top of page

The Traveling Economist

Podróże okiem ekonomisty

05627c8f-b097-4592-8be1-e638b8d4b90d_edited_edited.jpg
Home: Witaj
Home: Blog2

Finlandia

Zaktualizowano: 3 cze 2023


Finlandia jest absolutnym fenomenem światowym w wielu dziedzinach. Mimo niekorzystnego położenia geograficznego w sąsiedztwie bardzo agresywnego sąsiada i skomplikowanej historii relacji z Rosją, ten 5-milionowy kraj, którego 3/4 powierzchni zajmują lasy, a temperatury zimą w Laponii spadają do -50 st., stał się jedną z najbogatszych gospodarek Europy. Przy tym ścieżka rozwoju tego mroźnego kraju była zupełnie inna niż jego skandynawskich sąsiadów - Norwegii i Szwecji.

Finlandia od momentu chrystianizacji przez Szwecję była jej podporządkowana aż do 1809 r. Wprawdzie przez wiele wieków Finlandia nie była niepodległym krajem, to jednak nie była też przez Szwedów źle traktowana. Finowie mieli swoich przedstawicieli w parlamencie szwedzkim. Szwedzi nie traktowali Finlandii jako swojej kolonii, lecz jako równoprawną część swojego kraju. Sami Finowie w takich warunkach nie odczuwali silnej potrzeby posiadania własnej tożsamości narodowej, dlatego też w kraju dochodziło tylko do sporadycznych buntów. Pogranicze fińsko-szwedzkie od XVI w. było terenem walk z Rosją, co hamowało rozwój fińskiej gospodarki. Po klęsce w wojnie z Rosją (1809) cała Finlandia przeszłą pod panowanie rosyjskie. Ponieważ Finlandia miała dla Rosji znaczenie strategiczne, car starał się zyskać przychylność jej mieszkańców i nadał Finom szeroką autonomię. Okres podporządkowania Rosji był czasem, w którym Finowie coraz bardziej pragnęli posiadać własną tożsamość narodową, odzyskać wolność, a co najważniejsze mieć własny odrębny język. Stopniowo dążono do równouprawnienia języka fińskiego w szkołach i urzędach. W połowie XIX w. wprowadzono fiński jako język urzędowy na terenach, gdzie przeważała ludność mówiąca tym językiem, a wkrótce potem na terenie całego kraju. W 1861 r. została wprowadzona marka fińska jako waluta narodowa. Postępowała także liberalizacja życia gospodarczego. To z Finlandii pochodził Chydenius, który propagował ideę liberalizmu gospodarczego kilkanaście lat przed Adamem Smithem. Zniesiona została kontrola Kościoła nad edukacją, wybudowano pierwsze banki, linie kolejowe i zakłady przemysłowe. Zaczęła się ukazywać fińska prasa. Emancypacja Finów oczywiście przestała podobać się Rosjanom, dlatego też pod koniec XIX w. zaczęli ograniczać autonomię księstwa fińskiego, wprowadzili rosyjski jako język urzędowy, zlikwidowali walutę fińską i chcieli wcielić armię fińską do rosyjskiej. Spotkało się to z oczywistym oporem Finów. Rusyfikacja została zarzucona po przegranej wojnie Rosji z Japonią (1905), a Finowie ponownie odzyskali swoją autonomię. Potwierdza to pewną zasadę, że rosyjski zamordyzm osłabia się wtedy, gdy słabnie państwo rosyjskie. Czy z Putinem ta reguła też się sprawdzi? Pewno tak, jeśli surowe sankcje zostaną utrzymane.

Po zaleczeniu ran wojennych car Mikołaj II wkrótce odzyskał wigor i wznowił surową rusyfikację, która trwała do 1917 r., kiedy po rewolucji bolszewickiej upadło też Wielkie Księstwo Finlandii, a kraj ogłosił niepodległość - praktycznie pierwszy raz w swojej historii. Wybuch I Wojny Światowej nie był szczególnie korzystny dla Finlandii. Nie posiadała ona własnej armii, ani nawet obowiązku służby wojskowej. Bolszewicy z Leninem na czele nie zgadzali się na fińską niepodległość. Wsparli lokalnych komunistów, którzy chcieli ustanowić w Finlandii swój rząd, całkowicie zależny od Rosji. Na czele wojsk antykomunistycznych stanął pułkownik Carl von Mannerheim, były zawodowy oficer armii rosyjskiej. Wojna domowa trwała do maja 1918 r. i zakończyła się całkowitą klęską komunistów. Kolejne dwa lata Finowie musieli czekać na ostateczne uregulowanie kwestii granicy. 14 października 1920 r. podpisali z rządem sowieckim traktat w Tartu, który określał linię graniczną. Było to możliwe dzięki Bitwie Warszawskiej, która zatrzymała pochód wojsk sowieckich na zachód i zniszczyła je (było oczywiste, że po zwycięstwie nad Polską Armia Czerwona zajmie się odzyskaniem Finlandii). Podpisany traktat dał 19 lat pokoju. Jednak rząd ZSRS nigdy nie zrezygnował z Finlandii. W sierpniu 1939 roku w Moskwie podpisany został pakt Ribbentrop-Mołotow, który podzielił Europę na sowiecką i niemiecką strefę wpływów. Litwa, Łotwa, Estonia i Finlandia znalazły się w strefie sowieckiej. Trzy małe państwa uległy dyktatowi Stalina i zgodziły się wpuścić sowieckie wojska (de facto oznaczało to utratę niepodległości). Finlandia odmówiła.

Po rozbiorze Polski we wrześniu 1939 r. Związek Sowiecki zażądał w swoim stylu oddania mu części fińskiego terytorium, motywując to dążeniem do zapewnienia bezpieczeństwa Leningradu. Pod koniec listopada 1939 r. Sowieci zaatakowali Finlandię, w ten sposób rozpoczęła się Wojna Zimowa. Armia Stalina przekroczyła granicę niemal na całej granicy bez wypowiedzenia wojny, podobnie jak 17.09 w Polsce, czy 24.02.2022 Putin w Ukrainie. Istnieje zresztą dużo podobieństw między agresją Sowietów na Finlandię i Polskę. Oba kraje w XIX w. znajdowały się pod rosyjskim zaborem i Rosja nigdy nie pogodziła się z odzyskaniem przez nie niepodległości w 1918 r. Tajny protokół do paktu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 r. dotyczył nie tylko Polski, ale również krajów bałtyckich i Finlandii. Na mocy wymuszonych układów Armia Czerwona jeszcze w październiku wkroczyła na Litwę, Łotwę i do Estonii, faktycznie przejmując kontrolę nad tymi państwami. Kolejnym naturalnym celem była Finlandia. Stalin najpierw przetestował swoją bandycką dyplomację. 5 października zażądał, aby do Moskwy przybyła delegacja fińska w celu omówienia konkretnych kwestii politycznych. Rząd w Helsinkach zignorował zaproszenie. Kolejne było utrzymane w ostrzejszym tonie i w końcu Finowie zdecydowali się na wyprawę do stolicy ZSRS. Tym razem żądania Rosjan były bardziej konkretne. Słynny Mołotow domagał się przesunięcia granicy fińsko-sowieckiej o 25 km w głąb terytorium fińskiego, co oznaczało między innymi oddanie głównej linii umocnień granicznych, czyli Linii Mannerheima. Żądano także wydzierżawienia ZSRS półwyspu Hanko na 30 lat w celu utworzenia tam bazy dla marynarki sowieckiej. W zamian Stalin wspaniałomyślnie zaoferował Finom dwa razy większy obszar północnej Karelii, która była jednak pustkowiem porośniętym tajgą. Dla Finów warunki te były nie do przyjęcia, dlatego spokojnie je odrzucili. W Helsinkach powszechne było przekonanie, że jest to jedynie wstęp do próby całkowitego podporządkowania ich kraju Sowietom, co było zresztą całkowicie zgodne z prawdą. Przez kilka tygodni Finowie grali na czas, przeciągając negocjacje. Sowieci powoli tracili cierpliwość, o czym świadczyła groźba, którą wypowiedział Mołotow 3 listopada 1939 r. podczas jednego z ostatnich spotkań: „Skoro my, cywile, najwyraźniej nie robimy żadnych postępów, może nadszedł czas, by przemówili żołnierze". Rosjanie byli pewni siebie. Na papierze przewaga Armii Czerwonej nad niewielką i słabo uzbrojoną armią fińską była przytłaczająca. Chruszczow zanotował w swoich wspomnieniach: „Wszystko, co mieliśmy do zrobienia, to trochę podnieść głos i Finowie usłuchają. Jeśli tak nie zrobią, to raz wystrzelimy z armaty i wtedy podniosą ręce do góry". Zbrodnicze totalitaryzmy lubiły i nadal lubią jednak dbać o pozory, dlatego najpierw musiało zginąć kilku żołnierzy Armii Czerwonej na małym posterunku granicznym. O tym, że prowokacja graniczna może posłużyć Rosji jako pretekst do interwencji zbrojnej, świadczyły nie tylko groźby dyplomatyczne, ale też setki wieców organizowanych oczywiście spontanicznie w całym Związku Sowieckim, na których tysiące ludzi żądały odwetu za zabicie żołnierzy Armii Czerwonej. 28 listopada ZSRS wypowiedział zawarty w 1932 r. pakt o nieagresji z Finlandią (w 1934 r. przedłużony na dziesięć lat). Naprzeciw siebie stanęły dwie armie o absolutnie nieporównywalnym potencjale. Fińska była nieliczna i mocno niedoinwestowana. Finowie do końca listopada zmobilizowali ok. 127 tys. żołnierzy zgrupowanych w ośmiu dywizjach piechoty, brygadzie kawalerii i sześciu brygadach ochrony pogranicza. Kolejne dywizje były dopiero w fazie formowania. Mizernie przedstawiały się fińskie siły pancerne i lotnicze. Ze 160 samolotów bojowych ponad 30% było niezdolnych do walki, a reszta nadawała się raczej do muzeum niż na prawdziwą wojnę. Przestarzałe i równie nieliczne były także czołgi i samochody pancerne. Marynarka wojenna miała do dyspozycji zaledwie dwa pancerniki obrony wybrzeża, pięć okrętów podwodnych i około 25 mniejszych jednostek. Brakowało ciężkiej artylerii, za to broni strzeleckiej było pod dostatkiem, choć nie była ona nowoczesna. Sowieci posłali w bój cztery armie składające się w sumie z aż 27 dywizji piechoty i dziesięciu brygad pancernych (w sumie mieli 600 tys. żołnierzy, 1230 czołgów, 800 samolotów). Dysproporcja była zatem olbrzymia. Zacięty opór Finów spowodował, że siły sowieckie wzmocnione zostały później dwiema kolejnymi armiami. Pod koniec walk na froncie wojny zimowej Armia Czerwona miała do dyspozycji 1,2 mln żołnierzy, ok. 2 tys. czołgów i 3 tys. samolotów. Działania sił lądowych wspierała Flota Bałtycka, w której skład wchodziły dwa okręty liniowe, dwa ciężkie krążowniki, 26 niszczycieli, 65 okrętów podwodnych i 500 samolotów lotnictwa morskiego. Nieporównywalne było także zaplecze obu przeciwników. Zamieszkana przez 3,8 mln osób Finlandia stanęła do walki z mocarstwem, które w 1939 r. liczyło 171 mln. ludności i od przeszło dekady intensywnie się zbroiło. Nic więc dziwnego, że generałowie sowieccy byli nastawieni na zimowy blitzkrieg. W grudniu 1939 r. naprzeciw ufnego we własną siłę sowieckiego kolosa stanęli odważni i zdeterminowani Finowie. Rosyjski walec pancerny był od lat szykowany do akcji ofensywnych, ale prowadzonych w sprzyjającym terenie, czyli w Europie Środkowej i Zachodniej, gdzie istniała nieźle rozbudowana sieć dróg. Sowieci chcieli naśladować Niemców, którzy byli mistrzami współdziałania na szczeblu taktycznym, ale podczas ofensywy rozpoczętej w Finlandii nie potrafili wyjść poza prymitywny schemat typowego rosyjskiego ataku opierającego się na masie wojska i metalu. Co prawda uzbrojenie Sowietów wbrew powszechnemu mniemaniu nie odbiegało poziomem zaawansowania technologicznego od broni produkowanej na Zachodzie, ale bardzo niski poziom kultury technicznej czerwonoarmistów powodował, że sprzęt ten notorycznie był uszkadzany, a awarii nie potrafiono szybko usunąć. Sowieckie czołgi okazały się także zaskakująco mało odporne na fińską broń przeciwpancerną oraz koktajle Mołotowa. Co najbardziej zaskakiwało, Sowieci nie byli przygotowani na działań wojennych w zimie. Dopiero gdy pierwsze szturmy na linię Mannerheima zostały krwawo odparte, Sowieci wpadli na pomysł dostosowania barwy czołgów do otoczenia i pomalowali je na biało, podobnie jak peleryny maskujące wojsk piechoty. Tylko, że ci żołnierze nie potrafili jeździć na nartach, w czym Finowie bili ich na głowę. Sowieci całkowicie zlekceważyli mało optymistyczne doświadczenia z kampanii wrześniowej w Polsce. Błyskawiczne zwycięstwo na polskich kresach Armia Czerwona odniosła tylko dzięki temu, że prawie całe siły polskie były zaangażowane na zachodzie kraju. Na wschodzie, gdzie doszło do walk, Sowieci ponosili nieproporcjonalnie duże straty. Finowie doskonale zdawali sobie sprawę z przewagi najeźdźców w uzbrojeniu i liczbie żołnierzy. Dlatego postarali się wykorzystać wszystkie atuty, jakie mieli w ręku. Armia fińska była zorganizowana w taki sposób, że żołnierze pochodzący z tych samych okolic byli wcielani do tych samych jednostek, które na dodatek zwykle operowały w ich stronach rodzinnych. Zwiększało to determinację obrońców, ich morale, a także pozwalało wykorzystać przewagę wynikającą ze świetnej znajomości terenu. A teren był bardzo dogodny do obrony. Gęsty las poprzecinany nielicznymi drogami, tysiące jezior, bagna i torfowiska stwarzały duże możliwości organizowania dobrze zamaskowanych punktów oporu. Finowie na Przesmyku Karelskim w latach 30-tych zapobiegliwie wybudowali pas umocnień, czyli wspomnianą Linię Mannerheima, ciągnący się na odcinku 135 km od Zatoki Fińskiej do jeziora Ładoga. Wbrew sowieckiej propagandzie nie był to fiński odpowiednik francuskiej Linii Maginota. Betonowych umocnień było niewiele (około 150 schronów żelbetonowych), większość fortyfikacji stanowiły schrony drewniano-ziemne. Były one jednak przemyślnie zamaskowane i doskonale wkomponowane w teren. W rezultacie Sowieci mieli olbrzymie problemy z ich sforsowaniem. Wyposażeni w maskujące mundury, świetnie jeżdżący na nartach żołnierze armii fińskiej byli bardzo mobilni, potrafili w ukryciu przemieszczać się na duże odległości, korzystając z sobie tylko znanych leśnych ścieżek, by pojawić się niespodziewanie na tyłach formacji sowieckich. Finowie byli także mistrzami improwizacji. Brak wystarczającej ilości broni przeciwpancernej zmusił ich do szukania innych metod niszczenia sowieckich czołgów. Sięgnęli po prostą, ale zabójczą broń, czyli butelki z benzyną, które właśnie od czasów wojny zimowej zwane są koktajlami Mołotowa. Żołnierze fińscy byli także zdecydowanie lepiej wyszkoleni od swoich przeciwników (w Finlandii bardzo ważną częścią narodowego systemu obrony była Gwardia Obywatelska, składająca się z ochotników, którzy nawet w czasach pokoju spotykali się na częstych ćwiczeniach wojskowych). Olbrzymie straty zadawali Sowietom fińscy snajperzy. Zwykle byli to doświadczeni myśliwi i traperzy, którzy potrafili bezszelestnie zbliżyć się do stanowisk nieprzyjaciela i oddać kilka celnych strzałów. O ich skuteczności może świadczyć fakt, że najlepszym strzelcem wyborowym II wojny światowej był Fin Simo Häyhä, który zastrzelił ponad 500 czerwonoarmistów. Co ciekawe, nie używał on celownika optycznego, lecz jedynie muszki i szczerbinki. Jego akcje siały postrach wśród sowieckich żołnierzy. Rosjanie próbowali go zlikwidować za wszelką cenę, bombardowali okolicę, w której działał, ostrzeliwali go z artylerii, organizowali obławy. Nazywali go „białą śmiercią" i określenie to przylgnęło potem również do innych fińskich snajperów. Niewiele mniej skuteczny od Häyhy był Sulo Kolkka, który zabił ponad 400 żołnierzy sowieckich. Strzelcy wyborowi przyjęli niespodziewaną taktykę: strzelali z dużej odległości do sowieckich żołnierzy, sami pozostając nieuchwytni. Niektóre formacje ostrzeliwane były przez całą dobę. Niebezpieczeństwo, że w każdej chwili można dostać kulę w plecy od fińskiego strzelca, zabijało morale bardziej niż cokolwiek innego. Walki toczyły się w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych. Zima przełomu lat 1939 i 1940 była bardzo mroźna. Temperatura spadła do minus 40 st. C. Finowie atakowali w najmniej spodziewanych momentach, przyjmując za cele składy z bronią, amunicją i kuchnie polowe. Likwidacja kuchni przy mrozie dochodzącym do minus 40 st. oznaczała dla danej jednostki sowieckiej śmierć z głodu i zimna. W leśnych gęstwinach na sowieckich żołnierzy czekali fińscy strzelcy wyborowi. Wielu z nich było wcześniej myśliwymi i traperami, więc świetnie posługiwali się bronią. Pod pewnymi względami mróz był sprzymierzeńcem obu stron konfliktu. Zamarznięte jeziora i zatoki dawały Rosjanom szansę na szybsze przemieszczanie wojsk, co przy dużej liczbie jednostek zmechanizowanych miało niebagatelne znaczenie. Jednak w ogólnym rozrachunku mróz i śnieg były większymi sprzymierzeńcami Finów, którzy mieli cieplejsze umundurowanie i lepiej znosili niską temperaturę. Większość żołnierzy Armii Czerwonej, które zaatakowały Finlandię, stanowili rekruci z południa ZSRS, głównie Ukrainy, którzy nie tylko nie byli przygotowani do walki w warunkach arktycznych, lecz także zdecydowanie gorzej radzili sobie w kwestii przetrwania w ekstremalnym klimacie. Finowie potrafili być sprytni i bezwzględni – zamiast podejmować frontalny bój, często uderzali w najsłabsze punkty przeciwnika, takie jak kuchnie polowe, co dodatkowo obniżało morale żołnierzy sowieckich. O sukcesach Finów zdecydowało również dużo lepsze dowodzenie. Kadra Armii Czerwonej, przetrzebiona sowieckimi czystkami, była marnej jakości. Dowódcy nie potrafili działać elastycznie i szybko reagować na dynamicznie zmieniającą się sytuację oraz porażki. Każdy rozkaz musiał dodatkowo zaakceptować komisarz polityczny. Słabość kadry dowódczej była widoczna zarówno na poziomie sztabu, jak i dowódców najmniejszych jednostek taktycznych. Tymczasem po stronie fińskiej było dokładnie odwrotnie. Dowódcy nawet na najniższym szczeblu nie bali się podejmować ryzykownych decyzji, reagowali szybko i skutecznie. Mimo przewagi Sowietów podejmowali śmiałe kontrataki i w rezultacie to nie Rosjanie i ich brygady pancerne okrążali przeciwnika, ale niejednokrotnie udawało się to Finom, którzy zamykali zdezorientowane i zdemoralizowane jednostki Armii Czerwonej w tzw. motti, czyli kotłach, które potem stopniowo likwidowali. Finowie mieli także świetnego wodza naczelnego, którym był marszałek Carl Gustaf Mannerheim – mąż opatrznościowy wolnej Finlandii. Karierę wojskową rozpoczął jeszcze w armii carskiej. Co ciekawe, dwukrotnie pełnił służbę na terenie Polski. W 1887 r. jako młodszy oficer służył w pułku dragonów stacjonującym w Kaliszu; ponownie nad Wisłę trafił w 1911 r., gdy objął dowództwo nad pułkiem dragonów stacjonującym w Mińsku Mazowieckim, a następnie przeniesiono go do Warszawy, gdzie objął komendę nad pułkiem ułanów gwardii. Po I Wojnie Światowej odegrał jedną z kluczowych ról w odzyskaniu przez Finlandię niepodległości. Potem na wiele lat wycofał się z polityki. W latach 30-tych pełnił różne wysokie funkcje wojskowe i to z jego inicjatywy zbudowano na Przesmyku Karelskim linię umocnień, nazwaną od jego nazwiska Linią Mannerheima. W listopadzie 1939 r. w obliczu nadchodzącej agresji sowieckiej objął naczelne dowództwo armii fińskiej. Był zwolennikiem porozumienia z ZSRS i ograniczonych ustępstw, ale kiedy Sowieci zdecydowali się na inwazję, doskonale wywiązał się z roli głównodowodzącego, nie dając się pobić, i ostatecznie wywalczył pokój, który ocalił niezależność Finlandii. Porównania z osobą prezydenta współczesnej Ukrainy - Zełenskim narzucają się zatem same, choć ten drugi nie miał wcześniej takich zasług i żadnego doświadczenia militarnego. Finowie słusznie zakładali, że główne sowieckie uderzenie nastąpi na Przesmyku Karelskim, i tam skoncentrowali gros swoich sił. Także Sowieci w tym rejonie zgromadzili niemal połowę swoich jednostek. Stosunek sił wynosił 11:1, ale mimo to niewielki odcinek od granicy do Linii Mannerheima Armia Czerwona pokonała dopiero po 11 dniach od rozpoczęcia ofensywy. Wraz z Sowietami na terytorium Finlandii zjawili się fińscy komuniści z Otto Kuusinenem na czele, którzy 1 grudnia 1939 r. w Terijoki, pierwszym okupowanym mieście, powołali do życia kolaborancki rząd pod szyldem Fińskiej Republiki Demokratycznej. Powoływanie republik ludowych na okupowanych terytoriach jest zatem stałym repertuarem Rosjan, który stosują niezależnie od ustroju społecznego, który aktualnie panuje w Rosji. Jednak sukces propagandowy działań komunistycznych zdrajców fińskich był równie nikły jak postępy Armii Czerwonej na froncie. Kuusinen od 20 lat mieszkał w ZSRS, został przez Sowietów mianowany premierem, ale jego władza sięgała tylko małego przygranicznego miasteczka - Terijoki, które jako pierwsze zajęła Armia Czerwona. Rząd ZSRS natychmiast uznał gabinet Kuusinena i ogłosił, że prowadzi wojnę z „reakcyjnymi siłami Mannerheima", które nie chcą uznać „władzy robotniczo-chłopskiej". Żadne inne państwo Zachodu nie uznało rządu Kuusinena. Pozbawiony znaczenia sowiecki agent, pogardzany we własnym kraju, zajął się więc agitacją komunistyczną na podbitych terenach, choć i tutaj nie udało mu się osiągnąć sukcesów. To jeszcze dodatkowo rozgniewało Stalina.

Próba przełamania umocnień Mannerheima z marszu zakończyła się klęską Rosjan, którzy stracili kilkadziesiąt czołgów. Próbowała to wykorzystać fińska Armia Przesmyku Karelskiego, wykonując 24 grudnia 1939 r. zwrot zaczepny, ale Rosjanie zdołali go odeprzeć. Cała Europa była jednak zszokowana. Spisani na straty Finowie nie tylko skutecznie się bronili, ale jeszcze kontratakowali! I jak się później okazało, nie był to odosobniony przypadek. Kiedy na przełomie lat 1939 i 1940 Sowieci zreorganizowali siły i wprowadzili do walki odwody, presja na obronę fińską się wzmogła. Mimo to Finowie nie ustępowali, zadając agresorowi olbrzymie straty. Między innymi na początku stycznia przeprowadzili atak na 168. dywizję, która została zamknięta w motti i całkowicie zniszczona. Koszt tych sukcesów był jednak duży. Niektóre jednostki fińskie straciły po 50% swego stanu, a o posiłki było coraz trudniej. Trochę mniej intensywne, ale równie zażarte boje trwały także na innych odcinkach rozciągniętego na przeszło 1600 km frontu. Na północ od jeziora Ładoga armia sowiecka próbowała przełamać obronę dwóch fińskich grup operacyjnych. Finowie cofali się, ale bardzo powoli i w sposób zorganizowany, przeprowadzając liczne kontrataki. Dzięki temu w grudniu udało się zamknąć w śnieżnych kotłach liczne oddziały Armii Czerwonej. Tylko w jednej bitwie (na drodze Raate) Sowieci stracili blisko 9 tys. zabitych i zaginionych oraz wiele czołgów i samochodów pancernych. Po stronie fińskiej było tylko 402 poległych. W lutym 1940 r. Sowieci postanowili ostatecznie przełamać obronę Linii Mannerheima na Przesmyku Karelskim i otworzyć sobie drogę do Viipuri (Wyborga) i Helsinek. W tym celu przeprowadzili dwie operacje wojskowe zwane ofensywami Woroszyłowa (1 i 11 lutego 1940 r.). Tym razem ataki były lepiej przygotowane. Poprzedzał je zmasowany ostrzał artyleryjski i naloty bombowców. Walki były niezwykle zacięte. Obie armie poniosły wielkie straty w ludziach i sprzęcie. Rosjanie mieli jednak czym je uzupełniać, natomiast siły fińskie były na wyczerpaniu. Podczas drugiej ofensywy Woroszyłowa Finowie musieli skierować do walki wszystkie posiadane odwody. Sowieci za cenę olbrzymich strat wgryzali się stopniowo w pozycje fińskie. 24 lutego Finowie musieli ewakuować bazę morską w Koivisto, co umożliwiło Rosjanom wykonanie manewru oskrzydlającego przez zamarzniętą Zatokę Fińską. W ten sposób Armia Czerwona zdobyła przyczółki na tyłach wojsk fińskich i odcięła Viipuri. Wyczerpani Finowie zdecydowali się na podjęcie rokowań. Sowieci, którzy także mieli już dość wojny zimowej, 13 marca zgodzili się na zawieszenie broni.

W wyniku traktatu pokojowego Finlandia utraciła 35 tys. km kw. terytorium, głównie w Karelii (z drugim co do wielkości miastem – Viipuri) oraz w rejonie Salla, w środkowej części kraju. Do opuszczenia domów rodzinnych zostało zmuszonych 430 tys. osób. W walkach poległo blisko 23 tys. żołnierzy fińskich, a ponad 44 tys. zostało rannych. Życie straciło także prawie 1000 cywilów. Koszt wojny zimowej był więc duży, ale dzięki odniesionym zwycięstwom i determinacji w obronie ojczyzny Finom udało się zachować niepodległość. Sowieci według oficjalnych statystyk stracili 126 tys. zabitych i 141 tys. rannych (niektóre szacunki mówią jednak o aż 1 mln zabitych i rannych), 1500 czołgów, tysiąc dział oraz 800 samolotów. Rosjanie w późniejszych latach wielokrotnie podkreślali, że jedną z głównych przyczyn poniesionych przez nich strat było dostarczenie Finom przez Zachód olbrzymich ilości nowoczesnego uzbrojenia. Rzeczywiście, wiele państw wyraziło zgodę na sprzedaż i przekazanie Finom karabinów, działek przeciwpancernych i przeciwlotniczych, dział oraz samolotów, ale transporty te były bardzo nieliczne, a na dodatek większość z nich trafiła do Finlandii już po zakończeniu wojny. Bardziej wymierną korzyścią dla walczących samotnie Finów był napływ licznych ochotników z całej Europy i Ameryki. Najliczniej stawili się Szwedzi, Duńczycy, Norwegowie oraz co zaskakuje - Węgrzy. Szwedzki Korpus Ochotniczy liczył ok. 8 tys. żołnierzy i miał oficjalne wsparcie rządu szwedzkiego. Służyło w nim także 700 Norwegów. Węgrzy wysłali do Finlandii zorganizowaną jednostkę ochotniczą składającą się z 356 ludzi. W oddziałach sisu (tak Finowie nazywali formacje, w których walczyli ochotnicy z zagranicy) służyło także tysiąc Duńczyków, 214 Brytyjczyków, 350 Amerykanów, głównie fińskiego pochodzenia, 54 Estończyków, 51 Belgów, 18 Niemców, 17 Holendrów, siedmiu Włochów, po sześciu Polaków i Szwajcarów, a także przedstawiciele innych nacji (dane pochodzą z książki Trottera "Mroźne piekło). Natomiast pomoc rządów państw zachodnich dla desperacko walczących Finów była iluzoryczna i podobnie jak w wypadku Polski, zdradzonej przez sojuszników we wrześniu 1939 r., ograniczyła się do werbalnych protestów przeciwko agresji. Jedyną sankcją, jaka spotkała Związek Sowiecki na arenie międzynarodowej, było wykluczenie z Ligi Narodów, organizacji, która już wtedy nie miała żadnego znaczenia. Straty poniesione przez Armię Czerwoną w Finlandii uzmysłowiły Stalinowi, że jego siły zbrojne nie są gotowe do konfrontacji z III Rzeszą. W czerwcu 1941 roku miał się o tym boleśnie przekonać. Postawa państw demokratycznych spowodowała, że Finowie zerwali z polityką neutralności i w czerwcu 1941 r. przyłączyli się do III Rzeszy, która zaatakowała ZSRS. Spokój na froncie fińsko - sowieckim trwał do lata 1944 r., kiedy Armia Czerwona rozpoczęła natarcie z zamiarem opanowania całej Finlandii. I znowu Mannerheimowi udało się zatrzymać natarcie. Jednak we wrześniu 1944 r. Finlandia zmuszona była do kapitulacji i zmieniła sojusze przystępując po stronie Aliantów do wojny przeciwko Niemcom. Zawarła rozejm nie tylko z Wlk. Brytanią, ale też z Sowietami. Po wojnie Finlandia utraciła część swojego terytorium na rzecz ZSRS, ale zachowała jego większość za cenę zapłaty reparacji wojennych i częściowego rozbrojenia swojej armii. Przede wszystkim jednak zachowała swoją niepodległość, w przeciwieństwie do Łotwy, Litwy i Estonii. Prezydentem państwa został sędziwy gen. Mannerheim. On i jego następcy, w tym wieloletni prezydent Kekkonen prowadzili wprawdzie politykę zagraniczną niesprzeczną z interesem ZSRS, ale w polityce wewnętrznej zachowali pełną niezależność od Moskwy, co przeszło do historii jako polityka finlandyzacji. Starając się zachować poprawne relacje z Sowietami, Finowie sprytnie czerpali duże korzyści z relacji gospodarczych z Zachodem. Po rozpadzie ZSRS kraj wpadł w poważne tarapaty gospodarcze. W latach 1990 - 1993 PKB Finlandii spadło aż o 13%, a bezrobocie wzrosło z 3,5% do 18%. Sytuacja poprawiła się dopiero pod koniec lat 90-tych XX w. W międzyczasie w 1994 r. Finlandia przystąpiła do UE, a w 2002 r. przystąpiła do strefy euro. Jak to się stało, że kraj przeszedł prawdziwy cud gospodarczy?

Fiński cud gospodarczy jest fenomenem badanym z podziwem na całym świecie, a także traktowanym z wielką dumą w samej Finlandii. Ten mały skandynawski kraj przekształcił swoją pozbawioną sprawności technologicznej w latach 70-tych gospodarkę w dzisiejszą lokomotywę innowacji. Finlandia utrzymuje pozycję najbardziej konkurencyjnej gospodarki na świecie, otwierając ranking Światowego Forum Ekonomicznego wielokrotnie w ostatnich latach. Wielu strategów światowych chciałoby powtórzyć sukces Finlandii i zbudować własną Nokię czy Linuxa. Fiński przemysł rozpoczął inwestowanie w rozwój technologiczny już w latach 60-tych. Wtedy też rząd starał się szczególnie upowszechnić właściwie sprofilowaną wyższą edukację, kiedy w 1966 r. została uchwalona właściwa ustawa. Akt ten pozostaje w mocy do dziś i jego skutkiem jest duże zwiększenie liczby studentów i nauczycieli. Ten wzrost nastąpił w taki sposób, że założono nowe uczelnie w różnych regionach, a nie tylko rozwijano dotychczasowe. Nie można nie doceniać znaczenia tej polityki - dała ona Finlandii wysoko wykształconą populację z pozytywnym nastawieniem do badań i rozwoju, niezależnie od pochodzenia. Nic, co zdarzyło się później nie byłoby możliwe bez tego zasadniczego elementu. Dziś Finlandia otwiera światowe rankingi pod względem umiejętności czytania i pisania, rozwiązywania problemów, myślenia matematycznego i innych wskaźników dotyczących edukacji. Fundamenty przemian przemysłowych zostały położone poprzez efektywny dialog sektora publicznego z prywatnym. Na przełomie lat 70-tych i 80-tych stało się jasne, że rosnąca dynamika wzrostu gospodarczego i rozwoju przemysłu nie może opierać się na handlu z ZSRS, choć nadal był on ważny. Dla zrównoważonego wzrostu gospodarczego Finlandia potrzebowała dostępu do rynków europejskich. Ten wymóg stanowił wartość dodaną, bo przewaga konkurencyjna i pierwszorzędne produkty potrzebowały zwiększenia udziału w rynku. Dodatkowo, dzięki nieźle już funkcjonującemu systemowi edukacji na rynku pojawiło się młode pokolenie menedżerów z wizją, którzy postrzegali globalny rynek jako szansę. Lata 80-te były dekadą, w której Finlandia otworzyła się na instytucje międzynarodowe i rynki zagraniczne. Przełom technologiczny nie dokonał się bez żadnych zgrzytów. W latach 1979-1980 informacje o zbliżaniu fińskiej gospodarki w stronę technologii i mikroelektroniki wywołały niepokój związków zawodowych, które obawiały się zmniejszenia liczby miejsc pracy w różnych sektorach. Jednakże postawa pragmatyczna przeważyła i związki zdecydowały, że nie będą się sprzeciwiać, dopóki nie zobaczą, czy ruch w kierunku społeczeństwa technologicznego rzeczywiście będzie się odbywać kosztem miejsc pracy. Przedstawiciele związków zawodowych, nazwanych "wielkim komitetem technologicznym", stwierdzili, że wpływ na poziom zatrudnienia będzie znikomy, a jeśli już to pozytywny. To spowodowało zmianę nastawienia pracowników fizycznych i związków zawodowych do procesów technologicznych, czyli był to taki luddyzm á rebours. Już w 1982 r., korzystając z ustaleń wielkiego komitetu technologicznego, rząd podjął decyzję o promowaniu idei technologii. Nie chodziło tylko o inżynierów, ale o spojrzenie na technologię jako na zjawisko społeczne we wszystkich sektorach życia społecznego i we wszystkich warstwach społecznych. Transformacja technologiczna miała swe źródła w dużej mierze w samym przemyśle, a sprzyjały jej niezwykle sprawne kanały komunikacji między przemysłem a rządem. Zamiast prosić o wsparcie, przemysł sam inwestował, a nakładom prywatnym dorównywały następnie wydatki rządowe. Jednym z kamieni węgielnych rozwoju były intensywne konsultacje między sektorem publicznym a prywatnym, mechanizm osiągania wspólnego konsensualnego stanowiska, umożliwiający obu stronom dzielenie wspólnej wizji. To było bardzo ważne, dawało poczucie przewidywalności, pozwalało wielu branżom na inwestowanie w Finlandii i prowadziło do zaufania. Właśnie wysoki kapitał społeczny stał się najważniejszą cechą fińskiego cudu gospodarczego. W 1983 r. powstała Tekes - fińska agencja finansująca działania na rzecz technologii i innowacji, i od tego roku technologia zaczęła odgrywać dużo bardziej widoczną rolę. Nieoczekiwanie, prawdziwy katalizator szybkich zmian pojawił się jako reakcja na niestabilność gospodarczą dziesięć lat później. Gospodarka znajdowała się w dobrej kondycji pod koniec lat 80-tych, ale począwszy od 1990 r. i upadku Związku Sowieckiego nastąpiło poważne osłabienie gospodarcze. Jak na ironię, na samym dnie kryzysu w lipcu 1991 r. w Helsinkach została wykonana pierwsza komercyjna rozmowa telefoniczna z zastosowaniem technologii GSM. W kategoriach nakładów na badania i rozwój (B+R) rosły one o ok. 10 pkt. % każdego roku począwszy od 1993 r. Był to przejaw rozkwitu ICT (technologii informacyjnych i komunikacyjnych), pod przywództwem Nokii. Zorientowane proeksportowo innowacje high-tech przełamały depresję. Ten rozwój dokonał się nie tylko w inwestycjach sektora prywatnego, ale także publicznego. Od 1995 r. socjaldemokratyczna partia Paavo Lipponena poszła dalej. Pierwszy rząd z 1996 r. zwiększył wydatki publiczne na B+R w latach 1996-1999 o 25%. Fiński rząd wpompował ogromne ilości gotówki w badania, innowacyjność i przedsiębiorczość. Wykorzystał zasoby gotówki pochodzące nie ze zwiększonego długu publicznego, tylko z prywatyzacji majątku publicznego. Wychodzenie z kryzysu było już w pełni widoczne począwszy od 1996 r. Sektor publiczny wysyłał wyraźne sygnały, by kontynuować inwestycje w bazę wiedzy, dodatkowo wspierał je środkami publicznymi. Wykorzystywano wsparcie schematu partnerstw publiczno-prywatnych przede wszystkim w edukacji, ICT i dziedzinach pokrewnych. Kolejnym kluczem do sukcesu Finlandii był też ciągły proces oceny i przeglądu jej systemów badawczych i szybkie reagowanie dostosowawcze na potrzeby rynku. Na przykład w końcu lat 90-tych obserwowano bardzo wysoki popyt na ekspertów w dziedzinie ICT. W odpowiedzi rząd stworzył miejsca studiów, by wykształcić ekspertów ICT w ramach wspólnego programu rządowego, sektorowego i samorządowego na lata 1998-2002. Program zakończył się sukcesem. W parze z postępami technologicznymi szła poprawa edukacji. Wraz z szybkim rozwojem zakresu B+R przyszło gwałtowne zwiększenie liczby personelu B+R. Przeciętny poziom wykształcenia podniósł się wraz ze wzrostem liczby osób (wzrost trzykrotny), tak że stał się on dużo wyższy i bardziej efektywny niż we wczesnych latach 80-tych. Ten fenomen był możliwy dzięki wejściu kobiet do zawodów związanych z B+R i rzeczywiście od 1990 r. ich liczba stale rosła. 46% nowych doktorów i ponad 1/3 personelu B+R to kobiety. Ponadto świetnie rozwijał się system szkół wyższych szkolących badaczy: począwszy od 1995 r. rozwijały się uczelnie z pełnowymiarowymi studiami magisterskimi w naukach ścisłych i programami doktoranckimi. Obecnie ponad 100 uczelni i uniwersytetów oraz 1 500 miejsc na studiach jest opłacanych przez rząd. Sama edukacja, choć jest warunkiem koniecznym, to dalece nie wystarczającym. Oczywiście ogólny poziom edukacji całej populacji powinien być jak najwyższy, to jest podstawa wszystkiego. Ale potrzebna jest też konkurencja rynków globalnych, potrzebny jest know-how i rozwój badań na najwyższym poziomie, dające atuty w konkurencji na rynkach globalnych. Trzeba mieć najlepszych ludzi na uczelniach, najlepsze spółki i być konkurencyjnym na globalnych rynkach naukowo-technologicznych. Kraj wielkości Finlandii ma naturalne ograniczenia, zatem musi koncentrować swe wysiłki na konkretnych dziedzinach. Finlandia to mały naród pod względem populacji (5,5 mln. w 2020 r.), co ogranicza i zawęża zdolność posiadania konkurencyjnych spółek o szerokiej bazie, ale właśnie taki cel ten kraj próbuje z niemałym sukcesem osiągnąć: odnieść globalny sukces w nauce, technologii i komunikacji. Działalność globalna wymaga też specjalizacji, gdyż nie można być dobrym we wszystkim. Choć Finlandia prezentuje się bardzo dobrze z zewnątrz, słychać postulaty ponowienia strategii innowacyjności, ze względu na gorsze wyniki gospodarcze, w szczególności w wyniku pandemii koronawirusa (spadek PKB w 2020 r. o 2,8%). W latach 90-tych najważniejszymi publicznymi graczami w nauce i technologii były trzy instytucje wyspecjalizowane w finansowaniu B+R. Była to przede wszystkim Akademia Fińska, czyli system krajowych rad ds. badań, finansująca badania podstawowe na uczelniach. Wspomniany Tekes pełni podobną rolę, finansuje techniczne badania stosowane na uczelniach i publiczne ośrodki badawcze oraz pośredniczy w przekazywaniu funduszy na technologie dla przedsiębiorstw. Trzecią instytucją jest SITRA, Fiński Narodowy Fundusz na rzecz Badań i Rozwoju, najważniejszy publiczny fundusz kapitału podwyższonego ryzyka (venture capital). Te trzy organizacje obejmują cały proces innowacji. Ważne jest, że realizują krajowe programy w swoich dziedzinach i mają dobrą współpracę horyzontalną. Osobno i razem są najważniejszym jak dotychczas czynnikiem stymulującym sukces strategii gospodarczej opartej na innowacjach i będą jego podstawą także w przyszłości. Taka strategia ma jednak też swoje gorsze, zupełnie nieoczekiwane strony. W środku światowego kryzysu finansowego (2009) Finlandia doświadczyła niezwykle ostrej kontrakcji swojej gospodarki (spadek PKB aż o 8,1%). Wyjście z kryzysu odbywało się w różnym tempie, jeśli porównać różne regiony: najszybciej dokonały tego Helsinki, następnie duże miasta uniwersyteckie Finlandii, potem mniejsze miejscowości, a najwolniej najbardziej oddalone obszary. Jedną z wyniesionych lekcji kryzysu było to, że innowacjom technicznym sprzyja koncentracja działalności: sektory ICT lokują się w największych centrach, wyposażonych w infrastrukturę czasu wolnego, lotniska itp. Koncentracja powoduje szybki rozwój ekonomiczny i migrację ze wsi i obszarów słabo zaludnionych. Podczas kryzysu w latach 2009-2010 sektor publiczny wycofał się z regionów. Oznacza to, że są różnice w spojrzeniu na poziom i dynamikę rozwoju, tempo, w jakim regiony rozwijają się dzisiaj. Dlatego Finlandia musi zadbać o zrównoważony rozwój w perspektywie długoterminowej. Fiński przykład, ale bardziej tak jego bardziej zrównoważona wersja, nie musi ograniczać się do Finlandii, a ten sam model może być wykorzystany do stymulowania rozwoju Europy. W rezultacie badania i innowacyjność będą zajmowały wysokie miejsce w programach politycznych wielu innych krajów europejskich. Gwałtowny wzrost znaczenia państw azjatyckich, charakteryzujących się niższymi kosztami pracy, wymógł na Finlandii stworzenie nowych płaszczyzn konkurowania, czyli przeniesienia się z poziomu produkcji na poziom wiedzy, zgodnie z założeniem, że rozwój informacyjny jest czynnikiem koniecznym do utrzymania odpowiednich warunków życia. Idea społeczeństwa informacyjnego pozwoliła nie tylko na zbudowanie liczących się firm globalnych z sektora teleinformacyjnego (Nokia, Tieto, Sanoma i wiele innych), ale również na znaczne ułatwienie życia codziennego. Finowie mogą załatwiać większość spraw drogą elektroniczną, włączając w to założenie firmy (co trwa mniej niż godzinę), wykupienie recepty w aptece czy pozyskanie wyników badań lekarskich. Poza znaczną oszczędnością czasu wpływa to także na redukcję papierowej dokumentacji i skrócenie procedur, ponieważ ten sam wniosek może być równocześnie przetwarzany w kilku instytucjach. Co ciekawe, w 2009 r. do katalogu praw obywatelskich dodano prawo dostępu do internetu, a w 2010 r. Finlandia stała się pierwszym krajem na świecie, w którym internet jest zagwarantowany ustawowo. Pokazuje to, jak wielką rolę w życiu tego mroźnego państwa odgrywa dostęp do informacji.

System socjalny w Finlandii zaczął się kształtować znacznie później niż w przypadku pozostałych krajów nordyckich. Miało to bezpośredni związek z uzależnieniem najpierw od Szwecji, a następnie od Imperium Rosyjskiego i po II Wojnie Światowej - nieformalnie od ZSRS. Pierwsze próby wprowadzenia rozwiązań systemowych przypadają dopiero na dwudziestolecie międzywojenne. Już po II Wojnie Światowej nastąpiło gwałtowne przyśpieszenie rozwoju sektora socjalnego - w latach 40-tych i 50-tych XX w. w Finlandii nastąpiła gruntowna reorganizacja systemu emerytalnego, opieki zdrowotnej oraz pomocy społecznej. O utworzeniu filarów obowiązującego obecnie systemu można mówić dopiero w latach 80-tych. Kolejna dekada - za sprawą wspomnianego wcześniej kryzysu związanego z rozpadem Związku Sowieckiego, ale również wejściem do UE (1995) - to stopniowe ograniczenia w sferze socjalnej, co jednak nie przeszkodziło Finlandii w ponad 3-krotnym podniesieniu wydatków na tę sferę w latach 1980-2009. Fińska konstytucja gwarantuje wszystkim obywatelom równy dostęp do ochrony socjalnej i zdrowotnej, przerzucając kontrolę nad tą sferą na władze gminne. W Finlandii są 2 kluczowe filary polityki społecznej: finansowe świadczenia społeczne oraz usługi w ramach opieki zdrowotnej. Podstawą świadczeń finansowych jest prawo obywateli do otrzymywania pomocy gwarantującej im minimalny dochód w postaci zasiłków w przypadku wypadków, utraty pracy, wychowywania dzieci czy starzenia się. Ich celem jest zapewnienie bezpieczeństwa finansowego tej grupie mieszkańców, którzy z różnych przyczyn nie są zdolni do samodzielnego zatroszczenia się o dochody własne. Polityka zdrowotna ma z kolei na celu zapewnienie wszystkim obywatelom - niezależnie od ich statusu majątkowego - dostępu do publicznej służby zdrowia zarówno na poziomie podstawowym (zasadnicza opieka zdrowotna, ochrona dzieci i młodzieży), jak i specjalistycznym. Nawet korzystanie z prywatnej służby zdrowia jest współfinansowane ze środków państwowych. Państwo nierzadko wykracza też ponad ustawowe minimum, organizując m.in. bezpłatną rehabilitację dla potrzebujących lub wsparcie dla osób starszych i niepełnosprawnych. Kluczowym elementem tego systemu jest ubezpieczenie zdrowotne. Obejmuje ono nie tylko zasiłki z racji utraty dochodów, ale sięga znacznie szerzej. W ramach ubezpieczenia można otrzymać przynajmniej częściowy zwrot kosztów badań i leków, prywatnej opieki zdrowotnej (sięgający nawet do 85% - państwo pokrywa zatem znaczącą część kosztów, niezależnie czy wybierzemy służbę prywatną, czy publiczną), a nawet transportu medycznego. W zakresie refundacji leków, poza typowymi rozwiązaniami (państwo pokrywa od 40 do 100% ceny leku) wyznaczono również limit rocznych wydatków obywatela na leki. Jego przekroczenie gwarantuje pacjentowi, że każdy kolejny lek kosztować będzie stałą, niewielką kwotę. W 2012 r. było to 1,50 euro, a limit wynosił 672,70 euro. Choć na papierze fiński model socjalny wygląda rewelacyjnie, jest też i druga strona jego medalu. Fiński dobrobyt w dużej mierze zależał od sukcesu sektora teleinformatycznego. Sama Nokia w 2010 r. generowała aż 20% fińskiego PKB. Po jej częściowym przejęciu przez Microsoft okazało się, że cała gospodarka zanotowała potężny regres (-1,4% PKB w 2012 r.) wynikający z braku odpowiedniej dywersyfikacji. Choć Nokia utraciła już swoją pozycję, branża technologiczna dalej się nieźle rozwija, stanowiąc podstawę współczesnej gospodarki fińskiej. Ciekawa jest zresztą historia Nokii. Upadek marki rozpoczął się z dosyć błahego powodu: firma będąca dotychczas absolutnym liderem telefonii komórkowej przestała nadążać za modą i trendami światowymi amerykańskich gigantów. Kiedy na początku XXI w. na całym świecie ogromną popularność zdobywały telefony z klapką (clamshell), Nokia konsekwentnie pozostawała przy produkcji komórek jednobryłowych. Firma była tak przekonana o swojej potędze, że zlekceważyła zapotrzebowanie klientów. Jej udziały w rynku telefonów komórkowych szybko zaczęły spadać, a przecież u szczytu popularności sprzedawała aż 40% komórek na świecie. Wprawdzie Nokia próbowała odbić rynek swoimi nowymi modelami "klapkowymi", ale na rynku byli już inni silni gracze, jak Samsung czy Motorola. Gwoździem do trumny faktycznie był jednak rok 2007. Nie dość, że zadebiutował iPhone, na którego punkcie świat z miejsca oszalał, to jeszcze wybuchła afera z wadliwymi bateriami. Okazało się, że Nokia wyposażyła aż 46 mln. telefonów w felerne akumulatory, które podczas ładowania bardzo się przegrzewały i groziły wybuchem. Sprawa dotyczyła ok. 50 modeli telefonów Nokii i mocno nadwątliła zaufanie do firmy. Do tego Nokia nie bardzo wiedziała, co ma zrobić wobec coraz popularniejszych smartfonów z dotykowymi ekranami. Zamiast szybko stworzyć urządzenie mogące konkurować z iPhone’em, wypuszczała wprawdzie „dotykowce”, ale zdecydowanie mniej udane. Pojawiły się też problemy z systemem operacyjnym, w oparciu o który telefony Nokii miałyby działać. Używany przez nią Symbian był krytykowany, a z kolei bardzo ciepło przyjęty system MeeGo, tworzony przez Nokię wraz z firmą Intel, został z niewiadomych właściwie przyczyn porzucony. Ponoć miał na to wpływ fakt, że nie było gwarancji jego szybkiego rozwoju. Największą tragedię przyniósł jednak Nokii ten, który miał ją uratować, czyli nowy dyrektor zarządzający Stephen Elop. Objął on stanowisko w 2010 r. Każdego dnia jego pracy wartość firmy spadała o 23 mln. $!!! W ten sposób wartość Nokii (u szczytu popularności było to aż 400 mld. $), spadła 10-krotnie. Elop zrobił wielki błąd, gdyż to on właśnie postanowił, że jedyną platformą, na której będą działały sztandarowe telefony Nokii, Lumie, będzie mobilny Windows, bardzo wówczas niedopracowany. Producent systemu, Microsoft, obiecał Nokii za taki krok miliardy dolarów, ale nawet to wsparcie nie pomogło. W 2013 r. Microsoft odkupił od Finów dział odpowiedzialny za projektowanie telefonów. I tak historia producenta właściwie dobiegła końca. Sama firma Nokia wprawdzie istnieje, ale zajmuje się wyłącznie tworzeniem inteligentnej łączności internetowej i ogólnie pojętym rozwojem technologii i oprogramowania. Telefonów już nie produkuje.Pod kontrolą Microsoftu produkty Nokii niemal umarły. Zaczęło się od usunięcia jej logo ze smartfonów Lumia. Rebranding nie pomógł. Mobilny Windows nie podbił serc użytkowników i produkowanie Lumii straciło sens. Sama Nokia istniała tylko w świecie tanich telefonów komórkowych – te także na rynek wypuszczał Microsoft. W 2017 r. sprzedał on jednak dział telefonów m.in. firmie HMD, którą stworzono, by Nokia mogła wrócić na rynek w pełnym blasku. HMD uzyskał 10-letnią licencję na produkowanie smartfonów pod marką Nokia. Firmę tworzyli byli pracownicy fińskiego producenta, a HMD nie miał zamiaru tworzyć w pełni autorskich projektów, a smartfony miały być robione na jego zamówienie przez chińskie fabryki. Powrót marki na rynek jak dotąd trudno uznać za udany.

Finlandia zawsze była krajem niesłychanie pragmatycznym i racjonalnym, kiedy następują wielkie, historyczne zmiany, to dzieje się tak w wyniku narodowego konsensusu. W 2017 r. za wejściem Finlandii do NATO opowiadało się zaledwie 21% obywateli. Dwa dni po ataku Rosji na Ukrainę (24.02.2022) to poparcie po raz pierwszy sięgnęło 53%, a po dwóch tygodniach wynosiło już 62%. Finlandia powinna wstąpić do NATO pod koniec 2022 r., wtedy poparcie powinno przekroczyć 80%. Premier Finlandii Sanna Marin (rocznik 1985) - najmłodsza w UE (w 2019 r. stworzyła koalicję 5 partii, na czele których stały kobiety) - też początkowo opowiadała się przeciwko wejściu Finlandii do NATO. Mimo mocno lewicowych poglądów (chciała podnieść podatki od dochodu i zysków kapitałowych, by poprawić jeszcze opiekę nad osobami starszymi i dalej rozbudować państwo opiekuńcze), dosadnego sposobu komunikacji i wyostrzenia na kwestie ekologiczne (jest zwolenniczką wycofania ze sprzedaży samochodów z silnikiem spalinowym, co podkreśla dojeżdżając do parlamentu pociągiem, aktywnie też wspiera wszystkie działania na rzecz osiągnięcia neutralności węglowej Finlandii) wykazała się typowym fińskim pragmatyzmem i szybko zmieniła swoje stanowisko w sprawie NATO, kierując się zresztą fińską racją stanu. Pokazała w ten sposób, że kombinacja idealizmu i realizmu jest fińską cechą narodową. Finowie przez lata w dobrej wierze sądzili, że można przybliżyć Rosję do Zachodu, współpracując z nią. To jest ten idealizm. Jednocześnie ich realizm polega na tym, że po II Wojnie Światowej utrzymali dużą i silną armię, na której nigdy nie oszczędzali. Mają 900 tys. mężczyzn i kobiet w dobrze wyszkolonej rezerwie, czyli ok. 20% całej populacji. W ciągu kilku dni są w stanie zmobilizować 280 tys. ludzi w ramach obowiązkowej służby wojskowej. Oprócz tego ludzie pełniący ważne funkcje w społeczeństwie, państwie i administracji przechodzą 3-tygodniowy kurs, na którym trenują różne scenariusze obrony na wypadek wojny. Jest to oczywiście pokłosie dramatycznej historii kraju w XX w. i agresji Sowietów w 1939 r. Mimo to Finowie nie żyją przeszłością, oni ją znają i potrafią wyciągać z niej wnioski dla teraźniejszości. W ten sposób stali się też państwem dobrobytu. To fascynujący kraj, godny polecenia w szczególności dla osób, które chcą aktywnie spędzić czas.




76 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


O mnie

Ekonomista, finansista, podróżnik.
Pasjonat wina i klusek łyżką kładzionych.

Kontakt
IMG_4987.JPG
Home: Info

Subscribe Form

Home: Subskrybuj

Kontakt

Dziękujemy za przesłanie!

Home: Kontakt
bottom of page