top of page

The Traveling Economist

Podróże okiem ekonomisty

05627c8f-b097-4592-8be1-e638b8d4b90d_edited_edited.jpg
Home: Witaj
Home: Blog2

Bośnia i Hercegowina

Zaktualizowano: 16 lip 2023

Bośnia i Hercegowina to niewielki kraj południa Europy o niezwykle burzliwej historii, nawet jak na Stary Kontynent. W najnowszej historii to właśnie zabójstwo austro-węgierskiego następcy tronu arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego żony przez bośniackiego Serba Gavrilo Principa (na Moście Łacińskim w Sarajewie, który łączy stare miasto z Placem Austriackim) stało się iskrą, która wywołała I Wojnę Światową, a w czasach nam bliższych - w 1995 r. bośniacka Srebrenica stała się miejscem ludobójstwa bośniackich muzułmanów przez oszalałych nacjonalistów serbskich. Te dwa wydarzenia zapewniły krajowi światową rozpoznawalność, ale raczej nie o taki rodzaj reklamy chyba tutaj chodzi. Historia Bośni i Hercegowiny, wpisując się w kierunek przemian w Europie, a zarazem mu się wymykając, przede wszystkim zależała od zewnętrznych, autorytarnych systemów politycznych. Była to historia nieznająca demokracji typu zachodniego. Toczyła się w ramach kilku zasadniczo różnych cywilizacyjnych, politycznych i prawnych paradygmatów. Życie polityczne Bośni i Hercegowiny zdominowały pragmatyzm i dogmatyzm. Żadna z tradycji politycznych, które zapisały się w historii tego państwa, nie została zaakceptowana przez większość mieszkańców współczesnej Bośni i Hercegowiny ani na poziomie emocji, ani pamięci. Historia tego państwa nigdy nie zależała od dynamiki przemian ustrojowych, czyli przechodzenia od jednej formy państwowości do drugiej, ale raczej od wpływu zewnętrznych sił, które doprowadziły do głębokiej dezintegracji społecznej, politycznej i gospodarczej.

W czasach antycznych tereny Bośni zamieszkiwali Ilirowie, Trakowie i nawet Celtowie, podobnie jak wiele innych krajów południowych Bałkanów. Przed 2 tysiącleciami Bośnia byłą częścią rzymskiej Dalmacji, a w VII wieku przybyli tutaj Słowianie. Następnie tereny przechodziły kolejno w ręce Bizancjum, Serbii, Węgier, by w XV w. trafić pod zwierzchnictwo Turków osmańskich. Panowanie osmańskie trwało aż 400 lat i zahamowało rozwój cywilizacyjny kraju. Pewnie wschodnia część kraju byłaby dzisiaj serbska i prawosławna, a zachodnia - chorwacka i katolicka, gdyby nie Turcy. Od upadku Konstantynopola aż po czasy Franciszka Józefa słowiańscy chłopcy siłą wcielani do janczarskich oddziałów, a także ich rodziny, przyjmowali islam. Początkowo pod przymusem, ale kiedy Turcy wprowadzili zwolnienia podatkowe dla nawróconych - szli do meczetów już z własnej woli. Tak w kraju pojawili się muzułmanie, czyli Bośniacy. Po okresie niepodległości w średniowieczu, w epoce osmańskiej ostatecznie została zaprzepaszczona możliwość stworzenia wspólnej tożsamości politycznej trzech grup etnicznych, które różnią się od siebie przede wszystkim religią – dzisiejszych Serbów, Chorwatów i Bośniaków. Trzeba dodać, że były one i wciąż są emocjonalnie związane, odpowiednio: z Belgradem, Zagrzebiem i Stambułem. Pozostałością po ponad czterystu latach osmańskiego panowania jest tzw. kompleks turecki – w przypadku Bośniaków wyrażający się w poczuciu niższości, a w przypadku Serbów i Chorwatów – wyższości. Stał się on podstawą dla trzech przeciwstawnych sobie wizji tożsamości, przejawiających się w hasłach: „jesteśmy Turkami” (Bośniacy), „przedmurzem chrześcijaństwa” (Chorwaci), „wracamy do wiary przodków” (Serbowie).

Kongres berliński w 1878 r. po wojnie Rosji z Turcją Osmańską przyznał Austro-Węgrom prawo do administrowania Bośnią i Hercegowiną. Ostatecznie kraj został anektowany w 1908 r., co wywołało protesty młodych Bośniaków pochodzenia serbskiego, którzy zorganizowali wspomniany zamach w Sarajewie w 1914 r. Chyba wtedy zaczęło się źle dziać między Serbami, Chorwatami i Bośniakami. W kolejnej wojnie Chorwaci trzymali z Hitlerem, Serbowie z Titą (Chorwatem z pochodzenia), a Bośniacy zawsze mieli pod górkę. Po I Wojnie Światowej w 1918 r. Bośnia i Hercegowina (BiH) weszła w skład nowo powstałego królestwa Jugosławii. W okresie II Wojny Światowej, od 1941 r. BiH znalazła się w granicach Niepodległego Państwa Chorwackiego, w 1945 r. została oswobodzona przez komunistów Tity, by po wojnie wejść w skład komunistycznej Jugosławii, jako Socjalistyczna Republika Bośni i Hercegowiny.

Po wycofaniu się Imperium Osmańskiego wzajemna wrogość i urazy, których każda z trzech społeczności doświadczyła w inny sposób, pozostały i szybko zakorzeniły się najpierw w „ludowej” demokracji parlamentarnej I Jugosławii, by następnie znaleźć swój wyraz w jednopartyjnym ustroju komunistycznej II Jugosławii. Czterdzieści lat wspólnego państwa w czasach monarchii austro-węgierskiej to za mało, by mógł powstać nowoczesne państwo Bośni i Hercegowiny. Podobnie jak siedemdziesiąt lat I i II Jugosławii to okres zbyt krótki, by tak wiele grup etnicznych połączyć w jedną jugosłowiańską wspólnotę. Od zawsze bardzo dobrze funkcjonowała tutaj dychotomia przyjaciel–wróg. Relacje między chrześcijanami – prawosławnymi Serbami i Chorwatami katolikami były wyrazem dziedzictwa Wielkiej Schizmy z 1054 r., a stosunki między chrześcijanami i muzułmanami znaczył problem konwersji chrześcijan na islam. Powstawał kolejny podział według linii: prawdziwy–fałszywy wierny, a polityka zaczęła używać języka religii.

Na dzieje Bośni i Hercegowiny można patrzeć jak na historię cezur. To w tym rejonie przebiegała granica dzieląca Cesarstwo Rzymskie na część wschodnią i zachodnią, tutaj rozchodziły się drogi greki i łaciny, z tym terytorium kojarzymy Wielką Schizmę Wschodnią z 1054 r. Tutaj wytyczono granicę między Imperium Osmańskim i krajami Europy Środkowej. Na krańcu tak Wschodu, jak i Zachodu spotykały się odmienne tradycje, kultury, wreszcie – tożsamości. Stąd ukształtowały się przynależności heterogeniczne, sprawiające wrażenie harmonijnych, a jednocześnie pozostających z sobą w konflikcie; tak wewnętrznie rozdarte tożsamości wymykały się kontroli i stawały się najwyraźniejsze w chwilach – aż nazbyt licznych – gdy je kwestionowano i odmawiano prawa do ich wyrażania. Z tego też powodu na tym terenie toczono walki o tożsamość; z całą pewnością była to też przyczyna tego, że ludzie z dnia na dzień stawali się seryjnymi zabójcami. Modernizacja krajów bałkańskich rozpoczęła się mniej więcej wraz z powstaniem państw narodowych w XIX w. Nie był to linearny i oczywisty proces, a bardziej próba przeskoczenia, czy nawet wymazania, uznanych za archaiczne form społecznych, gospodarczych, politycznych. Polityka jako narzędzie zmiany społecznej uzyskała w ten sposób dominującą rolę, a nacjonalizm utorował sobie drogę do mas dużo wcześniej niż powszechna edukacja.

Do zakończenia II Wojny Światowej sytuacja wewnętrzna i zewnętrzna na terenach Jugosławii różniła się znacznie od położenia innych krajów Europy Centralnej i Południowej znajdujących się pod okupacją hitlerowską. W Jugosławii dosyć szybko powstały znaczne siły partyzanckie, spośród których najliczniejszymi były formacje rojalistyczne czetników Dragoljuba Mihajlovicia oraz właśnie komunistów Tity. Ten drugi miał spore doświadczenie w działalności w podziemiu – jego Komunistyczna Partia Jugosławii została zdelegalizowana w 1921 r., a on sam przejął jej stery w roku 1937 po wymordowaniu na rozkaz Stalina dotychczasowego kierownictwa partii. Ciekawe, że sam Tito chyba jako jedyny działacz partyjny tego szczebla, na dodatek rezydujący w Moskwie, uniknął w czasie wielkiej czystki losu wielu europejskich komunistów. Co więcej, nie wykluczone, że przykry koniec spotkał ich właśnie w wyniku jego intryg. Tak czy inaczej, w Jugosławii czasów wojny każda z partyzanckich frakcji miała – poza nazistami – dodatkowego wroga w postaci swych pobratymców. Winston Churchill wielokrotnie starał się nakłonić obie strony do współpracy w walce z okupantem, mając przy tym na uwadze szczególnie to, iż dostarczana im broń nader często wykorzystywana była do walk bratobójczych. Oznaką zyskiwania przewagi przez komunistów było powołanie organu politycznego mającego być przeciwwagą dla rządu emigracyjnego – Narodowego Komitetu Wyzwolenia Jugosławii (NKOJ), który utworzono w listopadzie 1943 r. w bośniackiej miejscowości Jajce. Nawiasem mówiąc, w związku z nazwą tej miejscowości krąży pewna anegdota: po wojnie w ramach kultu Tity starano się podkreślić jego wielkość, nazywając miasta jego imieniem. Z inicjatywy jednego z aparatczyków padła propozycja, by również miejsce powołania pierwszego komunistycznego ośrodka władzy opatrzyć imieniem marszałka. Konkretnie nazywać się miało: Titowe Jajce (co znaczy dokładnie to samo, co w języku polskim). Niestety pomysł nie zyskał akceptacji przełożonych. Wielka szkoda. Ostatecznie, uznając znacznie większy potencjał militarny Frontu Ludowego i widząc coraz większe przeszkody we współpracy z czetnikami (między innymi z powodu stawianych im zarzutów o kolaborację), Wielka Brytania zdecydowała się postawić na Titę, jednocześnie wywierając presję na króla Piotra II, by zgodził się na utworzenie rady ministrów, w której bezwzględną większość (25:3) wzięli komuniści. Utworzenie Tymczasowego Rządu oraz proklamowanie Demokratycznej Federacyjnej Jugosławii miało miejsce dnia 7 marca 1945 roku. Sam Tito został premierem oraz ministrem obrony i kontrolował coraz większą i lepiej uzbrojoną armię. Dwa dni później marszałek wygłosił na falach radia belgradzkiego znamienne przemówienie. Zapowiedział w nim między innymi, „stanowczą rozprawę z quislingowcami”. Słowa dotrzymał, rozszerzając znaczenie tego sloganu na wszystkich – rzeczywistych, potencjalnych bądź urojonych – wrogów władzy ludowej. Zapowiedź zrealizowano poprzez fizyczną eliminację jakiejkolwiek opozycji, dzięki czemu można było przejść do następnego etapu: „przebudowy stosunków społeczno-ekonomicznych”, czyli zbudowania dyktatury i zapewnienia nieograniczonej władzy sobie i – w niezbędnym zakresie – innym współpracownikom. Jugosławia stała się państwem federacyjnym, w którym zagwarantowane miały być prawa narodów Serbii, Chorwacji, Słowenii, Macedonii, Czarnogóry oraz Bośni i Hercegowiny (w domyśle głównie Serbów i Chorwatów, nikt jeszcze wtedy nie traktował muzułmanów bośniackich jako odrębnego narodu). Tak wyglądały deklaracje. Głównym celem jugosłowiańskich komunistów z Titą na czele było jak najszybsze wprowadzenie stalinowskiego modelu rządów, a w nim z całą pewnością nie było miejsca na jakąkolwiek dozę samodzielności, związaną przecież nierozłącznie z systemem federalnym. Co ciekawe, nie było to nawet najlepiej przyjmowane na Kremlu – Stalin przygotowywał inny scenariusz przejmowania pełni władzy w państwach satelickich – miał on być bardziej stopniowy, uwzględniający stanowisko mocarstw zachodnich. Tito miał jednak swój plan. Już 11 listopada 1945 r. odbyły się pseudowybory, w których Front Ludowy uzyskał niemal 90% głosów. Dwa tygodnie później, podczas pierwszego posiedzenia Skupštiny (jugosłowiańskiego parlamentu), proklamowano powstanie Federacyjnej Ludowej Republiki Jugosławii. Aby umocnić swą władzę, komuniści przygotowali konstytucję Federacji: uchwaloną 31 stycznia 1946 r., a wzorowaną w dużej mierze na sowieckiej ustawie zasadniczej z 1936 roku. Jednym z jej postanowień było powołanie do życia Ludowej Republiki Bośni i Hercegowiny jako republiki zamieszkałej przez Serbów, Chorwatów i przedstawicieli innych narodów – zdominowanie Bośni przez Serbię bądź Chorwację spowodowałoby zbyt duże zwiększenie wpływów tych republik w federacji, zaburzając i tak delikatną równowagę w Jugosławii. Podział spornego terytorium również nie wzbudzał entuzjazmu wśród partyjnych towarzyszy. BiH była zawsze przykładem kraju, który zawsze prześlizgiwał się między Wschodem a Zachodem, nie należąc do żadnego z nich, obrywał cięgi od obu. Mieszkańcy BiH byli i pozostają ofiarą wielkiej historii. Przez te wszystkie lata stali się zranioną społecznością pielęgnującą swoje mity i rytuały, marzenia i oczekiwania, dalekie od tej racjonalności, z którą spoglądają w przeszłość społeczeństwa Europy Zachodniej. Wykształcił się kult niedokończonej przeszłości, na której odkupicieli i uzdrowicieli wciąż się czeka. Powojenna Jugosławia była wielonarodowym i wieloetnicznym tyglem, w którym obok siebie żyli katoliccy Chorwaci i Słoweńcy, prawosławni Serbowie i bośniaccy muzułmanie. W 1980 r. zmarł Josif Broz Tito, który od 1953 roku był nieprzerwanie prezydentem komunistycznej Jugosławii. Wraz z jego śmiercią zniknął ostatni element, który spajał państwo. Następcy Tito nie byli w stanie poradzić sobie z napięciami wewnętrznymi, które rozsadzały kraj. Chęć samostanowienia podsycały przemiany w Europie Wschodniej w trakcie demontażu ZSRS i bloku wschodniego. W 1991 roku niepodległość ogłosiły Chorwacja, Słowenia i Macedonia. Na początku 1992 roku w ich ślad poszła Bośnia i Hercegowina. Fakt ten nie został zaakceptowany przez Serbów, którzy stanowili niemal połowę ludności nowo powstałego państwa. Niepodległość BiH była potwierdzona w referendum zorganizowanym w 1992 r. i uznana przez wspólnotę międzynarodową, w tym EWG.

Wkrótce jednak rozpoczęły się krwawe i wyjątkowo brutalne walki między Serbami a Muzułmanami i Chorwatami o podział Bośni i Hercegowiny. Serbowie z pomocą Belgradu opanowali 2/3 terytorium, zamykając Muzułmanów i Chorwatów głównie w obleganych miastach (Sarajewo). W trakcie wojny doszło nie notowanych w Europie po 1945 zbrodni wojennych. Wojna domowa trwała 3,5 roku, pochłonęła 200 tys. ofiar, z czego większość 65% stanowili Bośniacy, 25% Serbowie, a 8% Chorwaci. Wojna zdewastowała gospodarkę kraju. Straty materialne przekraczały 200 mld. EUR, a PKB (z wyłączeniem usług) zmniejszył się w latach 1990-1995 aż o 90%! Wszystkie strony konfliktu brutalnie obchodziły się z przeciwnikami. Był to bardzo ciężki czas dla tego niewielkiego, bałkańskiego państwa. Symbolem tej wojny stała się rzeź Muzułmanów w Srebrenicy - niewielkiej miejscowości położonej blisko granicy z Serbią. Miałem okazję odwiedzić to miejsce w 2011 r. - jedno z najbardziej wstrząsających i przerażających we współczenej Europie. To tutaj w lipcu 1995 r. miała miejsce największa zbrodnia w Europie po II wojnie światowej: serbskie oddziały zamordowały tam ponad 8 tys. muzułmańskich chłopców i mężczyzn. Międzynarodowe trybunały wielokrotnie klasyfikowały tę bezprecedensową masakrę ludności cywilnej jako ludobójstwo. Szczegóły tego niewyobrażalnego dramatu zostały skrupulatnie przeanalizowane przez Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii w Hadze, który doszedł do wniosku, że w ostatniej fazie wojny domowej w Bośni i Hercegowinie Serbowie zaczęli strategicznie planować masakrę w marcu 1995 roku. Ich celem było zajęcie Srebrenicy, która dwa lata wcześniej została ogłoszona przez Radę Bezpieczeństwa ONZ jedną z sześciu stref bezpieczeństwa ONZ („Safe Area”). Około 400 słabo uzbrojonych holenderskich „błękitnych hełmów” pod auspicjami ONZ miało uczynić Srebrenicę schronieniem dla wielu uchodźców. Kiedy 11 lipca 1995 r. wojska bośniackiej „Republiki Serbskiej” opanowały miasto i wzięły żołnierzy ONZ za zakładników, 25 tys. osób szukało schronienia w bazie ONZ w Potočari niedaleko Srebrenicy – w niemiłosiernym upale i w strasznych warunkach higienicznych. Na miejscu można w miejscowym muzeum zobaczyć halę, w której przetrzymywani byli zakładnicy. Dzień później doszło do pierwszych aktów przemocy, gwałtów i zabójstw muzułmańskich uchodźców. 12 i 13 lipca kobiety, dziewczęta i osoby starsze wtłoczono do autobusów i wywieziono na tereny będące pod kontrolą zdominowanych przez muzułmanów oddziałów bośniackich. 12 lipca Serbowie zaczęli wyłapywać przebywających poza holenderską bazą Bośniaków. Mężczyzn i chłopców oddzielono od kobiet i dzieci. Pierwszą grupę wywieźli autobusami, a mężczyzn rozstrzelali. Ciała wrzucano do zbiorowych grobów. Następnego dnia, 13 lipca, wobec pogarszającej się sytuacji w samej bazie wojskowej, dowodzący oddziałem ONZ płk. Karremans nakazał Bośniakom opuszczenie posterunku w zamian za obietnicę tego, że Serbowie ich ewakuują. Również tym razem serbskie wojska oddzieliły kobiety od mężczyzn. Ci ostatni zostali zgładzeni. W dniach 13-17 lipca serbskie oddziały zamordowały ponad 8 tys. mężczyzn i chłopców, grzebiąc ich w masowych grobach. Prawie 7 tys. z nich zostało potem zidentyfikowanych i po ustaleniu ich tożsamości pochowanych na cmentarzu pamięci w Potočari. Eksperci kryminalistyczni z wielu krajów mieli nie lada trudne i zgoła traumatyzujące zadanie. Serbscy sprawcy bowiem później ponownie otworzyli masowe groby ciężkimi koparkami i rozprowadzili część zwłok do nowych grobów wtórnych lub trzeciorzędnych. W ten sposób chcieli zamaskować swoje zbrodnie. Patolodzy musieli mozolnie pobierać szczątki z różnych grobów i składać je z powrotem. Mózg operacji ludobójstwa, przywódca polityczny bośniackich Serbów Radovan Karadžić i jego szef wojskowy Ratko Mladić, poszukiwani przez wiele lat, zostali skazani na dożywocie przez Trybunał ONZ w Hadze po wielu latach. Jednak zdecydowanie największa liczba sprawców jak zazwyczaj cieszy się wolnością. Wielu uciekło do Serbii i żyje tam w niezmąconym spokoju. Szczególnie średni szczebel wojskowy nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Dlaczego regularne i paramilitarne jednostki Serbów dokonały tej masakry, która nie miała żadnego znaczenia wojskowego? Gen. Mladić od lat podsycał w swoich żołnierzach nienawiść do muzułmanów, których nazywał Turkami. Tłumaczył im, że ma być to zemsta za przegraną bitwę na Kosowym Polu, która miała miejsce w 1389 r. !!! To tak jakby dzisiaj Niemcy chciały się mścić na Polsce za przegraną bitwę pod Grunwaldem po ponad 600 latach. Konsekwencją porażki ówczesnego serbskiego księcia Lazara przeciwko Turkom było to, że Serbia znalazła się pod rządami państwa osmańskiego na prawie pięć wieków. W muzeum w Srebrenicy można oglądać film z wejścia do miasteczka gen. Mladicia mówiącego, że właśnie nadszedł czas zemsty za klęskę na Kosowym Polu. Potężny serbski kościół prawosławny oficjalnie uczynił Mladića prawowitym spadkobiercą Lazara. Nawet niesławne hordy Željko Ražnatovicia - przywódcy ultrasów Crvenej Zvezdy (słynny „Arkan”), a później mordercy z Vukovaru, były stylizowane przez Serbów na bohaterów Kosowego Pola. Rok po Srebrenicy Karadžić napisał: „Serbski wojownik walczy przeciwko Turkom od Kosowa do dziś. To wciąż ta sama wielka walka o przetrwanie, o życie wciąż zagrożone przez tego samego wroga – Turka, który od 1389 r. nie pozwala Serbom żyć w spokoju w ich wioskach". Blisko trzy dekady po zbrodniach w Srebrenicy władze Serbii i większość serbskiej ludności wciąż nie chcą uznać tej masakry za ludobójstwo. Wciąż jeszcze ulice, szkoły i akademiki noszą imię zbrodniarzy wojennych Mladića i Karadžicia. Wiele osób bezpośrednio lub pośrednio zaangażowanych w tę masową zbrodnię w glorii i chwale działa jako politycy i przedsiębiorcy. Również wspólnota międzynarodowa chciałaby zapomnieć o Srebrenicy, ponieważ odegrała w tej masakrze haniebną rolę. Zaraz po wybuchu wojny w Bośni na mocy rezolucji RB ONZ (1993) utworzonych zostało sześć stref bezpieczeństwa, które miały być miejscem schronienia dla cywilów uciekających przed walkami. Jedną z nich była Srebrenica. Do jej ochrony przydzielony został holenderski batalion Dutchbat, który stacjonował w nieodległej wiosce Potočari. Serbowie uważali enklawę za bazę dla bośniackich działań wymierzonych w zamieszkującą okolice ludność serbską, ponadto uważali, że skoro na terenie pokojowej enklawy znajdują się siły bośniackie, to jej specjalny status przestaje obowiązywać. 6 lipca 1995 roku wojska serbskie zaczęły atak na Srebrenicę. 11 lipca miasto zostało zajęte przez Serbów. Kiedy Serbowie zdobyli Srebrenicę, około 5 tys. Bośniaków wtargnęło na teren holenderskiej bazy w Potočari, a 14 tys. zostało wokół niej. Pułkownik Thom Karremans, który wtedy był dowódcą pułku holenderskiego, prosił o wsparcie ze strony ONZ. To jednak nie nadeszło. Żołnierzy holenderskich było tylko 200, a w okolicy było 4,5 tys. ciężko uzbrojonych Serbów, więc siły były bardzo nierówne. Karremans znalazł się w patowej sytuacji. Mandat, na podstawie którego działał, przewidywał ochronę ludności cywilnej, nie przewidywał użycia broni. Na domiar złego, 15 z jego żołnierzy trafiło do serbskiej niewoli. Świat obiegły nagrania wideo, na którym Karremans negocjuje z Mladiciem, mówiąc, że "jest tylko pianistą, a do pianistów się nie strzela". Mladić odpowiedział: "Jesteś bezwartościowym pianistą" i zrugał Holendra, że "Zachód wysłał go tutaj, by zabijać Serbów". Mimo to Holendrzy nie stawili nawet symbolicznego oporu, bo Ratko Mladić zagroził Karremansowi, że w przeciwnym razie zemści się na pozostałych jego żołnierzach, bawiących na przepustce w kontrolowanej przez Mladicia części Bośni. Trudno jednak obiektywnie winić Holendrów, za to co się stało. Oni nie otrzymali wsparcia ze strony ONZ i byli uzbrojeni jedynie w broń osobistą i lekką broń maszynową. Odpowiedzialność za masakrę w Srebrenicy nie leży po stronie żołnierzy holenderskiego kontyngentu, ale po stronie administracji ONZ w Sarajewie, która nie zareagowała. Srebrenica miała gwarancje bezpieczeństwa nie tylko od ONZ, która ogłosiła miasto jedną z sześciu stref bezpiecznych w Bośni: ewentualny serbski atak miało zlikwidować nalotami natowskie lotnictwo. Holendrzy żądali takich nalotów, ale daremnie: uzgodnienia między ONZ a NATO wlokły się w nieskończoność, a w jednym przypadku wniosek Holendrów został odrzucony przez dowództwo wojsk ONZ w Zagrzebiu (którego francuski komendant gen. Bernard Janvier prowadził na polecenie Paryża własną politykę wobec Mladićia), bowiem został wysłany z bombardowanego posterunku faksem na niewłaściwym formularzu. A potem, gdy nie było już czego bronić, holenderscy wojskowi zamknęli bramę swej bazy w Potocari i nie wpuszczali przerażonych Bośniaków, bo Serbowie obiecali, że nie zrobią cywilom krzywdy: mordowano ich potem i gwałcono na oczach błękitnych hełmów i pod łopoczącym na maszcie nad bazą sztandarem ONZ. Dokumentujące te zbrodnie taśmy wideo nagrane przez żołnierzy, którzy nie mogli znieść swej hańby, w tajemniczy sposób zostały wykasowane, zanim trafiły w ręce specjalnego sprawozdawcy ONZ ds. praw człowieka. Jedyną osobą, która zareagowała ostro po masakrze w Srebrenicy, był Tadeusz Mazowiecki, który pełnił wówczas funkcję specjalnego wysłannika ONZ do Bośni i Hercegowiny. Jako jedyny podał się do dymisji nazajutrz po spotkaniu z ocalałymi kobietami ze Srebrenicy w obozie uchodźców pod Tuzlą. Mazowiecki powiedział wtedy, że nie może już dłużej udawać, że pod sztandarem ONZ można bronić praw człowieka. Przez to zawsze był wyjątkowo szanowany w BiH. Jak się potem okazało, był to pierwszy wypadek w całej historii ONZ, by jej wysoki funkcjonariusz trzasnął drzwiami w proteście przeciwko jej czynom, a raczej ich brakowi. W połączeniu z latami dosłownie katorżniczej pracy nad dokumentowaniem popełnianych w b. Jugosławii zbrodni, dało to pierwszemu polskiemu niekomunistycznemu premierowi status moralny, z którego nie zdawaliśmy sobie z kraju sprawy. Jednak to nawet nie jego dymisja podsumowała bośniacką katastrofę moralną ONZ, ale słowa specjalnego wysłannika do Bośni sekretarza generalnego, który między innymi nie potrafił ustalić z NATO nalotów. Gdy dowiedział się, że Srebrenica padła, powiedział: „Ubolewam nad upadkiem Srebrenicy. Ubolewam także nad nieuchronnym upadkiem Žepy”. Žepa, kolejna strefa bezpieczna ONZ, wówczas jeszcze się broniła. W jej obronie nie wystartował ani jeden samolot. Przez kolejne 25 lat ONZ starała się jednak ponownie zasłużyć na zaufanie obrońców praw człowieka. Mimo to zdarzają się ONZ nadal takie wpadki, jak poparcie dla nowej chińskiej ustawy, która de facto zniosła rządy prawa w Hongkongu. Podobnie jak komitetowi literackiej nagrody Nobla nie przyszło do głowy, że jest coś niestosownego w przyznaniu jej w 2019 r. Peterowi Handke, literackiemu obrońcy serbskich nacjonalistów ze Slobodanem Miloševiciem na czele, zwolennikowi poglądu, że w Srebrenicy ludobójstwa nie było. Komitet nagrodził go za „pracę, która z lingwistycznym geniuszem eksploruje peryferie i specyfikę ludzkiego doświadczenia”. Odpowiadając na pytanie dziennikarza, czy nie niepokoi go cierpienie Bośni, pisarz odpowiedział „Niepokoje to możesz sobie w dupę wsadzić”.

Zadziwiające jest spowszechnienie ludobójstwa we współczesnym świecie, gdyż Srebrenica może zagrozić każdemu z nas. Względy moralne mało na kim robią wrażenie w świecie, w którym mord spowszedniał. Syria to ponad 50 Srebrenic, Jemen już z 10, w Libii nie ma nawet jak liczyć. W międzyczasie po Srebrenicy i Rwandzie był Darfur, Sindżar w Iraku (zmasakrowany przez Państwo Islamskie) oraz Rohingya w Birmie. Masakra w Srebrenicy oraz pogarszająca się sytuacja cywilów w obleganym Sarajewie zmusiły wreszcie do działania społeczność międzynarodową. 30 sierpnia NATO i siły ONZ rozpoczęły ataki na serbskie pozycje wokół Sarajewa. Atak sił międzynarodowych zmusił Serbów do podpisania zawieszenia broni w październiku 1995 r. Dwa miesiące później podpisany został układ z Dayton oznaczający koniec wojny. De facto zakończyła się ona 29 lutego 1996 r., kiedy wojska serbskie odstąpiły od oblężenia Sarajewa. Odpowiedzialny bezpośrednio za masakrę Ratko Mladić został 22 listopada 2017 r. skazany na dożywocie przez Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii. Podobny wyrok usłyszał Radovan Karadžić, przywódca bośniackich Serbów. W 2011 r. holenderski sąd uznał, że Holandia jest współodpowiedzialna za śmierć trzech muzułmanów, którzy byli ofiarami masakry w Srebrenicy. Oskarżenie wniósł były tłumacz, który służył przy batalionie holenderskim w Srebrenicy w 1995 r. Wielokrotnie mówił publicznie, że ma żal do szefa pułku holenderskiego, który nie pozwolił, by na terenie bazy pozostał jego ojciec i jego brat. Bliscy tłumacza zostali zabici, a on sam ocalał właśnie dlatego, że na terenie bazy pozostał. W 2014 roku holenderski sąd uznał odpowiedzialność państwa za śmierć kolejnych 300 ofiar. Mimo tragedii Srebrenicy i późniejszych nalotów NATO wojna bośniacka zakończyła się dla Serbów nie klęską, lecz częściowym zwycięstwem: na 49% terytorium Bośni, w tym na ziemiach podbitych i etnicznie oczyszczonych z ludności muzułmańskiej powstała Republika Serbska. I choć nie udało się doprowadzić do jej formalnego połączenia z Serbią, to nie było doświadczenia klęski, które zmusiło np. Niemców po II Wojnie Światowej do częściowej przynajmniej rewizji oceny obalonego reżimu, ani władz okupacyjnych, które by takiej rewizji żądały. Wręcz przeciwnie: wśród Serbów panowało poczucie krzywdy. Trybunał Haski sądził jakoby tylko Serbów – co nie było prawdą, ale Serbowie istotnie stanowili największą liczbę skazanych, bo też i popełnili największą liczbę zbrodni. Zaś w cztery lata po kończącym wojnę w Bośni pokoju z Dayton Serbia została zaatakowana przez NATO, by powstrzymać serbskie zbrodnie w Kosowie; dla znakomitej większości Serbów, nawet wrogo nastawionych do reżimu Miloszevićia, była to bezprawna agresja. W Niemczech trwało dziesięciolecia, zanim poczucie bycia ofiarą II wojny zyskało prawo obywatelstwa, obok poczucia bycia jej sprawcą. Wśród Serbów to poczucie krzywdy dominuje zaś od początku. Dopiero w 2004 r., w dziewięć lat po zbrodni w Srebrenicy, władze Republiki Serbskiej przyznały, że podczas wojny popełniła ona ludobójstwo, i zaczęły przygotowywać listy ofiar – oraz sprawców. Decyzja ta, wymuszona przez społeczność międzynarodową, została jednak przez większość społeczeństwa serbskiego odrzucona, i nie miała skutków prawnych, ani choćby politycznych. Już w 2010 r. prezydent Republiki Serbskiej Milorad Dodik stwierdził, że ludobójstwa jednak nie było, a liczba ofiar została „wyolbrzymiona”. Nowy raport, sporządzony w 2018 r., podtrzymał jego tezę i stwierdził, że „Srebrenica to zainscenizowana tragedia w celu satanizacji Serbów”. Parlament Republiki Serbskiej przyjął go głosami wszystkich serbskich posłów. W 2020 r. powołano kolejną komisję, pod przewodnictwem izraelskiego historyka Gideona Greifa, który ten haniebny historyczny rewizjonizm ma uwiarygadniać. W samej Serbii wyroki Trybunału Haskiego systematycznie odrzucano, jako efekt rzekomej antyserbskiej nagonki. W 2010 r. ówczesny prezydent Serbii Boris Tadić, jako pierwszy przedstawiciel władz w Belgradzie, wziął udział w obchodach 15. rocznicy na miejscu zbrodni. W dwa lata później jego następca Tomislav Nikolić oświadczył, że „żadnego ludobójstwa” w Srebrenicy nie było, by zaraz potem, pod wpływem także krajowej krytyki, wycofać się na równie absurdalne stanowisko, że „wszystko, co zdarzyło się podczas wojen jugosłowiańskich, było ludobójstwem”. W rok później nieoczekiwanie stwierdził jednak: „Na kolanach proszę o wybaczenie dla Serbii za zbrodnię popełnioną w Srebrenicy. Przepraszam za zbrodnie popełnione przez wszystkie jednostki w imię naszego państwa i narodu”. Słowa te stanowiły znaczący krok naprzód – ale niewystarczający. Zbrodnie popełniały bowiem nie jednostki, ale państwo – państwo serbskie, które Republikę Serbską utworzyło, wyposażyło i utrzymywało, zaś w Srebrenicy zbrodnia ta była aktem ludobójstwa, co ją wyróżnia wśród wszystkich innych zbrodni popełnionych w Bośni, przez Serbów i na Serbach. Serbski premier Aleksandar Vucić także przeprosił za „potworną zbrodnię” w Srebrenicy, a w 20. jej rocznicę udał się tam, by wziąć udział w uroczystościach żałobnych. Jednak dla części uczestników, w tym rodzin ofiar, to, czego nie powiedział, było ważniejsze od tego, co powiedział – i na miejscu powitało go najpierw buczenie, a potem rzucane weń plastikowe butelki po wodzie, i kilka kamieni. W ostrych słowach Tomić potępił tę „próbę linczu”, zaś Vucić, także gdy został prezydentem, nigdy już nie próbował jednać się z Bośniakami. Także inni politycy serbscy - w tym serbska premier, Ana Brnabić, uważa, że Srebrenica „to nie było ludobójstwo”. Pojednanie musi zakładać gotowość do podjęcia emocjonalnego ryzyka, potraktowania gestu drugiej strony, także niewystarczającego, choćby był spełnieniem naszych oczekiwań minimum. Tę moc mają tylko ofiary – lecz od nich właśnie tego wymagać nie wolno; można jedynie mieć nadzieję. Zaś gdy obie strony uważają się za ofiary – jak na przykład Polacy i Ukraińcy – poziom trudności wzrasta o cały rząd wielkości. Po nieudanym przełomie Tadlica i Nikolica znakomita większość społeczeństwa serbskiego uważa, że nie ma o czym rozmawiać. W 2018 r. tylko 12% respondentów akceptowało wyrok Trybunału Haskiego w tej sprawie. „Naród serbski padł ofiarą ludobójstwa a nie był jego sprawcą” uważał minister obrony Aleksandar Vulin. Hasło „Nóż, drut, Srebrenica” (co się po serbsku rymuje: Nož, žica, Srebrenica!) jest najpopularniejszą przyśpiewką na serbskich stadionach. Wszystko to, być może, mogłoby być jedynie pretekstem do komentowania z wyższością „bałkańskiej mentalności” i ubolewania nad cudzą zapiekłością – gdyby nie to, że zbrodnia srebrenicka dotyczy nas wszystkich bezpośrednio. Przede wszystkim dlatego, że ludobójstwo godzi – jak pisał autor tego pojęcia - polsko-żydowski-amerykański prawnik karnista Rafał Lemkin – w całą ludzkość. W świecie, w którym jest ono możliwe, nikt nie może czuć się bezpieczny.

Traktat w Dayton określił ostatecznie ustrój polityczny i kształt nowego państwa. Podzielono je na Federacje Bośni i Hercegowiny, Republikę Serbska oraz dystrykt Brčko, pozostający strefą zdemilitaryzowaną, pod kontrolą międzynarodową. Władzą wykonawczą jest Prezydium BiH, w którego skład wchodzą Bośniak i Chorwat wybierani w Federacji oraz Serb wybierany w Republice Serbskiej. Władzą ustawodawczą jest Zgromadzenie Parlamentarne złożone z Izby Reprezentantów i Izby Narodów. W pierwszych latach po zakończeniu wojny liczące początkowo 60 tys. żołnierzy wojska NATO z sukcesem nadzorowało przewidziane w układzie rozdzielenie sił, wymianę terytoriów i demilitaryzację. Później siły NATO wspierały powrót uchodźców i aresztowały oskarżonych o zbrodnie wojenne. Ani jeden żołnierz NATO nie zginął w wyniku wrogiego ataku. Gdy NATO opuszczało ten teren w 2004 r., jego siły zbrojne były już zredukowane do liczby siedmiu tysięcy. Zostały zastąpione przez misję wojskową Unii Europejskiej liczącą 600 żołnierzy. Jednak inne nadzieje Bośniaków nie zostały spełnione. Do porażek niewątpliwie należy zaliczyć gospodarkę, która rozwija się w ślimaczym tempie. PKB wynosi 28% średniej w Unii Europejskiej (w Unii najbiedniejszym krajem jest Bułgaria, której PKB wynosi 45% średniej unijnej). Bezrobocie utrzymuje się na najwyższym w Europie poziomie 28%, a średnie miesięczne wynagrodzenie wynosi 425 euro). Nie licząc Kosowa, BiH jest jedynym krajem powstałym po byłej Jugosławii, który nadal nie jest w stanie ubiegać się o członkostwo w Unii Europejskiej. Plan działań na rzecz członkostwa w NATO jest w stanie uśpienia, chociaż ustawa o obronności Bośni z 2005 r. przewiduje, że członkostwo w NATO jest jednym z celów. Polityka powoduje podziały i jest nieskuteczna, a liderzy polityczni często blokują siebie nawzajem. Bośnię i Hercegowinę regularnie określa się, jako dysfunkcyjne, a czasami nawet upadłe państwo. Jest ona oskarżana o korupcję, kosztowną biurokrację oraz niemożliwe do przezwyciężenia podziały etniczne. Bośnia i Hercegowina z trudem dobija się do bram Europy. Okrutna wojna domowa, powódź w 2014 r., korupcja oraz podziały etniczne, powodują, że kraj jest na garnuszku międzynarodowych instytucji. Mimo jednej z najniższych stawek podatku dochodowego od firm na świecie (10%) na niewiele to pomaga gospodarce, nie przyciąga też inwestycji zagranicznych (przeciętnie poniżej 2% PKB rocznie). Przedsiębiorcy patrzą zwykle na całokształt. Niskie podatki to nie wszystko, przedsiębiorców odstraszają niestabilne prawo, niestabilne prawo, a przede wszystko korupcja. W 2016 r. kraj złożył aplikację o członkostwo w Unii Europejskiej, dokument ten został przez KE zaakceptowany. W ten sposób Bośnia stała się państwem stowarzyszonym z UE (ale jeszcze nie kandydatem). Jednak już po roku pod znakiem zapytania stanął program finansowania potrzeb Bośni z pieniędzy MFW, a może nawet jej wejście do UE. W 2017 r. praca Prezydium BiH została sparaliżowana, a w parlamencie zawrzało. Przedstawicieli narodów zamieszkujących Bośnię poróżniła decyzja Federacji BiH o odwołaniu od wyroku Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze z lutego 2007 r. dotyczącego m.in. masakry w Srebrenicy. Przedstawiciele Federacji stwierdzili, że nie mogą pogodzić się z tym, iż w uzasadnieniu do wyroku Trybunał de facto zdjął odpowiedzialność z Republiki Serbskiej za masakrę. Temat odwołania od wyroku Trybunału wywołał napięcia polityczne we wszystkich organach BiH. Spadło też tempo reform gospodarczych w Bośni w wyniku tarć i braku kooperacji między organami władzy. Odsunięta zostałą perspektywa stworzenia wspólnego rynku na Bałkanach, co mogłoby przyczynić się do powstania nawet 80 tys. miejsc pracy. MFW zamroził wypłatę środków pomocowych na ponad pół miliarda euro. Bośnia nie jest co prawda zbyt mocno zadłużonym krajem (relacja długu publicznego do PKB wynosi około 43%, podczas gdy średnia dla krajów strefy euro to 9o%), ale w dużej części zależnym od środków pochodzących z instytucji międzynarodowych. Kraj praktycznie nie jest obecny na zagranicznych rynkach kapitałowych. Premie do zapłacenia inwestorom, by zachęcić ich do kupna długoterminowych obligacji skarbowych byłyby na tyle wysokie, że bardziej opłaca się otwierać linie kredytowe w takich instytucjach jak MFW. Jest to zresztą charakterystyczne dla krajów z regionu. Nawet Serbia i Chorwacja nie mogą się zupełnie suwerennie finansować długiem. Mimo relatywnie niskiego zadłużenia i stabilnego systemu bankowego – na czele z niezależnym i cieszącym się niezłą opinią bankiem centralnym, który utrzymuje inflację w ryzach – Bośnia nie jest zbyt dobrze oceniana przez agencje ratingowe. S&P trzyma jej rating na poziomie B z perspektywą stabilną (poziom Kamerunu i Jamajki). Moody’s ocenia BiH na B3 z perspektywą stabilną (podobnie jak Egipt czy Mołdawia). Zresztą sami Bośniacy nie oceniają perspektyw rozwojowych swojej ojczyzny lepiej. W 2017 r. aż 1,65 mln. osób urodzonych w BiH mieszkało poza jej granicami – to aż 30 proc. narodu. Pod tym względem BiH zajmowała pierwszą pozycję na świecie, wyprzedzając Albanię i Jamajkę (dane ONZ).Tymczasem Bośnia stoi przed poważnymi wyzwaniami i ma co reformować, a do tego potrzeba finansowania. Wiele międzynarodowych instytucji wskazuje na zbyt rozrośnięty sektor publiczny (w BiH funkcjonuje wciąż wiele przedsiębiorstw państwowych, które należałoby sprywatyzować) oraz konieczność uregulowania rynku energetyki. Ostatnie dwie dekady należy uznać z punktu widzenia reform gospodarczych za stracone. W rankingu Doing Business Banku Światowego kraj osuwa się w dół i zajmuje już najgorsze miejsce spośród wszystkich krajów – jest na 81 pozycji, między Ukrainą a Wietnamem. Sądownictwo w BiH działa fatalnie – firmy czekają na wyroki w sprawach gospodarczych średnio 702 dni, czyli sześć razy dłużej niż w innych krajach europejskich. Gdy spojrzymy na PKB per capita ważony parytetem siły nabywczej, to zobaczymy, że Bośnia została wyprzedzona przez Albanię i Serbię – kraje, które w połowie lat 90-tych XX wieku były w gorszej sytuacji ekonomicznej. Z pewnością kondycja gospodarki wyglądałaby lepiej, gdyby nie skomplikowany proces podejmowania decyzji politycznych kraju. Podziały polityczne widać nawet na przykładzie organizacji rynku kapitałowego. Tak mały kraj, jak BiH, ma dwie giełdy papierów wartościowych (w Sarajewie i Banja Luce), dwa oddzielne depozyty papierów oraz dwa oddzielne systemy nadzoru instytucji finansowych, czyli de facto dwa oddzielne rynki finansowe. Również struktura właścicielska największych przedsiębiorstw, w której ważnym graczem wciąż jest państwo, jest pochodną kulejącego systemu politycznego. Proces prywatyzacji w BiH jest skomplikowany przez istnienie dwóch niejako oddzielnych bytów politycznych, jakimi są Federacja i Republika Serbska. Równolegle istnieją również dwa porządki prawne i regulacyjne. Ten brak transparentności i stabilności powoduje, że proces nie przebiega szybko i bezproblemowo. Mimo tych problemów nieźle prezentuje się eksport. Szybko rośnie też sektor usług, jego tempo rozwoju przekracza tempo wzrostu PKB. Poza tym w Bośni produkuje się coraz więcej dóbr finalnych, takich jak maszyny, części do aut, meble czy prąd, a to oczywiście dobrze wróży na przyszłość. Energetyka to jedna z najbardziej obiecujących gałęzi bośniackiej gospodarki. Powstaje dużo nowych elektrowni opartych na źródłach odnawialnych (OZE), bilans energetyczny kraju jest dodatni, stąd dynamicznie rośnie eksport energii. Rosnące płace i coraz stabilniejszy rynek pracy doprowadzi do wzrostu konsumpcji wewnętrznej. Produkcja przemysłowa prezentuje się solidnie, co wspomaga eksport. Bardzo słabo wygląda natomiast infrastruktura, choć w najbliższym czasie powinno być lepiej. Przed 10 laty z Sarajewa do Srebrenicy jechałem kilka godzin. W ostatnich latach powstała autostrada A1, która umożliwia szybkie przejechanie z chorwackiego wybrzeża przez Mostar i Sarajewo na Węgry. Pewnym problemem BiH jest także koncentracja wymiany handlowej na kilku krajach. Głównymi partnerami Bośni – zarówno jeśli chodzi o eksport, jak i import – są Austria, Niemcy, Włochy, Słowenia i Chorwacja. Bośni przydałaby się dywersyfikacja geograficzna struktury eksportu, a jej potencjalnymi dużymi partnerami handlowymi są m.in. Turcja i Rosja. Jedną z cech charakterystycznych gospodarki BiH jest duży udział szarej strefy. Jej wielkość jest szacowana na około 25% rocznego PKB. Bośnia jest ma najwyższą stopę bezrobocia w Europie – sięga ona aż 41%. Jest to także jeden z najwyższych poziomów tego wskaźnika na świecie. Rzeczywista stopa bezrobocia jest jednak o wiele niższa, gdyż mnóstwo ludzi pracuje na czarno w rolnictwie i usługach, czyli między innymi przy obsłudze turystów przyjeżdżających masowo m.in. do sanktuarium w Medjugorje. Turystyka jest jedną z tych gałęzi gospodarki, która dynamicznie się rozwija i która ma duży potencjał. Oby tylko Bośni nie nawiedzały często kataklizmy, które mogą odstraszyć turystów. W maju 2014 r. Bośnia ucierpiała na skutek dużej powodzi, która dotknęła bezpośrednio około 1 mln. ludzi (25 osób zginęło). Straty oszacowano na 0,5 mld dol., czyli około 3,6 proc. PKB, poprzednia wielka powódź miała miejsce w 2010 r. Bośnię od czasu do czasu nawiedzają również trzęsienia ziemi. Ostatnie miało miejsce w 1969 r. Ucierpiała wtedy Banja Luka i jej okolice – zginęło 14 osób, a straty wyniosły około 300 mln. dol. BiH jest zatem krajem nieco pechowym: nie dość, że zamieszkują ją zwaśnione narody, które nie potrafią stworzyć stabilnej wspólnoty politycznej, to jeszcze trapiona jest katastrofami naturalnymi. Bośniacy nie mogą jednak czekać z założonymi rękoma. Powinni powściągnąć emocje i przeprowadzać zmiany w systemie gospodarczym, prawnym i politycznym kraju – jeśli oczywiście zależy im na wzroście gospodarczym, inwestycjach zagranicznych i wstąpieniu do UE. Nawet zakładając, że reformy w Bośni będą przebiegały w miarę sprawnie, zapewne nieprędko zobaczymy ją w Unii Europejskiej. Historia przystępowania do UE 13 państw, które jako ostatnie do tej pory weszły do Wspólnoty, pokazuje, że kandydat – od momentu złożenia aplikacji – czeka na akcesję średnio 9,6 roku. To oznacza, że BiH w UE powinna się znaleźć mniej więcej w 2026 roku. Podobnie jak bezrobocie, ogólna sytuacja kraju nie przedstawia się tak ponuro, jak jest to zwykle opisywane. Wśród wszystkich interwencji Zachodu, BiH wyróżnia się mimo wszystko, jako warty odnotowania sukces. Panuje tu stabilny pokój. Uchodźcom udało się odzyskać prawo własności mieszkań i domów, wielu z nich wróciło do domu. Wśród nich są tacy, którzy uciekli lub zostali wypędzeni z powodu ich pochodzenia etnicznego: jedna trzecia uchodźców bośniackich i chorwackich wróciła do Republiki Serbskiej, odsetek powracających uchodźców jest zbliżony w skali całej Federacji. Są to wysokie odsetki, zważywszy na kampanię czystek etnicznych w czasie wojny. Jest swoboda poruszania się. Wybory odbywają się regularnie i spełniają standardy demokratyczne. Pomimo istnienia wielu szczebli władz, struktury rządowe nie rozrastają się w niepohamowany sposób – Szwajcaria ze swoimi 2805 parlamentarzystami ma ich dwa razy więcej w przeliczeniu na obywateli, niż Bośnia i Hercegowina z 613. Ludzie ze wszystkich społeczności etnicznych mieszają się, rozmawiają ze sobą, handlują i w wielu miejscach nadal żyją wspólnie. W pewnych sprawach przywódcy bośniaccy osiągnęli zadziwiające sukcesy. W latach 2009-2010 odłożyli na bok wszystkie dzielące ich różnice i spełnili trudną listę warunków stawianych przez Unię Europejską, aby uzyskać bezwizowy dostęp do unijnej strefy Schengen. Wprowadzili nowe biometryczne paszporty, poprawili kontrolę granic i stworzyli system azylowy, zintensyfikowali zwalczanie zorganizowanej przestępczości i korupcji oraz nawiązali ścisłą współpracę z Unią Europejską w kwestiach bezpieczeństwa. Kolejnym dużym osiągnięciem było stworzenie z pomocą NATO, połączonych sił zbrojnych – małej profesjonalnej armii złożonej z 10 tysięcy żołnierzy i 5 tysięcy rezerwistów pod jednym zjednoczonym łańcuchem dowodzenia, z połączonym sztabem i dwoma dowództwami (operacji i wsparcia). Nowe siły zbrojne zastąpiły trzy armie z czasów wojny, które pod koniec wojny łącznie liczyły 400 tysięcy żołnierzy. W 2006 roku Bośnia i Hercegowina przystąpiła do programu Partnerstwa dla Pokoju. Bośniackie siły zbrojne oddelegowały wojskowych do natowskiej misji w Afganistanie oraz operacji Iracka Wolność (Iraqi Freedom) w Iraku, a także do wielu misji Narodów Zjednoczonych, np. w Południowym Sudanie, w Liberii, na Cyprze oraz w Kongo. Bośniakom nie było łatwo. Przeszli wiele szokujących zmian: po okresie pokoju nastała wojna, a potem znowu zapanował pokój; gospodarkę planową zastąpiła rynkowa, a komunistyczny system jednopartyjny – demokracja. Wielu wciąż tęskni za Jugosławią, która oferowała przyzwoite warunki życia, swobodę podróżowania oraz bezpieczne zatrudnienie. W odróżnieniu od państw w Europie Wschodniej, BiH nie chciała pozbywać się socjalizmu – ona go utraciła. Wiele osób nie identyfikuje się z obecnym państwem. Jest to rozwiązanie kompromisowe, a nie to, o co oni lub ich rodzice walczyli w latach 90-tych. Nie spełnia ich oczekiwań. Społeczność międzynarodowa często komplikowała sytuację w wyniku sprzecznych poglądów na to, jakie działania należy podjąć. Niektórzy opowiadają się za narzuceniem Dayton II – nowej struktury państwa – a przynajmniej za zmuszeniem Bośniaków do zmiany konstytucji opartej za układzie z Dayton. Zwykle towarzyszą temu wezwania do ponownego ustanowienia potężnego Wysokiego Przedstawiciela. To stanowisko zostało stworzone w ramach układu z Dayton w celu wdrażania cywilnych aspektów układu pokojowego, a następnie wyposażono je w szerokie uprawnienia. W latach 1998-2005 kolejni Wysocy Przedstawiciele dymisjonowali setki urzędników publicznych i narzucali ważne ustawy – co nie było optymalnym szkoleniem w zakresie demokratycznego podejmowania decyzji. Dominuje jednak przekonanie, że zmiana musi pochodzić z wnętrza, aby zapewnić poczucie odpowiedzialności za swoje, ponieważ narzucanie nowej organizacji państwa zajęłoby lata i wymagałoby zainwestowania środków, których nikt nie ma ochoty wykładać. Droga do członkostwa w Unii Europejskiej zapewnia wskazówki wystarczające do tego, żeby stopniowo przekształcać Bośnię i Hercegowinę w dobrze funkcjonujące państwo. Stawianie warunków przez UE nie zawsze było stosowane z korzyścią dla Bośni. W 2009 r. wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka nakazał reorganizację trójstronnej prezydencji i wyższej izby parlamentu – obie te instytucje składają się z równej liczby Bośniaków, Serbów i Chorwatów. Celem było zagwarantowanie wszystkim tym, którzy nie identyfikują się z żadną z tych trzech społeczności – prawa do służenia w tych instytucjach bez konieczności deklarowania związku z jedną w tych trzech grup. Unia Europejska uczyniła z tego warunek przyjęcia wniosku o członkostwo Bośni i Hercegowiny. W rezultacie stało się to głównym punktem programu politycznego. Zorganizowano niemal 200 posiedzeń w tej sprawie, a inne ważne kwestie, takie jak gospodarka, były zaniedbywane. W 2016 r. UE słusznie zdecydowała o uniezależnieniu tego żądania od kwestii wniosku o członkostwo. Inny warunek postawiony tym razem przez NATO, dotyczący wdrażania planu działań na rzecz członkostwa (MAP), także wydaje się błędny. Chodzi o oficjalną rejestrację 63 nieruchomości wojskowych, głównie koszar i budynków użytkowanych przez ministerstwo obrony. Niektóre z nich nie były nigdy rejestrowane w czasach socjalizmu albo są nadal zarejestrowane na byłą Jugosławię. Ten problem utrzymuje się od porozumienia w sprawie sukcesji pomiędzy państwami-sukcesorami, a byłą Jugosławią z 2001 r. Nie został rozwiązany z powodu sporu o to, do kogo powinno należeć prawo własności. W 2010 r. ministrowie spraw zagranicznych państw NATO postawili warunek, że BiH przystąpi do MAP wyłącznie wtedy, gdy wszystkie nieruchomości wojskowe zostaną zarejestrowane jako mienie państwowe Bośni i Hercegowiny, do dyspozycji jej ministerstwa obrony. Po kilku latach kwestia nieruchomości wojskowych nadal nie została rozwiązana, a Bośnia i Hercegowina wciąż nie ma MAP, podczas gdy Rosja zintensyfikowała ingerowanie na Zachodnich Bałkanach, starając się nie dopuścić do euroatlantyckiej integracji tych państw. Czy zatem rzeczywiście problem rejestracji własności jest wart tego opóźnienia, gdy na szali jest geopolityczne bezpieczeństwo regionu? Poparcie dla członkostwa w NATO w całej BiH wynosi 65%, ale w Republice Serbskiej – tylko 38%, a w Federacji – 82%. Nie po raz pierwszy Bośnia i Hercegowina dokonuje postępu. W przeszłości jednak zawsze ponownie popadała w stagnację, zwykle w rezultacie własnych działań, ale czasem także w wyniku nierozważnych żądań społeczności międzynarodowej. Jednak przyjdzie czas, gdy będzie ona kontynuować postępy – może właśnie najbliższe lata oznaczać będą przełom dla tego kraju?

Władze Republiki Serbskiej od lat robią wszystko by oderwać ją od BiH. Batalii tej przewodzi jej prezydent Dodlik. Republika Serbska cieszy się dużą autonomią, ma swój odrębny parlament i rząd, zaś słaba władza centralna samodzielnie odpowiada za politykę zagraniczną, co ustaliły wspomniane układy z Dayton. Prócz tego ustanowiono urząd mającego szerokie uprawnienia wysokiego przedstawiciela ONZ, by nadzorował funkcjonowanie nowego państwa. Do niego należy m.in. ostateczna interpretacja konstytucji, której treść również przyjęto w Dayton. Może on też stanowić samodzielnie prawo dla BiH. Od początku jego istnienia taka skomplikowana struktura ustrojowa nie uchroniła tego kraju przed napięciami przed napięciami narodowymi między Bośniakami, Chorwatami i Serbami. Szczególnie aktywni w podważaniu porozumienia z Dayton byli przez cały okres niepodległej BiH przywódcy Republiki Serbskiej (RS), niechętni Zachodowi i utrzymujący przyjacielskie relacje z Rosją, Węgrami i Chinami. Pod koniec czerwca 2023 r. parlament RS uchwalił dwie ustawy zmierzające wprost do podważenia Dayton. Najpierw postanowił, że decyzje wysokiego przedstawiciela ONZ nie będą publikowane w Dzienniku Urzędowym BiH, a następnie, że RS nie będzie uznawała decyzji Sądu Konstytucyjnego BiH. Wysoki przedstawiciel ONZ oczywiście unieważnił obie decyzje parlamentu RS. Korzystając ze swoich uprawnień wprowadził on w lipcu 2023 r. Poprawki do kodeksu karnego BiH, stanowiące, że urzędnikowi jakiegokolwiek szczebla (w tym prezydentowi), który nie podporządkuje się jego decyzjom, grozi kara więzienia od 6 m-cy do 5 lat oraz zakaz wykonywania swoich obowiązków. Prezydent RS Dodlik już wcześniej zapowiedział, że nie będzie się podporządkowywał żadnym decyzjom przedstawiciela ONZ, gdyż ponoć nie został on zatwierdzony przez RB ONZ. Serbowie mają bowiem za sobą Rosję i Chiny, stałych członków RB. Wysokiego przedstawiciela popierają zaś państwa zachodnie, zdaniem których zgoda RB nie jest tutaj potrzebna. Serbowie zdecydowali sie pójść na całkowite zakwestionowanie porozumienia z Dayton. W lipcu 2023 r. Dodlik podpisał ustawę dotyczącą nieważności wszelkich postanowień wysokiego przedstawiciela, którego nazwał turystą w swoim kraju. Dzień później poinformował, że złożył na niego skargę karną, a drugą na dyrektora Dziennika Urzędowego BiH, za opublikowanie dekretów tego pierwszego. Dodlik napisał też list do biura wysokiego przedstawiciela, w którym stwierdził, że ten urząd już nie istnieje, a jego stanowiska są nielegalne. Sekretarz stanu USA Blinken zarzucił Dodlikowi łamanie konstytucji BiH i podważanie porozumienia z Dayton. Dodlika skrytykowały też Wlk. Brytania, Niemcy, Francja i Włochy nie tylko za podważa ie Dayton, ale też za korupcję. Polityczne zwarcie między Dodlikiem a przedstawicielem ONZ, a właściwie między Serbią a Zachodem osiągnęło swoje apogeum w czasie, kiedy Bośniacy oddawali hołd ofiarom masakry w Srebrenicy (11.07.1995), a tysiące ludzi na ulicach Sarajewa asystowały ciężarówce przewożącej 30 trumien z ludzkimi szczątkami, przejeżdżającej przez miasto, by wreszcie złożyć je w grobie. Szczątki te zostały odnalezione w 2023 r. w kilku zbiorowych mogiłach prawdopodobnie wykopanych przez bośniackich Serbów w latach 1992-1995.

Bośnia ma niesamowite walory turystyczne. Niektórzy twierdzą, że nie zrozumiesz świata, jeśli nie zobaczysz Bośni. Fascynuje przede wszystkim stolica kraju - Sarajewo. Swoje miasto jego mieszkańcy nazywają małą Jerozolimą. Od stuleci w tym miejscu żydzi, muzułmanie, katolicy i prawosławni żyją tutaj wokół fontanny Sebilj stojącej w samym środku staromiejskiego targowiska, pochodzącego z XV wieku. Wtedy to wybudowane zostały łaźnie, meczet i pałac, czyli saraj, od którego miasto wzięło swoją nazwę. Fontannę zbudowali Turcy i do dzisiaj pozostaje ona symbolem miasta. Stare miasto jest niezwykłe, stare synagogi sąsiadują z cerkwiami ortodoksyjnymi i meczetami. Mimo upływu lat od oblężenia Sarajewa przez Serbów ślady okrutnej wojny są wszędzie widoczne. Obok katedry, w której odprawiał mszę Jan Paweł II (1997) po spadających pociskach z moździerzy pozostały wyrwy w bruku i betonie. Jeśli pocisk trafiał człowieka, dziury wypełniała krew. Dziś wylane są czerwonym plastikiem, by przypominać oblężenie miasta. Wzgórza wokół miasta nawet latem pozostają białe, nie od śniegu, lecz od nagrobków - białych, prostych, muzułmańskich, które patrzą w stronę Mekki. W 1984 r. Sarajewo było gospodarzem zimowej olimpiady. O wyborze bośniackiej stolicy na gospodarza zimowych igrzysk zadecydowały względy polityczne. Z jednej strony Jugosławia była krajem, który ominąłby sportowy bojkot zarówno ze strony Zachodu (tak się stało z olimpiadą w Moskwie po agresji Sowietów na Afganistan), jak i bloku wschodniego (Blok Wschodni zbojkotował Olimpiadę w Los Angeles). Z drugiej zaś – Komitetowi Olimpijskiemu zależało, aby gospodarzem igrzysk było miejsce, które zapisało się dramatycznie na kartach historii, dzięki czemu idea olimpizmu (braterstwo i pokój), mogła przynieść mu nowe otwarcie. Sarajewo jako miasto, w którym doszło do zamachu na austriackiego następcę tronu arcyksięcia Franciszka Ferdynanda Habsburga, co zapoczątkowało wybuch pierwszej wojny światowej, idealnie nadawało się do tej roli. W ciągu kilku lat przed olimpiadą Sarajewo przeszło imponującą modernizację, wybudowane zostały nowe obiekty sportowe, mieszkania i hotele. To w Sarajewie legendarni brytyjscy łyżwiarze figurowi - Jane Torvill i Christofer Dean, dostali od sędziów serię "szóstek" po fenomenalnym tańcu do Bolero Ravela. Ta, też sowiecki hokeista Trietjak - bramkarz sbornej - zdobył czwarty z rzędu medal olimpijski, a trzeci złoty. Dekadę później w historię obiektów olimpijskich wpisują się kostnica, trumny i cmentarz. Serbowie zbombardowali bowiem halę Zetra, w której tysiące kibiców oglądały historyczne wydarzenia, a potem drewniane krzesełka przerobiono na trumny, a hala służyła jako kostnica. Dawny stadion olimpijski, na którym odbyła się ceremonia otwarcia igrzysk, graniczy dziś z cmentarzem, na którym pochowano około 2000 ofiar oblężenia Sarajewa. W miejscu nekropolii był niegdyś stadion treningowy. Natomiast główny stadion po zakończeniu działań wojennych został odbudowany dzięki międzynarodowemu wsparciu. We wrześniu 1997 roku na stadionie Koševo wystąpił zespół U2 jako pierwszy zagraniczny artysta odwiedzający miasto po wojnie domowej. Wydarzenie zgromadziło około 45 tysięcy fanów, a jego punktem kulminacyjnym było wykonanie utworu „Miss Sarajevo”. Nawiązywał on do podziemnych wyborów miss organizowanych w czasie oblężenia miasta. Ciekawym miejsce jest też zdewastowany tor bobslejowy na górze Trebović, z której widać fantastyczną panoramę miasta. W czasie wojny tor był miejscem, gdzie obsługiwano stanowiska artylerii sił serbskich, które ostrzeliwały położone w dolinie miasto. Po zakończeniu oblężenia uszkodzony obiekt przez wiele lat niszczał, także za sprawą miejscowych wandali wykonujących graffiti. W 2014 roku ogłoszono, iż część toru o długości 720 metrów zostanie wyremontowana, ale na deklaracjach się zakończyło. Bośnia i Hercegowina, ze względu na swoje położenie, stanowi serce Bałkanów. Dużą część kraju zajmują góry - Alpy Dynarskie. Najwyższe szczyty znajdują się na obszarze Hercegowiny (ze stolicą w Mostarze). Dodatkowo BiH może poszczycić się prastarym dziedzictwem kulturowym. Wszystkie najpiękniejsze zabytki można oglądać w licznych muzeach rozsianych po całym kraju. Jednak to co przyciąga, to możliwość niezwykłego zderzenia dwóch kultur i cywilizacji: wschodniej i zachodniej. Absolutnie niezwykłe miejsce. Kiedy Serbowie z Sarajewa: Emir Kusturica, Goran Bregović, czy były piłkarz Lecha Semir Stilić wchodzą do meczetów, wszyscy ściągają buty. To znak, że przy odrobinie wzajemnego poszanowania te 2 cywilizacje mogą jednak ze sobą pokojowo koegzystować.














52 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


O mnie

Ekonomista, finansista, podróżnik.
Pasjonat wina i klusek łyżką kładzionych.

Kontakt
IMG_4987.JPG
Home: Info

Subscribe Form

Home: Subskrybuj

Kontakt

Dziękujemy za przesłanie!

Home: Kontakt
bottom of page