Wyspy Zielonego Przylądka (Cabo Verde) to bardzo dziwny i zarazem
osobliwy kraj będący częścią kontynentu afrykańskiego. Przed odkryciem przez Portugalczyków prawdopodobnie w 1456 roku wyspy były niezamieszkałe, co czyni je absolutnym ewenementem w Afryce. Były jednym z pierwszych miejsc ekspansji Europejczyków na kontynencie afrykańskim i jak nietrudno się domyślić również pionierem w handlu niewolnikami, w XVI wieku nawet głównym centrum światowym tego niechlubnego procederu. Niewolnictwo ostatecznie zostało zniesione dopiero pod koniec XIX wieku. Portugalski dyktator Antonio Salazar twardą ręką utrzymywał kontrolę nad swoimi koloniami. Nawet rok 1960, w którym cały szereg państw afrykańskich wybijał się na niepodległość nie stanowił dla Salazara żadnej cezury, on trzymał w ryzach nie tylko Portugalię, ale w swojej idei realizacji Estado Novo ważną rolę przypisał koloniom, dlatego też zbrojnie tępił każdy przejaw walki o ich niepodległość aż do swojej śmierci. Nie inaczej było też z mikroskopijnym Cabo Verde (niewiele ponad 0,5 mln mieszkańców, PKB mniejsze niż zysk operacyjny Ebitda Lifo Orlenu za 2019).
Ciekawą postacią tamtego okresu był bohater narodowy Cabo Verde i Gwinei Bissau Amilcar Cabral. To nazwisko nosi wiele ulic na wyspach, jak również międzynarodowe lotnisko w Sal. Wprawdzie Cabral urodził się w Gwinei Bissau, ale wkrótce jako dziecko przeniósł się ze swoimi rodzicami na wyspy. Dorastał w czasach II Wojny Światowej, suszy i głodu w atmosferze wzmożonej emancypacji politycznej. Jego ojciec często pisał wiele pism do portugalskiego ministra spraw kolonialnych, zwracając uwagę na wzrost kosztów utrzymania i skutki wojny światowej (na wskutek suszy w 1940 zmarło 20 tys osób, ponadto w latach 1942-1948 z głodu i wycieńczenia zginęło kolejnych 30 tys !). Często dochodziło też do zbrojnych starć między ludnością, a żołnierzami portugalskimi stacjonującymi na Cabo Verde. Cabral wyjechał w 1945 r do Lisbony, by kontynuować studia, był wyjątkowo elokwentny i charyzmatyczny i działał w antyfaszystowskich grupach studenckich, co w czasach salazarowkiej Portugalii wymagało dużej odwagi. Celem jednej z tych grup była likwidacja kolonializmu oraz kreowanie nowej postkolonialnej świadomości afrykańskiej. Po studiach Cabral wrócił do Gwinei Bissau, gdzie próbował najpierw w legalny sposób walczyć o równouprawnienie czarnych i niepodległość. Portugalczycy wysłali go do Angoli, gdzie z kolei wstąpił do MPLA (ruch wyzwolenia Angoli). Właśnie w Angoli utworzył partię PAIGC (partia afrykańska niepodległości Gwinei Bissau i Cabo Verde). Partia przygotowywała się już od 1960 roku do walki zbrojnej przeciw Portugalczykom wykorzystując wsparcie finansowe komunistycznych Chin i Związku Sowieckiego. Cabral (sam uważał się za Kapwerdańczyka mimo iż urodził się w Gwinei) należał do ścisłego kierownictwa partii, w której dochodziło do wewnętrznej walki między Kapverdańczykami a Gwinejczykami. Ponadto tajne służby portugalskie próbowały zamordować Cabrala. Ostatecznie Cabral nie doczekał dnia niepodległości swoich dwojga ojczyzn, gdyż został zamordowany w 1973 r. w Conakry. W 1974 roku Rewolucja Goździków zakończyła okres dyktatury w Portugalii, a Cabo Verde ogłosiło niepodległość rok później. PAIGC sprawowała jednocześnie rządy w 2 krajach (Gwinei Bissau i Cabo Verde) w ramach systemu monopartyjnego, stąd kraje te utworzyły unię państwową. W pierwszych swoich decyzjach PAIGC znacjonalizował banki, linie lotnicze, międzynarodowe lotnisko w Sal, żeglugę oraz porty. W 1980 roku po puczu w Gwinei Bissau przeciwko rządom PAIGC Cabo Verde zerwało stosunki z Gwineą Bissau, a monopartia zmieniła nazwę na PAICV, kontynuując nacjonalizację gospodarki w ramach autorytarnego reżimu jednopartyjnego. Ten status kraj zachował do 1990 roku, kiedy na fali demokratyzacji kraju uformowała się formalna opozycja (MPD), która w 1991 roku przejęła władzę, prywatyzując i liberalizując gospodarkę. Po 10 latach w ramach procesu demokratycznego do władzy powróciła PAICV, a po następnych 10 latach prezydentem został ponownie przedstawiciel MPD Fonseca, sprawując ten urząd do dzisiaj. Wydaje się zatem, że demokracja w tym kraju po trudnych początkach zakorzeniła się na dobre i od lat nieźle funkcjonuje. Od uzyskania niepodległości (1975) warto zauważyć, że w kraju nie było żadnego puczu, czy nawet próby obalenia rządu, co wcale nie jest taką oczywistością w Afryce.
A co z gospodarką? To nadal kraj rolniczy, aczkolwiek warunki pogodowe (susza, wiatr) sprawiają, że wobec braku wody trudno jest prowadzić działalność gospodarczą (ziemie uprawne to zaledwie 16% powierzchni kraju). Dużą rolę odgrywa rybołóstwo (głównie tuńczyk i langusty). Można sobie zatem wyobrazić, jak doskonała jest lokalna kuchnia kapwerdańska. Jednak gospodarkę napędza przede wszystkim bardzo dynamicznie rozwijająca się turystyka, dzięki dobrej, bezdeszczowej pogodzie praktycznie przez cały rok, pięknym, piaszczystym plażom, bezpieczeństwu i bliskości Europy (niewiele dalej niż Wyspy Kanaryjskie). Mimo naturalnych problemów wynikających z niewielkiej liczby ludności, zamieszkującej 9 oddalonych od siebie wysp (co powoduje problemy z zaopatrzeniem w wodę, energię, dużych kosztów zapewnienia odpowiedniej opieki zdrowotnej i edukacji) Wyspy Zielonego Przylądka doświadczyły w latach 1990 - 2008 (czyli po zainstalowaniu funkcjonalnego systemu demokratycznego) spektakularnego wzrostu gospodarczego (od 7,5% do 9,2% rocznie), który napędzany był głównie rosnącymi przychodami z turystyki. Kolejne lata 2009 do 2015 charakteryzowały się raczej rachitycznym wzrostem na skutek efektów światowego kryzysu finansowego (również antycykliczna polityka fiskalna w tym czasie nie była w stanie przywrócić wzrostu gospodarczego, doprowadzając do dużego wzrostu długu publicznego aż do poziomu 130% w 2018), po czym od 2016 r. wzrost gospodarczy zaczął trwale i spektakularnie rosnąć (ok. 4% rocznie). Budżet do tej pory spinany był też transferami finansowymi krewnych i znajomych Kapwerdańczyków za granicą (to aż 20-25% PKB). Z uwagi na funkcjonującą demokrację i brak naruszeń praw człowieka wyspy korzystają z hojnej pomocy międzynarodowej.
Niemniej gigantyczny dług publiczny dla małej, otwartej gospodarki, której waluta jest związana z Euro powoduje, że kraj nie dysponuje żadnymi rezerwami fiskalnymi, które mogłyby absorbować przyszłe szoki zewnętrzne. A ten szok niestety przyszedł z najmniej oczekiwanego kierunku: pandemii koronawirusa. Z pewnością dotknięta będzie główna gałąź gospodarki - turystyka, co spowoduje katastrofalną zapaść finansów publicznych do poziomów, które oznaczają niewypłacalność kraju oraz pauperyzację ludności. Wniosek dla nas to to, że nie tylko małe kraje powinny budować bufory bezpieczeństwa w okresie dobrej koniunktury, ale większe też. Wprawdzie 44% deficytu finansów publicznych/PKB w Polsce to znacznie lepiej niż 130% w Cabo Verde, ale nie popadajmy przesadnie w hurraoptymizm, gdyż przejedliśmy bezpowrotnie super koniunkturę, nawet rozwijając się w tempie ponad 5% rocznie nie udało się nie tylko wypracować nadwyżki budżetowej (jak w kilkunastu innych krajach UE), ale radośnie zwiększać długi przy deficycie finansów publicznych, pogarszając przy tym ich strukturalną niewydolność. Taka polityka nie może dobrze się skończyć.
Wracając do Cabo Verde ten malutki kraj znany jest przede wszystkim dzięki niepowtarzalnemu głosowi i osobowości niezapomnianej Cesarii Evory. Kiedy odwiedziłem wyspy w 2005 roku Cesaria była u szczytu swojej popularności, muzykę z jej piosenkami można było usłyszeć na każdym rogu ubogich ulic wysp. Śpiewała wyłącznie po portugalsku oraz kreolsku w specyficznym dialekcie z Sao Vicente. Jej spontaniczność i skromność rozsławiła wyspy na całym świecie, Cesaria organizowała też muzyczne przedsięwzięcia, które zwracały uwagę świata na problemy Afryki (anulowanie długów najbogatszych krajów świata, pomoc w walce z Aids, ochrona środowiska naturalnego, promowanie wiosek dziecięcych i wiele innych), śpiewała też w duetach (z Aznavourem, ale też z Kayah). To jeszcze jeden powód do odwiedzenia tego niezwykłego kraju, tak różnego od całego kontynentu afrykańskiego.
Comments