24 lis 202221 min

Belgia

Belgia jako mały, chociaż bardzo wpływowy kraj europejski ma swoją bardzo bogatą i długą historię. W starożytności mieszkali na jej terenie Celtowie, następnie tereny dzisiejszej Belgii były podbite przez Rzymian pod wodzą Juliusza Cezara. Chrystianizacja kraju rozpoczęła się już w III w., po czym w VII w. na krótko po raz pierwszy zjednoczone zostały ziemie belgijskie, ale wkrótce państwo uległo rozpadowi. Od XII w. w Belgii istniało królestwo Brabancji, którą rządziły różne dynastie (w tym książęta Burgundii i Habsburgowie hiszpańscy, a następnie austriaccy). Brabancja jednak cieszyła się dużymi przywilejami stanowymi, które nadawały jej sporą autonomię wewnętrzną, a przedstawicielom stanowym wpływ na politykę władców. Te przywileje obowiązywały od XIV w. i były znane jako Joyeuse Entrée. Dla Belgii ich wartość była porównywalna do Wielkiej Karty Wolności (Magna Charta Libeertatum) Anglików. Kiedy cesarz austriacki Josef II zlikwidował Joyeuse Entrée, spowodowało to wybuch powstania antyaustriackiego (1789), które obaliło władzę austriacką i na krótko ogłoszono niepodległość Belgii (Zjednoczone Stany Belgijskie). W trakcie wojen napoleońskich Belgia została wcielona do Francji, ale po upadku Napoleona, na mocy postanowień Kongresu Wiedeńskiego (1815) Belgia została połączona z Holandią i Luksemburgiem w jedno państwo (Królestwo Zjednoczonych Niderlandów), w którym dominującą pozycję mieli Holendrzy pod panowaniem Wilhelma Orańskiego. Król bardzo faworyzował Holendrów. Zdecydowana większość stanowisk rządowych i wyższych stanowisk wojskowych była zarezerwowana dla Holendrów. Różnice między Belgami a Holendrami miały swoje korzenie w głębokiej przeszłości. Oba kraje przez blisko 250 lat egzystowały oddzielnie, a ich rozwój potoczył się innymi ścieżkami. Podczas gdy na terytorium belgijskim rozwinął się na szeroką skalę przemysł i ważną rolę odgrywało też rolnictwo, prowincje holenderskie swoją gospodarkę opierały na koloniach, handlu oraz żegludze. Holendrzy wyznawali protestantyzm i mówili po holendersku. Belgowie, dzielący się na Walonów i Flamandów, w większości byli katolikami, porozumiewali się zaś po francusku lub flamandzku (ten ostatni był bardzo podobny do holenderskiego). W tej sytuacji szczególnego znaczenia nabierał fakt, że belgijska większość mieszkańców Niderlandów zarządzana była przez holenderską mniejszość i doświadczała pod tymi rządami dyskryminacji w wielu obszarach. Działo się tak np. w przypadku obejmowania stanowisk w administracji państwowej oraz awansów w wojsku. Belgowie płacili także większe podatki, mieli zatem pełne prawo czuć się obywatelami drugiej kategorii. Opór Belgów podsycała również nieprzejednana postawa kleru katolickiego, który obowiązującą w państwie niderlandzkim konstytucyjną zasadę równouprawnienia wyznań traktował jak atak na swoją pozycję, obawiając się marginalizacji. Biskupi belgijscy odmawiali więc składania przysięgi na konstytucję, a w niej na zapis o wolności religijnej (odstąpili od tego dopiero w 1817 r., gdy główny inicjator tej postawy, biskup Gandawy, uciekł z kraju, skazany zaocznie na karę więzienia pod zarzutem działalności na szkodę państwa). Drugim ważnym środowiskiem oporu wobec władz holenderskich były kręgi liberalne. Rządzący krajem Wilhelm I był autokratą: znacznie ograniczył kompetencje ciała przedstawicielskiego, czyli Stanów Generalnych, którym odebrano inicjatywę ustawodawczą. Pod jego rządami nie dość konsekwentnie przestrzegano zasady wolności druku, a strach przed zakusami władzy na wolność oświaty popychał belgijskich liberałów – mimo różnic światopoglądowych – do szukania politycznego sojuszu z katolikami. Wilhelm I był zdolny, wykształcony i dobrze znał się na gospodarce. Otrzymał wykształcenie zarówno w zakresie sztuki wojennej, jak i ekonomii. Dbał o rozwój gospodarczy kraju, prowadząc popularną w tych czasach politykę protekcjonizmu i aktywnie wspierał rozwój przemysłu w Belgii. Pod jego rządami zmodernizowano porty w Amsterdamie i Rotterdamie, rozbudowano sieć drogową i wodną oraz odbudowano przemysł stoczniowy. W 1839 r. uruchomiono pierwszą linię kolejową (Amsterdam–Haarlem). Powołano nowoczesne instytucje kredytowe, m.in Bank Niderlandzki w Amsterdamie i zreformowano system eksploatacji Holenderskich Indii Wschodnich. Z powodu tych osiągnięć Wilhelm I zyskał u współczesnych miano „króla‐kupca”. Zasługi te okazały się jednak niewystarczające dla utrzymania władzy w skonfliktowanym wewnętrznie kraju. 

Niezadowolenie Belgów podsyciły wieści z Paryża. Tam w lipcu 1830 r. wybuchła rewolucja, która wyniosła do władzy Ludwika Filipa Orleańskiego. Wydarzenie to dawało Belgom nadzieję na złamanie więzów powiedeńskiego układu sił i wsparcie ze strony Francji. Katalizatorem wybuchu rewolucji było wystawienie opery "Niema z Portici" Daniela Aubera – utworu o rebelii i walce o wolność. Spektakl przerwało patriotyczne uniesienie widowni, które przemieniło się w demonstrację na ulicach Brukseli. Jednak o tym, że rewolucja trwała dalej, zadecydowało zdobycie przez belgijskich robotników składów amunicji. Wilhelm Orański być może mógł zdobyć się na rozprawę przy użyciu siły, mógł ten bunt utopić we krwi, ale wówczas już nie byłoby szans na porozumienie, a wydaje się, że on jeszcze wówczas takie nadzieje żywił. Tymczasem w następnych dniach i tygodniach wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Proklamowano oderwanie Belgii od Holandii, a 3 listopada 1830 r. przeprowadzono wybory do Konstytuanty, która tydzień później potwierdziła akt niepodległości Belgii. 

Rewolucja belgijska była pogwałceniem ustalonych na Kongresie Wiedeńskim zasad legitymizmu i równowagi sił w Europie. W Wiedniu ustalono, że w takich sytuacjach wkraczać do gry będzie Święte Przymierze - sojusz Prus, Austrii i Rosji stojący na straży starego porządku. W myśl tego założenia na interwencję zdecydował się "żandarm Europy" car Mikołaj I, który w wyniku ponapoleońskich ustaleń został również królem kadłubowego Królestwa Polskiego. Na przełomie października i listopada 1930 r. Mikołaj zarządził mobilizację polskiej armii i wchodzącego w skład wojska rosyjskiego korpusu litewskiego. Perspektywa wysłania armii Królestwa Polskiego w charakterze korpusu interwencyjnego do Belgii była jednym z zewnętrznych impulsów, które przyspieszyły decyzję członków Sprzysiężenia Wysockiego w Polsce o wybuchu powstania listopadowego. Spiskowcy byli również zapatrzeni w powodzenie rewolucji we Francji i Belgii, mieli nadzieję na wsparcie, głównie ze strony Paryża. Paradoksalnie plany Mikołaja I umożliwiły armii Królestwa Polskiego późniejsze prowadzenie walki z Rosjanami. Cała kampania, którą w czasie powstania listopadowego powstańcy polscy prowadzili wiosną 1831 r. możliwa była dzięki amunicji, którą Mikołaj I zgromadził w twierdzy modlińskiej na potrzeby interwencji w Belgii, a która wpadła w ręce powstańców. Później Rosjanie już nigdy tego błędu nie popełnili. Wybuch powstania listopadowego przekreślił plany Świętego Przymierza o interwencji w Niderlandach. Z perspektywy Rosji i Prus opanowanie sytuacji w Królestwie Polskim było znacznie istotniejsze od pacyfikacji rewolty w Belgii. Insurekcja mogła się bowiem rozszerzyć na tzw. ziemie zabrane, czyli terytorium Rzeczpospolitej wcielone do państwa carów i na pozostałe zabory. Świadomość tego, że niepodległość Belgii ocalała dzięki powstaniu listopadowemu, była w Brukseli duża, być może dlatego niezbyt udany wódz powstania listopadowego, gen. Jan Skrzynecki, zajmował się organizacją belgijskiej armii. Pamięć o tym długu wdzięczności trwała długo. W 1920 roku była ona argumentem, który wysuwał kardynał Désiré-Joseph Mercier, jeden z przywódców Belgii, za niesieniem pomocy broniącej się przed bolszewikami Polsce. W pomoc zaangażowała się też wówczas belgijska rodzina królewska, co doprowadziło do wyekspediowania przez Brukselę pociągu sanitarnego, którego załoga i sprzęt opiekowała się rannymi i chorymi nad Wisłą. Dlatego też prawdopodobna jest teza, że gdyby powstanie listopadowe nie wybuchło, wojska Królestwa Polskiego zostałyby wysłane do Belgii i stłumiły zryw Belgów, a sama Belgia pozostałaby w granicach Królestwa Niderlandów. Niepodległość Belgii została ostatecznie potwierdzona na konferencji londyńskiej, z zastrzeżeniem, że musi ona zachować wieczystą neutralność (rozumiano ją w ten sposób, że Belgia nie może wspierać polityki ekspansjonistycznej Francji), wkrótce uchwalona została konstytucja i wybrany został król. Decyzją Kongresu Narodowego został nim Leopold I (1831–1865). Mocarstwa europejskie, w szczególności Wielka Brytania, ochoczo zaakceptowały tę kandydaturę. Tymczasem w 1831 r. wojska holenderskie uderzyły ponownie, lecz wyparto je dzięki dyplomatycznej pomocy Anglików i militarnej – Francji. Przez pewien czas atutem Wilhelma I były utrzymujące się w Antwerpii siły holenderskie, które zmuszono do opuszczenia miasta dopiero u schyłku 1831 r., Holandia nadal jednak nie chciała uznać zaistniałej sytuacji. Kres tymczasowości położyła dopiero kolejna konferencja w Londynie i traktat z 1839 r. Głęboko przywiązany do absolutyzmu Wilhelm I, po utracie Belgii i dalszym ograniczeniu władzy przez Stany Generalne w 1840 r., abdykował na rzecz syna, Wilhelma II. Na jego decyzji zaważyły prawdopodobnie także powody osobiste – chęć poślubienia damy dworu swojej zmarłej żony, Belgijki Henrietty d’Oultremont, co w przypadku władcy (ze względu na narodowość wybranki oraz jej katolickie wyznanie) było nieakceptowalne. W 1830 r. Bruksela została stolicą niepodległej Belgii. Rok później król Leopold I nakazał wyburzenie murów obronnych i rozbudowę miasta. Po uzyskaniu przez Belgię niepodległości językiem urzędowym stał się francuski, a napływ urzędników oraz klasy wyższej do nowej stolicy spowodował jej stopniową frankofonizację. Dziś w Brukseli obowiązują dwa języki urzędowe: francuski i niderlandzki, jednak ludność stolicy posługuje się głównie tym pierwszym. Flamandzki jest używany tylko przez kilka procent populacji. 

Następcą Leopolda I został jego syn - słynny z okrucieństwa Leopold II. Był on jednym z największych zbrodniarzy w historii świata. Ze względu na okrucieństwa i wyjątkowe masowe zbrodnie popełnione w afrykańskim Kongu (https://www.thetravelingeconomist.com/post/dr-kongo) jego pomniki stojące w Belgii często padały ofiarami wandalizmu. W 2020 r., po protestach i dewastacji wielu pomników, władze niektórych belgijskich miast zdecydowały się usunąć pomniki Leopolda, ale został ten najważniejszy - w Brukseli przed budynkiem parlamentu. Kongo pozostawało formalną kolonią belgijską aż do uzyskania niepodległości w 1960 r. (od 1908, kiedy po ujawnieniu okrucieństw Leopolda II przestało być jego prywatną własnością). W XIX w. Belgia stała się jednym z najbardziej uprzemysłowionych krajów świata. Po wybuchu I Wojny Światowej Niemcy zaatakowały Belgię zaraz w sierpniu 1914 r. Wielu uchodźców belgijskich znalazło schronienie w sąsiednich krajach. Natarcie Niemców zostało zatrzymane zostało powstrzymane przez armię belgijską oraz połączone siły angielsko-francuskie na Marnie, co spowodowało stabilizację frontu, niemniej większa część Belgii pozostała do końca wojny pod okupacją niemiecką. W czasie wojny rząd belgijski przeniósł swoją siedzibę do Le Havre w północnej Francji, również Belgijskie Kongo pozostało lojalne wobec aliantów i rządu w Le Havre. W tym czasie Niemcy popełnili szereg zbrodni na belgijskiej ludności cywilnej, co w historii tego kraju znane jest jako Gwałt Belgii. W czasie pierwszego miesiąca na początku wojny zostało zamordowanych przez Niemców prawie 6,5 tys. bezbronnych cywilów, w tym 10% w Dinant w czasie plądrowania miasta. Była to zawczasu przemyślana i przygotowana z typową niemiecką pedanterią akcja, mająca zastraszyć i złamać belgijskie społeczeństwo. Niemcy w swoim marszu na Francję potrzebowali spokoju na tyłach i brutalne mordy cywilów temu miały służyć. Odpowiedzialnością za wszystkie ofiary niemiecki MSZ w swoich oficjalnych oświadczeniach obarczał oczywiście rząd belgijski, który rzekomo podżegał własnych obywateli do oporu przeciwko Niemcom. Komunikaty były na tyle absurdalne, że stwierdzały, iż "kobiety i dziewczęta brały również udział w walce i oślepiały rannych, wydłubując im oczy". Takiej dezinformacji nie powstydziłby się w czasach nam współczesnych sam Putin. Takie stanowisko podtrzymywał też sam cesarz Niemiec Wilhelm II. Po ogromnej fali oburzenia, jakie przeszło przez ówczesną światową prasę szczególnie po zniszczeniu zabytkowego miasta Louvain, wystosował on do prezydenta USA Woodrowa Wilsona specjalny telegram. Pisał w nim obłudnie, że mu "serce krwawi z powodu nieszczęść, które dotknęły Belgię w wyniku przestępczych i barbarzyńskich działań Belgów". Dalej oskarżał rząd belgijski, że jego posunięcia wymusiły na niemieckiej armii stosowanie najostrzejszych środków represji, wobec, jak to ujął, "żądnej krwi ludności". Na mocy Traktatu Wersalskiego Belgia pozyskała nowe terytoria (Eupen i Malmédy), zawarła sojusz wojskowy z Francją i do 1940 r. pozostała neutralna. Wtedy została ponownie zaatakowana przez Niemcy - tym razem III Rzeszę. Szybko skapitulowała, a rząd wyemigrował - tym razem do Londynu. 

Wcześniej w efekcie światowego kryzysu gospodarczego Belgia, podobnie zresztą jak reszta Europy, została dotknięta poważnym kryzysem. Aktywność gospodarcza w latach 1929-1934 spadła o 33%, a stopa bezrobocia wyniosła 40%. Doszło do załamania cen produktów rolnych, a place nominalne w górnictwie, będącym wówczas głównym motorem gospodarki spadły o 35%. Polityka deflacyjna szybko przerodziła się w swoje przeciwieństwo poprzez stosowanie takich instrumentów jak dewaluacja waluty, interwencjonizm państwowy czy roboty publiczne. Taką politykę gospodarczą (Plan du Travail) wdrożył socjalista Henri de Man, wzorując się przy tym na amerykańskim Nowym Ładzie prezydenta Roosevelta w USA. Został on jednak tylko częściowo zrealizowany. De Man wprowadził m.in. wolność zrzeszania się w związki zawodowe, płatne urlopy, płacę minimalną, zasiłki rodzinne i 40-godzinny tydzień pracy w niektórych sektorach. 

Pod koniec lat 30-tych dwudziestolecia międzywojennego sytuacja polityczna w Belgii bardzo się skomplikowała, coraz silniejsze stawały się tendencje autorytarne, typowe dla tego okresu. Wpływy uzyskali otwarci faszyści Leona Degrelle (w wyborach w 1936 r. uzyskali oni 11,5% głosów), który często spotykał się z Göbbelsem i otrzymywał wsparcie finansowe od Mussoliniego. Chaos polityczny wspierał ruchy autonomiczne Flandrii i Walonii. W maju 1940 r. Belgia została ponownie zaatakowana przez Niemcy. Mimo mobilizacji potężnej, jak na warunki belgijskie armii składającej się z 700 tys. żołnierzy (8% populacji) król ogłosił kapitulację po 18 dniach działań wojennych i przegranej batalii pod Lys. W kampanii majowej zginęło ponad 12 tys. żołnierzy belgijskich, kilkaset tysięcy zostało internowanych. We wrześniu 1944 r. po inwazji aliantów w Normandii i krwawych walkach we Francji w bitwie pod Falaise na teren Belgii wkroczyła Polska dywizja pancerna gen. Maczka rozpoczynając wyzwolenie Belgii. Walki Polaków w Belgii były bardzo ciężkie, czego dowodem jest cmentarz w Lommel, na którym spoczywa ponad 250 Polaków poległych w walkach w 1944 r. Wprawdzie żołnierze dywizji gen. Maczka bardziej kojarzą się z holenderską Bredą, ale głównie dlatego, że wielu z nich osiadło w Holandii po wojnie. Belgia była tylko pewnym etapem w przejściu szlaku z Francji aż po bazę Kriegsmarine w Niemczech. Mimo to w wielu miastach belgijskich, które wyzwalali Polacy, nie zapomniano po wojnie o historii ich wyzwolenia, o czym świadczy wiele pomników, nazw placów i ulic im. gen. Maczka. Polski generał unikał stosowania ognia artyleryjskiego w czasie walk, aby zminimalizować zniszczenia i ofiary wśród ludności cywilnej. Szybkie wyzwalanie kraju uniemożliwiły Niemcom uciekanie się do polityki spalonej ziemi. Aliantom wraz z flamandzkim ruchem oporu udało się uchronić port w Antwerpii, a potencjał przemysłowy kraju pozostał w dużej mierze nienaruszony, co umożliwiło szybkie ożywienie gospodarcze. 

Jesienią 1944 r., zaraz po powrocie rządu z emigracji w Londynie, minister finansów Gutt zaordynował politykę konsolidacji fiskalnej, co przyczyniło się do obniżenia inflacji, a dzięki dochodom Konga Belgijskiego Belgia stała się - w co trudno uwierzyć z dzisiejszej perspektywy i stanu belgijskich finansów publicznych - jedynym krajem europejskim, który nie był zadłużony! Gutt zmniejszył o 2/3 podaż pieniądza, która bardzo wzrosła w latach okupacji. W efekcie szybko opanowana została inflacja, co dało początek nie mniej szybkiemu wzrostowi stopy życiowej Belgów. Lata 1945-1948 określane są jako „belgijski cud gospodarczy”. Po 1945 r. Bardzo wzrósł w całej Europie popyt na produkty tradycyjnych belgijskich sektorów przemysłu ciężkiego, jak stal, węgiel, ale też tekstylia, wyroby kolejowe etc., co wzmacniało dynamiczny wzrost PKB. W przeciwieństwie do krajów sąsiednich, których baza przemysłowa została poważnie zniszczona w czasie wojny, belgijskie moce produkcyjne pozostały praktycznie nienaruszone, co umożliwiło szybkie zaspokojenie potrzeb importowych zdewastowanej Europy. W 1946 r. rząd ogłosił program „walki o węgiel” (bataille du charbon), co miało jeszcze wzmocnić i tak już silny przemysł górnictwa węgla. Na koniec 1947 r. Belgia stała się pierwszym krajem europejskim, na terenie którego toczyły się działania wojenne, który jednocześnie osiągnął przedwojenny poziom aktywności gospodarczej. Cud gospodarczy przyczynił się do jeszcze jednego fenomenu: istotnie wzrosła zamożność obywateli, co przełożyło się na wzrost ich stopy życiowej. Historycznie, nawet w latach rewolucji przemysłowej belgijscy robotnicy zarabiali relatywnie mniej, a ich warunki życia były gorsze niż w krajach sąsiednich, pomimo szybkiego wzrostu gospodarczego w tym kraju. Zaczęło się to zmieniać w latach powojennego cudu gospodarczego. Wkrótce po wyzwoleniu w 1944 r. rząd van Ackera wprowadził szereg reform zabezpieczenia socjalnego, które przyczyniły się do szybkiego wzrostu standardu życiowego obywateli. Braki siły roboczej przy dużym popycie w szczególności na węgiel, spowodowały szybki wzrost płac realnych. I tak przeciętne place górników w kopalniach w Borinage w 1947 r. były o 40% wyższe w porównaniu z 1938 r. Braki siły roboczej w górnictwie pokrywano ich importem z zagranicy. Na krótko zatrudniono aż 64 tys. niemieckich jeńców wojennych, a już w 1946 r. rząd stworzył specjalny program zachęcający pracowników z pogrążonych w powojennym kryzysie Włoch, co spowodowało pierwszą dużą falę imigracji do Belgii. Rząd zbyt szybko uwierzył jednak w skuteczność swojej polityki, która skupiała się przede wszystkim na osiągnięciu stabilizacji monetarnej, a nie na inwestycjach. Sukces pierwszych powojennych lat spowodował, że Belgia tylko w niewielkim stopniu skorzystała z dobrodziejstw Planu Marshalla, w przeciwieństwie do innych krajów Europy Zachodniej. Te ostatnie wykorzystały pomoc amerykańską dla powojennej Europy również dla budowy nowych sektorów przemysłowych. Wg. danych Belgijskiego Urzędu Statystycznego w 1953 r. produkcja sprzedana przemysłu była tylko o 11% wyższa niż w 1929 r., a w innych krajach Europy Zachodniej aż o 70% wyższa. Plan Marshalla miał zatem piorunujący efekt dla odbudowy Europy Zachodniej oraz wykreowania trwałych przewag konkurencyjnych. To wtedy belgijski przemysł ciężki zaczął mieć poważne problemy strukturalne, a eksport towarów przemysłowych stał się niekonkurencyjny. Pod koniec dekady lat 50-tych XX w. rozpoczął się proces dezindustrializacji Walonii, był to też początek dużego rozwarstwienia w rozwoju gospodarczym między Walonią i Flandrią na korzyść tej ostatniej. W 2017 r. PKB Walonii stanowił niecałe 70% PKB Flandrii, a bezrobocie w Walonii było ponad 2-krotnie wyższe (8,5% wobec 3,4% we Flandrii w 2019). Jak to możliwe, by w Belgii występowały aż tak ogromne przepaści społeczno-gospodarcze? Po uzyskaniu niepodległości w 1830 r. język francuski stal się symbolem suwerenności nowo powstałego państwa. Ówczesna lingua franca – reprezentująca oświecenie i nowoczesność – szybko wyparła niderlandzki z oficjalnej komunikacji na całym terytorium kraju. Dopiero w 1898 r. przyjęto ustawę wprowadzająca wymóg publikowania ustaw i dekretów królewskich w dwóch wersjach językowych, realnie zrównującą oba języki. Kolejnym wyraźnym objawem trwającego belgijskiego, językowego konfliktu były zamieszki studenckie z 1968 r. na uniwersytecie w Louvain, które były skierowane przeciw nakazowi używania języka francuskiego na zajęciach. To wydarzenie było jednym z katalizatorów dla trwałego podziału terytorium Królestwa Belgii na część ekskluzywnie francuskojęzyczną i niderlandzkojęzyczną, z mającą specjalny dwujęzyczny status Brukselą. Podział społeczeństwa belgijskiego wynika historycznie z odmiennych losów regionalnych Flandrii i Walonii na przestrzeni wielu lat. Druga połowa XIX w. Był wyjątkowo ciężkim okresem dla Flandrii. Region stracił na znaczeniu dla faworyzująca południe rządzących, przegrał wyścig w skutecznej mechanizacji włókiennictwa i pogrążył się w zapaści gospodarczej. W tym samym czasie Walonia przeżywała boom gospodarczy. Francuskojęzyczny region skorzystał na Rewolucji Przemysłowej. Obszar, bogaty w węgiel, był rdzeniem Walońskiego Pasma Przemysłowego, gdzie gwałtowny wzrost produkcji, m.in.: stali, szkła i maszyn, przekształcił region w jeden z najważniejszych centrów europejskiego przemysłu aż do wybuchu I Wojny Światowej. 

Lata 50. XX wieku przyniosły trwałą zmianę trendów. Ponownie wzrost gospodarczy jednego z regionów był skorelowany ze spadkiem drugiego. Flandria zaczęła się bogacić głównie dzięki wysokiej konkurencyjności, wynikającej z niższych pensji oraz postępującego uprzemysłowienia. Odkrycie złóż kobaltu i miedzi w belgijskiej kolonii, Republice Konga, zwiększyło ich import do kraju drogą morską. Zyskały na tym flamandzkie porty, głównie ten w Antwerpii. Ponadto na boom gospodarczy północnych prowincji wpłynęły Traktaty Rzymskie (1957 r.), które poprzez utworzenie dużego, wspólnego rynku zachęciły pozaeuropejskie korporacje, m.in. Bell Telephone, Ford oraz General Motors, do inwestycji w Europie Zachodniej. Flandria okazała się atrakcyjnym miejscem do eksportu produkcji. Na jej korzyść przemawiały: szeroki dostęp do morza, wysoki poziom gęstości zaludnienia oraz – jak na Europę Zachodnią – tania siła robocza. Efektem szybkiego rozwoju regionu było wyprzedzenie, dotychczas bogatszej, Walonii w wartości PKB na mieszkańca. Od tego czasu przewaga jedynie się powiększała. Do szybkiego przegonienia Południa przez – biedną na początku XX w. – Północ przyczyniło się również zubożenie się samej Walonii. Dwie wojny światowe wyjątkowo doświadczyły ten obszar ze względu na ich wysoką, przemysłową wartość strategiczną, która często stawała się celem niemieckich wojsk. Ponadto na półmetku ubiegłego wieku, rozpoczęto masowe zamykanie walońskich kopalń. Wynikało to m.in. z nałożenia europejskich regulacji na sektor górniczy, który zaczął podlegać zasadom Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali. Napływ taniej ropy, dodatkowo zmniejszył popyt na węgiel, a znikomy – w porównaniu do niderladzkojęzycznego krewnego – wolumen eksportowy regionu nie pozwolił na pełne wykorzystanie postępującej integracji europejskiej. „Gwoździem do trumny” były wysokie pensje w górnictwie oraz ogólna sztywność sektora, które spotęgowały trudności z adaptacją do nowej rzeczywistości oraz utratę konkurencyjności obszaru. Postępujące rozwarstwienie ekonomiczne pomiędzy regionami doprowadziło do wzrostu napięć. Mieszkańcy Flandrii nie chcieli dotować biedniejszych krewnych, natomiast Walonowie czuli się opuszczeni przez belgijski rząd, który – w ich ocenie – nie potrafił zaradzić postępującej degradacji stopy życia francuskojęzycznych obywateli. Rząd centralny stał się obiektem ataku obu stron. W wyniku utraty zaufania dla władzy federalnej, nastąpiło pogłębienie się „uwspólnotowienia” kraju za pomocą reform decentralizacyjnych w latach 80. XX wieku. Poziom regionalny uzyskał kontrolę nad znaczną częścią gospodarki m.in.: polityką przemysłową, promocją eksportu i polityką zatrudnienia. W Walonii od wielu lat stopa bezrobocia utrzymuje się na dwucyfrowym poziomie. W 2021 roku wyniosła ona 12,3%. Z kolei w całej Belgii w tym roku stopa bezrobocia osiągnęła poziom 6,3%, czyli była ona prawie dwukrotnie niższa niż we Walonii. Sytuacja ta wynika głównie z tego, że w Walonii stosunkowo duży odsetek osób bezrobotnych stanowią ci, którzy są długotrwale bezrobotni. Szacuje się, że w regionie tym z ok. 200 tys. osób bezrobotnych w 2021 r. aż 87 tys., mimo starań, od dwóch lat nie zostało zatrudnionych. Dlatego też lokalne władze walońskie postanowiły przeprowadzić eksperyment z gwarancjami zatrudnienia („Territoires zéro chômeur de longer durée”). Na ten cel przeznaczono 104 mln. euro, aby zatrudnić na umowie o pracę w latach 2022-2026 tysiąc osób trwałe bezrobotnych. Część środków władze regionalne wyłożyły same, a resztę dołożyła UE w ramach Europejskiego Programu Społecznego. To, że władze wprowadzają ten program, bynajmniej nie oznacza, że bezrobotni zostaną zatrudnieni w administracji. Otóż wspomniane środki otrzymają organizacje na realizację projektów, które będą musiały zaspokoić potrzebę społeczną, której zaspokojeniem rynek zbytnio się nie interesuje. Co więcej, będą one musiały zostać zrealizowane na mikroobszarach zamieszkałych przez maksymalnie 15 tys. mieszkańców. Do tego, funkcjonowanie programu będzie nadzorowane przez władze, a jego efektywność zostanie oceniona w 2024 roku. Mimo tego, że zostanie zatrudnionych jedynie tysiąc osób z ponad 87 tys. długotrwale bezrobotnych, to władze zakładają, że program wywoła efekt kuli śnieżnej i liczba osób, które nie znalazły zatrudnienia od ponad dwóch lat, spadnie znacznie bardziej niż o 1 tys. 

Po wojnie Belgia była założycielem i sygnatariuszem wielu porozumień międzynarodowych. W 1948 r. był to pakt brukselski, później Europejska Wspólnota Węgla i Stali (1952), EWG (1958), unia celna (1948), a później gospodarcza z Holandią i Luksemburgiem - Benelux (1960) oraz UE (1993). W latach 60-tych nastąpił też podział kraju na strefy językowe flamandzką i francuskojęzyczną walońską, która w 1980 r. doprowadziła do formalnej regionalizacji Belgii. Bruksela pozostała dwujęzyczna, a jej statut nie do końca jasny. Ostatecznie federacyjny ustrój kraju został formalnie usankcjonowany poprawką do konstytucji w 1993 r. Głęboka federalizacja potrafi prowadzić do paradoksów. Dla przykładu zgodnie z literą belgijskiego prawa, na unijne spotkanie w sprawie morskiej energetyki wiatrowej Belgia powinna wysłać swojego reprezentanta z poziomu rządu federalnego, natomiast aby omawiać kwestie związane z lądowymi farmami wiatrowymi w Brukseli powinien zameldować się przedstawiciel władzy regionalnej. Zgodnie z belgijską konstytucją federację ma wewnętrznie spajać instytucja monarchy, który jest głową państwa. W tak wyjątkowo złożonym systemie politycznym jego rola wykracza poza rolę dystyngowanego gospodarza uroczystych ceremonii. Często jest arbitrem sporów politycznych, który pomaga w codziennej kohabitacji wielokulturowego społeczeństwa. 

Ciekawa jest też historia polityki belgijskiej. Wśród XIX-wiecznych elit belgijskich linie podziału przebiegały wzdłuż stosunku do Kościoła, między frankofońskim centrum a flamandzkimi peryferiami, a także między miastem a wsią. Nieliczne dostępne głosy (powszechne prawo wyborcze dla mężczyzn wprowadzono w 1919 r., a dla kobiet - dopiero 30 lat później) rozdysponowywała między siebie liberałowie i katolicy. Z czasem katolicy przejęli również głosy flamandzkich robotników i innych pracowników fizycznych, podczas gdy na południu kraju grupy te zagospodarowali socjaliści. Po pierwszej wojnie światowej partia katolicka bazowała już na rozbudowanej sieci organizacji na czele z Chrześcijańską Konfederacją Pracowników (ACW) oraz Związkiem Rolników (Boerenbond), który sam rozrósł się do finansowego imperium. Od tego czasu prym w ugrupowaniu wiodło jego stosunkowo mniej konserwatywne, a bardziej prospołeczne skrzydło. Ewolucję zwieńczyło powstanie w 1945 r. Chrześcijańskiej Partii Ludowej (CVP), odwołującej się do klasycznych zachodnich wartości. Związki Belgów z Kościołem po wojnie stałe się rozluźniały, a od lat 50-tych XX w. zaczął zanikać podział na katolickie, liberalne i socjalistyczne instytucje takie jak chociażby biblioteki, kluby sportowe, kooperatywy handlowe i prasa. Dzisiaj jej pozostałości widoczne są jeszcze w nazwach związków zawodowych oraz ubezpieczalni zdrowotnych. Symboliczne było usunięcie w 1999 r. tytułowego credo „Wszystko dla Flandrii – Flandria dla Chrystusa” przez jeden z najważniejszych flamandzkich dzienników „De Standaard”. Rok 1999 okazał się zresztą przełomowy dla belgijskiej chrześcijańskiej demokracji. Dotąd pozostawała ona największą polityczną siłą, bez jej zgody nie mogły zapadać żadne kluczowe decyzje, to ona wykuwała kolejne wewnątrzbelgijskie konsensusy, uosabiała siłę centrum godzącego socjalistów z liberałami oraz separatystów ze zwolennikami centralizacji. Chadecy tacy jak Leo Tindemans, Wilfried Martens czy Jean-Luc Dehaenekariery robili nie tylko w gabinecie premiera Belgii, lecz także kilkaset metrów dalej, w instytucjach UE. Jak to partia władzy chadecy z CVP przez lata uzależnili od siebie lokalnych działaczy, a zarządy państwowych spółek niemal organicznie zrosły się z aparatem partyjnym. Chaotyczne i po prostu brzydkie gospodarowanie przestrzenią w powojennej Flandrii jest dziś właśnie zrzucane na karb klientelizmu, czyli „załatwiania” spraw i pozwoleń w zamian za korzyści wyborcze. Ostateczny cios rządzącym chadekom zadał skandal z zatrutą żywnością, który wybuchł miesiąc przed wyborami w 2000 r., pozostawiając w świeżej pamięci puste półki sklepowe i ministerialne dymisje. Wybory wygrali liberałowie zapowiadający „koniec państwa CVP”. Chrześcijańska demokracja po raz pierwszy od 40 lat zasiadła w ławach opozycji. W ramach walki o utracone głosy CVP przemianowała się na CD&V (Chrześcijańscy Demokraci i Flamandowie), to samo uczynili jej frankofońscy odpowiednicy. Ci pierwsi weszli również w koalicję wyborczą z Nowym Sojuszem Flamandzkim (N-VA), dopiero wkraczającym na polityczną scenę. Zabiegi te przyniosły skutek po dwóch kadencjach i w 2008 r. Belgia znów miała premiera-chadeka – Yvesa Leterme’a. Zanim jednak sformułował on gabinet, to zdążył się już rozpaść sojusz z N-VA, a coraz bardziej dawał o sobie znać globalny kryzys finansowy. W Belgii doprowadził on ostatecznie do przyspieszonych wyborów. Akcje Fortisu, największego banku kraju leciały na łeb na szyję i rząd arbitralnie postanowił sprzedać udziały francuskiemu BNP Paribas. Gdy sąd badał prawomocność tej decyzji, pojawiły się poszlaki o próbach wpłynięcia na orzeczenie przez osoby z otoczenia premiera. Sprawą żył cały kraj, a niejasna komunikacja samego Leterme’a dolała oliwy do ognia. I choć ostatecznie komisja parlamentarna oczyściła go z podejrzeń, to niesmak i brak zaufania wyborców pozostał. Po kilkuletniej przerwie CD&V (ale bez frankofonów) wrócili do rządu federalnego w 2014 r., ale tym razem tylko jako junior partner, partia od dawna już nie „ludowa”, reprezentująca niecałe 12% wyborców. 

W koalicji z liberałami oraz nacjonalistami z N-VA, chadecja siłą rzeczy lokowała się na lewo od centrum. W następnych wyborach w 2019 r. CD&V otrzymali mniej niż 9% (14% na listach niderlandzkojęzycznych) i w obecnym rządzie Alexandra de Croo, z liberałami, socjalistami oraz Zielonymi, zasadniczo reprezentują centroprawicę. Na kongresie odnowy CD&V w grudniu 2021 r. chadekom zupełnie brakowało pomysłów na rządzenie. Właściwie odnotować można tylko ten dotyczący obowiązkowej „służby społecznej”. Odbywaliby ją wszyscy po ukończeniu studiów – w organizacjach charytatywnych, pozarządowych i lokalnych. Pomysł na taką praktyczną naukę postaw obywatelskich jako przeciwwaga dla indywidualistycznego społeczeństwa znajduje poparcie wśród przedstawicieli belgijskiej nauki, kultury oraz biznesu. Poza tym program flamandzkich chadeków przewiduje dla każdego coś miłego. Dla pracodawcy oraz pracownika, dla starających się o azyl oraz dla zwolenników szczelniejszych granic, dla walczących o ochronę klimatu i prawa zwierząt oraz dla właścicieli rzeźni (w których to prawa zwierząt mają być ściślej przestrzegane). W rezultacie media więcej czasu niż ww. treściom poświęcają kosmetycznym zabiegom takim jak odświeżenie logo partii – od wiosny 2022 r. pisane małymi literami „cd&v”. Do podobnego wniosku doszła partia-siostra chadeków z francuskojęzycznej Belgii. PSC, a później CDH nigdy nie dominowało w regionie tak jak chadecy we Flandrii, ale trend spadkowy również ich dotyczy. W wyborach w 2019 r. CDH uzyskało niecałe 10% głosów w Walonii i Brukseli (poniżej 4% w skali całego kraju). W marcu 2022 r. zmieniło więc nazwę na „Les Engagés”, deklarując zdecydowanie centrowy i świecki charakter ugrupowania. Słowem-kluczem w zaktualizowanym programie jest „regeneracja”, przede wszystkim w kontekście ekologicznym. Les Engagés bardzo chcieliby stać się ruchem obywatelskim na miarę macronowskiego „En Marche”, choć podobne próby nominalnego odcinania się od „partyjności” nie są zabiegiem nowym i miały w Europie miejsce już sto lat temu. Francuskojęzyczni chadecy – o ile można ich tak jeszcze nazywać – od kilku lat nie uczestniczą już w rządach ani na poziomie federalnym, ani regionalnym i pozostają na marginesie publicznych debat. Inaczej jest ze współrządzącymi i Belgią, i Flandrią CD&V. Partia notuje jednak historycznie niskie notowania, z 8,7% (niecałe 6% w skali całego kraju) chadecja cieszyła się we Flandrii najmniejszą popularnością ze wszystkich flamandzkich partii parlamentarnych, dlatego też co chwilę zmieniają się szefowie partii. Najpopularniejszą osobą w obozie chadeckim i jej nowym szefem został Sammy Mahdi, syn Belgijki i irakijskiego uchodźcy politycznego, minister d/s azylu i migracji w rządzie de Croo. Zdobył on sobie sympatię ukraińskich uchodźców, inicjując procedurę automatycznej ich ochrony we wszystkich państwach UE. To również Mahdi w pierwszych dniach wojny wylansował kampanię, która zachęcała Belgów do przyjmowania uciekających z Ukrainy. Temat imigracji jest, nie tylko zresztą w Belgii, niewyczerpanym paliwem wyborczym, a konkurencja po prawej stronie (N-VA oraz Vlaams Belang) wyjątkowo silna. Widmo zniknięcia ze sceny politycznej zagląda w oczy jeszcze kilku umiarkowanym partiom rządzącym aktualnie Belgią. Nie zanosi się na to, by w najbliższym czasie któraś z tradycyjnych rodzin politycznych – chadecy, liberałowie czy socjaliści – miała zdominować pozostałe. W dodatku w najistotniejszych dziś kwestiach, dotyczących klimatu, migracji oraz tożsamości, nie ma między nimi tak zagorzałego sporu jaki niegdyś wynikał ze stosunku do religii lub praw pracowniczych. Ciekawe zatem, jaką narrację wybiorą partie umiarkowanego środka by nadal wpływać na losy kraju w najbliższej przyszłości. 

Mówiąc o Belgii, myślimy na ogół o zamożnych instytucjach unijnych. Za ich zasłoną jednak coraz mocniej ujawniają się problemy społeczne Belgów, pogłębione jeszcze przez kryzys pandemiczny. Drogie mieszkania, wysokie bezrobocie i rosnące rozwarstwienie majątkowe to tylko niektóre z wielu bolączek dzisiejszej Belgii. W takich warunkach tworzą się naturalne warunki dla skrajnej lewicy, która proponuje wprowadzenie podatku majątkowego. Trwające ponad rok negocjacje o tworzeniu rządu de Croo, spory między Walonami i Flamandami spowodowały też popularność skrajnej prawicy. Długie rozmowy koalicyjne to specjalność belgijskiej polityki. Ich średnia to 98 dni, ale dotychczasowy rekord długości formowania rządu został ustanowiony w latach 2010-2011. Negocjacje trwały wówczas 541 dni (zakończyły się tylko dzięki presji z zewnątrz, kiedy obniżenie ratingów wiarygodności kredytowej kraju i problemy z obsługą gigantycznego długu publicznego wymusiły konsensus), przy czym średnia długość rządzenia jednej rady ministrów wyniosła po wojnie jedynie 16 miesięcy. Wg. Eurostatu 1% najbogatszych Belgów posiadało w 2022 r. 24% krajowego bogactwa. Tym samym poziom nierówności społecznych okazał się wyższy, niż dotychczas sądzono (indeks Giniego w 2019 r. wynosił 27,2). Co prawda PKB na mieszkańca należy nadal do najwyższych w Europie, czy tym bardziej na świecie (58939 USD PPP), ale widać negatywną tendencję, która nieprzypadkowo koreluje z pogorszeniem się warunków życia większości Belgów w ostatnich latach. Rząd belgijski nie poradził sobie z pandemią Covid-19 ani w ochronie zdrowia, ani w gospodarce. Śmiertelność (per capita) była wyższa niż u któregokolwiek z sąsiadów (wyższa była tylko w Polsce), a koszty społeczne równie opłakane. Ok. 40% Belgów stało się biedniejszych w czasie kryzysu pandemicznego. Jeszcze większy odsetek ludzi przeznacza niemal całą pensję na niezbędne wydatki życiowe i nie może sobie pozwolić na oszczędzanie. Badanie pokazały również, że głównymi poszkodowanymi stali się najbiedniejsi i najmłodsi, podczas gdy zamożni w większości nie odczuli kryzysu. Na domiar złego Belgowie zmagają się także z kryzysem mieszkaniowym. Źle było już przed pandemią, a spowodowany nią zastój na rynku nieruchomości tylko pogorszył sytuację. Ogólny kryzys społeczny jest efektem dekad zaniedbań w polityce społecznej, ale też błędów w polityce makroekonomicznej. W pandemicznym 2020 r. deficyt budżetowy wyniósł aż 9% PKB, by w 2021 r. spaść do nadal wysokich 5,5%. Deficyt finansów publicznych spadł do 112,8% PKB (2020) oraz 108,2% (2021). Inflacja w Belgii w sierpniu 2022 r. wzrosła do 9,94% i była najwyższa od 46 lat (dane Statbel - belgijskiego urzędu statystycznego). Konsolidacja finansów publicznych w takiej sytuacji oraz rosnących stóp procentowych jest dawno konieczna. Dryft w kierunku skrajności zarówno na lewicy jak również prawicy oraz utrata wpływów przez tradycyjne ugrupowania polityczne są jak najbardziej zrozumiałe i nie powinny dziwić. Wybory parlamentarne z 2019 r. pokazały, że Belgia jest podzielona bardziej niż kiedykolwiek. Pierwszy raz po II Wojnie Światowej potencjalna koalicja tradycyjnych partii (chadeków, socjalistów i liberałów) nie posiadałaby większości. Losy Królestwa Belgii od momentu jego powstania zawsze były nierozerwalnie związane z heterogenicznością swojego społeczeństwa. Znalezienie porozumienia było utrudnione ze względu na przeciwstawne cykle gospodarcze regionów na przestrzeni lat. Bardzo ciężko było zbudować solidarność i spójność narodową, gdy poziom dobrobytu był sporo wyższy, a koniunktura wewnętrzna i światowa znacznie lepsza. W trudnych czasach popandemicznych i kryzysu energetycznego wzmocnionego agresją Rosji na Ukrainie wydaje się wręcz niemożliwe. Mieszkańcy bogatszej Flandrii mają poczucie utrzymywania „leniwego” krewnego, a obywatele z biedniejszej Walonii czują się zapomniani przez władze i okradani z profitów przez sąsiada. Ten ekonomiczny antagonizm przełożył się na głęboki podział społeczeństwa, w którym znaczna jego część czuje się obco w swoim własnym kraju. Z drugiej strony Belgia dysponuje nadal niewątpliwymi atutami, które mogą być pomocne w powrocie na tory szybkiego wzrostu gospodarczego. To przede wszystkim bardzo korzystne położenie geograficzne i dobrze rozwinięta sieć transportowa, które w przeszłości pomogły wykształcić się zróżnicowanej gospodarce, opartej na transporcie, usługach, produkcji i zaawansowanych technologiach. Sektory usługowe i high-tech w przeważającej części są skoncentrowane w północnym regionie Flandrii, a bardziej tradycyjne branże przemysłowe na południu Walonii. 

Belgia bardzo racjonalnie zareagowała na kryzys energetyczny w 2022 r. Podobnie jak w Niemczech kraj planował wyjście z energetyki nuklearnej. Po wybuchu wojny na Ukrainie rząd zdecydował pozostawić dwa z siedmiu działających reaktorów przez okres co najmniej 10 lat (pierwotnie miały zostać zamknięte w 2025 r.). Chodzi o reaktory w pobliżu Antwerpii (3GW mocy) oraz Liège (ponad 3GW), które będą mogły działać do 2035 roku. Szacuje się, że w 2020 r. energetyka atomowa pokrywała 40% zapotrzebowania na energię w kraju. Według KE import surowców energetycznych z Rosji do końca 2022 r. ma zmniejszyć się prawie o 2/3.O zamknięciu reaktorów decydowały nie tylko względy ekologiczne, ale również wiek elektrowni. Reaktory belgijskie były uruchamiane w latach 1974-1985, tym samym mają już 40 lat. Dwa reaktory k. Antwerpii miały zostać wyłączone w 2015 r., jednak z uwagi na obawy związane z niedoborem energii, zadecydowano o ich dalszym funkcjonowaniu. Na początku 2022 r. KE dokonała zmian w taksonomii. Elektrownie belgijskie mają pracować nawet dekadę dłużej, aby umożliwić w tym czasie rozwój OZE. Na 2025 r. planowane jest otwarcie dwóch elektrowni gazowych. Na transformację energetyczną rząd przeznaczy ponad miliard euro. To bardzo niewielka kwota w porównaniu z potrzebami inwestycyjnymi polskiej transformacji energetycznej. Tym samym Belgia dokonuje nowelizacji postanowień przyjętych w 2003 r. 

Belgia jest niezwykle atrakcyjną destynacją turystyczną, w szczególności dla miłośników architektury i sztuki. Na mnie wyjątkowe wrażenie zrobiła Brugia - pięknie zachowane średniowieczne miasto, w którym można pooddychać niezwykłą atmosferą dawnej przeszłości. Brugia to też „flamandzka Wenecja” - miasto, które dysponuje bardzo rozbudowaną siecią kanałów wijących się wzdłuż pięknie odremontowanych średniowiecznych budynków. Wrażenie roni też modernistyczna Bruksela, z secesją starówki wokół znanego na całym świecie i eleganckiego Grand Place, na którym koniecznie trzeba spróbować tego, z czego Belgia słynie najbardziej, czyli piwa, frytek i czekolady. Niedaleko Brukseli warto wybrać się na pola Waterloo, gdzie skończył swoją karierę Napoleon Bonaparte. Na koniec niezwykłych wrażeń powinna dostarczyć wizyta w Gandawie (zwłaszcza w słynnej tamtejszej katedrze) oraz w Antwerpii - głównym ośrodku światowej obróbki i handlu diamentami, ale też miasta wielkiego Rubensa. Belgia to naprawdę bardzo fascynujący kraj. 

    460
    2