Luksemburg to dzisiaj istotne centrum bankowe liczące się nie tylko w Europie, ale też w świecie, z najwyższą minimalną płacą w Europie i jedną z najmniejszych powierzchni (2,5 tys. km 2). Wielkie Księstwo istnieje na świecie tylko jedno i jest nim Luksemburg. W średniowieczu pod tą nazwą istniał zaledwie jeden zamek w Cesarstwie Rzymskim. W 963 r. kupił go pewien hrabia, dołączając do niego okoliczne tereny, które stały się hrabstwem, a następnie Wielkim Księstwem Luksemburskim. Odtąd historia Wielkiego Księstwa stanowiła istotne kompendium historii europejskiej. Pod koniec XV wieku na trzy stulecia trafił w ręce Habsburgów, a jego stolicę zamieniono w potężną i ważną strategicznie twierdzę. W epoce rewolucji francuskiej i rządów Napoleona Luksemburg znalazł się w granicach Francji, a po Kongresie Wiedeńskim z 1815 r. stał się częścią Królestwa Niderlandów. Odzyskanie samodzielności można datować na rok 1890. Od 1842 r. Luksemburg należał do niemieckiego związku celnego (Zollverein), co pozwoliło przekształcić dotychczasowy kraj rolniczy o zacofanej strukturze w prawdziwy kraj industrialny. Unia celna zapewniła Luksemburgowi dostęp do olbrzymiego rynku niemieckiego, bogatego w szczególności w kapitał i siłę roboczą. Zbiegło się to w czasie z odkryciem rudy żelaza na południu małego księstwa, a te dwa wydarzenia stanowiły początek prawdziwej rewolucji przemysłowej. Luksemburscy inżynierowie opracowali wówczas technologię oddzielania fosforu od miejscowych rud żelaza, co pozwoliło na przekształcenie żeliwa fosforowego w stal. Dzięki tej technice mogły powstać konkurencyjne w skali światowej huty stali, które awansowały Luksemburg do czołówki światowych producentów w przeddzień wybuchu I Wojny Światowej. Przemysł hutniczy pozostawał najważniejszą gałęzią gospodarki Luksemburga aż do światowego kryzysu paliwowego w 1973 r. Zatrudniał aż 1/4 ludności czynnej zawodowo i wytwarzał 2/3 produkcji przemysłowej kraju. Zapewnił Luksemburczykom wysoki standard życia w epoce przemysłowej. W 1859 r. wybudowana została pierwsza linia kolejowa (Luksemburg - Thionville), co umożliwiło kontakt księstwa ze światem zewnętrznym.
Luksemburg od początku swojego istnienia starał się zachować neutralność, czemu trudno się dziwić ze względu na jego wielkość. Trudno było jednak tą neutralność zachować, gdyż praktycznie każdy kryzys europejski w XIX i XX w. przywracał kwestię luksemburską i wzmagał apetyt na aneksję ze strony sąsiednich krajów. I tak w 1914 r. Luksemburg został wciągnięty do I Wojny Światowej, najechany przez armię niemiecką. Okupacja niemiecka miała charakter miękki (okupacji z lat 1914-1918 nie można porównywać z latami 1940-1944, kiedy wiele osób zostało zamordowanych przez nazistów), ograniczała się tylko do kwestii militarnych, zostawiając kwestie administracyjne Luksemburczykom, którzy dobrowolnie zaciągali się do armii francuskiej lub belgijskiej. To spowodowało, że po wojnie konferencja pokojowa w Wersalu potwierdziła niepodległość Luksemburga, wyzwolonego wcześniej przez wojska francuskie i amerykańskie. Po wojnie, jeszcze w 1918 r. Luksemburg wystąpił z unii celnej (Zollverein) z Niemcami. Mimo, że referendum po wojnie (1919) potwierdziło utrzymanie monarchii oraz unię gospodarczą z Francją, to jednak Francja nie wyraziła zainteresowania projektem. Wtedy to po żmudnych negocjacjach Luksemburg wynegocjował i podpisał unię gospodarczą z Belgią (UEBL), która została reaktywowana po wyzwoleniu spod okupacji nazistowskich Niemiec, a później nawet rozszerzona o Holandię (Benelux).
W okresie międzywojennym Luksemburg był aktywnym członkiem Ligii Narodów w Genewie, ale zawsze podkreślał swoją neutralność. Nie uchroniło go to jednak przed inwazją Hitlera. W 1940 r. armia luksemburska liczyła wszystkich 13 oficerów, 255 uzbrojonych żandarmów i 425 żołnierzy. By nie prowokować Niemców rząd luksemburski zamknął popularną anglojęzyczną stację radiową Radio Luxembourg. Nic to nie dało. Inwazja Niemiec w ramach planu Gelb (Fall Gelb) rozpoczęła się tego samego dnia, kiedy Hitler zaatakował Belgię i Holandię. O dziwo atak niemieckich agentów cywilnych na stacje radiową i linię obronną na granicy z Niemcami został początkowo odparty, jednak po kilku godzinach niewielkich walk upadła stolica kraju. Po ucieczce z kraju Wielkiej Księżnej, w przeciwieństwie do Belgii i Holandii cały kraj przeszedł pod administrację niemiecką i został wcielony do III Rzeszy. Niemcy zabronili używania języka francuskiego, ale nie udało im się złamać ducha narodu i zintegrować kraj w pełni z Rzeszą. Gauleiter Simon wywiesił w całym kraju plakaty z hasłem (Eure Sprache sei deutsch und nur deutsch - Wasz język jest niemiecki i tylko niemiecki), ale paradoksalnie doprowadziło to do odrodzenia tradycyjnego języka luksemburskiego (Lëtzebuergesch), który nie został zakazany i stanowił formę biernego oporu. Przeprowadzony przez Niemców spis ludności (1941) musiał zostać po pierwszych wyliczeniach odwołany, gdyż 95% Luksemburczyków na kluczowe pytania dotyczące narodowości, języka ojczystego i pochodzenia etnicznego odpowiedziała „Lëtzebuergesch”. W odpowiedzi na ten bierny opór naziści zarządzili wcielenie wszystkich mężczyzn w wieku produkcyjnym do Wehrmachtu, ogółem w armii niemieckiej służyło ok. 12 tys. Luksemburczyków, z czego prawie 3 tys. zginęło na wojnie. „Dziadka z Wehrmachtu” miała tu zatem prawie każda rodzina. Ponad 3,5 tys. mężczyzn odmówiło wstąpienia do Wehrmachtu i ukrywało się, na co Niemcy odpowiedzieli terrorem, organizując deportacje na Wschód, do obozów koncentracyjnych i dokonując licznych egzekucji. Niemcy - podobnie jak w innych okupowanych krajach, w tym w Polsce, próbowali tworzyć organizacje kolaboranckie, z których największą był VdB (Volksdeutsche Bewegung). Organizacja ta od początku okupacji niemieckiej prowadziła kampanię na rzecz włączenia Luksemburga do Niemiec pod hasłem Heim ins Reich (Powrót do Rzeszy). W szczytowym momencie VdB liczyło 84 000 członków, ale Niemcy musieli szeroko stosować przymus, aby zachęcić do zaciągnięcia się do wojska. Wszyscy robotnicy zostali zmuszeni do wstąpienia do Niemieckiego Frontu Pracy (DAF), a niektóre grupy wiekowe obu płci zostały wcielone do Reichsarbeitsdienst (RAD) do pracy przy projektach wojskowych. Zachęcano do członkostwa w nazistowskim ruchu młodzieżowym - Luxemburger Volksjugend (LVJ), który został założony z niewielkim sukcesem w 1936 r., a następnie połączony z Hitlerjugend.
Zbrojny opór przeciwko niemieckim okupantom rozpoczął się zimą 1940-1941, kiedy w całym kraju utworzyło się kilka niewielkich grup. Każdy miał inne cele polityczne, a niektórzy byli bezpośrednio związani z przedwojennymi partiami politycznymi, grupami społecznymi (takimi jak harcerze), studenckimi lub robotniczymi. Ze względu na niewielkie rozmiary przedwojennej armii luksemburskiej trudno było znaleźć broń, dlatego bojownicy ruchu oporu byli uzbrojeni dopiero na znacznie późniejszym etapie wojny. Mimo to ruch oporu był mocno zaangażowany w drukowanie ulotek antyniemieckich, wielu pomagało Żydom w ucieczce z Luksemburga podczas okupacji, niektórzy zostali uhonorowani przez Izrael tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Przed wojną w Luksemburgu żyło ok. 3500 Żydów, z których wielu właśnie przybyło, aby uciec przed prześladowaniami w samych Niemczech. Ustawy Norymberskie obowiązujące w Niemczech od 1935 r., były stosowane w Luksemburgu od września 1940 r. Wszyscy Żydzi musieli nosić żółtą gwiazdę Dawida w celu identyfikacji. W październiku 1941 r. Niemcy uznali Luksemburg za „judenrein” (wolny od Żydów), z wyjątkiem tych, którzy się ukrywali, a było ich doprawdy bardzo niewielu, wojnę przeżyło zaledwie 36 z nich.
Informacje zebrane przez luksemburski ruch oporu były niezwykle ważne dla sił alianckich. To Luksemburczycy poinformowali aliantów o istnieniu wojskowego ośrodka badawczego w Peenemuende nad Bałtykiem, co umożliwiło jego zbombardowanie. Luksemburski rząd na uchodźstwie schronił się najpierw w Paryżu, potem w Lizbonie, a następnie w Londynie (w prominentnej dzielnicy Belgravia), natomiast Wielka Księżna wraz z rodziną przeniosła się do Montrealu. Rządowi udało się zachować niezwykłą aktywność medialną, nadawał też w języku luksemburskim specjalne programy BBC odbierane w okupowanym kraju. Jeszcze na uchodźstwie rząd podpisał traktat z Belgią i Holandią, tworząc unię gospodarczą krajów Beneluksu, wydał też deklarację o przestrzeganiu słynnego systemu z Bretton Woods - architektury finansowej całego wolnego świata po II Wojnie Światowej.
Luksemburg został wyzwolony przez siły alianckie we wrześniu 1944 r. Do stolicy wkroczyły wtedy alianckie czołgi, Niemcy wycofali się bez walki. Jednak w grudniu Niemcy rozpoczęli ofensywę w Ardenach w Luksemburgu i Belgii. Chociaż sama stolica pozostawała całkowicie w rękach aliantów, znaczna część kraju na północy została utracona i musiała być ponownie wyzwalana. Podwójnie surowo potraktowano zarówno nazistów, jak i lokalnych kolaborantów. Wspomniany Gustav Simon, nazistowski gauleiter Luksemburga i Mozeli wprawdzie zdołał uciec, ale został schwytany i uwięziony przez armię brytyjską. Popełnił samobójstwo w więzieniu alianckim. Również w Luksemburgu więziono i sądzono jego współpracowników. Damian Kratzenberg, założyciel i lider VdB, uchodzący za luksemburskiego Quislinga też został schwytany i rozstrzelany za swoją ciemną rolę, którą odegrał w czasie okupacji. Walki wyzwoleńcze w Luksemburgu były niezwykle zaciekłe, a co za tym idzie bolesne dla ludności cywilnej. Ponad 2100 domów w Luksemburgu zostało zniszczonych podczas działań wojennych, a ponad 1400 innych zostało poważnie uszkodzonych. Szacuje się również, że ok. 500 luksemburskich cywilów straciło życie w brutalnej bitwie o Ardeny. Oprócz zabitych, ponad 45 000 Luksemburczyków zostało uchodźcami podczas tej bitwy. W sumie Luksemburg w czasie wojny stracił 2% swojej populacji (5700 ofiar).
Doświadczenie inwazji i okupacji w czasie wojny doprowadziło do zmiany stanowiska Luksemburga w sprawie neutralności. W marcu 1948 r. Luksemburg podpisał traktat brukselski z innymi mocarstwami Europy Zachodniej w ramach europejskiej współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa i zapowiedział przystąpienie Luksemburga do NATO, rozpoczął także po wojnie zacieśnienie współpracy wojskowej z Belgią, szkoląc żołnierzy, a nawet wysyłając wspólny kontyngent do walki w wojnie koreańskiej w 1950 r. Po wojnie, wojska luksemburskie wzięły udział w okupacji Niemiec Zachodnich w ramach kontyngentu francuskiego, okupowały m.in. Bittburg i Saarbruecken, skąd zostały wycofane w 1948 r., a z reszty terytorium dopiero w 1955 r. Mały Luksemburg najwyraźniej nie stać było na neutralność: dzięki pomocy otrzymanej w ramach Planu Marshalla kraj dokonał znacznego wysiłku modernizacyjnego i infrastrukturalnego. Wielkie Księstwo stało się członkiem-założycielem wszystkich instytucji współpracy międzynarodowej w okresie powojennym, takich jak ONZ (podpisało kartę NZ w San Francisco w 1945 r.), wspomnianego Beneluksu, OEEC, która w 1961 r. przekształciła się w OECD, Rady Europy, i oczywiście NATO. Przede wszystkim jednak Luksemburg odegrał kluczową rolę w zjednoczeniu powojennej Europy. Inicjatywa zjednoczenia wyszła od Roberta Schumanna - francuskiego ministra spraw zagranicznych, urodzonego nieprzypadkowo w Luksemburgu, skąd pochodziła także jego matka. To on był twórcą pojednania francusko-niemieckiego, a przede wszystkim twórcą Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, której Luksemburg stał się pierwszą siedzibą. Do myślenia dzisiejszym strategii nowej autarkii gospodarczej w Polsce powinien dać fakt, że w 1952 r. Luksemburczycy zdecydowali się umieścić swoje główne aktywa - przemysł stalowy - pod kontrolą władzy ponadnarodowej. Była to decyzja ryzykowna, ale okazała się bardzo korzystna dla rozwoju gospodarczego kraju, ponieważ znacząca produkcja stali zapewniła Luksemburgowi pełną reprezentację w organach wspólnotowych. W 1957 r. Luksemburg był jednym z 6 sygnatariuszy traktatów rzymskich, na podstawie których założona została EWG. Traktat z 1965 r. (o połączeniu władz wykonawczych różnych wspólnotowych organizacji) jeszcze umocnił pozycję Luksemburga jako jednej z trzech stolic jednoczącej się Europy, obok Brukseli i Strasburga. To w stolicy Księstwa znajdują się siedziby Sekretariatu Generalnego Parlamentu Europejskiego, ETS, EBI (Europejskiego Banku Inwestycyjnego, z którym na początku lat 90-tych XX w. miałem okazję negocjować pierwsze linie kredytowe dla polskich instytucji finansowych, stąd poznałem zalety trochę ciężkawej, ale niezwykle smacznej miejscowej kuchni), Europejskiego Trybunału Obrachunkowego, różnych służb KE i wielu innych. Wszystkie te instytucje zostały umieszczone w w specjalnej europejskiej dzielnicy - Kirchbergu. Z historią UE związane jest ponadto nazwisko Pierre’a Wernera, b. premiera Luksemburga, który już w 1970 r. przedstawił KE projekt integracji walutowej (plan Wernera), co po kolejnych 20 latach zaowocowało wprowadzeniem euro. Tak, to nie był pomysł niemiecki, tylko luksemburski - tak tylko dla przypomnienia wrogom wspólnej europejskiej waluty w Polsce, głoszącym bzdury o koncepcji IV Rzeszy i groźbie utraty suwerenności po wprowadzeniu euro w Polsce. Z kolei w luksemburskim Schengen podpisane zostały pierwsze umowy o usunięciu kontroli granicznych wewnątrz UE, czyli coś, bez czego trudno nam dzisiaj wyobrazić sobie podróżowanie po Europie. Do tej pory trzech Luksemburczyków było szefami Komisji Europejskiej (czyli premierami quasi rządu europejskiego): Gaston Thorn, Jacques Santer i Jean-Claude Juncker.
Luksemburg to dzisiaj najbardziej proeuropejski kraj unijny. Po 1945 r. Wielkie Księstwo przeżywało bezprecedensowy rozwój gospodarczy, co zapewniało wysoki poziom życia mieszkańców i gwarantowało spokój społeczny. Do końca lat 60-tych XX w. gospodarka Luksemburga była zdominowana przez produkcję żelaza i stali. Szok naftowy z 1973 r. i kryzys, jaki po nim nastąpił, pchnęły ją na tory usług finansowych. W latach 1974-1992 produkcja stali spadła o ponad 50%, a zatrudnienie w przemyśle stalowym skurczyło się o 2/3. W 1997 r. wygaszony został ostatni wielki piec. Kryzys przetrwało tylko kilka zmodernizowanych obiektów. Przyszedł czas na usługi. Drugie od końca (przed Maltą) państwo UE pod względem wielkości i zaludnienia przyciąga pieniądze jak magnes. Na szczególną uwagę zasługuje fakt bycia największym ośrodkiem bankowości prywatnej w strefie euro. Według statystyk w Luksemburgu interesy prowadzi ponad 140 banków, w tym trzy główne chińskie: ICBC, Bank of China, China Construction Bank. Nie mniej istotny jest status pierwszego w Europie i drugiego na świecie, po USA, skupiska funduszy inwestycyjnych. Szacuje się, że obecnie wartość aktywów pod zarządem funduszy z siedzibą w Luksemburgu zbliża się do 4,5 bln. USD. Bezpośrednie inwestycje zagraniczne w takiej skali to tyle samo, co USA! Kapitał tej wysokości oczywiście nie odzwierciedla potencjału gospodarczego tego minipaństwa, które liczy niewiele ponad 600 tys. mieszkańców. Międzynarodowe gremia, łącznie z Unią Europejską, nie mają wątpliwości, że wielki kapitał jest transferowany do fasadowych firm w stolicy Wielkiego Księstwa, ze szkodą dla wpływów podatkowych w innych krajach. Zestawienie najbogatszych państw świata, według Banku Światowego, otwierał w 2019 r. właśnie Luksemburg, z PKB na mieszkańca skorygowanym o parytet siły nabywczej (PPP) w wysokości 121 293 USD (PKB na mieszkańca nie uwzględnia pracujących w Luksemburgu cudzoziemców, ani ok. 150 tys. Francuzów, Belgów i Niemców, a oni stanowią 40% siły roboczej, licząc cudzoziemców bogactwo Luksemburczyków można porównać ze skandynawskim). Odrobinę wyprzedzało go tylko słynące z kasyn, ale niesuwerenne i dlatego nie uwzględniane w rankingach – Makau. Gwoli porównania w 2019 r. realny dochód na mieszkańca w Niemczech wyniósł – 56 052 USD, we Francji – 49 435 USD, a w Polsce – 34 218 USD. Wielkie Księstwo szczyci się ponadto najwyższym na świecie poziomem otwartości gospodarki, mierzonym jako relacja sumy eksportu i importu towarów i usług do PKB. W metodologii Banku Światowego Luksemburg ze wskaźnikiem 382 wyprzedza następne w kolejności: Hongkong (353) i Singapur (319). W tyle pozostają nawet Zjednoczone Emiraty Arabskie – 161, nie mówiąc o Polsce – 106, Francji – 65 i Stanach Zjednoczonych – 26.
Jak do tego doszło? Rząd luksemburski wykazał się niebywałym sprytem i zdolnością przewidywania światowych trendów gospodarczych. Kiedy w połowie lat 80-tych XX w. Komisja Europejska wprowadziła – pięciokrotnie nowelizowaną od tego czasu – dyrektywę UCITS (dosłownie: przedsiębiorstwa zbiorowego inwestowania w zbywalne papiery wartościowe), mającą na celu ułatwienie obrotu jednostkami uczestnictwa w otwartych funduszach inwestycyjnych, Luksemburg bezzwłocznie transponował ją do prawa krajowego. Posunięcie to pomogło odmienić losy gospodarcze kraju, który zarzucił zależność od wytopu stali i stał się jednym z ważniejszych centrów finansowych świata. Luksemburg był pierwszym krajem UE, który ratyfikował wspomnianą dyrektywę UCITS, nadającą funduszom inwestycyjnym przywileje związane z funkcjonowaniem jednolitego rynku wewnętrznego. Dzięki temu tzw. paszportowi europejskiemu, o którym było niedawno głośno w związku z brexitem, Luksemburg jest dla tych funduszy przeważnie tylko miejscem rezydencji podatkowej, w którym są one zarejestrowane, aby móc korzystać z dogodnych warunków regulacyjno-fiskalnych. Dystrybucja i zarządzanie odbywa się za pośrednictwem firm rozsianych po Europie, ale także po innych kontynentach. Stolica Wielkiego Księstwa jest więc centrum obsługi i administrowania funduszami, natomiast decyzje inwestycyjne są zazwyczaj podejmowane przez zarządzających portfelami w takich miastach jak Londyn, Paryż, Nowy Jork czy Singapur. Znaczenie finansowe tego państwa leży w wysoce konkurencyjnym luksemburskim systemie podatkowym. Podstawowa stawka VAT wynosi 15% i prawdopodobnie byłaby jeszcze niższa, gdyby unijne przepisy nie narzucały tego minimum. Spółki zarejestrowane w Luksemburgu odprowadzają tytułem podatku maksymalnie 24,94% przychodów, w tym 17% podatek od osób prawnych, gminny podatek od działalności gospodarczej w wysokości 6,75% oraz 1,19% składkę na fundusz zatrudnienia. Przede wszystkim jednak luksemburskie przepisy fiskalne przewidują całą gamę wyjątków wykorzystywanych przez firmy konsultingowe w celu tzw. optymalizacji podatkowej na rzecz swoich klientów. Wielkie korporacje tworzą spółki celowe w Luksemburgu, które są zwolnione z podatku od odsetek i opłat licencyjnych, co pozwala na unikanie opodatkowania w jurysdykcjach, w których te wpływy zostały wygenerowane. Luksemburg jest jak dotąd największym beneficjentem brexitu, wyprzedzając Irlandię, Holandię i Francję, jeśli chodzi o liczbę firm przenoszących swoje siedziby na kontynent, aby zachować prawa wynikające z jednolitego rynku, czyli swobodnego przepływu kapitału, dóbr, usług i osób. Relokację do Luksemburga wybierają przede wszystkim podmioty z sektorów private equity, ubezpieczeniowego i fintech. Jednocześnie istnieją obawy, że przy okazji brexitu państwa uważające się za pokrzywdzone w rywalizacji z Luksemburgiem sprzeciwią się modelowi outsourcingu transgranicznego, żądając, aby towarzystwa funduszy inwestycyjnych zatrudniały więcej pracowników w jurysdykcjach, których nadzorowi regulacyjnemu podlegają. Przez dekady raje podatkowe były postrzegane jako egzotyczne wykwity globalizacji w odległych zakątkach świata. Tak było do czasu kryzysu finansowego z 2008 r., gdy podatnicy poczuli gniew z powodu rosnących deficytów budżetowych, oddłużania z ich pieniędzy niefrasobliwych banków i pogłębiających się nierówności społecznych. Zdano sobie sprawę, że zjawisko jest o wiele groźniejsze dla globalnej gospodarki niż sądzono i rozgrywa się bynajmniej nie na Bermudach czy Kajmanach, lecz w samym sercu Europy.
Pierwszy sygnał ostrzegawczy przyszedł, gdy w listopadzie 2013 r. OECD uznała Luksemburg za państwo niespełniające międzynarodowych standardów przejrzystości podatkowej i umieściła go na czarnej liście jurysdykcji państw niechętnych do współpracy. Prawdziwa bomba spadła rok później. W listopadzie 2014 r. Międzynarodowe Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych opublikowało raport na podstawie informacji uzyskanych od dwóch byłych pracowników firmy audytorskiej PwC, opisujący jak, dzięki układom z luksemburskim fiskusem, 350 wielkich korporacji uniknęło zapłaty podatków w państwach, w których osiągnęły przychody w latach 2002 – 2010. Holdingi obniżały swoje zobowiązania podatkowe wobec innych państw poprzez przenoszenie zysków do Luksemburga, który oferował im wyjątkowo niskie stawki podatkowe. Korzystały z doradztwa firm audytorskich, a następnie z powodzeniem wnioskowały do luksemburskiego organu podatkowego o familiarnej nazwie Sociétés 6 o wydanie orzeczenia, że zaproponowane rozliczenie jest zgodne z prawem. Jedna z taktyk polegała na aranżowaniu wysoko oprocentowanych pożyczek między różnymi spółkami zależnymi w ramach tej samej grupy, gdzie pożyczkobiorcą była spółka zarejestrowana w państwie o wysokich obciążeniach podatkowych, która spłacając rzekomą pożyczkę, transferowała zyski ze swojej jurysdykcji. Kapitał przepływał również przez fasadowe firmy, których obecność w Luksemburgu ograniczała się do posiadania tam tylko adresu rejestrowego. Korzystano ponadto z zapisów międzypaństwowych umów bilateralnych, pozwalających częściowo unikać opodatkowania spółkom zarejestrowanym w Luksemburgu, a inwestującym w jurysdykcjach, będących stronami umów z Wielkim Księstwem. Znany jest skrajny przypadek FedEx Corp. Firma ta założyła w Luksemburgu dwie spółki zależne, które przekazywały zyski z działalności w Meksyku, Francji i Brazylii do spółek zależnych w Hongkongu. Luksemburski fiskus zgodził się na opodatkowanie dochodu według skandalicznie niskiej stawki 0,25%, w konsekwencji, zwalniając z podatku 99,75% wartości transferów.
Wkrótce potem wybuchła afera LuxLeaks. Pikanterii sprawie dodawał fakt, że rewelacje LuxLeaks ujrzały światło dzienne krótko po tym, jak tekę przewodniczącego Komisji Europejskiej objął Jean-Claude Juncker, który był premierem Luksemburga w czasie, gdy miał miejsce ujawniony proceder. Przede wszystkim jednak afera LuxLeaks wybuchła w momencie, gdy kraj próbował wybrnąć z długotrwałego sporu z unijnymi partnerami dotyczącego tajemnicy bankowej – instytucji, która walnie przyczyniła się do jego sukcesu jako centrum finansowego. Luksemburg argumentował, że udostępnianie informacji o finansach klientów banków przyniosłoby korzyść centrom finansowym spoza UE w Europie, takim jak Liechtenstein i Szwajcaria. Gdy w 2005 r. Komisja Europejska przyjęła Dyrektywę w sprawie opodatkowania oszczędności, wszystkie państwa członkowskie z wyjątkiem Belgii, Luksemburga i Austrii niezwłocznie wprowadziły systemy umożliwiające automatyczne zgłaszanie informacji przez krajowe organy podatkowe na temat dochodów z oszczędności na rachunkach bankowych obywateli UE, osiąganych w innych państwach członkowskich. W zamian za pozwolenie na zachowanie tajemnicy bankowej trzem odszczepieńcom zaoferowano możliwość pobierania w okresie przejściowym podatku u źródła (withholding tax), z którego przychody były w 75% przekazywane państwu, gdzie rezydencję miał podatnik. Ostatecznie Luksemburg zaprzestał stosowania okresu przejściowego i implementował dyrektywę do swojego porządku prawnego 1 stycznia 2015 r. Krok ten znalazł uznanie OECD, która w październiku 2015 r. usunęła Wielkie Księstwo ze swojej czarnej listy. Skandal LuxLeaks zwrócił uwagę opinii publicznej na praktyki określane przez OECD jako erozja podstawy opodatkowania i transfer zysków (tzw. BEPS). W wyniku afery Wielkie Księstwo zaostrzyło prawo podatkowe i zreformowało sposób funkcjonowania administracji skarbowej, którą rząd obciążył całkowitą odpowiedzialnością za nieprawidłowości. Tymczasem Komisja Europejska w toku wewnętrznego śledztwa stwierdziła, że Luksemburg przyznał nielegalne korzyści podatkowe dużym korporacjom, takim jak gigant technologiczny Amazon i koncern motoryzacyjny Fiat, lecz zamiast ukarać to państwo, nakazała odzyskanie niezapłaconych podatków. Po ujawnieniu powszechnych schematów unikania opodatkowania stosowanych przez korporacje i zamożne osoby w celu obniżenia rachunków podatkowych, Unia Europejska utworzyła w 2017 r. czarną listę, ale przyjęła bardzo luźną definicję rajów podatkowych, w związku z tym objęła ona tylko osiem jurysdykcji, głównie wyspy Pacyfiku i Karaibów. Tuż przed końcem kadencji Jean-Claude’a Junckera w fotelu szefa Komisji Europejskiej, jesienią 2019 r., ukazała się publikacja MFW pt. „The Rise of Phantom Investments” (dosł.: wzrost inwestycji-widm), w której eksperci Międzynarodowego Funduszu Walutowego wymienili Luksemburg (gwoli precyzji w towarzystwie trzech innych europejskich państw: Szwajcarii, Holandii i Irlandii) jako raj podatkowy. Krótko potem Luksemburg i Irlandia zablokowały unijną reformę, zobowiązującą korporacje do ujawniania, jakie zyski osiągają w każdym państwie UE, co mogłoby skutkować presją na zrównoważenie ich obciążeń podatkowych. Paolo Gentiloni, ówczesny komisarz ds. gospodarki, nie ukrywał, że będzie z całą stanowczością tępił praktyki podatkowe, które mogą zagrozić równowadze rynku wewnętrznego i zwiększać obciążenie podatnika. Ultraprzyjazny klimat dla biznesu, z którego Luksemburg uczynił swoją przewagę konkurencyjną, został nadszarpnięty wskutek afery LuxLeaks, zniesienia tajemnicy bankowej, a przede wszystkim nieprzejednanej postawy OECD, MFW, a w końcu także UE. Luksemburg broni się argumentem, że każdy kraj powinien mieć swobodę ustalania podatków zgodnie ze swoimi krajowymi priorytetami, a konkurencja jest zdrowa. W konfrontacji z unijną machiną jest jednak coraz bardziej osamotniony, zwłaszcza teraz, gdy inni zmagają się z koronakryzysem i skutkami agresji Putina na Ukrainę, szukając środków na łatanie dziur budżetowych. Głównym winowajcą sytuacji pozostaje niekompletność unii gospodarczej, w której jednolity rynek nie idzie w parze ze zharmonizowanym systemem podatkowym, powodując niezdrową – wbrew temu, co mówią władze Luksemburga – konkurencję między państwami członkowskimi.
Brexit nie jest jedynym zmartwieniem Luksemburga jako hubu, z którego operują fundusze inwestycyjne. Niepokoi go bowiem aktywność państw azjatyckich w kierunku stworzenia wzorem UE transgranicznych regulacji, które umożliwiłyby bezkolizyjną sprzedaż produktów. Perspektywa wydaje się jeszcze odległa, ale starania są w toku i w końcu zapewne się zmaterializują. Trudno w takiej sytuacji zrozumieć, dlaczego Polska, mimo buńczucznych zapowiedzi Morawieckiego, nie zrobiła nic, by przyciągnąć międzynarodowe fundusze inwestycyjne nad Wisłę. Dodatkowo zachowujemy się wyjątkowo nierozumnie, wetując jednolite opodatkowanie międzynarodowych korporacji w miejscu tworzenia przychodów. Funduszowy tort w świetle olbrzymich wolnych kapitałów szukających inwestycji na świecie jest bowiem na tyle ogromny, że jego naturalnym beneficjentem powinna stać się Polska. Pod względem usług typu back-office (centra rozliczeniowe, call centers, centra badań compliance, KYC etc.) Polska jest już liderem europejskim i stanowi ścisłą czołówkę światową. Nie jest to jednak powód do wielkiej dumy, gdyż tego typu działalność jest zwykle umiejscowiona w krajach o niskich wynagrodzeniach, a osoby zatrudnione w takich centrach nie mogą liczyć na wielką karierę w firmach międzynarodowych. Czas rozwinąć się w innym kierunku. Firmy finansowe, które już prowadzą centra usługowe w Polsce, takie jak Goldman Sachs (nie wiedzieć czemu polski rząd przyznał temu bankowi dotacje), Franklin Templeton, UBS, Credit Suisse, Bank of New York Mellon, Citi, chętnie przyniosłyby cześć swojej luksemburskiej działalności do Polski. Wtedy obniżyłyby swoje koszty operacyjne nawet o 30-50%! Zdaniem niektórych analityków potencjał Polski to ściągnięcie z ok. 400 tys. miejsc pracy w „branży funduszowej” w Luksemburgu i Dublinie nawet ok. 100 tys. do Polski. By tak się stało nie potrzeba rewolucyjnych zmian legislacyjnych, chodzi raczej o niuanse. I tak, w Polsce, by uruchomić fundusz, potrzebne są dwa podmioty - TFI i fundusz, w Luksemburgu wystarczy natomiast sam fundusz. W Polsce komunikacja na linii nadzór finansowy - fundusz musi mieć formę papierową, a w Luksemburgu wystarczy elektroniczna. Sama rejestracja funduszu w Polsce zajmuje 8-12 miesięcy, w Luksemburgu znacznie krócej. Może warto zatem spróbować przeskoczyć na inny poziom finansowego „łańcucha wartości”? Oczywiście łatwo nie będzie. Luksemburg chciał ściągnąć zarządzających portfelami, ale bez powodzenia. Zostali oni tam, gdzie byli: w Londynie, Frankfurcie czy Paryżu. Luksemburg pozostał wprawdzie liderem w projektowaniu nowych produktów i kluczowym centrum organizacyjno-dystrybucyjnym, ale nie udało się stworzyć jak dotąd luksemburskiego City. Luksemburska administracja rządowa pomagała zagranicznym firmom rozpocząć działalność, a nadzór finansowy był i wciąż pozostaje niezwykle efektywny. I rzeczywiście, spośród ponad 500 osób pracujących w 2021 r. w Commision de Surveillance Du Secteur Financier (odpowiedniku naszej KNF) - 170 pracowników zajmuje się wyłącznie nadzorem nad funduszami. Dzięki temu nadzór działa wyjątkowo sprawnie, szybko i efektywnie. Blisko połowa kapitału netto, który napłynął w 2021 r. do funduszy w Europie, trafiła do portfeli zarejestrowanych w Luksemburgu. Sektor finansowy generował 1/3 PKB w Luksemburgu (2021).
Poza finansami ważnym sektorem gospodarki narodowej jest rolnictwo, zapewniające żywnościową samowystarczalność kraju, a jego produkty są także towarem eksportowym. Podstawą rolnictwa jest hodowla bydła (głównie mlecznego) i trzody chlewnej. Uprawiane są zboża, głównie jęczmień, pszenicę i owiec oraz buraki cukrowe, ziemniaki, a także warzywa i owoce. Wzdłuż doliny Mozeli ciągną się winnice, z których pochodzą znane wina: Riesling i Pinot. W okolicach stolicy znajdują się wielkie plantacje róż, które są ważnym surowcem przemysłu perfumeryjnego kraju. Luksemburg eksportuje maszyny, tworzywa i włókna syntetyczne, a importuje głównie środki transportu, surowce, paliwa oraz chemikalia. Dobrze rozwinięty jest także przemysł materiałów budowlanych, cementowy, żwirów, gipsu i kruszywa.
W lutym 2022 r. Luksemburg wprowadził bezpłatną komunikację publiczną, co było jedną z obietnic wyborczych rządu. Wcześniej zostały zniesione opłaty w niektórych częściach miasta. Obecnie za komunikację miejską nie zapłacimy w całym Luksemburgu. W ten sposób Luksemburg stał się pierwszym państwem na świecie z bezpłatnym transportem publicznym. Wyjątkiem są tylko podróże w pierwszej klasie oraz niektóre nocne autobusy. Bezpłatny transport kosztuje państwo rocznie ok. 40 mln. €, czyli mniej więcej tyle, ile wynosiły wpływy ze sprzedaży biletów, które i tak pokrywały zaledwie 10% kosztów funkcjonowania transportu publicznego. Bezpłatna komunikacja ma ograniczyć liczbę podróży samochodowych w mieście i zwiększyć oszczędności gospodarstw domowych o ok. 100 € rocznie.
Luksemburg – choć pełen przybyszy z różnych stron świata, na stałe mieszkających w tym kraju – nie jest najczęściej wybieraną destynacją turystyczną. Powodem są z pewnością wysokie ceny, zaczynając od biletu lotniczego, na zakwaterowaniu kończąc. Warto wybrać się jednak do tego niewielkiego kraju, ze względu na jego specyfikę i położenie, podróż do Luksemburga bez problemu można połączyć z wizytą w krajach sąsiedzkich.
Stolica kraju – Luksemburg – podzielona jest na dolne i górne miasto, a przez jej środek przechodzi wąwóz rzeki Alzette (co ciekawe, na tyle przez Luksemburczyków umiłowanej, że pieśń na jej cześć stała się hymnem kraju). Spójny styl architektoniczny miasta tworzą odnowione kamienice z XVII – XIX w., wąskie i urokliwe uliczki, z których rozpościera się widok na doliny rzeki oraz imponujące akwedukty. Luksemburskie Stare Miasto jest zresztą wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Miejskie fortyfikacje są w znacznej części dziełem Hiszpanów, Austriaków i Francuzów, choć nie przetrwały do naszych czasów w pełnej okazałości. Co ciekawe, wiele z nich posiada tzw. kazamaty, czyli niewielkie schrony z działami. Dzięki temu o Luksemburgu mawiano potocznie „Gibraltar Europy”. W centrum miasta nie sposób przejść obojętnie obok katedry Notre Dame. Jej front jest hojnie zdobiony rzeźbami, a całość utrzymana jest w stylu późnogotyckim, z elementami holenderskiego renesansu i wczesnego baroku. W kaplicy znajdziemy grobowce książąt, a wśród nich m.in. sarkofag Jana I Ślepego, koronowanego króla Polski początków XIV wieku. Aby nieco oddalić się od głównej ulicy łączącej dwie części miasta, warto wejść w sieć wąskich uliczek, by następnie dojść do tarasu widokowego, gdzie z dużej wysokości podziwiać można panoramę miasta. Chemin de la Corniche zostało dumnie utytułowane „najpiękniejszym balkonem Europy” i trudno temu zaprzeczyć. Ścieżką spacerową dotrzemy do XVI-wiecznego mauretańskiego Pałacu Wielkich Książąt, który zimą jest zamieszkany przez rodzinę książęcą, natomiast latem możliwy do zwiedzenia. Panorama miasta podziwiana jest przez turystów nie tylko z szerokich balkonów miejskich, lecz także z windy, która zabiera chętnych na kilkadziesiąt metrów wzwyż. Ci, którzy wolą tradycyjny sposób zwiedzania, zostaną u podnóża windy, na placu zagospodarowanym przez miejscowych sprzedawców frytek i hamburgerów (niezaprzeczalne wpływy pobliskiej Belgii) i obejrzą wąwóz z równie dużej wysokości. To co charakterystyczne dla miasta, to z pewnością pomniki poświęcone żołnierzom amerykańskim, którzy wyzwolili Luksemburg spod panowania Niemców. Jeśli natomiast sięgnąć w czasie jeszcze dalej, znajdziemy niemego świadka z czasów rewolucji francuskiej – to najstarsza wieża Bramy św. Michała, na której zainstalowana była gilotyna. Dobrze rozwinięta komunikacja oraz miejscowe kafejki to dla turystów niezawodne miejsca do obserwacji specyfiki miasta, które tak jak całe państwo, wymyka się z norm znanych innym narodowościom. Po pierwsze i przede wszystkim ze względu na swoją wielojęzyczność. Luksemburczycy od małego uczeni są trzech języków: luksemburskiego, niemieckiego i francuskiego. Wymagana wielojęzyczność nie ułatwia znalezienia pracy obcokrajowcom. W większości miejsc trzeba bowiem posługiwać się płynnie trzema językami, gdyż sam angielski, nawet w stopniu zaawansowanym, nie wystarcza. Mimo to, blisko 45% mieszkańców Luksemburga – państwa, to obcokrajowcy, przeważnie Portugalczycy, Włosi i Hiszpanie. Powód ich obecności tutaj jest jasny, minimalna płaca jest najwyższa w Europie i wynosi 2500 euro. Stąd biorą się też ceny, należące do najwyższych w Europie i śmiało konkurujące ze szwajcarskimi. Dodatkowym ułatwieniem dla przybyszy z zewnątrz jest jednak opieka państwa, które ułatwia naukę języków obcych w cenie 10 euro za cały kurs.
O prestiżu miasta Luksemburg świadczy też jakość usług gastronomicznych. Znajduje się tu wiele znakomitych restauracji, serwujących wspomniane wcześniej kultowe dla tego kraju wina. Zupełnie uzasadnionym jest tu przelicznik gwiazdek Michelina na liczbę mieszkańców, który w tym małym kraju jest zdecydowanie najwyższy na świecie. Podróż lotnicza do samego Luksemburga do najtańszych nie należy, dlatego pasażerowie bardzo często wybierają jako lotnisko docelowe Frankfurt Hahn lub Bruksela Charleroi, skąd do stolicy Luksemburga jedzie się ok. 2,5 godz. Aby przejechać kraj z północy na południe wystarczy nieco ponad godzina, jednak krótki wypad do Luksemburga może z powodzeniem zamienić się w podróż po kilku krajach: Niemczech, Belgii i Francji. Do samego Paryża jedzie się autostradami zaledwie 3, 5 godz. z nie krótkim, ze względu na kolejkę, lecz obowiązkowym postojem na belgijskie frytki w kilkunastu wariacjach przy drodze w Arlon. Trudno ominąć to geograficzne i kulinarne centrum Europy, w celu ochrony portfeli lepiej jednak zaplanować nocleg zaraz za granicą w Niemczech bądź we Francji.
Comments