top of page

The Traveling Economist

Podróże okiem ekonomisty

05627c8f-b097-4592-8be1-e638b8d4b90d_edited_edited.jpg
Home: Witaj
Home: Blog2

Litwa

Zaktualizowano: 3 cze 2022

Litwa jest krajem niezwykle blisko związanym z historią Polski. Do końca XII w. tereny Litwy zamieszkiwały liczne plemiona, które nie tworzyły zwartego organizmu państwowego. Dopiero od XIII w. związkom plemiennym zaczęli przewodzić książęta. Wówczas pod wpływem zagrożenia najpierw ze strony zakonu krzyżackiego książę Mendog zjednoczył litewskie plemiona i skupił władzę w swojej ręce. W 1236 r. Żmudzini i Litwini w bitwie pod Szawlami pokonali połączone siły krzyżaków. Mendog skupił władzę, mordując i wypędzając przeciwników oraz przekształcając mniej znaczących książąt w wasali. W połowie wieku Mendog przyjął chrzest, a następnie za zgodą papieża koronował się w wybudowanej przez siebie katedrze w Wilnie. Mendog był jednym z dwóch w historii królów Litwy. Największe terytorium Litwa zajmowała za panowania Giedymina w XIV w., kiedy sięgała nawet do Kijowa. Pod koniec XIV w. Litwa była wielokrotnie napadana przez Krzyżaków. Władca Litwy Jagiełło najpierw zdecydował się w takiej sytuacji podpisać ugodę z zakonem krzyżackim (zobowiązał się też ochrzczenia całego kraju w ciągu 4 lat), by po roku zerwać ten pakt i związać się sojuszem z Polską. W 1386 r. Jagiełło po przyjęciu chrzestu objął tron króla Polski oraz przyjął imię Władysław. Wkrótce potem Witold został dożywotnim władcą Wielkiego Księstwa Litewskiego i uznał zwierzchnictwo Jagiełły. W 1410 r. miała miejsce słynna bitwa pod Grunwaldem - największa tego okresu w Europie, w której Polska i Litwa rozbiła armię krzyżacką. Litwa była wówczas niezależnym politycznie państwem, którym władał wielki książę. Pierwszym wielkim księciem był Witold, a każdy następny miał być wybierany w porozumieniu Litwinów z Polakami. Litwa zobowiązała się też do niezawierania sojuszów z wrogami Polski. Z tymi sojuszami i uzgadnianiem kolejnych władców Litwy w kolejnych latach różnie bywało, ale unia z Polską jakoś się utrzymywała. Wreszcie w 1569 r. powołana została Unia Lubelska, czyli jednolite państwo polsko-litewskie o charakterze federalnym. Kolejne 2 wieki to wojny z Moskwą i Szwedami, bunt kozacki pod wodzą Chmielnickiego, w wyniku czego Litwa straciła duże terytoria kresów wschodnich. To w tym czasie jeden z negatywnych bohaterów „Potopu” Sienkiewicz - wielki hetman litewski Janusz Radziwiłł zawarł unię ze Szwedami, co oznaczało zerwanie traktatów i związków z Polską, a król szwedzki został zwierzchnikiem Litwy. Później było już tylko gorzej. Klęski żywnościowe, zarazy, głód, liczne wojny domowe oraz Wojna rosyjsko-szwedzka zdewastowały Litwę w XVIII wieku, a w wyniku rozbiorów Polski Litwa została podzielona między Rosję i Prusy. XIX w. to najpierw reaktywowanie przez Napoleona Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale po jego klęsce Litwa została podzielona między Rosję, a Suwalszczyzna stała się częścią Królestwa Polskiego. Powstanie listopadowe 1830), a zwłaszcza styczniowe (1863) oznaczały olbrzymie represje Rosji wobec ludności oraz daleko idącą rusyfikację.

W XX w. wraz z wybuchem II Wojny Światowej wróciła wiara w odzyskanie niepodległości. Litwa początkowo znalazła się pod okupacją niemiecką, w 1917 r. w Wilnie powstała Taryba - Rada Litewska, która rok później ogłosiła niepodległość. Taryba była częściowo uzależniona od Niemiec. Młode państwo litewskie od samego początku swego istnienia musiało sprostać wielu wyzwaniom. Destabilizacja carskiej Rosji była jedną z przyczyn wybicia się Litwinów na niepodległość, ale również jedną z przyczyn późniejszych ich problemów. Granice były wówczas tymczasowe i to od brutalnego starcia mocarstw zależeć miał późniejszy ich los. Po stworzeniu rzadu przez Tarybę, do boju przystąpili komuniści wspierani oficjalnie przez Armię Czerwoną, którzy od razu ogłosili powołanie Litewsko-Białoruskiej Republiki Socjalistycznej (Putin w dzisiejszej Rosji nazwałby ją republiką ludową). Następnego dnia Taryba wspierana przez Niemcy, przystąpiła do kontrofensywy, a Wilno zajęło Wojsko Polskie. Ostatecznie kontrolę nad Litwą przejęła Taryba, a po wybuch wojny polsko-bolszewickiej (1920) Rosjanie zwrócili Litwie Wilno. Jednak w tym starciu Litwini, położeni pomiędzy Polską a sowieckim kolosem, od początku stali na straconej pozycji, co zakończyło się dla nich ostatecznie utratą Wilna w wyniku „buntu” gen. Żeligowskiego, który z polecenia Piłsudskiego wkroczył na Litwę i zajął Wilno. II RP zyskała kolejne z wielu miast wojewódzkich, Litwa traciła zaś swoją historyczną stolicę. Wydarzenia te rzutować miały na całą późniejszą historię stosunków obu państw, przekreślając jednocześnie jakiekolwiek szanse na porozumienie. Żeligowski utworzył Litwę Środkową, która w 1922 r. została oficjalnie wcielona do Polski, a siedzibą władz litewskich stało się Kowno.

Warto się przyjrzeć sytuacji wewnętrznej na Litwie w okresie międzywojennym. Pierwsze wybory do sejmu litewskiego wygrała koalicja partii prawicowych (1922), która w kolejnym roku powiększyła swoją niewielką większość parlamentarną. Rządzący sprawowali jednak władzę w sposób, który budził zdecydowany opór opozycji i społeczeństwa. Konflikt z Polską służył jako pretekst do utrzymywania stanu wyjątkowego, który obowiązywał na całym obszarze kraju od 1919 r. aż do września 1922 r., kiedy został częściowo zniesiony. Komendanci wojenni mieli wówczas możliwość regulowania prawie wszystkich przejawów życia publicznego: reglamentacji podlegała prasa, chodzenie w grupach po ulicy czy zażywanie wspólnej kąpieli w rzekach. W dodatku w kraju szerzyła się korupcja oraz nepotyzm, hojnie obdarzono organizacje katolickie, całość spotęgowała zaś wcześniejsza utrata Wilna oraz ciągnące się afery gospodarcze. Ostatnie demokratyczne wybory do sejmu litewskiego odbyły się w 1926 r., czyli zaledwie kilka miesięcy przed zamachem stanu. Opozycja wykorzystała w akcji propagandowej nieudolność prawicy, której szczególnym przykładem była sprawa działającego pod patronatem kleru Towarzystwa Trzeźwości, które otrzymało przywileje na prowadzenie karczem i restauracji. Trudno wyobrazić sobie większą kpinę z demokracji. Wybory zakończyły się spektakularną porażką chadecji, nową koalicję stworzyli ludowcy z socjaldemokratami. Dodatkowo w sejmie znalazły się mniejszości narodowe oraz nacjonaliści, wśród których znalazł się przyszły dyktator Litwy Antanas Smetona. Przewaga parlamentarna rządu była jednak niewielka, więc stanowisko mniejszości mogło być czynnikiem decydującym o wielu istotnych ustawach. Centrolewicowy rząd zniósł wciąż trwający stan wyjątkowy oraz sprzyjał demokratyzacji kraju. Zniesiony został zakaz zgromadzeń pod otwartym niebem, przestała obowiązywać cenzura prasy, wdrożono program robót publicznych, zakazano interwencji policji podczas strajków. Zakończenie długoletniego okresu napięcia sprzyjało też ożywieniu kulturalnemu. Działania rządu wpływały na poprawę sytuacji mniejszości narodowych w kraju, co objawiło się rosnącą liczbą szkół polskojęzycznych. Jesienią 1926 r. zaczęły nasilać się protesty opozycji, która zarzucała rządzącym zbytnią demokratyzację i liberalizację kraju oraz liczne ustępstwa wobec mniejszości narodowych. Lewicowe reformy rządu doprowadziły do zbliżenia się narodowców oraz chadecji, co poskutkowało kolejnym wzrostem napięć społecznych oraz oskarżeniami rządzących o bolszewizację i polonizację kraju. Legalizację działalności organizacji komunistycznych uznano za zamach na bezpieczeństwo państwa, chociaż Litwa była krajem rolniczym, a partia komunistyczna miała jedynie kilkuset członków. Opozycja przystąpiła nawet do skrzętnego odnotowywania każdego wiecu robotniczego czy aktywniejszej działalności związków zawodowych. Narodowcy, choć posiadali skromną reprezentację w ławach sejmowych, mieli jednocześnie większe wpływy w wojsku, szczególnie wśród młodych oficerów, do których łatwo trafiały nacjonalistyczne hasła o zaprowadzeniu rządów silnej ręki. Podkreślano również, że tylko przy pomocy silnej armii Litwa odzyska Wilno. Spisek zawiązał się we wrześniu 1926 r., kilka miesięcy po zamachu majowym Piłsudskiego w Warszawie. Wydarzenia na Litwie były spóźnionym echem podobnych perturbacji w Polsce, a litewscy nacjonaliści jeszcze wiele razy, nawet pomimo trwającej antypatii, mieli wzorować się na autorytarnych rządach piłsudczyków.

Zamach dokonał się w nocy z 16 na 17 grudnia. Spiskowcy pod wodzą majora Plechavičiusa opanowali Kowno. Pucz przebiegł bezkrwawo, a prezydent i premier po krótkotrwałych negocjacjach zdecydowali się podać do dymisji, otrzymawszy gwarancję zachowania porządku konstytucyjnego, nawet jeśli zamach na legalnie wybrane władze był już tego porządku pogwałceniem. Aresztowani przywódcy komunistów (uwolnieni wcześniej przez obalony rząd) zostali rozstrzelani, a zamachowcy powierzyli władzę w ręce Antanasa Smetony, premierem został Augustinas Voldemaras. W ten sposób zakończył się bardzo krótki etap liberalizacji Litwy, a rozpoczął nowy, w którym państwo to, obok faszystowskich Włoch i sanacyjnej Polski, dołączyło do krajów autorytarnych. Jednakże Związek Narodowców Litewskich Smetony, nigdy nie stał się partią masową jak Partia Faszystowska we Włoszech – w 1938 liczył niespełna 15 tys. członków. Znów powrócono do rządów stanu wojennego, które w majowych wyborach większość mieszkańców odrzuciła. Smetona zajął specjalnie dla niego wymyślone stanowisko „wodza państwa” lub „przywódcy narodu” (z litewskiego: Tautos Vadas), które nasuwa skojarzenia z włoskim duce czy niemieckim führerem. Nowy reżim przystąpił do uzasadnienia legalności objęcia rządów. Plechavičius, główny dowódca zamachu, w wywiadzie dla łotewskiej gazety przekonywał, że istniały konkretne dane, iż 20 grudnia puczu dokonać mieli komuniści. Rządowa gazeta „Lietuva” mówiła, że przewrót był jedynym ratunkiem przed „czerwonym niebezpieczeństwem”. Obwiniano również centrolewicowy rząd, a związani z nacjonalistami wojskowi donosili o rzekomych ruchach wojsk polskich przy granicy z Litwą. Premier Voldemaras wystąpił z tezą, która w raczej mało logiczny sposób miała łączyć Polaków z bolszewikami. Otóż według niego rząd polski miał finansować komunistyczne powstanie na Litwie, by uzyskać casus belli do zajęcia kraju. Logika, której nie powstydziłby się nawet sam Macierewicz w dzisiejszej Polsce. Jeszcze w grudniu 1926 r. powstał obóz koncentracyjny w Worniach – w kwietniu kolejnego roku było tam już 112 osadzonych. Narodowcy przystępowali do cementowania zdobytej władzy. Początkowo zamachowcy sprawiali wrażenie respektowania konstytucji oraz demokratycznego ustroju państwa, pozostając nawet chwilowo w koalicji z niewielką Partią Rolników i chadekami, w rzeczywistości wypatrując jednak okazji do dalszych działań. Pierwsze posiedzenie Sejmu po puczu odbyło się dopiero w lutym 1927 r. na skutek protestów opozycji. Zgłoszono wówczas wotum nieufności dla rządu, wniosek nie uzyskał jednak poparcia mniejszości narodowych. Przeciwko rządowi zawiązał się spisek pod przewodnictwem ludowca Pajaujisa, który to po jego wykryciu wraz z innymi spiskowcami został osadzony w więzieniu. Jego sprawa urosła do symbolu walki o zachowanie władzy Sejmu i demokracji, co pociągnęło za sobą wspólne działanie ludowców, socjaldemokratów i mniejszości narodowych.

Wniosek o wotum nieufności dla rządu Voldemarasa zgłoszony został w kwietniu 1927 r. i tym razem przeszedł. Tego samego dnia prezydent Smetona rozwiązał Sejm. Wydarzenia te były więc dopełnieniem i logiczną konsekwencją wcześniejszych działań narodowców, którzy dążyli do skumulowania w swoich rękach jak największej władzy. W tym samym roku policja dostała zadanie zdławienia kampanii antyrządowej opozycji, a w końcu zakazano jakichkolwiek zgromadzań o charakterze politycznym. Opozycja zdawała sobie sprawę z faktu, że walka o władzę nie może już odbywać się za pomocą legalnych środków. Próbowała zorganizować przewrót, jednak spisek został jednak zdekonspirowany, jedynie w Taurogach grupy powstańców przystąpiły do rozbrajania posterunków policji, jednak już po kilku godzinach powstanie zostało zdławione przez wojsko. Wydano 9 wyroków śmierci. Liczba ta byłaby dużo większa, gdyby nie petycje, które słane były do Smetony również od samych narodowców. Rząd był niejako silny słabością opozycji, która wzajemnie oskarżała się o niepowodzenia i nie potrafiła stworzyć zjednoczonego frontu przeciw rządom Smetony i Voldemarasa. Partie opozycyjne domagały się zwołania kolejnych wyborów, w odpowiedzi na to narodowcy zaproponowali referendum, które miało dotyczyć zwiększenia pełnomocnictw prezydenta i zmniejszenia roli Sejmu. Władza z czasem zaczęła obawiać się wyników referendum. W sprawozdaniu policyjnym z 1927 r. zapisano, iż robotnicy są wrogo do niego nastawieni, a tylko bogaci i średni gospodarze pójdą do urn wyborczych. Z tego względu Smetona w maju 1928 r. dekretem dokonał zmiany konstytucji. Konstytucja Republiki Litewskiej z 1922 roku, wzorowana na polskiej konstytucji marcowej, zapewniała przewagę parlamentu nad ciałem wykonawczym, a prezydent, wybierany na okres 3 lat, mógł zostać zdymisjonowany przez Sejm. Tymczasem po uchwaleniu nowej konstytucji posiedzenia Sejmu nie odbywały się aż przez 8 lat. Miała ona miała charakter czysto symboliczny – mówiła choćby o tym, że Litwa jest republiką demokratyczną, a władza w państwie należy do narodu.

Poparcie dla rządu było nadal nikłe, brakowało mu też struktur terenowych, dlatego na przełomie lat 1927 i 1928 powołana została do życia paramilitarna organizacja Żelazny Wilk, która zajmowała się walką z opozycją, podpaleniami i zastraszeniami. Choć prezydent Smetona został jej honorowym członkiem, to jej faktycznym zwierzchnikiem pozostawał Voldemaras. Między oboma działaczami wkrótce doszło do konfliktu. Smetona uważał, co było w gruncie rzeczy prawdą, że Voldemaras zdradza zapędy dyktatorskie. Od końca 1928 r. oprócz funkcji premiera obejmował również resorty spraw zagranicznych, obrony krajowej, finansów oraz przemysłu i handlu - istny człowiek orkiestra, porównywalny jedynie z Morawieckim we współczesnej Polsce. Niepokój budziły również samowolne akcje Żelaznego Wilka, które, gdyby wymknęły się spod kontroli, mogły zagrozić i samemu Smetonie. Izolowany Voldemaras ustąpił we wrześniu 1929 r., a Żelazny Wilk podporządkowany został ministerstwu spraw wewnętrznych, usunięto z niego również najbardziej fanatycznych zwolenników byłego premiera, co jednak nie zakończyło terrorystycznej działalności organizacji. Nowym premierem rządu został Tūbelis, który nie zdradzał już zapędów dyktatorskich. Cenzura zelżała, dopuszczano wręcz jawne krytykowanie partii rządzącej, aktywniej działała też opozycja. Jednak w czerwcu 1932 r. Antanas Smetona na zjeździe narodowców podkreślił, że powrotu do liberalizmu nie będzie. W międzyczasie przystąpiono do budowania podstaw ideologicznych partii, zdając sobie jednocześnie sprawę z faktu, że oparcie na biurokracji i policji jest słabym sposobem budowania poparcia. W dodatku kraj bardzo odczuwał światowy kryzys gospodarczy, rosło poczucie zagrożenia ze względu na polsko-niemiecką deklarację o niestosowaniu przemocy, co przyczyniło się do późniejszego zbliżenia litewsko-sowieckiego. Postanowił to wykorzystać były premier Voldemaras, który wraz z wiernymi mu członkami Żelaznego Wilka podjął próbę zdobycia władzy. W zamachu stanu w nocy z 6 na 7 czerwca 1934 r. udział wzięły oddziały lotników, pułk huzarów, a nawet formacja pancerna. Próba puczu jednak nie powiodła się ze względu na stanowczą reakcję Smetony, który w kręgach wojskowych nadal cieszył się ogromnym szacunkiem. Choć sam Voldemaras nie brał bezpośredniego udziału w zamachu, to został skazany na 12 lat więzienia.

Był to kolejny wielki wstrząs, który reżimowi narodowców udało się przetrwać. Wobec późniejszych Litwa była jednak już bezsilna. W 1938 r. doszło do kolejnego kryzysu w kontaktach z Polską. Minister Beck, wykorzystując zabicie przez strażników litewskich polskiego pogranicznika, wystosował 48-godzinne ultimatum z żądaniem nawiązania normalnych stosunków dyplomatycznych z Polską. W Kownie przystanie na tę propozycję potraktowano jako upokorzenie, jednak zdawano sobie jednocześnie sprawę, że Litwa jest na arenie międzynarodowej krajem osamotnionym. Dodatkowo ciągle tlił się konflikt w zdominowanej przez Niemców Kłajpedzie, który ostatecznie wybuchł w marcu 1939 r., kiedy Litwa pod naciskami III Rzeszy zgodziła się oddać Kłajpedę w ręce Niemców. Ostatni etap dramatu rozpoczął się wraz z porażką Polski we wrześniu 1939 r. Litwa stawała się wówczas jednie malutkim skrawkiem terytorium pomiędzy dwoma totalitarnymi mocarstwami. Obaj oprawcy – Hitler i Stalin – nie przewidywali w swoich planach istnienia państw bałtyckich, więc już 3 października sowiecki dyktator powiedział litewskiemu ministrowi spraw zagranicznych, że większa część Litwy przypadnie ZSRR. Stalin poinformował go również, że Związek Sowiecki gotowy jest oddać Litwie Wilno wraz z częścią Wileńszczyzny, lecz w zamian za podpisanie „paktu o wzajemnej pomocy”, który miał zezwalać na budowanie sowieckich baz wojskowych na terytorium litewskim. Osamotniona Litwa zgodziła się na te ciężkie warunki, by w czerwcu następnego roku poddać się agresji Sowietów i ostatecznie stracić niepodległość na 50 lat. Republika Litewska, pomimo wewnętrznych zawirowań i ostatecznego jej upadku, pozostała w pamięci Litwinów pomnikiem, którzy przypominał im, że istnienie niepodległego państwa nie powinno być błogim marzeniem, ale realnym celem, do którego istotnie należy dążyć. Okupacja sowiecka była brutalna, jeszcze przed napadem Hitlera na ZSRS Stalin rozpoczął deportację 35 tys. ludności cywilnej na Syberię. W porównaniu do Sowietów okupacja niemiecka była stosunkowo łagodna. Litewskie policję kolaboracyjne miały się zupełnie dobrze, zajmując się głównie mordowaniem Żydów i Polaków na Wileńszczyźnie. W Ponarach wymordowano ok, 70 tys. Żydów i 20 tys. Polaków. Sowieci wrócili na Litwę w 1944 r. przywracając terror masowe wysiedlenia. Wysiedlono ok. 250 tys. Polaków.

Idea niepodległego państwa litewskiego powróciła po 45 latach, gdy rozpadał się Związek Sowiecki. Już od końca lat 80-tych XX w. organizowane były masowe demonstracje pod hasłem przywrócenia niepodległości. Ludzie tworzyli słynny łańcuch bałtycki, który połączył trzy kraje bałtyckie. W połowie lat osiemdziesiątych XX w. nowy sekretarz generalny KPZS Gorbaczow zainicjował tzw. przebudowę (pieriestrojkę) systemu komunistycznego. Doraźnym efektem było złagodzenie cenzury i zmniejszenie represyjności reżimu, sprzyjające uwolnieniu aktywności społecznej. W republikach nadbałtyckich ZSRS władze zainicjowały tworzenie ruchów wsparcia pieriestrojki. W czerwcu 1988 r. zorganizował się Litewski Ruch na Rzecz Przebudowy - Sajudis. Jego liderem został bezpartyjny muzykolog Vytautas Landsbergis. Ruch szybko zyskał ogromną popularność i masowy charakter. Do Sajudisu wstąpiło m.in. wielu członków partii komunistycznej. W październiku 1988 r. na pierwszego sekretarza KC KPL (partia komunistyczna Litwy, która była wówczas częścią KC KPZS - komunistycznej partii Związku Sowieckiego) wybrano reformatorsko nastawionego Algirdasa Brazauskasa, cieszącego się wówczas poparciem zarówno Moskwy, jak i Sajudisu. Nastroje mieszkańców Litwy szybko ulegały jednak radykalizacji, a postulaty Sajudisu ewoluowały. Początkowe hasła naprawy komunizmu i rozszerzenia samodzielności republiki w ramach ZSRS wkrótce zostały zastąpione żądaniami przywrócenia pełnej niepodległości. Mimo gniewnych pomruków z Moskwy, również KPL odłączyła się od KPZS, a następnie postanowiła także odciąć się od ideologii komunistycznej. Zmieniła nazwę na Litewską Demokratyczną Partię Pracy (LDPP), podobnie jak PZPR w Polsce i zadeklarowała wierność ideom demokratycznego socjalizmu. Na początku 1990 r. w wyborach do Rady Najwyższej (parlamentu) republiki Sajudis odniósł tryumfalne zwycięstwo. Przewodniczącym Rady został Landsbergis, który dążył do jak najszybszego ogłoszenia niepodległości. „Akt przywrócenia niepodległości Państwa Litewskiego” przegłosowano 11 marca 1990 r. Pod dokumentem znalazły się podpisy zdecydowanej większości deputowanych, w tym Brazauskasa.

Rada Najwyższa uchwaliła tymczasową konstytucję, skonstruowaną częściowo jeszcze wedle wzorów sowieckich, i powołała nowy rząd. W latach 1990–1991 litewska scena polityczna została zdominowana przez jednego aktora, przewodniczącego Rady Landsbergisa, który pełnił jednocześnie obowiązki głowy państwa. Landsbergis stał się symbolem zmagań o niepodległość Litwy i autentycznym przywódcą narodu. Moskwa usiłowała złamać zbuntowaną republikę za pomocą blokady gospodarczej. Kreml podjął także próbę zbrojnej interwencji, wprowadzając do Wilna czołgi i atakując wieżę telewizyjną w Wilnie. Kilka miesięcy później, w sierpniu 1991 r., w następstwie załamania się moskiewskiego puczu Janajewa, niepodległość Litwy (oraz pozostałych państw bałtyckich) została ostatecznie uznana przez ZSRR i całą społeczność międzynarodową, w tym też ONZ.

Entuzjastyczne nastroje spowodowane odzyskaniem wolności szybko jednak wyparowały. W okresie od jesieni 1991 do końca 1992 r. społeczne koszty firmowanej przez Sajudis ekonomicznej i politycznej transformacji były ogromne. Spadały dochody ludności, drastycznie rosły koszty utrzymania. Uaktywniła się zorganizowana przestępczość, żerująca na słabości tworzących się dopiero struktur policji i wojska. Litwa jednocześnie pozostawała całkowicie zależna od dostaw surowców energetycznych z ZSRS (a od końca 1991 r. z Rosji). Moskwa wykorzystywała sytuację, domagając się opłat rynkowych, znacznie wyższych niż dotychczasowe obowiązujące w ZSRS. Nierzadko wstrzymywano dostawy pod pretekstem zalegania przez Wilno z opłatami. W efekcie rosły ceny niemal wszystkich produktów, a zimą mieszkańcy Litwy marzli w niedogrzanych mieszkaniach. Wskaźniki gospodarcze i średni poziom życia ludności obniżyły się do stanu z początku lat 60-tych. Nawet świeżo odzyskana suwerenność państwa nie wydawała się ugruntowana. W kraju nadal stacjonowało kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy dawnej Armii Czerwonej, teraz już oficjalnie rosyjskiej. Dopiero we wrześniu 1992 r., dzięki politycznemu wsparciu rządów państw Zachodu, udało się uzgodnić z Rosją terminarz ewakuacji. Niemal natychmiast okazało się jednak, że rosyjska strona wcale nie traktuje porozumienia z Litwinami w zobowiązujący sposób. Postępy wycofywania wojsk nadal zależały zatem przede wszystkim od dobrej woli Moskwy. W latach 1991–1992 na ogół niekorzystnie układały się stosunki z Polską. Zaciążyły przede wszystkim historyczne litewskie resentymenty odwołujące się do wydarzeń z dwudziestolecia międzywojennego. Ale z litewskiej perspektywy niepokojącą przesłanką była również próba ustanowienia autonomii narodowo-terytorialnej, podjęta wcześniej przez przedstawicieli polskiej mniejszości na Wileńszczyźnie. Mimo że polskie władze oficjalnie odcinały się od autonomistów, to jednak domagały się zaprzestania przez litewski rząd działań interpretowanych jako szykanowanie polskiej mniejszości (chodziło m.in. o likwidację ustanowionego w 1991 r. zarządu komisarycznego w zamieszkanych przez polską ludność rejonach i rozpisanie wyborów samorządowych). Stanowisko Warszawy było przez Litwinów interpretowane jako ingerencja i próba podważenia integralności ich państwa. W efekcie nie tylko wśród rządzących, ale także w wielu kręgach społecznych wyraźnie odczuwalny stał się niepokój dotyczący dalszych losów Wileńszczyzny. Zupełnie poważnie obawiano się, że współczesna Polska może domagać się zwrotu tego regionu, który przed wybuchem II Wojny Światowej stanowił część ówczesnej Rzeczypospolitej. Reakcją było usztywnianie stanowiska wobec kolejnych polskich propozycji kompromisowych uregulowań wzajemnych relacji. Zwłaszcza wywodząca się z Sajudisu prawica zaczęła traktować nieprzejednane stanowisko wobec Polski oraz polskiej mniejszości na Litwie w kategoriach narodowej racji stanu.

Sajudis nigdy nie stanowił monolitu, a raczej szeroką koalicję wielu różnorodnych sił społecznych i politycznych. Kiedy strategiczny cel w postaci odbudowy niepodległego państwa został osiągnięty, nastąpił proces dekompozycji ruchu. Konflikty, dotychczas tłumione, wybuchły teraz ze zdwojoną siłą. Rodziły się kolejne partie polityczne. Liderzy zaangażowali się w zażarte spory ideologiczne i personalne. W 1992 r. coraz bardziej słabła pozycja Landsbergisa, oskarżanego o arogancję i dyktatorskie zapędy. Jednocześnie w Radzie Najwyższej trwały prace nad nową konstytucją. W ogniu litewskiej „wojny na górze” nie udało się zwolennikom byłego lidera Sajudisu przeforsować propozycji znacznego rozszerzenia uprawnień głowy państwa. Wynik rozpisanego w tej sprawie referendum okazał się niewiążący, co interpretowano jako osobistą porażkę Landsbergisa. Licząc jeszcze na mobilizację elektoratu, prawe skrzydło Sajudisu w Radzie Najwyższej w warunkach bardzo ostrego konfliktu politycznego doprowadziło do skrócenia kadencji parlamentu i rozpisania przyspieszonych wyborów.

Pierwsze wolne wybory do litewskiego Sejmu odbyły się jesienią 1992 r. Były one poprzedzone agresywną kampanią, w której koalicja Sajudisu oraz większość partii politycznych chętnie posługiwały się antysowiecką i nacjonalistyczną retoryką. Mimo że przedwyborcze sondaże nie przewidywały zwycięstwa LDPP, ugrupowanie to było silnie atakowane za postkomunistyczny rodowód. Stronnictwo Brazauskasa oparło kampanię na eksponowaniu negatywnych kosztów reform, obiecując powrót do sprawdzonych rozwiązań. Brazauskas osobiście jeździł do rozpadających się kołchozów, pochylał się nad ludzkimi problemami, obiecując „naprawienie błędów” i odsunięcie od władzy nieudaczników. Podkreślał także konieczność „większego pragmatyzmu” w stosunkach z Rosją, ponieważ Litwa ciągle jeszcze była niesamodzielna gospodarczo. Jakby na zamówienie tuż przed wyborami kolejny raz wstrzymane zostały dostawy rosyjskiej ropy naftowej i gazu, co jeszcze wzmacniało argumenty lidera LDPP (powszechne były wówczas spekulacje, że w taki sposób Moskwa wsparła litewskich postkomunistów). Wyniki wyborów przeprowadzonych w dwóch turach na przełomie października i listopada 1992 r. były ogromnym zaskoczeniem nie tylko dla mieszkańców Litwy. Postkomuniści z LDPP zdobyli bezwzględną większość, obsadzając ponad połowę miejsc w Sejmie. Przejęli władzę podobnie jak postkomunisci Kwaśniewskiego w Polsce w podobnym czasie (1993). Dotkliwej porażki doznały ugrupowania prawicowe i centrowe (niektóre startujące samodzielnie nie przekroczyły progu wyborczego). Stało się tak przede wszystkim z powodu utożsamienia negatywnych skutków kryzysu ekonomicznego i politycznego z rządami Sajudisu. Większość litewskiego społeczeństwa dobitnie opowiedziała się za socjalnym bezpieczeństwem, ale także odrzuciła styl uprawiania polityki przez partie, które w ostatnim czasie określały swą tożsamość głównie za pomocą haseł antykomunistycznych i narodowo-patriotycznych. Ugrupowanie Brazauskasa było zaskoczone rozmiarem własnego sukcesu. Z kolei w państwach Zachodu wynik litewskich wyborów wywołał zaniepokojenie perspektywą nawrotu komunizmu. W Wilnie krążyły pogłoski, wedle których Sajudis zamierzał wezwać do oporu przeciw spodziewanej decyzji o integracji kraju ze Wspólnotą Niepodległych Państw. Postkomuniści byli także oskarżani o chęć zatrzymania ewakuacji rosyjskiego wojska. Rozwiewając wątpliwości, Brazauskas natychmiast zapewnił, że nowa większość parlamentarna nie zamierza dokonywać żadnego zamachu na suwerenność ojczyzny. Deklarując nawet ogólne wsparcie dla kierunku rozpoczętych reform (chociaż nie dla sposobu ich wdrażania), zwrócił się do wszystkich pozostałych sił politycznych o stworzenie wielkiej koalicji rządowej. Opinia publiczna z napięciem oczekiwała zwłaszcza na reakcję Landsbergisa. Ten jednak oficjalnie uznał porażkę i pogratulował zwycięzcom. Zapowiedział również, że koalicja z lewicą postkomunistyczną nie jest możliwa, dlatego jego ugrupowanie przejdzie do opozycji parlamentarnej. Podobne stanowisko zajęli liderzy innych partii centroprawicowych.

Już podczas pierwszego posiedzenia Sejmu okazało się, że wbrew powyborczym deklaracjom LDPP nie zamierza dzielić się władzą. Głosami lewicowej większości wybrano Brazauskasa na przewodniczącego parlamentu. Wbrew gorącym protestom opozycji, która spodziewała się oddania jej funkcji wiceprzewodniczącego, został nim również postkomunista Česlovas Juršnas. Cel tego manewru stał się jasny, gdy wkrótce przegłosowano uchwałę o tymczasowym powierzeniu obowiązków prezydenta państwa przewodniczącemu, którego w okresie przejściowym miał zastąpić oczywiście wiceprzewodniczący Sejmu. Oburzonym posłom opozycji pozostały tylko protesty. Ugrupowanie Brazauskasa obejmowało rządy pod hasłami radykalnej zmiany przede wszystkim dotychczasowej polityki społecznej, ekonomicznej i zagranicznej. Jednak przejmując władzę w drodze wolnych wyborów, LDPP musiała liczyć się nie tylko z nastrojami mieszkańców i stanowiskiem Moskwy, ciągle trzymającej Litwę w ekonomicznym szachu. Opuszczając ZSRS, Litwa zadeklarowała chęć przynależności do demokratycznego świata. Na Zachodzie litewscy postkomuniści nie cieszyli się uznaniem, a za gwaranta kontynuacji przemian uchodził Landsbergis. Należało zatem dowieść reformatorskiego nastawienia. Ponadto zgodnie z konstytucją Litwę czekały niebawem wybory prezydenckie. Co prawda na przełomie 1992 i 1993 r. kandydatura lidera LDPP biła rekordy popularności w sondażach, ale ostateczny wynik nie był przesądzony. Sytuacja wymagała zatem rozwiązań przejściowych, które uwiarygodniłyby nową władzę nie tylko w oczach własnych obywateli, ale także opinii międzynarodowej. W tym kontekście kluczowy był skład nowego rządu, a szczególnie nominacja jego szefa. Ku zaskoczeniu działaczy LDPP Brazauskas zaproponował na to stanowisko technokraty Bronislovasa Lubysa - prekursora prywatnego biznesu na Litwie. dotychczasowego wicepremiera w gabinecie firmowanym jeszcze przez Sajudis. W rządzie, powołanym w grudniu 1992 r., zasiadło tylko trzech ministrów z LDPP, reszta związana była raczej z opozycją. Dobór ministrów sugerował, że zapowiedź korekty polityki państwa, głośno powtarzana jeszcze podczas kampanii, w istocie nie zwiastowała rewolucji. Priorytetem było opanowanie trudnej sytuacji gospodarczej, a nie rozliczenie ekipy Sajudisu. Odgrywając główną, choć zakulisową rolę w powstawaniu rządu, Brazauskas przygotował grunt pod kolejną wyborczą wygraną. Wbrew stanowisku opozycji, która nalegała na odłożenie wyborów prezydenckich, Sejm wyznaczył ich termin już na połowę lutego 1993 r. Po porażce w wyborach do Sejmu w koalicji Sajudisu zapanowała grobowa atmosfera. Podniosły się głosy kwestionujące przywództwo Landsbergisa. Rozpad Sajudisu w jego dotychczasowej formule wydawał się przesądzony. Na początku stycznia 1993 r. Landsbergis świadom nieuchronnej porażki ogłosił swoją rezygnację z ubiegania się prezydenturę. Brazauskas miał zatem ułatwione zadanie. Przeciwko niemu stanął znany opozycjonista Lozoraitis, który zebrał poparcie niemal całej opozycji. Brazauskas wytykał kontrkandydatowi, że przebywając za granicą, nie uczestniczył w wydarzeniach przełomowych dla najnowszej historii kraju, zatem nie zna bieżących problemów społecznych i gospodarczych. Przedstawiał Lozoraitisa wręcz jako bujającego w obłokach intelektualistę, marionetkę w rękach Landsbergisa. W kampanii akcentowano, że wygrana Brazauskasa, specjalisty od gospodarki, twardo stąpającego po ziemi i świetnie orientującego się w miejscowych realiach, zagwarantuje Litwinom nie tylko upragniony dobrobyt, ale też polityczną stabilizację. Wybory odbyły się w lutym 1993 r., wygrał je zdecydowanie Brazauskas, zdobywając ponad 60% głosów. Po swoim zwycięstwie Brazauskas przestał uprawiać ekumenizm polityczny. Zgodnie z obietnicami zrezygnował z członkostwa w rządzącej partii, ale w praktyce miał w niej decydujące zdanie. Dokonał przetasowań w rządzie, wymienił premiera, którego nowy gabinet miał już bardziej partyjny charakter. Zachowało się w nim już tylko 2 ministrów z czasów Sajudisu, w tym minister obrony. Nowy premier z doświadczeniem w prywatnym biznesie - Šleževičius podjął natychmiastowe starania o poprawę sytuacji gospodarczej. Przede wszystkim usiłował uzyskać wsparcie międzynarodowych instytucji finansowych. Na jednej z takich konferencji w Sztokholmie, w której miałem okazję brać udział, premier wykorzystał również szansę na korzystne zaprezentowanie nowej ekipy, dotychczas postrzeganej przede wszystkim jako spadkobiercy systemu komunistycznego. W zamian za zobowiązanie do bardziej rygorystycznej kontroli wydatków publicznych i kontynuowania reform Unia Europejska zaoferowała wówczas Litwie partycypację w funduszach pomocowych. Wkrótce podpisano również umowę handlową. Wilno rozpoczęło także zabiegi o zawarcie umowy stowarzyszeniowej. W maju 1993 r. Litwa została przyjęta do Rady Europy. W grudniu tego roku Parlament Europejski zaaprobował program szerokiej współpracy z Wilnem, przygotowany przez Brukselę. Zgodnie z zapowiedziami z kampanii wyborczych szansy na ożywienie gospodarcze szukano także w intensyfikacji kontaktów z dawnymi republikami sowieckimi, zwłaszcza Białorusią i Ukrainą. Zdaniem rządzącej lewicy postkomunistycznej (innej na Litwie nie było, bądź była jak w Polsce rachityczna) poprzednie rządy, kierując się głównie względami ideologicznymi, doprowadziły na tym polu do karygodnych zaniedbań. Już w połowie marca 1993 r. do Wilna przybył białoruski premier Kiebicz. Podpisano wówczas umowę o wolnym handlu. Było to pierwsze tego typu porozumienie zawarte przez Litwę z państwem należącym niegdyś do ZSRS. W lipcu i sierpniu 1993 r. doszło także do szeregu spotkań z przywódcami ukraińskimi (m.in. prezydentem Krawczukiem i premierem Kuczmą). Również w tym wypadku owocem było aż siedem umów o współpracy gospodarczej i tranzycie. Ponadto jesienią Brazauskas odwiedził kilka dawnych sowieckich republik środkowoazjatyckich, m.in. Kazachstan, a także Chiny. Z podróży również przywiózł pakiet porozumień gospodarczych. Obciążony przeszłością komunistycznego sekretarza, nie znający języków (prócz rosyjskiego) prezydent nie czuł się pewnie w kontaktach z Zachodem, uznawał się za eksperta od rzeczywistości postsowieckiej. Jeszcze przed wyborami Brazauskas deklarował co prawda ogólne poparcie dla prozachodniego kierunku rozwoju kraju, jednakże w kampanii i pierwszych miesiącach po elekcji często wyrażał opinię o tym, że Litwa powinna przede wszystkim wykorzystać atut położenia geograficznego i odegrać rolę „pomostu” między światem zachodnim a postsowieckim Wschodem i pozostać państwem neutralnym. Podobnie szef dyplomacji z ramienia LDPP krytycznie oceniał politykę zagraniczną Sajudisu, którą nazywał romantyczną i niedojrzałą. Poprzednikom zarzucał uleganie ideologicznemu zacietrzewieniu. Pojawiające się na prawicy marzenia o członkostwie Litwy w NATO i Unii Europejskiej nazywał mrzonkami niepotrzebnie antagonizującymi Rosję. Takie poglądy były ostro zwalczane w Sejmie przez prawicową opozycję, co ostatecznie nie doprowadziło do zerwania opcji prozachodniej.

W kontekście starań podjętych przez lewicę w celu ratowania gospodarki niemal symboliczne znaczenie miało sfinalizowanie starań o przywrócenie narodowej waluty – lita (litas). Zabiegi o zastąpienie sowieckiego rubla rozpoczęto jeszcze w 1990 r., nie sprzyjała im jednak niestabilna sytuacja polityczna i ekonomiczna oraz brak rezerw finansowych. Rządom firmowanym przez Sajudis ogromnym wysiłkiem udało się utworzyć minimalny fundusz stabilizacyjny oraz wprowadzić do obiegu walutę przejściową (tzw. talony), a także zamówić druk banknotów za granicą. Prasa ujawniła, że przy okazji doszło jednak do serii spektakularnych i bardzo kosztownych dla państwa nadużyć. W marcu 1993 r. kierownictwo banku centralnego zostało oskarżone o spowodowanie opóźnień i na wniosek prezydenta odwołane przez Sejm. Akcji towarzyszyła szeroka kampania medialna. Ostateczny sukces w postaci wprowadzenia lita (25 czerwca 1993 r.) został przez opinię publiczną przypisany lewicowej władzy. Podobnie jak stopniowe ustabilizowanie sytuacji gospodarczej i zahamowanie inflacji, co nastąpiło w pierwszych latach działalności gabinetu Šleževičiusa. Zabrakło też przełomu w relacjach z Polską, wbrew obietnicom postkomunistów z kampanii wyborczej. Jeszcze premiera Lubysa stać było na gest złożenia swojej pierwszej wizyty zagranicznej w Warszawie. Jednak traktat międzynarodowy z Polską nie został zawarty, na jego przeszkodzie stanęła prawica, która bardzo zdecydowanie sprzeciwiła się zawarciu umowy, która nie będzie uwzględniała litewskiej interpretacji wydarzeń historycznych. Stanowczo domagano się od strony polskiej przede wszystkim potępienia zajęcia Wilna przez gen. Żeligowskiego w 1920 r. oraz przyznania, że w latach międzywojennych Wileńszczyzna znajdowała się pod okupacją polską. Lewicowy rząd i prezydent zostali oskarżeni o zamiar rezygnacji z tych postulatów, napiętnowani za planowanie narodowej zdrady i spiskowanie przeciw ojczyźnie. Relacje z Polską tradycyjnie obfitowały w tożsamościowy kontekst i czytelne symbole nacjonalistyczne. Wchodzenie na tym polu w konfrontację z prawicą było dla LDPP i Brazauskasa ryzykowne moralnie i wizerunkowo. Przełomowi w stosunkach z Warszawą nie sprzyjało nastawienie opinii publicznej, skutecznie mobilizowanej przez opozycję. Ostro zaatakowane władze postanowiły zatem nie zrywać z dotychczasowym zachowawczym kursem wobec Warszawy, gdyż w atmosferze swego rodzaju patriotycznego szantażu naraziłoby to rządzącą ekipę na zbyt poważne straty wizerunkowe. Poza tym wielu działaczy postkomunistycznej lewicy było podobnie dogłębnie przekonanych, że polska strona powinna zadośćuczynić litewskim krzywdom. Cierpiała na tym Polska mniejszość na Wileńszczyźnie.

Jednak dużo ważniejsze były relacje z Rosją, zwłaszcza że na Litwie nadal stacjonowała Armia Czerwona. Rosyjskie władze nie ukrywały zadowolenia z wyborczego zwycięstwa postkomunistów na Litwie. Otwarcie wyrażano przy tym nadzieję na pozyskanie Wilna do bliższej współpracy. Chodziło m.in. o „wyłuskanie” Litwy spośród niepokornych państw bałtyckich, a być może nawet jej akces do Wspólnoty Niepodległych Państw. Co prawda jeszcze w czerwcu 1992 r. litewska Rada Najwyższa zadecydowała, że Litwa nie będzie przystępować do żadnych postsowieckich wspólnot państwowych, ale Rosjanie wyraźnie liczyli, że nowa władza zmieni zdanie. W marcu 1993 r. do Wilna przybył minister spraw zagranicznych Rosji Kozyriew, który nie szczędził litewskim władzom pochwał za prowadzenie „realistycznej polityki” i przeciwstawiał ich pod tym względem „nacjonalistycznym” władzom Łotwy i Estonii. W tym samym czasie rosyjski minister obrony Graczow przypomniał, że Rosja nie jest wcale zobligowana do opuszczenia pribałtyki.

W maju bawiąc w Wilnie, zapewnił jednak, że jeśli chodzi o ewakuację z Litwy, to Rosja zamierza dotrzymać terminu wyznaczonego na koniec sierpnia 1993 r. Latem 1993 r. doszło jednak do wyraźnego wzrostu napięcia między Rosją a państwami bałtyckimi. W Estonii przyjęto ustawę o cudzoziemcach, na mocy której duża część rosyjskojęzycznych mieszkańców została pozbawiona perspektyw naturalizacji. Projekt podobnej ustawy przyjął także rząd łotewski. W odpowiedzi Rosja oskarżyła te państwa o bezpodstawne szykanowanie rosyjskiej mniejszości i wstrzymała negocjacje dotyczące wyprowadzenia z nich żołnierzy byłej Armii Sowieckiej. Niespodziewane problemy pojawiły się także w kontaktach Moskwy z Wilnem. Prawicowa opozycja na Litwie stale naciskała na rząd i prezydenta, niemal wymuszając nieustępliwe stanowisko w sprawie dotrzymania rosyjskich zobowiązań ewakuacyjnych. Jednocześnie domagała się prowadzenia polityki solidarności z Łotwą i Estonią. Nie było również mowy o jakimkolwiek akcesie Litwy do postsowieckich struktur. Kiedy w Moskwie zorientowano się, że litewscy postkomuniści nie spełniają pokładanych w nich nadziei i nie są wystarczająco pragmatyczni, Kreml zastosował wypróbowaną metodę nacisku. W czerwcu i lipcu ponownie doszło m.in. do ograniczenia dostaw gazu ziemnego i ropy naftowej na Litwę pod pretekstem zaległości płatniczych.

Atmosferę miała oczyścić wizyta Brazauskasa w Moskwie. Stary komunista był przekonany, że w trakcie rozmowy z Jelcynem uda mu się uzgodnić kompromisowe rozwiązania. Preferował osobistą formę „załatwiania spraw” na Kremlu, najlepiej w cztery oczy, z pominięciem uciążliwej drogi służbowej. Jednakże temperatura antyrosyjskich nastrojów na Litwie gwałtownie wzrosła, a w demokratycznym państwie trzeba było liczyć się z nastawieniem opinii społecznej. W odpowiedzi na rosyjskie żądania spłaty długu już nie tylko sejmowa reprezentacja centroprawicy i sprzyjające jej media, ale nawet członkowie rządzącej partii zaczęli publicznie domagać się rekompensaty za lata sowieckiej okupacji, czyli okres pozostawania Litwy w ZSRS. Brazauskas poprosił zatem Moskwę o przełożenie terminu wizyty. Kolejną datę odwiedzin na Kremlu wyznaczono na 23 sierpnia. Do Moskwy niezwłocznie udał się zespół negocjatorów, który zaproponował m.in. wprowadzenie do porządku rozmów kwestii odszkodowań. Wilno oszacowało ich wysokość na astronomiczną kwotę 146 mld. $. Reakcja Rosji była stanowcza. Oskarżono litewskie władze o zamiar destabilizacji wzajemnych stosunków, a 18 sierpniapowiadomiono, że decyzją Jelcyna ewakuacja wojska z Litwy została wstrzymana. Wkrótce poinformowano także o jednostronnym zerwaniu wszelkich negocjacji przez Moskwę. Brazauskas w swoim stylu próbował jeszcze odciąć się od stanowiska zaprezentowanego przez oficjalną delegację litewską. Jednak opozycja zareagowała gwałtownymi atakami i zapowiedzią wszczęcia procedury impeachmentu w przypadku jakichkolwiek ustępstw wobec Rosji. W takiej sytuacji Brazauskas w wystąpieniu telewizyjnym ogłosił ponowne przełożenie wizyty w Rosji. Cała Litwa zamarła w oczekiwaniu na najgorsze. W relacjach z Moskwą powiało chłodem. W sierpniu 1993 r. Litwa stała się obiektem nagonki w rosyjskich mediach, do tej pory specjalizujących się w dyskredytowaniu Łotwy i Estonii. Litewskie władze zapowiedziały nawet zwrócenie się o międzynarodową mediację. O kryzysie pisała prasa na całym świecie, wyrazy poparcia dla Wilna popłynęły z Waszyngtonu i stolic państw europejskich.

W trudnej sytuacji Brazauskas postanowił przejąć inicjatywę bez oglądania się na rząd i Sejm. Napięcie w relacjach z Moskwą opadło po bezpośredniej rozmowie telefonicznej litewskiego prezydenta z Jelcynem, przeprowadzonej 30 sierpnia. Uzgodniono, że oddziały rosyjskie opuszczą Litwę w przewidzianym terminie. Nie będą jednak traktowane jak wojska okupacyjne, ale zostaną pożegnane z wszelkimi honorami przez oficjalne delegacje, orkiestrę i morze kwiatów. Zapowiedziano także ustalenie nowej daty wizyty prezydenckiej w Moskwie oraz wznowienie negocjacji dotyczących uregulowania wzajemnych stosunków. Brazauskas ogłosił dobre wieści za pośrednictwem mediów. Następnego dnia ostatnie jednostki rosyjskie wyjechały z Litwy. Na mocy uzgodnień z Litwinami jeszcze przez pewien czas Rosjanie wykorzystywali do celów wojskowych także port w Kłajpedzie. We wrześniu 1993 r. amerykański Senat zagroził wstrzymaniem finansowej pomocy dla Rosji (2,5 mld. $), jeśli ta nie wznowi ewakuacji z Łotwy i Estonii. W połowie listopada wezwała do tego samego Rosję również rezolucja Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Dążąc do przełamania niewygodnego impasu, Moskwa zdecydowała o wznowieniu negocjacji z Rygą i Tallinnem. Ewakuację rosyjskiego wojska z Łotwy i Estonii oficjalnie zakończono dopiero 31 sierpnia 1994 r. Jak widać były to czasy, kiedy Rosja była jeszcze podatna na naciski społeczności międzynarodowej. Po 3 dekadach można o takiej sytuacji tylko pomarzyć.

Powszechnemu uczuciu ulgi towarzyszyła lawina oskarżeń pod adresem Brazauskasa. Opozycja obwiniała go o przekroczenie kompetencji, rezygnację z zabiegów o rosyjskie odszkodowania lub choćby oficjalne potwierdzenie faktu okupacji Litwy w latach 1940–1991. Brazauskas kontrował, że gdyby nie wynegocjowany przez niego kompromis, obce wojska nadal stacjonowałyby na terytorium litewskim. Zażegnanie sierpniowego kryzysu uznawał za jedno ze swoich największych osiągnięć. Na początku września z pielgrzymką na Litwę przybył papież Jan Paweł II (większość mieszkańców Litwy to katolicy). Oprócz religijnego wizyta miała znaczenie polityczne. Co prawda przyjazd przygotowywano od wielu miesięcy, ale zbieżność z terminem ewakuacji rosyjskich wojsk miała wymiar symboliczny. Ranga i międzynarodowy autorytet gościa, który nie szczędził przyjaznych gestów pod adresem prezydenta, dodatkowo stanowiły ważną legitymację dla władzy postkomunistycznej. Papież wyraził radość z odzyskania przez Litwinów wolności oraz nawoływał ich do duchowego pojednania ponad podziałami będącymi skutkiem długoletniej przynależności do ZSRS.

Po puczu Janajewa w Moskwie (październik 1993), wprawdzie Jelcyn utwierdził swoją pozycję, ale także wzmocniły się wspierające go kręgi wojskowe, niechętne dalszym ustępstwom wobec Zachodu. W rezultacie istotnej zmianie uległ polityczny klimat relacji także z państwami byłego bloku sowieckiego i dawnymi republikami związkowymi, które zdążyły odciąć się od związków z Kremlem. Niemal nazajutrz po zażegnaniu wewnętrznego kryzysu Rosja zaczęła silniej podkreślać, że postsowiecki obszar (tzw. bliska zagranica) uznaje za sferę swoich żywotnych interesów i w razie potrzeby nie zawaha się przed zbrojną interwencją. Wśród potencjalnych celów wymieniano dawną pribałtykę. Aż do agresji Putina na Ukrainę za takimi deklaracjami (z wyjątkiem wojny w Gruzji) nie następowały konkretne czyny. Jednak 24.02.2922 r. sytuacja w tej dziedzinie też drastycznie się zmieniła.

W Wilnie bardzo uważnie śledzono moskiewskie wydarzenia oraz ich bezpośrednie następstwa. Mimo że rosyjskie pogróżki były skierowane głównie wobec Estonii i Łotwy, to również na Litwie doskonale zdawano sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Litewski prezydent deklarował pełne poparcie dla Jelcyna, jednak rozwój sytuacji w Rosji napawał niepokojem. Sekwencja wydarzeń budziła obawę o przyszłość świeżo odzyskanej niepodległości. Aż zanadto jasne stało się, że pozostanie przy Brazauskasowskiej idei pomostu między Wschodem a Zachodem skazywało Litwę na pozostawanie w szarej strefie, gdzie była łatwym celem rosyjskich dążeń neoimperialnych. W nowych warunkach już nie tylko większość sił opozycyjnych, ale także wpływowa grupa działaczy rządzącej partii uznała, że tylko przyjęcie pełnej opcji zachodniej może zapewnić litewskiemu państwu gwarancje bezpieczeństwa. Rzecznikiem korekty polityki zagranicznej był m.in. nowy minister obrony, Linkevičius, podobne postulaty zgłaszał też szef dyplomacji, do niedawna sceptyczny wobec jednoznacznie prozachodniego kierunku. Jeszcze w trakcie puczu Janajewa liderzy wszystkich reprezentowanych w Sejmie partii politycznych wystosowali do prezydenta memorandum w sprawie rozpoczęcia starań o członkostwo w NATO. Na początku listopada 1993 r. doszło do kilkakrotnie odkładanej wizyty Brazauskasa w Moskwie i spotkania z Jelcynem. Rosyjski prezydent dosyć niespodziewanie zaproponował wówczas uregulowanie sprawy wojskowego tranzytu przez terytorium litewskie do obwodu królewieckiego. Zgodnie z porozumieniami z 1992 r. Rosja powinna była uzyskiwać formalną zgodę na każdorazowy przejazd transportu wojskowego przez terytorium litewskie. Jednak dotychczas obie strony niezbyt rygorystycznie przestrzegały tych ustaleń. Litwini przede wszystkim nie chcieli dawać Rosjanom pretekstu do wstrzymywania ewakuacji żołnierzy. W rozmowie z Brazauskasem Jelcyn zaoferował korzystne umowy gospodarcze w zamian za litewskie ustępstwa w sprawie tranzytu. Brazauskas uznał, że propozycja jest atrakcyjna zwłaszcza wobec kłopotów ekonomicznych jego kraju. Prezydenci uzgodnili, że konkretne umowy zostaną opracowane w niemal ekspresowym tempie dwóch tygodni. Pakiet porozumień podpisano następnie podczas roboczej wizyty Czernomyrdina, premiera rządu rosyjskiego na Litwie. Ustalono wówczas m.in., że jeszcze co najmniej rok Rosja będzie mogła korzystać z litewskich linii kolejowych oraz kłajpedzkiego portu na dogodnych dla siebie warunkach.

Mimo że litewski prezydent i rząd interpretowali umowy jako sukces, opozycja, a nawet niektórzy politycy LDPP bili na alarm. Dostrzegano, że w kontekście niedawnych wypadków powiązanie kwestii strategicznego bezpieczeństwa z doraźnymi ustaleniami gospodarczymi było wyjątkowo niefortunnym rozwiązaniem. Dodatkowo umowy gospodarcze nie gwarantowały długofalowego rozstrzygnięcia, a utrwalały niebezpieczny stan zależności Litwy od Rosji. Tym bardziej paląca stawała się potrzeba intensyfikacji starań o zmianę polityki zagranicznej oraz przekonanie Brazauskasa do wsparcia nowego kursu.

W kontekście prozachodnich aspiracji problematyczna dla Wilna była zwłaszcza sprawa stosunków z Warszawą. Polska od dawna zabiegała o udział w euroatlantyckiej integracji, notując na tym polu spore sukcesy. Wielu litewskich polityków wywodzących się z prawego skrzydła Sajudisu uznawało, że w kwestii rozwoju cywilizacyjnego i bezpieczeństwa ich ojczyzna powinna szukać oparcia raczej w państwach skandynawskich niż środkowoeuropejskich, a już najmniej liczyć na Polskę. Jednakże w kontekście wydarzeń w Rosji skandynawski model niezaangażowania stawał się coraz mniej inspirujący. Oczywiste stawało się, że najkrótsza droga Litwy na Zachód będzie wiodła przez Polskę nie tylko w znaczeniu ściśle geograficznym. Jeszcze w październiku 1993 r., niemal równolegle do listu nawołującego do rozpoczęcia starań o członkostwo w NATO, partie opozycyjne sygnowały drugi list adresowany do władz. Wyrażono w nim ogólne poparcie dla budowy dobrych relacji z Polską. Zdaniem sygnatariuszy jedynie postawa niektórych przedstawicieli polskiej mniejszości narodowej na Litwie torpedowała zbliżenie obu państw. Mimo nieco pokrętnej logiki zastosowanej w tym dokumencie perspektywa oparcia się o Polskę wydawała się coraz bardziej realna nawet w opinii centroprawicy. Tym bardziej, że we wrześniowych wyborach w Polsce władza trafiła w ręce ugrupowania wywodzącego się z dawnej partii komunistycznej. Zmiana paradoksalnie była korzystna, gdyż mogła zapowiadać pragmatyczne podejście polskich negocjatorów do najbardziej spornej kwestii, jaką w opinii litewskich partii opozycyjnych pozostawała ocena historii. W liście zwracano uwagę, że to reprezentanci polskiej mniejszości zabiegali np. o nieustępliwe stanowisko Warszawy w sprawie litewskich postulatów dotyczących interpretacji historii. Zdaniem sygnatariuszy miało to świadczyć o ponownym uaktywnieniu się „autonomistów” dążących do oderwania Wileńszczyzny od Litwy. W związku z tym nawoływano władze do zaostrzenia polityki wobec litewskich Polaków. Kierunek rozwoju stosunków litewsko-rosyjskich w październiku i listopadzie jeszcze wzmacniał przekonanie litewskich elit, reprezentantów zarówno opozycji, jak rządzącej partii, o potrzebie przejęcia inicjatywy w kontaktach z Polską. Tym bardziej że Zachód dawał jasno do zrozumienia, iż oczekuje od państw aspirujących definitywnego uregulowania spornych kwestii w relacjach z sąsiadami. Wskutek uprawiania polityki sabotowania porozumienia z Polską Litwini coraz bardziej byli postrzegani jako niezdolni do kompromisu nacjonaliści, kierujący się przede wszystkim resentymentami. Na początku grudnia 1993 r. w Brukseli doszło do spotkania szefów dyplomacji Litwy i Polski. Konsultacje dotyczyły m.in. nawiązania współpracy w dążeniu do NATO i w relacjach z Rosją. Litewski minister zaproponował odblokowanie prac nad traktatem, co ówczesny szef MSZ - Olechowski powitał z zadowoleniem. Ustalono, że ministrowie będą odtąd osobiście nadzorować toczące się negocjacje. Chciano w ten sposób osłonić prowadzone rozmowy przed możliwą ingerencją politycznych radykałów operujących hasłami obrony zagrożonego interesu narodowego. W połowie grudnia 1993 r. w Warszawie przewodniczący litewskiego Sejmu uzgodnił ogólną formułę przyszłego układu, ale też przemawiając w polskim parlamencie wyraził nadzieję na nawiązanie ściślejszej współpracy w drodze na Zachód. Jasno dał do zrozumienia, że Litwa liczy na polskie wsparcie, w zamian oferując długo wyczekiwaną ugodę międzypaństwową.

W tym samym czasie w Tallinie nawet Brazauskas wreszcie jasno opowiedział się za rozpoczęciem skoordynowanych starań o członkostwo w NATO i Unii Europejskiej porzucając ostatecznie postawę człowieka sowieckiego i dotychczasowe wektory polityki zagranicznej. Znalazło to odzwierciedlenie w rezolucji Sejmasa, który jednomyślnie rekomendował władzy wykonawczej wystąpienie z oficjalnym wnioskiem o przyjęcie do NATO. Na początku stycznia 1994 r. Brazauskas spełnił to życzenie. Następnie już do końca swej prezydenckiej kadencji był orędownikiem i twarzą litewskich zabiegów o euroatlantycką integrację. W 1994 r. sfinalizowano również traktat z Polską. W porozumieniu ostatecznie nie zawarto deklaracji historycznej w kształcie postulowanym wcześniej przez litewską centroprawicę. Zamieszczono za to słowa o uznaniu Warszawy i Wilna za stolice obu państw. Tę ostatnią niecodzienną formułę z preambuły strona litewska potraktowała jako swój sukces. Landsbergis stwierdził wówczas, że w obecnej chwili potrzeba zawarcia traktatu nie budziła już wątpliwości. Wyraził jednak żal, że Polska „nie zdołała przekroczyć tej psychologicznej bariery, aby choć słówkiem przeprosić za krzywdy wyrządzone słabszemu sąsiadowi, jak to na przykład uczyniły Niemcy wobec Polski”. Winą za owe niedociągnięcia obarczył nie tylko stronę polską, ale także litewskich postkomunistów, którzy nie dość zadbali o interesy narodowe. W konkluzji opowiedział się wszakże za traktatem jako porozumieniem, które osłabiało „wpływy strony trzeciej” (tj. Rosji), a także odpowiadało zapotrzebowaniu nowoczesnej Europy.

Kluczowy dla współczesnej Litwy rok 1993 obfitował w ważne i dramatyczne wydarzenia, których konsekwencje okazały się kluczowe dla świeżo odzyskanej niepodległości i strategicznego kierunku rozwoju państwa. W wyniku wyborczego zwycięstwa lewicy postkomunistycznej z przełomu 1992 i 1993 r. krajowa scena polityczna uległa przewartościowaniu oraz polaryzacji. Porażka przypieczętowała dekompozycję Sajudisu i przyspieszyła proces klarowania się centroprawicowych stronnictw politycznych. Współdziałając na forum parlamentu, opozycja potrafiła zaskakująco skutecznie wpływać na pracę zwalczanego przez siebie rządu oraz prezydenta. Ostatecznie pod wpływem widma zagrożenia rosyjskiego oba czołowe bloki polityczne zdecydowały się na kompromis na gruncie polityki zagranicznej. Według nadrzędnego celu, jakim było rozpoczęcie starań o członkostwo w NATO, centroprawica (głównie konserwatyści i chadecy) zaakceptowała konieczność zawarcia długo kontestowanego porozumienia z Polską. Z kolei lewica postkomunistyczna porzuciła ideę neutralności Litwy na rzecz orientacji zachodniej. Z perspektywy czasu widać, że zwłaszcza kompromis sfinalizowany w końcówce 1993 r. co najmniej na kilka dziesięcioleci przesądził o dziejach kraju. Prozachodni kierunek był utrzymywany przez wszystkie ekipy rządzące w Wilnie. Traktat z Polską, zawarty w 1994 r., poważnie ułatwił Litwie zabiegi o integrację euroatlantycką, zapoczątkował również okres bliskiej kooperacji politycznej między obydwoma państwami – wyjątkowej w dziejach XX w. W 2004 r. Litwa (wraz z Łotwą i Estonią oraz gronem innych państw środkowej i południowej Europy) stała się członkiem NATO i Unii Europejskiej. Premierem rządu litewskiego był wówczas Algirdas Brazauskas, natomiast Vytautas Landsbergis w tym samym roku został deputowanym do Parlamentu Europejskiego. Litwa powróciła do zachodniego świata, którego częścią pozostaje.

W polityce litewskiej ostatnich dekad nie brakowało jednak dziwnych i podejrzanych postaci. Należał do nich bardzo wpływowy na przełomie wieków b. premier, a nawet prezydent - Rolandas Paksas, usunięty ze stanowiska w 2004 r. ze względu na ujawnione powiązania z podejrzanymi strukturami gospodarczymi o charakterze przestępczym w Rosyjskiej Federacji. Jego następcą został niezwykle szanowany na arenie międzynarodowej i w samej Litwie Adamkus. W tym samym czasie, zaraz po wstąpieniu Litwy do UE w 2004 r. (razem z Polską i 8 innymi krajami) pojawił się inny podejrzany typ - rosyjski biznesmen Wiktor Uspaskich, którego partia populistyczna odniosła zwycięstwo w wyborach, a on sam został ministrem gospodarki. Jakoś demokracja litewska uporała się z nim, podobnie jak z Paksasem, został oskarżony o kłamstwo w sprawie wyższego wykształcenia i zmuszony nie tylko do dymisji, ale też rezygnacji z mandatu posła. W Polsce w 1995 r. kłamstwo Kwaśniewskiego w sprawie podobnego deliktu (skłamał w sprawie wykształcenia wyższego, którego nie posiadał) nie wywołało żadnych skutków prawnych, gdyż został on uniewinniony przez Sąd Najwyższy. Podobnie też 2006 r. Litwini przeżyli kolejny kryzys, tym razem ujawniono, że ówczesny premier i były prezydent Brazauskas zbudował swoją partię za pieniądze rosyjskich służb specjalnych. Do takiego wniosku doszła prowadząca śledztwo najwyraźniej niezależna od rządu prokuratura. Brazauskas wobec tych zarzutów natychmiast podał się do dymisji i zakończył swoją karierę polityczną. I znów skojarzenia z Polską: zarzuty wobec Leszka Millera o uzyskanie pożyczki w Moskwie, która pozwoliła utworzyć polskim postkomunistom nową partię - następczynię PZPR, nie wzbudziły zainteresowania prokuratury i sprawa do dzisiaj nie została wyjaśniona, a były członek Biura Politycznego PZPR Miller pozostaje w głównym nurcie życia politycznego niepodległej Polski już 4 dekadę.

Gospodarczo niepodległa Litwa zarządzana była zupełnie przyzwoicie. Była dobrze przygotowana przystępując do strefy euro w 2014 r., mimo że 5 lat wcześniej zanotowała niemal 15% spadek PKB w czasie światowego kryzysu finansowego. Litwini potraktowali zmianę waluty bardzo pragmatycznie, ze spokojem, euro uznali jako narzędzie niezbędne do dalszego rozwoju, a nie jakąś nagrodę za dobre decyzje czy wzorowe reformy gospodarcze. Tak jak mieszkańcy wszystkich państw, które pojawiły się po rozpadzie Związku Sowieckiego, tak i Litwini mieli duży sentyment do swojej waluty narodowej, lecz dobrze zrozumieli powody, dla których mały kraj potrzebuje silnej waluty, która uwiarygodni go w oczach zagranicznych inwestorów. Inna sprawa, że kurs lita (tak jak wcześniej łotewskiego łata i estońskiej koruny) od dawna powiązany był z euro, więc do pewnego stopnia prawdziwe jest stwierdzenie, że euro na Litwie funkcjonowało wiele lat przed wstąpieniem do strefy euro – zmieniły się tylko banknoty. Zajęcie Krymu przez Rosję dopisało do standardowej listy nowy argument za przyjęciem euro: małe państwa, które niegdyś znajdowały się w sferze wpływów sowieckich, wzmacniają dzięki temu swoje bezpieczeństwo, stając się częścią większego układu. Peryferyjne (i gospodarczo, i geograficznie) państwa mogą tym samym mocniej związać się z Zachodem i uniemożliwić Rosji ewentualną destabilizację waluty. Agresja Rosji na Ukrainę w 2022 r. przyznała rację zwolennikom euro, a dzisiaj na Litwie trudno znaleźć osobę, która miałaby wątpliwość racjonalności wprowadzenia euro. Litwa czuje się bezpiecznie będąc członkiem potężnego obszaru walutowego i jest mniej podatna na nieprzyjazne sytuacje z zewnątrz.To ostatnie jest szczególnie istotne w przypadku małych gospodarek z ograniczonym rynkiem zbytu. Chcąc się rozwijać, firmy muszą proponować swoje produkty odbiorcom zagranicznym, a sprzedaż jest prostsza i bardziej opłacalna, gdy obie strony korzystają z tej samej waluty. Działa to zresztą w obie strony – zagranicznym przedsiębiorcom łatwiej będzie podjąć decyzję o zainwestowaniu w kraju ze strefy euro, gdyż nie będą się obawiać, że wahania walutowe w tak niespokojnych czasach wpłyną na ostateczny wynik finansowy. Litwa wprawdzie utraciła możliwość rozwiązywania swoich problemów przez dewaluację waluty, choć i tak wcześniej przez 20 lat nigdy tego nie robiła. Niskie stopy w perspektywie średnioterminowej (lata 2015–2022) pozwoliły zaoszczędzić prawie 4 mld. litów z samych odsetek, przy czym największe oszczędności zrealizowały osoby fizyczne i przedsiębiorcy. Wzorem Słowacji czy państw bałtyckich Litwa zdecydowała się na monitoring cen i zobowiązanie sprzedawców, by podawali ceny w obu walutach. Za niekorzystne dla klientów zaokrąglanie ceny groził mandat, stąd wzrost cen po wprowadzeniu euro praktycznie był niezauważalny. W porównaniu z Polską Litwa ma mniejszy sektor publiczny, niższe wydatki budżetu oraz dużo niższe niż w Polsce opodatkowanie. Litwa wyprzedza Polskę, jeśli chodzi o wolność prowadzenia działalności gospodarczej i elastyczność rynku pracy. Rynek kapitałowy jest bardziej efektywny niż w Polsce, wolność inwestowania większa, choć różnice nie są bardzo duże. Dane Eurostatu nie pozostawiają wątpliwości, że Litwa nieźle poradziła sobie z pandemią. Kontrakcja gospodarki w 2020 r. była praktycznie niezauważalna. Było to możliwe dzięki bardzo ograniczonemu lockdownowi (nie zamknięto hoteli, cały czas działały aquaparki, w tym bardzo popularny wśród Polaków park w Druskiennikach). Nawet w środku pandemii Litwa była w stanie przyciągać inwestorów zagranicznych (np. duża inwestycja Tecnicas Reunidas, Air Baltic).

Szczególnie ciekawa Litwa jest dla Polaków nie tylko ze względu na naszą wspólną historię. Wilno znajduje się na liście każdej osoby, która po raz pierwszy odwiedza ten największy z Krajów Bałtyckich. Starówka wileńska ma swoisty i niezapomniany urok, który oczarowuje serca i sprawia, że tęskni się za nim już zawsze. Blisko litewskiej stolicy znajduje się pięknie odremontowany zamek w Trokach. Zamek był silnie chronioną siedzibą władców Litwy, a dostać się można było do niego tylko jedną drogą – mostem prowadzącym z zamku na półwyspie. Oba zamki trockie zbudowane zostały przez Wielkiego Księcia Litewskiego Kiejstuta ponad 600 lat temu, jednak w tamtym okresie okolica nie tętniła życiem. Dopiero syn Kiejstuta – Witold Wielki dołożył wszelkich starań by Troki stały się prawdziwą dumą Litwy. To właśnie Witold sprowadził do Troków Tatarów oraz Karaimów, którym zawdzięczamy przepyszne trockie kibiny (przypominają polskie pierogi). Za jego życia Troki stały się centrum handlu, otrzymały prawa miejskie, a także powstały tu świątynie i szkoły. Zawsze wrażenie na mnie wywiera Stare Miasto w Kownie, które wprawdzie nie może się równać rozmiarem z wileńskim jednak jego położenie jest wyjątkowe. To właśnie na Starym Mieście w Kownie spotykają się i łączą w jedną, dwie największe litewskie rzeki – Niemen (Nemunas) i Wilia (Neris). Bez wątpienia z najpiękniejszych miejsc na Litwie, ale też w całej Europie jest Mierzeja Kurońska. Lasy, złote plaże, wędrujące wydmy i kolorowe rybackie domki z ręcznie robionymi wiatrowskazami powodują, że można w niej zakochać się od pierwszego wejrzenia. Innym ciekawym miejscem jest kurort w Połądze, który przyciąga co roku tysiące turystów nie tylko z całej Litwy ale również z pobliskich krajów. W Połądze można znaleźć piękne plaże, wspaniały park Biruty oraz Pałac Tyszkiewiczów w którym znajduje się Muzeum Bursztynu. Ostatnim miejscem na mojej liście najciekawszych zakątków Litwy jest Kłajpeda. Do dziś na miejscowej starówce można znaleźć świetnie zachowane domy w stylu muru pruskiego, tak charakterystyczne dla tego regionu i mnóstwo ciekawych rzeźb prawie na każdej ulicy. W Kłajpedzie można również zjeść smaczny posiłek na pokładzie żaglowca zacumowanego na rzece Danė. Jadąc z Zalewu Kurońskiego w kierunku Kłajpedy i dalej do Kowna można zwiedzić zamki nadniemeńskie. Podczas podróży można zobaczyć nie tylko zamki i pałace ale też romantyczne dworki i majestatyczne góry zamkowe z których rozpościera się widok na Niemen. Litwa jest naprawdę ciekawym i pięknym krajem. Warto się tam wybrać, daleko od tłumów, zgiełku teraźniejszości, ciesząc się naturalnym pięknem jej krajobrazów i przyrody.





26 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Ukraina

Rosja

O mnie

Ekonomista, finansista, podróżnik.
Pasjonat wina i klusek łyżką kładzionych.

Kontakt
IMG_4987.JPG
Home: Info

Subscribe Form

Home: Subskrybuj

Kontakt

Dziękujemy za przesłanie!

Home: Kontakt
bottom of page