Gibraltar w czasach starożytnych stanowił koniec znanego świata i nie był zasiedlony z powodu swojej niedostępności. Ten malutki półwysep starożytni nazwali od skalistego szczytu jednym ze Słupów Herkulesa. Drugim słupem był równie skalisty, marokański brzeg Afryki oddalony od Gibraltaru o zaledwie 24 km. Obszar był kolejno kontrolowany przez Kartaginę, następnie przez Rzymian, a po upadku Cesarstwa Rzymskiego teren kontrolowali Wandalowie, Goci, a później Królestwo Wizygotów. W 711 r. na Gibraltarze wylądowali Berberowie, skąd rozpoczęli podbój Półwyspu Iberyjskiego. To Arabowie - zwani wówczas Maurami - wybudowali na Gibraltarze twierdzę, skąd mogli obserwować brzegi Afryki. Wybudowali też meczet, pałace, mury miejskie i port. W XIV wieku królowi Kastylii i Leonu udało się wyprzeć z Gibraltaru Maurów, całą ludność arabską przegoniono do Maroka, a na ich miejsce sprowadzono osadników chrześcijańskich. Po niespełna 30 latach Maurowie ponownie przejęli kontrolę nad skałą i zachowali ją do rekonkwisty w 1462 r., kiedy wojska chrześcijańskie ostatecznie wyparły wszelkie wpływy muzułmańskie z Gibraltaru. Pod panowanie korony hiszpańskiej (Isabel Catolica) miasto przeszło w 1501 r. Anglicy zaczęli interesować się Gibraltarem w połowie XVII wieku, kiedy Cromwell próbował z Kadyksu i Gibraltaru uczynić bazę wypadową dla ekspedycji okrętów wojennych na Karaibach.
Początek XVIII w. obfitował na Półwyspie Pirenejskim w niezwykle burzliwe wydarzenia. W 1701 r. zmarł Karol II, ostatni z rodu hiszpańskich Habsburgów. Śmierć króla wywołała długotrwałą wojnę sukcesyjną, w której o prawa do hiszpańskiego tronu walczyli słynny francuski Król Słońce (le Roi Soleil) Ludwik XIV Burbon i cesarz Niemiec Leopold I z austriackiej gałęzi Habsburgów. Francja była kontynentalnym mocarstwem, dlatego po stronie przeciwnej wystąpiły Niderlandy i Anglia obawiające się burbońskiej hegemonii. Ponad 10-letni konflikt zbrojny zakończył ostatecznie pokój w Utrechcie zawarty w 1713 r. i przyznający Hiszpanię francuskiej dynastii. Ówczesne walki można porównać do pierwszej wojny światowej. Główne państwa wojujące były potęgami kolonialnymi. Dysponowały ogromnymi flotami wojennymi i handlowymi, co przeniosło działania wojenne do Ameryki, Indii oraz na handlowe szlaki oceaniczne. Angielscy kupcy pragnęli zamorskiej ekspansji, dlatego potrzebowali odpowiednich portów, które natychmiast przekształcane były w bazy marynarki wojennej. Ofiarą takiej strategii padł Gibraltar, ponieważ Anglicy nie kryli, że chcą opanować dogodne punkty hiszpańskiego wybrzeża. W 1702 r. skoncentrowano potężną eskadrę angielsko-niderlandzką, na którą zaokrętowano 13 tys. żołnierzy. Początkowo za cel ekspedycji wybrano Kadyks, chcąc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Port stanowił główną bazę burbońskiej marynarki. Ponadto corocznie przybywały do niego doń konwoje z tonami srebra zrabowanego z południowo-amerykańskich kolonii Hiszpanii. Sprzymierzona flota przystąpiła do oblężenia Kadyksu tak nieudolnie, że nie opanowała twierdzy, a ponadto srebrny konwój wymknął się morskiej blokadzie i zdołał bezpiecznie zawinąć do Vigo. Co prawda chciwi Anglicy i ich niderlandzcy sojusznicy w końcu spalili srebrną flotyllę, ale Hiszpanie zdołali wyładować cenną zawartość. Morskie bitwy nie przynosiły oczekiwanych zwycięstw, natomiast Londyn żądał zdecydowanych działań. Flota miała zbyt mało piechoty morskiej, aby powtórnie uderzyć na Kadyks, za to żołnierzy w zupełności wystarczyło do zdobycia Gibraltaru. Dowódcą wyprawy był admirał Rooke. Anglicy słusznie doszli do wniosku, że Gibraltar miał słabo obsadzony garnizon, ale stanowił ważny punkt strategiczny, którego zdobycie mogło ponadto zachęcić mieszkańców południa Hiszpanii do buntu przeciwko królowi Filipowi V z dynastii Burbonów (wnuka Ludwika XIV). Można więc powiedzieć, że wybór obiektu ponad 300-letniego sporu był dziełem przypadku, a sam półwysep zastępczym celem. W 1704 r. na redzie Gibraltaru stanęło 55 angielskich i holenderskich okrętów liniowych, każdy z około stu armatami na trzech pokładach. Zaproponowali oni hiszpańskiemu gubernatorowi honorową kapitulację. Byli pewni swego, bo wywiad doniósł, że nieprzystępnych fortyfikacji nie ma kto bronić. Także Burbonowie pokpili sprawę, ponieważ do obsadzenia fortów i obsługi kilkuset armat przeznaczono jedynie 500 żołnierzy. Wśród nich było tylko sześciu kanonierów. Po odmowie poddania wroga eskadra ostrzelała Gibraltar 14 tys. pocisków i desantowała 1800 żołnierzy piechoty morskiej. Obrona trwała cztery dni, po czym hiszpański garnizon skapitulował i opuścił półwysep. W jego ślady poszła praktycznie cała ludność miasta (4 tys. osób), uważając, że brytyjskie panowanie nie potrwa długo. To już kolejny przykład totalnej wymiany ludności w historii półwyspu.
Pokój utrechcki przyznał Gibraltar Anglii na zawsze, jednak przetrwał tylko do 1727 r., gdy Hiszpania wypowiedziała upokarzające warunki. Od tej pory Hiszpanie kilkakrotnymi wojnami i ciągłymi zabiegami dyplomatycznymi usiłowali odzyskać utracony port. Co ciekawe, w XVIII w. angielski rząd czterokrotnie występował z planem zamiany Gibraltaru na koncesje wydobywcze w amerykańskich koloniach Hiszpanii. I zapewne doszedłby do porozumienia z Madrytem, gdyby nie twardy sprzeciw własnego parlamentu. Hiszpańska armia podjęła próbę odbicia twierdzy już w 1728 r., ale do historii weszła blokada Gibraltaru lat 1779–1783. Czteroletnia kampania zyskała nazwę Wielkiego Oblężenia i paradoksalnie była jednym z frontów amerykańskiej wojny o niepodległość. Problem polegał na tym, że Francja poniosła serię porażek w wojnach z Brytyjczykami, w których utraciła posiadłości indyjskie, amerykańskie, ale przede wszystkim swój dotychczasowy status europejskiego supermocarstwa. Ludwik XVI z ochotą wsparł zatem amerykańskich kolonistów, a w jego ślady poszła sojusznicza Hiszpania, która wypowiedziała własną wojnę Londynowi. Brytyjczycy wyciągnęli jednak wnioski z przeszłości i obronili gibraltarską twierdzę, która była doskonale broniona. Dlatego też oblegający Hiszpanie podjęli decyzję o wzięciu półwyspu głodem. Od strony lądu blokadę zapewnił pas umocnień polowych. Inaczej było na morzu, gdyż konwoje z zaopatrzeniem kilkakrotnie przedzierały się do odciętego portu. Zdeterminowani wojskowi wpadali na różne pomysły. Chcieli wybudować wielką tamę, której wody miały zatopić port i miasto. Myślano także o morskim desancie kawaleryjskim, projektując dla koni kamizelki ratunkowe. Zrealizowano utopijny plan pływających baterii, które miały zniszczyć forty od strony morza. Według świadków epoki francuscy inżynierowie rozebrali pokłady jednostek handlowych, wzmacniając ich burty workami z piaskiem oraz balastem zapewniającym „niezatapialność”. Ochronę pożarową stanowił skomplikowany system hydrauliczny, a całość dedykowano ustawieniu ciężkich dział oblężniczych. Wybudowano 10 pływających platform, które we wrześniu 1782 r. – osłaniane przez okręty liniowe i kanonierki – przystąpiły do ostrzału. Równocześnie rozpoczął się lądowy szturm generalny korpusu hiszpańsko-francuskiego liczącego aż 40 tys. żołnierzy. Widowisko podziwiało z hiszpańskiej strony ok. 50 tys. ciekawskich, ale spektakl szybko zakończyli obrońcy. Anglicy ostrzelali „niezatapialne” baterie kulami rozgrzanymi do czerwoności. Trzy jednostki wyleciały w powietrze od razu, resztę podpaliły załogi z powodu niemożności ewakuacji artylerii. Atak lądowy wyglądał podobnie. Jeszcze przez miesiąc trwała obustronna kanonada, ale wobec braku postępów siły hiszpańsko-francuskie zakończyły czteroletnią blokadę. Status quo Gibraltaru potwierdził kolejny układ pokojowy z 1783 r., w którym Londyn stanowczo odmówił jakichkolwiek rozmów na temat półwyspu. Początkowo Brytyjczycy widzieli w Gibraltarze punkt kontroli statków opuszczających Morze Śródziemne, co dawało przewagę w ekonomicznej rywalizacji z Francją i państwami Półwyspu Apenińskiego. Jednak sytuację zmieniła kolonialna ekspansja na Bliski i Środkowy Wschód, która wymagała zabezpieczenia morskich szlaków komunikacyjnych rosnącego wciąż imperium. Budowa Kanału Sueskiego łączącego Wielką Brytanię z azjatyckimi i indyjskimi posiadłościami zamieniła Gibraltar w jedną z kluczowych i strategicznych baz wojennych. W czasie wojen napoleońskich Gibraltar posłużył admirałowi Nelsonowi za bazę wypadową przed Bitwą pod Trafalgarem. To do Gibraltaru przetransportowane zostało ciało słynnego admirała poległego pod Trafalgarem. W ten sposób pozycja Gibraltaru jeszcze się umocniła. Mimo, że wojska napoleońskie po kilku latach zaczęły ponownie oblegać twierdzę, to zrezygnowały z samego ataku uznając ją za niemożliwą do zdobycia. W kolejnych latach brytyjskiego panowania rola Gibraltaru po rewolucji przemysłowej i wynalezieniu maszyny parowej trochę się zmieniła, powodując krótkotrwałą recesję gospodarczą. Z portu przeładunkowego Gibraltar stał się miejscem napraw i nawęglania statków parowych. W XIX w. rozwijana była infrastruktura miasta, zbudowano kanalizację, wodociągi, gazownię, linię telegraficzną, wreszcie pod koniec wieku miasto zostało zelektryfikowane. Jednak okres fin de siècle'u to okres utraty gospodarczego znaczenia Gibraltaru, ale ze względów militarnych Anglicy postanowili rozbudować port i stocznię.
Waga Gibraltaru potwierdzona została podczas I Wojny Światowej i odbiła się na statusie administracyjnym. Półwysep uzyskał wyjątkową rangę kolonii korony brytyjskiej, którą zarządzał gubernator mianowany bezpośrednio przez monarchę. W tym samym czasie Hiszpania przeżywała burzliwą transformację właściwą upadającym imperiom. XIX i początek XX w. były czasami zamachów stanu i rewolucji, dlatego na odzyskanie Gibraltaru brakowało Hiszpanom siły.
Przez wiele lat Gibraltar służył Brytyjczykom za strategicznie położoną bazę marynarki i lotnictwa (w międzyczasie w miejscu, w którym półwysep graniczy z hiszpańską La Linea de la Concepción zbudowane zostało lotnisko). Był to i nadal w dużym zakresie pozostaje, główny powód, dla którego Londynowi zależało na utrzymaniu kontroli nad skałą. Sytuacja zaczęła się zmieniać jeszcze przed końcem II Wojny Światowej, kiedy w Wlk. Brytanii rosło przekonanie, że przedwojenne stosunki imperium z koloniami nie będą mogły zostać utrzymane bez zmian w powojennej rzeczywistości. Dotyczyło to także Gibraltaru, który jeszcze w 1944 r. uzyskał większą autonomię. Był to też wyraz wdzięczności dla roli miasta, jaką pełniło w czasie wojny, ale też rekompensata za trudne wojenne lata, kiedy z enklawy ewakuowano wszystkich 15 tys. cywilnych mieszkańców, w tym kobiety i dzieci. Do 1944 r. większość z nich wróciła do domu, ale niektórzy zostali na obczyźnie. Trudności z zapewnieniem im możliwości powrotu na Półwysep Iberyjski stały się problemem w relacjach z Londynem. Kiedy generał Franco przypomniał sobie o Skale Wielka Brytania wyszła z II Wojny Światowej co prawda zwycięska, ale bardzo osłabiona. Franco wygrał wojnę domową (1936-1937) głównie dzięki pomocy III Rzeszy i faszystowskich Włoch, dlatego, gdy hitlerowska armia pokonała Francję, Madryt był aliantem Berlina i Rzymu, choć formalnie zadeklarował neutralność. Z kolei dla Rzeszy upadek Francji był doskonałą okazją do inwazji na Gibraltar. Hitler kierował się takimi samymi potrzebami strategicznymi co Londyn. Jesienią 1940 r. wojskowa grupa studyjna na czele z szefem wywiadu admirałem Canarisem lustrowała granicę hiszpańsko-brytyjską. Tak powstał plan ataku o kryptonimie „Felix”, z datą rozpoczęcia wyznaczoną na styczeń 1941 r. Wlk. Brytania, choć osamotniona, szykowała się do obrony półwyspu. Dzięki skalistemu krajobrazowi w szaleńczym tempie wyryto 48 km podziemnych korytarzy, magazynów, szpitali i bunkrów. Dzięki zgromadzonym zapasom 20 tys. żołnierzy mogło się tam bronić przez półtora roku. Z tego względu Niemcy wykluczyli desant spadochronowy, a silna eskadra brytyjskiej marynarki była kluczową przeszkodą w uderzeniu od strony morza. Pozostawał szturm piechoty górskiej wspartej czołgami, silną artylerią i korpusem bombowców nurkujących. Był tylko jeden problem: Hitler potrzebował zgody na tranzyt swoich oddziałów przez terytorium Hiszpanii. W tym celu spotkał się osobiście z Franco, przekonując dyktatora do udziału hiszpańskiej armii w ataku. Franco nie odmawiał stanowczo, ale postawił zaporowe warunki. Chodziło o ogromne dostawy zboża, surowców strategicznych i uzbrojenia, co wobec przygotowań do wojny ze Związkiem Sowieckim było dla Rzeszy nierealne. Przede wszystkim Franco postawił jednak kwestię zwrotu Gibraltaru Hiszpanii, na co Hitler nie chciał dać wiążącej gwarancji. W rzeczywistości Franco nie chciał się oficjalnie włączyć do II Wojny Światowej po stronie państw Osi. Wyszedł na tym bardzo dobrze i, mimo że nie odzyskał Gibraltaru, ocalił władzę. Po 1945 r. zręcznie zaoferował alians USA, wydając zgodę na obecność amerykańskich baz wojskowych, w których rozmieszczono broń jądrową. Okazało się, że po wojennej zawierusze dla USA faszyzujący rząd w Madrycie to mniejsze zło niż komuniści, a za Waszyngtonem również inne kraje zaczęły przymykać oko na przewinienia dyktatora. Wraz ze wzrostem potęgi USA i Związku Sowieckiego zmniejszały się wpływy polityczne Wlk. Brytanii. Mimo to Gibraltarczycy pozostali jednak wierni Londynowi, a wyniszczona wojną domową i znajdująca się w izolacji za sprawą rządów Franco Hiszpania chwilowo zapomniała o Skale. Antagonizmy zimnej wojny zmniejszyły jednak wrogość demokratycznych członków wspólnoty międzynarodowej do Hiszpanii, a w latach 50-tych niewielu już wierzyło w szybki upadek Franco. Zmniejszenie zewnętrznej i wewnętrznej presji na reżim sprawiło, że stawał się on coraz bardziej pewny siebie. Jednym z aspektów tej poprawy samopoczucia było wznowienie hiszpańskich pretensji do Gibraltaru. Stało się to widoczne już w 1953 r., gdy po swej koronacji Elżbieta II wyruszyła w sześciomiesięczną podróż po Wspólnocie Narodów. Kulminacją miała być wizyta na Gibraltarze, jednak plan ten oprotestował hiszpański ambasador w Londynie, a minister spraw zagranicznych Franco wskazywał, że byłby to krok nieroztropny, który mógłby mieć zgubny wpływ na relacje brytyjsko-hiszpańskie i na pewno wywołałby protest obywateli, którzy wiedzą, że "Gibraltar jest terytorium hiszpańskim, do którego mieszkańcy Hiszpanii nigdy nie zrzekli się praw". Elżbieta II planów nie zmieniła, a na czas jej wizyty zamknięto hiszpańską placówkę na Gibraltarze i uszczelniono granicę. Po tych napięciach w relacjach brytyjsko-hiszpańskich zapanowała odwilż, a sprawa Skały zeszła na dalszy plan. Na początku lat 60-tych jednak sytuacja znowu zaczęła się pogarszać. W 1963 r. na wniosek Hiszpanii sprawa po raz pierwszy stanęła na forum ONZ. Organizacja wpisała Gibraltar na listę terytoriów, które powinny ulec dekolonizacji (jest to jedyne takie miejsce w Europie), lecz nie wypracowano wtedy żadnych wniosków, które pomogłyby Londynowi i Madrytowi zbliżyć się do porozumienia. Od 1964 r., Skała zaczęła uzyskiwać coraz większą autonomię, ukoronowaną konstytucją z 1969 r. Była ona następstwem referendum z 1967 r., w którym mieszkańcy mieli zdecydować, czy chcą przynależności do Hiszpanii (z możliwością zachowania brytyjskiego obywatelstwa), czy też utrzymać związki z Wielką Brytanią. 99,6% Gibraltarczyków opowiedziało się za drugą opcją. Hiszpanie argumentowali, że Gibraltar cieszy się tak dużą autonomią, iż trudno w ogóle jeszcze mówić, iż pozostaje pod jurysdykcją brytyjską. W związku z tym – zgodnie z traktatem Utrechtu – domagali się pierwszeństwa w wypowiedzeniu się na temat jego losu. Od końca lat 60-tych rząd Franco zaczął wprowadzać surowe restrykcje na granicy z Gibraltarem. W 1969 r. przejście całkowicie zamknięto, odcinając tym samym Gibraltarczyków od połączenia lądowego z pozostałą częścią kontynentu. Hiszpania zlikwidowała połączenia promowe ze Skałą, zerwała komunikację telefoniczną. Franco miał nadzieję, że zniszczy w ten sposób gospodarkę Gibraltaru i zmusi Brytyjczyków do negocjacji. Nie przyniosło to oczekiwanego efektu, a po latach okazało się wręcz błogosławieństwem. Kiedy bowiem Wielka Brytania stawała się w 1973 r. członkiem Wspólnoty Europejskiej, Skała zdołała wywalczyć sobie naprawdę wiele. Argumentem była zła sytuacja wynikająca z izolacji, na jaką cztery lata wcześniej skazał półwysep Franco. Gibraltar był zdany na dostawy i fundusze z Wysp Brytyjskich. By tchnąć w niego trochę życia, udało się wynegocjować jego specjalny status w ramach Wspólnoty. Znalazł się poza unią celną i strefą VAT, dzięki czemu mógł budować swoją opartą na usługach gospodarkę na korzystnych zasadach. Trwająca 16 lat blokada zarządzona przez Franco nie tylko nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, ale dodatkowo sprawiła, że Gibraltarczycy utwierdzili się w przekonaniu, że ich przyszłość związana jest z Brytyjczykami. Uniemożliwienie Hiszpanom pracy na Skale i praktyczne zamrożenie bezpośrednich kontaktów na tak długo wzmocniło poczucie odrębności od Hiszpanii. Zaowocowało również brakiem zaufania do kolejnych rządów w Madrycie. Śmierć Franco w 1975 r. i stopniowe włączanie Hiszpanii do demokratycznej wspólnoty międzynarodowej spowodowały, że droga do negocjacji pomiędzy Londynem a Madrytem stawała się łatwiejsza. Pod koniec lat 70-tych, gdy Hiszpanii zaczęło zależeć na tym, by zostać członkiem Wspólnoty i NATO, wiele osób uważało, że to najwyższy czas, by rozwiązać spór, który był odbierany jako anachroniczny i stojący na drodze dobrych dwustronnych stosunków. Pierwszym krokiem było podpisanie porozumienia z Lizbony z 1980 r. W 1984 r. Wlk. Brytania i Hiszpania zobowiązały się w Deklaracji Brukselskiej do próby rozwiązania problemu. Granicę całkowicie otwarto dopiero w 1985 r. Proces negocjacyjny zawsze był bardzo powolny i skomplikowany, a Hiszpanie raz na jakiś czas domagali się otwarcia dyskusji na temat wspólnego zarządzania Gibraltarem. W 2002 r. mieszkańcy odrzucili tę propozycję w referendum. Mimo że pomysł nie uzyskał ich aprobaty, podkreślali, że zależy im na "dobrych sąsiedzkich, europejskich relacjach z Hiszpanią opartych na racjonalnym dialogu i wzajemnym szacunku". Po zwycięstwie hiszpańskiej lewicy w 2004 r. zorganizowano serię trójstronnych rozmów, w których po raz pierwszy wysłuchany został głos Gibraltaru. Mimo że przez lata dochodziło do drobnych incydentów pomiędzy Londynem a Madrytem, spowodowanych przede wszystkim sporem o wody terytorialne Gibraltaru, których Hiszpania nie uznaje, UE zawsze służyła w tej kwestii jako bufor. Nawet Bruksela nie zapobiegła jednak krótkim okresom napięcia, w wyniku których Hiszpanie zaostrzali kontrole na granicy, czyniąc przeprawę wyjątkowo żmudną.
Kolejną istotną cezurą w najnowszej historii Gibraltaru było referendum w 2016 r. na temat dalszego członkostwa Wlk. Brytanii w UE 96% mieszkańców Gibraltaru opowiedziało się za pozostaniem we Wspólnocie. Ale w 2002 r. w referendum za utrzymaniem obecnego statusu terytorium zamorskiego Wielkiej Brytanii opowiedział się nawet większy odsetek głosujących - 99%. Za Brexitem opowiedziało się w referendum zaledwie 823 z 30 tys. mieszkańców, ale niektórzy i tak dziwią się, że znalazło się ich aż tylu. Do stracenia brytyjski Gibraltar ma bowiem wyjątkowo dużo. Stawką był bowiem specjalny status w ramach UE, dzięki któremu kwitnie oparta na usługach gospodarka enklawy. A także ochrona przed zakusami hiszpańskich konserwatystów, którzy nadal nie zrezygnowali z przejęcia nad nią kontroli. Gdy ogłaszano wyniki referendum ws. dalszego członkostwa Wlk. Brytanii w UE, na Gibraltarze zaskoczenia nie było. W przeciwieństwie do sondażowego szaleństwa na Wyspach Brytyjskich tu wszystkie badania były jednoznaczne: przeważająca większość Gibraltarczyków nie chciała rozwodu Zjednoczonego Królestwa z Brukselą, a przewidywania te potwierdziły się w głosowaniu. Frekwencja wyniosła 83,6%. Reszta brytyjskiego społeczeństwa nie była tak euroentuzjastyczna i ostatecznie zwyciężyli zwolennicy Brexitu. Gibraltarczycy przyjęli wybór rodaków ze złością i strachem. Jeszcze przed referendum p/o ministra spraw zagranicznych Hiszpanii Garcia-Margallo zapowiedział, że dzień po triumfie zwolenników Brexitu trzeba będzie wrócić do rozmów na temat statusu Gibraltaru. W podobnym tonie Hiszpan wypowiadał się tuż po ogłoszeniu wyników, gdy ocenił, że widok hiszpańskiej flagi na przyczółku jest "coraz bliższy". Powtórzył forsowaną już wcześniej przez Hiszpanię propozycję, która zakłada sprawowanie kontroli nad spornym terytorium wspólne przez Madryt i Londyn. Gibraltarczycy stanowczo się temu sprzeciwiają. I tym razem natychmiast zareagowali. Szef rządu gibraltarskiego Picardo stanowczo stwierdził, że Skała "nigdy nie będzie hiszpańska, ani w części, ani w całości". – Każdy, kto sądzi, że to odpowiedni czas, by proponować wspólną kontrolę, albo myśli, iż zdoła w jakikolwiek sposób wykorzystać sytuację, całkowicie się myli. Nie warto strzępić sobie języka, nie warto tracić czasu własnego i Europejczyków, którzy starają się poradzić sobie z sytuacją po referendum – powiedział, odnosząc się do słów hiszpańskiego ministra. Ten jednak ogłosił, że Hiszpania formalnie zaproponuje nowemu brytyjskiemu rządowi współdzielenie kontroli nad Gibraltarem jako jedyne rozwiązanie umożliwiające Skale pozostanie częścią Unii Europejskiej. Zdaniem hiszpańskiego ministra jest to szczodra oferta, a w najlepszym interesie Gibraltaru jest jej przyjęcie. Tymczasem tuż po brytyjskim referendum do portu na Gibraltarze wpłynął brytyjski okręt podwodny HMS Ambush, którego obecność, mimo że podobno od dawna planowana, mogła być odczytana jako sygnał, iż Brytyjczycy nie są skłonni do negocjacji. Picardo skonsultował się natomiast z Nicolą Sturgeon, premierem Szkocji, której mieszkańcy również nie palą się do rozwodu z Brukselą. Skała znów musi zatem zawalczyć, by móc decydować o własnej przyszłości. Po Brexicie hamulca może zabraknąć. Jest to niepokojące nie tylko dla mieszkańców Gibraltaru, ale też dla 10 tys. Hiszpanów, którzy codziennie przechodzą do enklawy do pracy z biednego andaluzyjskiego regionu Campo de Gibraltar. Rząd w Madrycie nie wydaje się jednak przejęty obawami swoich obywateli. W raporcie opublikowanym przez gibraltarski rząd jeszcze przed brytyjskim referendum stwierdzono, że Brexit może negatywnie wpłynąć na rynek usług portowych, finansowych i zniechęcić firmy zajmujące się internetowymi grami hazardowymi, które wyjątkowo chętnie wybierają Gibraltar na swoją siedzibę. Wezwano do próby powstrzymania Hiszpanii przed usiłowaniem wykorzystania Brexitu do izolacji półwyspu. Stwierdzono, że Brexit pozostawi Gibraltar narażony na hiszpańską agresję. Specjalny status Gibraltaru w ramach UE od dawna był solą w oku Madrytu, który uważa półwysep za raj podatkowy. Choć w 2011 r. wprowadzono tam 10 proc. stawkę CIT, wciąż pozostaje ona o wiele niższa niż w Wielkiej Brytanii i Hiszpanii. Gibraltar ma unikalny status w ramach UE, cały model gospodarczy oparty jest na promowaniu zalet, jakie płyną z niskich podatków, anglosaskiego systemu prawnego i dostępu do jednolitego europejskiego rynku. Wiele firm ulokowało tu swoje siedziby właśnie dlatego, że enklawa jest częścią UE. Mimo to jej mieszkańcy nie są skłonni uciec pod skrzydła Hiszpanii. W ostatni dzień 2020 r. Wlk. Brytania osiągnęła wreszcie porozumienie z Hiszpanią w sprawie Gibraltaru, zgodnie z którym nie tylko pozostał on w UE, ale też stał się częścią strefy Schengen, co pozwoli na swobodne przekraczanie granicy z Hiszpanią (to niezmiernie ważne dla ok. 15 tys. osób, głównie Hiszpanów, którzy codziennie przybywają do pracy z Hiszpanii do Gibraltaru), ale nie zmieni się jego status jako terytorium brytyjskiego. Dzięki temu porozumieniu udało się w ostatniej chwili uniknąć najgorszych skutków twardego Brexitu, gdyż o północy kończył się okres przejściowy po wyjściu Wlk. Brytanii z UE. Za wdrożenie przepisów dot. strefy Schengen odpowiadać ma Hiszpania, ale same kontrole graniczne odbywające się nie na granicy gibraltarsko-hiszpańskiej, ale w porcie i na lotnisku w Gibraltarze przeprowadzać będzie Frontex. Takie uzgodnienia mają obowiązywać początkowo przez 4 lata. W ten sposób status quo Gibraltaru obowiązujący przez ponad 3 wieku został utrzymany i z pewnością nie ulegnie zmianie przez dłuższy okres czasu. Gibraltar to jedyne zamorskie terytorium Wielkiej Brytanii będące częścią Unii Europejskiej. Teren, nad którym góruje słynna skala, ma zaledwie 5,8 km kw. i zamieszkiwany jest przez ok. 33 tys. osób, co czyni go najgęściej zaludnionym miejscem na świecie. Mieszkańcy enklawy stanowią prawdziwą mozaikę narodowościową. Mieszają się tu wpływy arabskie, włoskie, żydowskie, hiszpańskie i brytyjskie. Znajduje to odzwierciedlenie m.in. w kulturze czy architekturze. Większość mieszkańców jest dwujęzyczna. Tylko tutaj można usłyszeć specyficzny dialekt nazywany "llanito", łączący angielski i hiszpański w taki sposób, że nawet osoba znająca biegle oba te języki nie jest w stanie zrozumieć tego dialektu. "Llanito" jest niestety spotykany coraz rzadziej, młodsi Gibraltarczycy chętniej posługują się bowiem angielskim.
Już w marcu 2021 r. Gibraltar ogłosił się pierwszym i jedynym miejscem na świecie, w którym przeciw Covid-19 zaszczepiono całą dorosłą populację. Testy i szczepionki zostały przekazane przez rząd w Londynie. Trudno nie wspomnieć o polskich śladach w historii półwyspu, które nie ograniczają się do tragicznej śmierci wodza naczelnego i premiera rządu na uchodźstwie, gen. Władysława Sikorskiego w katastrofie lotniczej 1943 r. Już w 1810 r. podczas wojen pirenejskich Napoleona żołnierze 4. Pułku Piechoty pokonali desant brytyjski z Gibraltaru, który wyprawił się na zdobycie pobliskiej Malagi. Szkopuł w tym, że Polaków było 100, Brytyjczyków zaś ponad 2 tys., ale nasi rodacy byli szczególnie zmotywowani, bo po intensywnych walkach zostali skierowani na tyły, aby odpocząć. W bitwie pod Fuengirolą Polacy nie tylko zepchnęli wrogi desant do morza, ale wzięli do niewoli dowódcę brytyjskiej ekspedycji i zdobyli artylerię. Po raz kolejny zasłużyli się nasi marynarze, tym razem jako brytyjscy alianci, podczas II Wojny Światowej. To w gibraltarskiej bazie zaczęła się bojowa kariera polskiego okrętu podwodnego ORP „Dzik”, który wraz z drugą jednostką ORP „Sokół” zneutralizował niemiecką i włoską komunikację na Morzu Śródziemnym. Ponadto w konwojach z zaopatrzeniem dla Gibraltaru odznaczył się nasz niszczyciel eskortowy ORP „Ślązak”, który skutecznie odpierał ataki lotnictwa i okrętów podwodnych państw Osi. Na półwyspie kończył się też szlak polskich żołnierzy, którzy po klęsce Francji uciekali z hiszpańskich obozów internowania lub przedzierali z francuskiego państwa kolaboracyjnego Vichy. Takich osób były setki, jeśli nie tysiące. Mogły dalej walczyć, ponieważ dzięki gibraltarskiej bazie przedostawały się do polskich oddziałów w Wielkiej Brytanii lub do II Korpusu formującego się w Iraku i Palestynie.
Gibraltar jest jednak przede wszystkim turystyczną atrakcję na skalę światową. Trudno w to uwierzyć, ale rocznie przybywa tutaj 10 mln. turystów. W kilku miejscach półwyspu można spotkać magoty - jedyne wolno żyjące małpy w Europie. Ten, pozbawiony ogona gatunek małp zamieszkuje głównie Algierię i Maroko, zresztą w coraz mniejszej liczbie miejsc (znajduje się na liście gatunków zagrożonych). Liczbę małp na Gibraltarze szacuje się na 230 sztuk, skupionych w kilku rodzinach. Naukowcy sądzili, że przywieźli je tam Brytyjczycy. Okazało się jednak, że małpy były tam już na długo przed nimi. Być może sprowadzili je Maurowie, ale niektórzy sądzą, że magoty pojawiły się w tym rejonie dawno temu, bez udziału człowieka. Na małpy trzeba bardzo uważać, są półdzikie, przyzwyczaiły się do ludzi, a w poszukiwaniu jedzenia mogą być dość agresywne. Za ich dokarmianie grożą wysokie mandaty (GBP 500,-). Turystyka jest jedną z czterech najważniejszych części gospodarki (30% PKB) enklawy. Inne to sektor finansowy (30% PKB) z bardzo sprawnie funkcjonującym nadzorem finansowym, przemysł morski - głównie bunkrowanie (25% PKB) oraz telekomunikacja, e-handel i e-gaming (15% PKB). Gibraltar jest świetnie zarządzanym terytorium, wytwarzającym roczne PKB o wartości GBP 1,5 mld., co czyni go jednym z najzamożniejszych obszarów na ziemi (ok. $ 90 tys.). Warto tutaj wpaść choćby na jeden dzień, jest co podziwiać wędrując po niewielkim terenie, który został tak głęboko naznaczony przez historię kilku tysięcy lat.
コメント