPC. W ten sposób Turkmenistan stał się największym dostawcą gazu tym gazociągiem: z łącznie uzgodnionej wielkości dostaw do Chin (2022) na poziomie 55 mld. m3 rocznie, 40 mld. m3 kontraktuje Turkmenistan, a resztę dostarczają Uzbekistan i Kazachstan. „Nie ma źródeł gazu z innych krajów do zapełnienia tego gazociągu, a istniejący schemat dystrybucji gazu dostarczanego do Chin, nie obejmuje planów zwiększenia liczby uczestników projektu gazociągu Turkmenistan-Chiny” (za MSZ Turkmenistanu).
Przy takiej zasobności Turkmenistan mógłby konkurować z największymi światowymi eksporterami gazu, takimi jak Rosja, Katar, USA czy Norwegia. Do tego potrzebował jednak inwestycji i inwestorów. Po delikatnym zbliżeniu z UE, ta druga rzeczywiście ogłosiła plany przesyłania gazu z Turkmenistanu przez Morze Kaspijskie do Azerbejdżanu i dalej do Turcji i Europy z ominięciem Rosji. W ten sposób UE mogłaby doprowadzić do ostatecznego wyjęcia Turkmenii z obszaru wpływów postsowieckich i w jakimś sensie zainspirować proces łagodzenia autokratyzmu zamkniętego systemu politycznego w tym kraju. Póki co jednak projekt został zawieszony po odkryciu ogromnego podmorskiego złoża gazowego Shah Deniz u wybrzeży Azerbejdżanu na Morzu Kaspijskim. W tej sytuacji Turkmenistan uzależnił się na rynku gazowym od Chin, gdyż nie miał innego wyjścia (w 2021 r. Chiny odebrały 33 mld. m3 gazu na liczący 42 mld. m3 cały roczny eksport gazu). To uzależnienie nadal postępuje. W czasie wizyty Serdara Berdymuchammedowa w Chinach w 2023 r. ogłoszony został zamiar budowy 4 nitki gazociągu do Chin. Ma ona biec ze wspomnianego złoża w Gałkynysz przez Uzbekistan, Tadżykistan i Kirgistan do Chin. Nitka pozwoliłaby zwiększyć całkowitą przepustowość systemu do aż 85 mld. m3 rocznie. Póki co Turkmeni nie podpisali wiążącej umowy, najwyraźniej boją się całkowitego uzależnienia od Chin, co już się odbija negatywnie na gospodarce ich kraju. Obsługa chińskich kredytów na inwestycje w sektorze gazowym oraz niekorzystna formuła cenowa doprowadziły Turkmenię w 2018 r. na skraj katastrofy gospodarczej. Szczegóły kontraktów z Chinami oraz zasady współpracy z państwami Azji Środkowej na szlaku planowanego gazociągu owiane są jak wszystko w kontekście Turkmenistanu wielką tajemnicą. W interesie UE powinien zatem być powrót do koncepcji połączenia Turkmenistanu nitką gazociągu z Azerbejdżanem i dalej do UE, mimo istotnego odbiegania tego kraju od standardów demokratycznych. Może to być szansa dla polskiej prezydencji w UE, zaczynającej się 1 stycznia 2025 r.?
Geopolitycznie ten zapomniany kraj już jest w centrum uwagi światowych mocarstw. Zainteresowanie Chin budową 4 nitki gazociągu z Turkmenistanu to poważny sygnał ze strony Pekinu pod adresem Rosji i Zachodu. Jednym z kluczowych efektów inwazji Putina na Ukrainę jest korekta – na niekorzyść Rosji – jej strategicznych relacji z Chinami, w które wpisuje się kooperacja gazowa, w tym promowana przez Moskwę budowa systemu gazociągów Siła Syberii 2 przez Mongolię o docelowej przepustowości aż 50 mld. m3 rocznie. Negocjacje z Turkmenistanem dają Chinom silne narzędzie nacisku na Rosję w sprawach ilości gazu, ceny czy samej budowy. W ten sposób Pekin poszerza sobie pole manewru negocjacyjnego nie tylko w temacie gazowym, ale również w szerszym kontekście politycznym. Przy czym presja na Rosję wydaje się dotyczyć warunków współpracy, nie zaś jej istoty.
Po 2017 r. Turkmenistan najwyraźniej zaczął mieć spore kłopoty gospodarcze. Sam Berdymuchammedow zaczął krytykować system darmowych dostaw gazu, wody i prądu dla wszystkich gospodarstw domowych, które były świadczone przez państwo od 1993 r. Właściciele aut również otrzymywali za darmo 120 litrów paliwa miesięcznie. Prezydent uznał system dotacji za nieefektywny i zapowiedział, że od 2018 r. taka pomoc będzie świadczona jedynie najuboższym. Jednocześnie zapowiedziane zostały reformy w sektorze finansowym i bankowym. Do kryzysu doprowadziła polityka neutralności i izolacjonizm kraju. Rząd turkmeński skutecznie blokuje informacje o stanie gospodarki, wobec czego wszelkie analizy opierają się na danych szacunkowych. Kraj pozostaje zatem po części zagadką, jeśli idzie o wskaźniki gospodarcze, ale również po 2020 r. bez wątpienia głównym źródłem dochodów państwa pozostał eksport gazu. Długookresowe opieranie rozwoju gospodarki na sprzedaży tego surowca, przy jednoczesnym braku inwestycji w inne sektory i braku dążenia do dywersyfikacji eksportu przyczyniło się do wysokiej wrażliwości turkmeńskiej gospodarki na fluktuacje popytu i cen na rynku światowym. Długotrwała pandemia i towarzyszący jej lockdown kluczowych gospodarek globalnych spowodowały spadek zapotrzebowania na surowce energetyczne, a w konsekwencji również cen. To z kolei przełożyło się na załamanie stabilnej do tej pory sytuacji gospodarki kraju. Zwiastunem nadchodzących problemów była postępująca dewaluacja waluty – manata, którego oficjalny kurs do USD wynosi 3,5 (niezmiennie od dewaluacji w 2015 r.), a czarnorynkowy osiągnął pułap 15 za 1 USD (2024).
Potwierdzeniem gwałtownie pogarszającej się sytuacji gospodarczej kraju i materialnej społeczeństwa, która i tak była słaba nawet jak na standardy Azji Centralnej, stały się niedobory podstawowych produktów spożywczych, a barierą dla popytu – ich galopujące ceny. Ratunkiem dla Turkmenów pozostały zakupy w sklepach państwowych, w których podstawowe artykuły żywnościowe były subsydiowane bezpośrednio z budżetu centralnego, co umożliwia sztuczne utrzymywanie cen na niskim poziomie. Pogarszająca się sytuacja społeczeństwa spowodowała, że w całym kraju przed tymi sklepami zaczęły się w 2021 r. pojawiać coraz dłuższe kolejki, np. w Mary na wschodzie Turkmenistanu po zakup przysługujących 2 kg mięsa miesięcznie przez wiele godzin stało ponad tysiąc osób. Praktycznie w każdym mieście można było zauważyć ogromne kolejki przed bankomatami, gdyż płatność za towary na rynkach i bazarach jest możliwa tylko w gotówce. Z kolei częstotliwość uzupełniania bankomatów i wielkości wkładów były na tyle małe, że szansa na wypłatę za pierwszą próbą stała się nierealna, a dodatkowo zredukowano jej wysokość maksymalną.
Zjawisko to wzbudziło niezadowolenie w najwyższych kręgach władzy. Syn Gurbanguły i zarazem wicepremier Serdar Berdymuchammedow uznał, że długie kolejki dyskredytują wizerunek ojca i zażądał podjęcia działań na rzecz ich ograniczenia. Jego świadomość ekonomiczna była zapewne na podobnym poziomie jak 40 lat wcześniej gen. Jaruzelskiego w komunistycznej Polsce. Serdar nie miał na myśli dążenia do poprawy bytu społeczeństwa, ale kroki administracyjne. W konsekwencji np. władze lokalne w Turkmenabacie ograniczyły liczbę osób w kolejce do czterech, a niestosujący się do tego zakazu mieli zostać usunięci z kolejki i aresztowani. Innym kuriozum była wprowadzona w prowincji Mary reglamentowana sprzedaż chleba tylko tym osobom, które mają dzieci (przez 3 tygodnie nie było w ogóle jego dostaw). To spowodowało szturm mieszkańców na urzędy, by uzyskać dokument potwierdzający ich posiadanie. Jednak, aby otrzymać taki dokument należało przedstawić potwierdzenia niezalegania z opłatami za gaz, prąd i wodę. Nieuregulowanie opłaty za media to kolejny, coraz powszechniejszy problem, którego ani władze lokalne ani centralne nie próbują nawet rozwiązać w inny sposób, niż poprzez zestaw restrykcji administracyjnych. Podstawowym działaniem było oczywiście odcięcie dostaw, ale np. przy zaleganiu z opłatami za gaz grozi nawet konfiskata nieruchomości. Rządowe dane podają średnie miesięczne wynagrodzenie w gospodarce na poziomie ok. 400 USD (ok. 1400 manatów), ale wg. czarnorynkowego kursu dolara jest ono prawie 5 razy niższe, co zdecydowanie bardziej odpowiada rzeczywistości. Pensja minimalna to niecałe 1000 manatów, czyli nieco ponad 65 USD. Dodatkowo i tak bardzo trudną sytuację na rynku pracy pogłębia rosnące bezrobocie, które szacowane jest nawet na 50% (przy oficjalnych statystykach na poziomie 10 razy mniejszym – 5,02% w 2022 r.) i brak perspektyw na poprawę sytuacji. Obraz Turkmenistanu, nazywanego od dawna „bogatym państwem biednych ludzi”, wskazuje, że nie jest to już raczej bogate państwo, ale na pewno najbiedniejsi w Azji Centralnej ludzie. Problemem Turkmenistanu są ograniczone możliwości dywersyfikacji kierunków eksportu. Władze rozpaczliwie poszukują nowych rynków zbytu na gaz. Turkmenistan jest przykładem gospodarki praktycznie w całości opartej na przychodach z eksportu gazu, które stanowią aż 80% PKB! Model rządów Berdymuchammedowa nie zakładał zmian gospodarczych i dążenia do zmniejszenia uzależnienia gospodarki kraju od cen i popytu na surowce energetyczne. Ta krótkowzroczność spowodowała załamanie gospodarcze, którego pierwsze symptomy pojawiły się już w 2016 r.
Dodatkowo do problemów gospodarczych Turkmenistan stoi w obliczu bardziej fundamentalnego problemu – gigantycznego kryzysu demograficznego. Wg. spisu ludności w 2022 r. liczba ludności kraju wynosi niewiele ponad 7 mln. osób. Te dane nie wydają się jednak wiarygodne, wg. wszystkich estymacji wielkość populacji wynosi 2,7-2,8 mln. Poprzedni spis ludności miał miejsce w 2012 r., jednak jego wyniki zostały przez Gurbangułę utajnione. W ciągu dekady przed ostatnim spisem ludności Turkmenistan miało opuścić blisko 2 mln. osób. Nie sposób jednak zweryfikować tych spekulacji na podstawie rzetelnych źródeł, które w tym kraju po prostu nie istnieją. Niezależni ekonomiści przed spisem ludności w 2022 r. spekulowali, że liczba ludności kraju liczyła ok. 3,3 mln. osób. Jak się okazało sytuacja jest znacznie poważniejsza i nie mówi się już o kryzysie demograficznym, ale wręcz o wyludnieniu kraju. Już w 2020 r. MFW i Bank Światowy odmówiły wykorzystywania w swoich szacunkach danych dostarczanych przez rząd turkmeński. Liczby potwierdzają wieloletni obraz fiaska tzw. „polityki złotego wieku” Berdymuchammedowa. Dane są systematycznie fabrykowane w Turkmenistanie od ponad 3 dekad. Dane dot. wzrostu PKB, wskaźniki ekonomiczne oraz wielkość populacji zostały po prostu wymyślone. Wyniki spisu ludności w 2022 r., które zostały ogłoszone w 2023 r. nie mają raczej wiele wspólnego z rzeczywistością, a wszystkie wypowiedzi o osiągnięciach są tylko fantazją autorytarnego reżimu. Głównymi przyczynami depopulacji jest pogorszenie standardów życia, a co za tym idzie migracja, niska dzietność i wysoka śmiertelność. W szczególności spadek liczby ludności związany jest z najsilniejszą migracją, której wzrost rozpoczął się na przełomie lat 2013-2014. Koreluje to z początkiem kryzysu gospodarczego. Głównymi krajami migracji są Turcja, Uzbekistan i Rosja. Uzbekistan pojawił się wśród krajów docelowych do wyjazdu pod koniec drugiej dekady XXI w. i do czasu zamknięcia kraju z powodu pandemii i lockdownu konkurował z Turcją.
Najwyraźniej ożywienie gospodarcze w Uzbekistanie po zmianie władzy przyniosło pozytywny skutek. Ponadto media regularnie informowały o dużej liczbie osób pragnących wyemigrować z Turkmenistanu. Zanim władze kraju całkowicie zamknęły granicę w związku z Covidem-19 (do dzisiaj Turkmeni chełpią się tym, że w Turkmenistanie nie było ani jednego przypadku zakażenia Covidem-19, co jest równie nieweryfikowalne jak niemożliwe, gdyż analiza liczby zgonów w czasie pandemii wskazuje na znaczny ich przyrost właśnie w okresie pandemii), przed ambasadami Rosji i Uzbekistanu w Aszchabadzie codziennie zbierały się setki Turkmenów w nadziei na uzyskanie wiz. Po złagodzeniu ograniczeń pandemicznych do rosyjskiej ambasady ponownie powróciły tłumy Turkmenów. Ze względu na dużą liczbę chętnych wyjazdu do Rosji władze turkmeńskie w każdy możliwy sposób uniemożliwiają im dostarczenie niezbędnych dokumentów. Pomimo pandemii w samym tylko 2020 r. do Rosji wyjechało prawie 5 tys. osób.
Przed pandemią do Turcji wyjeżdżała ogromna liczba Turkmenów, gdzie wg. różnych szacunków ich liczba mogła wynosić kilkaset tysięcy. Tylko w 2020 r. zezwolenie na pobyt w Turcji otrzymało ponad 87 tys. obywateli Turkmenistanu. Zdecydowana większość turkmeńskich migrantów w Turcji utraciła ważność paszportów i znajduje się w sytuacji nielegalnej, co nie pozwala na uzyskanie dokładniejszych danych na temat ich liczby. Jednak fakt, że przed pandemią władze Turkmenistanu w każdy możliwy sposób uniemożliwiały swoim obywatelom wyjazd do Turcji, nie wpuszczając nawet 50% pasażerów na loty do Stambułu (mimo, że obywatele turkmeńscy nie muszą posiadać wizy, aby wjechać do Turcji), wskazuje, że władze miały pewne pojęcie o skali odpływu ludności. Wiele wskazuje na to, że ludzie wyjeżdżają całymi rodzinami, co samo w sobie jest ogromnym problemem dla kraju. Od razu pojawia się pytanie, kto zostanie w kraju i zapewni jego przyszłość. To absolutna katastrofa, wyraźnie wskazująca na kolejną straconą dekadę dla Turkmenistanu, podczas której załamała się gospodarka, a ludność uciekła. Pozostaje jedynie rodzaj dyktatorskiego reżimu, który jest całkowicie odseparowany od przerażającej rzeczywistości, do której doprowadził kraj.
Inny czynnik kryzysu demograficznego związany jest ze wzrostem śmiertelności. Po 2010 r. śmiertelność znacznie wzrosła z powodu ogólnego spadku poziomu życia, ze względu na niskie dochody, stały wzrost cen, katastrofalnie niski poziom opieki zdrowotnej czy niekorzystną strukturę demograficzną. Skumulowana nadmierna śmiertelność w pandemicznym 2020 r. była znacznie wyższa w porównaniu z 2019 r., kiedy wynosiła 5-6 tys. miesięcznie. Jednocześnie rozkład według regionów był z wielu powodów bardzo nierównomierny – np. całkowita liczba zgonów regionu Mary była znacznie wyższa niż w innych regionach. W 2020 r. śmiertelność w szczytowym momencie wahała się od 8 do 10 tys. dodatkowych zgonów miesięcznie w całym kraju. Ponadto niski wskaźnik urodzeń po 2010 r. jest również postrzegany jako jedna z przyczyn depopulacji. Rząd do tej pory nie był zainteresowany powrotem turkmeńskich migrantów z Turcji do ojczyzny, a wręcz przeciwnie. Celowo utrudniał i blokował ich powrót, gdyż zdaniem władz przybycie dużej liczby osób, które żyły i pracowały w bardziej wolnym środowisku gospodarczym i politycznym mogłoby zagrażać stabilności wewnętrznej sytuacji politycznej i doprowadzić do eksplozji społecznej. Zresztą w kontekście kryzysu gospodarczego w Turkmenistanie i tak nie ma dla nich pracy i w ten sposób błędne koło się zamyka. Nawet niewiarygodne i podrasowywane oficjalne statystyki turkmeńskich władz wskazują na negatywny trend przyrostu naturalnego w Turkmenistanie po 2013 r., kiedy to całkowita dzietność (liczba urodzeń na 1000 osób) wynosiła 26,6. W 2020 r. według tych samych źródeł, całkowity współczynnik dzietności spadł do 22,3, wskaźnik urodzeń w Turkmenistanie spadł o ponad 16% w ciągu zaledwie 8 lat. Trudno zresztą oczekiwać, by ludzie zakładali rodziny i mieli dużo dzieci, skoro nie są w stanie ich wykarmić. Dopóki system gospodarczy nie zacznie stwarzać warunków, które będą zachęcać ludzi do pozostania w kraju i posiadania większej ilości dzieci, problem pozostanie nierozwiązywalny. Kryzys żywnościowy w kraju znacznie się pogorszył, ludzie nie jedzą wystarczająco dużo, ich bezpieczeństwo żywnościowe istotnie się pogorszyło. Taka sytuacja raczej nie przekona ludzi do posiadania większej ilości dzieci.
Struktury państwowe nie zdecydowały się pokazać informacji o katastrofalnym problemie demograficznym kraju najprawdopodobniej ze strachu przed prezydentem. Wyniki spisu ludności z 2022 r. wskazywały na to, że władze zdecydowały się je sfałszować. Kapitulacja władz w kwestii demografii jest kolejnym dowodem na niesprawność i fiasko turkmeńskiego systemu polityczno-gospodarczego. Kiedy ludzie wyjeżdżają tak licznie, jest to przede wszystkim wyraz protestu przeciw reżimowi. Naród nie potrafi się jednak zjednoczyć, aby coś zmienić od wewnątrz, pozostaje mu zatem jedyne wyjście – opuścić kraj lub zostać i umrzeć. Ten kryzys nie pojawił się niespodziewanie, rozwijał się praktycznie przez kilka dekad niepodległego Turkmenistanu, a jego autorami są rodzimi satrapi. Lata rządów szaleńca Nijazowa i trochę normalniejszego, ale kompletnie nieudolnego Berdymuchammedowa przejdą do historii nie tylko jako epoka przedłużającego się kryzysu gospodarczego, kiedy w kolejkach po żywność gromadzą się tłumy ludzi, a na porządku dziennym są widoki wielu z nich szukających na śmietnikach żywności, ale też towarzyszy temu masowy exodus ludności. W przeciwieństwie do tak zamkniętych krajów, jak Erytrea czy Korea Płn. Turkmenistan dysponuje kolosalnymi zasobami naturalnymi, które mogą zapewnić wygodne życie własnym obywatelom. Ale sposób, w jaki autorytarny reżim wydaje dziesiątki miliardów ze skarbu państwa na budowę niezliczonych luksusowych hoteli (nikt w nich nie mieszka, bo nie ma turystów ani biznesmenów) i pałaców, skazując ludzi na biedę, nie napawa optymizmem, jeśli chodzi o ich pragnienie powstrzymania nadciągającej w Turkmenistanie katastrofy.
W 2022 r. Gurbanguły Berdymuchammedow ogłosił nagle decyzję o przedterminowych wyborach, planowo miały się one odbyć w 2024 r. Kadencja prezydenta trwa 7 lat, nie ma też ograniczeń liczby dozwolonych kadencji. Uzasadnił ją koniecznością przekazania rządów w ręce młodego pokolenia, chociaż sam w tym momencie miał „zaledwie” 65 lat. Tym młodym pokoleniem mógł być tylko członek jego rodziny, wybór padł na syna Gurbanguły – Serdara. Turkmeński wariant sukcesji był zatem połączeniem azerbejdżańskiego modelu dynastycznego, w którym syn „wygrał” wybory i objął władzę jeszcze za życia ojca (a ten nie miał już wpływu na dalszy bieg spraw państwowych) i modelu kazachskiego, gdzie ustępujący prezydent Nazarbajew wskazał swojego następcę - Tokajewa, który wygrał wybory, samemu zachowując jednak szereg instrumentów pozwalających kontrolować mu polityczne procesy w kraju. Wydaje się zresztą, że Gurbanguły przyspieszył swoją sukcesję pod wpływem wypadków w Kazachstanie w styczniu 2022 r., w których były prezydent Nazarbajew został pozbawiony pełnionych jeszcze funkcji, a nowy prezydent i wybraniec Nazarbajewa - Tokajew wykazał się nagłym przypływem ogromnej odwagi, że wkrótce potem powrócił po zaledwie 3 latach do wcześniejszej nazwy stolicy – Astany (w 2019 r. ten sam Tokajew zmienił jej nazwę na Nur-Sułtan). Po wyborach Gurbanguły zachował stanowisko przewodniczącego reaktywowanej rok wcześniej izby wyższej parlamentu (Chalk Masłachaty), formalnie stał się zatem drugą osobą w państwie z mandatem do podejmowania strategicznych decyzji. Oczywiście takie instytucje w demokratycznym świecie jak parlament czy wybory mają w warunkach turkmeńskich charakter czysto fasadowy. Jedyną siłą sprawczą jest wyłącznie wola prezydenta, dysponującego dyktatorską władzą, którą ogranicza jedynie konieczność uwzględniania interesów wąskiej elity.
Serdar Berdymuchammedow uchodził za przyszłego następcę ojca od co najmniej dekady. W tym czasie był m.in. deputowanym, pracował w MSZ (w Aszchabadzie i na placówkach), gdzie doszedł do stanowiska wiceministra. Zarządzał centralną prowincją kraju, pełnił funkcję ministra przemysłu, a także przewodniczącego turkmeńskiej NIK. W 2021 r. objął utworzone specjalnie dla niego stanowisko wicepremiera (w Turkmenistanie nie ma funkcji premiera – szefem rządu jest prezydent). Serdar skończył studia technicznie w Aszchabadzie oraz Akademię Dyplomatyczną rosyjskiego MSZ. Z kolei pracując w przedstawicielstwie Turkmenistanu przy biurze ONZ w Genewie, odbył kursy z zakresu bezpieczeństwa międzynarodowego w Geneva Centre for Security Policy. Choć poznał równie dobrze Zachód jak i Rosję (mówi płynnie po angielsku i rosyjsku) oraz towarzyszył ojcu w spotkaniach z liderami regionu (najmniej doświadczeń ma z Chinami), to nikt nie spodziewał się po nim, że zerwie z tradycyjnym turkmeńskim izolacjonizmem. Przedterminowe wybory w marcu 2022 r. w Turkmenistanie wygrał oczywiście Serdar uzyskując jednak „zaledwie” 73% wg. oficjalnych wyników. Na pozostałych 8 kandydatów, których praktycznie nikt w Turkmenistanie nie znał, oddano 1-2% głosów przy frekwencji 97%. OBWE nawet nie wysłało na te wybory swojej misji, powołując się na trudności logistyczne (krótki okres przedwyborczy oraz konieczność odbycia po przyjeździe dwutygodniowej kwarantanny). Jednak kilka dni przed wyborami OBWE stwierdziła m.in. niezgodność turkmeńskich regulacji wyborczych z międzynarodowymi standardami oraz zignorowanie rekomendacji odnoszących się do pluralizmu w procesie wyborczym.
Turkmenistan pozycjonuje się od początku swojej niepodległości w latach 90-tych XX w. jako kraj neutralny, co w założeniu ma ograniczyć obce wpływy w sytuacji systemowej słabości struktur państwa (zagrożenia dla turkmeńskiej suwerenności i stabilności płyną zarówno ze strony Rosji i zwłaszcza Chin, jak i Iranu oraz Afganistanu). Dlatego też kwestiami bezpieczeństwa czy kierunkami rozwoju w pierwszym okresie po wyborach prezydenckich w 2022 r. zajmował się sam Gurbanguły, pozostawiając synowi bieżące zarządzanie. A właśnie z bieżącym zarządzaniem Serdar radzi sobie fatalnie. Niestety nie sposób oszacować skali kryzysu gospodarczego w Turkmenistanie ze względu na wspomniany brak wiarygodnych danych. Już w 2021 r. MFW zakwestionował dane przedstawione przez turkmeńskie ministerstwo gospodarki, wg. którego wzrost PKB miał wynieść niemal 6%, podczas gdy szacunki MFW mówiły o wyniku poniżej 1%. Wiadomo natomiast, że w latach 2017-2021 ceny cukru wzrosły o 200%, ziemniaków - o prawie 250%, a oleju – o ponad 300%.
Serdar nie zatrzymał też masowej emigracji z Turkmenistanu. Wzrost wolnorynkowych cen żywności i notorycznych braków dotowanych z budżetu podstawowych produktów spożywczych w sklepach państwowych wymusza na Turkmenach podejmowanie decyzji o emigracji. Wcześniejsze wyjazdy pracowników sezonowych przekształcają się coraz częściej w pozostanie na stałe za granicą i ściąganie rodzin wobec bezcelowości kilkumiesięcznych wyjazdów i powrotów do kraju, w którym nic się nie zmienia. Wg. szacunków z 2023 r. nawet połowa z ponad 6-milionowej populacji Turkmenów mieszka na stałe lub przez większą część roku za granicą. Taka sytuacja zaniepokoiła Serdara, gdy dotarły do niego wieści o rosnących problemach z wykonaniem limitów corocznego zaciągu do wojska oraz przy tradycyjnych zbiorach bawełny, które mają charakter ogólnonarodowej mobilizacji. Niestety jego reakcja nie wskazywała na najmniejszy ślad myślenia w kategoriach państwa demokratycznego. Wybrał on bowiem rozwiązanie typowe dla modelu autorytarnego – zestaw administracyjnych restrykcji i policyjnych akcji. Wprowadzono m.in. zakaz opuszczania kraju przez mężczyzn w wieku poborowym. Turkmenów próbujących opuścić kraj zatrzymywano na lotniskach, a nawet wyciągano z samolotów, rodziny mężczyzn, którzy nie stawili się do poboru, pozbywano prawa do nabywania subsydiowanej żywności. Dodatkowo rząd wprowadził obowiązek przedłużania ważności wiz i paszportów dla Turkmenów wyłącznie na terenie kraju, co doprowadziło przy cichej współpracy z Turcją, do masowych deportacji migrantów z Turcji, która po załamaniu rynku pracy w Rosji stała się kluczową destynacją dla Turkmenów szukających pracy.
Dla pracowników Turcja, mimo swoich problemów gospodarczych, wydaje się korzystniejszym wyborem, gdyż jest państwem o stabilniejszych regułach, choć to Rosja ekonomicznie jest zamożniejsza. Wg. danych Banku Światowego PKB na mieszkańca Rosji w 2022 r. wyniosło 15,5 tys. USD, a w Turcji niecałe 11 tys. USD. Tylko w sierpniu i wrześniu 2023 r. deportowanych zostało 2500 Turkmenów, co nie wydaje się znaczącą wielkością wobec 198 tys. zarejestrowanych oficjalnie przez Turecką Agencję Migracyjną. Należy jednak pamiętać, że Turcja przychyliła się do prośby rządu turkmeńskiego i zastąpiła ruch bezwizowy z Turkmenistanem wizami wydawanymi tylko na 30 dni. Dodatkowo przedłużenie wizy możliwe jest tylko w tureckich placówkach dyplomatycznych w Turkmenistanie. To oznacza, że deportacje będą prawdopodobnie procesem ciągłym i zapewne nasilającym się. Warto przy tym zaznaczyć, że we wrześniu 2022 r. wg. wspomnianej agencji w Turcji przebywało legalnie 230 tys. Turkmenów, co oznacza prawie 15% spadek w ciągu roku.
Pomimo katastrofalnej sytuacji żywnościowej Turkmeni przez długi czas zachowywali niezrozumiały z naszego punktu widzenia spokój. W Polsce nawet w mrocznych czasach komunizmu wybuchały protesty i rewolty społeczne głównie ze względu na słabe zaopatrzenie i wysokie ceny żywności. Po części był to wynik ścisłej kontroli przez rząd turkmeński przepływu informacji oraz rozbudowanego aparatu represji. Jednak stopniowo zaczęły pojawiać się sygnały niezadowolenia społecznego, jak choćby blokada autostrady w prowincji Mary czy znacznie liczniejszy protest pod urzędem władz lokalnych w Turkmenbaszy. Rosnące ceny podstawowych artykułów spożywczych i braki zaopatrzenia w sklepach subsydiowanych przy jednoczesnej bierności władz budzą coraz większe i negatywne emocje w społeczeństwie. Serdar Berdymuchammedow i jego otoczenie uznali, że największym zagrożeniem są dla nich kolejki, w których tysiące ludzi spędza wiele godzin. Początkowo prezydent nakazał policji rozpędzać siłą kolejki, liczące nieraz sporo ponad tysiąc osób, a gdy to przyniosło nikły efekt, wprowadzony został system zapisów na dotowaną żywność i dostarczanie jej do domów. Ponadto władze usiłowały zapobiec wzrostowi cen w prywatnych sklepach wprowadzając ich sztuczną regulację. Efekty niestety nie były z punktu widzenia władz zadowalające, bo po prostu nie mogły. Niewielkie i póki co jeszcze ograniczone terytorialnie niepokoje społeczne władza próbuje likwidować przerzucaniem coraz szczuplejszych zapasów dotowanej żywności z miejsca na miejsce, co tylko pogłębia problem krótkiej kołdry. Taka polityka spowodowała wydłużające się okresy wyczekiwania na dostawy w innych regionach, a w konsekwencji powstawanie kolejnych ognisk zapalnych.
Sytuacja przypomina zatem błędne koło, którego prezydent jednak nie chce przerwać liberalizując ceny, obawiając się zapewne osłabienia swojej pozycji politycznej i wizerunku silnego i nieugiętego przywódcy. Turkmeni generalnie w sposób zdecydowanie ponadprzeciętny tolerują brak wolności osobistej i politycznej, przyzwyczaili się bowiem do życia w warunkach autorytarnego reżimu, innego przecież nie znają i nigdy nie doświadczyli. Jednak głód i brak adekwatnych reakcji władz wobec tragicznej sytuacji wydają się być czerwoną linią społecznej cierpliwości. Wraz z przejęciem władzy przez Serdara ludzie nie liczyli zapewne na odwilż polityczną i choć niewielki wyłom w systemie ograniczającym wolności obywatelskie. Jednak ta zmiana była nadzieją na poprawę sytuacji gospodarczej, która pogarszała się stale w czasie ostatnich 6 lat rządów Gurbanguły, niezależnie od koniunktury w gospodarce globalnej. Fałszowanie danych gospodarczych przez jego syna zostało nawet twórczo rozwinięte, dodatkowo porażką zakończyły się wspomniane wcześniej próby rozwijania relacji energetycznych Turkmenistanu z UE, a rurociąg TAPI, który miał dostarczać turkmeński gaz do Pakistanu i Indii przez Afganistan, nadal jest tylko problemem.
W dodatku okres rekordowo wysokich cen surowców energetycznych w 2023 r. przeszedł do przeszłości, a wraz z nim nadzieje klanu Berdymuchammedów na uczynienie z Turkmenistanu drugiego Kuwejtu czy Arabii Saudyjskiej. Rząd nie ma żadnego pomysłu na wybrnięcie z tej społeczno-gospodarczej zapaści, gdyż odrzuca mechanizmy gospodarki rynkowej. W ostateczności, gdy dojdzie do masowego społecznego wybuchu, władzy pozostaje jeszcze do dyspozycji rozbudowany aparat bezpieczeństwa. Póki co Serdar kontynuuje linię polityki wewnętrznej ojca, ale jedynym konkretem poza narastającym kryzysem są kabaretowe działania na rzecz wzmocnienia swojego wizerunku. Za rządów jego ojca - Gurbanguły wprowadzono np. nakaz nabywania wizerunków przywódcy przez klientów dotowanych sklepów państwowych. Serdar poszedł o krok dalej i wprowadził nakaz umieszczania swoich portretów w oknach prywatnych taksówek, będąc w Turkmenistanie w lipcu 2024 r. zauważyłem jednak, że wizerunek wodza nagle zniknął z taksówek. Ponadto w kraju pogrążonym w kryzysie żywnościowym, który znalazł się u progu katastrofy humanitarnej, władza ogłosiła otwarcie nowego inteligentnego miasta Arkadag (czyli człowieka zaufania – od tytułu, który nadał sobie Gurbanguły) dla 73 tys. starannie wyselekcjonowanych notabli i ich rodzin. Miasto znajduje się ok. 30 km od Aszchabadu, ale niestety jakoś trudno tam się dostać. Koszty pierwszej fazy jego budowy wyniosły ponoć USD 3,3 mld, a druga faza budowy ma kosztować ok. USD 1,5 mld. Jak wszystkie dane statystyczne w Turkmenistanie, również te liczby są nieweryfikowalne.
Gurbanguły, tak jak każdy dyktator usiłujący zainstalować swoją dynastię, przed przekazaniem władzy synowi postanowił sformalizować swoje wpływy na bieżącą politykę kraju. Z dwuizbowego parlamentu (druga izba powstała zaledwie w 2021 r.) uczynił ponownie jednoizbowy, który znalazł się pod jego wyłączną kontrolą z olbrzymimi uprawnieniami. Właściwie parlament w każdej chwili może przywrócić mu władzę, jeśli nie będą się dobrze układać stosunki z jego synem. Stało się to w 2023 r., czyli zaledwie rok po „wyborze” Serdara. Wygląda zatem na to, że stosunki rodzinne w klanie Berdymuchammedowów stały się bardziej skomplikowane niż przypuszczano. Zarządzanie z tylnego siedzenia wprowadziło duże zamieszanie w aparacie władzy, który był skonfundowany antykorupcyjnymi decyzjami Serdara wobec bliskich urzędników jego ojca. Dlatego też Gurbanguły postanowić działać i odzyskać kontrolę nad sytuacją zanim będzie zbyt późno. Turkmenistan jest jednym z najbardziej zamkniętych krajów świata, dlatego jest trudnym zadaniem podejmowanie decyzji na podstawie faktów z życia politycznego. Jednak wszystkie dostępne informacje, począwszy od oficjalnej propagandy po przecieki i pogłoski, wskazywały, że w pierwszym etapie przejęcie władzy przez Serdara dokonało się w sposób bardzo sprawny. Został prezydentem bez większych problemów, legitymizacja jego władzy w wyborach powszechnych była czystą formalnością, a jego ojciec abdykował i został szefem izby wyższej parlamentu, która została stworzona specjalnie dla niego w 2021 r.
To jednak było łatwiejszą częścią układanki. Nowy prezydent został od razu skonfrontowany z wieloma problemami: konsekwencjami Covid-19, przerwami w dostawach podstawowych produktów, w tym żywności, rosnącym bezrobociem (może ono sięgać nawet 60%, chociaż oficjalne statystyki mówią o 5%) czy inflacji, która nawet wg. oficjalnych statystyk przekroczyła 14% (2023). Sytuacja była na tyle poważna, że wyprowadziła ludzi na ulice mimo grożących ostrych sankcji i opresji. Przejęcie władzy w takich okolicznościach mogło negatywnie wpłynąć na popularność młodego prezydenta, jednak szczęście go nie opuściło. Gospodarka turkmeńska uzależniona jest całkowicie od eksportu gazu ziemnego, a jego ceny po agresji Rosji na Ukrainę bardzo wzrosły, a główny partner handlowy kraju – Chiny, otrząsnął się po pandemicznej recesji. W efekcie wpływy Turkmenistanu ze sprzedaży gazu wzrosły w 2022 r. o 51% sięgając 10,3 mld. USD. Dodatkowo w porównaniu z agresywnym i zagrażającym światowemu pokojowi reżimem Putina w Rosji, autorytaryzm Berdymuchammedowów zaczął być mniej odrażający dla Brukseli i Waszyngtonu, zwłaszcza po ogłoszonych sankcjach wobec Rosji. Zamiast tradycyjnego wypominania nieprzestrzegania praw człowieka (wg. Reporterów bez Granic, Turkmenistan zajmował w 2023 r. zaszczytne 177 miejsce na 180 sklasyfikowanych państw pod względem wolności prasy, tylko niewiele wyprzedzając Iran, Erytreę i Koreę Płn.), zachodni dyplomaci odwiedzający Aszchabad zaczęli nagle ponownie snuć wizje współpracy w dziedzinie surowców energetycznych. Przypomniano sobie o porzuconych planach gazociągów Nabucco i transkaspijskiego, które miałyby omijać Rosję w dostawach turkmeńskiego gazu do Europy. Zaniepokojeni wizją zastąpienia rosyjskiego gazu turkmeńskim Rosjanie zaczęli zasypywać Serdara ofertami dostawy technologii energetycznej i trzykrotnie zwiększyli zakupy gazu turkmeńskiego. Nagle wszystkie mocarstwa światowe zainteresowały się rynkiem turkmeńskim, a Serdar stał się beneficjentem tej sytuacji. Będąc formalnym szefem państwa, wszyscy partnerzy międzynarodowi prowadzili negocjacje z nim, a nie z jego ojcem, co raczej nie było planem tego drugiego. Gurbanguły ustępując na rzecz syna miał nadzieję, że będzie on zajęty rozwiązywaniem problemów polityki wewnętrznej, a sam miał się zajmować „dealowaniem” z partnerami międzynarodowymi. Stało się jednak inaczej, to Serdar przejął kontrolę nad relacjami zagranicznymi, sam witał zagranicznych gości i odbył kilka ważnych wizyt zagranicznych (prócz Chin był też w Rosji, Katarze, Kazachstanie i Uzbekistanie).
Gurbanguły próbował przelicytować swojego syna. W ciągu roku odbył wizyty w Rosji, Japonii i Korei Płd. Przy każdej z tych wizyt bardzo dbał o to, by być witanym przez prezydentów bądź premierów tych państw. Unikał tylko kontaktów z zagranicznymi delegacjami organizacji praw człowieka oraz UE, widząc w nich niewystarczające rangą. Coraz bardziej ewidentny dla wszystkich stał się fakt, że po zmianie władzy w Turkmenistanie jest dwóch ambitnych liderów: ojciec i syn. Gurbanguły nie zadbał o wyjaśnienie zasad funkcjonowania tego tandemu aparatowi władzy, który w tej sytuacji staje się coraz bardziej zagubiony. Podczas wizyt zagranicznych ojca i syna urzędnicy reżimu za bardzo nie wiedzą, jak się mają zachować i jak je organizować. Zachowanie Serdara w kraju musiało bardzo zirytować jego ojca. Berdymuchammedow junior po przejęciu władzy szybko zaczął ją konsolidować robiąc porządki w swoim otoczeniu. W 2022 r. aresztował wspólników swoich wpływowych kuzynów, którzy sami szybko uciekli z kraju. Zaraz po wyborach wymienił kilku ministrów, w tym ministra spraw wewnętrznych. Usunął też swoją ciotkę (siostrę Gurbangułego) ze stanowiska szefa turkmeńskiego Red Crescent Society. Oskarżył ją o korupcję polegającą na sprzedaży pomocy humanitarnej przez sieć aptek, które sama kontrolowała. Serdar przywrócił także do życia publicznego własną matkę – Ogulgerek, która została od niego odsunięta ze względu na napięte relacje z mężem. Takie ruchy z pewnością nie mogły podobać się Gurbangułemu, który jednak początkowo cierpliwie je znosił i unikał konfrontacji z synem. Jednak skala zmian zaczęła zagrażać jego własnej pozycji i stabilności całego reżimu. Kroplą, która przelała jego cierpliwość stała się decyzja Serdara o mianowaniu nowego prokuratora generalnego.
Gurbanguły zdecydował się wówczas odzyskać realną władzę, przekształcając wyższą izbę parlamentu, której sam szefował, w ciało o nieograniczonych kompetencjach. Właściwie żadna zmiana, włącznie z decyzjami mianowania najwyższych urzędników państwowych, nie mogła mieć miejsca bez jej zgody, a kompetencje prezydenta zostały okrojone do kompetencji jego ministrów. W sytuacji, gdy z jakiegokolwiek powodu prezydent byłby niezdolny do sprawowania swoich obowiązków, zostają one automatycznie scedowane na szefa parlamentu, czyli samego Gurbangułę. Saga zmiany władzy z ojca na syna w Turkmenistanie może wydawać się komiczna i przypominać operę mydlaną, ale jest też przykładem, jak trudny i delikatny jest proces zmiany w skrajnie totalitarnym systemie, nawet jeśli stworzone zostały ku temu idealne warunki. Był to niezaprzeczalny fakt, że władza pozostała w jednej rodzinie, obywatele zostali wcześniej zniewoleni i zastraszeni i nie mogli protestować, a czynniki zewnętrzne zalały budżet kraju gotówką. Nawet przy tak korzystnych okolicznościach poprzedni i obecni liderzy uwikłali się w walkę o władzę, niszcząc w ten sposób nadzieje gwarancji bezpieczeństwa i pokojowego przekazania władzy.
Turkmenistan jest zaprzeczeniem destynacji turystycznej i ma niewiele do zaoferowania, nie mówiąc o bardzo ubogiej infrastrukturze turystycznej. Stolica Aszchabad jest zupełnie niepodobna do jakiegokolwiek innego miasta na świecie. Dominują pompatyczne budowle w stylu sowieckim, na które z pewnością nikt nie żałował olbrzymich pieniędzy. W 2017 r. miasto było gospodarzem azjatyckich igrzysk sztuk walki. Specjalnie na to wydarzenie, o którym w świecie sportu mało kto zapewne słyszał, zbudowano olbrzymie i nowoczesne lotnisko w kształcie sokoła, które kosztowało ponoć 2 mld. USD (ląduje na nim kilka samolotów dziennie) oraz kompletnie przewymiarowane obiekty sportowe, które, co trzeba przyznać, są dobrze utrzymane, ale nie wiadomo, komu mają służyć. Turystów w tym kraju można policzyć na palcach ręki. W trakcie swojego pobytu nie widziałem żadnego. Drogi w Aszchabadzie są równe jak lustro i niezwykle szerokie. Właściwie nie wiadomo, komu one mają służyć, gdyż po 5 pasach w jednym kierunku porusza się niewiele samochodów. Dominuje przesadna czystość, trudno znaleźć nawet pojedyncze śmieci. Wystarczy jednak wyjechać poza stolicę i obraz kraju jest skrajnie różny. Drogi w Turkmenistanie (a jest to przecież olbrzymi kraj, zdominowany przez pustynię Kara Kum) są w fatalnym stanie. Droga do największej atrakcji turystycznej kraju – krateru w Derwazie – przypomina slalom pośród głębokich dziur, które stanowią ryzyko nawet dla podwozia czołgów. Trudno zrozumieć, dlaczego dyktatorzy nie zdecydowali się poprawić stanu dróg, które stanowią wizytówkę każdego kraju. Jakość dróg w sąsiednim Afganistanie to ulga w porównaniu do Turkmenistanu.
Wspomniany krater w Derwazie to prawdziwe kuriozum na środku pustyni. Jego powstanie sięga końca lat 60-tych XX w. Sowieci planowali wtedy rozbudowę w tym miejscu infrastruktury do wydobywania gazu ziemnego. Zrobili to jednak na tyle nieudolnie, że po rozpoczęciu wierceń ziemia pod infrastrukturą wiertniczą zapadła się, tworząc krater o średnicy ok. 70 m. Wówczas zaniechano dalszych prac wydobywczych, ale pozostał problem z ulatniającym się z krateru gazem. W dobrym sowieckim stylu gaz został podpalony, w nadziei, że w ciągu kilku dni się wypali. Komunizm upadł kilkadziesiąt lat wcześniej, a gaz w Derwazie płonie nadal (ja tam byłem w lipcu 2024 r.), ale już nie z taką intensywnością, jak jeszcze kilka lat wcześniej. Największe wrażenie krater robi w nocy, wtedy płomienie czynią mistyczne wrażenie. Warto zatem spędzić tam noc w pobliskich jurtach w dystansie do problemów otaczającego nas świata, ale trzeba to zrobić szybko, gdyż nawet sami Turkmeni przyznają, że wkrótce płomień w Derwazie może zgasnąć i wtedy „brama do piekła” przejdzie do historii.
Warto się też wybrać na daleką północ do Köneurgenç, gdzie znajdują się ruiny starożytnego miasta z XII w. wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, jednego z największych (liczyło ponoć ponad 100 tys. mieszkańców) i najważniejszych ośrodków Jedwabnego Szlaku z czasów panowania dynastii Achemenidów. W XIII w. miasto zostało zniszczone przez Czyngiz-chana, w jednej z najbardziej krwawych masakr w ludzkiej historii. Po odbudowie Köneurgenç zostało ponownie zniszczone tym razem przez Timura i już nigdy nie powróciło do swojej świetności. Najbardziej niesamowitym istniejącym obiektem Köneurgenç jest wybudowany w początkach XI w. minaret, która ma 62 m wysokości. Do jego budowy wykorzystano wysokie cegły, chyba po raz pierwszy w historii. Całość wydaje się nieźle odrestaurowana i dobrze utrzymana.
Innym, bardzo dobrze zachowanym miejscem Jedwabnego Szlaku w Azji Środkowej jest starożytne Merw, znajdujące się ok. 30 km od miasta Mary na wschodzie Turkmenistanu. Przetrwało tam wiele zabytków nawet sprzed 2 tys. lat, a ruiny tego kompleksu, podobnie jak Köneurgenç zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Rozległość obszaru zajmowanego przez Merw tylko uzmysławia potęgę starożytnego miasta – jednego z najbardziej imponujących odkryć archeologicznych na Ziemi. Miasto zostało zniszczone przez chordy mongolskie Czyngiz-chana, wymordowana została cała ludność. Niektórzy historycy mówią nawet o milionie istnień ludzkich, ale nie ma wystarczających źródeł, które mogłyby dokumentować taką skalę rzezi.
Ten dziwny i niepodobny do żadnego innego na świecie kraj mimo wszystko warto odwiedzić.
Aszchabad
Kara Kum
Derwaza
Daszoguz
Köne Urgenç
Daszoguz
Aszchabad
Mary
Kommentare