Dzisiejsza Holandia jest bogatym, spokojnym, uporządkowanym, stosunkowo bezpiecznym i pokojowo nastawionym krajem, jednak jej historia pełna jest wojen, krwawych bitew i wielkich tragedii. Holandia, a właściwie Niderlandy, bo taka jest zmieniona nazwa kraju od 1.01.2020 r., zamieszkiwana była w starożytności przez plemiona celtyckie i germańskie, ale w I w. p.n.e. zostały one częściowo podbici przez Rzymian. Od V w. Holandia należała do państwa Franków, a już w VII w. doszło do jej chrystianizacji. Po rozpadzie imperium karolińskiego w IX w. kraj znalazł się na pograniczu Niemiec. Do wieku XII powstały tu autonomiczne księstwa i hrabstwa. Nominalnie były one zależne od władców Francji. Były to księstwa Brabancji, Limburgii, oraz hrabstwa Holandii i Geldrii. Fryzja i Groningen były zamieszkane przez wolnych chłopów i rybaków, którzy nie uznawali żadnego zwierzchnictwa. 300 lat później ziemie zostały zjednoczone i weszły w skład państwa pod rządami książąt Burgundii. Jednak już pod koniec tego samego wieku wraz z Luksemburgiem i Belgią obszary te przeszły pod panowanie dynastii Habsburgów. W połowie XVI w. tron objęli Habsburgowie wywodzący się z linii hiszpańskiej. Trwał już wówczas intensywny rozwój gospodarczy kraju, zwłaszcza części południowej. W XV w. kupcy niderlandzcy wyparli Hanzę z basenu Morza Bałtyckiego. W XVI w. rozwijały się porty, które dzięki związkom z Hiszpanią, mogły wziąć udział w handlu kolonialnym po odkryciu Ameryki. Dynastia Habsburgów, w tym Karol V kontynuowali jednoczenie i centralizację wszystkich 17 prowincji Niderlandów. Wielu zwolenników w kraju znalazła reformacja, a zwłaszcza jej nurt kalwiński. Początkowo jej wyznawcy cieszyli się względną swobodą, ale po 1556 r. król Hiszpanii Filip II - fanatyczny katolik nieznoszący sprzeciwu - rozpoczął prześladowania religijne, nastąpiło łamanie praw i przywilejów oraz ucisk fiskalny, co doprowadziło do powstania opozycji, licznych buntów i zamieszek, a także ataków na kościoły katolickie. Terror Hiszpanów zmusił do emigracji wielu przeciwników króla, za granicą formowały się siły zbrojne, a w kraju sprawnie działała partyzantka. W 1568 r. rozpoczęła się aż 80-letnia wojna o niepodległość Niderlandów. Na czele zbuntowanych niderlandzkich prowincji stanął Wilhelm Orański, jeden z największych bohaterów narodowych w dziejach Holandii, symbol rodzącego się państwa i narodu (to dzięki niemu po dziś dzień kolorem Holandii jest pomarańczowy). W 1584 r. Wilhelm, nazywany też Milczkiem, zginął w Delft z rąk zamachowca, ale to nie zatrzymało dążeń Holendrów do stworzenia własnego państwa. Wcześniej, w 1579 r. siedem prowincji na północy Niderlandów zawarły unię utrechcką, jednocząc się w walce z Hiszpanami i w obronie wolności religijnej, a niewiele później proklamowały w Hadze Republikę Zjednoczonych Prowincji, czyli de facto pierwsze państwo holenderskie. Walki, choć z długimi przerwami, trwały aż do zawarcia w 1648 r. traktatu westfalskiego, w którym uznano istnienie nowego państwa, uczyniła tak też Hiszpania.
XVII wiek - to złoty okres w historii gospodarczej Holandii, która wtedy stała się jednym z najbogatszych państw świata, a także potęgą morską i handlową Europy, była głównym pośrednikiem w wymianie między krajami leżącymi nad Bałtykiem a Europą Zachodnią i Europą Południową oraz koloniami. Kupcy holenderscy wypierali Francuzów z handlu z Lewantem, a Portugalczyków z Afryki i Indii. Rodząca się Republika Zjednoczonych Prowincji była nietypowym państwem: władza znajdowała się tutaj nie w rękach króla, książąt, hrabiów czy biskupów, ale w rękach bogatego mieszczaństwa, zarabiającego głównie na handlu. Ten kupiecki instynkt pchał Holendrów w świat i w 1602 r. założyli Kompanię Wschodnioindyjską (VOC), a w 1621 roku Kompanię Zachodnioindyjską (WIC). W kolonialno-handlowej konkurencji Holendrzy mieli poważnych rywali – Portugalczyków, Hiszpanów, Anglików – ale radzili sobie całkiem dobrze. Holenderscy żeglarze, kupcy, kolonizatorzy i żołnierze z VOC i WIC dotarli m.in. na tereny dzisiejszych: Indonezji, RPA, Brazylii, Surinamu, USA (np. Manhattanu, który ostatecznie trafił w ręce Anglików), przez wiele lat mieli też monopol na handel z Japonią. Pozostałością kolonialnej potęgi Holandii – zbudowanej nie tylko na sprycie i ciężkiej pracy, ale także na wyzysku niewolników i prześladowaniu tubylców – po dziś dzień jest karaibska część Królestwa Niderlandów. W XVII w. Holendrzy nie tylko po raz pierwszy uzyskali własne państwo, stworzyli kolonialną potęgę, modernizowali miasta, zakładali banki i umacniali władzę mieszczaństwa, ale także przeżywali Złoty Wiek („Gouden Eeuw”) w kulturze i nauce. Najsłynniejszym niderlandzkim artystą tej epoki był pochodzący z Lejdy, ale tworzący głównie w Amsterdamie, Rembrandt. Jego najbardziej znanym dziełem jest ukończona w 1642 r. „Straż Nocna” (znana też jako „Wymarsz Strzelców”), który można podziwiać w Rijksmuseum w Amsterdamie, mieszczącym jeszcze tysiące innych eksponatów, świadczących o rozkwicie niderlandzkiej kultury pod koniec XVI i w pierwszej połowie XVII w. Innymi wielkimi holenderskimi malarzami tej epoki byli m.in. Johannes Vermeer, Frans Hals i Jan Steen. Holandia mogła się też poszczycić wielkimi filozofami (Spinoza, Grocjusz), naukowcami (Christiaan Huygens, Antoni Leeuwenhoek) i pisarzami (Joost van den Vondel). Na rozkwit nauki i sztuki miał także wpływ napływ emigrantów (m.in. hugenotów z Francji) oraz Żydów.
Wiek XVII był czasem rozkwitu młodej Republiki, wiek XVIII natomiast okresem jej powolnego słabnięcia. Holandia była zwyczajnie za mała i za słaba, by na morzach konkurować z Anglią, a na lądzie z Francją. Problemy zaczęły się już pod koniec XVII w., kiedy w 1672 roku (tzw. „rampjaar”, „katastrofalny rok”) Holandię zaatakowały jednocześnie trzy armie: francuska, angielska oraz biskupstw Kolonii i Münsteru. Wściekli Holendrzy zlinczowali wówczas w brutalny sposób braci de Wittów, którzy przez dwie dekady rządzili Republiką. Wnętrzności Johana i Cornelisa de Witta rozrzucono po całej Hadze, a dynastia Orańska znów odzyskała wpływy. Pomiędzy 1652 a 1784 r. doszło też do czterech wyniszczających wojen z Anglikami, które zakończyły się klęską i utratą posiadłości w Indiach na rzecz Wlk. Brytanii. Gospodarkę tych czasów cechowała stagnacja. Brak surowców sprawił, że kraj nie był w stanie podjąć dzieła industrializacji, stopniowo się pauperyzował. W końcu osłabiona Republika, podobnie jak wiele innych państw w Europie, padła łupem Napoleona. W 1794 r. wojska francuskie wkroczyły do południowych Niderlandów, a rok później – do północnych. Grupa zależnych od rządu francuskich radykałów proklamowała Republikę Batawską, która następnie została włączona do Francji jako Królestwo Holandii z bratem Napoleona Bonaparte jako królem (1810).
Okres francuski trwał jedynie dwie dekady, ale diametralnie zmienił oblicze Holandii. Z Republiki, czyli dosyć luźnego związku prowincji, Holandia przekształciła się w scentralizowane państwo. To wtedy też przeprowadzono wiele reform, tworząc podwaliny nowoczesnego systemu sądownictwa, edukacji i administracji państwowej. Wysokie podatki nakładane przez Francuzów, potrzebujących pieniędzy na kolejne wojny, miały jednak fatalne skutki dla holenderskiej gospodarki. Francuskie władanie w Holandii miało więc swoje plusy i minusy. Po upadku Napoleona w (1813) także w Holandii doszło do wielkich zmian. Do Niderlandów powrócił przedstawiciel dynastii Orańskiej, a od 1815 r. Holandia miała pierwszego holenderskiego króla – Wilhelma I. Tak jak wiele państw europejskich (np. Francja czy Polska) w biegu dziejów przekształciło się z królestw w republiki, tak Holendrzy poszli w odwrotnym kierunku: z republiki stali się królestwem. I tak jest po dziś dzień.
Wilhelm I otrzymał zatem w prezencie od europejskich potęg całkiem duże państwo: Królestwo Zjednoczonych Niderlandów, obejmujące tereny dzisiejszej Holandii i Belgii. Po upadku Napoleona jego europejscy przeciwnicy uznali, że Francja powinna od północy graniczyć z silnym krajem, stąd pomysł połączenia południowych i północnych Niderlandów w jeden twór. Napięcia pomiędzy katolickim, częściowo francuskojęzycznym południem a protestancką, niderlandzko-języczną północą były jednak wielkie. W dodatku tworząc królestwo połączono zadłużenie obu części, więc południe musiało pomagać północy w spłacaniu olbrzymich długów. Wilhelm I, nazywany królem-przedsiębiorcą, gdyż mocno wspierał handel, rzemiosło i inwestycje w infrastrukturę (np. koleje, kanały, mosty, drogi), lekceważył niezadowolonych mieszkańców południa. W 1830 r. Belgowie się zbuntowali, a w kolejnym roku Wilhelm I wysłał na południe wojska, które szybko rozprawiły się ze słabymi siłami belgijskimi. Belgia liczyć jednak mogła na polityczne wsparcie Francji i innych europejskich potęg, które nie chciały kolejnych wojen, więc północ Niderlandów musiała się pogodzić z rozpadem Zjednoczonego Królestwa. Oficjalnie Holendrzy zaakceptowali oderwanie się Belgii od Królestwa dopiero w 1839 r.
W latach 20-tych XIX w. rozpoczął się intensywny rozwój gospodarczy Holandii, rozbudowywano drogi, kanały, pogłębiano porty, w latach 30-tych została otwarta pierwsza linia kolejowa; nastąpił rozwój rolnictwa (gł. hodowla bydła i ogrodnictwo). Po likwidacji Kompanii Wschodnioindyjskiej (1798) posiadłości w obecnej Indonezji stały się bezpośrednią własnością Holandii (Holenderskie Indie Wschodnie) i przynosiły królestwu znaczne dochody w przeciwieństwie do posiadłości w Ameryce (m.in. Antyle Holenderskie, p Gujana Holenderska), gdzie zlikwidowano handel niewolnikami oraz spadły znacznie zyski z plantacji trzciny cukrowej.
„W ciągu 24 godzin z konserwatysty przekształciłem się w liberała”, miał podobno powiedzieć król Wilhelm II, który w 1848 r. (czyli w czasie Wiosny Ludów w Europie) zapowiedział radykalne zmiany w konstytucji. Przemiana Wilhelma w liberała nie wynikała bynajmniej z jego przekonań. Król, obawiając się, że rewolucyjny duch ogarniający Europę dotrze również do Holandii, wolał nie czekać aż go przegonią i zgodził się, by znowelizowana konstytucja ograniczyła jego władzę, przesuwając ośrodek decyzyjny z pałacu do rządu i parlamentu. Dzięki temu Holandia stała się nowoczesną demokracją parlamentarną, choć oczywiście na pełne prawo wyborcze dla wszystkich dorosłych mieszkańców trzeba było jeszcze poczekać. Prace nad nową, liberalną wersją konsytuacji nadzorował Johan Thorbecke, przywódca holenderskich liberałów i jeden z najwybitniejszych holenderskich polityków (trzykrotnie zostawał premierem). Ostatecznie w 1890 r. po wygaśnięciu unii personalnej z Luksemburgiem ówczesny król Wilhelm I Orański zapoczątkował nowy ustrój w kraju, czyli monarchię konstytucyjną.
Na przełomie XIX i XX w. w Holandii doszło do zjawiska nazywanego „filaryzacją”. Społeczeństwo podzieliło się na cztery duże grupy (czyli „filary”): katolików, protestantów, liberałów i socjalistów. Każda z tych grup miała swoje partie polityczne, szkoły, media czy nawet kluby sportowe. Kontakty pomiędzy członkami poszczególnych grup były niewielkie, podobnie jak mieszane małżeństwa. Ponieważ grupy te wzajemnie szanowały swoją niezależność, w kraju panował relatywny spokój, ale społeczeństwo było jednocześnie mocno podzielone. Jedną ze spraw, dzielących Holendrów, była kwestia powszechnego prawa wyborczego. Socjaliści domagali się wprowadzenia tego prawa, co nie podobało się katolikom i protestantom. Katolicy i protestanci chcieli z kolei, by budżet państwa finansował nie tylko szkoły publiczne, ale i te prowadzone przez społeczność katolicką lub protestancką. W 1917 r. zawarto w tej sprawie wielki kompromis polityczny: aby zadowolić socjalistów, wprowadzono prawo wyborcze dla wszystkich mężczyzn w wieku co najmniej 23 lat, a żeby zadowolić protestantów i katolików umożliwiono finansowanie ich szkół przez państwo. Ten ważny kompromis polityczny nazwano „pacyfikacją”, a jego architektem był ówczesny liberalny premier van der Linden. Ze względu na wielkie rozdrobnienie polityczne holenderska polityka po dziś dzień charakteryzuje się dużą skłonnością do kompromisu (choć zawsze poprzedzonego długimi dyskusjami i negocjacjami).
Industrializacja rozpoczęła się w Holandii w latach 40-tych, w ostatnich dekadach XIX w. trwał rozwój przemysłu lekkiego. Unowocześniało się intensywnie rolnictwo, rosło światowe znaczenie holenderskiego handlu i portów - przede wszystkim w Rotterdamie. Politykę zagraniczną cechowały starania o zachowanie neutralności. W 1913 Haga stała się siedzibą Stałego Trybunału Arbitrażowego. W I Wojnie Światowej kraj zachował neutralność. Po wojnie, mimo pogorszenia sytuacji ekonomicznej, hasła rewolucyjne nie spotkały się z szerszym odzewem. W 1917 r. doszło do zmiany konstytucji i wprowadzenia powszechnego biernego i czynnego prawa wyborczego dla mężczyzn i biernego dla kobiet, proporcjonalnego systemu wyborczego, równouprawnienia szkół państwowych i prywatnych wyznaniowych. W 1919 r. również kobiety uzyskały również czynne prawo wyborcze. Wielki kryzys gospodarczy 1929–1933 poważnie zaciążył na gospodarce i polityce wewnętrznej Holandii. Pojawiły się też ruchy nacjonalistyczne i faszystowskie (ruch Antona Musseta), które nie uzyskały jednak poparcia społecznego. W okresie międzywojennym Holandię cechowała znaczna stabilność demokratycznego ładu, oparta na czterech formacjach politycznych: katolickiej partii ludowej, socjaldemokratycznej, liberalnej i ortodoksyjnie kalwińskiej.
W przypadku II Wojny Światowej Holendrzy nie mieli już tyle szczęścia. Hitler zaatakował Holandię 10 maja 1940 r., a kiedy 4 dni później niemieckie bomby zniszczyły historyczne centrum Rotterdamu, Holendrzy szybko skapitulowali. Rozpoczęła się okupacja niemiecka. Niewielka część społeczeństwa aktywnie działała w podziemiu i próbowała pomóc deportowanym Żydom, inna niewielka część aktywnie wspierała okupanta (np. członkowie narodowosocjalistycznej partii NSB), zaś „milcząca większość” zwyczajnie próbowała przetrwać ten trudny czas. W trakcie wojny zginęło ok. 220 tys. mieszkańców Holandii (w tym 90.000 Żydów). W porównaniu z innymi krajami Europy Zachodniej odsetek Żydów, którzy nie przetrwali wojny, był w Holandii bardzo wysoki. Do dziś trwają dyskusje, co było tego przyczyną. Czy skrupulatni holenderscy urzędnicy bojąc się o własne życie zbyt gorliwie pomagali Niemcom w lokalizowaniu i wywożeniu Żydów? A może wynikało to po prostu z faktu, że w gęsto zaludnionej Holandii Żydom było o wiele trudniej ukryć się na jakiejś głębokiej prowincji, ich losy opisała w słynnych pamiętnikach Anna Frank. Niemiecka okupacja zakończyła się 5 maja 1945 r., a w walkach o wyzwolenie Holandii istotną rolę odegrali polscy żołnierze, a w szczególności „Czarna Dywizja” gen. Maczka. Ważnym węzłem komunikacyjnym w linii niemieckiej obrony była holenderska Breda. Naprzeciwko dywizjom niemieckim liczącym nawet 45 tys. żołnierzy Wehrmachtu stanęła Polska dywizja pancerna z ok. 15 tys. żołnierzami. Breda szczycąca się zabytkami architektury takimi jak np. jedynym w skali świata obiektem zbudowanym w stylu brabanckim, Kościołem Głównym Najświętszej Maryi Panny, zostałaby zniszczona, a ludność cywilna, pozbawiona schronów, pogrzebana pod gruzami swoich domostw. Gen. Maczek, z wykształcenia filozof i filolog, ale przede wszystkim człowiek wysokiej kultury, postanowił ocalić Bredę, jej zabytki i mieszkańców. Dywizja Maczka postanowiła zaatakować pozycje niemieckie bez przygotowania artyleryjskiego. Maczek poprosił również alianckie dowództwo, by odstąpiło od przeprowadzenia bombardowań z powietrza, a swoim żołnierzom polecił, by ograniczyli używanie czołgowych armat. Zamiast bombardowań z powietrza, polski generał przygotował dla Niemców chytry plan. Niemcy byli przygotowani na odparcie ataku od zachodu, zgodnie z kierunkiem ofensywy alianckiej. Polacy jednak obeszli Bredę łukiem od północy, wykonali zwrot o 90°, i zaatakowali miasto od wschodu, osiągając efekt pełnego zaskoczenia. W tym samym czasie 3 Brygada Strzelców atakowała od południowego zachodu. Polacy wzięli przeciwnika w kleszcze. Niemcy, obawiając się okrążenia, wycofali się z miasta, a 24 godziny później Breda mogła cieszyć się wolnością. Wkraczających do miasta Polaków owacyjnie witały tłumy Holendrów, sam Maczek wzruszony widokiem biało-czerwonych flag mówił, że miał wrażenie, że wraca do polskiego miasta. Niestety Maczek nie zobaczył już Polski, pozostałą część życia spędził na emigracji w Wlk. Brytanii, gdzie pracował jako barman w pubie. Ten wybitny żołnierz i wrażliwy humanista zmarł w wieku 102 lat, doczekawszy wolnej Polski i pełnej rehabilitacji i przeprosin za pozbawienie obywatelstwa polskiego jeszcze ze strony komunistycznego PRL-owskiego premiera Rakowskiego. Został pochowany w Bredzie, której jest honorowym obywatelem, jak również honorowym obywatelem Holandii.
Zniszczenia wojenne były w Holandii duże, więc Holendrzy szybko zabrali się do odbudowy kraju, w czym niewątpliwie pomógł im też Plan Marshalla. Już w kilka lat po wojnie można było mówić o prawdziwym boomie gospodarczym i początkach opiekuńczego państwa dobrobytu. Socjaldemokratyczny rząd Willema Dreesa wprowadził szereg socjalnych reform, wprowadzając m.in. istniejącą do dzisiaj emeryturę państwową AOW. Holandia stała się członkiem NATO i Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali (która przekształciła się później w UE), a w latach 60-tych XX w. rozpędzonej holenderskiej gospodarce tak bardzo brakowało rąk do pracy, że zaczęto sprowadzać imigrantów zarobkowych z Turcji i Maroka (którzy mieli być imigrantami czasowymi, ale większość została na stałe). Powojenny okres naznaczony był jednak i pewną traumą. Holandia utraciła „Indie Wschodnie”, czyli kolonie na terenach dzisiejszej Indonezji. Ku zdziwieniu i oburzeniu społeczności międzynarodowej Holendrzy brutalnie zwalczali indonezyjskich nacjonalistów, organizując w powojennych latach tzw. „akcje policyjne”, będące de facto brutalnymi wojnami. Dekolonizacji zatrzymać się nie dało i w 1949 r. Holandia musiała uznać niepodległość Indonezji z wyjątkiem zachodniej Nowej Gwinei, przekazanej Indonezji w 1963 r. Tym samym Królestwo Niderlandów utraciło zdecydowaną większość swego terytorium. W 1975 r. na drugim końcu świata od Holandii odłączył się również Surinam (po czym prawie jedna trzecia Surinamczyków zdecydowała się opuścić swoją niepodległą ojczyznę i osiedliła się u byłego kolonizatora - Holandii). Na Karaibach Holandia utrzymała Antyle Holenderskie i wydzieloną z nich Arubę, które uzyskały szeroką autonomię.
Holandia jest jednym z głównych motorów integracji europejskiej od samów jej początków. Po wspomnianej Europejskiej Wspólnocie Węgla i Stali została członkiem EWG (1957), a następnie UE (1993), stając się jednym z jej filarów. Jest m.in. sygnatariuszem układu z Schengen (1985), który pozwolił mi w tym czasie poruszać się bez wiz po Europie Zachodniej (wówczas było to dla polskich obywateli nielegalne) oraz traktatu z Maastricht (1991), dzięki któremu wprowadzone zostało euro.
Po wojnie zmieniła się scena polityczna: Partia Socjaldemokratyczna połączyła się z lewicowymi partiami wyznaniowymi, tworząc Partię Pracy (PvdA). W 1948 r. powstała liberalna VVD jako mutacja przedwojennych partii liberalnych. Od 1946 r. do połowy lat 60-tych rządy były zdominowane przez koalicje socjaldemokratów z partiami wyznaniowymi (wspomniane rządy W. Dreesa 1948–58), później partii wyznaniowych z liberałami. Lata 50- i 60-te XX w. to okres intensywnego rozwoju gospodarczego i wzrostu poziomu życia, m.in. dzięki odkryciu bogatych złóż gazu ziemnego, zwiększeniu znaczenia Holandii w handlu międzynarodowym i rozwojowi rolnictwa. Wzrost gospodarczy stworzył podstawy holenderskiego modelu państwa dobrobytu i systemu zabezpieczeń społecznych. Od połowy lat 60-tych narastała radykalizacja życia społecznego, dawał o sobie znać kryzys systemu politycznego. Następowało odejście Kościoła od ingerencji politycznej oraz daleko idąca sekularyzacja życia publicznego, wzrost ruchów kontestacyjnych, m.in. tzw. Nowej Lewicy, i powstanie nowych partii politycznych (Demokraci, Partia Chłopska). Wybory lat 1971 i 1972 wykazały dalszą polaryzację sił politycznych i umocnienie, będących w opozycji, partii lewicowych.
W Holandii, inaczej niż na przykład we Francji, rzadko dochodzi do masowych strajków. W zrozumieniu tego fenomenu pomoc może pewne z pozoru mało spektakularne wydarzenie z 1982 r. Od połowy lat 70-tych XX w. Holandia zmagała się z marazmem gospodarczym, spowodowanym m.in. światowym kryzysem naftowym. Bezrobocie było wysokie, a dług państwowy gigantyczny. Liderzy związków zawodowych oraz organizacji pracodawców spotkali się w Wassenaar i zawarli historyczne porozumienie. Związkowcy zgodzili się na obniżki płac w zamian za zwiększenie zatrudnienia. Zamiast protestować na ulicach, Holendrzy postawili na żmudne negocjacje i trudny kompromis. To porozumienie świetnie sprawdziło się w praktyce. Lata 80-te z gospodarczego punktu widzenia nadal były trudne, ale sprawy zmierzały w dobrym kierunku. Tak jak wspomniane porozumienie z 1917 r., tak porozumienie z Wassenaar z 1982 r. było przykładem na to, że w dłuższej perspektywie kompromis wyszedł na dobre wszystkim stronom. Na określenie tej pragmatycznej holenderskiej skłonności do kompromisu często używa się wyrażenia „model polderowy” (poldermodel).
Przełom XX i XXI w. był w Holandii czasem wielu zmian. Socjaldemokratyczno-liberalny rząd Wima Koka zalegalizował małżeństwa tej samej płci i eutanazję, co umocniło wizerunek Holandii jako bardzo postępowego, liberalnego kraju (także już wcześniejsza polityka tolerancji wobec coffeeshopów była tego przejawem). Kok, który jako lider związkowy negocjował porozumienie z Wassenaar zbierał też owoce tego kompromisu: holenderska gospodarka miała się dużo lepiej, a w 2002 roku Holandia wraz z 11 innymi krajami UE wprowadziła euro (co oznaczało koniec guldena). Dochodziło jednak i do tragicznych wydarzeń. Na początku XXI w. Holandia posypała głowę popiołem za to, że jej żołnierze nie zapobiegli masakrze w Srebrenicy w 1995 r. (https://www.thetravelingeconomist.com/post/bośnia-i-hercegowina). W 2002 r. z rąk radykalnego działacza ruchu ekologicznego ginie Pim Fortuyn, popularny publicysta i polityk, który był jedną z pierwszych osób publicznych w Holandii, krytykujących głośno islam. Pierwszy od dawna mord polityczny wstrząsnął Holandią, tym bardziej, że świeżo założona partia Fortuyna mogła nawet wygrać wybory. Bez charyzmatycznego lidera ugrupowanie szybko się rozpadło, a miejsce Fortuyna jako głównego krytyka islamu zajął parę lat później Geert Wilders i jego PVV. W dwa latach po zabiciu Fortuyna, islamski fundamentalista zamordował w centrum Amsterdamu Theo van Gogha, prawnuka brata słynnego malarza Vincenta van Gogha. Theo van Gogh był kontrowersyjnym felietonistą i reżyserem, również krytycznym wobec islamu (choć nie tylko). Na początku XXI w. debata na temat społeczeństwa multikulturowego wybuchła zatem z pełnym impetem i właściwie trwa do dziś – jej przejawem była kwestia przyjmowania uchodźców w latach 2015-2016.
Po rządach centroprawicy premiera Ruuda Lubersa (1989-1994) władzę przejęli socjaldemokraci Wima Koka, którzy wprowadzili program reform gospodarczych, niemniej najbardziej znanym jest tzw. model holenderski, czyli przyzwolenie nie tylko na posiadanie narkotyków, co jest w międzyczasie europejskim standardem, ale również na ich sprzedaż w niewielkich ilościach. Holendrzy jako pierwsi na świecie podzielili arbitralnie narkotyki na miękkie (ich sprzedaż i konsumpcję postanowiono tolerować) oraz twarde (jak kokaina czy heroina - obrót nimi pozostał zakazany). Kafejki, w których można nabyć i konsumować marihuanę, urosły do rangi symbolu holenderskiej polityki narkotykowej. Ale w ich cieniu rozwijał się sektor nielegalnej produkcji i przemytu cannabis. A ponieważ pozostałe kraje europejskie nie zdecydowały się początkowo na pójście podobną drogą, Holandia obrosła aurą wyjątkowości i zaczęła przyciągać ludzi z całego świata chcących zakosztować atmosfery legalnego dostępu do narkotyków. Pojawiło się zatem kolejne niechciane i sprawiające kłopoty zjawisko - narkoturystyka. Po 15 latach parlament holenderski ocenił w specjalnych raportach doświadczenia z systemem częściowej tolerancji dla sprzedaży marihuany i jej przetworów. Raporty przygotowały renomowana instytucja badawcza oraz ciało doradcze rządu Holandii. Raporty pozytywnie oceniły prowadzoną politykę narkotykową. Skutecznie rozdzielono rynki miękkich i twardych narkotyków, zaś m.in. dzięki stworzeniu sieci coffee shopów konsumpcja cannabis znajduje się pod społeczną i kulturową kontrolą. Wbrew temu, co sugeruje alarmistyczna w tonie narkofobiczna retoryka podzielana przez polskich polityków i media, statystyczny Holender sięga po narkotyki wcale nie częściej, niż statystyczny Czech, Hiszpan czy Niemiec. Gdy spojrzeć na kraje, gdzie samo posiadanie narkotyków obwarowane jest surowymi karami (np. Polska), Holandia na tym tle wypada całkiem dobrze – narkotyki nie są tam tak bardzo popularne, jak można byłoby się spodziewać. Zgoda na legalny obrót zakazanymi używkami nie prowadzi do eksplozji ich konsumpcji. Biorąc pod uwagę najważniejsze cele polityki narkotykowej, czyli zdrowie i porządek publiczny, eksperyment holenderski okazał się całkowitym sukcesem. Wspomniane raporty wskazują na dwa obszary, gdzie rozwiązania holenderskie wymagają poprawek. Pierwszy z nich i pewnie najważniejszy to wzrost spożycia alkoholu i marihuany obserwowany wśród nastolatków. Holandia zajmuje w tej kategorii czołowe miejsce w Europie. Czy jednak jest to efekt istnienia coffee shopów, czy też zaniedbań systemu edukacji? Specjaliści skłaniają się raczej ku temu ostatniemu, wskazując na konieczność wdrożenia odpowiednich programów edukacyjnych skierowanych do młodzieży, które podkreślą dobrze już poznane niebezpieczeństwa sięgania po cannabis na wczesnych etapach życia, gdy struktury mózgowe wciąż jeszcze się kształtują. Zjawisko sięgania przez młodych ludzi po środki psychoaktywne nie jest też wyłączną specyfiką Holandii. Wystarczy spojrzeć na skalę spożycia dopalaczy w Polsce, czy powszechny dostęp do marihuany młodzież szkolnej w USA, gdzie do niedawna wobec osób złapanych z narkotykami stosowano drastyczne obostrzenia prawne. Obszar drugi to narkoturystyka, której skala przełożyła się również na skalę rozwoju coffee shopów, zwłaszcza tych położonych przy granicach kraju. Dzienny limit 500 gramów sprzedawanego ziela konopi miał gwarantować, że kafejki pozostaną źródłem marihuany dla lokalnych konsumentów. Jednak masowy napływ turystów z krajów ościennych spowodował, że wiele z nich przekształciło się w duże centra handlu marihuaną, przynosząc krociowe zyski ich właścicielom. Nadmierne bogacenie się właścicieli coffee shopów i powstawanie całych ich sieci, miało dalsze negatywne konsekwencje. Dynamicznie zaczął się rozwijać czarny rynek produkcji marihuany na potrzeby coraz większego popytu. Doprowadziło do wypaczenia natury stworzonego modelu, a skala narkoturystyki przestała być akceptowana przez lokalne społeczności. Wizyty narkoturystów stały się prawdziwą zmorą holenderskich miejscowości położonych w pobliżu granic. Przykładem są tutaj miasta Rosendal i Bergen op Zoom, które w efekcie zdecydowały się zamknąć wszystkie położone na swoim terenie kafejki, których klientami i tak byli głównie przyjezdni. Narkoturyści to nie tylko codzienne uciążliwości, korki na ulicach i zamieszanie. To również silny impuls do rozwoju przestępczości narkotykowej. Nagromadzenie w jednym miejscu tysięcy poszukujących narkotyków młodych ludzi stwarza bowiem doskonałą okazję dla czarnego rynku. I zamiast separacji rynków narkotyków miękkich i twardych zaczyna się ponowne ich scalanie. Holendrzy jednak za falę narkoturystyki obarczają pełną hipokryzji politykę sąsiadów. W takich krajach jak Belgia, Francja czy Niemcy, konsumpcja narkotyków wprawdzie nie jest karana, ale kraje te nie stworzyły otwartego systemu dystrybucji narkotyków, spychając Holandię do roli regionalnego dostawcy. W opinii większości badaczy holenderskiej polityki narkotykowej nie jest więc tak, że to sam model holenderski ze swej istoty generuje przestępczość, ale raczej odpowiada za to napływ turystów wywołany tchórzliwą polityką państw ościennych. Nie do końca jest to prawdą. Oczywiście na tle pozostałych krajów Holandia jest chlubnym wyjątkiem. Jednak polityka holenderska również cechuje się sporą dawką hipokryzji, o czym wielu Holendrów zdaje się zapominać. Największym minusem modelu holenderskiego jest bowiem to, że tworząc kanał legalnej dystrybucji marihuany, odłogiem pozostawiono regulację sposobu jego zaopatrzenia. W konsekwencji, to organizacje przestępcze przejęły rolę producenta dla legalnego rynku. A to nie mogło się dobrze skończyć. Rząd holenderski zaczyna dopiero dostrzegać, że w wyniku zatrzymanych w pół kroku reform, wielu ludzi młodych, zamiast poszukiwać legalnej pracy, zajęło się domową produkcją marihuany na potrzeby coffee shopów, co nie sprzyja ani gospodarce, ani tworzeniu społecznych więzi.
Druga dekada XXI w. to okres hegemonii w holenderskiej polityce Marka Rutte i jego centroprawicy. Wygrał 4 razy wybory (2010, 2012, 2017, 2021), co czyni go najdłużej w historii sprawującego urząd szefa holenderskiego rzadu. Dłużej w Europie rządzi tylko V. Orban na Węgrzech. Za jego rządów gospodarka Holandii stała się najbardziej konkurencyjną w Europie oraz czwartą na świecie w 2020 r. (dane World Economic Forum). Inwestorów przyciąga bardzo dobry klimat inwestycyjny z wieloma zachętami rządowymi w szczególności dla firm innowacyjnych. Holendrzy mają niezwykle dobrze wykształcone społeczeństwo, potrafią komunikować się w wielu językach obcych, są otwarci na inne kultury, potrafią kreatywnie myśleć, zawsze też byli doskonałymi handlowcami. W latach 2019-2020 zanotowano rekordową liczbę firm zagranicznych inwestujących w Holandii, która zawsze świetnie potrafiła wykorzystywać swoje położenie geograficzne w środku Europy, skąd w ciągu doby można dotrzeć do najbardziej lukratywnych rynków europejskich. Zachwyca fantastyczna i nowoczesna infrastruktura drogowa, kolejowa, lotnicza, wodna i portowa. Łącząc innowacyjność, digitalizację i zrównoważony rozwój Holandia dysponuje świetnymi długoterminowymi perspektywami rozwoju. Holendrzy świetnie stosują najlepsze praktyki partnerstwa publiczno-prywatnego (PPP) łącząc prywatny biznes, ośrodki badawcze, szkoły wyższe oraz rząd w wielu sektorach gospodarki, począwszy od rolnictwa poprzez sektor finansowy, kończąc na technologii kwantowej. Wskaźnik innowacyjności UE (EU Innovation Scoreboard 2022) sytuował Holandię na 4 miejscu wśród najbardziej innowacyjnych krajów świata. Mimo to rolnictwo odgrywa tu nadal dużą rolę. Gospodarstwa są duże i zmechanizowane. Dominuje w nim głównie hodowla bydła, nastawiona przede wszystkim na pozyskiwanie mleka. Z innych zwierząt hoduje się drób oraz trzodę chlewną. Jednak najbardziej znana jest Holandia z uprawy kwiatów, zarówno ciętych jak i cebulek kwiatowych. Symbolem tego państwa jest przecież tulipan. Holandia nie posiada zbyt dobrej bazy surowcowej. Najbogatsze są tu złoża gazu ziemnego i to ich eksploatacja ma największe znaczenie gospodarcze. Z pozostałych surowców znajdują się niewielkie zasoby ropy naftowej, soli kamiennej, soli potasowo - magnezowej oraz małe ilości surowców budowlanych. Z tego względu Holandia zmuszona jest importować większość produktów. Z przemysłu przetwórczego najlepiej jest rozwinięty spożywczym chemiczny, petrochemiczny, samochodowy i elektroniczny.
Holandia ma też swoje problemy makroekonomiczne. Od wybuchu wojny na Ukrainie w lutym 2022 r. utrzymuje się bardzo wysoka inflacja, spowodowana przede wszystkim dużym uzależnieniem od importu surowców energetycznych. Energia, w tym paliwa silnikowe, była w październiku 2022 r. aż o 99,8% droższa niż rok wcześniej. W październiku 2022 r. inflacja wyniosła 16,8% i była niewiele niższa niż w Polsce. Niemniej wskaźnik inflacji bazowej (czyli oczyszczonej o ceny energii i żywności) wyniósł 5,7%, czyli połowę polskiej, co wskazuje, że problem Holandii w znacznej mierze spowodowany jest szokiem zewnętrznym (wojną w Ukrainie), a nie strukturalną nierównowagą ekonomiczną (jak w Polsce).
Turystyka wprawdzie nie odgrywa dominującego znaczenia w gospodarce kraju, niemniej zgodnie z oficjalnymi statystykami, w 2019 r. Holandię odwiedziło aż 20 mln. turystów, w tym sam Amsterdam 19 mln. To miasto jest prawdziwym hitem turystycznym Europy, poza pięknymi zabudowaniami wśród niezliczonych kanałów jakby wyjętymi z pocztówek można tutaj całe dnie spędzać w licznych muzeach. Holendrzy są zakochani w malarstwie. Prócz licznych muzeów z dziełami rozciągającymi się od mistrzów flamandzkiego baroku po sztukę współczesną można znaleźć rozsiane po całym kraju centra edukacyjne, gdzie można zobaczyć reprodukcje obrazów (oryginały są w muzeach) danego artysty, a przy okazji dowiedzieć się o jego życiu i technice tworzenia. Niektóre z tych centrów mieszczą się w dawnych, niestety nieczynnych już dzisiaj kościołach i oprócz obrazów można tam zobaczyć figury postaci znanych z płócien. Wszystkich muzeów nie sposób zwiedzić, ale polecam w szczególności te małe i mniej znane. Dla tych, którzy przytłoczeni są nadmiarem obrazów polecam np. muzeum Mauritshuis, w którym jest tylko kilka pomieszczeń. Ale tu też można natrafić na prawdziwe perełki, jak słynną „Dziewczynę z perłą” Vermeera, wielkie dzieła Rembrandta, van Dycka czy Rubensa oraz wielu innych uznanych niderlandzkich malarzy. Miasta holenderskie zachwycają swoją architekturą, porządkiem, szacunkiem dla natury i niezwykłą atmosferą. Holendrzy to chyba (poza Norwegami) najzdrowsze i najbardziej usportowione społeczeństwo na świecie. Przekonałem się o tym na wpół żywy po wielogodzinnej jeździe rowerem po holenderskim wybrzeżu na wydmach Scheveningen i Westduinpark niedaleko Hagi. Wyjątkowo urokliwe jest Delft (z katedrą, w której znajduje się grobowiec Wilhelma Orańskiego), Gouda (gdzie koniecznie trzeba skosztować słynnych serów), Maastricht (gdzie w tamtejszym ratuszu podpisany został słynny traktat w 1992 r., który zdefiniował kryteria konwergencji krajów UE, przez co możliwe było dekadę później formalne wprowadzenie euro), czy Kinderdijk, gdzie można zobaczyć największe skupisko zabytkowych wiatraków w Holandii - symbolu tego kraju. Holandia to zatem kraj o bogatej historii, wielkich tradycjach handlowych, jednej z najbardziej stabilnych gospodarek na świecie, wielkiej sztuki, świetnych i niezwykle praktycznych rozwiązań socjalnych, w którym świetnie się mieszka. Warto się tu wybrać, nie tylko do Amsterdamu.
Comments