Grenlandia - największa wyspa świata, pokryta nadal w 80% lodem, o najmniejszym zaludnieniu na świecie - to teren praktycznie niedostępny, o wyjątkowo nieprzyjaznym klimacie dla człowieka, a jej historia pokazuje przede wszystkim zmagania człowieka z wrogą przyrodą, którą tą walkę człowiek zwykle przegrywał. Tak było z odkrywcami wyspy - wikingami, którzy po kilkuset latach wymarli z głodu i wyziębienia na skutek oziębienia klimatu. Inuici przybyli na wyspę z terenów dzisiejszej północnej Kanady w XIII wieku i byli jedynym ludem ją zamieszkującym, a mimo to w XVIII wieku wyspa stała się kolonią duńską. Status Grenlandii, jako części Danii został potwierdzony w referendum w 1953 r., po wstąpieniu Danii do EWG w 1973 wśród Grenlandczyków narastał sprzeciw przeciwko tej decyzji. Chodziło przede wszystkim o unijne limity połowowe i brak zgody na na respektowanie zakazu handlu skórami foczymi. Ostatecznie po tym jak większość mieszkańców (zaledwie 56 tys) głosowała za wystąpieniem z EWG nastąpiło to w 1985 roku. Brexit nie jest zatem pierwszym przypadkiem opuszczenia przez kraj członkowski lub część jego terytorium struktur unijnych w historii. Gospodarka Grenlandii jest niewielak, przy PKB w 2018 r. na poziomie 2,7 mld USD najważniejszą częścią budżetu jest dotacja rządu duńskiego w wysokości 0,5 mld USD. Dzięki tej dotacji finansowana jest działalność władz centralnych i samorządowych, funkcjonowanie wielu lokalnych firm, ale też linii lotniczych Air Greenland. Grenlandia wykazuje silny eksport, głównie dzięki drożejącym rybom i krewetkom (95%). Kraj nie jest biedny z PKB na głowę przekraczającym 40 tys. USD, ale ceny wszystkich artykułów niezbędnych do codziennego funkcjonowania są horrendalnie wysokie, a wszędzie jest bardzo daleko. Bezrobocie jest w porównaniu z kontynentalną Danią wysokie (9-10%), a 1/5 ludności zatrudnia finansowany przez Danię sektor publiczny. W takich warunkach niepodległość Grenlandii od Danii wydaje się nie do wyobrażenia. Mimo znacznie ograniczonych rynków zbytu nadal popularne w Grenlandii są połowy wielorybów czy polowania na foki, renifery, karibu czy niedźwiedzie polarne, aczkolwiek trzeba przyznać, że są one ograniczane.
W 2019 r. Grenlandia stałą się popularna dzięki niezastąpionemu Donaldowi Trumpowi, który znienacka ogłosił, że USA zamierzają kupić największą wyspę świata i chcą złożyć ofertę zakupu Danii. Rząd Danii szybko ogłosił swoje desinteressement, co wywołało nerwową reakcję Trumpa, który odwołał planowaną wizytę w Królestwie Danii. Co wywołało takie zainteresowanie Trumpa? Przede wszystkim nieuniknione ocieplenie klimatu uczyni Grenlandię bardziej dostępną, co biorąc pod uwagę jej olbrzymie zasoby w minerały (metale ziem rzadkich, złoto, srebro, kamienie szlachetne, platyna, rudy miedzi, niklu, żelaza, molibdenu, uranu i wiele innych) otwiera nowe możliwości eksploatacyjne. Nie wiadomo, czy eksploatacja będzie opłacalna, gdyż nie wszystko zostało jeszcze dokładnie zbadane, ale dzięki rozwojowi nowoczesnych technologii wydobywczych oraz wzrostowi cen surowców ponownie uruchamiane są wygaszone przed laty kopalnie (np. w Maarmorilik, czy Nalunaq). Istotne są też pokłady ropy naftowej, które wg. potwierdzonych badań mogą sięgać 100 mld baryłek. Zainteresowanie wydobyciem już ogłosiły koncerny amerykańskie ( Chevron i ExxonMobil). Grenlandia jest potencjalnie ciekawym kierunkiem turystycznym, chociaż tylko w okresie letnim. My akurat byliśmy w środkowej części wyspy w Ittoqqortoormiit, położonym nad największą na świecie zatoką Sundby, która przez większą część roku jest zamarznięta. Dojazd tam nie jest łatwy, samolotem liniowym można lecieć tylko do Reykjaviku, stamtąd do Kulusuk, następnie niby rejsowym starym kukuryźnikiem do Tobin Town, ale one latają tylko jak pogoda jest dobra. My akurat mieliśmy szczęście. I dotarliśmy na największą wyspę świata. Z lotniska w Tobin Town zdecydowaliśmy się dalej lecieć helikopterem, gdyż skuterem śnieżnym potrzebowalibyśmy cały dzień. To największa osada we wschodniej części największej wyspy na świecie. Mieliśmy tam własnego przewodnika - Islandczyka, który tam na stałe mieszkał w bardzo skromym domku, tam też nocowaliśmy w czasie naszego pobytu. Osada (Ittoqqortoormiit) licząca kilkaset osób (czyli prawdziwa metropolia na grenlandzkie warunki) znajdowała się w odległości ok. 10 km od naszego domu, gdzie nikt więcej nie mieszkał. Poruszaliśmy się skuterami śnieżnymi. Są one b. szybkie (do 70 km/godz), przy temperaturze zewnętrznej ok. -3 do -5 (byliśmy na początku maja) temperatura odczuwalna przy takiej prędkości ta jakieś -40!!! Dlatego też trzeba mieć specjalnie ocieplane termiczne skafandry (jak na zdjęciu), zwykłe palta są zupełnie bezużyteczne. Do tego cała twarz musi być pokryta maską, gdyż inaczej zamarzlibyśmy po 5 minutach. Mieliśmy też kontakt ze zwykłymi mieszkańcami osady. To dzielni ludzie, trudno wyobrazić nam sobie sytuację, że przez pół roku nie widzimy słońca (bo jest noc polarna), sporo osób choruje w takich warunkach na depresję, a liczba samobójstw jest największa na świecie. Inuici lubią pić alkohol, ale ich organizmy zupełnie nie są w stanie go trawić, dlatego też po jednym piwie mają już dosyć. Nie można poruszać się bez strzelby, nawet w obrębie osady, my oczywiście też w tym względzie dostosowaliśmy się do lokalnych warunków. Widoki są niesamowite, powala przestrzeń, niesamowite krajobrazy, krystalicznie czyste powietrze, pustka i przeświadczenie, że można liczyć tylko na siebie. Kilka dni oderwania od naszej cywilizacji to świetny czas na głęboką refleksję nad swoim życiem.
Comments